Moralność vs zdrada - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Moralność vs zdrada

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 14 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 325 z 902 ]

261 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-19 13:23:52)

Odp: Moralność vs zdrada
cslady napisał/a:
dżdżownick napisał/a:

Dlaczego? Być może dlatego, że wchodzi się w związek mimo wszystko nie po to, by przejmować kontrolę nad drugim człowiekiem. A w nieidealnej sytuacji, jaką jest związek, zwykle kalkuluje się, co jest lepsze od czego. Znam ludzi, którzy po kryjomu przed małżonkami palą papierosy. Znam kobietę i mężczyznę. Jeden z tych związków znam trochę bliżej. Wyglądają na fajne, zgrane małżeństwo, a jednak coś jest do ukrycia. Cóż, uczciwe to nie jest. Tylko czy uczciwe/dobre byłoby oddanie pełnej kontroli nad swoim życiem drugiemu człowiekowi?

Chyba nie do końca rozumiem o jakiej kontroli mówisz. Mówienie prawdy to dla Ciebie oddawanie komuś kontroli? A to dlaczego? Nie widzę tego.

A co z sytuacją, gdy zdradzacz siłą bierze sobie tę kontrolę nad drugą osobą, i ona nawet o tym nie wie? On decyduje za nią, czy coś jej się spodoba, czy też nie, więc ona nie może rozmawiać, dążyć do jakiegoś rozwiązania, do ulepszenia związku, nie może totalnie nic zrobić. Wszystko jest ustalane bez jej wiedzy i zgody. Palenie szkodzi bezpośrednio palącemu, nie da się zarazić rakiem płuc. A zdradzacz szkodzi bezpośrednio zdrowiu żony, która może złapać jakąś chorobę weneryczną. Naraża zdrowie osoby, którą rzekomo kocha, choć pewnie sam w to wierzy, że kocha.

Mam wrażenie, że w tej dyskusji ocieramy się o absurd i zafiksowanie na tym, że w dążeniu do swojego "komfortu" wszystkie chwyty dozwolone, a szczerość, uczciwość i lojalność są konstruktem abstrakcyjnym, który przynosi tylko szkodę. Wszyscy się oszukujmy, karmijmy się kłamstwami i deklaracjami bez pokrycia, nadużywajmy swojego zaufania, depczmy wiarę innych ludzi w naszą szczerość i uczciwość, a wszyscy będziemy szczęśliwsi. Przecież to jakiś absurd, bo cofa nas w rozwoju społecznym o tysiące lat.

Zobacz podobne tematy :

262

Odp: Moralność vs zdrada
cslady napisał/a:
dżdżownick napisał/a:

Dlaczego? Być może dlatego, że wchodzi się w związek mimo wszystko nie po to, by przejmować kontrolę nad drugim człowiekiem. A w nieidealnej sytuacji, jaką jest związek, zwykle kalkuluje się, co jest lepsze od czego. Znam ludzi, którzy po kryjomu przed małżonkami palą papierosy. Znam kobietę i mężczyznę. Jeden z tych związków znam trochę bliżej. Wyglądają na fajne, zgrane małżeństwo, a jednak coś jest do ukrycia. Cóż, uczciwe to nie jest. Tylko czy uczciwe/dobre byłoby oddanie pełnej kontroli nad swoim życiem drugiemu człowiekowi?

Chyba nie do końca rozumiem o jakiej kontroli mówisz. Mówienie prawdy to dla Ciebie oddawanie komuś kontroli? A to dlaczego? Nie widzę tego.

A co z sytuacją, gdy zdradzacz siłą bierze sobie tę kontrolę nad drugą osobą, i ona nawet o tym nie wie? On decyduje za nią, czy coś jej się spodoba, czy też nie, więc ona nie może rozmawiać, dążyć do jakiegoś rozwiązania, do ulepszenia związku, nie może totalnie nic zrobić. Wszystko jest ustalane bez jej wiedzy i zgody. Palenie szkodzi bezpośrednio palącemu, nie da się zarazić rakiem płuc. A zdradzacz szkodzi bezpośrednio zdrowiu żony, która może złapać jakąś chorobę weneryczną. Naraża zdrowie osoby, którą rzekomo kocha, choć pewnie sam w to wierzy, że kocha.

Nie, samo mówienie prawdy nie jest kontrolą, ale wymaganie tego mówienia już nią jest. Podobnie jak wymaganie, by decyzje dotyczące działań jednej osoby mogły być podejmowane tylko wspólnie, choćby dotyczyły czegoś, co nie ma bezpośredniego wpływu na życie drugiej. Wiem, że jest dyskusyjną kwestia, czy w związku mogą być "rzeczy" nie mające bezpośredniego wpływu na drugą osobę ze związku.
Tu zastanawiam się nad potrzebą wynalazku "czytnika myśli". Byłoby to wygodne rozwiązanie dla ludzi, którzy chcą znać prawdę, nie uważasz? smile Zawarcie związku mogłoby polegać na wszczepieniu czipów tym dwojgu. Czipów, które przesyłałyby informacje tylko między sobą, bez możliwości przesyłania innym. To tak trochę z przymrużeniem oka, ale tak widzę w przejaskrawionej formie wymaganie prawdy.

Ja z kolei mam wątpliwości, czy można traktować zatajanie czegoś jako branie kontroli nad drugim człowiekiem, który być może chciałby to coś ocenić. Rozumiem przesłanki, owszem, ale wygląda to na wywyższanie prawa do oceny nad prawo do czynu. Te wątpliwości biorą się stąd, że zatajająca osoba nie zmusza drugiej osoby do zajmowania się daną rzeczą. Traktowanie tego jako POZBAWIANIE drugiej osoby możliwości oceny i podjęcia decyzji co do postępowania z uwzględnieniem oceny opiera się na... prawie do kontroli osoby, która chce popełnić "rzecz". Czyli krótko, zakłada się, że jedna z tych osób nie może uczynić "rzeczy" bez wiedzy drugiej osoby, mimo, iż rzecz nie dotyczy tej drugiej osoby.
Piszę tu o wątpliwościach, nie o pełnym przekonaniu. Możliwe, że tu nie mam racji. Musiałbym się głębiej wgryźć w problem.

@ Summerka
Rozumiem Twoje stanowisko.
Dorzucę tylko uwagę, że istnieje bardzo wiele osób, które kochają nie na podstawie ustaleń autorytetów, ale na podstawie własnych odczuć. I dlatego Aldona może być słusznie przekonana, że nie kocha męża, jeśli jej emocjonalny stosunek do niego drastycznie różni się od emocjonalnego stosunku do dziecka.

Odnośnie "ocierania się o absurd". Czy takie radykalne reakcje są potrzebne? W dyskusji z reguły ścierają się poglądy przeciwne. Chyba, że mam to rozumieć, że moje argumenty są bezsensowne.

263

Odp: Moralność vs zdrada
dżdżownick napisał/a:

Nie, samo mówienie prawdy nie jest kontrolą, ale wymaganie tego mówienia już nią jest. Podobnie jak wymaganie, by decyzje dotyczące działań jednej osoby mogły być podejmowane tylko wspólnie, choćby dotyczyły czegoś, co nie ma bezpośredniego wpływu na życie drugiej. Wiem, że jest dyskusyjną kwestia, czy w związku mogą być "rzeczy" nie mające bezpośredniego wpływu na drugą osobę ze związku.

Jakbym siebie czytał. Całkowicie się zgadzam. Zaznaczę tylko że nie chodzi o "wymaganie mówienia prawdy", ale "wymaganie mówienia wszystkiego".



Tu zastanawiam się nad potrzebą wynalazku "czytnika myśli". Byłoby to wygodne rozwiązanie dla ludzi, którzy chcą znać prawdę, nie uważasz? smile

W innych cywilizacjach ludzie podobno porozumiewają się telepatycznie, nie ma tam prywatności, można słyszeć prawie wszystkie myśli.



czy można traktować zatajanie czegoś jako branie kontroli nad drugim człowiekiem, który być może chciałby to coś ocenić. .... Traktowanie tego jako POZBAWIANIE drugiej osoby możliwości oceny i podjęcia decyzji co do postępowania z uwzględnieniem oceny opiera się na... prawie do kontroli osoby, która chce popełnić "rzecz". Czyli krótko, zakłada się, że jedna z tych osób nie może uczynić "rzeczy" bez wiedzy drugiej osoby, mimo, iż rzecz nie dotyczy tej drugiej osoby.

Racja. W zakresie zdrady zakłada się, że druga osoba jest narażona na choroby, albo że żyje w kłamstwie polegającym na tym, że zdradzacz udaje, że tę osobę kocha. Czyli osoba żyje w związku ze zdradzaczem, bo nie ma pełnej wiedzy, ale gdyby miała, to by nie była w tym związku.

264 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-19 15:06:15)

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:
dżdżownick napisał/a:

Nie, samo mówienie prawdy nie jest kontrolą, ale wymaganie tego mówienia już nią jest. Podobnie jak wymaganie, by decyzje dotyczące działań jednej osoby mogły być podejmowane tylko wspólnie, choćby dotyczyły czegoś, co nie ma bezpośredniego wpływu na życie drugiej. Wiem, że jest dyskusyjną kwestia, czy w związku mogą być "rzeczy" nie mające bezpośredniego wpływu na drugą osobę ze związku.

Jakbym siebie czytał. Całkowicie się zgadzam. Zaznaczę tylko że nie chodzi o "wymaganie mówienia prawdy", ale "wymaganie mówienia wszystkiego".



Tu zastanawiam się nad potrzebą wynalazku "czytnika myśli". Byłoby to wygodne rozwiązanie dla ludzi, którzy chcą znać prawdę, nie uważasz? smile

W innych cywilizacjach ludzie podobno porozumiewają się telepatycznie, nie ma tam prywatności, można słyszeć prawie wszystkie myśli.



czy można traktować zatajanie czegoś jako branie kontroli nad drugim człowiekiem, który być może chciałby to coś ocenić. .... Traktowanie tego jako POZBAWIANIE drugiej osoby możliwości oceny i podjęcia decyzji co do postępowania z uwzględnieniem oceny opiera się na... prawie do kontroli osoby, która chce popełnić "rzecz". Czyli krótko, zakłada się, że jedna z tych osób nie może uczynić "rzeczy" bez wiedzy drugiej osoby, mimo, iż rzecz nie dotyczy tej drugiej osoby.

Racja. W zakresie zdrady zakłada się, że druga osoba jest narażona na choroby, albo że żyje w kłamstwie polegającym na tym, że zdradzacz udaje, że tę osobę kocha. Czyli osoba żyje w związku ze zdradzaczem, bo nie ma pełnej wiedzy, ale gdyby miała, to by nie była w tym związku.

Gary, myślę, że razem z kolegą dżdżownickiem mylicie prawo do odrębności i tajemnicy z celowym wprowadzaniem drugiej osoby w błąd.
Był kiedyś taki dowcip, w którym na pretensje żony, że mąż nigdy jej nie mówił w ciągu 20 lat małżeństwa, że ją kocha, on odpowiedział, że przecież 20 lat temu jej o tym powiedział i nic się od tamtego czasu nie zmieniło, więc nie widzi konieczności updatowania. Dla odmiany wy uważacie, że mimo updatu, który znacząco zmienia charakter związku, nie powinno się dzielić tym mało istotnym szczegółem, aby utrzymać poziom satysfakcji ze związku.
Brak wam jednak równowagi między wolnością i miłością oraz między razem i osobno, a także między rozmową a milczeniem.
Może podam inny przykład. Spotykamy się. Iskrzy między nami. Dążymy do konsumpcji pożądania. Wreszcie ładujemy w łóżku. Jest przyjemnie, nie ma co niszczyć szczęścia obojga. Nie wspomniałam tylko, że jestem nosicielką choroby. Może tylko takiej, która przyniesie trochę bólu i przykrych objawów, a może takiej, która jest nieuleczalna i drobną infekcję zamieni w śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie mówię, bo przecież nie musisz się w ogóle zarazić. Może przejdzie bez echa. I wszyscy będziemy zadowoleni. Szczerość tylko odebrałaby nam te chwilę szcęścia, które wspólnie spędziliśmy i może jeszcze spędzimy.

265

Odp: Moralność vs zdrada
summerka88 napisał/a:

Gary, myślę, że razem z kolegą dżdżownickiem mylicie prawo do odrębności i tajemnicy z celowym wprowadzaniem drugiej osoby w błąd.
Był kiedyś taki dowcip, w którym na pretensje żony, że mąż nigdy jej nie mówił w ciągu 20 lat małżeństwa, że ją kocha, on odpowiedział, że przecież 20 lat temu jej o tym powiedział i nic się od tamtego czasu nie zmieniło, więc nie widzi konieczności updatowania. Dla odmiany wy uważacie, że mimo updatu, który znacząco zmienia charakter związku, nie powinno się dzielić tym mało istotnym szczegółem, aby utrzymać poziom satysfakcji ze związku.
Brak wam jednak równowagi między wolnością i miłością oraz między razem i osobno, a także między rozmową a milczeniem.
Może podam inny przykład. Spotykamy się. Iskrzy między nami. Dążymy do konsumpcji pożądania. Wreszcie ładujemy w łóżku. Jest przyjemnie, nie ma co niszczyć szczęścia obojga. Nie wspomniałam tylko, że jestem nosicielką choroby. Może tylko takiej, która przyniesie trochę bólu i przykrych objawów, a może takiej, która jest nieuleczalna i drobną infekcję zamieni w śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie mówię, bo przecież nie musisz się w ogóle zarazić. Może przejdzie bez echa. I wszyscy będziemy zadowoleni. Szczerość tylko odebrałaby nam te chwilę szcęścia, które wspólnie spędziliśmy i może jeszcze spędzimy.

To zdaje się jest ten szczególny punkt sporny. Zmiana charakteru związku. Cudzołóstwo na pewno będzie czymś innym, dla kogoś, kto rozdziela seks od miłości, i dla niego nie zmieni w związku niczego, natomiast jeśli cudzołóstwa dopuści się osoba, dla której seks koniecznie musi wiązać się z miłością, uzna to za zdradę.
Dla jednych więc charakter związku ulega zmianie, dla innych nie.
Na zdrowy rozsądek - jeśli wystąpienie danego czynu nie powoduje widocznych zmian w związku, pogorszenia czy polepszenia jego jakości, to i charakter związku się nie zmienia. Pozostaje kwestia niedotrzymania umowy i związana z nią utrata zaufania. To się zmieni dopiero w sytuacji ujawnienia cudzołóstwa. Jeszcze inna sprawa to ta, że wymóg ślubowania i złożenia zobowiązań sam w sobie jest zaufania osłabieniem, czy też zaprzeczeniem.

266

Odp: Moralność vs zdrada

Można to naciągać w dowolną stronę...

Czy z biegiem lat zmienia się charakter związku jeśli częstotliwość seksu się zmienia? A może na ślubnym kobiercu trzeba kontraktować seks tak jak i wierność? Czy jeśli mąż zaciągał kredyty na ryzykowny biznes i popadł w długi, które będą brane z pensji żony przez 20 lat -- czy to jest w ramach uczciwości? Czy zmienia charakter związku? Jeśli ona przekroczyła prędkość i wpadła w poślizg, złamała sobie kręgosłup i jeździ na wózku -- czy to z jej winy zmienił się charakter związku? Była nieuczciwa bo swoim ryzykanctwem naraziła męża na trudności?

Coraz większe będą absurdy... Czuję, że ta dyskusja prowadzi do nikąd i zamyka się dwoma punktami (1) i (2) które wyżej podałem.

267

Odp: Moralność vs zdrada

Bzdura, Gary.

To co tu podajesz to sa LOSOWE wydarzenia, do ktorych oboje malzonkow sie moga ustosunkowac i albo znalezc wspolna droge, albo dojsc do wniosku, ze sie nie da. Jezeli moj maz popada w dlugi i nadwyreza to finanse calej rodziny, to mam wybor to zaakceptowac jako marna passe, lub dojsc do wniosku, ze maz jest nieodpowiedzialny, i odejsc.

Zona, ktorej maz dupczy na boku jest OSZUKIWANA i w zwiazku z tym nie ma zadnego wyboru, bo wspanialomyslny mezulek uwaza, ze ani wiedza ani wolnosc wyboru nie jest jej potrzebna.

