Czytam i nie wierzę.
Paniom feministkom nie chodzi o prawdę. Najważniejsze, żeby zaszczuć faceta, najważniejsze, żeby zagryźć. Jego wina nie jest istotna, jest winny, bo jest facetem, bo narzędzie zbrodni ma przy sobie, bo ktoś tak powiedział, to na pewno tak jest. A może to jeden z tych przypadków, gdy oskarżenie było kłamstwem? To jest polityka - może komuś było nie na rękę, że Sargeant był na tym stanowisku, może ktoś chciał zająć to stanowisko, może ten ktoś zapłacił jakiejś pracującej tam kobiecie, by go oskarżyła?
Istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności - uznajemy kogoś za niewinnego dopóki nie udowodniono mu winy.
Wobec Sargeanta padły oskarżenia o niestosowne zachowanie - nie o gwałt. Znając UK to mogło być poklepanie po plecach bądź komplement, bo i taki przypadek był.
Tak na zdrowy rozum: kiedy oskarżenie najbardziej boli? Wtedy, gdy jest niesłuszne. Zdarzyło sie Wam być kiedyś niesłusznie o coś oskarżonymi? O niedopatrzenie, o błąd w pracy, o pomyłkę, o kłamstwo? Boli wtedy najbardziej, gdy tego nie zrobiłyście, boli niesprawiedliwość. Jeśli się kłamie, bądź robi cos celowo, to raczej gra się na bezczelnego, wypiera. Moja teoria jest taka, że ten człowiek się zabił, bo było mu wstyd, że jego, uczciwego gościa oskarża się o takie rzeczy. Mogło tak być. Ale dla Was to nie ważne. Rzuciłyście się jak wygłodniałe wilki.
Nikt mi nie powie, że feministki nie nienawidzą mężczyzn. Ten wątek, reakcja na śmierć człowieka, który potencjalnie może być niewinny, jest tego najlepszym dowodem.
v napisał/a:ojjj, czyżby kilkadziesiąt minut "akcji" zniszczyło mu zycie? wink)
pewnie był słaby
Brawo. Wszystko wiesz lepiej. Masz jakieś dowody na poparcie swojej tezy?
Cała ta akcja opiera się na he said, she said, na niczym więcej, czyjeś słowa, bez dowodów wystarczą, by człowieka pogrążyć. Zwykłe polowanie na czarownice, nikogo już nie obchodzą takie błahostki, jak dowody.
Jesienna napisał/a:Jak się kogoś molestuje - i zauważmy, że skoro została złożona oficjalna skarga, to nie mogło chodzić o krzywe spojrzenie, bo to nie podpada pod kodeks karny - to trzeba się liczyć z tym, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw
No właśnie w UK to mogła być zupełna bzdura, poklepanie po plecach, komplement. Mogę w każdej chwili iść i złożyć na szefa taką skargę.
v napisał/a: qrde, w przepisach jest jasno napisane, ze jak ktos się na cos zgadza pod przymusem, nawet jeśli dostaje za to korzysc (korzysc czesto jest po to, zeby jeszcze bardziej upupić taką osobą - bo potem mozna powiedziec: w koncu wziąłeś kase), to umowa - jakakolwiek by nie była - nie jest ważna
A skąd wiesz, że one zgadzały się pod przymusem? Skoro to była taka tajemnica Poliszynela, co robi Weinstain, to równie dobrze one mogły wiedzieć, po co tam idą, po co idą do jego pokoju hotelowego. Otrzymały korzyści w zamian za usługę. To jest raczej prostytucja niż molestowanie. Teraz sie mszczą. Łatwiej zrobić z siebie ofiarę niż przyznać, że jest się prostytutką - żeby nie użyć innego określenia.
Niektóre mogły faktycznie być naiwne, ale inne równie dobrze mogły wiedzieć, co robią.
Jeśli ten wątek mnie czegoś nauczył, to tylko tego, by trzymać się z dala od feministek.
PS.
Faktycznie ciekawe, że po tylu latach wszyscy mają taką doskonałą pamięć co do szczegółów.