Gorzej... bo w mafii
Ciekawe, czy zgadniesz w której?
MAfia ktora zabija smiechem? Jestes tam szefem ds pajacowania do upadlego?;p
Nie czepiaj sie Snake-a, nie kazdy jest artysta,p
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Moralność vs zdrada
Strony Poprzednia 1 … 7 8 9 10 11 … 14 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Gorzej... bo w mafii
Ciekawe, czy zgadniesz w której?
MAfia ktora zabija smiechem? Jestes tam szefem ds pajacowania do upadlego?;p
Nie czepiaj sie Snake-a, nie kazdy jest artysta,p
Snake napisał/a:Gary, zapytam o coś na poważnie, bo serio nie wiem. W życiu miałem tylko jedną kobietę więc nie wiem. To jest jakaś różnica? Bo mnie laikowi zawsze wydawało się, że dziura, to dziura? Czy chodzi o otoczke?
Snake, sukinkocie
Rozbroiłeś mnie.
Chyba najciekawszy wpis w tym temacie!
Szacun...
okeeey, chyba sie pieknie zblaznilam;))):D:D:D - on tego nie pisal serio?:))))) (nie znam goscia nie kojarze zalozylam ze pytanie jest powazne;D;D)
Vicky! Ja się Snake'a nie czepiam...! Dla mnie to cholernie inteligentne kwestie i odważne! Ma facet jaja i głowę. I poczucie humoru Ja mu wyraziłem szacun
Facetów zwykle należy czytać literalnie.
A ja to nie... Mafia ds pajacowania to tak ale... ja tak wysoko nie awansowałem
szukam więc tutaj fuchy na boku. Trzeba dorobić
PS. on to pisał właśnie w kilku wymiarach... to jest najlepsze, że nie dojdziesz
acha czyli ci placa za to. Dobra, ide, nie bede nabijac kasy mafii.
lol
Dobranoc, ide, bo schodzimy na suchary:p Nocne, suche poczucie humoru charakterystyczne dla osob, ktore spedzaja samotnie bezsenna noc:) narazie !
skad wiesz, co wolalyby te dzieci? Wlasnie. Nie wiesz. Dla jednego pewnie bylaby lepsza prawda, dla drugiego prawda bylaby zabojcza. To jest relatywizm.
Nie mozna dokonac wyboru, nie ponoszac jego ciezaru. Dlatego nie mozna krytykowac kogos az tak bardzo zeby psy na nim wieszac (jak tu Garego) i jednoznacznie szufladkowac, bo nie znamy do konca przyczyny sytuacji, w jakiej jest, i przede wszstkim, nie znamy jego zony.
Różnica między żoną Gary'ego a dziećmi jest taka, że dzieci ode mnie się uczą... jeśli chcę, żeby nikogo nie oszukiwały, to sama nie mogę oszukiwać.
Nie znam jego żony, ale mam takie dziwne wrażenie, że jeśli - tak jak w Twoim przykładzie z moim umieraniem - prawda nagle wyjdzie na jaw (co nie jest takie znowu mało prawdopodobne, niestety), to żona jednak poczuje się oszukana i nieszczęśliwa...
Ty żyjesz w otwartym związku i spoko. Nikt nikogo nie oszukuje. A Gary żonę oszukuje. Gdyby nie oszukiwał, nie miałby dylematu "zdrada czy moralność", bo nie byłoby zdrady.
Sądząc po Twojej linii obrony Gary'ego (przykład z uświadamianiem dzieci), myślę, że po prostu oboje unikacie trudnych rozmów, w których trzeba by było odrobinę zastanowić się nas swoim życiem Nie wiem, z czego to wynika, z egoizmu, ze strachu, z lenistwa... nie ma to znaczenia. Różnica między Wami jest taka, że Ty znalazłaś kogoś, z kim się umówiłaś na życie takie, jakie Ci pasuje i ten ktoś nie ma nic przeciwko. A Gary usiłuje przez życie prześliznąć się kosztem innej osoby. I tak, uważam, że jest to żony kosztem. Bo jeśli kiedyś się dowie, że całe życie była zdradzana, to ona będzie uważać, że to jej życie zostało zmarnowane... Z prostego powodu - nikt jej nie zapytał, czy takiego życia chce. Bo ktoś uważał, że ją chroni z miłości... haha... nie uważasz, że z miłości się nikogo do niczego nie zmusza? Zwłaszcza bez jego wiedzy?
Pietruszka, jak zawsze w sedno trafione
Zona Garego to dorosla kobieta, a nie pieciolatek. Ma zdolnosc pelnego decydowania o sobie, ktora Gary jej odbiera...bo, wie lepiej od niej jak jej zycie powinno wygladac. Na serio?
Tak sie zastanawiam jak Gary by zareagowal, gdyby sie dowiedzial, ze jego zona przez lata ukrywala przed nim jakas bombe z opoznionym zaplonem (niewazne co, ale cos mocnego, co by mu zawalilo jego swiat), dla jego "dobra".
Pietruszka, jak zawsze w sedno trafione
Tak sie zastanawiam jak Gary by zareagowal, gdyby sie dowiedzial, ze jego zona przez lata ukrywala przed nim jakas bombe z opoznionym zaplonem (niewazne co, ale cos mocnego, co by mu zawalilo jego swiat), dla jego "dobra".
Takie coś może dosłownie zabić poczucie własnej wartości i zniszczyć psychikę. Dlatego wszelkie bomby powinno się wcześniej "zaprezentować", by 2 osoba miała świadomość z kim się wiąże. Po 2 jeżeli takie "newsy" pojawiają się w późniejszym czasie - to mimo, iż jest to trudne, należy być szczerym. Inaczej osoba, która zrobiła coś złego będzie się z tym męczyć i wpłynie to negatywnie na relacje z partnerem. Szczerość to fundament udanego związku.
Snake napisał/a:Gary, zapytam o coś na poważnie, bo serio nie wiem. W życiu miałem tylko jedną kobietę więc nie wiem. To jest jakaś różnica? Bo mnie laikowi zawsze wydawało się, że dziura, to dziura? Czy chodzi o otoczke?
Sa ludzie, dla ktorych obraz to obraz. Popatrza, stwierdza: ladny lub nie, jak zobacza obraz impresjonistyczny czy abstrakcyjny pukaja sie w glowe i mowia "komus farba sie wylala na plotno czy jak?" Dla nich obraz to obraz, cos co wisi na scianie i trzeba odkurzac. Inni ludzie zachwycaja sie nimi, delektuja kazdym milimetrem, odnajduja glebszy sens, analizuja kazdy szczegol, zastanawiaja sie nad geneza ich powstania, stojac przed obrazem nawet godzinami potrafia niemal poczuc to, co autor czul tworzac obraz. Ci drudzy to artysci.
I z seksem jest podobnie. Dla wielu seks jest czyms mistycznym - jest sztuka, w ktorej dziura odgrywa drugorzedna czy nawet ktoras-tamrzedna role. Delektuja sie kazdym szczegolem, stad zamilowanie do zmian w seksie, bo kazda zmiana, kazdy zapach, ton glosu, sposob mowienia i dotykania - to nowe niepowtarzalne bodzce. To artysci. Taki jest m.in. Gary.
Ty widzisz dziure. Ona ma spelniac role i ja spelnia. Nie pomyslalbys moze nawet po co ci inna. Obraz to obraz.
Vicky, taka życiowa porada. Jest niewątpliwie męskie powiedzenie "nie wcinaj się między wódkę, a zakąskę". Jak jeden facet pyta o konkret, a drugi konkretnie odpowiada, to nie wyskakuj z tym niewątpliwie babskim pseudoartystycznym bełkotem. Pasuje jak dyskusja o przewagach mistrzów szkoły holenderskiej przy okazji omawiania faktu, że ktoś komuś, nocą sprayem HWDP na ścianie nabazgrał. Oczywiście można ale po co?
Ja Garego nie oceniam, robi co uważa, jego sprawa. Zapytałem konkretnie z ciekawości i konkretnie dostałem odpowiedź, że chodzi aby dziura miała inną otoczkę. Nie lepszą, może być gorsza byle była inna niż wczoraj. No i ok, jest to jakiś powód, a każdy ma swoje upodobania.
Natomiast co do tego, że rozmowy o seksie z małżonkiem są uwłaczające, to się nie zgodzę. To tak jakby traktować, to jako coś uwłaczającego i bać się spytać żony czemu od 20 lat na obiad zawsze gotuje pomidorową i mielonego z ziemniakami. A ponieważ zapytanie, a co gorsza próba ustalenia wspólnego menu jest taka uwłaczająca zapychanie się poza domem frytami...
Pukanie na prawo i lewo... a nie boicie się, że mąż czy żona przyniesie do domu AIDS albo inne świństwo? I nieświadoma żona/mąż nie będzie o tym wiedzieć....
Fragment artykułu, który polecałaś w innym wątku:
"Pożądanie jest prostym uczuciem, któremu przyświeca jeden cel: potrzeba zaspokojenia. Natomiast miłość jest uczuciem bardziej skomplikowanym, abstrakcyjnym i, co za tym idzie, mniej zależnym od fizycznej obecności drugiej osoby – tłumaczy prof. Pfaus."Cóż... raczej musi się profesor od Starowicza uczyć. Pożądanie to nie jest uczucie proste. Pożądanie to uczucie do konkretnej osoby -- można pożądać żony, albo koleżanki w pracy. Tej konkretnej. Popęd to jest uczucie o którym pisze Pfaus -- to jest jak głód, który trzeba zaspokoić. Popęd realizujemy szukając seksu z kimkolwiek. Pożądanie poajwia się jak ją widzimy i chcemy przelecieć.
Widzisz, a tymczasem Starowicz uczy się od profesora Pfausa
Gary, w innym wątku napisałeś, że Ciebie jara KAŻDA kobieta, Byleby niezbyt tłusta. To jak to jest z Tobą, czy to jest popęd, czy pożądanie?
Snake napisał/a:Gary, zapytam o coś na poważnie, bo serio nie wiem. W życiu miałem tylko jedną kobietę więc nie wiem. To jest jakaś różnica? Bo mnie laikowi zawsze wydawało się, że dziura, to dziura? Czy chodzi o otoczke?
Ty widzisz dziure. Ona ma spelniac role i ja spelnia. Nie pomyslalbys moze nawet po co ci inna. Obraz to obraz.
I kolejny raz Vicky wie lepiej od samego autora tekstu, co on miał na myśli, jak w ogóle myśli i odbiera świat, czym dla niego jest co. I oczywiście musi mu uświadomić, jak powinien myśleć i widzieć
Ja Garego nie oceniam, robi co uważa, jego sprawa. Zapytałem konkretnie z ciekawości i konkretnie dostałem odpowiedź, że chodzi aby dziura miała inną otoczkę. Nie lepszą, może być gorsza byle była inna niż wczoraj. No i ok, jest to jakiś powód, a każdy ma swoje upodobania.
.
