Z wtedy jeszcze chłopakiem zaczęliśmy być ze sobą na koniec liceum. Dobrze nam razem było, więc wyjechaliśmy razem na studia do innego miasta i zamieszkaliśmy w akademiku. Tam poznałam X, którego poznałam z moim i szybko się zaprzyjaźnili. Okazało się, że ma pokój zaraz obok. Wtedy właściwie wszystko się zaczęło psuć. Ja nie miałam tam żadnych przyjaciół, prawie nie wychodziłam, tymczasem on non stop imprezował z kumplami. Oczywiście nie miałam wstępu na te imprezy, bo to były "męskie" spotkania. Z czasem zaczęłam mu robić ogromne pretensje, nie rozumiałam dlaczego nie woli mnie, dlaczego muszę siedzieć ciągle i się denerwować. To byli tacy "prawdziwi" przyjaciele, że nie raz go zostawiali kompletnie nieprzytomnego gdzieś na mieście gdzie na chodniku spędzał noc. On chciał imprezować coraz więcej, ja chciałam, żeby było coraz mniej, no i stało się - zerwał ze mną.
Nie to, żeby było nam razem źle, po prostu on chciał móc robić co chce a ja mu na to nie pozwalałam (choć i tak robił swoje). On sam by na to nie wpadł, ale X to był lovelas który chciał mieć wolnego kumpla do popijaw, by bawić się jak najlepiej, więc tak długo go na mnie nastawiał, aż mój stwierdził "Tak! Ona jest beznadziejna, muszę ją zostawić!!". Ogólnie wtedy poznałam X już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to jest zwykła ludzka k***a. Był niezwykle charyzmatyczny i zabawny, co widział mój, ale nie zauważał, że był skrajnym narcyzem, egoistą, który by własną rodzinę wykorzystał dla własnych korzyści. Nigdy nie poznałam gorszego człowieka. Absolutnie świadomie działał od miesięcy, żebyśmy się rozstali.
Właściwie po tygodniu było widać już, że mój wtedy ex dalej mnie kochał i natychmiast pożałował swojej decyzji, ale, że jest bardzo upartym człowiekiem który nie umie przyznać się do błędu, zejście się zajęło nam 3 miesiące. Ja też wtedy zrozumiałam, że nie mogę go ograniczać tak jak to robiłam i moje myślenie było złe. Okazało się, że te 3 miesiące spędzili na ostrym chlaniu i ćpaniu, brali fete, lsd, extasy, mefedron, wyjarali kilogramy zielska. Właściwie to zerwał ze mną żeby imprezować. Właśnie tego chciał X.
Od razu postawiłam ultimatum - albo ja albo X. Ten człowiek sprawił mi ogrom bólu, a do tego wpływał na moje i jego życie bardzo negatywnie. Był po prostu pijawką która się przyssała i nie chciała się odwalić. Mieszał, kłamał, manipulował.Mój wybrał mnie i tak się skończyła nasza znajomość z X.
Niby.
Jak się później okazało, wielcy przyjaciele po kryjomu się czasem spotykali. Gdybym wtedy wiedziała, to byłby na 100% koniec. Dalej nie rozumiem jak mógł tak ryzykować naszym związkiem dla tego człowieka.
Byliśmy razem i nasz związek się umocnił, minął czas. Dużo się zmieniło, byliśmy razem już z 5 lat. Zgodziłam się spróbować pewnych rzeczy (extasy, lsd) i nawet raz na jakiś czas w ten sposób się bawiliśmy. Na jego urodziny powiedziałam, że jeśli tak tęskni za X, mogą się czasem spotykać. Ogromnie się ucieszył. Na początku było dobrze, X wiedział już, że ze mną nie wygra, że jeśli coś zwali, to znowu zniknie. Już nie było "męskich" wyjść, a wspólne ze wspólnymi znajomymi. Jak się dowiedział, że czasem sobie coś bierzemy (w tym ja!) to był bardzo zaskoczony i można powiedzieć, że nawet się polubiliśmy. Miał dziewczynę która go ograniczała o wiele bardziej niż ja mojego za czasów akademika... Nie rozumiałam tego. Przyjechała moja koleżanka i skończyła u niego w mieszkaniu, choć miał dziewczynę - nie moja sprawa.
I tak powoli się wkradł w nasze życie, poznaliśmy jego dziewczynę z którą się bardzo polubiłam. Traktował ją paskudnie. Po prostu obrzydliwie. Widać było jakim człowiekiem jest naprawdę i jak traktuje innych ludzi. Wtedy myślałam, że będąc z nim sama sobie zadaje ból. Oboje tak myśleliśmy. Wtedy na jednej z imprez pod wpływem extasy powiedział mi, że zawsze marzył o seksie ze mną (!). Powiedziałam to swojemu który z nim pogadał i X wytłumaczył mu, że to pod wpływem dragów i się nie powtórzy. Oczywiście powtarzało się na każdej imprezie! Tłumaczył mi, że przyjdzie jak mojego nie będzie, że nawet nie zauważy. Cały czas mnie podrywał i robił różne aluzje. Mówił, że szkoda, że mu powiedziałam, bo teraz się musimy kryć (!). Zagroziłam, że jak nie przestanie to o wszystkim mu powiem.
Wtedy wzięliśmy ślub. Oczywiście X był świadkiem mojego męża. W międzyczasie wyjechał do innego kraju do pracy i byłam ogromnie szczęśliwa.
I znowu - rozstał się ze swoją dziewczyną i stwierdził, że wraca. To już wydarzenia z ostatnich dni. Spotkałam się z nią zaraz po jej powrocie do Polski. Szok. Cała posiniaczona powiedziała mi, co się działo. Jak jej tłumaczył, że jest szmatą, dziw*ą, że nikogo nie znajdzie, a później właził do łóżka z tekstem "Co, już nie mogę tu spać?". Jak ją szarpał i bił. Kazał zwracać jakieś pieniądze nie wiadomo za co. Nie miała tam nikogo oprócz ludzi których poznała przez niego, kiedy ją tak terroryzował psychicznie i fizycznie, to jednocześnie zadbał by nie miała do kogo gęby otworzyć. Uwierzyłam jej w 100%, bo znałam X i znałam ją. Nie wymyśliła tego. Zadecydowałam, powiedziałam wspólnym znajomym.
Wszyscy go zablokowali i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Oprócz mojego męża. Już mniejsza z akcją z tą dziewczyną, powiedziałam mu o tym jak jego najlepszy przyjaciel i świadek naszego ślubu za jego plecami próbował mnie zawzięcie przelecieć! I NIC. Nie interesuje go to. Udaje poruszonego, mówi, że z nim pogada (po co, żeby wypluwał dalej tę truciznę?) Dla mnie to chore i straciłam masę szacunku do męża. Stał się dla mnie obrzydliwy. Jak można tak dawać sobą pomiatać? Jak on może chcieć dalej utrzymywać kontakt z X? Nie zabronię mu, bo i tak się będą po kryjomu spotykać jak wcześniej. Boję się, że już nigdy się go nie pozbędę ze swojego życia.
To było wczoraj i zapowiada się na to, że nic się nie zmieni między nimi. Co mogę zrobić? Jak uświadomić męża kim jest jego przyjaciel? Do niego nic nie dociera