268 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-19 20:50:03)

Odp: Moralność vs zdrada

Dżdżownick, wg mnie zmiana w związku z seksualnej monogamii na seksualną poligamię zmienia istotnie charakter związku. Jest przy tym niezgodna z zawartą umową na wyłączność seksualną. Każdą umowę można negocjować, trzeba tylko chcieć.

Gary, widzę, że nie w smak ci przykłady, które odstają od twojej wersji rzeczywistości wink Nie dziwi mnie to specjalnie. To rzeczona wcześniej przeze mnie - twoja wybiórczość w przyjmowaniu argumentów. I znowu pojawia się twój sławetny wybór między dżumą a cholerą. Wszędzie widzisz tylko choroby, a nie zauważasz, że sam je sprowadzasz.

EDIT: jeszcze tak na koniec Gary. Seksoholizm jest uzależnieniem behawioralnym. Co prawda podczas aktów seksualnych wydzielane są substancje powodujące zadowolenie, ale one nie uzależniają chemicznie jak np. narkotyki. Zaburzenia behawioralne leczy się stosunkowo łatwo, bo wymagają "stworzenia" połączeń neuronalnych i wytyczenia nowych szlaków między ośrodkami korowymi z emocjonalnymi. Poczytaj sobie kiedyś prace niemieckich neurobiologów E. Diekhof i O. Gruber o badaniach związanych z dylematem pożądanie-rozsądek. Może to pomoże tobie na jakieś kroki, które oszczędzą bólu twoim bliskim.

269

Odp: Moralność vs zdrada

przyznaje wątku nie czytałem tylo pierwszy post "jeśli żona kocha to nie powinna mężowi seksu odmawiać"
Kiedyś tak myślałem, co ciekawe chyba jest to nawet zgodne z naukami kościoła. Tylko jakiś czas temu seks przestał mnie rajcować, nie tak że całkowicie ale wolę bliskość, co ciekawe trafiam na partnerki które mogą i chcą zawsze i wszędzie. Normalnie marzenie wielu facetów. Teraz uważam że nie można zmuszać szcz jakimś szantażem drugiej osoby to seksu bo to "obowiązek"

270

Odp: Moralność vs zdrada

Mnie zawsze zastanawia, że na ślubie ślubuje się sobie wierność ale już nie seks. Czyli masz być wierny kobiecie nawet jeśli ona odmawia Ci seksu czy też niezależnie ile ci go daje. Po prostu trzeba rozważyć dobrze te ślubne konsekwencje.

271 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-19 23:40:46)

Odp: Moralność vs zdrada
Facet79 napisał/a:

Mnie zawsze zastanawia, że na ślubie ślubuje się sobie wierność ale już nie seks. Czyli masz być wierny kobiecie nawet jeśli ona odmawia Ci seksu czy też niezależnie ile ci go daje. Po prostu trzeba rozważyć dobrze te ślubne konsekwencje.

Może dopisz zatem małym druczkiem i daj narzeczonej do podpisu ilość stosunków, jakie musi z Tobą odbyć, byś jej nie zdradził. Będzie git.
Czytam te Wasze teksty i czuję się jak w jakimś średniowieczu. Serio. Ja bym dopisała jeszcze jak i kiedy ma kobieta sprzątać, prać Wasze gacie i pichcić Wam obiadki.

Związek zawiera się na lata. Skąd ja mam u licha wiedzieć, czy za 10 lat będę chciała się kochać co drugi dzień, ale mężczyzna też nie wie, czy nie będzie impotentem. To też się zdarza, prawda?
Jest masę innych powodów, które mogą wpłynąć na aktywność seksualną.
Można rozmawiać, najlepiej byłoby próbować wspólnie pokonywać pojawiające się problemy.
Można jeszcze powiedzieć partnerowi, że się nie da rady. Można odejść.

Wybieracie oszustwo, zdradę, wbijanie noża w plecy osobie, którą zowiecie Wam najbliższą i twierdzicie, że tak jest dobrze, że skoro nie seksi się z Wami tak często jak byście mieli fantazję, to macie do tego pełne prawo. I jeszcze negatywne opinie okrzykujecie niesprawiedliwym piętnowaniem , bo przecież macie prawo mieć inne podejście.

PIĘTNOWANIE? Nazywanie rzeczy po imieniu nie jest piętnowaniem.
Powtórzę się raz jeszcze. Jak idę ulicę i widzę, że właściciel kopie swojego psa, to mam prawo zareagować? No przecież to jego pies, nic mi do tego, co z nim robi. Tak?
Jak widzę, że ktoś fałszywie oczernia kogoś, kto uważa go za swojego przyjaciela, to mam prawo zareagować? Mam prawo powiedzieć mu, co myślę i że gardzę takimi zachowaniami?
A jak widzę, że ktoś zdradza i oszukuje kobietę, której przysięgał wierność, który spotyka się z inną... idzie z nią do łóżka może w momencie, gdy jego żona usypia ich dziecko, czyta mu bajkę na dobranoc... a może gotuje jego ulubioną potrawę, by sprawić mu radość.... to mam prawo powiedzieć "jesteś skończonym łajdakiem". Mam?
Otóż mam. Mam prawo do nieprzechodzenia obojętnie wobec cierpienia innych, wobec wyrządzanego zła - także tego z opóźnionym zapłonem.
Prawo normalnego, wrażliwego człowieka z normalnym kręgosłupem moralnym.

Powiem więcej. Taki człowiek, człowiek, który zdradza swojego małżonka, nigdy nie mógłby być moim przyjacielem. Bo od przyjaciół oczekuję lojalności. A czego można oczekiwać od zdrajcy? Własną żonę zdradza, oszukuje, ale dla mnie będzie oddanym przyjacielem. Ha... Jasne. Albo się ma honor albo się go nie ma.


A rozmowa tu rzeczywiście zaczyna ocierać się o absurd. Przestaje się dziwić, jak możliwe jest, że taki faszyzm kiedyś zawojował umysły ludzkie... skoro widzę tę wybiórczość wartości, które dla Was korzystne i po drodze.

272

Odp: Moralność vs zdrada

Tyle dywagacji, a jak dla mnie - to w większości niepotrzebnie dorobiona filozofia. Umiem mówić, ba, rozmawiać, toteż zakładam, że nie jest to poza możliwościami innych ludzi. Główne założenia związku można sobie przedstawić wzajemnie już na jego początku i jeśli jest w tej kwestii zgoda - to można ten związek rozpocząć. Nie są to przecież jakieś nierozerwalne kajdany. Jeśli facet przestanie mi dawać seks - mogę z nim porozmawiać, dojść do porozumienia, pogodzić się z tym albo odejść - uczciwie. Jeśli zostanie ryzykantem - mogę się zgodzić, mogę spróbować go uświadomić, dlaczego według mnie nie warto, a mogę odejść. Jeśli palę, a jemu się to nie podoba, może się z tym pogodzić, pogadać o rzuceniu palenia albo odejść. Przykłady można wrzucać w nieskończoność. Czemu akurat puszczanie się na boki na być kryte i tej decyzji nie pozostawiać?

273 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-08-20 10:24:46)

Odp: Moralność vs zdrada

Ten pan postanowił, że nie kocha i odchodzi:     http://www.netkobiety.pl/t106392.html
Brawo dla niego? A jeśli założyć, że nie zdradza, a co najwyżej się zauroczył w koleżance z pracy?
Pomińmy aspekt że robi to szybko, bo mógł odejście rozciągnąć na pół roku, aby nie robić szoku żonie i dziecku...
Powinien zacząć tak "Nie kocham Cię już i chyba musimy się rozejść"? A może "Zastanawiam się, czy wciąż Cię kocham..." smile
Czy jeśli ktoś przestał kochać to jest zdradzaczem? Też złamał przysięgę, prawda?

274

Odp: Moralność vs zdrada

Oj Gary, co by i jak nie zrobił będzie źle. Jak się zdradza po cichu źle. Bo nie wie, a może by chciala, bo może by sobie życie ulozyla jeszcze z kim innym. Jak powiesz, to dramat, że dlaczego, że przecież...Jak się nie obejrzysz, to dupa z tyłu. Jak nie zrobisz ktoś będzie miał żal, poczucie krzywdy. Ale nawet wiedźmin Geralt musiał kiedyś uznać, że istnieje pojęcie mniejszego zła wink

275

Odp: Moralność vs zdrada
Facet79 napisał/a:

Mnie zawsze zastanawia, że na ślubie ślubuje się sobie wierność ale już nie seks. Czyli masz być wierny kobiecie nawet jeśli ona odmawia Ci seksu czy też niezależnie ile ci go daje. Po prostu trzeba rozważyć dobrze te ślubne konsekwencje.

Bo wbrew obiegowej opinii, zgodnie z nauką Kościoła seks bez zamiaru prokreacji też jest grzechem tongue

Niepotrzebnie temat zdrady odwołujecie do przysiąg, religii itd. To wyłącznie sfera wewnętrzna, wybór.

Nigdy nie rozważałem nawet zdrady swojej partnerki, byłem, jestem i będę jej wierny. Nad abstrakcyjnym tematem zdrady oczywiście jednak się zastanawiałem.
Pytanie, czy zdradę potępiać sprowadza się moim zdaniem do jednego bardzo podstawowego pytania: czy przeszkadzałoby mi, gdyby moją partnerkę "puknął" inny koleś; albo od strony kobiet: czy przeszkadzałoby mi, gdyby mój facet przespał się z inną kobietą?
Jeśli odpowiedź jest negatywna - prawie z czystym sumieniem można zdradzać. Prawie, bo powyższe jest jednostronne. I w tym miejscu pojawia się niespodziewanie drugie pytanie - czy moją partnerkę/mojego partnera zaboli wiadomość, że ją/jego zdradziłem?
Jeśli nie albo nawet umiarkowanie - czemu nie "pukać" na boku? Skoro dwoje dorosłych ludzi chce stworzyć otwarty związek, to co w tym złego? Krzywo patrzycie na związek palaczy? Przecież to też złe, a jednak nikt takich osób nie potępia.
Jeśli natomiast tak - to już indywidualna decyzja każdego "zdradzacza". Jeśli mimo wiedzy, że skrzywdzi partnera zdradzi - to pytanie, czy taki związek ma w ogole sens? Skoro jedna osoba świadomie naraża drugą na krzywdę. Czy to miłość, a może przyzwyczajenie do kapci? Jeśli nie zdradzi - to nie ma problemu.

276

Odp: Moralność vs zdrada

To już zależy, co kto komu przysięgał i w co wierzy. Ja tam nie wierzę w miłość do śmierci. Tzn. nie chodzi mi o to, że ona nie istnieje, tylko chodzi o sposób w jaki ludzie wyobrażają sobie jej ciągłość - że przez sam fakt obietnicy wszystko zrobi się samo i miłość sama z siebie cudownie będzie trwać i trwać. Co do faceta opisywanego w tamtym wątku, to ze zdradzaczem łączy go tchórzostwo, ponieważ czekał do ostatniej chwili aż się wszystko wysypie (o ile relacja autorki jest prawdziwa), zamiast od początku mówić, że coś się nie układa, czegoś mu brakuje, dać jakąś szansę związkowi itp. Nie rozumiem dlaczego rozmowy są dla niektórych czymś totalnie nie do pojęcia. A na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że wcale nie wyglądają w ten sposób, że siedzimy, godzinami gadamy po próżnicy o uczuciach i wzajemnie czeszemy sobie włosy. Po prostu najważniejsze informacje zawsze są na bieżąco komunikowane i dzięki temu nikt nie odbiera danej rzeczy jako ataku, bo jest wspomniana odpowiednio wcześnie, gdy po pierwsze łatwiej zareagować, a po drugie nie ma jeszcze żalu i frustracji, które utrudniają normalną rozmowę. Jeżeli facet udawałby miłość, chociaż wiedział, że od dłuższego czasu coś się psuje, to nie wiem czy zdradził, ale jego zachowanie na pewno nie było fair. Jednak jak widać po tym wątku bezjajeczność wśród facetów ma się całkiem dobrze (np. przykład z ukrywaniem palenia).

Inna sprawa jest taka, że moim zdaniem współcześni faceci są mało męscy, pozwalają kobietom włazić sobie na głowę i z tego wynika bardzo dużo problemów w związku. Księżniczka może mieć humory, może strzelać fochy, może wymuszać różne rzeczy banem na seks, może mieć PMS, może wymagać od faceta, by nie palił, nie spotykał się z kolegami, może robić dramy itp. Totalny brak jaj występujący na początku związku później powoduje, że strach takiej kobiecie cokolwiek powiedzieć, bo na własnej piersi wyhodowało się potwora (tak, sam się nie wyhodował!). Księżniczka jest tak przyzwyczajona do tego, że może zrzędzić, truć tyłek, grać na emocjach, że łatwiej schować głowę w piasek niż się odezwać. Mnie też nie chciałoby się niczego komunikować, jak na zwykłe zwrócenie uwagi ktoś się rozpłacze i będzie dramatyzował, zamiast ogarnąć się i rozwiązać problem. Dalej nie wymagajcie niczego od kobiet, dalej róbcie wszystko w ukryciu, na pewno Wasze życie będzie lepsze i szczęśliwsze. big_smile Cudowny przepis na sukces. Pytanie tylko czy ktoś w takie rzekome szczęście wierzy. big_smile Tchórze nigdy nie przyczynią się do zmiany w społeczeństwie, a podobno większości facetów nie odpowiadają obecne formy związków. Dlaczego zatem nie zaczną wymagać tego, czego w rzeczywistości oczekują od kobiet?

277

Odp: Moralność vs zdrada
cslady napisał/a:

Inna sprawa jest taka, że moim zdaniem współcześni faceci są mało męscy, pozwalają kobietom włazić sobie na głowę i z tego wynika bardzo dużo problemów w związku. Księżniczka może mieć humory, może strzelać fochy, może wymuszać różne rzeczy banem na seks, może mieć PMS, może wymagać od faceta, by nie palił, nie spotykał się z kolegami, może robić dramy itp. Totalny brak jaj występujący na początku związku później powoduje, że strach takiej kobiecie cokolwiek powiedzieć, bo na własnej piersi wyhodowało się potwora (tak, sam się nie wyhodował!). Księżniczka jest tak przyzwyczajona do tego, że może zrzędzić, truć tyłek, grać na emocjach, że łatwiej schować głowę w piasek niż się odezwać. Mnie też nie chciałoby się niczego komunikować, jak na zwykłe zwrócenie uwagi ktoś się rozpłacze i będzie dramatyzował, zamiast ogarnąć się i rozwiązać problem. Dalej nie wymagajcie niczego od kobiet, dalej róbcie wszystko w ukryciu, na pewno Wasze życie będzie lepsze i szczęśliwsze. big_smile Cudowny przepis na sukces. Pytanie tylko czy ktoś w takie rzekome szczęście wierzy. big_smile Tchórze nigdy nie przyczynią się do zmiany w społeczeństwie, a podobno większości facetów nie odpowiadają obecne formy związków. Dlaczego zatem nie zaczną wymagać tego, czego w rzeczywistości oczekują od kobiet?

Może faceci o których piszesz są mało męscy, ale na pewno nie ubezwłasnowolnieni i sami sobie takie księżniczki wybierają na partnerki. Jeśli "mało męski" wchodzi w związek z "księżniczką" można podejrzewać, że obydwoje ciągną jakiś bagaż rodzinny ze sobą, rozgrywają w związku jakieś nieułożone sprawy z własnymi rodzicami.
Wina leży po obu stronach, bo zamiast ogarnąć swoje życie to pakują się tacy ludzie w związki. Fakt, że nie czują się przez to samotni, ale albo wygoda albo wyprostowanie swoich spraw.

278

Odp: Moralność vs zdrada
bezkres napisał/a:

Może faceci o których piszesz są mało męscy, ale na pewno nie ubezwłasnowolnieni i sami sobie takie księżniczki wybierają na partnerki. Jeśli "mało męski" wchodzi w związek z "księżniczką" można podejrzewać, że obydwoje ciągną jakiś bagaż rodzinny ze sobą, rozgrywają w związku jakieś nieułożone sprawy z własnymi rodzicami.
Wina leży po obu stronach, bo zamiast ogarnąć swoje życie to pakują się tacy ludzie w związki. Fakt, że nie czują się przez to samotni, ale albo wygoda albo wyprostowanie swoich spraw.

