Ale po co chcesz przedłużać swoje męki...?
Wiem o tym. Kiedyś tez miał tyle samo zajęć a z łatwością mógł znaleźć czas. Póki mu zależało. Po prostu boli takie traktowanie przez druga osobę ... jeszcze jak głupia łapie się na tym, ze czekam na telefon , wyjaśnienia. A nie ma na co. On mnie traktuje zbyt lekko. Cała prawda. Pewnie odezwie się za pare miesięcy jak będzie w pobliżu i najdzie go ochota. Teraz muszę znaleźć jakaś sile w sobie , żeby to skończyć ... chwilowo jest to trudne. Dziękuje .
Myślałam nAaet czy mu kiedyś nie zaproponować wprost spotkania, dla ostatecznej próby ... tylko wiem ze to był jeden z głupszych pomysłów
To jest bardzo głupi pomysł.
Już wystarczająco rozpłaszczyłaś się przed nim prosząc o kontakt, co on zlekceważył.
Poprosisz o spotkanie, co on również zlekceważy, być może nawet używając tych samych co dotychczas głupich wymówek - a Ty poczujesz się jeszcze gorzej.
Co jest tak fascynującego w tym facecie, że chcesz się dalej tak męczyć ?
Wiem, że masz nadzieję - że jak już przyjdzie do kontaktu, spotkania między Wami, to znowu zyskasz sobie jego przychylność i zainteresowanie, ale czy nie lepiej jest czuć to w sposób naturalny, zamiast uzyskiwać to kombinowaniem i sposobem ?
Ale po co chcesz przedłużać swoje męki...?
Chyba dlatego , ze podskórnie chciałabym mieć kontakt jak na początku ... chociaż wiem ze nic z tego na dłużej nie będzie. Ciężko to skończyć . Jeszcze w sumie bez wyjaśnień . Nic się nie stało . Jak się człowiek zagalopuje to tak głupio myśli ...
To ja może opiszę taki typ człowieka na przykładzie mojej pracy. Odpowiadam za stały kontakt z klientami i ludzie dzielą się na 3 grupy. Jedni potrafią prosto z mostu powiedzieć o co im chodzi, odmówić spotkania, zerwać kontakt i jasno powiedzieć, że kończą współpracę, drudzy zawsze pojawiają się na umówionych spotkaniach, dotrzymują słowa, są rzetelni. Z kolei w trzeciej grupie znajduje się ten twój facet. Takie osoby umawiają się na spotkania i nie przychodzą, potwierdzają wizyty i się na nich nie pojawiają. Jeśli do nich dzwonię to zawsze nie mają czasu, źle się czują, ale za tydzień, miesiąc, rok na pewno się u mnie pojawią. Nadchodzi czas spotkania i znowu ich nie ma, ale za 2 dni, po weekendzie na pewno przyjadą i tak dalej... To typ ludzi, którzy kręcą, nie potrafią odmówić, nie mają jaj. Może moje przykłady nie dotyczą uczyć, ale chciałam Ci nakreślić, że takie zachowanie jest bardzo typowe. Z drugiej strony też Cię rozumiem, bo sama dawno temu byłam w relacji, w której facet mnie olewał, kręcił z inną na boku, przez miesiace się nie odzywał, a ja czekałam jak głupia gapiąc się w telefon i czekając na wiadomość. Sama też do niego pisałam, bo tak chciałam tego kontaktu. Potem dopiero się dowiedziałam, że kiedy ja o nim śmiałam to on się dobrze bawił z innymi koleżankami, a ja byłam kołem zapasowym, którego można było użyć z braku laku. Żałuję, że straciłam na niego tyle czasu, ale z drugiej strony byłam niedoświadczona, a teraz przynajmniej jestem mądrzejsza i znam swoją wartość.
Daj sobie spokój. Facet wcale nie jest toksyczny, tylko nie lubi się angażować (albo nie chce, pewnie stoi za tym jakaś historia).
To narzucanie się mu i straszenie nic Ci nie da. On ma Cię gdzieś, kiedyś pewnie odezwie się z nudów albo jak aktualna seks przyjaciółka mu nie da. Ale za tym nie stoi żadna ckliwa historia, jakich pewnie masz w głowie tysiące.
Odnawiam temat po miesiącach, ponieważ jest już lepiej. Jednak weszłam na inne etap myślenia, końcowy.
Mam może głupie pytanie. Czy jeśli od początku wiedziałam, że taka relacja kiedyś się musi skończyć, nie było żadnych deklaracji... to mam prawo czuć się skrzywdzona, potraktowana jak zabawka? Przez to, że urwał kontakt bez słowa, z dnia na dzień, zaczął olewać moje prośby o jakaś rozmowę. Czy on po prostu miał do tego prawo, skoro była to od początku jakaś "luźna relacja?" Czy to tylko ja jestem sama sobie winna? Nie powinnam więc czuć się zraniona, upokorzona i być na niego zła?
Aha... czyli ledwo sie znacie i kilka razy seks uprawialiscie. Gratuluje głupoty.
Odnawiam temat po miesiącach, ponieważ jest już lepiej. Jednak weszłam na inne etap myślenia, końcowy.
Mam może głupie pytanie. Czy jeśli od początku wiedziałam, że taka relacja kiedyś się musi skończyć, nie było żadnych deklaracji... to mam prawo czuć się skrzywdzona, potraktowana jak zabawka? Przez to, że urwał kontakt bez słowa, z dnia na dzień, zaczął olewać moje prośby o jakaś rozmowę. Czy on po prostu miał do tego prawo, skoro była to od początku jakaś "luźna relacja?" Czy to tylko ja jestem sama sobie winna? Nie powinnam więc czuć się zraniona, upokorzona i być na niego zła?