))) czyli to jednak bylo pytanie NA SERIO?;pp:D:D:D::)))))))))))) Nie no ok, pytac kazdy moze:D:D:D
Natomiast co do tego, że rozmowy o seksie z małżonkiem są uwłaczające, to się nie zgodzę. To tak jakby traktować, to jako coś uwłaczającego i bać się spytać żony czemu od 20 lat na obiad zawsze gotuje pomidorową i mielonego z ziemniakami. A ponieważ zapytanie, a co gorsza próba ustalenia wspólnego menu jest taka uwłaczająca zapychanie się poza domem frytami...
nie rozmowy O SEKSIE sa uwlaczajace, ale negocjowanie ilosci seksu werbalnie. Porownanie zarcia do seksu?:)) Do ugotowania obiadu mozna sie zmusic. Mozna sie nauczyc nowych potraw. Ewentualnie zamawiac catering od czasu do czasu. Mozna nawet nie zjesc, najwyzej sie schudnie.
Do seksu nie mozna sie zmusic. Kogos innego tez nie mozna zmusic do niego. Nie mozna nimu dokupic libido w kostce i rozpuscic w szklance wody. Taka subtelna roznica.
Do seksu nie mozna sie zmusic. Kogos innego tez nie mozna zmusic do niego. Nie mozna nimu dokupic libido w kostce i rozpuscic w szklance wody. Taka subtelna roznica.
Zmusić nie można, ale jak najbardziej można seksem kogoś zainteresować. Gary w innych wątkach wypowiedział się wyraźnie: dla niego seks to minetka, a potem pchać ostro i szybko tak, jak on lubi. Świętemu by się znudziło, a nie tylko jego żonie Ileż razy można w kółko tak samo?
Dla mnie to właśnie tak wygląda Ja mam wysokie libido, ale też po parunastu takich razach wolałabym sobie książkę poczytać...
))) czyli to jednak bylo pytanie NA SERIO?;pp:D:D:D::)))))))))))) Nie no ok, pytac kazdy moze:D:D:D
A było skierowane do ciebie?
nie rozmowy O SEKSIE sa uwlaczajace, ale negocjowanie ilosci seksu werbalnie. Porownanie zarcia do seksu?:)) Do ugotowania obiadu mozna sie zmusic. Mozna sie nauczyc nowych potraw. Ewentualnie zamawiac catering od czasu do czasu. Mozna nawet nie zjesc, najwyzej sie schudnie.
Do seksu nie mozna sie zmusic. Kogos innego tez nie mozna zmusic do niego. Nie mozna nimu dokupic libido w kostce i rozpuscic w szklance wody. Taka subtelna roznica.
A ty naprawdę masz tyle lat co masz wpisane? Bo to powyżej reprezentuje poziom wiedzy 15 latki po lekturze jakiegoś erotycznego romansidła. Z tego da się wyrosnąć ale trzeba chcieć...
vicky85 napisał/a:Do seksu nie mozna sie zmusic. Kogos innego tez nie mozna zmusic do niego. Nie mozna nimu dokupic libido w kostce i rozpuscic w szklance wody. Taka subtelna roznica.
Zmusić nie można, ale jak najbardziej można seksem kogoś zainteresować. Gary w innych wątkach wypowiedział się wyraźnie: dla niego seks to minetka, a potem pchać ostro i szybko tak, jak on lubi. Świętemu by się znudziło, a nie tylko jego żonie
Ileż razy można w kółko tak samo?
Dla mnie to właśnie tak wyglądaJa mam wysokie libido, ale też po parunastu takich razach wolałabym sobie książkę poczytać...
Otóż to.
Ponadto ile razy można powtarzać, że nie jest problemem libido.
Gary chce jednego rodzaju seksu z różnymi kobietami, a nie różnorodny seks z jedną kobietą.
Kto wie jakby się sprawy ułożyły gdyby Gary popracował nad techniką
vicky85 napisał/a:Do seksu nie mozna sie zmusic. Kogos innego tez nie mozna zmusic do niego. Nie mozna nimu dokupic libido w kostce i rozpuscic w szklance wody. Taka subtelna roznica.
Zmusić nie można, ale jak najbardziej można seksem kogoś zainteresować. Gary w innych wątkach wypowiedział się wyraźnie: dla niego seks to minetka, a potem pchać ostro i szybko tak, jak on lubi. Świętemu by się znudziło, a nie tylko jego żonie
Ileż razy można w kółko tak samo?
Dla mnie to właśnie tak wyglądaJa mam wysokie libido, ale też po parunastu takich razach wolałabym sobie książkę poczytać...
w sumie to nic dziwnego, że musi mieć nowe kobiety, bo która normalna, lubiąca seks kobieta by wytrzymała taką monotonię? )
ja bym poległa po paru razach i zaczęła sobie szukać kogoś z większą fantazją i polotem
Vicky- po pierwsze szacunek dla Ciebie, ze razem z partnerem wypracowaliscie- co pewnie nie było łatwe- wspólne podejscie do imtymnosci i jestescie w tym uczciwi.
po drugie- zgadzam się, że werbalne NEGOCJOWANIE ILOŚCI seksu byłoby czymś kuriozalnym i zabijajacym ideę.
Tylko ze zanim dojdzie do takich negocjacji- jest kwestia atmosfery w jakiej przedstawiamy swoje potrzeby w tym zakresie- dobre zrozumienie sie w tej sprawie + miłość, intymność zwykle wystarczy do rozwiazania i negocjacje nie są potrzebne, bo w otwartej atmosferze wyłoni się wspólna droga lub rozstanie. tak jak było to u Ciebie.
Snake zadał bardzo dobre pytanie. Bo tak naprawdę dotyczyło ono tego, czy kosztem życia w ukryciu można znaleźć coś innego i nadzwyczajnego w tej dziedzinie?
Nie wiem czy się nie mylę, ale podejrzewam, że gdybys Ty lub Twój partner znajdowali wyższy poziom intymnosci z kimś trzecim- Wasz zwiazek by nie przetrwał. I wasze doświadczenia z innymi partnerami mają miejsce i odniesienie w Waszym związku- To właśnie łączy.
Gary się tego pozbawił- nie ma tej jedynej osoby, która go w tym względzie absolutnie zrozumie.
Santa Pietruszka- w przytoczonym fragmencie o seksie chodziło o coś innego- tu Gary miał akurat rację- najpierw to co lubi kobieta...
mniejsza o to, co to będzie..:)
Vicky- po pierwsze szacunek dla Ciebie, ze razem z partnerem wypracowaliscie- co pewnie nie było łatwe- wspólne podejscie do imtymnosci i jestescie w tym uczciwi.
Właśnie o to chodzi w relacjach międzyludzkich, żeby traktować się podmiotowo i z szacunkiem. Odbieranie komukolwiek prawa wyboru i decydowanie za nią/niego jest spychaniem tej osoby do przedmiotowej roli, niezależnie od tego, jakie racjonalizacje się wymyśli.
Gary, odnośnie pierwszego posta, skoro się nie kochacie, to po co jesteście razem? Trzyma kasa czy koleżeństwo? W takich sytuacjach chyba rozwód jest najlepszy. Prawo cywilne czy kościelne mają swoje zasady i należy je respektować. Wy je po prostu deptacie. Wolny dziwkarz ma więcej szacunku niż żonaty dziwkarz nie bez powodu.
W kochajacym sie malzenstwie, z dobrze rozwinieta sfera intymna i emocjonalna, nikt nie musi sie o seks targowac, bo docieranie sie w tej kwestii wynika, wlasnie z milosci i szacunku do drugiej osoby.
W malzenstwie zas, w ktorym jedna strona nigdy tak naprawde nie wyksztalcila ani krztyny z powyzszych atrybutow, a do tego jest na emocjonalnym poziomie konika polnego, to tez jak ten konik reaguje na jakiekolwiek sugestie rozmow w tej kwestii. Bo nie tylko nie potrafi intymnie rozmawiac ( nie mylic z erotomanska gaweda), ale rowniez nie jest w stanie empatycznie ogarnac potrzeb zony. A ze do tego nie ma tez zadnej dobrej woli do zmian w sobie, pozostaje tylko jedna opcja: stukanie kolejnych panienek, ktore w zyciu Autora sa na tyle krotko i plytko, ze nigdy nie zauwaza jego masywnych brakow osobowosci.
Bo o tym tak naprawde jest ten watek, a wcale nie o seksie.
W paru miejscach natknęłam się na pogląd, że prędzej czy później, seks uprawiany z jedną i tą samą osobą przerodzi się w końcu w "onanizm" we dwoje i chyba jest w tym trochę prawdy, nie wiem czy da się być dozgonnie zainteresowanym i skupionym na jednej osobie i nie myśleć o czymś/kimś innym w trakcie seksu choćby od czasu do czasu. Co o tym myślicie?
W paru miejscach natknęłam się na pogląd, że prędzej czy później, seks uprawiany z jedną i tą samą osobą przerodzi się w końcu w "onanizm" we dwoje i chyba jest w tym trochę prawdy, nie wiem czy da się być dozgonnie zainteresowanym i skupionym na jednej osobie i nie myśleć o czymś/kimś innym w trakcie seksu choćby od czasu do czasu. Co o tym myślicie?
Musisz zapytać kogos tuz przed zgonem- to bedziesz wiedzieć czy mozna dozgonnie.
Ale moge Ci odpowiedzieć za siebie- po 20 paru latach z jednym mężczyzną ciagle nie myślę o rachunkach, Bradzie Pitcie czy żyrandolu w pajęczynach podczas..:) więc chyba można
W paru miejscach natknęłam się na pogląd, że prędzej czy później, seks uprawiany z jedną i tą samą osobą przerodzi się w końcu w "onanizm" we dwoje i chyba jest w tym trochę prawdy, nie wiem czy da się być dozgonnie zainteresowanym i skupionym na jednej osobie i nie myśleć o czymś/kimś innym w trakcie seksu choćby od czasu do czasu. Co o tym myślicie?
Oczywiście. Bo to prawda. Jest na ten temat mnóstwo badań. Wraz ze stażem związku maleje ilośść kontaktów seksualnych między partnerami. Ale za to wzrasta suma innych pozytywnych doświadczeń, także tych "około-seksualnych" związanych z czułością, grą seksualnych podtekstów, okazywania sobie zainteresowania itp. Gdy ich brakuje to pożądanie powolutku siada na całego.
Wątek się rozwinął od wieczora, nawet nie dałem rady przeczytać postów. Praca, praca... a potem odpiszę. Pozdrawiam wszystkich
Acha... i nie jestem Don Juanem, mam trwałe relacje z ludźmi, żonę kocham, a seks mam też poza małżeństwem. Nie mam kompleksów i z nikim nie konkuruję.
Acha... i nie jestem Don Juanem, mam trwałe relacje z ludźmi, żonę kocham, a seks mam też poza małżeństwem. Nie mam kompleksów i z nikim nie konkuruję.
Dzja... Dlatego wlasnie ta zone oszukujesz i notorycznie zdradzasz, szukajac potwierdzenia swojej meskosci w oczach kolejnych panien. Bo taki z Ciebie menszczyzna, ze nie potrafisz intymnie nawet z zona rozmawiac
Sorry, im wiecej czytam, tym bardziej Ci wspolczuje- poziom wgladu w siebie rowny zero.
Santa Pietruszka- w przytoczonym fragmencie o seksie chodziło o coś innego- tu Gary miał akurat rację- najpierw to co lubi kobieta...
mniejsza o to, co to będzie..:)
Nie tylko o jeden fragment mi chodziło. Najpierw kobieta - ok, ale nie w kółko tak samo. Może Tobie wystarcza "mniejsza o to, jak", mnie np. by nie wystarczyło i sądzę, że nie tylko mnie.
