Rodzic vs bezdzietny - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 57 ]

1

Temat: Rodzic vs bezdzietny

Anna Dąbrowska, autorka bloga annc.pl, w jednym ze swoich tekstów napisała:

Mam wrażenie, że nic tak mocno nie dzieli ludzi jak fakt posiadania dzieci i ich braku. Obie strony patrzą na siebie z pewnym politowaniem, jedni drugich nie mogą zrozumieć i mają wrażenie, że poruszają się po totalnie innych płaszczyznach.

Niech te dwa zdania stanowią punkt wyjścia do tematu dyskusji, który chciałabym poruszyć. Otóż chyba coś w tym jest, że wciąż mało w nas zrozumienia dla wyborów innych niż własne w kwestii posiadania dzieci lub świadomego ich braku.

Czy Waszym zdaniem rzeczywiście te skrajnie różne wybory w relacjach towarzyskich tworzą się jakaś dziwna przepaść - w zależności od tego czy jesteśmy rodzicami, czy może spełniamy się solo lub we dwójkę? Co takiego się dzieje, że mentalnie zaczynamy się rozmijać, a przede wszystkim czy można temu zapobiec?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Oj tak. Przepaść dzieli nas rodziców od osób bezdzietnych. Widać to absolutnie przy każdej okazji. Widać zirytowanie koleżanki, gdy przychodzisz z dzieckiem i ono biega gdzie popadnie, nie daj boże coś strąci lub wyleje, nie da spokojnie porozmawiać. Na ulicy gdy dziecko wpadnie w histerie i siada na chodnik stanowczo odmawiając dalszego spaceru a osoby bezdzietne kiwają głową i głośno komentują, widoczne jest to w restauracji gdzie dziecko jak to dziecko trochę głośniej się zachowuje lub marudzi bo akurat koperek mu stoi w gardle, w pracy gdy opowiadasz o dziecku a po 3 minutach nikt juz nie słucha bo nikogo to nie obchodzi. Dzieci bywają niesforne i uciążliwe a ktoś kto dzieci nie ma nie jest w stanie zrozumieć takiego zachowania. Przykładów można by podać dziesiątki. Jednak sama kiedyś byłam bezdzietna i tak samo reagowałam na rodziców z dziećmi. Denerwowały mnie matki wszystko wiedzące, dzieci źle wychowane( bo tak o nich wtedy myślałam smile ) biegające, krzyczące, brudzące, wkurzające( nie wszystkie). Wydaje mi się, ze to dwa różne światy i oba są piękne.

3

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Sugar bardzo dobrze ujęte:)
Moja najbliższa koleżanka(bezdzietna) również zarzeka się , że nie chce mieć dzieci a upewniło ją w tej decyzji to jak widziała mnie nad ubikacją gdy wymiotowałam heh, wcześniej wspominała (widząc moje niesforne dziecko) że nie wyobraża sobie takiego życia, nie chce być uwiązana, chce być wolna jak ptak i robić co chce, wyjść kiedy chce, napić się kiedy chce i wysypiać...cóż rozumiem ją..bo czasem chciałabym taki wolny dzien-dwa kiedy nic kompletnie mnie nie obchodzi, nie martwi...ale jak sobie pomyślę że nie byłoby mojej córeczki to jednak czasu bym nie cofnęła...i wolę te nie wyspane noce, frustracje bo dziecko nie słucha itp...jakoś smutne byłoby dla mnie to życie jakbym była sama...czy nawet mając partnera...

4

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Myślę że ta przepaść dotyczy głównie warstwy mentalnej nie naszych zachowan w zyciu codziennym.

Uczucia, ktorych doswiadcza rodzic trudno porownac do czegokolwiek innego
(Przynajmniej ja nie potrafie).  Strach o zycie i zdrowie wlasnego dziecka jest wiekszy od czegokolwiek. Tego nie da sie porownac ze strachem o zdrowie meza, rodzicow, przyjaciol.

Wiekszosc osob, z ktorymi o tym rozmawialam (o ile nie wszystkie) twierdza, ze byliby w stanie oddac zycie za zycie swoich dzieci. Oddac, nie ryzykowac.

A ile z nas byloby w stanie umrzec dla męża?

TO jest ta roznica w posiadaniu dzieci..

5

Odp: Rodzic vs bezdzietny
sugar napisał/a:

Denerwowały mnie matki wszystko wiedzące, dzieci źle wychowane( bo tak o nich wtedy myślałam smile ) biegające, krzyczące, brudzące, wkurzające( nie wszystkie). Wydaje mi się, ze to dwa różne światy i oba są piękne.

Mnie nadal denerwują wszystkowiedzące, zapatrzone w swoje dziecko jak w obrazek, ale przede wszystkim monotematyczne matki, które uważają, że cały świat ich potomkiem powinien zachwycać się równie mocno, jak ona sama. Ja je w pewien sposób rozumiem, ale takie towarzystwo jest na dłuższą metę męczące. Wrzeszczące dzieci, które nie pozwolą spokojnie porozmawiać - też mnie denerwują big_smile.

Nawiązując jednak do tematu, to o ile może tak być, to nie musi. Mam na przykład przyjaciółkę, która przez wiele lat była sama, jakiś czas temu wyszła za mąż, ale dzieci mieć nie chce. Nigdy nas to nie różniło. Przy czym być może chodzi o to, że ja nie należę do grupy osób z powyższego opisu i nigdy swoim dzieckiem nie absorbowałam otoczenia. Z drugiej strony ona mojego syna bardzo lubiła i ta sympatia widoczna była gołym okiem. Obojgu zostało to zresztą do dzisiaj.

6

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Zmienia się sposób myślenia, zmieniają się priorytety, zmienia się zachowanie w życiu codziennym Zmienia się wszystko. To prawda, że za dziecko oddałabym życie bez  chwili zawahania...za nikogo więcej.

7

Odp: Rodzic vs bezdzietny

To, o czym tu piszecie, to nie jest reguła. Mam sporo "dzieciatych" koleżanek, z którymi można normalnie porozmawiać, nie wysłuchując ciągłych zachwytów nad ich pociechami.

8

Odp: Rodzic vs bezdzietny
sugar napisał/a:

Zmienia się sposób myślenia, zmieniają się priorytety, zmienia się zachowanie w życiu codziennym Zmienia się wszystko.

To na pewno, wiadomo, że pojawiają się zupełnie inne wartości, ale i inne problemy, a my sami stajemy się innymi ludźmi. Wówczas zderzają się ze sobą dwa światy, z czego jeden jest inny od drugiego, co jednak nie znaczy, że któryś gorszy czy lepszy albo że nie da się znaleźć części wspólnej.

9

Odp: Rodzic vs bezdzietny
sailor_mars napisał/a:

To, o czym tu piszecie, to nie jest reguła. Mam sporo "dzieciatych" koleżanek, z którymi można normalnie porozmawiać, nie wysłuchując ciągłych zachwytów nad ich pociechami.

Pewnie, że nie reguła smile Chodziło mi raczej o to, że zmienił mi się zakres tolerancji jeżeli chodzi o takie zachowania.

10

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Wydaje mi się, że to, co napisała blogerka jest przesadzone. Nie zauważyłam, żeby te normalne matki miały jakieś problemy ze strony bezdzietnych lub odwrotnie. Dużo osób denerwują natomiast mamuśki, które opisała Olinka, a to specyficzny rodzaj kobiet. Denerwują mnie np. bezmyślne mamuśki, które pozwalają dzieciakom bezrefleksyjnie rzucać się na obce psy (w tym wypadku moje) i takie zachowanie tłumaczą słowami: "to przecież tylko dziecko". Rozumiem, że gdy pies ugryzie, to mogę to skwitować zdaniem: "to tylko zwierzę"? Bezmyślne mamuśki pozwalają również, by dziecko w supermarkecie obśliniało różne rzeczy i przestawiało je, co później ktoś będzie musiał sprzątać. Bezmyślne mamuśki idą środkiem ścieżki, bo przecież należy im się to. Bezmyślna mamuśka potrafi z małym dzieckiem podczas ślubu usiąść gdzieś z przodu, a później na nagraniu podczas przysięgi słychać jedynie płacz dziecka. To tylko przykłady, gdzie wystarczyłaby odrobina rozsądku i dobrej woli, by nikogo nie irytować. Tutaj należy zaznaczyć, że irytację budzą bezmyślne matki, a nie cały ogół matek z dziećmi. Mnie nigdy nie irytowało grzeczne dziecko, ani nawet dziecko, które źle się zachowuje przez jakiś czas. Mam świadomość, że są różne dzieci i czasami w każdym dziecku budzi się diabeł. Irytuje mnie jedynie brak pomyślunku rodziców.

