Ciągle ktoś mnie wywołuje do odpowiedzi.
Ww książka o kłamstwach -- dziękuję. Chętnie przeczytam.
Naprędce napisał/a:Będzie też tendencyjnie, świadomie nie zakończę tego elaboratu dodając do beczki dziegciu łyzki miodu i nie złagodzę swojej opinii stwierdzeniem, że cenię Twoje zdanie i szanuję Cię za to, że starasz się pomagać ludziom "prostując ścieżki Pana". Chociaż to prawda.
Co za wstęp
... "przehandlowałeś duszę", a ściślej rzecz biorąc, że ten "handel" opisałeś w czasie przeszłym. Otóż to się dzieje cały czas, to jest Twoja teraźniejszość (i pewnie przyszłość również). Sprzedajesz duszę codziennie, lub "wymieniasz ją na szczęście" (rodzinne), kupujesz je sobie.
Jeżeli zaś piekło istnieje, to tak właśnie sobie je wyobrażam- spersonalizowane dla każdego, ciągnące sie w nieskończoność, nie dające się wymazać z umysłu analizy w rodzaju: "tak, przehandlowałem duszę, cały czas żyłem z pełną tego świadomością, bo to lub owanto". Ale to tylko luźna impresja.
"przehandlować duszę" -- raczej w kontekście zrobienia czegoś wbrew sobie; wtedy sumienie wołało "Hej! To nie tak musi być..." a rozum odpowiednio "sformatowany" przez moralność społeczną "O! Właśnie, że to jedyna słuszna droga...". Jak się zrobi błąd, to się go naprawia i ja to zrobiłem dawno temu. Sprawa zamknięta.
Co do piekła... nie wierzę w żadne konkretne piekło. Świat działa tak, że jak ktoś źle robi, to dobro czy zło do niego wraca. Ale to tylko wiara...
Wracając do głównego wątku, uważam że oprócz obowiązków względem rodziny, ojczyzny, przyjaciół itp. istnieją też obowiązki względem samego siebie. .....Innymi słowy, jeśli ta "baza" będzie w jakis sposób naruszona, niepełna, koślawa itp., to relacje które na niej budujesz będą się chwiały i dostarczały Ci wątpliwości tego rodzaju, które wciąż poruszasz.
Trzeba uważać, aby nie budować fundamentów fortecy na piachu. Taki fundament może pęknąć i zniszczy całą budowlę.
W twoim wypadku, zaborcza żona wymusiła na Tobie znaczącą zmianę w Twoim stylu życia. Zgodziłeś się na to w imię dobra związku. Problem w tym, że chociaż pewnie wszystkie związki niosą ze sobą jakieś kompromisy, mniej lub bardziej subtelny wpływ partnerów na siebie, wskutek czego ludzie chcąc niechcąc nieco się zmieniają, to w Twoim wypadku żona dotknęła samego nerwu Twojej osobowości, integralnej jej części, czegoś co się chroni i czego się nie oddaje. Ale Ty to oddałeś, a ona "wygrała wojnę" i zepchnęła Cię do "rezerwatu", lub do nomen omen podziemia (seksualnego).
Punkt pierwszy... Jeśli osoba A czyni zło i osoba B z tego powodu (!) czyni zło, to nieprawdą jest, że osoba B ma mniej winy bo jej zło wynikało ze zła uczynionego przez osobę A. Każdy ma jakby swój rachunek "karmatyczny" (czyli wynagradzania za dobro lub zło). Dlatego nieprawdą jest, że żona mogła być przyczyną zła jakiego ja się dopuściłem (o ile to było zło). Osoba B powinna myśleć i pójść właściwą drogą w danych okolicznościach.
Punkt drugi... rdzeń mojej osobowości, czy "nerw" jak to na zwałeś. Co by mogło to być? Jakaś "otwartość seksualna"? Inni też tak chyba mają (?). "poliamoryzm"? Może po po prostu lubię ludzi, jednych bardziej a innych mniej?
