Witajcie drogie kobiety!
Staram się być dobrym chrześcijaninem, praktykującym katolikiem, wychodzi różnie, mam zwątpienia, słabości, wszyscy jestesmy ludźmi. Ten temat to wynik moich ostatnich obserwacji, przemysleń, rozmów w realu i komentarzy w internecie.
Jak widziałybyście swój związek z kimś takim jak ja? Zapewne znaczna częśc z was ma już kogoś, żyje w luźnym związku, chce być sama, woli własną płeć, możliwości jest sporo, ale jednak można rozszerzyć pytanie do jakiejś teoretycznej sytuacji w równoległym wszechświecie
Wielu moich znajomych jest w takim wieku, że teraz biorą śluby. Na ogół są to śluby kościelne. Ślub kościelny jest traktowany często nie jako sakrament, ale cywilny w ładnym pomieszczeniu i z ładną oprawą. Nie chcę zrzędzić "kiedyś było lepiej" bo nie wiem czy to prawda i nie obchodzi mnie to. Żyję tu i teraz. Jako sakrament często jest brany świetokradzko chociaż osoba niewierząca pewnie i tak się tym nie przejmuje. Pewien szacunek konsekwencji budzą we mnie pary złożone z dwóch niewierzących osób, które nie biorą kościelnego pomimo "nacisków rodziny, znajomych, sąsiadów" albo "bo u nas prawie same kościelne zawsze były i u znajomych też". Rzadko dochodzi też do ślubu jednostronego w kościele gdzie druga osoba jest innego wyznania lub bezwyznania, w praktyce to częstsze przypadki. Np mój bliski angostycyzmu kolega niedawno: "Moja bardzo chciała kościelny, jej mama jest religijna też, mi to zwisa, ale postanowiliśmy wziąć tak jak się bierze normalnie kościelny, a swoje i tak wiem". Dla mnie hipokryzja, pasowałby tu właśnie jednostronny.
Inna sprawa to mieszkanie ze sobą przed ślubem i spowiedź. Czy to ma sens? Dopuszczam tutaj jakieś jednostkowe przypadki, ale same wiecie jak to najczęściej wygląda. Nie chcę zagłęboko wchodzić w czyjeś sumienie i potępiąć, ale jak ktoś się uważa za katolika i spowiedź ma dla niego znaczenie to myślenie "teraz będziemy jechali na tabletkach i latexie i się niczym nie przejmowali, a potem powiem na ucho przez kratki że żałuję i dostanę ten podpis" jest i tak błędne.
Inna sprawa, że biorąc ślub kościelny deklaruje się wychowanie potomstwa we wierze katolickiej. Nie rozumiem dlaczego ci co biorą śluby cywilne albo świętokradzko kościelne chcą potem chrztu w kościele katolickim. Ochrzcić można w innych miejscach i czy chrzest naprawdę dla nich coś znaczy. Może zjechałęm za bardzo na wątki poboczne. Nie chodzi mi o ocenianie, sam mam dużo za uszami, nie uważam się lepszy, ale mam nadzieję że rozumiecie o co mi chodzi z brakiem konsekwencji (ba, mi tez można wyciągnać brak konsekwencji w różnych dziedzinach życia i wyborach z przeszłości).
Słyszałem o szcześliwych i zgodnych małżeństwach mieszanych chociaż nie znam, ale w praktyce to może powodować wiele problemów w przyszłości np w sprawie in vitro, aborcji, anty k., które doprowadzą do końca związku. Innowierca biorący ślub mieszany w kóściele deklaruje, że nie będzie oddalać w katolickim wychowaniu dziecka. Potem co powiedzieć córeczce dlaczego my idziemy do kościoła na msze, a mamusia zostaje w domu. A jak iść całą rodziną, idąc razem z ukochaną czułbym się że ją traktuję instrumentalnie zmuszając do spędzania godziny w miejscu, w którym wcale nie chce być. Widzicie, dylematów jest sporo i "byle do ślubu" nie wystarczy bo okazuje się że im dalej w las tym więcej drzew.
Inna sprawa, że wizerunek takiego katola jak ja w tym wieku jest dość stereotypowy jako jakiegoś małego, cichego, z fobią społeczną, lękami do kobiet, niezaradnego co go przygarnęli pod skrzydła jakiegoś duszpasterstwa, jednym słowem przegrywa. A jak nie to przynajmniej jakiegoś fanatyka, katotaliba, dewota zawsze na sztywno w garniaku z uszkiem przyklejonym do radyjka. W najlepszym razie to już jakiegoś oazowca z mentalnością hipisa co do kościoła przyciągnęła go gitara. A ja się czuję normalnym facetem z krwi i kości, a więc i z cohones, do księży jako grupy społecznej jestem nastawiony dość niechętnie, nie jestem prawiczkiem, mam swój temperament i libido, czasami jestem porywczy, czasami melancholijny.
Myślę, że to trochę odwrotna sytuacja do większości. Bo na ogół są dylematy faceta czy praktykująca dziewczyna będzie "brała do" i "dawała w". Przynajmniej takie rozkminy słyszałem od niektórych znajomych w pracy czy przy piwie.
Pozdrawiam, liczę na szczere odpowiedzi.