Oczywiście, że najpierw wybierają, a potem utwierdzają je w przekonaniu, że dalej mogą tak się zachowywać - bez szacunku dla nich. Współcześni ludzie wolą mieć namiastki różnych rzeczy, bo one przychodzą łatwo i nie wymagają żadnego wysiłku. A czy tacy ludzie nie czują się samotni w swoich udawanych małżeństwach, to śmiem wątpić. Ukrywanie różnych rzeczy świadczy o braku bliskości emocjonalnej, a czy w takim wypadku można nie czuć się samotnym? No chyba że kochanka daje to, czego żona nie daje.

279

Odp: Moralność vs zdrada
cslady napisał/a:

A czy tacy ludzie nie czują się samotni w swoich udawanych małżeństwach, to śmiem wątpić. Ukrywanie różnych rzeczy świadczy o braku bliskości emocjonalnej, a czy w takim wypadku można nie czuć się samotnym? No chyba że kochanka daje to, czego żona nie daje.

Kobieta w "udawanym związku małżeńskim" zyskuje pozycje społeczną. Samotność może zagłuszać argumentami, że nie jest sama, nie jest starą panną, ktoś ja chciał, sąsiedzi widzą ją z kimś, a często solidnie zagłusza samotność dzieciakami i obowiązkami.

Mężczyzna "w udawanym związku małżeńskim" zyskuje wygodę i bezpieczne gniazdko. Pewnie kochanka dla części facetów jest takim wypełnieniem emocjonalnej pustki, inni radzą sobie z samotnością poprzez nadmiernie picie lub uciekając w pracę.

Jak już pisałam w poprzednim poście, w takich związkach lądują osoby, które nie przepracowały pewnych spraw z przeszłości i tyle. Jeśli dołączyć do tego zestawu brak umiejętności komunikacji (najzwyklejszego porozmawiania o wizji związku, oczekiwaniach itd.) to dla takich osób zdrada i brak jakości w związku to tylko kwestia czasu.

280 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-20 11:59:11)

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:

Ten pan postanowił, że nie kocha i odchodzi:     http://www.netkobiety.pl/t106392.html
Brawo dla niego? A jeśli założyć, że nie zdradza, a co najwyżej się zauroczył w koleżance z pracy?
Pomińmy aspekt że robi to szybko, bo mógł odejście rozciągnąć na pół roku, aby nie robić szoku żonie i dziecku...
Powinien zacząć tak "Nie kocham Cię już i chyba musimy się rozejść"? A może "Zastanawiam się, czy wciąż Cię kocham..." smile
Czy jeśli ktoś przestał kochać to jest zdradzaczem? Też złamał przysięgę, prawda?

Znam bardzo podobny przypadek w swoim otoczeniu. Para, która była z sobą niemal dekadę. Bez ślubu. Kilkuletnie dziecko. Ona przestała kochać. Może nawet nigdy prawdziwie nie kochała, ale szybko zaszła w ciąźę i tak trwała w tym związku ze względu na dziecko. Wydaje się, że on ją kochał, ale ona ani nie była jego ciekawa, wręcz ją drażnił. Jego dotyk ją odpychał, podczas seksu czuła się jak prostytutka realizująca usługę. Ona strasznie długo męczyła się zanim wyjawiła prawdę. Miała i chyba nadal ma potworne wyrzuty sumienia, głównie wobec dziecka, że odchodząc pozbawia je pełnej rodziny. Wiele zmieniła, aby on miał codzienny bezproblemowy kontakt z dzieckiem, przeprowadzając się tysiące kilometrów do nieznanego sobie miasta.
W moim odczuciu ona głównie zawalczyła o siebie. Ma się jedno źycie i trzeba je przeżyć jak najlepiej. Ale tym krokiem pozwoliła także jemu na spotkanie kogoś, kto będzie go darzył prawdziwym uwielbieniem, będzie nim zainteresowany, będzie sobie cenił chwile bliskości z nim i będzie o niego dbał tak, jak on na to zadługuje. Na początku było ciężko. Wszystkim. Jej, jemu i dziecku. Dzisiaj kaźde z nich ma swój związek, dziecko jest otoczone opieką obojga rodziców, którzy może się nie przyjażnią, ale są wobec siebie serdeczni.
Dla mnie to realny przykład na to, że można zmieniać życie, że nie trzeba trwać w relacjach, gdzie nie ma miłości, że da się wszystko ułoźyć, gdy się jest dojrzałym i szanuje się swojego partnera.

281 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-20 13:17:35)

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:

Ten pan postanowił, że nie kocha i odchodzi:     http://www.netkobiety.pl/t106392.html
Brawo dla niego? A jeśli założyć, że nie zdradza, a co najwyżej się zauroczył w koleżance z pracy?
Pomińmy aspekt że robi to szybko, bo mógł odejście rozciągnąć na pół roku, aby nie robić szoku żonie i dziecku...
Powinien zacząć tak "Nie kocham Cię już i chyba musimy się rozejść"? A może "Zastanawiam się, czy wciąż Cię kocham..." smile
Czy jeśli ktoś przestał kochać to jest zdradzaczem? Też złamał przysięgę, prawda?

Gary, chyba wychodzisz już poza zakres postawionego przez siebie pytania.
Ty kochasz swoją żonę, prawda? Raczej nikt, kto kocha, nie zostawi partnera tylko dlatego, że ma seks z nim dwa razy w tygodniu a nie pięć. Pytałeś, czy pójście na łatwiznę i zdradzanie takiej żony jest ok. Nie jest.

Nie ma tu zastosowania wyboru "mniejszego zła". Ty nie chcesz zostawić żony, prawda?

Jeśli ktoś nie kocha partnera, to na pewno zostanie z nim nie jest wyborem mniejszego zła. Nie da się udawać miłości, na pewno niedługo.
Inna sprawa, że zastanawia fakt, że człowiek bierze ślub, powołuje do życia jedno dziecko, potem drugie i nagle się okazuje, że nie kocha swojej żony, że jest nieszczęśliwy.
Myślę, że wchodzi tu też kwestia zwykłego znudzenia, braku dbałości o związek lub szukania na boku urozmaiceń zamiast się wysilić, popracować nad związkiem, który się już stworzyło. Znamienne, że ludzie tacy nie narzekają na nic, nie rozmawiają z małżonkiem o poprawie relacji, a nagle gdy na horyzoncie pojawia ktoś inny swojemu osłupiałemu partnerowi oświadczają, że od lat byli nieszczęśliwi, że cierpieli itp. itd.
Inna sprawa że rzeczywiście ludzie zbyt często wiążą się ze sobą z braku lepszego pomysłu na życie, z chęci ułożenia sobie życia. I to dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn. Związek ma wypełnić puste życie, ale okazuje się, że bycie z kimś, kogo nie nie kocha jest zbyt trudne, i nie daje prawdziwej radości. Stąd może szukanie na boku.

282 Ostatnio edytowany przez Jej Wysokość Zwiewność (2017-08-20 14:48:17)

Odp: Moralność vs zdrada

A skad pomysl, ze Gary kocha swoja zone?

Rodzina ma funkcjonowac.

Zona ma nie robic glupot, ktore zawaza na dobru rodziny.
Czyt. moze miec kogos ale bez wplywu na sytuacje w domu, na stosunek do Garego.

Przeciez jak bedzie chciala cos zmienic to skrzywdzi rodzine nie Garego.


Do plodzenia dzieci nie potrzeba osoby, ktora sie kocha.
Wystarczy zostawic sprawe losowi albo chciec miec po prostu dziecko bo taka kolej rzeczy (tak jak i slub).
Trzeba sie ustatkowac.
Dotyczy to zarowno mezczyzn jak i kobiet.


Gary tak hipotetycznie, jak wplynalby na Twoj stosunek do zony, brak seksu z innymi kobietami?

283

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:

Ten pan postanowił, że nie kocha i odchodzi:     http://www.netkobiety.pl/t106392.html
Brawo dla niego? A jeśli założyć, że nie zdradza, a co najwyżej się zauroczył w koleżance z pracy?
Pomińmy aspekt że robi to szybko, bo mógł odejście rozciągnąć na pół roku, aby nie robić szoku żonie i dziecku...
Powinien zacząć tak "Nie kocham Cię już i chyba musimy się rozejść"? A może "Zastanawiam się, czy wciąż Cię kocham..." smile
Czy jeśli ktoś przestał kochać to jest zdradzaczem? Też złamał przysięgę, prawda?

Ja ogółem nie rozumiem idei ślubowania uczuć. Nie są one przecież zależne od woli - można się zakochać, można przestać kochać, można polubić, można przestać lubić. Jasne, można nieco wpływać na uczucia, świadomie je odrzucając lub pielęgnując, ale jednak nie są zupełnie możliwe do skontrolowania. Z kolei działania, przynajmniej u osoby bez poważnych zaburzeń - można kontrolować. Stąd skoro już ktoś taką obietnicę dotyczącą swoich świadomych działań składa, to nie widzę powodu, by nie uznać jej za wiążącą.

284

Odp: Moralność vs zdrada
KajkaKa napisał/a:
Gary napisał/a:

Ten pan postanowił, że nie kocha i odchodzi:

.
Ty kochasz swoją żonę, prawda? Raczej nikt, kto kocha, nie zostawi partnera tylko dlatego, że ma seks z nim dwa razy w tygodniu a nie pięć.

Jeśli powiem, że kocham to i tak nie uwierzysz, a zaraz ktoś będzie dowodził, że to niemożliwe. 
Drugie zdanie -- zgadzam się z nim.



Pytałeś, czy pójście na łatwiznę i zdradzanie takiej żony jest ok. Nie jest.

Wg mnie jest okej, bo inaczej wchodzimy w sferę gwałtu... "miękkiego gwałtu", oczekiwania że druga strona będzie trochę inna niż jest w rzeczywistości. Owa "łatwizna" to poszukanie seksu na boku... zamiast konwersji związku do odpowiadającej mężowi postaci... Czyli pokojowe nakłonienie żony aby robiła to, co normalnie byłoby uznane za gwałt, ale aby to robiła ochoczo, takie mini-oszustewko.



Jeśli ktoś nie kocha partnera, to na pewno zostanie z nim nie jest wyborem mniejszego zła. Nie da się udawać miłości, na pewno niedługo. Inna sprawa, że zastanawia fakt, że człowiek bierze ślub, powołuje do życia jedno dziecko, potem drugie i nagle się okazuje, że nie kocha swojej żony, że jest nieszczęśliwy.

Beznadzieja takich sytuacji polega na tym, że ktoś odchodzi bo sobie kochankę znalazł. Wcześniej nie miał takich planów i gdyby kochanka się nie pojawiła, to by dalej był w tym związku. A kobieta która robi awantury, to kocha? Stwierdziłbym, że nie kocha, a robi awantury korzystając z faktu, że mąż nie może od niej odejść. Uważam więc, że zdrada nie jest najgorszym złem, bo zdrada zdarza się poza związkiem i bez wpływu na relacje między małżonkami, podczas gdy "trwanie razem w marazmie", albo "gnojenie się wzajemne", "gnicie w związku" jest dramatem życiowym.



... a nagle gdy na horyzoncie pojawia ktoś inny swojemu osłupiałemu partnerowi oświadczają, że od lat byli nieszczęśliwi, że cierpieli itp. itd.

Dla mnie nieakceptowalne jest takie zachowanie. Niemądre, niemoralne.



Jej Wysokość Zwiewność napisał/a:

Gary tak hipotetycznie, jak wplynalby na Twoj stosunek do zony, brak seksu z innymi kobietami?

Trudno Ci będzie w to uwierzyć, ale nijak by nie wpłynął. Zero zmiany. Ciekaw jestem jaka hipoteza stoi za twoim pytaniem... Jakżesz powinien się zmieniać mój stosunek do żony w zależności od dodatkowego seksu poza małżeństwem.

285

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:
Jej Wysokość Zwiewność napisał/a:

Gary tak hipotetycznie, jak wplynalby na Twoj stosunek do zony, brak seksu z innymi kobietami?

Trudno Ci będzie w to uwierzyć, ale nijak by nie wpłynął. Zero zmiany. Ciekaw jestem jaka hipoteza stoi za twoim pytaniem... Jakżesz powinien się zmieniać mój stosunek do żony w zależności od dodatkowego seksu poza małżeństwem.

Brak seksu z innymi kobietami = zero zmiany w stosunku do żony? Pisałeś, że między tobą, a żoną jest ok, więc po co tyle ceregieli w postaci seksu na boku skoro to nie zmienia niczego (zostaje jak jest, czyli dobrze). Zero zmiany.. to w końcu czułbyś, że wymuszasz czy nie? Może da się żyć bez dodatkowego bzykanka na boku?

Nie rozumiem twojego podejścia, do trollowania w tym wątku się nie przyznałeś, więc mniemam, że ukułeś sobie jakaś teorię i chcesz coś przetestować na tym forum, vide "chcę prostować ścieżki Pana" w twoim profilu wink Albo co gorsze chcesz coś rozpowszechnić wink

286 Ostatnio edytowany przez Xymena (2017-08-20 20:31:34)

Odp: Moralność vs zdrada

A może żeby ułatwić dyskusję autor sprecyzowałby jak często w omawianej sytuacji żona wyraża entuzjastyczną ochotę na seks i sama go inicjuje, a jak często autor ma ochotę i jakie jest jego minimum.
Bo właściwie nie wiemy jak bardzo rozmijają się w swoich oczekiwaniach.

287

Odp: Moralność vs zdrada
bezkres napisał/a:

Brak seksu z innymi kobietami = zero zmiany w stosunku do żony? Pisałeś, że między tobą, a żoną jest ok, więc po co tyle ceregieli w postaci seksu na boku skoro to nie zmienia niczego (zostaje jak jest, czyli dobrze). Zero zmiany..

No przecież na każdym kroku tłumaczę że żona nie jest w żaden sposób dotknięta zdradą. Wiem, że trudno to zrozumieć, ale tak czuję. Czy jest seks na boku, czy go nie ma, małżeństwo bez zmian.


to w końcu czułbyś, że wymuszasz czy nie? Może da się żyć bez dodatkowego bzykanka na boku?

Da się tak żyć. Pewnie. Ale wybrałem inaczej.


Nie rozumiem twojego podejścia, do trollowania w tym wątku się nie przyznałeś, więc mniemam, że ukułeś sobie jakaś teorię i chcesz coś przetestować na tym forum, vide "chcę prostować ścieżki Pana" w twoim profilu wink Albo co gorsze chcesz coś rozpowszechnić wink

"Zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci" (cytat z mistrza), że puenta w tym wątku pojawiła się dawno temu -- wierność + gwałt, albo niewierność + szacunek.

@Xymena: nie musimy już tego ciągnąć, bo puenta jest taka jak wyżej.

Dziękuję wszystkim którzy dyskutowali. W szczególności "_v_" za "entuzjastyczną zgodę", oraz osobie która wskazała że brak entuzjastycznej zgody jest gwałtem.

288

Odp: Moralność vs zdrada

Gary
Masz oczy szeroko zamknięte.
Ale to twój wybór.

289 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-20 22:34:04)

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:
bezkres napisał/a:

Brak seksu z innymi kobietami = zero zmiany w stosunku do żony? Pisałeś, że między tobą, a żoną jest ok, więc po co tyle ceregieli w postaci seksu na boku skoro to nie zmienia niczego (zostaje jak jest, czyli dobrze). Zero zmiany..

No przecież na każdym kroku tłumaczę że żona nie jest w żaden sposób dotknięta zdradą. Wiem, że trudno to zrozumieć, ale tak czuję. Czy jest seks na boku, czy go nie ma, małżeństwo bez zmian.


to w końcu czułbyś, że wymuszasz czy nie? Może da się żyć bez dodatkowego bzykanka na boku?

Da się tak żyć. Pewnie. Ale wybrałem inaczej.


Nie rozumiem twojego podejścia, do trollowania w tym wątku się nie przyznałeś, więc mniemam, że ukułeś sobie jakaś teorię i chcesz coś przetestować na tym forum, vide "chcę prostować ścieżki Pana" w twoim profilu wink Albo co gorsze chcesz coś rozpowszechnić wink

"Zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci" (cytat z mistrza), że puenta w tym wątku pojawiła się dawno temu -- wierność + gwałt, albo niewierność + szacunek.