Nie wspominając o tym, że dla kobiety naprawdę lubiącej seks, wcale nie musi być "najpierw kobieta", pod warunkiem, że partner jest odpowiedni i nie zaśnie, jak zrobi swoje ( a Gary nawet potrafi wytłumaczyć na podstawie badań naukowych, dlaczego on zasypia...) Ale to już insza inszość. I nie ma związku z tematem.
Ela210 napisał/a:Santa Pietruszka- w przytoczonym fragmencie o seksie chodziło o coś innego- tu Gary miał akurat rację- najpierw to co lubi kobieta...
mniejsza o to, co to będzie..:)Nie tylko o jeden fragment mi chodziło. Najpierw kobieta - ok, ale nie w kółko tak samo. Może Tobie wystarcza "mniejsza o to, jak", mnie np. by nie wystarczyło i sądzę, że nie tylko mnie.
Nie wspominając o tym, że dla kobiety naprawdę lubiącej seks, wcale nie musi być "najpierw kobieta", pod warunkiem, że partner jest odpowiedni i nie zaśnie, jak zrobi swojeAle to już insza inszość. I nie ma związku z tematem.
Nie napisałam ze "mniejsza o to jak" tylko mniejsza o to, "co to będzie" Akurat "jak" jest bardzo ważne.
I jesli kobieta woli, by "najpierw nie była kobieta" to jednak najpierw jest to co woli kobieta taki paradoksik- i tego sie trzymajmy na babskim forum.
Juz samo zalozenie jest zle. Skad mial wiedziec, ze nie jest stworzony do monogamicznego zwiazku, dopoki go nie sprobowal? Byl wierny wiele lat.
Gdzie pisał, że był wierny wiele lat? Ja tu widzę raczej, że pisze, że od lat ją zdradza.
Nikt maja nascie-20pare lat nie zna tak bardzo dokladnie ani siebie, ani wlasnej seksualnosci. Czasem moze i zna, ale z biegiem lat sie zmienia - on sam i jego seksualnosc.
No już bez przesady, nie mam może 50 lat, ale myślenie na temat zdrady, w ogóle na temat moralności mam takie samo, jak miałam w wieku już nawet 15 lat. Nic się nie zmienia, wręcz utwierdzam się w tym przekonaniu. I raczej nagle nie zmienię się o 180 stopni, bo nie widzę takiej potrzeby, nie mam takiej chęci, poza tym nie robię niczego wbrew sobie, a taka nagła zmiana podchodzi pod zaprzeczenie swojego "ja", całej swojej osobowości. Jestem jaka byłam wcześniej, Gary też jest, jaki był wcześniej. Tu chodzi po prostu o inną osobowość, inny światopogląd i spojrzenie na świat. Każdy może mieć swoje, ok. Nie krytykuję go za to. Krytykuję jedynie to, że jeśli jego żona ma inne spojrzenie na kwestię wierności, a on to wie i wiedział, jaki był i jest, to oszukuje ją po prostu i to w sferze bardzo ważnej dla niej, bo nie ma nic ważniejszego dla człowieka niż świat jego wartości, przekonań i światopoglądu, a to dlatego, że to własnie te tworzą to, jacy jesteśmy. I on w ten sposób podważa to, kim ona jest. Ona buduje siebie, swój obraz na uczciwości i wierności. Może jest z tego dumna, to składa się na nią, a Gary przyjedzie i powie, że wiernością to można się co najwyżej podetrzeć... i jak ona ma się czuć w tej sytuacji?
To nie chodzi o to, że on się zmienił, ale że może na pewien czas (zakochania, coś przed ślubem) udawał coś, był przez chwilę ok albo udawał przed nią, że jest ok (nie pokazał tego, jaki jest naprawdę. Nie powiedział, jak postrzega wierność, nie powiedział, że nie jest monogamistą. Ona mu powiedziała, że nie toleruje zdrad. A on na to nic. Rozumiesz, tu nastąpiło zatajenie czegoś, więc oszustwo w pewnym sensie. Gary mógł się ożenić z kobietą chętną do otwartego związku i byłoby ok, ale wybrał akurat taką, która nie uznaje zdrady, może dlatego, że sam nie chce być zdradzany... (a nie chce, sam pisał, że wolałby nie wiedzieć, niż o takim czymś się dowiedzieć..)
Jest takie powiedzenie, że ludzie się nie zmieniają. I to prawda, po prostu ich cechy się trochę wyostrzają (leń staje się większym leniem), ale żadna z tych cech nie będzie nowością, tylko czymś, co już było. Gary miał luźne podejście do zdrad i dalej ma, a nawet jeśli z wiekiem więcej zdradza, to nie wzięło się to nagle z niczego, ale było już wcześniej, pewnie jeszcze przed poznaniem żony.
Tu po prostu chodzi o osobowość i podejście do kwestii zdrad. I dlatego ważne jest, żeby patrzeć, jak ktoś zachowuje się przed związkiem, będąc singlem. Jeśli singiel ciągle flirtuje i zmienia partnerki jak rękawiczki, to mogę mieć podejrzenie, że nawet jak się zakocha i będzie tej kobiecie mówić, że się zmienił, że jest tylko ona, to po max 2 latach znów zacznie zdradzać, gdy opadnie zauroczenie, a uczucie się stonuje. Bo po prostu taką ma osobowość, łącznie z luźnym podejściem do seksu i tyle. I super, byleby znalazł żonę podobną do siebie w tej kwestii.
Najgorzej jest, gdy ktoś, kto nie widzi nic złego w zdradach, luźnym spotykaniu się z wieloma kobietami nagle natrafia na kobietę o zupełnie innych wartościach, wtedy zawsze będzie cierpienie.
Podam przykład z życia- znajomy i znajoma z klasy licealnej. On za czasów liceum był totalnym podrywaczem, próbował podrywać każdą dziewczynę z klasy, już nie mówiąc o tych ze szkoły. Nic innego nie robił na przerwach, ciągle jakiś flirt, aluzje, namowy na spotkanie itd. I od jednej do drugiej z tymi samymi tekstami. Każdy to wiedział, przez 3 lata można dużo zobaczyć. Ola też to widziała przez 3 lata liceum. Początkowo miała opory, bała się. Bo Piotrek to babiarz. No ale w pewnym momencie on się w niej zakochał, nie dawał za wygraną i udało mu się. Na 1 roku studiów zaczęli być w związku (poszli na ten sam kierunek, mieli wydział obok mojego, więc często ich widywałam). Mówił mojemu bratu, jaki to szczęśliwy. Ola mówiła mi, że widać, jak on bardzo się ZMIENIŁ, że miłość go zmieniła, że co prawda czasem ma jakieś odzywki do jej koleżanek, ale że widać, że się wyszalał i uspokoił. Myślała tak do czasu, gdy dwa lata później nie odkryła, że zdradza ją z ich wspólną koleżanką ze studiów.,. pytanie, czy była to 1 taka sytuacja.. i zaczął błagać o przebaczenie, mówił, że tylko ją kocha itd. Nie umiała jednak przebaczyć. Po roku zakochała się znów, tym razem w spokojnym i uczciwym facecie. A Piotrek? Jest "sam", chwalił się ostatnio mojemu bratu, że w ciągu roku był w 8 związkach, takich na miesiąc mniej więcej. Że pobawi się trochę i idzie dalej. Brat pytał, czy nie ma wyrzutów sumienia, że rani te dziewczyny i czy nie chce prawdziwej miłości. Powiedział, że nie widzi w tym nic złego, że od zawsze tak ma, że zdradza, że co chwilę inna go kręci i koniec. No i super, szkoda tylko, że zniszczył prawie że Olę, ona ledwo co się pozbierała po tej zdradzie, bo go kochała i sama była uczciwa.. jak wiedział, jaki jest, to mógł nie pchać się w stały związek i to jeszcze z osobą o zupełnie innych wartościach niż on...Po prostu swój musi znaleźć swego i tyle.
Gary ma kłopot, bo już jest w małżeństwie. Teraz to zostaje albo rozstanie, albo jakaś terapia małżeńska lub indywidualna, bo inne wyjście to życie do śmierci z wyrzutami sumienia, jednocześnie ciągły strach i lęk dla jego żony...
Nie chce mi się wierzyć, że żona Gary'ego nic o tym nie wie.
Po tylu latach? Domyśla się, albo udaje, że nic nie wie, bo jej to odpowiada.
Gary, wiesz jak cos sie takiego nazywa? Syndrom Don Juana. I nie, nie dotyczy wcale wiekszosci mezczyzn, ale jedynie plytkich, narcystycznych, niezdolnych do budowania prawdziwej wiezi, ciagle poszukujacych nowych wrazen fraglesow. Nie dlatego nigdy z zona nie porozmawiales, bo jakos ponizej Twojej godnosci bylo negocjowanie seksu, ale dlatego, ze zadnej wiezi z zona nie masz, a w zwiazku z tym obca Ci jest empatia co do jej potrzeb i uczuc.
1. cały ten akapit jest najeżony twoimi emocjonalnymi opiniami. Jak nie seksoholizm, to Don Juana serwujesz.
2. nie uznaję rozmowy na temat "układania" seksu, ustalania "ram seksu", "zasad", co nie znaczy, że nie zrobiłem wszystkiego, aby ten seks był nie przekraczając granicy gwałtu.
3. jak pierwszy raz w małżeństwie zdradziłem, to dlatego że się zakochałem a nie dlatego, że mi brakowało seksu
4. teraz wiem, że chcę mieć dużo seksu z różnymi kobietami i już nie ma stąd powrotu.
5. nie flirtuję, nie podrywam, nie mam kont na portalach...
Przeanalizujmy tego Don Juana... bardzo ciekawe...
"Psychologowie podsumowują, że Don Juan to niedojrzały, neurotyczny i niedostosowywany mężczyzna, który sam ze sobą nie czuje się dobrze. Przez ciągłe konkurowanie z innymi chce udowodnić, że jest dojrzały, co niestety nie jest zgodne z prawdą.
Dobrze wiem, że jestem dojrzały, jak stary mędrzec. Czuję się ze sobą po prostu świetnie. Z nikim nie konkuruję.
Nie podrywam kobiet. Ale jak któraś przekroczy choćby na milimetr moją granicę, czyli da jakiś objaw zainteresowania, a ja jestem nią zainteresowany, to wtedy sprawy toczą się ekstremalnie szybko, totalne otwarcie...
Potrzeba ciągłego potwierdzania własnej wartości co chwilę popycha tego uwodziciela w ramiona innej kobiety. Nigdy nie zostanie na dłużej u boku jednej partnerki, ponieważ potrzebuje potwierdzenia własnej wartości i obawia się, że trwały związek mógłby zdemaskować jego niepewności siebie.
Absolutnie to do mnie nie pasuje... Moje małżeństwo ma wiele lat i ma się dobrze (z zastrzeżeniem do ciemnych stron bycia razem, które ma każde małżeństwo, a których istnienie zaakceptowałem). A inne, które są mi bliskie też nam wiele, wiele lat. Nie jestem "mały Elf" Haliny Frąckowiak.