Podałyście też przykład z przychodzeniem w gości. Nie irytuje mnie, że ktoś przyjdzie do mnie z dzieckiem, że to dziecko biega i coś sobie stłucze. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Zwykle po wizytach dzieci mam kilka rzeczy popsutych, umazane lustra i ściany, choć nawet nie wiem jak i kiedy one to wszystko zrobiły. big_smile Nie denerwuje mnie to. Denerwuje mnie natomiast, gdy mam okazję spotkać się z kimś raz na pół roku (lub nawet więcej), a ta osoba przychodzi wtedy z malutkim dzieckiem, chociaż dobrze wiem, że w danej chwili spokojnie mogła zostawić je u dziadków. I w tym momencie nie denerwuje mnie sam fakt posiadania dziecka, tylko zachowanie rodzica. Tak samo wtedy, gdy urządzam imprezę dla dorosłych, taką z alkoholem i tańczeniem. I mówię wprost jaki będzie charakter imprezy, a mimo tego ktoś ładuje mi się z dzieciakami. Jak nietrudno sobie wyobrazić, cała impreza zamienia się potem w kinder party, bo przecież dzieci trzeba ciągle pilnować, biegać za nimi itp. Takich ludzi po prostu więcej do siebie nie zapraszam. Trudno. Podobnie jest z mówieniem o dziecku. Ani mnie, ani żadnej znanej mi bezdzietnej osoby nie nudzi, gdy ktoś o dziecku mówi nawet 10-15 minut. Bo niby dlaczego? Dziecko jest bardzo ważną częścią świata rodzica, więc to zrozumiałe, że nie będzie on unikał tematu. Jednak znam też rodziców, którzy nie mają umiaru i mówią o dziecku podczas każdego spotkania i przez większość czasu. Okazują takie samo zniecierpliwienie i znudzenie, gdy rozmawia się o czymś innym niż o dzieciach, bo przecież teraz tylko to ich interesuje. Jako bezdzietna nie lubiłam też słuchać o jakichś obrzydliwych rzeczach typu kupy, wymiociny itp. Zresztą nadal nie lubię. Uważam, że nawet o noworodku można dużo ciekawiej porozmawiać.

Czy zmieni mi się zakres tolerancji? Bardzo w to wątpię, bo u mnie to jest brak tolerancji dla głupoty rodziców, a nie ogólnie dla posiadania dzieci. Jeszcze kilka lat temu nie chciałam być w ciąży i mieć dzieci, a mimo tego ciepło robiło mi się na sercu, gdy patrzyłam na niektóre rodziny z dziećmi. I wcale to nie były grzeczne i ciche dzieci, ale miały mądrych rodziców. smile Za to wredne i bezmyślne mamuśki lubią tak to sobie tłumaczyć, że ktoś krytykuje ich zachowanie, bo jest bezdzietny, więc nie rozumie jak to jest mieć dziecko.

Uważam, że są rzeczy, które dzielą ludzi dużo bardziej niż fakt posiadania dzieci. Chociażby polityka i religia. Jednak to tylko moje zdanie.

11

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Cslady to co piszesz to dla mnie jest ostro przesadzone.Jeżeli by Ci zależało na relacji z tymi przyjaciółmi to dalej byś ich zapraszała bez względu na to czy przychodzą z dziećmi. Równie dobrze jak idzie "tłusta" baba środkiem chodnika i też się nie przesunie ,żeby mnie z dzieckiem przepuścić to jest w porządku?
Ja mam dziecko z autyzmem co nie jest na nim napisane na twarzy bo wygląda normalnie ale nie zachowuje się publicznie w porządku mimo ,że go tego uczymy.
Z biegiem lat podejście ludzi się zmieniło ale na początku musiałam wszystkim mówić ,że jest chory bo ludzie głupio komentowali a też przecież muszę w publiczne miejsca z nim chodzić chociażby do lekarza.
Faktycznie zmieniłam się z charakteru odkąd jestem matką .Kiedyś nie rozumiała mnie moja szwagierka bo twierdziła ,że jestem " sztywna" za rok jak urodziła własne dziecko i zaczęła się inaczej zachowywać przypomniałam jej to co o mnie gadała i przyznała mi racje.Teraz narzeka na swoją koleżankę , która zaprasza ją do siebie z dzieckiem czy bez po czym wypuszcza groźnego pasa na podwórku bo jest u siebie. Moja szwagierka zwracała uwagę ,że dziecko się boi co i tak tego pasa nie  uspokoili i szwagierka nie zamierza już do niech chodzić bo jak skwitowała jest różnica w zachowaniu ich obydwu i ten pies. Szkoda bo przyjaźń była wielka ona została matką chrzestną szwagierki córki. Napewno jest różnica między osobami bezdzietnymi a z dziećmi bo nie rozumieją co to jest obowiązk wstawania rano, że ktoś dłużej na imprezie nie posiedzi, że się nie napije bo w domu musi być ktoś trzeźwy przez co my matki wydajemy się sztywne alebo już "nie te same co kiedyś"

12

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:

Cslady to co piszesz to dla mnie jest ostro przesadzone.Jeżeli by Ci zależało na relacji z tymi przyjaciółmi to dalej byś ich zapraszała bez względu na to czy przychodzą z dziećmi.

Ale nie chodzi o sam fakt przychodzenia z dziećmi. Nie rozumiesz. Chodzi o fakt przychodzenia z dziećmi, np. na imprezy dla dorosłych. Jeśli ktoś z góry wie, że impreza będzie taka, a nie inna, a nie ma z kim zostawić dzieci, to niech nie przychodzi wcale. Niezadowolona jestem nie tylko ja, ale również moi dzieciaci znajomi i rodzina, którzy specjalnie załatwili opiekę do dziecka, by spotkać się w czysto dorosłym towarzystwie i dobrze się bawić. A wytłumacz potem dziecku, że ładnie wyglądająca galaretka jest z alkoholem i nie można jej zjeść? Ryk przez dwie godziny. Niestety tak miałam, a to był tylko jeden z wielu przykładów. Organizuję też zwykłe spotkania/imprezy rodzinne, gdzie dzieciaki są jak najbardziej mile widziane, a wszystko jest robione wręcz pod nie, więc nikogo tutaj nie dyskryminuję, ani nie izolują od reszty. Po prostu trzeba mieć za grosz wyczucia i przyzwoitości oraz szanować czas gospodarza, który przygotował się w określony sposób do określonej imprezy.

A co do drugiej opisanej sytuacji, czyli widywania się raz na pół roku - jeśli ktoś wtedy przychodzi do mnie z dzieckiem i jest skupiony tylko na dziecku, a do tego sam mówi mi wprost, że "mógł zostawić u rodziców, ale wolał przyjść z dzieckiem", no to do tanga trzeba dwojga. Jeśli ktoś ignoruje mnie przez dłuższy czas (nie chodzi mi o jedno, dwa czy nawet trzy spotkania), bo jest zaaferowany dzieckiem i nie umie (raczej nie chce) skupić się na rozmowie podczas żadnego spotkania, no to w zasadzie po co mam ciągnąć tę znajomość? Chęci muszą być z dwóch stron, a nie że to tylko ja nad kimś skaczę. U mnie pod tym względem jest krótka piłka, jeśli widzę, że ktoś nie jest zainteresowany. Szkoda mojego czasu. I nie mówię o ludziach, którzy nie mają z kim dziecka zostawić i nie stać ich na opiekunkę, bo to jednak coś innego.

13

Odp: Rodzic vs bezdzietny
cslady napisał/a:

A co do drugiej opisanej sytuacji, czyli widywania się raz na pół roku - jeśli ktoś wtedy przychodzi do mnie z dzieckiem i jest skupiony tylko na dziecku, a do tego sam mówi mi wprost, że "mógł zostawić u rodziców, ale wolał przyjść z dzieckiem", no to do tanga trzeba dwojga. Jeśli ktoś ignoruje mnie przez dłuższy czas (nie chodzi mi o jedno, dwa czy nawet trzy spotkania), bo jest zaaferowany dzieckiem i nie umie (raczej nie chce) skupić się na rozmowie podczas żadnego spotkania, no to w zasadzie po co mam ciągnąć tę znajomość?

Opisywałam kiedyś podobną relację i bardzo mnie postawa tej osoby irytowała. Kiedy bowiem koleżanka raz, drugi i trzeci zachwycona swoimi dziećmi i nie patrząc na to, że umówiłyśmy się na przykłąd do kawiarni z wielkim uśmiechem na ustach (czytaj: oczekując mojego zachwytu) targała ze sobą swój dwupak, to mi ręce opadały. Oczywiście, że musiałyśmy zostać w domu, ale nie to stanowiło problem, a fakt, że naprawdę nie dało się w tych warunkach spokojnie porozmawiać, bo jak nie jedno coś chciało, to drugie wrzeszczało. Ja rozumiem w pełni, że to są dzieci i one "tak mają", ale mamuśka, zwłaszcza, że w tym czasie jej mąż był w domu i deklarował zajęcie się maluchami, nie powinna mnie zmuszać do przebywania z nimi, gdy plany miałyśmy zupełnie inne. Nie ukrywam, że od tamtej pory z góry zaznaczam, że chętnie się spotkam, ale w odpowiednich warunkach.