@Xymena: nie musimy już tego ciągnąć, bo puenta jest taka jak wyżej.

Dziękuję wszystkim którzy dyskutowali. W szczególności "_v_" za "entuzjastyczną zgodę", oraz osobie która wskazała że brak entuzjastycznej zgody jest gwałtem.


Jeśli oczywiście założymy, że każda nasza potrzeba musi być natychmiast zaspokojona.
Już dwulatka uczy się, że to nie tak, że tupnie nóżką i już ma być to, co chce.

W dorosłym życiu to już raczej nikogo nie dziwi.
Ludzie czasem latami żyją na dwa domy, czekają na siebie, na bliskość.

To co wybierasz to nie jest mniejsze zło. Mógłbyś bez większej szkody wybrać inaczej. Wybrałeś już (zapewne) dawno temu. Dziś jesteś zaangażowany także w tę drugą relację. Nie wierzę, że jest bez wpływu na obecną, tak się nie da, nie jesteśmy robotami. Szukasz dla siebie usprawiedliwienia, szukasz sojuszników, którzy myślą podobnie. Myślę, że w głębi duszy sam znasz odpowiedź, że to cholernie nie w porządku. Za nic tego tu nie przyznasz. smile

Szkoda Twojej żony... Mimo wszystko. Pewnie ufa Ci i myśli, jaka z niej szczęściara. Gdy tymczasem żyje w domku z kart. sad

290 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-08-20 23:23:21)

Odp: Moralność vs zdrada

Nie mam drugiego domu, nie mam kochanki, a seks z "koleżankami" z Roksy jest jak seks z koleżanką którą się lubi.

291

Odp: Moralność vs zdrada

Trzeba bardzo zaklinać rzeczywistość, żeby uznać, że niewierność i szacunek idą w parze.

292

Odp: Moralność vs zdrada

Tym bardziej nie rozumiem.
Używasz z prostytutkami, później idziesz na seks do żony.
Oszukujesz ją, zdradzasz, nadużywasz zaufania, narażasz na różne choroby (prezerwatywa nie chroni przed wieloma, nie jest też 100%pewna), i mówisz... że to dla jej dobra, z szacunku do niej.
I to wszystko dlatego, że nie daje Ci tak często jakbyś sobie tego życzył. BRAWO!

Jeśli twierdzisz, że to miłość, to ja twierdzę, że nie masz bladego pojęcia, czym to uczucie jest, jeśli mówisz, że szanujesz, to twierdzę, że nie pojmujesz tego zjawiska.

Dla mnie mógłbyś równie dobrze ją lać i twierdzić, że ją kochasz, a to dla jej dobra, bo dzięki temu zmądrzeje. Tak, są i tacy, którzy tak myślą. Nie mniej absurdu w Twoich twierdzeniach. Z tą różnicą, że gdybyś ją sprał, miałaby choć szansę sama zdecydować, czy chce żyć z człowiekiem, który ją TAK kocha... A tak... nie ma póki co szans.

293

Odp: Moralność vs zdrada

Ona pewnie prowadzi swoją grę i nie sądzę, że jest całkiem nieświadoma sytuacji.
Oboje grają w tą ciuciubabkę.

294

Odp: Moralność vs zdrada

Pojawiły się głosy, że małżeństwo czy ogólnie związek nie służy zaspokajaniu potrzeb, ale te same osoby uznają seks jako potrzebę i nie akceptują zaspokajania jej poza małżeństwem. Nie potrafię dostrzec w tym logiki...

Mąż, który chce się kochać, a kobieta oddaje mu się, by mieć „z głowy”  gwałci żonę.  Czy dobrze rozumiem, że do gwałtu dochodzi  również wtedy, gdy „ofiara” daje przyzwolenie, tyle że nie ma chęci, ale nie wspomina o tym gwałcicielowi. Ggwałciciel gwałci wtedy nieświadomie – czy to nadal jest gwałt?
Piszecie o szacunku, godności, krzywdzie... Problem w tym, że krzywda bardzo często zaczyna się wraz ze świadomością. Być może ludzie kłamią z miłości, bo nie chcą ranić partnera? Spieszę z bardzo klasycznym przykładem: pobrali się z miłości, po jakimś czasie okazało się, że żona ma mniejsze potrzeby niż mąż. Mąż, jako uczciwy, dobry, szanujący żonę człowiek  rozmawia z nią o tym, lecz niestety, okazuje się, że rozmowa nie sprawi, że jej libido naturalnie wzrośnie. Może co najwyżej częściej oddawać się mężowi, ale to wg niektórych będzie gwałtem. Poza tym, zostało wspomniane, że małżeństwo nie jest od zaspokajania potrzeb – może więc takiej rozmowy ze strony męża w ogóle nie powinno być? Wszak co żonę obchodzą potrzeby męża? smile Domyślam się, że mąż ma jednak PRAWO do zaspokajania swoich potrzeb, pytanie tylko w jaki sposób, skoro żona nie musi ich zaspokajać?

Mąż zastanawia się nad rozwiązaniem, tak by wszystkim (czyli i jemu i żonie) było dobrze, by każda ze stron zaznała jak najmniej krzywd. Mamy kilka możliwości:
1) Może zdradzić i nie powiedzieć żonie (wg zasady „czego oczy nie widzą”). Mąż żonę kocha, więc nie chce by się  dowiedziała i cierpiała. Mąż zadowolony, uważa, że nieświadoma żona też.
2) Może zdradzić i przyznać się. Chce być uczciwy bo kocha, więc mówi prawdę. Żona czuje się skrzywdzona, bo mąż nie dochował wierności (choć jeśli żona uważa, że małżeństwo nie służy zaspokajaniu potrzeb, to chyba  nie powinna czuć się urażona, prawda?). Żona cierpi, mąż cierpi, bo sprawił ból żonie.
3) Nie zdradza, najpierw idzie do żony. Mówi, że potrzebuje więcej seksu i musi tą potrzebę zaspokoić, jak nie z nią, to z inną. Żona się nie zgadza – uważa, że musi być wierny, z drugiej strony nie chce częściej, bo ma niskie libido, a mąż nie chce jej gwałcić. Mąż się godzi, ale będzie go to trapiło, bo potrzeba zostanie niezaspokojona, żona też ma problem, bo teraz wie, że mąż nie jest szczęśliwy. Żona teraz będzie się bała, że może skoczy na bok, zacznie go kontrolować, stanie się nieufna. Świadomość tego, że nie wystarcza mężowi też nie poprawi jej humoru. Co ma robić: kochać się z mężem częściej dla świętego spokoju (ona jest wtedy nieszczęśliwa, bo robi to wbrew sobie), czy on ma brać tyle, ile żona daje (czyli za mało jak na niego) i wtedy to on będzie nieszczęśliwy?
4) Mąż nie wytrzymuje i żąda rozwodu, bo żona nadal jest nieugięta. Dogadują się, wspierają w codziennym życiu, czasem kłócą, ale ogólnie jest dobrze, tylko ten seks za rzadko. Żona płacze, wali jej się świat, nie chce rozwodu, tym bardziej, że uważa, że z powodu głupiego seksu nie powinni rozwalać sobie życia. Mąż jest tego samego zdania, ale wie, że nie da rady dochować wierności.  Oboje są nieszczęśliwi.
5) To samo, co pkt 4, ale żona zgadza się na rozwód, bo nie akceptuje niewierności, ale kocha męża i nie chce go krzywdzić, lub jest zła, że okazał się takim zwierzakiem. Tak czy siak oboje są nieszczęśliwi.

Które z powyższych rozwiązań najlepsze jest wg przeciwników zdrady? Być może  którekolwiek, o ile to kobieta sama zdecyduje? Jednak każde skończy się krzywdą jednego z małżonków, lub obojga, a my tu debatujemy jak by tą krzywdę zminimalizować. Być może przychodzą Wam do głowy jakieś inne rozwiązania?

Są idealne rozwiązania, owszem, ale one nie dotyczą przeciwników zdrady, czyli:
6) Żona entuzjastycznie zgadza się na skoki męża i oboje są szczęśliwi.
7) Żona woli nie wiedzieć i znów oboje są szczęśliwi.

295

Odp: Moralność vs zdrada

Przecież są jeszcze spotkania swingowe, swingers club'y, prywatne spotkania erotyczne dla par itp. Nigdy w czymś takim nie uczestniczyłem i pewnie do 30-stki nie spróbuję, ale to też jest opcja smile

296

Odp: Moralność vs zdrada

Loj Gary, to jeszcze lepiej. Nie tyle, ze zdradzasz swoja zone, to do tego finansowo ja oszukujesz. Ciekawe ile pieniazkow przeznaczas na to swoje "hobby"? big_smile

297 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-08-21 09:40:16)

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:

Pojawiły się głosy, że małżeństwo czy ogólnie związek nie służy zaspokajaniu potrzeb, ale te same osoby uznają seks jako potrzebę i nie akceptują zaspokajania jej poza małżeństwem. Nie potrafię dostrzec w tym logiki...

Mąż, który chce się kochać, a kobieta oddaje mu się, by mieć „z głowy”  gwałci żonę.  Czy dobrze rozumiem, że do gwałtu dochodzi  również wtedy, gdy „ofiara” daje przyzwolenie, tyle że nie ma chęci, ale nie wspomina o tym gwałcicielowi. Ggwałciciel gwałci wtedy nieświadomie – czy to nadal jest gwałt?
Piszecie o szacunku, godności, krzywdzie... Problem w tym, że krzywda bardzo często zaczyna się wraz ze świadomością. Być może ludzie kłamią z miłości, bo nie chcą ranić partnera? Spieszę z bardzo klasycznym przykładem: pobrali się z miłości, po jakimś czasie okazało się, że żona ma mniejsze potrzeby niż mąż. Mąż, jako uczciwy, dobry, szanujący żonę człowiek  rozmawia z nią o tym, lecz niestety, okazuje się, że rozmowa nie sprawi, że jej libido naturalnie wzrośnie. Może co najwyżej częściej oddawać się mężowi, ale to wg niektórych będzie gwałtem. Poza tym, zostało wspomniane, że małżeństwo nie jest od zaspokajania potrzeb – może więc takiej rozmowy ze strony męża w ogóle nie powinno być? Wszak co żonę obchodzą potrzeby męża? smile Domyślam się, że mąż ma jednak PRAWO do zaspokajania swoich potrzeb, pytanie tylko w jaki sposób, skoro żona nie musi ich zaspokajać?

Mąż zastanawia się nad rozwiązaniem, tak by wszystkim (czyli i jemu i żonie) było dobrze, by każda ze stron zaznała jak najmniej krzywd. Mamy kilka możliwości:
1) Może zdradzić i nie powiedzieć żonie (wg zasady „czego oczy nie widzą”). Mąż żonę kocha, więc nie chce by się  dowiedziała i cierpiała. Mąż zadowolony, uważa, że nieświadoma żona też.
2) Może zdradzić i przyznać się. Chce być uczciwy bo kocha, więc mówi prawdę. Żona czuje się skrzywdzona, bo mąż nie dochował wierności (choć jeśli żona uważa, że małżeństwo nie służy zaspokajaniu potrzeb, to chyba  nie powinna czuć się urażona, prawda?). Żona cierpi, mąż cierpi, bo sprawił ból żonie.
3) Nie zdradza, najpierw idzie do żony. Mówi, że potrzebuje więcej seksu i musi tą potrzebę zaspokoić, jak nie z nią, to z inną. Żona się nie zgadza – uważa, że musi być wierny, z drugiej strony nie chce częściej, bo ma niskie libido, a mąż nie chce jej gwałcić. Mąż się godzi, ale będzie go to trapiło, bo potrzeba zostanie niezaspokojona, żona też ma problem, bo teraz wie, że mąż nie jest szczęśliwy. Żona teraz będzie się bała, że może skoczy na bok, zacznie go kontrolować, stanie się nieufna. Świadomość tego, że nie wystarcza mężowi też nie poprawi jej humoru. Co ma robić: kochać się z mężem częściej dla świętego spokoju (ona jest wtedy nieszczęśliwa, bo robi to wbrew sobie), czy on ma brać tyle, ile żona daje (czyli za mało jak na niego) i wtedy to on będzie nieszczęśliwy?
4) Mąż nie wytrzymuje i żąda rozwodu, bo żona nadal jest nieugięta. Dogadują się, wspierają w codziennym życiu, czasem kłócą, ale ogólnie jest dobrze, tylko ten seks za rzadko. Żona płacze, wali jej się świat, nie chce rozwodu, tym bardziej, że uważa, że z powodu głupiego seksu nie powinni rozwalać sobie życia. Mąż jest tego samego zdania, ale wie, że nie da rady dochować wierności.  Oboje są nieszczęśliwi.
5) To samo, co pkt 4, ale żona zgadza się na rozwód, bo nie akceptuje niewierności, ale kocha męża i nie chce go krzywdzić, lub jest zła, że okazał się takim zwierzakiem. Tak czy siak oboje są nieszczęśliwi.

Które z powyższych rozwiązań najlepsze jest wg przeciwników zdrady? Być może  którekolwiek, o ile to kobieta sama zdecyduje? Jednak każde skończy się krzywdą jednego z małżonków, lub obojga, a my tu debatujemy jak by tą krzywdę zminimalizować. Być może przychodzą Wam do głowy jakieś inne rozwiązania?

Są idealne rozwiązania, owszem, ale one nie dotyczą przeciwników zdrady, czyli:
6) Żona entuzjastycznie zgadza się na skoki męża i oboje są szczęśliwi.
7) Żona woli nie wiedzieć i znów oboje są szczęśliwi.

Nie zdradza, idzie do żony, rozmawiają i próbują dociec, skąd to niskie libido, jaka jest przyczyna (skoro wcześniej kochali się często):
- bo może to przez jej zmęczenie (wystarczyłoby, by facet więcej pomagał i odciążył żonę w obowiązkach)
- może przez pigułki
- może to choroba
- może to wina męża (jest szorstki, nieczuły, zaniedbuje higienę, jest w łóżku egoistyczny itd...)

W żadnym  z tych punktów wymienionych przez Ciebie nie ma próby znalezienia rozwiązania. Zdrada (czyli okłamywanie, oszukiwanie oraz  narażanie partnera na zarażenie chorobami) powoduje zaś kolejne problemy  i oddalenie się emocjonalne => to przekłada się na jeszcze gorsze współżycie, czyli takie błędne koło.

Kobiety nie odmawiają sexu bez powodu. Jeśli zaś byłby to niereformowalny egzemplarz, który szantażuje męża sexem, to na cholerę komu związek z taką osobą. Związki nie są obowiązkowe i nie są dla wszystkich.

298 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-21 10:48:47)

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:

Pojawiły się głosy, że małżeństwo czy ogólnie związek nie służy zaspokajaniu potrzeb, ale te same osoby uznają seks jako potrzebę i nie akceptują zaspokajania jej poza małżeństwem. Nie potrafię dostrzec w tym logiki...

Mąż, który chce się kochać, a kobieta oddaje mu się, by mieć „z głowy”  gwałci żonę.  Czy dobrze rozumiem, że do gwałtu dochodzi  również wtedy, gdy „ofiara” daje przyzwolenie, tyle że nie ma chęci, ale nie wspomina o tym gwałcicielowi. Ggwałciciel gwałci wtedy nieświadomie – czy to nadal jest gwałt?
Piszecie o szacunku, godności, krzywdzie... Problem w tym, że krzywda bardzo często zaczyna się wraz ze świadomością. Być może ludzie kłamią z miłości, bo nie chcą ranić partnera? Spieszę z bardzo klasycznym przykładem: pobrali się z miłości, po jakimś czasie okazało się, że żona ma mniejsze potrzeby niż mąż. Mąż, jako uczciwy, dobry, szanujący żonę człowiek  rozmawia z nią o tym, lecz niestety, okazuje się, że rozmowa nie sprawi, że jej libido naturalnie wzrośnie. Może co najwyżej częściej oddawać się mężowi, ale to wg niektórych będzie gwałtem. Poza tym, zostało wspomniane, że małżeństwo nie jest od zaspokajania potrzeb – może więc takiej rozmowy ze strony męża w ogóle nie powinno być? Wszak co żonę obchodzą potrzeby męża? smile Domyślam się, że mąż ma jednak PRAWO do zaspokajania swoich potrzeb, pytanie tylko w jaki sposób, skoro żona nie musi ich zaspokajać?

