Pojawiły się głosy, że małżeństwo czy ogólnie związek nie służy zaspokajaniu potrzeb, ale te same osoby uznają seks jako potrzebę i nie akceptują zaspokajania jej poza małżeństwem. Nie potrafię dostrzec w tym logiki...
Mąż, który chce się kochać, a kobieta oddaje mu się, by mieć „z głowy” gwałci żonę. Czy dobrze rozumiem, że do gwałtu dochodzi również wtedy, gdy „ofiara” daje przyzwolenie, tyle że nie ma chęci, ale nie wspomina o tym gwałcicielowi. Ggwałciciel gwałci wtedy nieświadomie – czy to nadal jest gwałt?
Piszecie o szacunku, godności, krzywdzie... Problem w tym, że krzywda bardzo często zaczyna się wraz ze świadomością. Być może ludzie kłamią z miłości, bo nie chcą ranić partnera? Spieszę z bardzo klasycznym przykładem: pobrali się z miłości, po jakimś czasie okazało się, że żona ma mniejsze potrzeby niż mąż. Mąż, jako uczciwy, dobry, szanujący żonę człowiek rozmawia z nią o tym, lecz niestety, okazuje się, że rozmowa nie sprawi, że jej libido naturalnie wzrośnie. Może co najwyżej częściej oddawać się mężowi, ale to wg niektórych będzie gwałtem. Poza tym, zostało wspomniane, że małżeństwo nie jest od zaspokajania potrzeb – może więc takiej rozmowy ze strony męża w ogóle nie powinno być? Wszak co żonę obchodzą potrzeby męża?
Domyślam się, że mąż ma jednak PRAWO do zaspokajania swoich potrzeb, pytanie tylko w jaki sposób, skoro żona nie musi ich zaspokajać?
Mąż zastanawia się nad rozwiązaniem, tak by wszystkim (czyli i jemu i żonie) było dobrze, by każda ze stron zaznała jak najmniej krzywd. Mamy kilka możliwości:
1) Może zdradzić i nie powiedzieć żonie (wg zasady „czego oczy nie widzą”). Mąż żonę kocha, więc nie chce by się dowiedziała i cierpiała. Mąż zadowolony, uważa, że nieświadoma żona też.
2) Może zdradzić i przyznać się. Chce być uczciwy bo kocha, więc mówi prawdę. Żona czuje się skrzywdzona, bo mąż nie dochował wierności (choć jeśli żona uważa, że małżeństwo nie służy zaspokajaniu potrzeb, to chyba nie powinna czuć się urażona, prawda?). Żona cierpi, mąż cierpi, bo sprawił ból żonie.
3) Nie zdradza, najpierw idzie do żony. Mówi, że potrzebuje więcej seksu i musi tą potrzebę zaspokoić, jak nie z nią, to z inną. Żona się nie zgadza – uważa, że musi być wierny, z drugiej strony nie chce częściej, bo ma niskie libido, a mąż nie chce jej gwałcić. Mąż się godzi, ale będzie go to trapiło, bo potrzeba zostanie niezaspokojona, żona też ma problem, bo teraz wie, że mąż nie jest szczęśliwy. Żona teraz będzie się bała, że może skoczy na bok, zacznie go kontrolować, stanie się nieufna. Świadomość tego, że nie wystarcza mężowi też nie poprawi jej humoru. Co ma robić: kochać się z mężem częściej dla świętego spokoju (ona jest wtedy nieszczęśliwa, bo robi to wbrew sobie), czy on ma brać tyle, ile żona daje (czyli za mało jak na niego) i wtedy to on będzie nieszczęśliwy?
4) Mąż nie wytrzymuje i żąda rozwodu, bo żona nadal jest nieugięta. Dogadują się, wspierają w codziennym życiu, czasem kłócą, ale ogólnie jest dobrze, tylko ten seks za rzadko. Żona płacze, wali jej się świat, nie chce rozwodu, tym bardziej, że uważa, że z powodu głupiego seksu nie powinni rozwalać sobie życia. Mąż jest tego samego zdania, ale wie, że nie da rady dochować wierności. Oboje są nieszczęśliwi.
5) To samo, co pkt 4, ale żona zgadza się na rozwód, bo nie akceptuje niewierności, ale kocha męża i nie chce go krzywdzić, lub jest zła, że okazał się takim zwierzakiem. Tak czy siak oboje są nieszczęśliwi.
Które z powyższych rozwiązań najlepsze jest wg przeciwników zdrady? Być może którekolwiek, o ile to kobieta sama zdecyduje? Jednak każde skończy się krzywdą jednego z małżonków, lub obojga, a my tu debatujemy jak by tą krzywdę zminimalizować. Być może przychodzą Wam do głowy jakieś inne rozwiązania?
Są idealne rozwiązania, owszem, ale one nie dotyczą przeciwników zdrady, czyli:
6) Żona entuzjastycznie zgadza się na skoki męża i oboje są szczęśliwi.
7) Żona woli nie wiedzieć i znów oboje są szczęśliwi.