Lata mijają i mogę powoli zacząć oceniać co się działo 10 lub 20 lat temu. Nawet jeśli to jest droga usiana błędami, to na tym polega nauka.
Ta Twoja "pasja", potrzeba wolności czy jak zwał tak zwał, okazała się jednak silniejsza, nie dała sie stłumić i po latach znalazłeś sposób, by po cichu cieszyć się tą wolnością, tyle że w taki sposób jak ten Lucuś z opowiadania Mrożka, ...
Przygodny seks jest czymś pociągającym, magicznym, czymś co trąca ludziom struny w centrum ich dusz. Struny, o których istnieniu mogli nawet nie wiedzieć, które jak zagrają oni biegną wyciszać i czekają aż zniknie ich echo jak w pustej świątyni.
Rzeczywiście więc- ten wątek jest trochę żałosny... Ale nie dlatego, że tak Ci się życie ułozyło, że nie miałeś świadomości pewnych spraw (każdego to spotyka), i że o tym wszystkim co opisujesz wiedzą wszyscy oprócz Twojej żony, tylko dlatego że zdradziłeś samego siebie, wiesz o tym i godzisz się z tym. [Gdzie honor? Jak sie żyje z takim bagażem?]
Nikt o tym nie wie. Nie zdradziłem siebie. Za pewne rzeczy płaci się kompromisami.
Co więcej, Ty jeszcze się z tym obnosisz nie zważając na konsekwencje. Mam na myśli obawy pewnie znacznej liczby kobiet, żeby nie wpakować sie w związek z takim perfekcyjnym (bo ponadprzeciętnie inteligentnym) zdradzaczem jak Ty, czyli to o czym pisała Kinga.
Mówiliśmy wyżej o budowaniu fortecy. Kobiety budują silne fundamenty. Ja jestem osobą która mówi "nie buduj na piasku". Nic dziwnego, że się mogą niepokoić.
Czy Ciebie bawi lub rajcuje strach, niepewność tej ww. grupy kobiet? Parafrazując pewien Twój "lapsus psychologiczny", którego nie chce mi się szukać- nie trzeba być kobietą, żeby to sobie wyobrazić lub nawet czuć. [Gdzie tu empatia?]
Odbierasz im przez to możliwość wyboru. Twierdzisz, jakby były nierozumne. Niech sobie wybierają jak chcą, decydują jak chcą, czytają co chcą, wierzą w co chcą. Jeśli komuś namieszam w głowie -- to wina tego człowieka. Nie ogląda się filmów 18+ jak się nie ma 18 lat.
Nie zrozum tego doslownie, ale czy Ty jesteś osobą, która żeby zaprzestać tego "procederu" musiałaby za każdym razem fizycznie dostawać w twarz, jak pijany Seba spod bloku, który uspokaja się dopiero jak dostaje strzała? Kiedy kolejne związki rozlatują się (lub nie nawiązują z błahych przyczyn) z powodu narastającego braku zaufania kobiet do (w większości) Bogu ducha winnych mężczyzn, to odsuwasz od siebie ewentualność, że w jakimś stopniu sie do tego przyczyniasz? Czy po prostu nie potrafisz tego pojąć?
Zaspokojenie ciekawości, która Cię tu przywiodła naprawdę jest tego warta?
Jak wyżej -- daj kobietom wolność. Jeśli ich systemy moralne są dobre, to ja będę tylko nic nie znaczącym wiatrem który muska ich fortece.
A może Ty jesteś częścią jakiegoś stowarzyszenia, które krok po kroku ma na celu radykalną zmianę obecnych zasad moralnych? Żeby było więcej seksu, żeby kobiety pozwalały na zdrady, a ludziom żyło się dostatnio? ... .... Czy jesteś tajnym, wyrafinowanym agentem z przyszłości,
A można umrzeć na jednej planecie i urodzić się na innej, która ma inne zasady moralne? Na waszej planecie jesteście zniewoleni przez pieniądze i seks. Zniewolenie dzieje się na waszych oczach. Wszyscy którzy teraz pomyśleli, że chodzi o bogactwa i dostępność seksu są ofiarami tej niewoli. Dlaczego? Bo zniewolenie dzieje się dokładnie po przeciwnej stronie -- tam gdzie jest bieda. Społeczeństwo jest tak zorganizowane że kobieta nie może urodzić dziecka, jeśli sama sobie nie zorganizuje wsparcia, które zapewnia mąż. To jest niewola pieniądza. Z niej wynika wierność, a stąd ograniczenie seksu. Możesz zacząć tutaj: "wyspa rozbitków michael journal".
