tak sobie czytam Twój wątek Gary, bo ogólnie to fajny z Ciebie facet, jak widzę po wpisach na innych wątkach. Widać, że masz pewną wrażliwość, widać to po sposobie pisania. I dlatego trochę dziwię się i w sumie szkoda mi Ciebie i Twojej żony.
Pominę kwestię, że mam zupełnie inny pogląd na tę sytuację, inaczej postrzegam moralność niż Ty itd. Bo tu nie o tym trzeba pisać. Mnie się nie mieści w głowie, co Ty piszesz, a Ty pewnie nigdy byś nie zrozumiał mnie. Nie bez powodu o tym piszę.
Ludzie są różni. I to normalne, ktoś może oczekiwać wierności, bo sam jej przestrzega, poprzez nią okazując szacunek i jednocześnie oczekuje takiego samego szacunku dla siebie. A inna para może żyć sobie w otwartym związku i być równie szczęśliwa.
Ale wiesz, jaki jest szkopuł? Rozmowa. Otwartość. Szczerość. Już na samym początku związku. Pewne kwestie trzeba obgadać, zorientować się, jakie ktoś ma podejście do życia, oczekiwania itd. Przecież to wiesz Gary.
Najważniejsze jest to, żeby każda osoba trafiła na kogoś o podobnym systemie wartości do swojego, bo inaczej zaczyna się cierpienie.
Nie wiem czemu, ale wyczuwam w Tobie konflikt wewnętrzny. Podświadomie wiesz, że robisz źle, czujesz, że krzywdzisz żonę i nie chcesz mimo wszystko, żeby cierpiała. Masz poczucie winy, stąd ten wątek. Chciałeś usłyszeć od innych, że dobrze robisz, że wybierasz mniejsze zło.
W patową sytuację siebie i ją uwikłałeś na własne życzenie.
Zadam Ci pytanie- po co był ślub?
Bo zakładam, że już wcześniej musiałeś wiedzieć o swoich skłonnościach. Nie każdy jest z natury monogamistą. Jeśli wiedziałeś, że masz problem z wiernością, to mogłeś się nie żenić, ale co jakiś czas zmieniać partnerki, miałbyś urozmaicenie. Albo obgadać z nią to, niektórym by otwarty związek nie przeszkadzał.
O co więc chodziło?
O dzieci? Są ludzie, co mają dzieci bez małżeństw.
O miłość? Sam napisałeś, że wiele razy kochałeś wcześniej, jak i później i że da się kochać więcej niż jedną osobę. Więc raczej z szalonej miłości się nie ożeniłeś.
O ocena społeczna i przymus małżeństwa? To na wsi, napisałeś, że mieszkasz w Krakowie. (też mieszkam w Krk i teraz cieszę się, że nie mam męża
bo bym się zastanawiała, czy to nie on po kryjomu ten wątek pisze
)
O spokój? Bezpieczeństwo? Codzienne ciepłe obiady itd?
O pozory, że żyjesz jak inni w społeczeństwie?
Któryś z tych powodów musiał zadecydować, ożeniłeś się i moim zdaniem zrozumiałeś, że popełniłeś błąd, ale już było za późno. I żeby nikogo "nie ranić", zdradzasz na boku...
Pytasz, czy można usprawiedliwić zdrady. Z Twojego punktu widzenia tak, a np. już z mojego nie. Twoja żona też uważa, że nie. Widzisz, więc ona ma inne poczucie moralności niż Ty. I czy od wczoraj to wiesz? Jak to jest możliwe, żeby długo z kimś chodzić, potem się z tą osobą ożenić, a wcześniej tego nie wiedzieć?
Jeśli wiedziałeś przed ślubem o różnicach moralności i mimo to ożeniłeś się z myślą, że najwyżej będziesz zdradzać, to postąpiłeś okropnie i to jest niewybaczalne. Nie oceniam Cię przez to, że nie cenisz wierności tak, jak niektórzy. Ale prawda jest taka, że sam doprowadziłeś do tego, że się męczysz, Twoja żona też i że w sumie każdy żyje w ułudzie szczęścia..
Jeśli ona jest Ci wierna, ceni wartości, to Ty swoim zachowaniem niszczyć całe podwaliny jej życia. To jest jak fundament osobowości, który buduje się przez lata, wypracowując różne zachowania, wartości. I pomyśl, że któregoś dnia ktoś nagle mówi, że to wszystko, co przez lata zbudowałeś, ten fundament jest niczym.
Pomyśl sobie, jakbyś się czuł, gdyby ktoś za chwilę zburzył cały świat Twoich wartości, czegoś, co było dla Ciebie najważniejsze (nie mówię tu o wierności, ale pewnie coś innego jest). Albo jakbyś się czuł z myślą, że ktoś się czai, żeby Twój spokojny świat zburzyć.
Bo ona tak teraz czuje. Tak, jest intuicja. Tak, pewnie coś wyczuwa, Nie, nie daje Ci przyzwolenia. Gdyby dawała i lekko na to patrzyła, nie sprawdzałaby Twojego telefonu. Ona teraz jedynie może udawać, że nic nie wie, ale to nie zmienia faktu, że mimo to czuje lęk i rozpacz, choć może tego nie okazuje. Pewnie woli się łudzić... ale niepokój i strach będzie wracać.
Popełniłeś duży błąd wiele lat temu i myślę, że to wiesz. Bo sam się męczysz, szukasz ratunku w zdradach, a także tu na forum, by zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Nie wiem, jak Ci pomóc. Mleko się rozlało i teraz każda decyzja spowoduje jakieś cierpienie. Zależy też, ile Twoja żona ma lat. Bo jak sobie wyobrażę moją mamę, to myślę, że by ją zabiła teraz wiadomość o wieloletnich zdradach.. bo to poczucie, że całe życie się zmarnowało, zbudowało na kłamstwach...
Współczuję jej, ale Tobie też. Nie myślałeś, żeby iść na terapię małżeńską lub sam ze sobą? Pogadać z kimś o problemie? Bo problem jest ewidentny