Zarazem są to wysoko utalentowani kochankowie, którzy znają tajniki kobiecej psychologii i wiedzą, jak wydobyć z partnerki jej seksualność. Dlatego też cała ich strategia opiera się na grach z podtekstem seksualnym. Dzięki swoim umiejętnościom potrafią zadowolić partnerkę przy minimalnym nakładzie własnej energii.
Nie mam strategii. A partnerka jest zadowolona jak chce. Uwielbiam seks, seks to magia... a ciało kobiece to dzieło sztuki, gładka nóżka, dołki nad pośladkami, rowek kręgosłupa.
Jeśli jakiejkolwiek kobiecie uda się usidlić Don Juana, niech nie liczy na udane małżeństwo. Mężczyzna z taką osobowością prędzej czy później zacznie zdradzać swoją partnerkę, a związek skończy się katastrofą. Ciekawe ile kobiet, trafiło w swoim życiu na mężczyznę, który pasuje do definicji współczesnego don juana." (cytat za dziennik pl)
A jeśli jest udane, tylko mąż zdradza?
.. dla ktorych obraz to obraz. ...inni .. delektuja kazdym milimetrem, odnajduja glebszy sens, analizuja kazdy szczegol, zastanawiaja sie nad geneza ich powstania,... artysci. I z seksem jest podobnie. Dla wielu seks jest czyms mistycznym - jest sztuka,... Delektuja sie kazdym szczegolem, stad zamilowanie do zmian w seksie, bo kazda zmiana, kazdy zapach, ton glosu, sposob mowienia i dotykania - to nowe niepowtarzalne bodzce. To artysci.
Myślę identycznie.
artyści... Taki jest m.in. Gary.
Czyli będziesz pamiętać, jak będziesz jechać do Krakowa. Cudownie
!
A moze tak ciezko czyta sie zwierzenia faceta, ktory nie jest jedynym myslacym w ten sposob? Moze swiadomosc, ze on moglby byc wlasnie waszym mezem? Waszym ojcem? Waszym stryjem? Czy ta swiadomosc burzy Wasze poczucie ladu na swiecie? Swiat taki wlasnie jest. Mezczyzni sa tacy jak z cytatu Garego (tzn ktory Gary przytoczyl - ze kazdy kazda chcialby zernac mniej wiecej;p). Dokladnie tacy. Pozadaja, nawet jak nie chca, w niesprzyjajacych okolicznosciach przyrody gwalca i zabijaja bez mrugniecia oka,
Nie jestem jedyny który tak robi jak ja. Tylko, że oni nie piszą o tym na kobiecym forum. Dla seksu nie gwałciłbym bo to jest zło, a jak się chce być szczęśliwym, to lepiej nie czynić zła.
Chciejstwo Garego aby byc innym tez niczego by nie zmienilo. Dlatego chlopak tozaakceptowal. Jak sie nie ma, co sie lubi, to sie lubi, co sie ma. Bo zycie jest krotkie i lepsze zadowolenie niz permanentne narzekanie na brak seksu.
Nieraz się zastanawiałem czy gdyby pojawiła się wróżka i powiedziała, że sprawi, że nie będę w ogóle pożądał kobiet, że nie będę miał potrzeby seksu, to czy bym jej propozycję przyjął. Zawsze odpowiadam sobie, że zdecydowanie nie przyjąłbym. Nie chcę żyć bez emocji, bez pożądania, seksu. Przecież seks to najpiękniejsza rozrywka jaką znam. Seks jest z kimś, z kobietą, drugim człowiekiem, bez barier. Wzajemnie robi się sobie dobrze fizycznie. Taka zabawa, sprawianie przyjemności doładowuje ducha. Dostarcza pozytywnych emocji. I czym miałbym to zastąpić? Jazdą na motorze? Nowym laptopem? Oglądaniem filmów? Nooo... być może pracą naukową tak... Albo tworzeniem czegoś, czymś kreatywnym.
vicky85 napisał/a:Mezczyzna moze baaardzo kochac swoja kobiete, a jednak miec seks z innymi. Gdyby jej nie kochal, latwiej przyszloby mu wyznanie prawdy. Poniewaz bardzo mu jednak zalezy, woli prawdy nie wyjawiac. Nie chce jej ranic. To jest brak szacunku?
Brakiem szacunku jest oszukiwanie kogoś, nie mówiąc mu prawdy. Co ma seks do tego?
Ślubowałem żonie bycie wiernym. Ale nie jestem wierny. Jak idę na seks, czyli w zasadzie na seks za pieniądze, to jest to mój czas który rodzinie nie szkodzi. Nie jestem własnością żony, a ona nie musi wiedzieć co ja w każdej chwili robię. Również oczekiwanie "bycia jedyną" to nic szlachetnego, tylko zwykły egoizm, organiczanie mnie. Lepiej mieć ptaszka co lata wolno i wraca do mnie każdego wieczoru, niż mieć ptaszka w klatce i bać się, że odfrunie -- mam nadzieję że za 200 lat tak związki będą budowane. Wtedy też może zamiast "bycia jedyną" będzie "bycie wyjątkową/konkretną", jak w małym księciu ten jeden lis po oswojeniu był wyjątkowy spośród tysięcy innych lisów. Oswojenie, czyli nawiązanie głębszej relacji wymaga wiele pracy, czasu, wkładu uczuciowego. To stamnowi prawdziwą wartość. Uzależnianie tej wartości od tego, że miałem obcą cipkę, albo mam przyjaciółkę, albo bliską koleżankę i się lubimy i mamy seks, jest niedorzeczne.
Ja nigdy nie mialam problemu z trzymaniem majtek na pupie
Pamiętaj -- dla niektórych seks to dziura. Dla Ciebie zrywanie majtek z pupy. Dla innych to magia
W ich malzenstwach nikt nie musi sie kryc z jakims podwojnym zyciem, bo normalnie w swiecie, go nie prowadzi.
Oj tam od razu podwójne życie. Święta razem? Kolacje razem? Buzi na dobranoc?
A nie można być razem przez 2 godziny na pewnej randce, która zostanie w pamięci na zawsze? I potem wrócić do rodziny szczęśliwszym?
Sytuacja Garego nie jest tak tragiczna, ale mimo wszstko oszustwo w tej konkretnej sytuacji nie moze byc rozpatrywane w tak czarno\bialych barwach. Moralnosc nie ma tu nic do rzeczy.
Tragiczna? Teraz mam dobrą sytuację... mam dodatkowy seks, od żony przestałem chcieć więcej niż ona chce dać, rozkwitła jak kwiat z którego głodna pszczoła nie doi do końca wszystkich soków. Nie podrywam kobiet aby udawać, że chcę je poznać, a tymczasem oczekuję seksu. To nawet dobra sytuacja i chyba najlepsze sensowne wyjście, aby mieć seks poza małżeństwem. Lepiej byłoby mieć związek otwarty jak Ty vicky, ale takiego nie mam. Poza tym uważam, że najlepszym rozwiązaniem na wolność seksualną jest nie grzebać w świecie drugiej osoby -- nie śledzić, dać trochę wolności, przymrużyć oczy.
"to chyba Gary sie zarejestrowal w zenskiej formie, zeby miec poplecznika"
:9999))) dobre. Choc przyznam, ze nieraz mam takie nieodparte wrazenie, ze ten czlowiek to moje meska wersja... ;p
Mmmm... jak miło
tak sobie czytam Twój wątek Gary, bo ogólnie to fajny z Ciebie facet, jak widzę po wpisach na innych wątkach. Widać, że masz pewną wrażliwość, widać to po sposobie pisania. I dlatego trochę dziwię się i w sumie szkoda mi Ciebie i Twojej żony.
Pewnie że fajny , wrażliwy, romantyczny choć wierszy nie pisze. A skąd wiesz, że żona nie jest szczęśliwa?
Mnie się nie mieści w głowie, co Ty piszesz, a Ty pewnie nigdy byś nie zrozumiał mnie.
Seks w młodości był tajemnicą nieodgadnioną. Potem poznałem seks. Wtedy seks z obcymi kobietami, czyli takimi które widzę, jak to pisał Neil Strauss był tajemnicą. Dotarłem do tego punktu. W sumie szkoda, że nie można oficjalnie podrywać kobiet. Wyrwałbym tę zakompleksioną dziewczynę z biura, która ma boskie nogi, zero piersi, cudne włosy, i maskuje swoją twarz pod kilo tapety, nie ma chłopaka, pewnie nie wie, że może być atrakcyjna. No ale tak nie można. Więc zwracamy się do siebie durnie-oficjalnie, pan i pani, ą, ę.
Ludzie są różni. I to normalne, ktoś może oczekiwać wierności, bo sam jej przestrzega, poprzez nią okazując szacunek i jednocześnie oczekuje takiego samego szacunku dla siebie. A inna para może żyć sobie w otwartym związku i być równie szczęśliwa.
Ale wiesz, jaki jest szkopuł? Rozmowa. Otwartość. Szczerość. Już na samym początku związku. Pewne kwestie trzeba obgadać, zorientować się, jakie ktoś ma podejście do życia, oczekiwania itd. Przecież to wiesz Gary.
Wiem, wiem. Umówiłem się na wierność, ale nie jestem wierny. Seks to jest tak delikatna sprawa, że nie można go omówić. Seks jest wtedy gdy dwoje ludzi tego chce. Ale dajmy z seksem i wiernością na chwilę spokój... Ludzie mają wady, i tych wad nie widać. Z biegiem czasu się ujawniają, narastają, zaczynają przeszkadzać w życiu. Nie można wtedy zerwać umowy, bo "żona miała ukryte wady".
Najważniejsze jest to, żeby każda osoba trafiła na kogoś o podobnym systemie wartości do swojego, bo inaczej zaczyna się cierpienie.
No to przecież mieliśmy być sobie wierni? To miał być nasz współny system wartości. Ale szlag to trafił, bo u mnie coś pękło. Chcieliby niektórzy abym poszedł do żony i powiedział "Niestety nie będę wierny. Koniec z nami...". Konsekwencje takiego działania nie są możliwe do przewidzenia. Dlatego robię tak, aby nie burzyć porządku -- nie mówię żonie, że zdradzam, a jak zdradzam to tak, a by śladu nie było. Gdyby się wydało, to będzie rozwód, rozbita rodzina. Nigdy więcej nie wejdę w związek monogamiczny. Będę wyznawcą filozofii "Johnny Sopporno real man conference napisy pl". Będę dalej miał seks z różnymi kobietami, ale pewna jedna, albo dwie, albo trzy będą dla mnie bardzo ważne, a ja dla nich. ... choć to już się nie spełni, bo zaraz będę stary. Może w nast życiu.
Nie wiem czemu, ale wyczuwam w Tobie konflikt wewnętrzny. Podświadomie wiesz, że robisz źle, czujesz, że krzywdzisz żonę i nie chcesz mimo wszystko, żeby cierpiała. Masz poczucie winy, stąd ten wątek. Chciałeś usłyszeć od innych, że dobrze robisz, że wybierasz mniejsze zło.
Nieeee! Ratunku! To nie tak! Uwierz mi... nie mam poczucia że robię źle.
Mam poczucie że robię dobrze.
Zadam Ci pytanie- po co był ślub?