14 Ostatnio edytowany przez anicorek87 (2016-09-21 16:02:17)

Odp: Rodzic vs bezdzietny
Olinka napisał/a:
cslady napisał/a:

A co do drugiej opisanej sytuacji, czyli widywania się raz na pół roku - jeśli ktoś wtedy przychodzi do mnie z dzieckiem i jest skupiony tylko na dziecku, a do tego sam mówi mi wprost, że "mógł zostawić u rodziców, ale wolał przyjść z dzieckiem", no to do tanga trzeba dwojga. Jeśli ktoś ignoruje mnie przez dłuższy czas (nie chodzi mi o jedno, dwa czy nawet trzy spotkania), bo jest zaaferowany dzieckiem i nie umie (raczej nie chce) skupić się na rozmowie podczas żadnego spotkania, no to w zasadzie po co mam ciągnąć tę znajomość?

Opisywałam kiedyś podobną relację i bardzo mnie postawa tej osoby irytowała. Kiedy bowiem koleżanka raz, drugi i trzeci zachwycona swoimi dziećmi i nie patrząc na to, że umówiłyśmy się na przykłąd do kawiarni z wielkim uśmiechem na ustach (czytaj: oczekując mojego zachwytu) targała ze sobą swój dwupak, to mi ręce opadały. Oczywiście, że musiałyśmy zostać w domu, ale nie to stanowiło problem, a fakt, że naprawdę nie dało się w tych warunkach spokojnie porozmawiać, bo jak nie jedno coś chciało, to drugie wrzeszczało. Ja rozumiem w pełni, że to są dzieci i one "tak mają", ale mamuśka, zwłaszcza, że w tym czasie jej mąż był w domu i deklarował zajęcie się maluchami, nie powinna mnie zmuszać do przebywania z nimi, gdy plany miałyśmy zupełnie inne. Nie ukrywam, że od tamtej pory z góry zaznaczam, że chętnie się spotkam, ale w odpowiednich warunkach.

Wiecie co to zależy od podejścia tych kobiet bo ja też zapraszam znajomych i do nich chodzę przy czym potrafię się powstrzymać by nie bawić się z dzieckiem i za nim nie biegać zresztą zazwyczaj robię kawę ciasto czy coś innego i proszę o opiekę partnera. Też mam takich znajomych co jak do mnie przychodzili to dziecko miało wszystkie zabawki popsute, w domu totalna demolka gdzie wcześniej posprzątałam to potem zabijałam się o zabawki na podłodze ale przecież to dzieci. Z czasem te dzieciaki wyrosły i zrobiły się trochę mądrzejsze ale z mamą też nie dało się pogadać bo ciągle coś chcieli. Jak szła na papierosa to był płacz i trzymanie się jej nogawki. Dawno się z tymi znajomymi nie widziałam ale z tego co inni mówią to ta kobieta jest teraz totalnie wymęczona psychicznie ale to jej wina bo tak sobie dała. Nie można wszystkich wrzucić do jednego worka i pewnie to indywidualna kwestia podejścia do relacji międzyludzkich i wychowania .

15

Odp: Rodzic vs bezdzietny

A ja rozumiem, o co chodzi cslady i popieram jej stanowisko.
Fakt, że jestem matką, nie daje mi prawa to zamęczania tym całego środowiska.

Niektóre znajomości się skończyły, ale zaczęły się nowe - inaczej rozmawiam z bezdzietną kumpelą - przyjeżdża, to zostawiam syna pod opieką teściowej i spędzam dzień z psiapsiółą na zakupach, w kinie, co tam nam się uwidzi. Jeszcze inaczej gadam z koleżankami, które już mają dzieci. Z nimi mogę wybrać się na ognicho z dzieciakami i nikt nie ma o to pretensji.

Impreza alkoholowa z dziećmi? Nigdy w życiu, tam, gdzie alkohol, tam nie powinno być dzieci.

16

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Cyngli a o jaki charakter imprez z alkoholem Ci chodzi?Chrzciny, i imieniny , święta i przy dzieciach totalnie nic?u mnie jest tak ,że wszyscy mamy dzieci w rodzinie i w sumie jak się spotykamy na imprezę to z tymi dziećmi tylko zawsze jest ktoś trzeźwy co nie pije ale nie ma tak ,że tego alkoholu nie ma przy dzieciach.

17

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:

Cyngli a o jaki charakter imprez z alkoholem Ci chodzi?Chrzciny, i imieniny , święta i przy dzieciach totalnie nic?u mnie jest tak ,że wszyscy mamy dzieci w rodzinie i w sumie jak się spotykamy na imprezę to z tymi dziećmi tylko zawsze jest ktoś trzeźwy co nie pije ale nie ma tak ,że tego alkoholu nie ma przy dzieciach.

Chrzciny, imieniny i święta - zaliczam do imprez rodzinnych, gdzie przychodzą również inne dzieci, które mogą się razem pobawić, a nie obserwować podpitych krewnych.

Zaproszenie np. na Sylwestra, bądź na karty i wódkę - to już zupełnie coś innego. Nie zabieram mojego dziecka tam, gdzie wiem, że będą sami dorośli i alkohol.
Ogólnie mam taką zasadę, że jak dziecko jest pod moją opieką, to nie spożywam alkoholu.

18

Odp: Rodzic vs bezdzietny
Cyngli napisał/a:
anicorek87 napisał/a:

Cyngli a o jaki charakter imprez z alkoholem Ci chodzi?Chrzciny, i imieniny , święta i przy dzieciach totalnie nic?u mnie jest tak ,że wszyscy mamy dzieci w rodzinie i w sumie jak się spotykamy na imprezę to z tymi dziećmi tylko zawsze jest ktoś trzeźwy co nie pije ale nie ma tak ,że tego alkoholu nie ma przy dzieciach.

Chrzciny, imieniny i święta - zaliczam do imprez rodzinnych, gdzie przychodzą również inne dzieci, które mogą się razem pobawić, a nie obserwować podpitych krewnych.

Zaproszenie np. na Sylwestra, bądź na karty i wódkę - to już zupełnie coś innego. Nie zabieram mojego dziecka tam, gdzie wiem, że będą sami dorośli i alkohol.
Ogólnie mam taką zasadę, że jak dziecko jest pod moją opieką, to nie spożywam alkoholu.

To mam podobnie.Mam jeszcze osobiste pytanie czy twój syn jest w pełni akceptowany przez znajomych czy słyszałaś jakieś aluzje od kogoś ?U nas na razie nie ma problemu choć wolę zapraszać do siebie rodzinę bo dziecko czuje się swobodnie i nie chodzę z młodym na duże imprezy rodzinne gdzie jest hałas .Ze strony rodziny i znajomych wszyscy akceptują Dawida i jego zachowania tylko dzieci , które mają po 4 lata i są małe zaczynają się go bać. Może być tak że za kilka lat jak młody będzie nastolatkiem dojrzewającym sytuacja zmusi nas do izolacji społecznej czego naprawdę bym nie chciała.

19 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2016-09-21 16:42:31)

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:
Cyngli napisał/a:
anicorek87 napisał/a:

Cyngli a o jaki charakter imprez z alkoholem Ci chodzi?Chrzciny, i imieniny , święta i przy dzieciach totalnie nic?u mnie jest tak ,że wszyscy mamy dzieci w rodzinie i w sumie jak się spotykamy na imprezę to z tymi dziećmi tylko zawsze jest ktoś trzeźwy co nie pije ale nie ma tak ,że tego alkoholu nie ma przy dzieciach.

Chrzciny, imieniny i święta - zaliczam do imprez rodzinnych, gdzie przychodzą również inne dzieci, które mogą się razem pobawić, a nie obserwować podpitych krewnych.

Zaproszenie np. na Sylwestra, bądź na karty i wódkę - to już zupełnie coś innego. Nie zabieram mojego dziecka tam, gdzie wiem, że będą sami dorośli i alkohol.
Ogólnie mam taką zasadę, że jak dziecko jest pod moją opieką, to nie spożywam alkoholu.

To mam podobnie.Mam jeszcze osobiste pytanie czy twój syn jest w pełni akceptowany przez znajomych czy słyszałaś jakieś aluzje od kogoś ?U nas na razie nie ma problemu choć wolę zapraszać do siebie rodzinę bo dziecko czuje się swobodnie i nie chodzę z młodym na duże imprezy rodzinne gdzie jest hałas .Ze strony rodziny i znajomych wszyscy akceptują Dawida i jego zachowania tylko dzieci , które mają po 4 lata i są małe zaczynają się go bać. Może być tak że za kilka lat jak młody będzie nastolatkiem dojrzewającym sytuacja zmusi nas do izolacji społecznej czego naprawdę bym nie chciała.