A może to zemsta na wszystkich kobietach, za to że ta którą wybrałeś nie była w stanie Ci zaufać i "nie pozwoliła Ci" być takim gościem jakim chciałeś i jakim pewnie byłeś zanim ją poznałeś? [Tylko gdzie tu sprawiedliwość? Co one winne?]
Bardzo lubię mądre kobiety.
W sumie trudno się jej dziwić (że nie ufała), skoro sam przyznajesz że pewnie poszedłbyć na całość gdyby kobieta, którą się fascynujesz dała Ci przyzwolenie?
Pamiętaj że w związkach otwartych to kobieta ma więcej seksu.
W każdej chwili możesz być znowu sobą bez zdradzania najbliższej Ci osoby, która Ci nie ufa/nie ufała (!), ale wolisz manifestować swoją wolność spermą u prostytutek.Taki seksi-Lucuś.
Spójrz... jesteś jak rycerz, który wydobył miecza, biegnie, biegnie na walkę, ale biegnąć padł z wycieńczenia. Trochę tutaj popłunąłeś emocjonalnie.
To że brak "szybkiego seksu" był ważną przesłanką do takiej decyzji ja rozumiem oczywiście, ale nie rozwijam tego wątku. Przyznaję, że jest ważny, ale skoro nie chciałeś go rozgryzać z nami, to i ja nie będę.
W każdym razie miliony ludzi będąc w związkach ma koleżanki i przyjaciół, swobodnie się z nimi spotyka, ale Tobie "zabroniono". No co tu można poradzić?
Moja żona ze zdradą nie ma NIC wspólnego. To są wyłącznie moje decyzje.
Koleżanki i przyjaciółki -- część relacji nie warta jest kompromisu w małżeństwie, a część byłaby zbyt daleko idącym kompromisem wg moralności żony, czyli zdradą.
Właściwie to w pewnym sensie to nie Ty chodzisz na dziwki, tylko ona Ci je podsyła...
Jak wyżej -- żona nie jest z tym związana. To moja decyzja.
Wierzę, że wśród nich zdarzają się ciekawe, może nawet fascynujące kobiety, a to że oddają się hurtowo za kasę nie musi stanowić o ich wartości jako osoby. Ale prostytutki w swojej masie? Serio uważasz, że nie stać Cię na "coś więcej"?
Co masz na myśli? Romans? Pewnie że mnie stać, ale nie chcę poznawać nowych kobiet. Trudno się buduje relacje, to wymaga czasu. Łatwo jest jak się już coś razem przeżyło... czy szkołę, czy dawną miłość.
Chcesz wolności, wydaje się być ona dla Ciebie priorytetem, ale godzisz się na taką jej wersję, którą narzuciła ci żona. [Gdzie tu spójność, której brak nawiasem mówiąc jej przypisujesz?]
Nawet jeśli żona mi coś narzuciła a ja się z tym zgodziłem, to jest to wyłącznie moja wina i odpowiedzialność. Każdy ma swoje konto karmatyczne.
I w ilu jeszcze kwestiach to ona Ciebie ukształtowała? Halo, jesteś tam? Ile z Ciebie jeszcze zostało, a na ile ja to piszę do Twojej żony? Hę?
Ej rycerzu! Znowu potknąłeś się.
Przehandlowałeś duszę? Możesz ją odzyskać. Zwłaszcza, że zdaje się wierzysz w jakiś rodzaj karmy. Czym będzie to kilkunastoletnie szczęście wobec nieśmiertelnej duszy?
Staaaara sprawa. Załatwione, odhaczone.