Mąż zastanawia się nad rozwiązaniem, tak by wszystkim (czyli i jemu i żonie) było dobrze, by każda ze stron zaznała jak najmniej krzywd. Mamy kilka możliwości:
1) Może zdradzić i nie powiedzieć żonie (wg zasady „czego oczy nie widzą”). Mąż żonę kocha, więc nie chce by się  dowiedziała i cierpiała. Mąż zadowolony, uważa, że nieświadoma żona też.
2) Może zdradzić i przyznać się. Chce być uczciwy bo kocha, więc mówi prawdę. Żona czuje się skrzywdzona, bo mąż nie dochował wierności (choć jeśli żona uważa, że małżeństwo nie służy zaspokajaniu potrzeb, to chyba  nie powinna czuć się urażona, prawda?). Żona cierpi, mąż cierpi, bo sprawił ból żonie.
3) Nie zdradza, najpierw idzie do żony. Mówi, że potrzebuje więcej seksu i musi tą potrzebę zaspokoić, jak nie z nią, to z inną. Żona się nie zgadza – uważa, że musi być wierny, z drugiej strony nie chce częściej, bo ma niskie libido, a mąż nie chce jej gwałcić. Mąż się godzi, ale będzie go to trapiło, bo potrzeba zostanie niezaspokojona, żona też ma problem, bo teraz wie, że mąż nie jest szczęśliwy. Żona teraz będzie się bała, że może skoczy na bok, zacznie go kontrolować, stanie się nieufna. Świadomość tego, że nie wystarcza mężowi też nie poprawi jej humoru. Co ma robić: kochać się z mężem częściej dla świętego spokoju (ona jest wtedy nieszczęśliwa, bo robi to wbrew sobie), czy on ma brać tyle, ile żona daje (czyli za mało jak na niego) i wtedy to on będzie nieszczęśliwy?
4) Mąż nie wytrzymuje i żąda rozwodu, bo żona nadal jest nieugięta. Dogadują się, wspierają w codziennym życiu, czasem kłócą, ale ogólnie jest dobrze, tylko ten seks za rzadko. Żona płacze, wali jej się świat, nie chce rozwodu, tym bardziej, że uważa, że z powodu głupiego seksu nie powinni rozwalać sobie życia. Mąż jest tego samego zdania, ale wie, że nie da rady dochować wierności.  Oboje są nieszczęśliwi.
5) To samo, co pkt 4, ale żona zgadza się na rozwód, bo nie akceptuje niewierności, ale kocha męża i nie chce go krzywdzić, lub jest zła, że okazał się takim zwierzakiem. Tak czy siak oboje są nieszczęśliwi.

Które z powyższych rozwiązań najlepsze jest wg przeciwników zdrady? Być może  którekolwiek, o ile to kobieta sama zdecyduje? Jednak każde skończy się krzywdą jednego z małżonków, lub obojga, a my tu debatujemy jak by tą krzywdę zminimalizować. Być może przychodzą Wam do głowy jakieś inne rozwiązania?

Są idealne rozwiązania, owszem, ale one nie dotyczą przeciwników zdrady, czyli:
6) Żona entuzjastycznie zgadza się na skoki męża i oboje są szczęśliwi.
7) Żona woli nie wiedzieć i znów oboje są szczęśliwi.

Zapominacie chyba, że ślub, przysięga małżeńska, zakładanie rodziny, powoływanie do życia dzieci nie jest obligatoryjne. Nikt nikogo nie zmusza, by decydował się na taką relację. Jest sporo osób, które nie decydują się. Mają do tego prawo.

Trzeba być chyba prawdziwym głupcem, by sądzić, że stan w dniu ślubu nigdy nie ulegnie zmianie.
Choć mam wrażenie, że część współczesnych mężczyzn tak właśnie sądzi: że seks zawsze będzie codziennie, że żona zawsze będzie wyglądać jak tego dnia.
Stąd ich rozczarowanie, bo kobieta zaszła w ciążę i już nie może się kochać, jest zmęczona zajmowaniem się potomstwem i pada zamiast dokazywać z nimi w nocy w łóżku, i o zgrozo starzeje się i nie wygląda jak dwudziestolatka.
Gdybyście się zagłębili w biologię, dowiedzielibyście się (zresztą powinniście to widzieć z lekcji), że u kobiet w zupełnie naturalny sposób zmienia się poziom hormonów w cyklu, co przekłada się na ich potrzeby seksualne, zmienia się też w okresie menopauzy, gdzie niektóre hormony praktycznie przestają być produkowane. Tak po prostu jest. To nie jest niechęć, lenistwo względem Was, to biologia.

Wasz problem polega na mentalności dwulatka: chcę teraz natychmiast, a jak mi tego nie dasz, pójdę gdzie indziej.

W tym wszystkim najważniejsze jest Wasze EGO. Zapominacie, że życie w dużej mierze opiera się na wyborze i nie sposób mieć wszystkiego. Zakładając rodzinę wiem, że będę musiała z pewnych rzeczy zrezygnować, że przytyję w ciąży i być może nie odzyskam dawnej figury, że ciężko mi się będzie wyrwać z domu przez jakiś czas, bo dziecko/dzieci będą wymagały ciągłej opieki... Wiem też, że partner może mieć również różne problemy, także zdrowotne... i nasze życie, także erotyczne może wyglądać za paręnaście lat inaczej. Może to ja będę potrzebowała częściej seksu, może on... Nikt tego nie wie.
Ale świadoma jestem ograniczeń wiążących się z założeniem rodziny, z posiadania stałego związku. Nie będę tu wymieniać oczywistych korzyści, jakie dostaję w zamian.

Wasz problem polega na tym, że nie jesteście gotowi na stratę czegokolwiek. Chcecie mieć i rodzinę i żonę i seks, kiedy Wam się zachce. Sądzicie, że macie do tego prawo. Nie bierzecie pod uwagę, czy Wasza kobieta jest przepracowana, czy zmęczona, czy może właśnie przekwita... Nie czujecie się zobowiązani, by z nią porozmawiać, by jej pomóc... Nie. Wy macie prawo, by była tu i teraz i zaspokajała Wasze potrzeby... Jak nie, dajecie sobie prawo iść gdzie indziej.

Mentalność dwulatków.

Egoistycznie zdradzacie... narażając Wasze rodziny na unicestwienie, Wasze dzieci na traumę wychowania się rozbitych rodzinach... Wasze partnerki na rozpacz, samotne macierzyństwo, choroby.

Bo? BO ŻONA WAM NIE DAWAŁA TAK CZĘSTO, JAKBYŚCIE SOBIE TEGO ŻYCZYLI. A WY MACIE PRAWO, PRAWO, PRAWO, PRAWO...WY, WY, WY...

299

Odp: Moralność vs zdrada
mallwusia napisał/a:

zdradza, idzie do żony, rozmawiają i próbują dociec, skąd to niskie libido, jaka jest przyczyna (skoro wcześniej kochali się często):

Po prostu potrzebuje mniej niż mąż.  Ona chce np. raz na tydzień, a on 4 razy więcej. Czy ona ma się z tego powodu leczyć?
Wiele par kocha się o wiele częściej (nawet kilka razy dziennie) na początku związku. Potem jest rzadziej. To akurat normalka. Problem pojawia się, gdy właśnie w tym „rzadziej” nie mogą się dogadać.

mallwusia napisał/a:

  W żadnym  z tych punktów wymienionych przez Ciebie nie ma próby znalezienia rozwiązania. Zdrada (czyli okłamywanie, oszukiwanie oraz  narażanie partnera na zarażenie chorobami) powoduje zaś kolejne problemy  i oddalenie się emocjonalne => to przekłada się na jeszcze gorsze współżycie, czyli takie błędne koło.

W podanych przykładach nie chodziło mi o nienaturalnie niskie libido, a po prostu niższe, niż libido męża. Po prostu natura żony, nic co wymaga leczenia. Czy w tym wypadku kobieta powinna brać tabletki, by dopasować działanie swojego organizmu do męża, czy mąż powinien brać coś na obniżenie libido?

mallwusia napisał/a:

   Zdrada (czyli okłamywanie, oszukiwanie oraz  narażanie partnera na zarażenie chorobami) powoduje zaś kolejne problemy  i oddalenie się emocjonalne => to przekłada się na jeszcze gorsze współżycie, czyli takie błędne koło.

Tak jest w wielu przypadkach. W jeszcze innych ponoć zdradzający lepiej traktują swoich współmażonków, bo niczego im nie potrzeba. Inna sprawa, że pewnie część z nich ma wyrzuty sumienia i próbują im to wynagrodzić dobrym sprawowaniem.
Okłamywanie, czy oszukiwanie, to nie tylko zdrada. Z jednej strony mamy zdradzającego, który twierdzi, że kocha i nie mówi, bo nie chce krzywdzić żony, z drugiej przeciwników uważających, że nie można równocześnie zdradzać (czyli oszukiwać) i nie mówić, aby ją chronić (nie krzywdzić).
Czy okłamywanie zawsze łączy się z brakiem miłości?:
1)    Mąż dowiaduje się, że jego żona ma raka w zaawansowanym stadium i zostało jej kilka miesięcy życia. Nie mówi jej o tym (ani nikomu innemu), bo nie chce jej krzywdzić. Wie, że ma plany, a świadomość tego, że niedługo umrze ją załamie. Z drugiej strony może gdyby powiedział, żona dostałaby motywacji, by zrobić coś, co zawsze planowała, ale nie miała wystarczająco dużo odwagi. Mąż jednak nie ma pewności, co zrobi żona, więc woli to ukrywać. Podejmuje decyzję za nią.
2)    Kobieta i mężczyzna bardzo chcą mieć dziecko, ale nic z tego nie wychodzi. Po wizycie u lekarza i badaniach okazuje się, że mężczyzna jest bezpłodny. Kobieta postanawia mu o tym nie mówić i bierze „winę” na siebie. Boi się, że się załamie, a może on postanowi  ją zostawić, bo nie zniesie myśli, że nie spełnia jej oczekiwań.
3)    Kobieta zachodzi w ciąże. Nie jest gotowa na dziecko TERAZ, ale wie, że mąż cieszyłby się bardzo. Podejmuje decyzję o aborcji, ale nie mówi o tym mężowi, ponieważ obawia się, że by tego nie zrozumiał, być może załamałby się i ją zostawił, więc woli przed nim ten fakt ukryć.

KajkaKa napisał/a:

Gdybyście się zagłębili w biologię, dowiedzielibyście się (zresztą powinniście to widzieć z lekcji), że u kobiet w zupełnie naturalny sposób zmienia się poziom hormonów w cyklu, co przekłada się na ich potrzeby seksualne, zmienia się też w okresie menopauzy, gdzie niektóre hormony praktycznie przestają być produkowane. Tak po prostu jest. To nie jest niechęć, lenistwo względem Was, to biologia.

Jestem kobietą, znam bilogię kobiet. Odwróćmy więc sytuację. Kobieta chce więcej, a mężczyzna nie. Czy kobieta ma cierpieć, bo tak jej mężczyznę ukształtowała natura? Czy mężczyzna ma w takim przypadku prawo zakazywać jej zaspokajania potrzeb, gdy on tego nie chce, bo przecież swoje ma zaspokojone? Czy to nie jest egoizm? Czy też któreś z nich powinno lekami dopasować swoje libido do drugiego? Czy też rozstać się z powodu seksu?

KajkaKa napisał/a:

  Wasz problem polega na mentalności dwulatka: chcę teraz natychmiast, a jak mi tego nie dasz, pójdę gdzie indziej.

Być może są i tacy, ale w zdecydowanej większośći nie dochodzi do zdrady bo tygodniu, bo jedno chciało 5 razy, a drugie tylko raz. To trochę bardziej długotrwały proces.

mallwusia napisał/a:

BO ŻONA WAM NIE DAWAŁA TAK CZĘSTO, JAKBYŚCIE SOBIE TEGO ŻYCZYLI. A WY MACIE PRAWO, PRAWO, PRAWO, PRAWO...WY, WY, WY...

Żona ma prawo nie dawać, a on nie ma prawa nalegać. Czy nie ma prawa zaspokajać swoich potrzeb w inny sposób?

300 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-08-21 11:54:23)

Odp: Moralność vs zdrada

Incognitas

pomyliłaś autorów w cytatach, nie jestem autorem ostatniego.


"Wiele par kocha się o wiele częściej (nawet kilka razy dziennie) na początku związku. Potem jest rzadziej. To akurat normalka"

Nie, to nie jest normalka, że u jednej strony (zwykle u kobiety) ta ochota spada, bo to ma swoje przyczyny - czyli wracamy znów do początku, tj. do tego, że trzeba te przyczyny poznać i im zaradzić - odciążyć żonę w obowiązkach, pomóc przy wychowywaniu dzieci, dać więcej czułości, komplementować itd.
Już to dziewczyny wiele razy pisały  - jaki dzień, taka noc.
A co do biologii, to ona dotyczy OBU stron.

"Po prostu natura żony, nic co wymaga leczenia"

Po prostu natura żony? To nie miał czasu poznać jej od tej strony przed wejściem w związek?
Nikomu się bez powodu w tych sprawach nie odmienia, choć oczywiście trzeba brać też pod uwagę, że to się będzie chwiało raz u jednego raz u drugiego w zależności od różnych okoliczności (przepracowanie partnera, ciąża partnerki itd.)

301

Odp: Moralność vs zdrada

podejrzewam, że gdyby żona spotkała właściwego mężczyznę, to by jej i trzy razy dziennie było mało big_smile

a tak,tacy mężczyźni jak Gary,muszą sobie wyszukiwać usprawiedliwienia smile

302

Odp: Moralność vs zdrada
_v_ napisał/a:

podejrzewam, że gdyby żona spotkała właściwego mężczyznę, to by jej i trzy razy dziennie było mało big_smile

a tak,tacy mężczyźni jak Gary,muszą sobie wyszukiwać usprawiedliwienia smile

otóż to tongue

303

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:

Tak jest w wielu przypadkach. W jeszcze innych ponoć zdradzający lepiej traktują swoich współmażonków, bo niczego im nie potrzeba. Inna sprawa, że pewnie część z nich ma wyrzuty sumienia i próbują im to wynagrodzić dobrym sprawowaniem.
Okłamywanie, czy oszukiwanie, to nie tylko zdrada. Z jednej strony mamy zdradzającego, który twierdzi, że kocha i nie mówi, bo nie chce krzywdzić żony, z drugiej przeciwników uważających, że nie można równocześnie zdradzać (czyli oszukiwać) i nie mówić, aby ją chronić (nie krzywdzić).
Czy okłamywanie zawsze łączy się z brakiem miłości?:
1)    Mąż dowiaduje się, że jego żona ma raka w zaawansowanym stadium i zostało jej kilka miesięcy życia. Nie mówi jej o tym (ani nikomu innemu), bo nie chce jej krzywdzić. Wie, że ma plany, a świadomość tego, że niedługo umrze ją załamie. Z drugiej strony może gdyby powiedział, żona dostałaby motywacji, by zrobić coś, co zawsze planowała, ale nie miała wystarczająco dużo odwagi. Mąż jednak nie ma pewności, co zrobi żona, więc woli to ukrywać. Podejmuje decyzję za nią.
2)    Kobieta i mężczyzna bardzo chcą mieć dziecko, ale nic z tego nie wychodzi. Po wizycie u lekarza i badaniach okazuje się, że mężczyzna jest bezpłodny. Kobieta postanawia mu o tym nie mówić i bierze „winę” na siebie. Boi się, że się załamie, a może on postanowi  ją zostawić, bo nie zniesie myśli, że nie spełnia jej oczekiwań.
3)    Kobieta zachodzi w ciąże. Nie jest gotowa na dziecko TERAZ, ale wie, że mąż cieszyłby się bardzo. Podejmuje decyzję o aborcji, ale nie mówi o tym mężowi, ponieważ obawia się, że by tego nie zrozumiał, być może załamałby się i ją zostawił, więc woli przed nim ten fakt ukryć.