Do tej pory usłyszałam zaledwie kilka przykrych komentarzy, ale od obcych ludzi - typu ''o, jaki niewychowany bachor'', ''jakie niegrzeczne dziecko'', ''co ta matka sobie wyobraża'', ''a mamusia stoi i patrzy''. Szczególnie starsze panie są zbulwersowane, jak mój syn wrzuca kamienie do kosza na śmieci. To jego ulubiona zabawa i nie robi tym nikomu krzywdy. Po skończonej zabawie je oczywiście wyciągam i wyrzucam tam, skąd je wziął.

Znajomi wieść o ZA przyjęli po prostu do wiadomości, niczego to między nami nie zmieniło.

Ja Ci powiem tak - nie izoluj się. Zabieraj syna w nowe miejsca. Wiem, że bywa trudno - nasz też płacze, a czasem wrzeszczy w nowych miejscach - ale to nie znaczy, że mamy się ograniczyć tylko do naszego domu. Zabieramy go wszędzie, gdzie się tylko da, aczkolwiek duże imprezy rodzinne typu chrzciny/wesela/śluby omijamy, ponieważ wiem, że syn raz - nie będzie się czuł dobrze, a dwa - da to odczuć każdemu, kto będzie w pobliżu.

20

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:

Wiecie co to zależy od podejścia tych kobiet bo ja też zapraszam znajomych i do nich chodzę przy czym potrafię się powstrzymać by nie bawić się z dzieckiem i za nim nie biegać zresztą zazwyczaj robię kawę ciasto czy coś innego i proszę o opiekę partnera.

Oczywiście, że tak, o tym jest przecież mowa. Ja również mam dziecko i kiedy było małe, to starałam się tak wszystko organizować, aby jego obecność nie była dla nikogo uciążliwa. Mój syn był dzieckiem bardzo żywym, a jednak jeśli się chce, to wszystko można. Poza tym od samego początku warto wprowadzać określone zasady. Miałam zresztą możliwość obserwować, że dzieci doskonale wiedzą na co i u kogo mogą sobie pozwolić, dla nich naprawdę nie stanowi żadnego problemu dopasowanie się do określonej sytuacji. Wiele po prostu zależy od dorosłych i umiejętności wyznaczania przez nich wyraźnych granic.

21

Odp: Rodzic vs bezdzietny

"Ja Ci powiem tak - nie izoluj się. Zabieraj syna w nowe miejsca. Wiem, że bywa trudno - nasz też płacze, a czasem wrzeszczy w nowych miejscach - ale to nie znaczy, że mamy się ograniczyć tylko do naszego domu. Zabieramy go wszędzie, gdzie się tylko da, aczkolwiek duże imprezy rodzinne typu chrzciny/wesela/śluby omijamy, ponieważ wiem, że syn raz - nie będzie się czuł dobrze, a dwa - da to odczuć każdemu, kto będzie w pobliżu."

Po części się już izolujesz tak jak ja też nie bierzemy na duże imprezy Dawida bo byłby dla niego to duży dyskomfort a dla mnie mordęga.

Apropo tych niewychowanych dzieci na ulicy czy sklepach teraz po tym ile się mówi o chorobach dziecięcych i wiedząc jak to jest mając sama takie dziecko niepełnosprawne to tak polecam innym dwa razy się zastanowić i dłużej zwrócić uwagę czy te dzieci wszystkie są faktycznie nie wychowane czy też chore bo można rodziców urazić zwracając uwagę.

22

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:

Po części się już izolujesz tak jak ja też nie bierzemy na duże imprezy Dawida bo byłby dla niego to duży dyskomfort a dla mnie mordęga.

Nie zgadzam się, że to izolacja. Wesele to typ imprezy, na którą jest się zaproszonym raz na kilka lat. Zdrowego dziecka też bym nie brała, bo nie wyobrażam sobie tego po prostu.
Jak idę na imprezę, to chcę się wyluzować, a nie co chwilę zaspokajać potrzeby mojego dziecka ;-)

Byliśmy w zeszłym roku wszyscy na Komunii jego kuzynki. Jakoś przeżyliśmy, choć nogi bolały od biegania za młodym. Jednak nie krzyczał i nie histeryzował.
Więc da się, naprawdę. Nie czuję się izolowana w żaden sposób. Syn jeździ ze mną pociągami, autokarami, do sklepów, na cmentarz, zaliczamy place zabaw, zalewy, jeziorka.
W pewne miejsca bym go nie zabrała, bo nie wysiedzi cicho - np. kino, czy teatr, czy kościół.
Do restauracji i kawiarni już z nami chodził.

23

Odp: Rodzic vs bezdzietny
anicorek87 napisał/a:

Apropo tych niewychowanych dzieci na ulicy czy sklepach teraz po tym ile się mówi o chorobach dziecięcych i wiedząc jak to jest mając sama takie dziecko niepełnosprawne to tak polecam innym dwa razy się zastanowić i dłużej zwrócić uwagę czy te dzieci wszystkie są faktycznie nie wychowane czy też chore bo można rodziców urazić zwracając uwagę.

Nikt nie potępia dziecka za złe zachowanie, tylko potępia się brak odpowiedniej reakcji rodzica. Dla mnie to normalne, że nawet zdrowe dziecko może złapać coś w sklepie, strącić czy przestawić. Tylko rodzic powinien zareagować i odłożyć rzecz na miejsce, zapłacić za uszkodzony towar itp. Chodzi mi przykładowo o sytuację, którą widziałam ostatnio: dziecko wybierało sobie jakiś jogurt. Sięgało coś z wyższej dla siebie półki i strąciło dwa jogurty. Jeden uszkodził się, a jego zawartość wypłynęła na podłogę. Matka widziała to i kompletnie zignorowała ten fakt. Jak najszybciej zabrała dziecko i uciekła. I o takie właśnie matki chodzi, a nie o te normalne. Większość zapewne jest normalna, ale z tą pozostałą częścią różnie bywa i nie bronię żadnej kobiety tylko dlatego, że jest matką i należy się jej jakaś ochrona. Każdy ma problemy, każdy może być zmęczony. Zrozumienie potrzebne jest z obu stron, a nie tylko z jednej.

24

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Powiem tak z mojej perspektywy . Ja niekiedy też już nie reaguje albo reaguje tylko po to by się ludzie nie czepiali bo wiem ,że w pewnych zachowaniach mojego dziecka nic nie poradzę a niepotrzebnie się stresuje. Raz jak nie reagowałam jak dziecko u lekarza biegało po korytarzu bo wiedziałam ,że jak na siłę będę go uspokajać i sadzać na krzesło to zacznie się wrzask wtedy stary dziadek zwrócił mi uwagę" co to za matka". Wiem ,że są rodzice , którzy nad opiekuńczo wychowują i nie wszystkie dzieci niewychowane są chore ale uwierzcie ,że jak mam reagować w każdej sytuacji po to żeby ludzie się nie czepiali to jest męczące zwłaszcza ,że mam całe życie do spędzenia z moim dzieckiem.Jak ktoś obcy widzi różnicę w zachowaniu to nawet mi mówi ,żebym nic nie mówiła czy robiła na pokaz bo przecież wie ,że dziecko jest chore a drugi skwituje ,że "co to za matka" jedna sytuacja dwa spojrzenia.

25

Odp: Rodzic vs bezdzietny

anicorek, a czy byłoby dla Ciebie jakąś ujmą gdybyś spokojnie  poinformowała "starego dziadka", że syn jest chory ? Rozumiem, że możesz być zmęczona brakiem delikatności i wyczucia wielu osób, ale zapewniam Cię, że większość ludzi nie robi tego złośliwie. Niewychowani rodzice z dziećmi, to autentyczna plaga. Dlatego nie dziw się, że czasami "oberwie się" komuś niesłusznie. Wprawdzie nie jestem starym dziadkiem ale unikam większości rodzin z dziećmi jak ognia. Nawet zakupy spożywcze staram się robić późnym wieczorem...

