Jestem facetem 13 lat po ślubie dwoje dzieci, dwa miesiące temu dowiedziałem się że moja żona przez około dwa lata utrzymywała bardzo bliską znajomość z innym facetem, nie był to romans tylko przyjaźń tak twierdzi ale ja mam z tym straszny problem, było to znajomy rodziny z którym moja żona bardzo się lubiła. Dwa lata temu żonę z strasznie bolał kręgosłup konieczne było przewlekłe leczenie, a jednocześnie jego żona tego faceta bardzo poważnie się rozchorowała. Starałem się wspierać żonę w chorobie ale nie bardzo mi to wychodziło dodam że jestem osobą raczej mało empatyczną dodatkowo w naszym małżeństwie nie było najlepiej głównie z mojej winy nie utrzymywaliśmy bliskiej relacji ja koncentrowałem się na zarabianiu pieniędzy, płaceniu rachunków, rozwiązywaniu tych poważniejszych problemów rodzinnych i wspieraniu dzieci, uważałem że żona powinna sama rozwiązywać swoje problemy, nie było między nami codziennej troski i wsparcia, często zarzucała mi że czuje się ze mną bardzo samotna i niekochana. Dwa lata temu odkryłem że żona bardzo często kontaktuje się z tym facetem około 10 – 15 sms dziennie przez kilka miesięcy wstecz, kazałem żonie zakończyć tą znajomość ale ona strasznie mi się postawiła powiedziała że jeżeli będę tego wymagał to się rozwiedziemy, pomimo chłodu jaki panował między nami bardzo ją kochałem i nie chciałem fundować dzieciom traumy rozwodu, przestraszyłem się, a ponieważ facet był starszy od mojej żony o dwadzieścia parę lat to pomyślałem że romansu pewnie z tego nie będzie, dodatkowo żona zapewniała mnie że to tylko przyjaźń że ograniczy kontakty że go tylko wspiera bo jego żona choruje. Dwa miesiące temu w wyniku dosyć dziwnej sytuacji z początku zupełnie dla mnie nie zrozumiałej wszystko się wyjaśniło to znaczy: żona wyjawiła mi całą prawdę o tej znajomości mianowicie około 2,5 roku temu w wyniku choroby mojej żony i choroby żony tego faceta zaczęli się nawzajem wspierać i częściej kontaktować, a ponieważ bardzo się lubili to wspieranie przerodziło się wkrótce w bliska relację. Rozmawiali kilka razy w tygodniu o bieżących sprawach i problemach, wspierali się i zwierzali, przez około 1,5 rok (tak twierdzi moja żona) spotykali się dosyć rzadko raz w miesiącu lub raz na półtora miesiąca, w ostatnim etapie znajomości czyli na pół roku przed śmiercią żony tego człowieka zaczęli się spotykać częściej dwa trzy razy w miesiącu, jakieś 3 miesiące po śmierci żony tego człowieka moja żona zakończyła tą znajomość. Oczywiście wszystko ukrywali przed swoimi rodzinami. Ja niby wiedziałem że go wspiera ale nie wiedziałem że aż tak.
Żona zapewniała mnie że nigdy nie doszło między nimi do żadnego zbliżenia poza uściskiem dłoni, nie zakochała się w nim, traktowała go jak przyjaciela było on lekarstwo na chłód jaki panował w naszym związku. Obecnie zapewnia że bardzo mnie kocha i ja też jej często o tym mówię dużo rozmawiamy o bieżących sprawach lecz dla mnie znajomość z mim jest bardzo bolesna. Czuję się zdradzony i poniżony i upokorzony. Chodzimy na terapie. Nie wiem czy moje odczucia są adekwatne do sytuacji ale czasami z bólu wariuję i jednocześnie maltretuje żonę pytaniami o szczegóły ich relacji.