Ququ owszem byłam w takiej sytuacji, bał się powiedzieć że go zostawię, a prawda i tak wyszła na jaw. Okazało się że ukrywał to przez dwa lata. O wiele bardziej bym doceniła faceta który się przyznał niż takiego co ukrywa i udaje szopkę że wielce kocha.
Ja tam bym nie cenił żadnego z tych facetów, bo jak zdradzasz to jesteś kawał gnoja bez względu na to czy do tego kłamca czy prawdomówny.
Mówię to jako fan szczerości w związku (co do zdrady zawsze mówiłem żonie: jeśli zdradzisz,
rób tak żebym się o tym nie dowiedział) . Zdrada to taki typ podłości, który nie boli w momencie popełniania jej przez zdradzającego a w momencie gdy zdradzany się dowiaduje (inaczej niż np przy przemocy domowej gdy ofiarę boli już w momencie popełniania).
Dlatego szczerość w takim momencie nic nie daje poza bólem ofiary i "zrzuceniem" balastu przez "gnoja".
Ten przykład pokazuje też, że sprzyjające okoliczności zwiększają ryzyko zdrady czemu mocno oponują osoby "zero-jedynkowe" - pełna wolność, bo jak ma zdradzić to i tak zdradzi.
Dla mnie geneza zdrady często przypomina genezę katastrofy lotniczej. Żeby do nich doszło musi zaistnieć kilka sprzyjających okoliczności na raz. Unikając niektórych rzeczy zmniejszamy prawdopodobieństwo katastrofy.
Oczywiście mamy "samoloty", które są stworzone do katastrof ale przeważają takie, które przy dobrej woli i unikaniu "zagrożeń" nigdy się nie rozbiją. Czego wszystkim życzę
Dla autora nie mam nic ciekawego do dodania poza tym co już napisane: nie narzucaj się teraz z tekstami o miłości. One teraz w uszach żony brzmią jakbyś sobie z niej jaja robił. Zajmij się dziećmi, domem, szykuj się do drogi. Dobrze już było. Teraz będzie źle albo bardzo źle.