26

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Volver ja codziennie  muszę  iść  z dzieckiem  w miejsca  publiczne  i nie  będę  na  pokaz  uspokajać dziecko  żeby  tylko  ludzie  głupio nie  komentowali. Kiedyś  nastolatkowi zwróciłam  uwagę  jak  wyśmiewal  mi  syna  to  było  jeszcze  gorzej Za przeproszeniem  miałam  mu  ochotę  dać  w pysk. Po prostu  nie  będę  zwracać  ludziom uwagi  bo  to  nie  ma  sensu  a ja  się  tylko  nerwowo  nakręcam

27 Ostatnio edytowany przez Volver (2016-10-01 22:52:01)

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Wydaje mi się, że jest pewna  subtelna różnica między poinformowaniem kogoś o chorobie dziecka, a zwróceniem mu uwagi o niestosowności komentarzy. Nie wiem w jaki sposób ta rozmowa przebiegała ale da się wyczuć, że jesteś "nabuzowana" i  "łatwopalna" w tym temacie. Nie zrozum mnie źle...  doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że codzienność z chorym dzieckiem, to ogromny nakład sił i emocji dla każdego rodzica. Wiem, że funkcjonowanie w takiej rzeczywistości niesamowicie wpływa na stan psychiczny rodzica. Niemniej jednak jeżeli Twoje dziecko nie ma czysto fizycznych oznak choroby, to jego zachowanie odbiegające od "ogólnie przyjętych norm" zawsze będzie budziło emocje wśród obcych osób. Mnie to akurat nie zaskakuje. Tyle tylko, że na  bazie lektury Twoich postów w tym wątku czuje się, że póki co nie znalazłaś sobie sposobu na radzenie z takimi komentarzami...
W każdym razie niektórych wypowiedzi w tym wątku nie obieraj zbyt osobiście, bo te dotyczące niewłaściwego zachowania wśród dzieci dotyczą tych zdrowych.

28

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Anicorek, ale to kwestia osoby. Uwagi nastolatków lepiej ignorować (pijanych i podobnych też), ale nic nie zamknie buzi przeciętnej osoby lepiej niż tekst: "on jest chory i nie wszystko możemy kontrolować". No ale to Twój wybór, wiec postępuj tak, żebyś Ty się z tym dobrze czuła.

A ściśle w temacie: nie widzę absolutnie żadnej przepaści między normalnymi dzieciatymi i normalnymi bezdzietnymi. Chyba, że mówimy o dzieciatych nastolatkach - wtedy z pewnością ta przepaść jest ogromna. Ale później?
Jeśli którakolwiek ze stron przejawia ekstremalne zachowania/poglądy, to oczywiście przepaść powstaje. Przy podejściu umiarkowanym dwóch stron przepaści nie ma smile

Należę do tych dzieciatych. Nie znoszę spotkań z koleżankami, które potrafią mówić tylko o dziecku. Nie lubię, kiedy ktoś zawsze i wszędzie ciągnie ze sobą dziecko. Nie podoba mi się zabieranie dzieci na imprezy dla dorosłych. To wszystko. Lubię (i naprawdę mnie to interesuje) porozmawiać o dziecku rozmówczyni, pod warunkiem, że nie jest to jedyny temat, na któy można z daną kobietą porozmawiać. I że nie jest to dwugodzinny monolog o każdej minucie z życia Kubusia, konsystencji każdej jego kupy i kolejności wyrzynania ząbków...

29

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Sama nie zwróciłabym uwagi matce, której dziecko po prostu jest głośne czy sobie biega u lekarza, bo według mnie to brak kultury. Krzywe spojrzenia czy głośne wzdychanie również jest brakiem kultury. Jednak po części rozumiem, co wtedy myślą ludzie obserwujący matkę z dzieckiem, bo przecież nie wiedzą, że dziecko może być chore. Do tego każdy ma swoje problemy, choroby i nie zawsze jest cierpliwy w stosunku do innych ludzi. Zgadzam się z Volver, że najlepszą bronią jest spokojne i rzeczowe poinformowanie. Nie chodzi o to, że matka chorego dziecka powinna komukolwiek z czegokolwiek się tłumaczyć, ale wydaje mi się, że takie poinformowanie zaoszczędzi jej stresu i rozładuje atmosferę, bo zamknie usta "życzliwym". Chyba każdy rodzic stresowałby się mniej lub bardziej w takiej sytuacji, a jeśli na zarzut odpowie milczeniem lub zachowaniem pasywno-agresywnym, to sytuacja tylko się pogorszy, co nie będzie dobre dla żadnej ze stron, w tym dla dziecka.

30

Odp: Rodzic vs bezdzietny

W teorii to  też  bym  tak  robiła  inaczej  jest  w praktyce  ciężko  być  spokojnym  jak  ktoś  obraża wam  dziecko  świadomie  lub  nie  świadomie. Akurat  po  moim  widąć ,że  jest  chory i nie  muszę  tego  tłumaczyć  zwłaszcza  codzień  i każdemu

31

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Należę do tych bezdzietnych i powiem szczerze, że nie mam problemu ze zrozumieniem ludzi mających dzieci i chcących je mieć, mimo, że sama nie chcę.  A może raczej: mam taką filozofię życiową, że nie wszystko muszę rozumieć i nie wszystko musi być mi bliskie, a każdy niech żyje zgodnie z własną wizją. Natomiast z moich doświadczeń wynika, że w drugą stronę to nie zawsze tak działa. Owszem - małe, głośne i biegające dzieci bardzo mnie drażnią, ale nie zdarzyło mi się zwrócić rodzicom uwagi czy jadowicie komentować takich sytuacji. Mnie natomiast zdarzało się słyszeć, że czegoś nie zrozumiem, bo nie mam dzieci, że coś mnie omija, że nie mogę mieć problemów, bo "jak się ma dzieci to dopiero się wie, co to są prawdziwe problemy". Zgadzam się, że czegoś mogę nie rozumieć i jakieś życiowe doświadczenie mnie na pewno omija, ale nie pojmuję, dlaczego jest to wypowiadane takim protekcjonalnym tonem. Nie wspomnę już o komentarzach w stylu: "kobieta, która nie zostaje matką nie jest pełnowartościową kobietą" yikes czy też: "jaki sens życia można mieć bez dzieci? Kto ci poda szklankę wody na starość?" big_smile

Ale w jednym podpiszę się pod przedmówczyniami: niestrawne są dla mnie osoby, których cały świat obraca się wokół dzieci i które wyłącznie o swoich pociechach potrafią rozmawiać. Akurat wśród moich znajomych nie ma póki co osób dzieciatych, więc nie muszę na szczęście wybierać, ale myślę, że gdyby jakaś moja koleżanka czy przyjaciółka tak bardzo się zmieniła po urodzeniu dziecka, to nie umiałabym chyba utrzymywać znajomości z nią. Nic nie męczy mnie bardziej niż ciągłe gadanie o kaszkach, kupkach, wyrzynających się ząbkach i brak innych zainteresowań. Zauważyłam, że wiele kobiet jakby zatraca swoje "ja" kiedy zostają matkami i na pytanie "co u ciebie?" odpowiadają tak, jakby pytanie brzmiało: "co u twojej córki/syna?" - tak, jakby ich osobiste przeżycia i przemyślenia przestały istnieć.

32

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Cześć wszystkim smile
Zdecydowałam się zarejestrować na tym forum ponieważ zaciekawiły Mnie pewne wypowiedzi związanie z posiadaniem/nie posiadaniem dzieci.
Mam pewien"problem" nawracający się... mianowicie...zadręczam się myślami na temat posiadania dziecka.
Od kiedy pamiętam, nie chciałam ich mieć. Do dzisiaj tak jest, jest wiele argumentów które Mnie od tego powstrzymują...
Jednak przez to że mam 35 lat próbuje się jakoś przekonać do tego, myślami, rozmową z mężem.
Bardzo się boje ciąży. Nie znam powodu dlaczego.
Właściwie nie widzę sensu w posiadaniu potomstwa, jednak chcę "dać sobie szanse" może na przełamanie się, na zmianę decyzji, bo nie wiem co będę czuła za 30 lat. Czy nie będę żałować, że się nie zdecydowałam?
Jeśli jest tutaj ktoś taki był mógł ze Mną porozmawiać, uspokoić Mnie, podpowiedzieć coś - proszę o wiadomość smile.
Pozdrawiam Was wszystkie.

33

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Moja siostra ma dwoje dzieci, w mojej rodzinie to typowe, wszyscy się rozmnażają, mi wcale nie przeszkadzają dzieci, nic mi do tego, że mają dzieci.

34

Odp: Rodzic vs bezdzietny
Agnes1984 napisał/a:

Cześć wszystkim smile
Zdecydowałam się zarejestrować na tym forum ponieważ zaciekawiły Mnie pewne wypowiedzi związanie z posiadaniem/nie posiadaniem dzieci.
Mam pewien"problem" nawracający się... mianowicie...zadręczam się myślami na temat posiadania dziecka.
Od kiedy pamiętam, nie chciałam ich mieć. Do dzisiaj tak jest, jest wiele argumentów które Mnie od tego powstrzymują...
Jednak przez to że mam 35 lat próbuje się jakoś przekonać do tego, myślami, rozmową z mężem.
Bardzo się boje ciąży. Nie znam powodu dlaczego.
Właściwie nie widzę sensu w posiadaniu potomstwa, jednak chcę "dać sobie szanse" może na przełamanie się, na zmianę decyzji, bo nie wiem co będę czuła za 30 lat. Czy nie będę żałować, że się nie zdecydowałam?
Jeśli jest tutaj ktoś taki był mógł ze Mną porozmawiać, uspokoić Mnie, podpowiedzieć coś - proszę o wiadomość smile.
Pozdrawiam Was wszystkie.

