Przyznam, że o 34 krokach wcześniej nie słyszałam. A teraz, jak przeczytałam tę wyliczankę, to powiem tyle - na pierwszy rzut oka wygląda super, choć w zasadzie można by ten słowotok skondensować do: bądź niezależny, zdystansowany, rób dobrą minę do złej gry i NIGDY-PRZENIGDY nie pokazuj drugiej stronie miękkiego brzuszka. Rozsądne rady, jak się idzie na biznesowe negocjacje, ale związek to jednak inna para kaloszy.
Na dobrą sprawę te 34 kroki, to sposób jak wyplenić z relacji wszelkie emocje i jak odsuwać problemy na boczny tor, zamiast się z nimi mierzyć. Nie wyobrażam sobie, jak to miałoby pomóc w budowaniu dobrego związku. Jestem pewna, że mój związek takie zachowanie rozpieprzyłoby max w tydzień. Powód jest prosty: to jest traktowanie partnera jak przeciwnika, a celem tej zabawy nie jest znalezienie porozumienia, a zdobycie taktycznej przewagi, zabezpieczenie tyłów i zmuszenie przeciwnika do ugięcia się, czyli wszystko, co związek rozwala od środka.
1. Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
W domyśle: nie upokarzaj się oczywistymi oznakami słabości. I o ile "nie śledź" jest radą sensowną - w zasadzie jedyną w całej tej wyliczance - a "nie błagaj" jest oczywistą granicą, za którą moim zdaniem nie sposób już znaleźć partnerskie porozumienie, więc nie ma sensu jej przekraczać, to cała reszta jest o kant dupy potłuc. Jeśli kogoś upokarzają prośby, to naprawdę kiepsko musi być z jego poczuciem wartości (i jak, na miły Bóg, komunikuje partnerowi, że ma ochotę na herbatę?). A jeśli ma awersję do argumentów i przekonywania, to jak prowadzi rozmowy bardziej skomplikowane niż o pogodzie?
Potrzeba kontaktu z drugą stroną to jeden z podstawowych objawów, że nam zależy. Oczywiście dzisiejsza obsesja niezależności każe uważać takie zachowanie za bezwzględną wadę i osaczanie drugiej strony, co tylko pokazuje, jak mało subtelna jest pop-psychologia, którą karmią ludzi poradniki związkowe. Naprawdę, jeśli nie przekracza się granicy absurdu, to regularne, nawet częste telefony są ok - precyzyjne limity, to już sobie każda para ustala sama (ja np. jeśli w ciągu dnia nie widzę się ze swoim facetem, to zawsze zdzwaniamy się wieczorem i potrafimy gadać 2-3 godziny, jak okoliczności sprzyjają - związku nam to nie rozpieprzyło, nikt się nie czuje osaczony, znane mi związki funkcjonują podobnie, także mit o częstych telefonach można między bajki włożyć). Sensowną radą byłoby - nie strzelaj focha, jeśli partner nie odbierze lub będzie mógł pogadać tylko chwilę, bo jest czym innym zajęty; nie dobijaj się i nie rób awantur; ciesz się rozmową.
3. Nie podkreślaj pozytywnych elementów małżeństwa.
Bo jeszcze Twojej drugiej połówce w dupie się poprzewraca, jak poczuje, że doceniasz związek i jest Ci w nim dobrze. Na pewno zechce tę wiedzę wykorzystać przeciwko Tobie, biorąc Twoje związkowe szczęście za zakładnika. Bo związałeś się z psychopatą.
4. Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
Ani w żadnym innym miejscu. Najlepiej wycofaj się z życia swojej drugiej połowy jak tylko możesz - przecież związek absolutnie nie polega na byciu razem, a na bezwolnym orbitowaniu wokół siebie, byle z zachowaniem bezpiecznego dystansu. Jeśli druga osoba będzie zabiegać o kontakt z Tobą, to dopiero wtedy możesz łaskawie się zgdzić (ale też z umiarem, żeby nie przedobrzyć) - wtedy to Ty stajesz się dysponentem dobra, o które druga strona zabiega (wspólnego kontaktu) i możesz stawiać warunki. Gratulacje, wygrałeś tę partię.
5. Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
Jacenty89 napisał/a:Ona je częściej prowokuje, ostatnia 2 tygodnie temu, może być jakąś praprzyczyną całej sytuacji, bo ona zdała sobie sprawę, że ja mam dość jasną wizję przyszłości w sprawach osobistych, a ona praktycznie żadną.
Albowiem najlepszą metodą unikania nieporozumień i problematycznych tematów jest unikanie komunikacji. Poza tym, ważne, że Ty wiesz, dokąd zmierzasz (zakładamy, że z tą drugą osobą - wszak mówimy o związku). Twoja druga połówka nie musi wiedzieć, dokąd zmierzasz (wraz z nią), bo jeśli Cię naprawdę kocha, to się domyśli. Prawdziwa miłość to jest wyższy poziom komunikacji dusz, który wykracza poza tak ordynarne środki jak używanie mowy i opiera się na jednomyślności, więc dyskusja i tak nie jest nikomu potrzebna. Dlatego też nigdy się nie zdarza, by jedna osoba w głowie układała listę gości na ślub i wybierała imiona dla dzieci, a druga w tym czasie planowała aktualnie poświęcić się karierze i "korzystaniu z młodości". Poza tym, jeśli poruszasz temat wspólnej przyszłości, to oczywiste, że Ci zależy, a wtedy patrz punkt 3 i 4.
6. Nie proś o pomoc członków rodziny.
Nie wciągaj członków rodziny w związkowe utarczki i NIGDY nie zmuszaj ich, by opowiedzieli się po którejś ze stron. Niby to samo, a jednak nie.
7. Nie proś o wsparcie duchowe.
W ogóle o żadne wsparcie i pomoc nie proś - to dla mięczaków. Poza tym, jeśli będziesz konsekwentną zosią-samosią, nikt nie będzie miał szansy podważć prawd objawionych, w które wierzysz i stosujesz (tylko jakoś nie przynosi to spodziewanych efektów).
Jacenty89 napisał/a:Bez okazji nie kupujemy sobie prezentów.
You missed the point. "Nie kupuj prezentów" znaczy "nie sprawiaj swojej drugiej połowie przyjemności, bo poczuje, że Ci zależy, w dupie jej się poprzewraca, a wtedy patrz punkt 3,4 i 5". Co do kupowania prezentów bez okazji - niektórzy bardzo sobie chwalą, bo drobny upominek wyłącznie po to, by drugiej osobie sprawić przyjemność jest gestem wyjątkowo czytelnie pokazującym bezinteresowność i troskę o dobre samopoczucie, a więc postawy bardzo pożądane w zdrowym związku. Inni mówią, że nie czują potrzeby, bo nie chcą przytłaczać związku materializmem, a bezinteresowność i troskę okazują inaczej. Moim skromnym zdaniem nie ma absolutnie słusznego i abslutnie błędnego podejścia do tej kwestii - co komu pasuje. No ale pop-psychologia woli zero-jedynkowość i asekuranctwo - jak się mylić, to po bezpiecznej stronie, przynajmniej dla portfela.
9. Nie planuj wspólnych spotkań.
Jacenty89 napisał/a:Nie planowałem wspólnych spotkań, bo od dłuższego czasu mieliśmy wypracowany dosyć przejrzysty system.
You missed the point AGAIN. Znów, to znaczy "nie planuj wspólnych spotkań, bo jak Twoja druga połówka to zobaczy, to poczuje, że Ci zależy, w dupie jej się poprzewraca, a wtedy patrz punkt 3,4 i 5" - całe mnóstwo tych rad własnie do tych kilku podstawowych założeń się sprowadza. Poza tym, jeśli nie będziesz planował, to nie rozczarujesz się, jeśli Twoja druga połówka Cię spławi, bo będzie miała coś ciekawszego do roboty - wiadomo, że komunikat "w czwartek chciałabym się spotkać na kawę, a do kina możemy pójść w sobotę" ma miliard podtekstów i będzie dla Ciebie źródłem co najmniej tygodniowych frustracji i rozkmin o hierarchii wartości. Lepiej sobie tego oszczędzić. Poza tym, wspólne planowanie czasu obojga tak, by maksymalnie wykorzystać go z obopólnym pożytkiem i satysfakcją jest dla lamusów. A jeśli to Twoja druga połówka przyjdzie do Ciebie z planami spotkania, to patrz punkt 4.