Jesteś bardzo naiwna. Oczywiście, że nie masz podstaw, aby czuć się oszukana - ponieważ nie był to związek a luźna relacja oparta głównie na seksie (w każdym razie na pewno dla niego tym była). Ty wkręciłaś się na maxa, bo facet Ci imponował, jest znany itd. Wyobraziłaś sobie o wiele więcej, niż naprawdę było, uwierzyłaś że jesteś dlań kimś wyjątkowym... Nie byłaś, niestety. Daję głowę, że ma / miał kilka innych podobnych relacji w tym samym czasie, pewnie z racji swego statusu może sobie na to pozwolić i na 1000% z tego korzysta. Czy ma żonę/partnerkę to inny problem i nie o nim mówimy.
Prenensje o swoje złe samopoczucie po zakończeniu tej znajomości możesz mieć wyłącznie do siebie, gdyż jak wyżej nakreśliłam - uwierzyłaś w coś, co nie istniało od początku, zamiast potraktować to jako miłą odskocznię od dnia codziennego. Wyciągnij z tej lekcji wnioski na przyszłość i nie wierz w piękne słowa mężczyzn, lecz w ich czyny jak już powiedziano w tym wątku. Będzie dobrze. Wyluzuj już i nie myśl o nim.
Przeniesione z uporczywych dubli Autorki, ciągle dotyczące tego samego pana:
Mam jedno pytanie.
Miałyście dobrą relację z facetem, niby bez zobowiązań, ale jednak często rozmawialiście ze sobą i spotykaliście się. Coś pomiędzy wami się dość szybko wydarzyło. Jednak to on zawsze inicjował kontakt. Nagle z dnia na dzień zamilknął. Tłumaczył się problemami i zarzucił, że wy też nie odzywałyście się pierwsze. Co było prawdą.
No i teraz przechodzę do sedna. Po takim jego zarzucie piszecie smsa w stylu "jestem jutro około południa w twoich okolicach, jakbyś miał ochotę to daj znać".
Nie dostajecie żadnej odpowiedzi na to. Myślicie, że po prostu nie powinno się w taki sposób proponować spotkania? Że nie odpisał bo potraktował to nie na poważnie? Może to moja wina bo w taki sposób nie proponuej się spotkań, wychodzi to zbyt olewczo. Co sądzicie? Czy po prostu nie odpisał bo ma mnie gdzieś
Cześć! Zakładam nowy temat bo poprzednie są już mocno nie ma czasie.
W ubiegłym roku przez kilka tygodni spotykałam się z jednym facetem. Nie było to nic na poważnie, ale jednak spaliśmy ze sobą, dużo gadaliśmy, spotykaliśmy się itd. Nagle kontakt się urwał. Bez powodu. W sumie bardziej z jego inicjatywy. Kiedyś po dłuższym czasie napisałam smsa, ze mi przykro ze nie odpisał na moja wiadomość i zamilknal bez słowa. Nie odpisał. Ostatnio po pół roku milczenia zaczepił mnie w komentarzu na fb, kilka dni później napisał smsa, ze spotkał mojego ulubionego aktora. Odpisałam mu na to neutralnie, ale on już nie odpowiedział. Teraz będę w jego mieście i zastanawiam się czy po takim czasie, wypada mi do niego zadzwonić i powiedzieć ze jestem w jego okolicach i czy ma ochotę na Kawę? Co uważacie ? Chciałabym się z nim spotkać, pogadać. Nie oczekuje nie wiaodmo czego. Jakoś przypomniał mi o sobie.
Kilka miesięcy temu urwał mi się totalnie kontakt z facetem, z którym się luźno przez krotki czas spotykałam. Głównie z jego winy, ale z mojej trochę tez bo gdy przestał się odzywać to ja tez tego nie zrobiłam. Mniejsza z tym. W każdym razie jakiś czas temu napisał do mnie jednego smsa, o niczym. Jakoś postanowiłam spróbować odnowić kontakt. Naprawić to co zepsulam również ja choć może zbyt późno. On mieszka ode mnie 200 km i dziś mu napisałam ze przez chwilkę będę w jego mieście i zapytałam czy ma ochotę się spotkać. Odpsial następująco „fajnie by było... niestety wróciłem w nocy z pracy, trochę odpoczywam i jadę ze znajomymi na tydzień na wakacje bo długo to planowaliśmy”. Odpisałam mu ze „okej, może jeszcze będzie jakaś okazja” i za chwile wysłałam jeszcze jednego smsa „pożyjemy zobaczymy, może coś wpadnie, miłego wypadu”. Odpsial ze dziękuje. Tyle. Co o tym myślicie? Czy wypada mi jeszcze raz spróbować? Bo za jakieś dwa tygodnie znowu tam będę. Może napisać mu wtedy „jestem jutro w Twoich okolicach”. I nic więcej, zobaczyć reakcje. Czy olać? Jak odebralibyście jego odpowiedz? Czy wypada mi jeszcze raz spróbować, ale tak luźno właśnie. Dać mu pole do popisu ?
W ogóle co uważacie o tej krótkiej wymianie wiadomości? Dobrze to rozegrałam? Nie chciałabym żeby pomyślał ze bardzo mi zależy ani wyjść na wariatkę. Próbować jeszcze raz? Smsem o treści ze „jestem w jego mieście” znowu i czekac na reakcje? Wysłać sucha wiadomość z informacja. Nie oczekuje nie wiadomo czego. Jakoś chciałabym po prostu wybadać teren. Nie licze na coś poważnego.