Wybacz, ale to jest chyba jeden z najglupszych argumentow jakie w zyciu slyszalam. Za 30 lat to Ty mozesz byc martwa.

35

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Ja się z tym stwierdzeniem mogę zgodzić tylko do pewnego stopnia. Oczywiście jako bezdzietnej często bliżej mi do problemów, priorytetów, podejścia do wielu spraw innych bezdzietnych, ale nie jest to regułą. Uważam więc, że posiadanie dziecka może co najwyżej uwypuklić pewne cechy charakteru, które faktycznie dopiero wtedy zaczną być przeszkodą dla kontynuowania znajomości (może i bezdzietność też, nie chcę zrzucać winy na macierzyństwo, po prostu najpierw ktoś jest bezdzietny, a potem następuje ewentualna zmiana, a nie odwrotnie).

Kluczowe, moim zdaniem, będzie zrozumienie obu stron. I jak się tak zastanawiam, to w tych znajomościach, które zostały mocno ograniczone, tego zabrakło. Ja przecież rozumiem, że matka z małym dzieckiem nie będzie mogła w każdej chwili gdzieś wyskoczyć, bo się musi zająć dzieckiem, więc przecież nie tupię nóżkami z okrzykiem, że kiedyś to się umawiałyśmy, a teraz co... Tzn. przyjmuję do wiadomości, że spotkanie będzie wymagało większej logistyki, żaden problem. Z drugiej strony chciałabym podobnego zrozumienia - nie bardzo lubię spędzać czas z dziećmi, więc właściwie jak wyżej. Żadnego tupania, że ona teraz chce się spotkać, bo akurat może, tylko że zabiera ze sobą swoją latorośl. wink Co innego, jeśli na spotkaniu miałaby być większa liczba osób - wtedy w gruncie rzeczy czasu z dzieckiem nie spędzam. Ale np. kiedy ostatnio umawiałam się ze znajomą na łyżwy i z rozmowy wynikało, że zamierza zabrać niespełna trzyletniego syna, który nigdy łyżew na nogach nie miał, to odmówiłam - w takim układzie młody potrzebowałby niemalże całej uwagi matki, to zdecydowanie nie byłoby spotkanie towarzyskie czy wspólna jazda.

No i też wiele zależy od dziecka. Kuzyn ma córkę, która od kiedy zaczęła pełzać, jest w stanie zająć się sama sobą i nie szuka co chwilę uwagi dorosłych. Super sprawa, możemy siedzieć, gadać, nikt nie przeszkadza. Z kolei córka mojej przyjaciółki nie potrafi siedzieć sama w pokoju w ogóle, a siedząc z dorosłymi cały czas czegoś chce, jakakolwiek rozmowa jest po prostu niemożliwa, bo ona cały czas... wydaje dźwięki. xD Albo mówi o tym, co robi, albo musi coś pokazać, albo o coś prosi itd. Generalnie żąda całej uwagi wszystkich zebranych i to nie tak, że co dziesięć minut... Raczej co minutę, czasem parę razy na jedną próbę wypowiedzenia zdania przez osobę dorosłą. Takie spotkanie mija się z celem i chociaż to nie tak, że dziecko przyjaciółki zbudowało jakąś przepaść między nami, to zdecydowanie uniemożliwia jakiekolwiek spotkania u niej, bo po dwóch takich wizytach plus kilku chwilowych spotkaniach z dzieckiem (typu wpadam po przyjaciółkę i wychodzimy) widzę, że na razie się nie zanosi na żadne zmiany. Tyle że to przecież nie wina tego, że przyjaciółka ma dziecko - równie dobrze mogłaby mieć faceta, który cały czas nadaje, wyjącego psa czy sąsiada puszczającego wiecznie głośną muzykę. Na samą znajomość to nie wpływa, jedynie na rodzaj spotkań.

36 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-03-12 21:42:37)

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Nigdy nie odczuwałam żadnej bariery, różnicy w relacjach z osobami bezdzietnymi i z dziećmi. Szanuję wybór, nic mi do tego jak ktoś chce, czy z dziećmi czy bez to jest totalnie nieistotne. Zauważyłam, że pokolenie moich rodziców ma jakieś ciśnienie na posiadanie dzieci i lubują się we wtrącaniu, pouczaniu jak każdy powinien żyć. Jak obca osoba ma ubierać swoje dziecko, jak nosić. Nękaniu, ze masz sobie kogoś znaleźć, bo jesteś sam/a, że masz kogoś rzucić, bo jest niewłaściwy. To niesamowicie bezczelne podejście. Mam nadzieję, że kolejne pokolenia będą miały więcej szacunku dla wyborów innych.

37

Odp: Rodzic vs bezdzietny

A nikogo fala hejtu jaka spada na rodzicow nie denerwuje? Hejtu za to ze dostają 500+. Bo co z którą niedzieciatą osobą rozmawiam to stawia ona znak równosci miedzy rodziną z dziecmi a patologią. Widzą ją wszedzie : w sklepach (dostali dziecioroby 500 + to teraz ciuchy kupują), na urlopach (teraz dziecioroby maja 500+ wiec na wakacje jezdza) czy nawet na drogach( kupują dziecioroby za kase z 500 + suta z zachodu wiec dlatego teraz takie korki). Od osób niedzieciatych nie usłyszałem nigdy aby o kims powiedzieli - 'to normalna rodzina z 2 lub 3 dzieci'. Jak to jest ze w obecnych czasach stygmatyzuje sie rodziny z dziecmi prxyklejając im wszystkim łatkę pstologii?

38

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Hm, ja chyba nigdy nie słyszałam hejtu związanego z 500+ w odniesieniu do normalnej rodziny. Hejt, owszem, ale albo w odniesieniu do samego istnienia 500+ (a nie do konkretnej rodziny), albo w stosunku do rodzin, w których, hm, kolejne dziecko nie było najlepszym pomysłem, typu piątka dzieci w jednym pokoju, szóste w drodze, warunki koszmarne, dajta większe mieszkanie. I w tym drugim przypadku, myślę, 500+ występowało raczej jako symbol wszystkich zapomóg, bo zanim zostało wprowadzone, też większość ludzi takiemu bezmyślnemu rozmnażaniu się nie kibicowała. Natomiast, z ręką na sercu, nie słyszałam, żeby ktoś hejtował rodzinę, w której jest np. dwoje czy troje dzieci i pracujący rodzice.

39

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Zdarzało mi się usłyszeć hejt, związany z pobieraniem 500 + na dzieci. Z tego co zrozumiałem, to niby tacy rodzice mieliby rodzić dzieci tylko po to, zęby pobierać kasę a wcale tych dzieci nie pragnąć. Nie widzę w tym specjalnie logiki, bo i tak na co by tą kasę mieli wydać, jak nie na dzieci? Twierdzenie, że ktoś, za przeproszeniem, robi sobie dzieci, tylko po to, zęby kasę za ni brać, jest mocno naciągane. I tak dzieckiem trzeba się zajmować, więc jeśli ktoś dzieci nie chce mieć, to przecież żadne 500 + mu tego nie załatwi. Chyba, że mają swój własny, wystarczający dochód a pozyskane świadczenia przeznaczą na zupełnie inny cel..

40

Odp: Rodzic vs bezdzietny
Olinka napisał/a:

Anna Dąbrowska, autorka bloga annc.pl, w jednym ze swoich tekstów napisała:

Mam wrażenie, że nic tak mocno nie dzieli ludzi jak fakt posiadania dzieci i ich braku. Obie strony patrzą na siebie z pewnym politowaniem, jedni drugich nie mogą zrozumieć i mają wrażenie, że poruszają się po totalnie innych płaszczyznach.

Niech te dwa zdania stanowią punkt wyjścia do tematu dyskusji, który chciałabym poruszyć. Otóż chyba coś w tym jest, że wciąż mało w nas zrozumienia dla wyborów innych niż własne w kwestii posiadania dzieci lub świadomego ich braku.

Czy Waszym zdaniem rzeczywiście te skrajnie różne wybory w relacjach towarzyskich tworzą się jakaś dziwna przepaść w zależności od tego czy jesteśmy rodzicami, czy może spełniamy się solo lub we dwójkę? Co takiego się dzieje, że mentalnie zaczynamy się rozmijać, a przede wszystkim czy można temu zapobiec?

Odpowiem z własnego doswiadczenia.