10. Nie szpieguj męża/żony. To cię zniszczy. Jeżeli chcesz to zrobić dla spokoju umysłu, wynajmij profesjonalistę.
Jeżeli chcesz to zrobić, to ewidentnie masz problem większy niż "na co wydać te zbędne, walające się po protfelu kilka stów". Może to być problem z Twoim zaufaniem, z zachowaniem Twojej drugiej połówki, z jakością waszej relacji lub z fazami księżyca. Jeśli profesjonalista, którego chcesz wynająć, w swym fachu posługuje się głównie starą Toyotą i aparatem z lunetą, żadnego z tych problemów nie rozwiąże, ale za to wykreuje całą masę nowych. Ale wiadomo, że problemy zastępcze to najfajniesze problemy.
11. Nie mów ?Kocham Cię?.
Bo Twoja druga połowa poczuje, że Ci zależy, w dupie jej się poprzewraca, a wtedy patrz punkt 3,4 i 5 (BTW zaczynam czuć się jak zdarta płyta). Wiadomo wszak, że to przeklęte wyrażenie na "K" jest bombą za pomocą której popełnisz związkowe seppuku i akt kapitulacji w jednym. Kto pierwszy to powie, ten już zawsze będzie na przegranej pozycji, bo pierwszy się złamał i "bardziej mu zależy". A od nadmiaru wyznań tylko się w dupie przewraca, co już omówiliśmy. Dla bezpieczeństwa lepiej nie mówić - w zasadzie najlepiej o jakichkolwiek uczuciach, a już napewno nie o tych, które mogą Cię postawić w roli mięczaka.
12. Zachowuj się tak, jakby w twoim życiu wszystko było w porządku.
Szczególnie jeśli nie jest. Zasłona dymna to podstawa, szczerość to związkowy zabobon, a jakakolwiek sugestia słabości doprowadzi do tego, co opisano w punktach 3 i 4. A w punkcie 5 ustaliliśmy, że mułość = telepatia, więc jak kocha, to się domyśli, że coś Ci leży na wątrobie, co i jak temu zaradzić, a ty nie nadwyrężysz sobie stawu skroniowo-żuchwowego. Klasyczny win-win.
13. Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
Brzmi fajnie, nie? ALE: jeśli jesteś wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny, to nikt Ci nie musi o tym przypominać. Jeśli nie jesteś, to stanie się takim wymaga więcej zachodu niż tylko postanowienia "od dziś jestem". Jeśli chcesz taki być, by coś swojej drugiej połowie udowodnić, to masz większy problem niż niedostatki atrakcyjnych cech osobowości.
14. Nie siedź i nie czekaj na męża/żonę ? bądź aktywny, rób coś, idź do kościoła, wyjdź z przyjaciółmi, itp.
Co do zasady sensowne. W praktyce nikt nie ostrzega, że jest subtelna różnica między "własną przestrzenią w związku" a uciekaniem na zewnątrz przed związkowymi problemami.
15. Będąc w domu z /żoną (jeżeli to ty zazwyczaj rozpoczynasz rozmowę) postaraj się mówić jak najmniej.
16. Jeżeli zawsze pytasz, co robiła/ł w ciągu dnia twoja żona/ mąż, PRZESTAŃ PYTAĆ.
Karanie drugiej strony przez "wycofywanie się" ze związku i wstrzymywanie komunikacji. Nic nie komunikuje lepiej "mam focha, a ty się domyśl o co chodzi i jak to rozwikłać". Poza tym, nadmiar zainteresowania niechybnnie prowadzi do tego, że Twoja druga połowa poczuje, że Ci zależy, w dupie jej się poprzewraca, a wtedy patrz punkt 3 i 4. I oczywiście prawdziwa miłość nie potrzebuje słów, więc patrz pkt 5. Wbrew pozorom, ta taktyka nie ma nic wspólnego z daniem drugiej stronie szansy na przejęcie inicjatywy i/lub przestrzeni do wyrażenia myśli/emocji, które do tej pory dusiła czy skrywała, bo Ty zwykle kontrolowałeś rozmowę.