Ale nie łudzę się, że to zrobisz- jesteś zbyt zachowawczy, powtarzasz co jakis czas że lepiej doceniać co się ma i nie liczyć na fajerwerki,
Każdy kto myśli inaczej niech trochę wyluzuje, bo źle się to dla niego skończy.
I jeszcze jedno, zdajesz się swój dylemat przedstawiać w zero-jedynkowym systemie: albo dziwki i szczęście, albo prawda o zdradach, kataklizm, ból, wielka niewiadoma itp.
A nie brałeś pod uwagę ewentualności, że żona, o ile nie dowie sie o zdradach, pogodzi się z powrotem do Twojego dawnego stylu życia (zakładając że nie będziesz przeginał i nie będziesz narażał jej na porozumiewawcze uśmieszki otoczenia)?
Nie ma już powrotu. Kiedyś myślałem, że seks z różnymi kobietami to tylko kwestia "wyszalenia się w młodości". Niestety to jest mit. Chyba było już w tym wątku omawiane.
Dlaczego jej miałoby przyjść przekreślenie tego co osiągnęliście łatwiej niż Tobie? Może teraz jestes dla niej więcej wart, niż wtedy kiedy Cię mentalnie gwałciła z Twoim niechętnym przyzwoleniem? Zwłaszcza, że pewnie "wykuła" przez ten czas z Ciebie większość elementów, które jej nie pasowały, a poza tym jesteś pewnie dobrym Ojcem i odpowiedzialną głową rodziny, może nawet pozwoliła Ci sądzić że dominujesz w tym związku?
Znacznie ostrzej oceniasz moją żonę niż ja sam. Każdy ma wady. Ja mam wady i ona tez ma wady. Każdy błądzi, idzie jakąś drogą samorozwoju. Idę ja i idzie ona. Nie mam w sobie tyle agresji co tutaj prezentujesz. Nawet jeśli ona zrobiła coś źle, to jeśli z tego wynika mój błąd, to jest wyłącznie moje złe działanie, a nie jej. Nie ma żadnego tłumaczenia "bo ona...".
Może nie grozi Ci utrata pozycji, porażka jako faceta (każdy rozpad długiego związku nią jest) itp. Może uznała, że załużyłeś na kolejną nagrodę i pozwoli Ci trochę pohasać ? Nie korci Cię, żeby sprawdzić?
Zły punkt widzenia. Nie korci mnie aby pohasać, zwłaszcza jak z hasania wróciłem.
santapietruszka napisał/a:Tego typu teksty pachną mizoandrią. Niektóre kobiety chciałby być idealne, ale nie są i nigdy nie będą. A winę zawsze chcą zwalić na faceta.
A teksty typu, że to zawsze kobieta jest winna zdrady, pachną mizoginizmem. Remis.
Winna jest zawsze osoba zdradzająca. Niezależnie od tego, czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Koniec, kropka.
No to nie dawajcie się nabrać na to, że żona jest winna zdrady męża. Mąż zawsze decyduje sam o zdradzie.
Excop napisał/a:Moralność, to wypracowane przez wiele pokoleń, słuszne lub nie, ale zwyczajowo obowiązujące, zasady postępowania w grupie społecznej.
Kto z własnej woli poddaje się rygorom owej moralności, np. dlatego, że "co ludzie powiedzą?", niech nie próbuje uzasadniać własnych skoków bok, skostniałością przestarzałych obyczajów plemiennych, do tego wspieranych religią.
Veto. Moralność to zasady wg których coś jest dobrem albo coś jest złem.
Jedna osoba może mieć taką moralność, a inna inną moralność.
Zasady wypracowane przez wiele pokoleń, to dla mnie "moralność społeczna" -- czyli zbiór tych zasad, ocen co dobre i co złe wg tradycji.
Wg wszystkich moralności kradzież jest złem.
Ale nie sądzę, że seks też tak można określić.
Wg wszystkich łamanie przysięgi jest złem. Zgoda.
Ale nie sądzę, że wg wszsytkich moralności sama przysięga jest dobrem.