Jako bezdzietna z wyboru wiele razy spotkałam się z 'dobrymi radami' w stylu: powinnaś się zdecydować i zajść w ciążę, jeszcze zechcesz, będziesz kiedyś, np na starość załować swojej decyzji, kto Ci szklankę wody poda, krytyką w stylu jak tak można, bezdzietność to egoizm, z patrzeniem na mnie jak na dziwadło - wszystko ze strony ludzi 'dzietnych'. Jednym słowem z całkowitym brakiem zrozumienia, że rodzicielstwo nie jest dla wszystkich i że każdy ma prawo podejmować własne decyzje.

W drugą stronę tego nie widzę. Nie słyszałam o sytuacji, by ktoś bezdzietny mówił rodzicowi: po co się na to dziecko decydowałeś, pożałujesz tego za kilka lat, nie nadajesz się na rodzica, lepiej nie miej dzieci, lepiej usuń ciążę.

To głownie rodzice mają jakiś problem z bezdzietnymi. Dla mnie to wręcz wygląda jakby rodzicielstwo wcale nie było takim wielkim szcześciem, jak się to przedstawia, rodzice są zawiedzeni, sfrustrowani doświadczeniami rodzicielstwa, ale by tego tak nie czuć, to chcą kogoś przeciągnąć na swoją stronę - wedle zasady, że jak się jest w ciemnej doopie to się nie chce być w niej samemu.

41 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-03-14 21:04:10)

Odp: Rodzic vs bezdzietny
CatLady napisał/a:

To głownie rodzice mają jakiś problem z bezdzietnymi. Dla mnie to wręcz wygląda jakby rodzicielstwo wcale nie było takim wielkim szcześciem, jak się to przedstawia, rodzice są zawiedzeni, sfrustrowani doświadczeniami rodzicielstwa, ale by tego tak nie czuć, to chcą kogoś przeciągnąć na swoją stronę - wedle zasady, że jak się jest w ciemnej doopie to się nie chce być w niej samemu.

Oj tam, oj tam smile 

Ja np. wcale nie chce cię przeciągać :0

Podjęłas decyzję aby nie mieć dzieci, żyć samotnie, pewnie z jakimś kotem twój wybór smile Ja chociaż mam do kogo zadzwonić w niedzielę rano i wspólnie wypić kawę plotkując, bo naprawdę zdobycze techniki dziś są cudne smile

Było mi naprawde trudno wychować córkę, ale dziś jestem z niej dumna. a ona ze mnie smile Nawet dziś rano usłyszalam od niej; Mamo, uwielbiam cię smile Oczywiście w żartach, bo zawsze zartujemy gdy rozmawiamy. Fajnie jest mieć doroslą córkę, naprawdę smile

I  nie czuję się jak w czarnej dupie. Nigdy tak się nie czułam, choć bylo czasem bardzo ciężko.

42

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Każdy ma swoj punkt widzenia. Pracuję z młodymi odobami, zwykle stanu wolnego.ich opinia jest taka: 'mam tyle zajec po pracy, że aby ze mna sie spotkac to trzeba na 3 tygodnie do przodu sie umawiac. Nie ma szans abym miała dzieci - nie mam na to czas. Poza tym po co miec dzieci: smierdzą i kosxtują". Wiec punkt widzenia jest rózny.

43 Ostatnio edytowany przez CatLady (2020-03-15 01:44:59)

Odp: Rodzic vs bezdzietny
Salomonka napisał/a:
CatLady napisał/a:

To głownie rodzice mają jakiś problem z bezdzietnymi. Dla mnie to wręcz wygląda jakby rodzicielstwo wcale nie było takim wielkim szcześciem, jak się to przedstawia, rodzice są zawiedzeni, sfrustrowani doświadczeniami rodzicielstwa, ale by tego tak nie czuć, to chcą kogoś przeciągnąć na swoją stronę - wedle zasady, że jak się jest w ciemnej doopie to się nie chce być w niej samemu.

Oj tam, oj tam smile 

Ja np. wcale nie chce cię przeciągać :0

Podjęłas decyzję aby nie mieć dzieci, żyć samotnie, pewnie z jakimś kotem twój wybór smile Ja chociaż mam do kogo zadzwonić w niedzielę rano i wspólnie wypić kawę plotkując, smile .

I o tym właśnie mówię.

44

Odp: Rodzic vs bezdzietny
CatLady napisał/a:

Jako bezdzietna z wyboru wiele razy spotkałam się z 'dobrymi radami' w stylu: powinnaś się zdecydować i zajść w ciążę, jeszcze zechcesz, będziesz kiedyś, np na starość załować swojej decyzji, kto Ci szklankę wody poda, krytyką w stylu jak tak można, bezdzietność to egoizm, z patrzeniem na mnie jak na dziwadło - wszystko ze strony ludzi 'dzietnych'. Jednym słowem z całkowitym brakiem zrozumienia, że rodzicielstwo nie jest dla wszystkich i że każdy ma prawo podejmować własne decyzje.

W drugą stronę tego nie widzę. Nie słyszałam o sytuacji, by ktoś bezdzietny mówił rodzicowi: po co się na to dziecko decydowałeś, pożałujesz tego za kilka lat, nie nadajesz się na rodzica, lepiej nie miej dzieci, lepiej usuń ciążę.

Zgadzam się z tym. Też nie słyszałam, żeby bezdzietny reagował tak na wieść o ciąży. Natomiast to stanowi świetną odpowiedź na teksty z pierwszej części Twojego posta. Sama stosowałam, dwa razy, polecam. Raz ciocia usłyszała dobrą radę, żeby swoje kilkumiesięczne wtedy dziecko wrzuciła do okna życia, póki ma na to czas, bo jeszcze będzie żałować tej decyzji; nawet zrozumiała przekaz i przeprosiła. Drugi raz było gorzej - wyszłam z koleżankami na kawę, była wśród nich jedna dziewczyna w ciąży, ledwo ją znałam. Moja przyjaciółka, wtedy również w ciąży, zaczęła jakieś żarty a propos mojej niechęci do posiadania dziecka, czego ta ledwo-znajoma nie mogła pojąć. Takie wzburzone kazanie mi palnęła, że nie zostało mi nic poza doradzeniem jej aborcji. Ta się obraziła, bo tak się przecież nie mówi. Bardzo mi wszystko jedno.

Tyle że to przecież nie sam fakt, że ona chciała mieć dziecko, spowodował taką sytuację, a wtrącanie się w cudze sprawy i postawa ja-wiem-najlepiej. Będą dzieciaci, którzy muszą koniecznie oświecić wszystkich bezdzietnych, tak jak ona, a będą tacy, jak moja przyjaciółka, która poinformowała mnie jednocześnie o tym, że jest w ciąży i że przygarnęła małego kota, żeby zrównoważyć niedogodności płynące z dziecka, żebym nadal chciała ją odwiedzać. wink

45

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Spotkałam się z dyskryminacją ze strony kobiety nie mającej dzieci - wobec mnie, posiadającej trójkę (choć byłam tylko dwa razy w ciąży wink )
Straszne uczucie sad

46 Ostatnio edytowany przez authority (2020-04-17 17:53:26)

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Moja śp żona też doświadczyła takich ataków ze strony dzieciatych ja wtedy odpowiadałem ostro żeby tylko twoje dziecko nie dostało kolki zacząłem wypowiadać wymyślone słowa słowa brzmiące po ala łacinie i zaraz uciekały. Z takimi ludźmi nie da się rozmawiać argumenty grochem o ścianę. Uważam iż często mówią to kobiety z kompleksem misjonarki które wcale nie są szczęśliwe iż mają te dziecko ale nie chcą tego przyznać nawet same przed sobą.

47

Odp: Rodzic vs bezdzietny
authority napisał/a:

Moja śp żona też doświadczyła takich ataków ze strony dzieciatych ja wtedy odpowiadałem ostro żeby tylko twoje dziecko nie dostało kolki zacząłem wypowiadać wymyślone słowa słowa brzmiące po ala łacinie i zaraz uciekały. Z takimi ludźmi nie da się rozmawiać argumenty grochem o ścianę. Uważam iż często mówią to kobiety z kompleksem misjonarki które wcale nie są szczęśliwe iż mają te dziecko ale nie chcą tego przyznać nawet same przed sobą.

Masz dużo racji.

48

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Moje dzieci.
Nie wyobrażam sobie, by ich w moim życiu zabrakło.
Starszy, w listopadzie czterdziestkę osiągnie.
Młodsza sięga czasu, by wnukami mnie obdarzyć. Chyba nie może mieć dzieci, choć lekarze uspokajają, że czasem tak bywa, że na ostatni dzwonek mogą się pojawić.