17. Musisz sprawić, że twój partner zauważy w tobie zmianę i zda sobie sprawę, że jesteś gotowy żyć dalej, z nim lub bez niego.
Jeśli przy okazji sprawisz, że Twój partner poczuje, że bierzesz wasz związek za zakładnika, a okupem ma być zaakceptowanie Twoich potrzeb, oczekiwań i założeń, to super - ustaliliśmy przecież, że to daje Ci przewagę, a przewaga daje zwycięstwo. Jeśli jednak przypadkiem Twój partner stwierdzi, że brak komunikacji i dialogu połączony ze stawianiem bytu związku na ostrzu noża to szantaż czystej wody - trudno, widocznie to nie była prawdziwa miłość. Jak bowiem ustaliliśmy w punkcie 5 prawdziwa miłość nie potrzebuje słów i rozmowy.
18. Nie bądź opryskliwa/y czy oziębła/y ? po prostu zachowuj dystans i obserwuj, czy twój partner zauważy i, co ważniejsze, zda sobie sprawę, co traci.
Dystans jest bezsprzecznie najważniejszy, a najistotniejsze to POD ŻADNYM POZOREM NIE SKRACAĆ GO JAKO PIERWSZY, bo kto to zrobi, traci przewagę, odsłania miękki brzuszek i patrz pkt 3 i 4. Natomiast, jeśli Twój partner nie wyczyta Ci w myślach, do czego zmierzają Twoje wszystkie dotychczasowe gierki, to nie była prawdziwa miłość, bo jak już ustaliliśmy w pkt. 5 ta opiera się na czytaniu w myślach. I oczywiście, gdy łączy nas prawdziwe uczucie, to jeśli jedna strona nagle i bez słowa wsadza związek do zamrażalnika, druga "czuje, że coś traci" - nigdy-przenigdy za to nie czuje, że jej partner zmienił się w oziębłego dupka z muchami wnosie, który nie chce zbliżyć się do niej na odległość kija od szczotki.
19. Bez względu na to jak się DZIŚ czujesz, pokazuj mężowi/żonie jedynie zadowolenie i szczęście. Niech widzi osobę, z którą chciałby być.
I czuje jednocześnie, że to Twoje szczęście idzie w parze z dryfowaniem w przeciwnym kierunku od niej. Bo tak naprawdę nie chodzi o to, by starać się dla drugiej osoby i dbać o atrakcyjność relacji (to jest wręcz zabronione, bo patrz punkt 3 i 4) - chodzi o to, by druga strona zawsze wiedziała, co traci. Wtedy masz przewagę, władzę - i figę z makiem, ale o tym sza! Przypomnij też sobie pkt 12.
20. Unikaj wszelkich pytań dotyczących małżeństwa do chwili, gdy mąż/żona zechce o tym rozmawiać (co może potrwać jakiś czas).
I nie miej złudzeń, że w ten sposób dajesz drugiej stronie czas i przestrzeń by ochłonąć i podjąć rozmowę na spokojne. W punkcie 5 ustaliliśmy bowiem, że rozmowa jest zbędna, a w punkcie 4 i kolejnych omówiliśmy znaczenie taktycznej przewagi. Tylko mięczaki wychodzą partnerowi naprzeciw, a już kompletne pierdoły wyciągają pierwsze rękę na zgodę i zapraszają partnera do szukania porozumienia.
21. Nigdy nie trać kontroli nad sobą.
Zostań androidem, one są przyszłością, czego dowodzi 'Ghost in the shell' i pokrewne mu materiały poglądowe. Badź w awangardzie ludzkości. Ustaliliśmy już przecież, że emocje są złem i zagrożeniem, więc należy je wyplenić lub conajmniej poddać ścisłej kontroli. A tak serio - owszem, karczemne awantury do niczego nie prowadzą i należy ich unikać. Ale ciągła kontrola, to dużo więcej - to stałe, precyzyjne i z premedytacją pokazywanie partnerowi swojego wizerunku sprokurowanego wyłącznie na potrzeby partnera w celu osiągnięcia czegoś. To, że takie zachowanie rujnuje szczerość i zaufanie w związku nie jest problemem, bo szczerość omówiliśmy już w pkt 12 a do zaufania wrócimy w 32 (spoiler: daruj sobie).
22. Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
Patrz pkt 3 i 4.
23. Nie rozmawiaj o uczuciach (to tylko wzmacnia te uczucia).
A wiemy, że uczucia są złe, a rozmowy zbędne (pkt 5). Nie ma co się powtarzać.
I miej z tego moralną satysfakcję, bo żadnego pożytku na tym etapie mieć z tego nie będziesz. Twoja druga połowa już dawno straciła swoją cierpliwość - nie jesteś w związku ze świętym ani z robotem zaprogramowanym do działania zgodnie ze skryptem i podatnym na tresurę. Za chwilę nie będziesz w związku z nikim.
25. Słuchaj tego, co naprawdę mówi do ciebie mąż/żona
O! To jest naprawdę dobra rada. Choć na tym etapie raczej jej nie wykorzystasz, bo patrz pkt 24.
26. Naucz się wycofać w chwili, kiedy chcesz zacząć mówić.
Nie ma już potrzeby mówić o braku potrzeby rozmowy, bo wyjaśniliśmy to sobie na etapie pkt 5 i wzmocniliśmy przekaz wieloktornie.
27. Dbaj o siebie (ćwicz, śpij, śmiej się i skoncentruj się na pozostałych elementach swojego życia).
Co do zasady ok, ale diabeł tkwi w szczegółach. Pomocą interpretacyjną posłuży ci pkt 10 (tematy zastępcze) i 14 (ucieczka od związku).
28. Bądź silny/a i pewny/a siebie; naucz się mówić cicho i spokojnie.
Omówiliśmy już kwestię myślenia życzeniowego z zmianie zachowań i o obsesyjnym kontrolowaniu emocji - oraz o różnicy między tym, a nie uczestniczeniu w awanturach. Subtelne różnice.
29. Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić to twoje wszystkie KONSEKWENTNE działania będą mówiły więcej, niż jakiekolwiek słowa.
Prawda. A poza tym o bezużyteczności rozmowy powiedzieliśmy już sobie wszystko.
30. Nie pokazuj rozpaczy i zagubienia nawet w sytuacji, gdy cierpisz najbardziej i jesteś zagubiona/y.
Okazywanie słabości niweczy przewagę i stawia cię na przegranej pozycji, a TO jest prawdziwa stawka, o którą toczy się gra. W kwestii zasłony dymnej odeślę cię do pkt 12, bo już nie mam siły się powtarzać.
31. Rozmawiając z mężem/zoną, nie koncentruj się na sobie.
Ta rada wprowadza lekkie zamieszanie, bo przecież ustaliliśmy, że rozmowy są zbędne. Ale propsy za sugestię, że egoizm nie jest pożądany.
32. Nie wierz w nic, co słyszysz i w mniej niż 50% tego, co widzisz.
Zaufanie nie jest podstawą związku. Jego definitywny brak nie jest oczywistą oznaką, że związek należy zakończyć. Podstawą związku jest bowiem taktyczna przewaga, a zakończyć go trzeba, gdy nie ma szans na jej odzyskanie. Nie bez przyczyny miłość i wojnę porównuje się w tym jednym powiedzeniu o chwytach dozwolonych - to ma głębszy sens, ale tę wiedzę tajemną posiedli nieliczni. Jesteś jednym z tych szczęśliwców.
33. Nie poddawaj się bez względu na to, jak jest ciężko i jak źle się czujesz.
Nie poddawaj się nawet wtedy, gdy nie ma już czego zbierać z pogorzeliska, w jakie obrócił się Twój związek. Wspominaliśmy już o nieomyślności i ślepej wierze w nasze taktyki.
34. Nie schodź z raz obranej drogi.
jw.
Uff!