Bo zakładam, że już wcześniej musiałeś wiedzieć o swoich skłonnościach. Nie każdy jest z natury monogamistą. Jeśli wiedziałeś, że masz problem z wiernością, to mogłeś się nie żenić, ale co jakiś czas zmieniać partnerki, miałbyś urozmaicenie.
Skłonnościach? Myślałem, że każdy lubi kobiety. Tyle faceci żartują, podrywają, oglądają się. Żaden nie jest monogamistą?
O miłość? Sam napisałeś, że wiele razy kochałeś wcześniej, jak i później i że da się kochać więcej niż jedną osobę. Więc raczej z szalonej miłości się nie ożeniłeś.
Och! Żebyś Ty wiedziała jaką super parą byliśmy...
O pozory, że żyjesz jak inni w społeczeństwie?
W pewnym sensie tak. Trzeba iść jak barany ze stadem, aby nie być stygmatyzowanym.
Któryś z tych powodów musiał zadecydować, ożeniłeś się i moim zdaniem zrozumiałeś, że popełniłeś błąd, ale już było za późno. I żeby nikogo "nie ranić", zdradzasz na boku...
Ożeniłem się, bo chciałem żyć z żoną.
Pytasz, czy można usprawiedliwić zdrady. Z Twojego punktu widzenia tak, a np. już z mojego nie. Twoja żona też uważa, że nie. Widzisz, więc ona ma inne poczucie moralności niż Ty. I czy od wczoraj to wiesz? Jak to jest możliwe, żeby długo z kimś chodzić, potem się z tą osobą ożenić, a wcześniej tego nie wiedzieć?
Yyyy... miałem dziewczynę, było świetnie, wzięliśmy ślub. Żona uważa, że mam skłonności do zdrady, ale wymaga wierności. Ona ma inną moralność niż ja. W pewnych kwestiach o sobie wiemy co nieco -- np. że mi jest kompletnie obojętne, czy miała przed tym jak się poznaliśmy wielu partnerów, a ona myśli, że to było cenne, że nie "puszczała się".
Jeśli wiedziałeś przed ślubem o różnicach moralności i mimo to ożeniłeś się z myślą, że najwyżej będziesz zdradzać, to postąpiłeś okropnie i to jest niewybaczalne.
Byłem wiele lat wierny. Zakładałem wierność.
Nie oceniam Cię przez to, że nie cenisz wierności tak, jak niektórzy. Ale prawda jest taka, że sam doprowadziłeś do tego, że się męczysz, Twoja żona też i że w sumie każdy żyje w ułudzie szczęścia..
Nie męczymy się. Odpowiadam na twoje pytania jak u psychologa chyba...
Jeśli ona jest Ci wierna, ceni wartości, to Ty swoim zachowaniem niszczyć całe podwaliny jej życia. To jest jak fundament osobowości, który buduje się przez lata, wypracowując różne zachowania, wartości. I pomyśl, że któregoś dnia ktoś nagle mówi, że to wszystko, co przez lata zbudowałeś, ten fundament jest niczym.
Dlatego lepiej fundamenty budować na skale niż na piasku.
Pomyśl sobie, jakbyś się czuł, gdyby ktoś za chwilę zburzył cały świat Twoich wartości, czegoś, co było dla Ciebie najważniejsze (nie mówię tu o wierności, ale pewnie coś innego jest). Albo jakbyś się czuł z myślą, że ktoś się czai, żeby Twój spokojny świat zburzyć.
Trzeba w życiu być gotowym na wszystko. Staram się żyć tak, aby w razie mojej nagłej i niespodziewanej śmierci innym życie się nie zawaliło.
Bo ona tak teraz czuje. Tak, jest intuicja. Tak, pewnie coś wyczuwa, Nie, nie daje Ci przyzwolenia. Gdyby dawała i lekko na to patrzyła, nie sprawdzałaby Twojego telefonu. Ona teraz jedynie może udawać, że nic nie wie, ale to nie zmienia faktu, że mimo to czuje lęk i rozpacz, choć może tego nie okazuje. Pewnie woli się łudzić... ale niepokój i strach będzie wracać.
Niech się dziewczyna ogarnie i zmieni priorytety. Niech buduje fundamenty na skale a nie na piasku.
Popełniłeś duży błąd wiele lat temu i myślę, że to wiesz. Bo sam się męczysz, szukasz ratunku w zdradach, a także tu na forum, by zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Ojej... nie mam wyrzutów sumienia. Jak można mieć wyrzuty sumienia po pięknym seksie?
Nie wiem, jak Ci pomóc. Mleko się rozlało i teraz każda decyzja spowoduje jakieś cierpienie.
Podjąłem decyzje aby było dobrze.
Współczuję jej, ale Tobie też. Nie myślałeś, żeby iść na terapię małżeńską lub sam ze sobą? Pogadać z kimś o problemie? Bo problem jest ewidentny
Z Wami rozmawiam przecież. Dziękuję Wam.
A na terapii powiedziałbym to samo co tutaj Wam. A psycholog powiedziałby to samo co Wy.
Gdyby moja zdrada wyszła na jaw, żona dałaby warunek, że albo wierność, albo odchodzi, to bym wybrał że odchodzi.
Może by sobie znalazła fajnego mężczyznę. Ale mimo tego dalej bym ją kochał, tak samo jak teraz.
Widzisz, a tymczasem Starowicz uczy się od profesora Pfausa
Odróżniam pożądanie od popędu.
Gary, w innym wątku napisałeś, że Ciebie jara KAŻDA kobieta, Byleby niezbyt tłusta. To jak to jest z Tobą, czy to jest popęd, czy pożądanie?
Jak jest brudna lub chora lub zaniedbana to "nie jara". Nie przepadam za bardzo grubymi i bardzo chudymi. Mam jeszcze dwa punkty które mnie odpychają, ale nie powiem, bo komuś mogę obniżyć poczucie wartości. Nie są to piersi.
Zmusić nie można, ale jak najbardziej można seksem kogoś zainteresować. Gary w innych wątkach wypowiedział się wyraźnie: dla niego seks to minetka, a potem pchać ostro i szybko tak, jak on lubi. Świętemu by się znudziło, a nie tylko jego żonie
Ileż razy można w kółko tak samo?
Dla mnie to właśnie tak wyglądaJa mam wysokie libido, ale też po parunastu takich razach wolałabym sobie książkę poczytać...
Moja żona uwielbia ze mną seks. Nie będę jej tutaj opisywać, nigdy nie opisywałem, ale wiem, że tak jest.
"pchać ostro", "nowa dziura" -- litości... dlaczego tak często macie tendencję do odzierania seksu z emocji, uczuć, bliskości?
Minetka... mmm... mokra cipka, motylki duże i małe, twardniejąca łechtaczka, jej wypięta pupa, gładkie nogi, prężący się brzuszek, wnętrze cipki, punkt G pod palcem, który początkowo jest miękki jak mech leśny, a potem twardnieje jak guma, i ta chwila bezruchu przed wybuchem orgazmu... I ona oczekująca na bliskość, aby poczuć penisa w środku, być zerżniętą tak lub siak... To nie nudy. Jak się wiele lat razem dociera, to potem seks jest super.
Jak ktoś mówi że potrzebuje urozmaicenia w seksie, to znaczy że ma kiepski seks. To jak powiedzieć, że ktoś lubi pizzę, ale musi mieć za każdym razem inną.
W paru miejscach natknęłam się na pogląd, że prędzej czy później, seks uprawiany z jedną i tą samą osobą przerodzi się w końcu w "onanizm" we dwoje i chyba jest w tym trochę prawdy, nie wiem czy da się być dozgonnie zainteresowanym i skupionym na jednej osobie i nie myśleć o czymś/kimś innym w trakcie seksu choćby od czasu do czasu. Co o tym myślicie?
Nie znam mechanizmu działania "efektu Coolidge'a", ale to pewnie coś na zasadzie instynktu -- nikt nie wie jak to działa, ale stwierdza się fakty. Dlatego jak się uprawia seks z innymi kobietami, to w pewnym momencie jest niesamowite pożądanie żony, zniewalająco mocne. Kilka razy słyszałem, jaką kobiety miały satysfakcję, jak po rozwodzie mąż zaczął ich pożądać, a one mu odmówiły.
Oczywiście. Bo to prawda. Jest na ten temat mnóstwo badań. Wraz ze stażem związku maleje ilośść kontaktów seksualnych między partnerami. Ale za to wzrasta suma innych pozytywnych doświadczeń, także tych "około-seksualnych" związanych z czułością, grą seksualnych podtekstów, okazywania sobie zainteresowania itp. Gdy ich brakuje to pożądanie powolutku siada na całego.
Przeczytajcie sobie wiele, wiele razy tę wypowiedź. To jest dopiero oszustwo, manipulacja, erozja seksu. U mnie tego nie ma. Nie trzeba seksu na żyrandolu, nie trzeba upiększać seksu, bo sam seks jest piękny -- seks z żoną oczywiście mam na myśli. Nic nie umiera.
Ela210 napisał/a:Santa Pietruszka- w przytoczonym fragmencie o seksie chodziło o coś innego- tu Gary miał akurat rację- najpierw to co lubi kobieta...
mniejsza o to, co to będzie..:)Nie tylko o jeden fragment mi chodziło. Najpierw kobieta - ok, ale nie w kółko tak samo. Może Tobie wystarcza "mniejsza o to, jak", mnie np. by nie wystarczyło i sądzę, że nie tylko mnie.
Jesteś w błędzie. Istotą dobrego seksu jest w kółko to samo. Jak szukasz urozmaiceń, to będzieszs miała erozję seksu. Po 5 latach, albo 10 latach, albo 20 latach. Ale seks padnie.
a Gary nawet potrafi wytłumaczyć na podstawie badań naukowych, dlaczego on zasypia...)
Gdzie ja tak napisałem? Napisałem tylko, że jak jestem podniecony, pożądam jej i robię minetkę, to nie myślę, a wychodzi świetnie, naturalnie, z pożądaniem. Po moim orgaźmie muszę się zastanawiać co robię -- działać świadomie, sterować tym. Zanim ona ma orgazm, zanim ja mam orgazm, to nie wydatkuję z siebie żadnego wysiłku, aby jej zrobić dobrze. Po moim orgaźmie to wymaga mobizliacji, świadomej.
Gary, gdybyś miał choć cień szansy, że żona dowiadując się o twoich zdradach będzie dawać ci jakieś warunki, to już byś jej powiedział. Ty natomiast wiesz, że nie byłoby żadnych "co wybierasz" tylko mocny kop w zadek. A to koniec twojego wygodnego życia, alimenty itd. Robisz z dorosłej kobiety ulomna intelektualnie i odbierasz jej prawo do decydowania o swoim życiu. To jest twoja zasadnicza nieuczciwość. Jak się komuś trafi jedna zdrada, to można sobie wytłumaczyć, że wypadek przy pracy i zataic. Zdrada jako sposób życia, to co innego. Nie baw się w Boga, bo nim nie jesteś.
Jesteś w błędzie. Istotą dobrego seksu jest w kółko to samo. Jak szukasz urozmaiceń, to będzieszs miała erozję seksu. Po 5 latach, albo 10 latach, albo 20 latach. Ale seks padnie.