Przepraszam, ale w kazdym z tych przypadkow dochodzi do niemoralnego zachowania, a wrecz nawet toksycznej patologii. Jezeli osoba jest nieuleczalnie chora, TO MA PRAWO o tym wiedziec. Lekarz przylapany na tego typu zachowaniu bylby wywalony z rejestru, bo nie do niego nalezy decyzja o tym ile wiedziec ma pacjent, a postepujacy w ten sposob maz jest tchorzem, ktory boi sie, ze nie udzwignie ciezaru smutku zony czy tez innych konsekwencji. W drugim przypadku nie informowanie meza o bezplodnosci uniemozliwia tak naprawde szukanie innych rozwiazan. Niektore bowiem typy nieplodnosci da sie leczyc, a jak sie nie da, to mozna pomyslec o adopcji. Trzeci zas przyklad, to ilustracja kobiety o TAK NISKIM poczuciu wartosci, ze szczeka opada. Zamiast kurczowo trzymac sie portek i robic glupote, ktora zaowocuje tylko i wylacznie przelaniem zalow na dziecko pozniej i patologicznym wychowem, powinna sie udac do dobrego terapeuty.

Klamstwa i zatajenia NIGDY nie sa recepta na poprawe zwiazku. Jezeli do nich dochodzi, to jasno jak na dloni widac, ze sa problemy.

304 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-08-21 13:13:00)

Odp: Moralność vs zdrada

Gary. jedyną osobą mogącą potwierdzić słuszność Twojego podejscia jest Twoja żona. ale Ty jej nie powiesz.
Bo podejrzewasz reakcję i się jej boisz.
Co wiecej- obawiam się, ze wmawiasz sobie, ze chodzi o seks- gdyby tak było i naprawdę szczerze porozmawiałbyś z żoną na ten temat- szczerze do bólu spokojnie, bez złości- to wziełaby to na powaznie i dostałbyś to co chcesz- tak zrobi kobieta, która kocha- a moze odpowiedzi na to pytanie sie boisz?
Druga mozliwość- nie o seks chodzi tylko o podbudowanie Twojego ego z innymi kobietami. Jednym słowem poszedłeś na łatwiznę. i wiesz o tym.

Edit- dla jasności- uwazam że w małżenstwie sfera seksu powinna mieć zawsze zielone swiatło. Małżonka nie rozumiejacego tego trzeba uswiadomić, ale niekoniecznie zdradą. Męczysz sie z tym.

Incognitas- czy mozna kochać żonę a jej nie pożądać?- Chyba nie.. więc rozstanie nie byłoby z powodu seksu, ale braku miłosci. sad

305 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-21 13:09:00)

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:
mallwusia napisał/a:

zdradza, idzie do żony, rozmawiają i próbują dociec, skąd to niskie libido, jaka jest przyczyna (skoro wcześniej kochali się często):

Po prostu potrzebuje mniej niż mąż.  Ona chce np. raz na tydzień, a on 4 razy więcej. Czy ona ma się z tego powodu leczyć?
Wiele par kocha się o wiele częściej (nawet kilka razy dziennie) na początku związku. Potem jest rzadziej. To akurat normalka. Problem pojawia się, gdy właśnie w tym „rzadziej” nie mogą się dogadać.

mallwusia napisał/a:

  W żadnym  z tych punktów wymienionych przez Ciebie nie ma próby znalezienia rozwiązania. Zdrada (czyli okłamywanie, oszukiwanie oraz  narażanie partnera na zarażenie chorobami) powoduje zaś kolejne problemy  i oddalenie się emocjonalne => to przekłada się na jeszcze gorsze współżycie, czyli takie błędne koło.

W podanych przykładach nie chodziło mi o nienaturalnie niskie libido, a po prostu niższe, niż libido męża. Po prostu natura żony, nic co wymaga leczenia. Czy w tym wypadku kobieta powinna brać tabletki, by dopasować działanie swojego organizmu do męża, czy mąż powinien brać coś na obniżenie libido?

mallwusia napisał/a:

   Zdrada (czyli okłamywanie, oszukiwanie oraz  narażanie partnera na zarażenie chorobami) powoduje zaś kolejne problemy  i oddalenie się emocjonalne => to przekłada się na jeszcze gorsze współżycie, czyli takie błędne koło.

Tak jest w wielu przypadkach. W jeszcze innych ponoć zdradzający lepiej traktują swoich współmażonków, bo niczego im nie potrzeba. Inna sprawa, że pewnie część z nich ma wyrzuty sumienia i próbują im to wynagrodzić dobrym sprawowaniem.
Okłamywanie, czy oszukiwanie, to nie tylko zdrada. Z jednej strony mamy zdradzającego, który twierdzi, że kocha i nie mówi, bo nie chce krzywdzić żony, z drugiej przeciwników uważających, że nie można równocześnie zdradzać (czyli oszukiwać) i nie mówić, aby ją chronić (nie krzywdzić).
Czy okłamywanie zawsze łączy się z brakiem miłości?:
1)    Mąż dowiaduje się, że jego żona ma raka w zaawansowanym stadium i zostało jej kilka miesięcy życia. Nie mówi jej o tym (ani nikomu innemu), bo nie chce jej krzywdzić. Wie, że ma plany, a świadomość tego, że niedługo umrze ją załamie. Z drugiej strony może gdyby powiedział, żona dostałaby motywacji, by zrobić coś, co zawsze planowała, ale nie miała wystarczająco dużo odwagi. Mąż jednak nie ma pewności, co zrobi żona, więc woli to ukrywać. Podejmuje decyzję za nią.
2)    Kobieta i mężczyzna bardzo chcą mieć dziecko, ale nic z tego nie wychodzi. Po wizycie u lekarza i badaniach okazuje się, że mężczyzna jest bezpłodny. Kobieta postanawia mu o tym nie mówić i bierze „winę” na siebie. Boi się, że się załamie, a może on postanowi  ją zostawić, bo nie zniesie myśli, że nie spełnia jej oczekiwań.
3)    Kobieta zachodzi w ciąże. Nie jest gotowa na dziecko TERAZ, ale wie, że mąż cieszyłby się bardzo. Podejmuje decyzję o aborcji, ale nie mówi o tym mężowi, ponieważ obawia się, że by tego nie zrozumiał, być może załamałby się i ją zostawił, więc woli przed nim ten fakt ukryć.

KajkaKa napisał/a:

Gdybyście się zagłębili w biologię, dowiedzielibyście się (zresztą powinniście to widzieć z lekcji), że u kobiet w zupełnie naturalny sposób zmienia się poziom hormonów w cyklu, co przekłada się na ich potrzeby seksualne, zmienia się też w okresie menopauzy, gdzie niektóre hormony praktycznie przestają być produkowane. Tak po prostu jest. To nie jest niechęć, lenistwo względem Was, to biologia.

Jestem kobietą, znam bilogię kobiet. Odwróćmy więc sytuację. Kobieta chce więcej, a mężczyzna nie. Czy kobieta ma cierpieć, bo tak jej mężczyznę ukształtowała natura? Czy mężczyzna ma w takim przypadku prawo zakazywać jej zaspokajania potrzeb, gdy on tego nie chce, bo przecież swoje ma zaspokojone? Czy to nie jest egoizm? Czy też któreś z nich powinno lekami dopasować swoje libido do drugiego? Czy też rozstać się z powodu seksu?

KajkaKa napisał/a:

  Wasz problem polega na mentalności dwulatka: chcę teraz natychmiast, a jak mi tego nie dasz, pójdę gdzie indziej.

Być może są i tacy, ale w zdecydowanej większośći nie dochodzi do zdrady bo tygodniu, bo jedno chciało 5 razy, a drugie tylko raz. To trochę bardziej długotrwały proces.

mallwusia napisał/a:

BO ŻONA WAM NIE DAWAŁA TAK CZĘSTO, JAKBYŚCIE SOBIE TEGO ŻYCZYLI. A WY MACIE PRAWO, PRAWO, PRAWO, PRAWO...WY, WY, WY...

Żona ma prawo nie dawać, a on nie ma prawa nalegać. Czy nie ma prawa zaspokajać swoich potrzeb w inny sposób?


A jaka jest realna możliwość, że w ciągu trwające go dajmy na to 30 lat związku dwoje ludzi będzie miało identyczne libido?
Równe zeru.

Ja nie mówię właśnie o jakichś drastycznych różnicach, czy osobach chcących żyć w białym małżeństwie.

Nie uważam, by różnice w poziomie libido dawały prawo do zdrady.
Nie każdy mój popęd musi być zaspokojony, natychmiast, serio.
Gdy odeszłam od męża przez dłuższy czas nie miałam partnera i jakoś przeżyłam. Nie puszczałam się z tego powodu na prawo i lewo. Matko, panuję nas swoim popędem.

Jeśli ktoś ma takie zdanie, że partner musi chcieć zawsze, wtedy kiedy on chce... to wiedząc, że to w dłuższym okresie czasu jest niemożliwe, w jakim celu się żeni? Po co oszukuje. Może tak jeden z drugim powiedziałby swojej przyszłej żonie, jak to widzi, ile razy w ciągu tygodnia ma z nim współżyć, by jej nie zdradził.  Jak się zgodzi na takie warunki, ok. Jej sprawa.

Zdradzanie partnera dla jego dobra... Wy naprawdę nie widzicie, że brzmi to jak oksymoron. ZDRADA =DOBRO PARTNERA; OSZUSTWO=SZACUNEK??

Skoro są i mężczyźni, którzy tak myślą, są i kobiety takie, jak widać. No wiążcie się ze sobą, z ludźmi, którzy mają takie samo spojrzenie na kwestię, współżyjcie na prawo i na lewo... Wasze prawo. Ale nie wmawiajcie myślącym inaczej, uznającym inne zasady, że nie mają prawa oczekiwać wierności od partnera, z którym się na tę wierność umówił, że nie mają prawa oczekiwać lojalności od partnera, z którym na to się umawiał. Proste.

306 Ostatnio edytowany przez Incognitas (2017-08-21 14:12:48)

Odp: Moralność vs zdrada
Ela210 napisał/a:

Incognitas- czy mozna kochać żonę a jej nie pożądać?- Chyba nie.. więc rozstanie nie byłoby z powodu seksu, ale braku miłosci. sad

Myślę, że można. Białe małżeństwa się pewnie kochają, podobnie ludzie z niskim libido, dla których seks może istnieć, lub nie. Wychodzi na to, że nie dla wszystkich seks jest równoznaczny z miłością, do tego nie jest najbardziej scalającym ogniwem związku.

KajkaKa napisał/a:

A jaka jest realna możliwość, że w ciągu trwające go dajmy na to 30 lat związku dwoje ludzi będzie miało identyczne libido?
Równe zeru.

Tyle, że człowiek na początku związku wyobraża sobie kolejne 30 lat tak jak w dniu ślubu smile Potem życie weryfikuje wyobrażenia i pokazuje nam, czy faktycznie rozwiązujemy problemy w ten sposób, jak zakładaliśmy, że rozwiążemy. smile

KajkaKa napisał/a:

Nie każdy mój popęd musi być zaspokojony, natychmiast, serio.

Uparłaś się na to NATYCHMIAST. Nikt tu nie mówi o sytuacji, gdy mąż, czy żona nie chce, więc ten, komu odmówiono ubiera się, wychodzi z domu i idzie od razu do chętnej. Mówimy o hipotetycznej długotrwałej sytuacji, która w końcu sprawia, że problem zaczyna ciążyć.

KajkaKa napisał/a:

  Gdy odeszłam od męża przez dłuższy czas nie miałam partnera i jakoś przeżyłam. Nie puszczałam się z tego powodu na prawo i lewo. Matko, panuję nas swoim popędem.

Czyli nawet jak nie masz partnera i prześpisz się z innym to znaczy, że się puszczasz, bo masz czelność zrobić coś na co masz ochotę?

KajkaKa napisał/a:

  Wasze prawo. Ale nie wmawiajcie myślącym inaczej, uznającym inne zasady, że nie mają prawa oczekiwać wierności od partnera, z którym się na tę wierność umówił, że nie mają prawa oczekiwać lojalności od partnera, z którym na to się umawiał. Proste.

Możesz powiedzieć kto Ci tutaj coś wmawia? Czy Gary, Dżdżownick, Snake, czy kto inny, kto nie ma radykalnego poglądu na zdradę wystąpił tu z żadaniami, lub ogłosił, że jego zdanie jest najprawdziwsze i najtrafniejsze? Raczej dzielimy się na spokojnie przemyśleniami. Potrafisz zrobić to samo?

Być może Cię zaskoczę: nie zdradziłam (jeszcze tongue) męża i jestem z tych, które mają niskie libido. Uważam, że nie mam prawa katować go odmawianiem, ani siebie zmuszaniem, więc nie mam nic przeciwko temu, by zaspokajał swoje potrzeby poza domem. Byle bezpiecznie, byle po cichu. I nie obawiam się tego, że jak prześpi się z jakąś kobietą, to automatycznie przestanie mnie kochać. Miłość to dla mnie dużo szersze pojęcie, nie sprowadza się wyłącznie do seksu.

307 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-08-21 14:17:33)

Odp: Moralność vs zdrada
_v_ napisał/a:

tacy mężczyźni [...],muszą sobie wyszukiwać usprawiedliwienia smile

tacy mężczyźni tworzą usprawiedliwienia,

nie wyszukują!!!

przy wyszukiwaniu usprawiedliwień, istnieje ryzyko wpadnięcia na rozwiązanie rdzennego problemu,
a to nie jest przecież pożądane

big_smile

308

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Incognitas- czy mozna kochać żonę a jej nie pożądać?- Chyba nie.. więc rozstanie nie byłoby z powodu seksu, ale braku miłosci. sad

Myślę, że można. Białe małżeństwa się pewnie kochają, podobnie ludzie z niskim libido, dla których seks może istnieć, lub nie. Wychodzi na to, że nie dla wszystkich seks jest równoznaczny z miłością, do tego nie jest najbardziej scalającym ogniwem związku.

KajkaKa napisał/a:

A jaka jest realna możliwość, że w ciągu trwające go dajmy na to 30 lat związku dwoje ludzi będzie miało identyczne libido?
Równe zeru.

Tyle, że człowiek na początku związku wyobraża sobie kolejne 30 lat tak jak w dniu ślubu smile Potem życie weryfikuje wyobrażenia i pokazuje nam, czy faktycznie rozwiązujemy problemy w ten sposób, jak zakładaliśmy, że rozwiążemy. smile

KajkaKa napisał/a:

Nie każdy mój popęd musi być zaspokojony, natychmiast, serio.

Uparłaś się na to NATYCHMIAST. Nikt tu nie mówi o sytuacji, gdy mąż, czy żona nie chce, więc ten, komu odmówiono ubiera się, wychodzi z domu i idzie od razu do chętnej. Mówimy o hipotetycznej długotrwałej sytuacji, która w końcu sprawia, że problem zaczyna ciążyć.

KajkaKa napisał/a:

  Gdy odeszłam od męża przez dłuższy czas nie miałam partnera i jakoś przeżyłam. Nie puszczałam się z tego powodu na prawo i lewo. Matko, panuję nas swoim popędem.

Czyli nawet jak nie masz partnera i prześpisz się z innym to znaczy, że się puszczasz, bo masz czelność zrobić coś na co masz ochotę?

KajkaKa napisał/a:

  Wasze prawo. Ale nie wmawiajcie myślącym inaczej, uznającym inne zasady, że nie mają prawa oczekiwać wierności od partnera, z którym się na tę wierność umówił, że nie mają prawa oczekiwać lojalności od partnera, z którym na to się umawiał. Proste.

Możesz powiedzieć kto Ci tutaj coś wmawia? Czy Gary, Dżdżownick, Snake, czy kto inny, kto nie ma radykalnego poglądu na zdradę wystąpił tu z żadaniami, lub ogłosił, że jego zdanie jest najprawdziwsze i najtrafniejsze? Raczej dzielimy się na spokojnie przemyśleniami. Potrafisz zrobić to samo?

Być może Cię zaskoczę: nie zdradziłam (jeszcze tongue) męża i jestem z tych, które mają niskie libido. Uważam, że nie mam prawa katować go odmawianiem, ani siebie zmuszaniem, więc nie mam nic przeciwko temu, by zaspokajał swoje potrzeby poza domem. Byle bezpiecznie, byle po cichu. I nie obawiam się tego, że jak prześpi się z jakąś kobietą, to automatycznie przestanie mnie kochać. Miłość to dla mnie dużo szersze pojęcie, nie sprowadza się wyłącznie do seksu.

