Ale właśnie w tym przypadku chodzi o to, że ta różnica nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, czy to facet kogoś molestuje, czy to kobieta kogoś molestuje. Nie ma znaczenia: że taka płeć, że taki ubiór, że hormony chłopców, że empatia dziewczyn.
Bo jeśli bierze się to pod uwagę, to nagle z molestowania robi się jakieś kpiny: "kobieta molestowała mężczyznę, hehe, ale słaby", "mężczyzna molestowała kobietę, pewnie chciała, po co inaczej jej miniówka", "mężczyzna molestował, ech, normalne, są do tego biologicznie uwarunkowani", "kobieta - wiadomo - słabsza, empatyczna, pewnie nie chciała urazić, a mogła powiedzieć nie". Kiedy się powtarza takie opinie, jak tu na forum, to nie jest wyjaśnianie, dlaczego się coś wydarzyło, nie dla tych, których dotyczy zjawisko. Dla kobiety to sygnał, że była sobie winna, a dla mężczyzny, że przecież nie miał szans się obronić przez pokusą.
Pragnienie jest takie, żeby traktować molestowanie jako molestowanie. I koniec. Tak jak kradzież to kradzież, nikt nie chodzi i nie przekonuje, że jakaś tam płeć jest bardziej do tego predysponowana. Indywidualny człowiek podejmuje decyzję, to niech poniesie 100% konsekwencji. Nikt nie usprawiedliwia kradzieży. Można się przed nią bronić, ale nikt po fakcie nie próbuje mówić, że ktoś "kusił" czy dawał sprzeczne sygnały. I wiadomo inaczej się potraktuje kogoś, kto poklepał po tyłku, a inaczej kogoś, kto wsadzał ręce w majtki; tak samo jak inaczej się traktuje kogoś kto ukradł parę stów albo parę tysięcy. Ale jedno i drugie to kradzież i jakoś nikt się nie rzuca, że śmiałam nazwać utratę 100zł kradzieżą, a tu pojawiają się głosy, że "o rany, lamentuje że poklepał ją po tyłku, już molestowanie".