Wybacz, Gary, ale nie jestem nastolatką, której facet może taki kit wciskać Jakoś mi seks nie padł nawet po 15 latach małżeństwa, o krótszych związkach nie wspominając
A i były mąż na baby nie chodził, i nie, nie ukrywał się, w tym temacie akurat mogłam go być zupełnie pewna, małżeństwo rozpadło się z innych powodów
I mieliśmy seks praktycznie codziennie, da się, naprawdę
Mam inne zdanie na ten temat i tyle. Może dlatego, że nie muszę sobie racjonalizować własnego lenistwa w tej dziedzinie
Gary, gdybyś miał choć cień szansy, że żona dowiadując się o twoich zdradach będzie dawać ci jakieś warunki, to już byś jej powiedział. Ty natomiast wiesz, że nie byłoby żadnych "co wybierasz" tylko mocny kop w zadek. A to koniec twojego wygodnego życia, alimenty itd. Robisz z dorosłej kobiety ulomna intelektualnie i odbierasz jej prawo do decydowania o swoim życiu. To jest twoja zasadnicza nieuczciwość. Jak się komuś trafi jedna zdrada, to można sobie wytłumaczyć, że wypadek przy pracy i zataic. Zdrada jako sposób życia, to co innego. Nie baw się w Boga, bo nim nie jesteś.
Snake, masz jak najbardziej rację.
Ja nawet rozumiem to, że Gary ułożył sobie w głowie swój idealny świat, w którym można mieć ciastko i zjeść ciastko. Kto by tego nie chciał Przecież to spełnienie dziecięcych marzeń.
Jedno mi się po prostu w głowie nie mieści - jak poczuje się żona Garego, gdy już prawda wyjdzie na jaw. Czytałam tu mnóstwo wątków - to przeważnie wydaje się przez przypadek. Ona jest niby dla mnie anonimową, obcą osobą a niemal czuję ten ból, którego doświadczy. Jesli dla mnie jest to tak bardzo bolesna i przerażająca myśl, to jak taką myśl może znieść Gary, dla którego jest ona najbliższą osobą?
Garego nie przerażają, nie wzruszają, ani nawet specjalnie nie niepokoją konsekwencje ubezwłasnowolnienia decyzyjnego jego żony. On to przyjmuje jako niechcianą, ale ewentualną konsekwencję swojego "stylu życia", o którym przecież marzy każde dziecko. A to oznacza, że w żaden sposób mu na niej nie zależy jako człowieku z własnymi marzeniami i pragnieniami. Ona jest dla niego tylko wielką piersią dającą mu pokarm, jak matka dla niemowlaka.
Gdy do niej dotrze prawda z kim tak naprawdę się związała...
Gary, gdybyś miał choć cień szansy, że żona dowiadując się o twoich zdradach będzie dawać ci jakieś warunki, to już byś jej powiedział. Ty natomiast wiesz, że nie byłoby żadnych "co wybierasz" tylko mocny kop w zadek. A to koniec twojego wygodnego życia, alimenty itd. Robisz z dorosłej kobiety ulomna intelektualnie i odbierasz jej prawo do decydowania o swoim życiu. To jest twoja zasadnicza nieuczciwość. Jak się komuś trafi jedna zdrada, to można sobie wytłumaczyć, że wypadek przy pracy i zataic. Zdrada jako sposób życia, to co innego. Nie baw się w Boga, bo nim nie jesteś.
Nie sądze, by Gary bał się kopa w d...
Raczej tego, ze żona będzie cierpieć a On będzie musiał to znieść.
Jeżeli ich związek jest tak dobry jak On to opisuje, pewnie będzie chciała przebaczyć.
I wtedy postawi warunki, które On może chcieć, ale nie umieć dotrzymać.
A jak by było, nie wiadomo. a nie wiadomo bywa przerażające.
Ps
Zgadzam się z Garym- jeżeli do dobrego seksu potrzeba żyrandola czy gadżetów, to lepiej dać sobie na wstrzymanie..
Zgadzam się z Garym- jeżeli do dobrego seksu potrzeba żyrandola czy gadżetów, to lepiej dać sobie na wstrzymanie..
Nie wiem, czy nie szkoda słów na skomentowanie tego. Czy ja coś mówiłam o żyrandolu i gadżetach? Nie, ja tylko mówiłam, że dobry seks to nie jest przez całe życie 1. rozbieramy się 2. minetka 3. popchamy 4. spać.
Ale widzę, że Ty, Ela, masz na mnie jakiegoś focha z innego wątku i nawet nie udajesz, że czytasz ze zrozumieniem to, co napisałam...
Tak, Gary będzie cierpiał, jak żona się dowie i będzie nieszczęśliwa... Ojej, jak mi go żal... tak na wszelki wypadek... on przecież tak żonę kocha...
Ela210 napisał/a:Zgadzam się z Garym- jeżeli do dobrego seksu potrzeba żyrandola czy gadżetów, to lepiej dać sobie na wstrzymanie..
Nie wiem, czy nie szkoda słów na skomentowanie tego. Czy ja coś mówiłam o żyrandolu i gadżetach? Nie, ja tylko mówiłam, że dobry seks to nie jest przez całe życie 1. rozbieramy się 2. minetka 3. popchamy 4. spać.
Ale widzę, że Ty, Ela, masz na mnie jakiegoś focha z innego wątku i nawet nie udajesz, że czytasz ze zrozumieniem to, co napisałam...
Tak, Gary będzie cierpiał, jak żona się dowie i będzie nieszczęśliwa... Ojej, jak mi go żal... tak na wszelki wypadek... on przecież tak żonę kocha...
Santa.. Nie pisałam do Ciebie- tak się składa, ze ostatnio się nie zgadzamy, bywa.
Tak, żal mi Garego i jego żony- nie żałuję go z politowaniem i wyższością, tylko mi go żal.
I z niektórymi jego spostrzeżeniami się zgadzam, z wieloma nie.
Vicky- po pierwsze szacunek dla Ciebie, ze razem z partnerem wypracowaliscie- co pewnie nie było łatwe- wspólne podejscie do imtymnosci i jestescie w tym uczciwi.
Dziekuje, aczkolwiek wieksze zaslugi ma w tym porozumieniu moj maz. Tak naprawde mial swoiste ultimatum - wiedzial, ze bez wzgledu na to, za czym on sie opowie, ja sie nie zmienie. I nie jest tak, jak to ktos nazwal "pukam sie na prawo i lewo". Takich niezaplanowanych akcji mialam w sumie...nie za duzo. Po prostu jesli sie zdarzy, ze facet nieprawdopodobnie mi sie podoba, chemia powala i oboje bez slow to wiemy - to z tym nie walcze. I tyle. Nie szukam na sile atrakcji, nigdy nie szukalam (specjalnie po seks nie pojade do Krakowa;p) . Maz wiedzial, ze albo to zaakpcetuje, albo ... bedzie robil tak samo (a sadze ze swiety tez wczesniej nie byl;p). Okdrylismy, ze majac czasem seks z kims na boku, wspolny seks stal sie duzo bardziej satysfakcjonujacy. Sprobowalismy seksu grupowego - mi sie podobalo, mezowi chyba mniej, bo nie wraca do tego.
Oboje zrozumielismy, ze /ujowo zyloby sie nam bez siebie nawzajem. Mielismy juz wtedy jedno dziecko. I to wlsnie nas trzyma, ze jestesmy naprawde blisko, choc otwarty zwiazek ma tez swoje ciemne strony. Mysle, ze maz bywa zazdrosny. Mysle, ze gdyby mogl wybrac - wolalby abym go nie zdradzala. Ale jesli juz mam takie sklonnosci, a mnie kocha, to woli przynajmniej wiedziec, a i sam czasem skorzysta,p co mu na pewno na zdrowie wychodzi (od razu wiem kiedy kogos mial - jest natychmiast inny w lozku:D to jest niesamowite).
Kiedys spytal, czy gdyby mi dal ultimatum - konczysz z tym i jestesmy razem, albo rozwod - to bym z nim byla. Powiedzialam, ze tak, sprobowalabym z nim byc, staralabym sie byc wierna. Ale on wystraszyl sie tego slowa "staralabym sie". Bal sie, ze te starania nie wyjda;p A zwiazek bedzie brzemieniem i bedzie zbyt duzo miec kosztowac, wiec nie byloby tak fajnie, jak jest teraz. Tak to przynajmniej mi opisal.
Jednak ja WIEDZIALAM, ze maz jest sklonny wybaczyc mi wiele i pojsc na wiele kompromisow. To czlowiek bardzo otwarty tak w ogole. Gdybym natomiast miala innego meza, nie jestem pewna, czy bym sie odwazyla mu powiedziec. Byc moze, gdybym byla Garym, robilabym jak on. Nie wiem - latwo oceniac dopoki sie czlowiek nie znajdzie w czyjejs skorze.
po drugie- zgadzam się, że werbalne NEGOCJOWANIE ILOŚCI seksu byłoby czymś kuriozalnym i zabijajacym ideę.
)
jak milo ze ktos oprocz mnie tak uwaza:)
Snake zadał bardzo dobre pytanie. Bo tak naprawdę dotyczyło ono tego, czy kosztem życia w ukryciu można znaleźć coś innego i nadzwyczajnego w tej dziedzinie?
Nie wiem czy się nie mylę, ale podejrzewam, że gdybys Ty lub Twój partner znajdowali wyższy poziom intymnosci z kimś trzecim- Wasz zwiazek by nie przetrwał. I wasze doświadczenia z innymi partnerami mają miejsce i odniesienie w Waszym związku- To właśnie łączy.
Gary się tego pozbawił- nie ma tej jedynej osoby, która go w tym względzie absolutnie zrozumie.
Hmmm. Pytanie zdaje mi sie tak retoryczne do bolu, ze nawet watpilam, czy jest zadane na powaznie;p Dla mnie osobiscie to najzwyczajniej w swiecie oczywiste, ze w seksie nie chodzi tylko o dziure. Oczywiste, ze seks z kims inny jest odkrywczy. Oczywiscie, ze za kazdym prawie razem odkrywa sie cos nadzwyczajnego w tej dziedzinie.
Tak, ryzyko wpadniecia na wyzszy poziom intymnosci jest u nas wysoki. Raz sie nawet powaznie zakochalam. Ale odpowiedzialam sobie na pytanie, czy potrafie zyc bez meza. Nie, nie moglabym. Wszystko w temacie.
Garego sytuacja jest identyczna. Roznica polega na tym, ze on wie, ze zonie nie moze powiedziec, a ja czulam, ze mezowi moge. Mialam szczescie, a z nim sie los obszedl inaczej. Rozumiem Was, ze oceniacie nas w zupelnie rozny sposob, bo jego zona nie wie, a moj M wie. Ale czy to rzeczywiscie NASZA osobista zasluga\blad? Czy przypadek?
Santa Pietruszka- w przytoczonym fragmencie o seksie chodziło o coś innego- tu Gary miał akurat rację- najpierw to co lubi kobieta...
mniejsza o to, co to będzie..:)
oczywiscie, ze chodzilo o cos innego. Gdyby chcieli zrozumiec, to by zrozumieli. Jednak na tym poziomie dyskusji juz wyraznie widac, ze wiele osob nie wypowiada sie, zeby cos zrozumiec czy przekazac, a jedynie trzymac swojej jedynej slusznej racji. Kochani, obrazajac innych ludzi, ktorych poglady nie sa zbiezne z waszymi, lekcewazac ich, popisujecie sie jedynie wysoka nieumiejetnoscia dyskutowania i niska kultura osobista, naprawde... Niczym wiecej. A jednak wiekszosc ludzi ktorzy tu glos zabrali to ludzie inteligentni, widac golym okiem. Jaki ma sens przypisanie im epitetow, zwlaszcza, ze nie zasluguja na nie, troche luzu, chlopaki i dziewczyny.