Tia...
Może właśnie dramat naszych czasów polega na tym, że każdy absolutnie każdy, niezależnie co robi, i jak podle się zachowuje oczekuje, że inni to zrozumieją, nie ocenią i uszanują.

Jakby tu przyszedł pedofil i mówił, że co prawda sypia z dziećmi, ale przecież nie z moim, więc nic mi do tego... i w ogóle to niepotrzebnie się unoszę, bo ma prawo żyć jak chce.

"Twoje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiego człowieka."
Znacie to?
Prawo do godności, do szacunku, do lojalności partnera.

Tak czy siak dobra wiadomość dla Garego. Gary, istnieją kobiety stworzone dla Ciebie. Musisz tylko zaryzykować powiedzieć o swoim podejściu żonie i niech ona sama zadecyduje, czy mogłaby ewentualnie zaakceptować to, co robisz... A jeśli nie... Szukasz właściwej kobiety. smile smile

309

Odp: Moralność vs zdrada
KajkaKa napisał/a:

    Może właśnie dramat naszych czasów polega na tym, że każdy absolutnie każdy, niezależnie co robi, i jak podle się zachowuje oczekuje, że inni to zrozumieją, nie ocenią i uszanują.

Przed chwilą twierdzilaś, że ci po przeciwnej stronie coś Ci wmawiają, a teraz okazuje się, że jeszcze czegoś oczekują? Nie wiem jak reszta, ale ja nie oczekuję, że zrozumiesz, czy uszanujesz moje podejście. Rozumiem, że go nie rozumiesz, bo każdy ma inne przeżycia. Miło by było, gdyby nastąpiła spokojna dyskusja z rzeczowymi argumentami, ale tego też nie oczekuję. Jestem realistką. smile

KajkaKa napisał/a:

   Jakby tu przyszedł pedofil i mówił, że co prawda sypia z dziećmi, ale przecież nie z moim, więc nic mi do tego... i w ogóle to niepotrzebnie się unoszę, bo ma prawo żyć jak chce.

Wybacz KajkaKa, ale piszesz bzdury, a na poparcie swoich tez dajesz jeszcze bzdurniejsze argumenty. Naprawdę pedofilia to takie same zło jak zdrada? Wykorzystanie seksualne małego, nic nie rozumiejącego dziecka, wbrew jego woli, fizyczny przymus, zadawanie bólu, gwałt, znęcanie się psychiczne to to samo co facet bzykający gdzieś po cichu. Okłamuje żonę? Tak? Czy jej dzieje się jakaś krzywda, gdy robi to z inną kobietą? NIE, bo o tym nie wie. Problem będzie GDY i JEŚLI się dowie. Wiele kobiet nie dowiaduje się nigdy i nie żyje w poczuciu krzywdy.

KajkaKa napisał/a:

   "Twoje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiego człowieka."

Gdzie kończą się i zaczynają prawa żony z niższym libido, a gdzie prawa męża, który nie może zaspokoić swoich potrzeb przez dłuższy czas? Gdzie kończą się i zaczynaja prawa męża, który nie ma ochoty na nowości i pikanterię w łóżku, a gdzie prawa żony, która tego potrzebuje?

KajkaKa napisał/a:

   Prawo do godności, do szacunku, do lojalności partnera.

Największy problem polega na tym, że każdy powyższe rozumie na swój sposób.

310 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2017-08-21 15:14:22)

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:
KajkaKa napisał/a:

    Może właśnie dramat naszych czasów polega na tym, że każdy absolutnie każdy, niezależnie co robi, i jak podle się zachowuje oczekuje, że inni to zrozumieją, nie ocenią i uszanują.

Przed chwilą twierdzilaś, że ci po przeciwnej stronie coś Ci wmawiają, a teraz okazuje się, że jeszcze czegoś oczekują? Nie wiem jak reszta, ale ja nie oczekuję, że zrozumiesz, czy uszanujesz moje podejście. Rozumiem, że go nie rozumiesz, bo każdy ma inne przeżycia. Miło by było, gdyby nastąpiła spokojna dyskusja z rzeczowymi argumentami, ale tego też nie oczekuję. Jestem realistką. smile

KajkaKa napisał/a:

   Jakby tu przyszedł pedofil i mówił, że co prawda sypia z dziećmi, ale przecież nie z moim, więc nic mi do tego... i w ogóle to niepotrzebnie się unoszę, bo ma prawo żyć jak chce.

Wybacz KajkaKa, ale piszesz bzdury, a na poparcie swoich tez dajesz jeszcze bzdurniejsze argumenty. Naprawdę pedofilia to takie same zło jak zdrada? Wykorzystanie seksualne małego, nic nie rozumiejącego dziecka, wbrew jego woli, fizyczny przymus, zadawanie bólu, gwałt, znęcanie się psychiczne to to samo co facet bzykający gdzieś po cichu. Okłamuje żonę? Tak? Czy jej dzieje się jakaś krzywda, gdy robi to z inną kobietą? NIE, bo o tym nie wie. Problem będzie GDY i JEŚLI się dowie. Wiele kobiet nie dowiaduje się nigdy i nie żyje w poczuciu krzywdy.

KajkaKa napisał/a:

   "Twoje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiego człowieka."

Gdzie kończą się i zaczynają prawa żony z niższym libido, a gdzie prawa męża, który nie może zaspokoić swoich potrzeb przez dłuższy czas? Gdzie kończą się i zaczynaja prawa męża, który nie ma ochoty na nowości i pikanterię w łóżku, a gdzie prawa żony, która tego potrzebuje?

KajkaKa napisał/a:

   Prawo do godności, do szacunku, do lojalności partnera.

Największy problem polega na tym, że każdy powyższe rozumie na swój sposób.


Jeśli nie szukają zrozumienia, to po co tworzą te tematy?

Problem pedofilii jest znacznie szerszy. Nie zawsze to polega na gwałceniu dziecka. Czasem to wmanipulowanie młodego człowieka w sytuacje. On nawet może się na to pozornie zgadzać (koronny argument pedofili)
Oszukiwanie nieświadomej żony jest również podłe (mniej czy więcej, nie będę tu wartościować, bo jeśli ta kobieta np. zostanie zarażona przez męża HIV to może nawet i gorsze).

Mąż z większym libido, jeśli pomimo moich starań, nadal mu nie wystarcza to, co mu daję, ma prawo odejść. To jest jego niezbywane prawo. Gdy mnie zdradza, już włazi na moje prawo.
A co z tematem urozmaiceń? To znaczy, że jako małżonka mam też obowiązek godzić się na każde? Jak nie lubię sado-maso do on może już z czystym sumieniem zdradzać?

W każdym przypadku jego prawem, prawem wolnego człowieka jest ODEJŚCIE, skoro się rozmijamy we wzajemnych oczekiwaniach.


Zresztą myślę sobie, że w zasadzie Twoje podejście jest bardziej argumentem dla przeciwników postępowania Garego. Ty się godzisz na to, dajesz mężowi ciche przyzwolenie.
Gdyby Gary napisał, że zdradza żonę, ale ma na  to jej ciche przyzwolenie, to ja bym mu napisała "i świetnie, życzę Wam powodzenia".
Twój mąż nie oszukuje Cię, bo Ty dajesz mu przyzwolenie. I ja to rozumiem. To Ty nie rozumiesz, że nie wszyscy dają takie przyzwolenia. Może Ci inni nie zasługują zatem na zdradę. Może właśnie z nimi lepiej się rozejść, by szukać swojego ideału partnera.

311

Odp: Moralność vs zdrada

A propos entuzjastycznej zgody he, he.
Jadę ja sobie dziś z małżonką i ona mówi, że głodna jest. Ja na to, że zjadła rano 2 kanapki, a chciała jedną. Ona - jak ty mnie pytasz czy dziś "coś" będzie, to mówię nie. Jeśli ci to wystarcza i na tym koniec, to twój problem. Nie jest to co prawda entuzjastyczna zgoda tylko przekora, a seks i przekora, to jedno. Koniec cytatu...

312

Odp: Moralność vs zdrada

Incognitas- byłam przekonana, ze rozmawiam z facetem...
Bo nie znam kobiety o takich poglądach a mam 45 lat..
Białe małżeństwo to nie norma, więc nie ma co się odnosić.
Nawet KK nie uznaje takich zwiazków za normę, bo seks jest ważny, pełni rolę łączącą a nie tylko prokreacyjną jak twierdzą znawcy encyklik z poczatków ubiegłego wieku.
Ale ioczywiscie każdy zwiazek ma prawo nadrzędne do własnych reguł i osobom trzecim nic do tego. Jezeli te reguły są zaakceptowane przez obie strony.

313

Odp: Moralność vs zdrada
Snake napisał/a:

A propos entuzjastycznej zgody he, he.
Jadę ja sobie dziś z małżonką i ona mówi, że głodna jest. Ja na to, że zjadła rano 2 kanapki, a chciała jedną. Ona - jak ty mnie pytasz czy dziś "coś" będzie, to mówię nie. Jeśli ci to wystarcza i na tym koniec, to twój problem. Nie jest to co prawda entuzjastyczna zgoda tylko przekora, a seks i przekora, to jedno. Koniec cytatu...

Snake, ja Cię błagam, napisz książkę o tych waszych grach wstępnych, bo mam przeczucie, ze dobrze by się sprzedała big_smile i starczyłoby na hamburgera  na stacji paliw wink

314

Odp: Moralność vs zdrada
Ela210 napisał/a:

Incognitas- byłam przekonana, ze rozmawiam z facetem... Bo nie znam kobiety o takich poglądach a mam 45 lat..

Zdaję sobie sprawę, że nie mam "kobiecych" poglądów. Inna sprawa, to, że nie znasz takiej kobiety jak ja nie znaczy, że one nie istnieją. smile

KajkaKa napisał/a:

Jeśli nie szukają zrozumienia, to po co tworzą te tematy?

Nie wiem, pisałam o sobie, nie wypowiadam się za innych. smile

KajkaKa napisał/a:

  Czasem to wmanipulowanie młodego człowieka w sytuacje. On nawet może się na to pozornie zgadzać (koronny argument pedofili)

Mimo wszystko wydaje mi się, że porównanie kompletnie nie na miejscu. Zdrada nie jest przemocą.

KajkaKa napisał/a:

   Mąż z większym libido, jeśli pomimo moich starań, nadal mu nie wystarcza to, co mu daję, ma prawo odejść. To jest jego niezbywane prawo. Gdy mnie zdradza, już włazi na moje prawo.

Tyle, że tu problem polega na tym, że poza tym seksem najwyraźniej wszystko jest ok. Większość zdrad nie kończy się rozwodem, a już w szczególności zdrad cielesnych. Dla zdradzającego ten seks to za mało, by odejść, dla zdradzanego za dużo by zostać.
     

KajkaKa napisał/a:

    A co z tematem urozmaiceń? To znaczy, że jako małżonka mam też obowiązek godzić się na każde? Jak nie lubię sado-maso do on może już z czystym sumieniem zdradzać?

Dla Ciebie wszystko jest czarne albo białe? Urozmaicenia to znaczy sado-maso? Uważasz, że nie ma nic pomiędzy, tylko przemoc i ból?

315

Odp: Moralność vs zdrada

Dostaje bolu glowy od tego watku.

Sama kiedys zdradzilam dawno temu i to byl blad. Juz za niego dawno zaplacilam i wyciagnelam wnioski.

Zdrada przede wszystkim mi pokazala, ze definitywnie czegos w moim zwiazku brakowalo. A poniewaz nie bylam pewna, czy zdradze w przyszlosci meza jeszcze raz, zazadalam rozwodu. I moj pierwszy maz zaczal byc bylym mezem.

A teraz jednak wole byc uczciwa. Dojrzalam przez ponad dekade emocjonalnie i stwierdzam, ze to glupota. Moj ojciec kiedys twierdzil, ze czego oczy nie widza, tego sercu nie zal. Poniekad prawda, ale ja to wole stosowac do ukrycia mandatu za predkosc, ktory notabene niedawno zaplacilam potulnie z wlasnej kieszeni, bo troche za bardzo gnalam do pracy, niz do zdradzania obecnego meza, ktorego bardzo szanuje.

Notabene- o mandacie maz dowiedzial sie jedynie tylko dlatego, ze mi jeszcze garda przyslala zawiadomienie o 3 punktach karnych. gdyby nie to, to by nie wiedzial o mandacie. A teraz wyluzowalam i jezdze troszke wolniej, ale trzymam sie limitu- jest 100, jade 100. I przelknal to tylko dlatego, ze juz to zdolalam zaplacic, wiec uznalam sprawe za niebyla, a on tez.

Trzeba rozmawiac ze soba. Tego nie bylo w moim pierwszym zwiazku. Byly tylko awantury. Teraz rozmawiam, kloce sie, rozmawiam, znowu sie pokloce, ale rozmawiam i prostujemy wszystko w dwojke, by cos fajnego sobie wypracowac na stare lata. Duzo ludzi nie che ze soba rozmawiac albo sie boi rozmawiac i stad wiele problemow w relacjach. Czasem trzeba zrobic liste, jak uzytkownik katarzyna.lex w Meksyku, ale trzeba rozmawiac.  Uwazam, ze  o zwiazek nalezy walczyc- to nie jest tak, ze dobry zwiazek jest czyms podanym na tacy po slubie. Takie rzeczy tylko w bajkach. Dobry zwiazek trzeba sobie wypracowac w dwojke.

I w dobrym zwiazku nie ma miejsca na podwojna moralnosc. Albo sie jest uczciwym, albo sie trzeba nad soba i zwiazkiem powaznie zastanowic i cos zrobic - albo zwiazek ratowac, albo sie rozstac. Ale nie zdradzac. To nie fair. Mowie to madrzejsza o dekade doswiadczen po nauce na wlasnych bledach.

316

Odp: Moralność vs zdrada
Mama Emigrantka napisał/a:

   Sama kiedys zdradzilam dawno temu i to byl blad. Juz za niego dawno zaplacilam i wyciagnelam wnioski.

Każdy uczy się na SWOICH błędach. Rzadko uczymy się na czyichś smile

Mama Emigrantka napisał/a:

   Zdrada przede wszystkim mi pokazala, ze definitywnie czegos w moim zwiazku brakowalo. A poniewaz nie bylam pewna, czy zdradze w przyszlosci meza jeszcze raz, zazadalam rozwodu. I moj pierwszy maz zaczal byc bylym mezem.

Gdybyś nie zdradziła, może nadal tkwiłabyś w tym związku? Czyli zdrada wyszła Ci na dobre.

Nie ma reguły. Różni ludzie zdradzają z różnych powodów, zdradzający różnie na to reagują, zdradzani również. Dla jednych to błąd, dla innych za późno rozpoczęta zabawa, dla jeszcze innych „naprawiacz” seksu małżeńskiego.

317 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-21 16:37:16)

Odp: Moralność vs zdrada
Mama Emigrantka napisał/a:

Dostaje bolu glowy od tego watku. [...]

I w dobrym zwiazku nie ma miejsca na podwojna moralnosc. Albo sie jest uczciwym, albo sie trzeba nad soba i zwiazkiem powaznie zastanowic i cos zrobic

U mńie bólów głowy nie ma, ale czasami mnie mdli z obrzydzenia.

Dobra puenta z uczciwością. Dużo kręci się tu wokół seksu, potrzeb seksualnych, libido itd., ale prawdziwym problemem jest BRAK UCZCIWOŚCI.
Uczciwym się jest albo nie jest. Gary nie jest i tyle. Taki jego wybór w relacji z żoną. Nic nam do tego.

318

Odp: Moralność vs zdrada
summerka88 napisał/a:
Mama Emigrantka napisał/a:

Dostaje bolu glowy od tego watku. [...]

I w dobrym zwiazku nie ma miejsca na podwojna moralnosc. Albo sie jest uczciwym, albo sie trzeba nad soba i zwiazkiem powaznie zastanowic i cos zrobic

U mńie bólów głowy nie ma, ale czasami mnie mdli z obrzydzenia.