Snake napisał/a:Gary, gdybyś miał choć cień szansy, że żona dowiadując się o twoich zdradach będzie dawać ci jakieś warunki, to już byś jej powiedział. Ty natomiast wiesz, że nie byłoby żadnych "co wybierasz" tylko mocny kop w zadek. A to koniec twojego wygodnego życia, alimenty itd. Robisz z dorosłej kobiety ulomna intelektualnie i odbierasz jej prawo do decydowania o swoim życiu. To jest twoja zasadnicza nieuczciwość. Jak się komuś trafi jedna zdrada, to można sobie wytłumaczyć, że wypadek przy pracy i zataic. Zdrada jako sposób życia, to co innego. Nie baw się w Boga, bo nim nie jesteś.
Nie sądze, by Gary bał się kopa w d...
Raczej tego, ze żona będzie cierpieć a On będzie musiał to znieść.
.
No wlasnie, mozna sie z tym nie zgadzac. Nie pochwalac. Ale naprawde tak trudno to zrozumiec po 15 stronach postow?:D:D Ze nie kieruje nim egoizm, tylko kalkulacja - co bedzie lepsze dla zony. Dla dzieci. Dla niego. Chcecie widziec egozim to wasza sprawa, ale tak to wcale nie wyglada.
(...) Ze nie kieruje nim egoizm, tylko kalkulacja - co bedzie lepsze dla zony. (...)
Perełka.
(...) Chcecie widziec egozim to wasza sprawa, ale tak to wcale nie wyglada.
Jasne, to altruizm.
Gary, jedyne rzeczy jakie przebijaja z Twoich postow to niebotyczny wrecz egoizm i emocjonalna niedojrzalosc. Wiesz dlaczego pukasz ciagle nowe kobity,a nie potrafisz uczciwie trwac przy zonie?
Bo jestes wewnetrznie ciagle w stanie gotowosci, ze ktos odkryje jak naprawde pusty i wybrakowany jestes. Dlatego zone, podobno ta najblizsza towarzyszke zycia, chamsko od lat oszukujesz, a kazda napotkana panna sluzy Ci do podbudowania wlasnego ego i erotycznych popisow przed kolegami. Taki to wlasnie jestes "dojrzaly", "wyzwolony" i "szczesliwy".
Snake Ci dobrze napisal.
vicky85 napisał/a:(...) Ze nie kieruje nim egoizm, tylko kalkulacja - co bedzie lepsze dla zony. (...)
Perełka.
(...) Chcecie widziec egozim to wasza sprawa, ale tak to wcale nie wyglada.
Jasne, to altruizm.
Wielokropku w punkt
Jak się czyta tę panią, to jakby odbierało się jakąś zakrzywioną rzeczywistość. Ja zastanawiam się czy to tylko hipokryzja, czy już jakiś rodzaj zaburzenia w funkcjach poznawczych i odbiorze rzeczywistości
wieksze zaslugi ma w tym porozumieniu moj maz. ....Takich niezaplanowanych akcji mialam ... majac czasem seks z kims na boku, wspolny seks stal sie duzo bardziej satysfakcjonujacy. Sprobowalismy seksu grupowego - mi sie podobalo, mezowi chyba mniej, bo nie wraca do tego.
Kiedyś długo rozmawiałem z taką dziewczyną co była w otwartym związku. Każdy taki związek ma swoją historię jak do tego doszło, mają swoje zasady tak jak się umówili. Mężowie najczęściej proponują coś takiego myśląc, że będą dużo bzykać. A świat jest taki, że kobieta wystarczy że chce, to kochanek od razu się znajdzie. Mężczyźni muszą się o seks bardzo postarać. Kończy się taka umowa w ten sposób, że żona ma dużo seksu poza małżeństwem, a mąż mniej.
Garego sytuacja jest identyczna. Roznica polega na tym, ze on wie, ze zonie nie moze powiedziec, a ja czulam, ze mezowi moge.
Też tak to widzę.
Mialam szczescie, a z nim sie los obszedl inaczej.
Oj z tym losem nie przesadzajmy -- nie czuję się nieszczęśliwy.
Gdy zdrada wyjdzie na jaw, żona będzie chciała odejść. Nawet jak by powiedziała że zostanie pod warunkiem, że będę wierny, to powiem, że lepiej się rozstać -- rodzina formalnie się rozpadnie, ale w praktyce dalej będę miał osobę, z którą postanowiłem kiedyś się zestarzeć, dalej będę miał dzieci, będę chodził do pracy i uprawiał seks z prostytutkami... no może wtedy miałbym więcej czasu na podrywanie wolnych kobiet, choć być może już będę już za stary. Może żona sobie kogoś znajdzie, na pewno będziemy mieszkać osobno. Świat się zmieni, coś stracę, coś zyskam. Za pierwszym razem łatwiej mi było zdradzić, bo żona była zaborcza, więc skoro mam być w ciasnej klatce, to uznałem, że zrezygnuję z wierności i czasem wyjdę z tej klatki do innego świata.
Gary, z każdym Twym postem w tym wątku coraz bardziej Ci współczuję.
Strasznie bawi mnie ten wątek, założony po to, żeby Gary poddał swoją moralność pod krytykę, a potem zacięcie jej bronił.
Gary, z każdym Twym postem w tym wątku coraz bardziej Ci współczuję.
Odmawiam przyjęcia współczucia. Skieruj do osób, które cierpią i nie możesz im pomóc.
Nie przyjmuj. A swe współczucie kierować będę do tych, do których to współczucie czuję. Teraz: do Ciebie. A pomóc decyduję się tylko tym, którzy tej pomocy oczekują i rozumieją ją podobnie do mnie.
W takim razie dziękuję i otrzymujesz różę...
Wielokropek napisał/a:Gary, z każdym Twym postem w tym wątku coraz bardziej Ci współczuję.
Odmawiam przyjęcia współczucia. Skieruj do osób, które cierpią i nie możesz im pomóc.
Współczujemy Twojej żonie, że ma takiego męża.
A Tobie, że zupełnie nic nie rozumiesz z tego, co się do Ciebie mówi.
Gdy zdrada wyjdzie na jaw, żona będzie chciała odejść. Nawet jak by powiedziała że zostanie pod warunkiem, że będę wierny, to powiem, że lepiej się rozstać -- rodzina formalnie się rozpadnie, ale w praktyce dalej będę miał osobę, z którą postanowiłem kiedyś się zestarzeć, dalej będę miał dzieci, będę chodził do pracy i uprawiał seks z prostytutkami... no może wtedy miałbym więcej czasu na podrywanie wolnych kobiet, choć być może już będę już za stary. Może żona sobie kogoś znajdzie, na pewno będziemy mieszkać osobno. Świat się zmieni, coś stracę, coś zyskam. Za pierwszym razem łatwiej mi było zdradzić, bo żona była zaborcza, więc skoro mam być w ciasnej klatce, to uznałem, że zrezygnuję z wierności i czasem wyjdę z tej klatki do innego świata.
Widzę, że masz plan B..
A gdzie ta miłość do żony? Jeśli jest w Twoim życiu kimś wyjątkowym, jesteś gotowy coś dla niej poswięcić, znaczy więcej niż Twoja przyjaciółka?
Nie plan B, tylko takie będą konsekwencje. Jak się podejmuje decyzję, to się myśli o konsekwencjach.
Co miałbym poświęcać? Być wiernym? Może coś w głowie przestawi jak temu panu z bloga "szlakiem kurtyzan" cyt "w sumie doszedłem do wniosku, iż dzięki kurtyzanom ja też. Na tyle, iż w pewnym momencie ten sport w sposób naturalny przestał mnie kręcić. ".
Jezeli zawalenie calego swiata zony traktujesz jak plan B, to wspolczuje Tobie, Twojej zonie i dzieciom hurtem.
Gary, jedna rzecz mnie nurtuje. Jestes wierzacy? Pytam w odniesieniu do tekstu w twoim miejscu: zawod.
Tak, wierzę w Boga. Moja wiara jest inna niestety... Nie biorę udziału w obrzędach religijnych. Szkoda że ludzie zamiast słuchać nauki Jezusa czczą jego śmierć -- nie chciałbym mieć takich uczniów.
Jako Jezus, nie chcialabym miec uczniow, ktorzy mysla, ze oszukiwanie bliskich moze byc usprawiedliwiane w jakikolwiek sposob.
Jako Jezus nie chciałbym aby moi uczniowie byli na tyle niemoralni, aby od drugiej osoby oczekiwali przysięgi monopolu seksualnego. To czyste zło.
Jako Jezus nie chciałbym aby moi uczniowie byli na tyle niemoralni, aby od drugiej osoby oczekiwali przysięgi monopolu seksualnego. To czyste zło.
Alez NIKT tego od Ciebie nie oczekuje.
Sam zdecydowales sie wejsc w zwiazek z kobieta o monogamicznych pogladach. Nikt Cie do slubu nie przymuszal. Zas teraz oczekujesz, ze Twoje przysiegi jakos nie sa wazne, bo Tobie sie odmienilo, chociaz nigdy nawet tego faktu nie poruszyles z zona.
Slaba, gimbazowa, do bolu niedojrzala postawa. A poza tym, chrzescjansko, totalnie niemoralna. Jezeli deklarujesz sie katolikiem (badz innym chrzescianinem), to oszukiwanie bliskiej osoby, pozadanie zony blizniego swego i nieczystosc (tak ogolnie) sa grzechami. W skrocie, od magistra teologii, we wlasnej osobie.
@Gary, nie gniewaj się, ale ... mam chwilami wrażenie, że jesteś trollem. Inteligentnym, ale trollem. Twoje posty czasami zakrawają na absurdy i mam wrażenie, że świetnie się bawisz wkręcając gros równie inteligentnych użytkowników tego forum.
Ja rzucam od czasu do czasu okiem na ten temat głównie ze względu na znane mi z innych wątków nicki i stojące za nimi rozsądne i logiczne, w moim przekonaniu, poglądy. Nie ze względu na twój urok czy pokrętną dorabianą teorię/filozofię do najzwyklejszego na świecie oszustwa. I to tak BANALNEGO, jak pukanie panienek za plecami żony. Czy to naprawdę wymaga takiego światła reflektorów forum?
Powiedz mi, Gary, czego ty oczekujesz od tego miejsca? Czemu mają służyć twoje wypowiedzi? Kogo i o czym przekonujesz odpowiadając na te wszystkie posty - "nas" czy siebie?
OK, forum jest od tego, żeby wyrażać poglądy. Ty to robisz, ja to robię, inni też. Ale ... ludzie tu również trafiają, aby rozwiązać swój problem. Ja swój rozwiązałam.
Kiedy ty rozwiążesz swój?... Jeśli jednak trollem nie jesteś, to go w ogóle widzisz?...