Dobra puenta z uczciwością. Dużo kręci się tu wokół seksu, potrzeb seksualnych, libido itd., ale prawdziwym problemem jest BRAK UCZCIWOŚCI.
Uczciwym się jest albo nie jest. Gary nie jest i tyle. Taki jego wybór w relacji z żoną. Nic nam do tego.

Zgadzam sie totalnie.

To naprawde niewazne co maz przede mna ukrywa, albo o tym klamie: seks, pieniadze, powazne problemy- to to samo. Chodzi o to, ze nie uwaza za stosowne poinformowac mnie o ISTOTNYCH dla nas OBOJGA sprawach. A zwiazek opiera sie wlasnie na dzieleniu zycia RAZEM, a nie ze jestesmy lokatorami i kazdy wolnoc Tomku w swoim domku, lub jeszcze gorzej, ze maz uwaza, iz moze zabrac mi wolnosc, dla mojego "dobra", i ukrywac przede mna prawde.

319

Odp: Moralność vs zdrada
Incognitas napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Incognitas- byłam przekonana, ze rozmawiam z facetem... Bo nie znam kobiety o takich poglądach a mam 45 lat..

Zdaję sobie sprawę, że nie mam "kobiecych" poglądów. Inna sprawa, to, że nie znasz takiej kobiety jak ja nie znaczy, że one nie istnieją. smile

KajkaKa napisał/a:

Jeśli nie szukają zrozumienia, to po co tworzą te tematy?

Nie wiem, pisałam o sobie, nie wypowiadam się za innych. smile

KajkaKa napisał/a:

  Czasem to wmanipulowanie młodego człowieka w sytuacje. On nawet może się na to pozornie zgadzać (koronny argument pedofili)

Mimo wszystko wydaje mi się, że porównanie kompletnie nie na miejscu. Zdrada nie jest przemocą.

KajkaKa napisał/a:

   Mąż z większym libido, jeśli pomimo moich starań, nadal mu nie wystarcza to, co mu daję, ma prawo odejść. To jest jego niezbywane prawo. Gdy mnie zdradza, już włazi na moje prawo.

Tyle, że tu problem polega na tym, że poza tym seksem najwyraźniej wszystko jest ok. Większość zdrad nie kończy się rozwodem, a już w szczególności zdrad cielesnych. Dla zdradzającego ten seks to za mało, by odejść, dla zdradzanego za dużo by zostać.
     

KajkaKa napisał/a:

    A co z tematem urozmaiceń? To znaczy, że jako małżonka mam też obowiązek godzić się na każde? Jak nie lubię sado-maso do on może już z czystym sumieniem zdradzać?

Dla Ciebie wszystko jest czarne albo białe? Urozmaicenia to znaczy sado-maso? Uważasz, że nie ma nic pomiędzy, tylko przemoc i ból?


Jeśli taki nastolatek zostanie poddany odpowiedniej manipulacji to też nie będzie zastosowana wobec niego przemoc. On może się zgodzić na seks. Nawet jeśli robi to z naiwności, niewiedzy, niedojrzałości z faktu, że ktoś perfidnie go wykorzystuje.
Człowiek zdradzany jest tak samo naiwny w swojej niewiedzy i zaufaniu wobec partnera.

Większość zdrad o ile się wydadzą kończy się jednak rozwodem, a nawet jeśli nie, to poważnym kryzysem po którym rzadko wszystko wraca do stanu sprzed zdrady.

W kwestii urozmaiceń chciałam Ci pokazać konsekwencje rozumowania - jak partner mi czegoś nie da, mam prawo iść, gdzie indziej.
Do tej pory analizowaliśmy ilość zbliżeń. Choć nikt z piszących nie uściślił po jakim czasie niedostateczności stosunków partner może zdradzić. Czy jak mam problem w pracy i przez tydzień nie mam ochoty, to już. Nie? A po dwóch? Trzech, bo umarł mi ktoś bliski? Jak on chce 7 razy w tygodniu, a ja 6? To już powód, czy jeszcze nie. Jaka rozbieżność byłaby akceptowalna przez Was jako zielone światło na zdradę.

Poszłaś dalej. Wspomniałaś o urozmaiceniach. Ok. To jak mąż chce anala, a ja nie, to muszę się godzić, bo jak nie to on ma prawo iść do koleżanki?  Powiesz pewnie, że przesadzam, że mogłabym to dla męża zrobić... Bo inaczej go ograniczam. Więc ok. Godzę się.
Ale mąż idzie dalej. Mówi, że oglądał taki filmik, na którym pan w czasie seksu nasikał na panią i on też by tak chciał. I co? Muszę się godzić? Ma prawo zdradzić, jeśli się nie zgodzę?

To Ty mi powiedz, gdzie jest ta granica, skoro ona istnieje. Na co mam się godzić, a na co nie, by mój partner mógł powiedzieć "to ja mogę z czystym sumieniem Cię zdradzić". Na wszystko?

Otóż nie ma jej. Partner może powiedzieć o wszystkim i prosić o wszystko, ale musi też uszanować moje granice, tak jak ja jego. A jeśli już naprawdę bardzo się rozmijamy w tym i on naprawdę nie może funkcjonować bez tego sikania bez partnera, może odejść. To jest jedyne jego prawo.

Ale to tak jak już ktoś napisał. Tu najpierw jest zdrada, a później dopiero dopisane powody. A one zawsze się znajdą, bo zawsze możemy znaleźć coś, na co druga osoba nie przystanie.

W Twoim przypadku nie mówimy o zdradzie. Twój partner ma przyzwolenie, więc nie zdradza Cię.


A granice można sobie przesuwać w nieskończoność. Szukać powodów. I ja uważam, że to nie problem seksu, a uczciwości. O tym tak naprawdę jest ten temat.

320 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-08-21 18:06:04)

Odp: Moralność vs zdrada
Ela210 napisał/a:

Gary. jedyną osobą mogącą potwierdzić słuszność Twojego podejscia jest Twoja żona. ale Ty jej nie powiesz. Bo podejrzewasz reakcję i się jej boisz.

Nie powiem oczywiście. Wierzę w to, że życie albo Bóg albo los albo karma, w cokolwiek kto wierzy i jak nazywa, sprawiedliwe organizuje życie, jak ktoś postępuje źle to zostanie ukarany, a jak dobrze, to zostanie nagrodzony, i nie w niebie czy piekle, ale tutaj w czasie życia. Dlatego jeśli źle postępuję, to źle skończę. Jest to nadzieja dla tych których ten wątek boli.

Ciekawe czy żona daje mi ciche przyzwolenie... ale nie zapytam.


Co wiecej- obawiam się, ze wmawiasz sobie, ze chodzi o seks- gdyby tak było i naprawdę szczerze porozmawiałbyś z żoną na ten temat- szczerze do bólu spokojnie, bez złości- to wziełaby to na powaznie i dostałbyś to co chcesz- tak zrobi kobieta, która kocha- a moze odpowiedzi na to pytanie sie boisz?

Niestety doszedłem do punktu, w którym sam seks nie wystarczy, musi być z różnymi kobietami. Stąd nie ma wyjścia. Ale skoro tak ciągniecie dyskusję aby analizować mój przypadek to proszę bardzo. smile smile



Jednym słowem poszedłeś na łatwiznę. i wiesz o tym.

Czy to jest łatwizna? Dostępność seksu jest tą ławizną? Być może tak. Jeden mąż lubi góry, inny motor, trzeci piwo, a ja seks. Dodatkowy komentarz na blogu "szlakiem kurtyzan blox", ostatni jeden wpis z 12 listopada 2009. 



Druga mozliwość- nie o seks chodzi tylko o podbudowanie Twojego ego z innymi kobietami.

Ego? Seksem? Dziwne. Jak to miałoby działać? Sukcesem w podrywaniu? Nie podrywam. Raczej ta hipoteza jest błędna. Neil Strauss:

Mężczyźni myślą o seksie więcej, niż dają po sobie poznać, czy to kobietom, czy reszcie mężczyzn. Nauczyciele myślą o zerżnięciu uczennic, ojcowie o zerżnięciu przyjaciółek córki, lekarze o zerżnięciu swoich pacjentek. ... na każdą kobietę z minimum seksapilu przypada gdzieś na świecie mężczyzna, który ... wyobraża sobie,jak by to było ją zerżnąć. Ona może go nawet nie znać: to może być biznesmen, który minął ją na ulicy albo student, który siedział naprzeciwko w metrze. I każdy mężczyzna, który próbuje przekonać kobietę, ze jest inny, robi to, żeby przelecieć albo ją, albo jej stojącą obok koleżankę. Największym kłamstwem współczesnego dobierania się w pary jest sytuacja, w której, żeby przespać się z kobietą, mężczyzna musi na początku udawać, że mu na tym nie zależy..

Jak widzisz trzeba udawać, że mu na tym nie zależy, czyli podrywanie niekoniecznie jest moralne. Wielu wiernych mężczyzn jest opisywanych tym właśnie cytatem: chcieliby ale nie mogą, bo ślubowali. Naprawdę romantyczna wierność smile.



Edit- dla jasności- uwazam że w małżenstwie sfera seksu powinna mieć zawsze zielone swiatło. Małżonka nie rozumiejacego tego trzeba uswiadomić, ale niekoniecznie zdradą. Męczysz sie z tym.

Niezależnie jak pięknie by owo uświadamianie miało wyglądać, to jednak jest namówienie drugiej osoby na seks, gdy ona tego seksu nie potrzebuje, nie pragnie, nie teraz, nie ma ochoty. Niemoralna manipulacja.



Incognitas- czy mozna kochać żonę a jej nie pożądać?- Chyba nie.. więc rozstanie nie byłoby z powodu seksu, ale braku miłosci. sad

Oczywiście, że można kochać i nie pożądać. Jak siostrę na przykład, którą kocha się i nie pożąda. Stąd też paskudny żart wiernego męża brzmiący "uprawianie seksu z żoną po wielu latach wspólnego małżeństwa jest kazirodztwem". Od przyjaźni do miłości jest jeden szlak, który nie ma wyraźnej granicy, przyjaciółkę można kochać ale nie pożądać, ale można też pożądać, ale nie kochać, tylko bardzo lubić i przyjaźnić się. Relacje ludzkie są wielowymiarowe, takie twierdzenia, łączenie miłości (duchowe), pożądania (duchowo-fizyczne), popędu (fizycznie) jest słabe, przedstawia tylko twoje wierzenia.

Ps. @Ela -- nie chciałem brzmieć ofensywnie smile

321

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:

Niestety doszedłem do punktu, w którym sam seks nie wystarczy, musi być z różnymi kobietami. Stąd nie ma wyjścia. Ale skoro tak ciągniecie dyskusję aby analizować mój przypadek to proszę bardzo. smile smile

Czyli doszlismy do prawdziwego problemu, ktorym wcale nie jest dbanie o uczucia zony, ale seksoholizm.

W takim wypadku Twoje teorie brzmia jak zapewnienia alkoholika, ze musi pic, bo sie lepiej czuje. Zalosne, innymi slowy. Zamiast wydawac pieniadze na dziwki, znajdz sobie dobrego specjaliste. I przestan oklamywac zone i SAMEGO siebie.

322 Ostatnio edytowany przez Gary (2017-08-21 19:03:02)

Odp: Moralność vs zdrada

Czyli doszlismy do prawdziwego problemu... seksoholizm

Ach... niech będzie że doszłaś do prawdziwego problemu i jego rozwiązania. Składam pani ukłony.

Kto by się pogubił wyjaśniam, że tematem wątku nie jest mój niby-problem, tylko moralność zdrady w sytuacji, w której żona nie chce seksu a mąż chce. Ja nie mam problemu, co najwyżej inaczej widzę pewne sprawy.

W takim wypadku Twoje teorie brzmia jak zapewnienia alkoholika, ze musi pic, bo sie lepiej czuje. Zalosne, innymi slowy. Zamiast wydawac pieniadze na dziwki, znajdz sobie dobrego specjaliste. I przestan oklamywac zone i SAMEGO siebie.

A jak pójdę do specjalisty i nie powiem o tym żonie, to jest zdrada? Specjalista potrzebuje też pieniędzy i też potajemnie musiałbym do niego iść. Chyba lepiej na seks do koleżanki.

Seksoholizm to takie obżarstwo jakby? A na fioła na punkcie ludzików którzy kopią jakąś kulkę na zielonym boisku też leczą? A na wiatr we włosach i skórzaną zbroję i długą siwą brodę na zlocie motocyklistów też leczą? Nooo... dość tej ironii.

323

Odp: Moralność vs zdrada

Gary, hobby to nie jest uzaleznienie, ktore zaczyna rzadzic calym zyciem czlowieka ani sprawia, ze krzywdzi innych i siebie samego. Moge grac w pilke, jezdzic na motorze, zbierac figurki z Warhammera, szydelkowac czy kuchcic, a ciagle byc w pelni funkcjunyjacym czlowiekiem, ktory szanuje innych ludzi i ma zdrowe relacje w rodzinie.

U Ciebie tak NIE JEST. Podobnie jak alkoholik, ktory zamyka sie w pokoju by oficjalnie "sie rozluznic", a tak naprawde by chlac, tak Ty lecisz na dziwki. I on i Ty macie problem, ktory ukrywacie, ktory rodzine kosztuje pieniadze i ktory powoduje, ze zona sie od was oddala.

324 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-08-21 19:45:28)

Odp: Moralność vs zdrada
Gary napisał/a:

Kto by się pogubił wyjaśniam, że tematem wątku nie jest mój niby-problem, tylko moralność zdrady w sytuacji, w której żona nie chce seksu a mąż chce. Ja nie mam problemu, co najwyżej inaczej widzę pewne sprawy.

Przyznaję Gary, że ja się pogubiłam big_smile Może dlatego, że dla poparcia swoich tez zacząłeś wstawiać wątki autobiograficzne?

Dla mnie tytuł wątku mógłby brzmieć moralność vs nieuczciwość, bo zdrada to niedotrzymanie umowy i nie ma tutaj * (gwiazdki), że dotyczy tylko określonych przypadków.
Za Wikipedią:
" Uczciwość, prawość – cecha ludzka, polegająca w relacjach społecznych na wywiązywaniu się z danego słowa oraz przestrzeganiu reguł społecznych (uznanych norm moralnych), nawet gdy inni tego nie widzą lub nie oczekują.
Słowo uczciwość określa zarówno konkretne postępowanie w danych okolicznościach, jak i trwałą cechę charakteru"

Nic dodać, nic ująć.
Albo się wywiązujesz z danego słowa, albo nie.
Albo jesteś uczciwy, albo nie.

Zatem jeśli dla kogoś uczciwość jest wartością i kieruje się taką etyką w życiu, to dla niego zdrada będzie moralnie naganna.
Ale jeśli dla kogoś uczciwość jest poślednią wartością, to zdrada będzie dla niego zgodna z moralnością.


EDIT: jeśli żona dała słowo, że będzie dawała na każde zawołanie męża, po czym nie wywiązuje się z danego słowa, to też łamie dane słowo, jest nieuczciwa, przez co niemoralne jest jej zachowanie dla każdego, kto ceni sobie uczciwość. Pytanie czy za nieuczciwość/niemoralność należy odpłacić się tym samym? To chyba moralność w wydaniu Hammurabiego wink
Gary, powinieneś w pierwszym poście  dopisać, czy żona obiecała seks na zawołanie a teraz odmawia, No i czy mąż zadeklarował wyłączność seksualną a teraz nie wywiązuje się z danego słowa, to sporą część dyskusji można byłoby wyeliminować na starcie wink Bo zdaje się, że ty dośpiewałeś sobie, że w małżeństwie na każde zawołanie męża mu się seks należy - taki rodzaj seksualnego niewolnictwa. A za odmowę seksu należy się zdrada. big_smile

325

Odp: Moralność vs zdrada

Haha... No i macie obrońcy prawa do orgazmu Garego. wink

Choćby się żona na tacy każdego dnia układała przed Garym, w niczym by jej to pomogło. I tak właśnie jest ze zdradą. To kwestia zasad, uczciwości, a nie częstotliwości stosunków czy ich wymyślności. Jak jest miłość i szacunek, to zawsze się można w tych kwestiach dogadać. smile

Posty [ 261 do 325 z 902 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 14 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Moralność vs zdrada

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024