Każdy dział tutaj i tematyka ma swój koloryt. Twój wątek też. Była tu taka jedna dziewczyna, której nick sugerował nawiązanie do znanej piosenki Stinga. Jej temat "nabił" kilkadziesiąt stron, też w kółko o tym samym. No może forum potrzebuje męskiego odpowiednika?... Tematy o kolorach sukienek, makijażu, środkach do pielęgnacji paneli czy grabieniu liści nie przyciągną tylu odbiorców.
Pozdrawiam cierpliwych piszących na wątku Gary'ego.
I see beyond
z ust mi to wyjelas. tez jak czytam Garego, to mam wrazenie, ze to troll i tylko specjalnie podgrzewa atmosfere.
wątpię, zeby dalsza dyskusja miala jeszcze sens.
Ela210 napisał/a:Zgadzam się z Garym- jeżeli do dobrego seksu potrzeba żyrandola czy gadżetów, to lepiej dać sobie na wstrzymanie..
Nie wiem, czy nie szkoda słów na skomentowanie tego. Czy ja coś mówiłam o żyrandolu i gadżetach? Nie, ja tylko mówiłam, że dobry seks to nie jest przez całe życie 1. rozbieramy się 2. minetka 3. popchamy 4. spać.
Ale widzę, że Ty, Ela, masz na mnie jakiegoś focha z innego wątku i nawet nie udajesz, że czytasz ze zrozumieniem to, co napisałam...
Tak, Gary będzie cierpiał, jak żona się dowie i będzie nieszczęśliwa... Ojej, jak mi go żal... tak na wszelki wypadek... on przecież tak żonę kocha...
NIKT z użytkowników, OPRÓCZ Garego nie napisał o potrzebie żyrandolu czy gadżetów. To Gary tak manipuluje wypowiedziami, przekręca ich treść albo wykrawa fragmenty, które mu pasują, żeby udowadniać swoje myślenie.
Może to troll.
Albo manipuluje nami tak samo jak swoją żoną
Garego sytuacja jest identyczna. Roznica polega na tym, ze on wie, ze zonie nie moze powiedziec, a ja czulam, ze mezowi moge.
Ojej, czyli mówimy tylko wtedy, gdy jesteśmy pewni, że nie spotka nas za to kara, że druga strona zareaguje po naszej myśli?
Ze nie kieruje nim egoizm, tylko kalkulacja - co bedzie lepsze dla zony. Dla dzieci. Dla niego.
Ojej, czyli robimy z dorosłej kobiety dziecko za które trzeba decydować, ustalać co jest dla niej dobre, a co złe?
Powiedziałbym, że to poziom świadomości piaskownicy ale obrażałoby to niejedno dziecko, które już ma poczucie odpowiedzialności za swoje uczynki.
Słowa przysięgi małżeńskiej brzmią chyba mniej więcej tak "ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci". Z tej przysięgi nie ma już wierności, nie ma uczciwości. Jest ponoć miłość czy też swoiste wyobrażenie o niej (wiem najlepiej co dla niej dobre) , no i jak się nie wyda, i jak mu nie będzie zabraniać chadzać na boki, to jej nie opuści aż do śmierci. Ha, ha, kurczę naprawdę zaczynam rozumieć różne babskie tematy na tym forum.
@Gary, nie gniewaj się, ale ... mam chwilami wrażenie, że jesteś trollem. Inteligentnym, ale trollem. Twoje posty czasami zakrawają na absurdy i mam wrażenie, że świetnie się bawisz wkręcając gros równie inteligentnych użytkowników tego forum.
Miła Koleżanko! Zadałem pytanie, pytanie bardzo, bardzo trudne z moralnego punktu widzenia, pytanie w pierwszym poście tego wątku. Było to krótkie pytanie. Ludzie się wypowiedzieli, wnioski wyciągnąłem i w którymś-tam poście podsumowałem, zakończyłem wątek. Od tego momentu on się ciągnie i ciągnie, a ja odpowiadam w tym swoim wątku. Robimy offtopy przyznaję. Ignoruję zaczepki, choć ze dwa razy dałem się wpuścić w kanał.
Powiedz mi, Gary, czego ty oczekujesz od tego miejsca? Czemu mają służyć twoje wypowiedzi? Kogo i o czym przekonujesz odpowiadając na te wszystkie posty - "nas" czy siebie?
Jak wyżej -- było pytanie, powstała odpowiedź -- odpowiedź dla mnie. Cała reszta to już ewangelizacja na swoją wiarę -- Wy macie swoją, ja mam swoją. Być może kiedyś, jak okaże się, że Wasz przyjaciel ma dziewczynę, która była prostytutką, to nie zgnoicie go tak jak w wątku obok? Jeśli ktoś ma ochotę, to niech wpisze do youtuba "tedx sex" i posłucha jak skrajne są opinie na temat prostytucji. Niech posłucha prostytutki i policjantki, która prostytutkom chce pomóc. Co za inny świat...
OK, forum jest od tego, żeby wyrażać poglądy. Ty to robisz, ja to robię, inni też. Ale ... ludzie tu również trafiają, aby rozwiązać swój problem. Ja swój rozwiązałam.
Kiedy ty rozwiążesz swój?... Jeśli jednak trollem nie jesteś, to go w ogóle widzisz?...
Moje problemy rozwiązałem dawno temu. Ten wątek rozwiązał jeszcze jeden problem...
Gdybym chciał zrezygnować z seksu na boku, gdybym postanowił być wiernym mężem, to czy gdyby mi seksu brakowało, to czy miałbym moralne prawo oczekiwać od żony więcej seksu niż to wynika wyłącznie z jej chęci na seks, pożądania? Na pewno bym z nią nie rozmawiał/negocjował, ale może bardziej zdecydowanie podrywał na seks. To podrywanie na pewno łamałoby jej delikatne granice. Byłby to mini-gwałt. Miałbym seks z kimś, kto niekoniecznie tego chce. Obwiniałbym ją, nawet podświadomie, drażniłaby mnie ta sytuacja. Gdyby żona się ugięła, to ona byłaby pokrzywdzona.
To jest trolowanie wg Ciebie? Nie sądzę... . Poza tym jestem wymęczony tym wątkiem...
Zwłaszcza, jak piszemy w kółko to samo.
Tragiczna? Teraz mam dobrą sytuację... mam dodatkowy seks, od żony przestałem chcieć więcej niż ona chce dać, rozkwitła jak kwiat z którego głodna pszczoła nie doi do końca wszystkich soków...
oplułam monitor
Gary, proszę Cię, oszczędź takich tekstów Komu Ty chcesz wmówić, że zaniedbywanie żony jej służy?
Moje problemy rozwiązałem dawno temu.
Ooo! Znaczy powiedziałeś żonie prawdę? Czy też poukładałeś sobie w głowie dobre usprawiedliwienia dla kontynuowania oszukiwania jej?
Na pewno bym z nią nie rozmawiał/negocjował, ale może bardziej zdecydowanie podrywał na seks. To podrywanie na pewno łamałoby jej delikatne granice. Byłby to mini-gwałt. Miałbym seks z kimś, kto niekoniecznie tego chce. Obwiniałbym ją, nawet podświadomie, drażniłaby mnie ta sytuacja. Gdyby żona się ugięła, to ona byłaby pokrzywdzona.
Bardzo to oryginalne założenie. Chcieć uprawiać z kimś seks i nie zapytać czy on też chce, jak chce, kiedy chce (bo może wieczorem nie znosi, a rano przepada). Może ona uwielbia seks ale zupełnie inny niż ty oferujesz swoim "podrywaniem na seks". Może twoje "podrywanie na seks" wk..... ją tak maksymalnie, że od razu jej się odechciewa i ogarnia ją totalne zniechęcenie, że ten gość już chyba nigdy się nie domyśli czego ona potrzebuje. Nie domyśli się, a przecież się nie zapyta, bo to ojej jest uwłaczające. Przecież jak wszyscy wiedzą prawdziwy samiec najlepiej wie czego kobiecie potrzeba i jej to udowodni "podrywaniem na seks". Wiesz jak to się kończy? Że kiedyś usłyszysz jak ci żona wygarnie, że zmarnowałeś jej najlepsze lata do seksu...
Gary napisał/a:Tragiczna? Teraz mam dobrą sytuację... mam dodatkowy seks, od żony przestałem chcieć więcej niż ona chce dać, rozkwitła jak kwiat z którego głodna pszczoła nie doi do końca wszystkich soków...
oplułam monitor
Gary, proszę Cię, oszczędź takich tekstów
Komu Ty chcesz wmówić, że zaniedbywanie żony jej służy?
To zdanie pokazuje, że z żoną i jej podejściem jest wszystko OK
Problemem jest "pszczoła", która jest głodna jak jakiś mega szkodnik
Snake
Żona Garego musiałaby być naprawdę totalnie ślepa i naiwna, aby niczego nie zauważyć.
@Gary, nie gniewaj się, ale ... mam chwilami wrażenie, że jesteś trollem. Inteligentnym, ale trollem. Twoje posty czasami zakrawają na absurdy i mam wrażenie, że świetnie się bawisz wkręcając gros równie inteligentnych użytkowników tego forum.
Ja rzucam od czasu do czasu okiem na ten temat głównie ze względu na znane mi z innych wątków nicki i stojące za nimi rozsądne i logiczne, w moim przekonaniu, poglądy. Nie ze względu na twój urok czy pokrętną dorabianą teorię/filozofię do najzwyklejszego na świecie oszustwa. I to tak BANALNEGO, jak pukanie panienek za plecami żony. Czy to naprawdę wymaga takiego światła reflektorów forum?
Powiedz mi, Gary, czego ty oczekujesz od tego miejsca? Czemu mają służyć twoje wypowiedzi? Kogo i o czym przekonujesz odpowiadając na te wszystkie posty - "nas" czy siebie?
OK, forum jest od tego, żeby wyrażać poglądy. Ty to robisz, ja to robię, inni też. Ale ... ludzie tu również trafiają, aby rozwiązać swój problem. Ja swój rozwiązałam.
Kiedy ty rozwiążesz swój?... Jeśli jednak trollem nie jesteś, to go w ogóle widzisz?...
Każdy dział tutaj i tematyka ma swój koloryt. Twój wątek też. Była tu taka jedna dziewczyna, której nick sugerował nawiązanie do znanej piosenki Stinga. Jej temat "nabił" kilkadziesiąt stron, też w kółko o tym samym. No może forum potrzebuje męskiego odpowiednika?... Tematy o kolorach sukienek, makijażu, środkach do pielęgnacji paneli czy grabieniu liści nie przyciągną tylu odbiorców.
Pozdrawiam cierpliwych piszących
na wątku Gary'ego.
ale w czym problem? Gary ma filozofie jaką ma z czym sie nie kryje od poczatku na tym forrum. To cala reszta ciągle walkuje to, co on napisał nie mogąc przejść nad tym do porządku dziennego i prawi mu moraly oraz pała oburzeniem na jego kurewstwo. No ok, takie sa fakty, ale to nie on ciągnie temat tylko cala reszta nie może przestac
Jeśli ten wątek osiągnie milion pincet stron to nie będzie to "zasługą" Gary'ego przecież...
Strony Poprzednia 1 … 7 8 9 10 11 … 14 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Moralność vs zdrada
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024