49

Odp: Rodzic vs bezdzietny
CatLady napisał/a:
Olinka napisał/a:

Anna Dąbrowska, autorka bloga annc.pl, w jednym ze swoich tekstów napisała:

Mam wrażenie, że nic tak mocno nie dzieli ludzi jak fakt posiadania dzieci i ich braku. Obie strony patrzą na siebie z pewnym politowaniem, jedni drugich nie mogą zrozumieć i mają wrażenie, że poruszają się po totalnie innych płaszczyznach.

Niech te dwa zdania stanowią punkt wyjścia do tematu dyskusji, który chciałabym poruszyć. Otóż chyba coś w tym jest, że wciąż mało w nas zrozumienia dla wyborów innych niż własne w kwestii posiadania dzieci lub świadomego ich braku.

Czy Waszym zdaniem rzeczywiście te skrajnie różne wybory w relacjach towarzyskich tworzą się jakaś dziwna przepaść w zależności od tego czy jesteśmy rodzicami, czy może spełniamy się solo lub we dwójkę? Co takiego się dzieje, że mentalnie zaczynamy się rozmijać, a przede wszystkim czy można temu zapobiec?

Odpowiem z własnego doswiadczenia.

Jako bezdzietna z wyboru wiele razy spotkałam się z 'dobrymi radami' w stylu: powinnaś się zdecydować i zajść w ciążę, jeszcze zechcesz, będziesz kiedyś, np na starość załować swojej decyzji, kto Ci szklankę wody poda, krytyką w stylu jak tak można, bezdzietność to egoizm, z patrzeniem na mnie jak na dziwadło - wszystko ze strony ludzi 'dzietnych'. Jednym słowem z całkowitym brakiem zrozumienia, że rodzicielstwo nie jest dla wszystkich i że każdy ma prawo podejmować własne decyzje.

W drugą stronę tego nie widzę. Nie słyszałam o sytuacji, by ktoś bezdzietny mówił rodzicowi: po co się na to dziecko decydowałeś, pożałujesz tego za kilka lat, nie nadajesz się na rodzica, lepiej nie miej dzieci, lepiej usuń ciążę.

To głownie rodzice mają jakiś problem z bezdzietnymi. Dla mnie to wręcz wygląda jakby rodzicielstwo wcale nie było takim wielkim szcześciem, jak się to przedstawia, rodzice są zawiedzeni, sfrustrowani doświadczeniami rodzicielstwa, ale by tego tak nie czuć, to chcą kogoś przeciągnąć na swoją stronę - wedle zasady, że jak się jest w ciemnej doopie to się nie chce być w niej samemu.

Dokładnie.
Osoba, która po prostu cieszy się rodzicielstwem i zyciem rodzinnym, nie ma potrzeby przekonywania innych, że to jedynie słuszna droga i piętnowania inaczej myślących.
Nie przyszłoby mi do głowy przekonywać np. jakaś matkę, że popełniła błąd, że dziecko jej zatruje życie, że jeszcze będzie płakać na jego niewdzięczność i że poświęciła swoje życie i czas nie mając z tego szcześcia - bo może dla niej macierzyństwo jest szczęściem.
Albo mówić jej, że sobie tylko wmawia, że jej dobrze, bo nie zna wolnego życia bez obciążenia dziećmi. (to jeden z argumentów używanych przeciwko bezdzietnym - "nie chcesz, bo nie masz").
Świat byłby dużo lepszy, gdyby ludzie zajęli się sobą, a nie kontrolowaniem, czy aby wszyscy podzielają ich system wartości.

50

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Ja rozumiem, że ktoś nie chce mieć dzieci,  nie czuje się stworzonym do roli rodzica i chwała mu za to, że nie płynie z prądem jak większość,  tylko dokonuje wlasnych wyborów. Znam bezdzietnych z wyboru, szczęśliwych ludzi, którzy wcale nie stronią od towarzystwa dzieci. Po prostu z jakichś powodów nie chcą mieć własnych. Na świecie jest miejsce dla każdego poglądu i wybory ludzi są ich świadomymi wyborami.
Ja osobiście mam dzieci i zawsze było moim marzeniem by mieć dużą rodzinę i to powyżej standardów. Nie wyobrażam sobie SWOJEGO życia bez dzieci. Spełniam się w roli matki i nie tylko. Pracuję zawodowo od zawsze, dokształcam się i nigdy nie miałam problemu z pogodzeniem kilku życiowych ról. Jestem zachłanna i chce czerpać korzyści na różnych płaszczyznach życiowych i tak wychowuję swoje dzieci- jeśli czegoś chcesz, to po to sięgaj i nie oglądaj się na innych.

51

Odp: Rodzic vs bezdzietny

A moj punkt widzenia jest nieco inny - jestem bezdzietna, ale nie z wyboru.

W pelni akceptuje osoby, ktore nie chca miec dzieci i nigdy nie zdazylo mi sie tego komentowac. Podobnie osoby z gromadka dzieci - nie przeszkadza mi to ani mnie nie zajmuje. Wiekszosc znajomych dzieci ma, czasem z nimi u nas bywaja i nie sprawilo nam to nigdy klopotu.

To, co dzielimy z osobami bezdzietnymi z wyboru to wieczne pytania kiedy dziecko - z tym, ze ja nie jestem w stanie powiedziec, ze nigdy bo nie chce, sklamalabym. Czesto padaja nieprzyjemne pytania i krytyka, z ktora ciezko sobie radzic bez koniecznosci opowiadania o naszej sytuacji. Wtedy faktycznie czuje, ze dzieli nas przepasc. I czesto zaskakuje mnie jak latwo kogos skrytykowac nie majac pojecia o jego wyborach.

52 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-17 19:01:48)

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Patrząc po forumowych opiniach, można by przypuszczać, że panuje ogólna tolerancja na czyjeś odmienne podejście w kwestii dzieci. Jednak już w realnym życiu sytuacja się przedstawia nieco inaczej.
Nikt nie wątpi w to, ze da się w życiu pogodzić i połączyć mnóstwo celów czy marzeń. Zdecydowana większość osób jest aktywna zawodowo, realizuje się poza pracą, jak również poświęca czas rodzinie. Cały problem w tym, jak są postrzegani bezdzietni z wyboru, wynika z przewartościowania priorytetów, jakich takie osoby dokonują. Dla pewnej grupy ludzi niemożliwym do zaakceptowania faktem jest oświadczenie, że ktoś nie potrzebuje dzieci do szczęścia, do tego, aby mieć dla kogo żyć czy tez czerpać przyjemność z opieki i wychowania swoich potomków. Innymi słowy posiadanie i wychowanie dzieci jest postrzegane jako najważniejszy i absolutnie najwyższy priorytetowo cel czy przeznaczenie życia człowieka, może obok posiadania partnera, ale już mniejsza o drugą połówkę. Problem w tym, że wszystko inne stanowi niejako tło, jedynie dodatek do tego życia rodzinnego. W moim przypadku właśnie, dokonałem zupełnie odwrotnego wyboru. Uznałem, że w życiu liczy się dla mnie zupełnie coś innego i zamierzam poświęcić na to cały dostępny i możliwy czas, energię i środki. W tym momencie każda aktywność życiowa, zajmowanie się dowolnie wybranymi rzeczami będzie interesujące i warte poświęcenia, z wyjątkiem inwestowania w potomstwo. Nie kryją się za tym absolutnie żadne wyższe ideały, ale jedynie czysto pragmatyczne powody. To jest po prostu wybór, świadomy i przemyślany, dlatego śmieszą mnie opinie ludzi, którzy uważają mnie czy inne osoby o podobnych poglądach za egoistów, nieudaczników czy bezdusznych dorobkiewiczów. Tylko jeśli już jesteśmy tymi egoistami, to przepraszam wobec czego/kogo? Pomijając sytuacje kiedy mamy partnera o podobnych poglądach i jemu/jej nagle się odwidzi - wtedy jest problem i przerzucając się wzajemnie argumentami, można uznać, że każda ze stron zachowuje się egoistycznie.
Tylko do diaska, jeśli jestem sam, to wobec KOGO ja się zachowuję egoistycznie, rezygnując z dzieci, poświęcają się z przyjemnością innym aspektom życia? Wobec "powszechnej, świętej, koniecznej czy oczywistej, najwyższej i najszlachetniejszej " potrzebie, tendencji panującej w społeczeństwie? Z której wyłamanie się jest śmiertelnym grzechem?

53

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Dzieci są bardzo absorbujące, w ogóle życie rodzinne zaczyna się naokoło nich kręcić, więc wiadomo, że dużo tematów będzie o dzieciach. Nie masz dzieci? Nie masz w sumie o czym, rozmawiać, bo i tak pewnie rozmowy par pozachodzą na dzieci (szczególnie jak te dzieci są obecne). Szkoły, żłobki, kto się z kim kłócił, na jaki obóz pojedzie i inne.
A jak jeszcze jesteś singlem big_smile to w ogóle kaplica i, takie towarzystwo, to można przeżyć tylko w ramach jakichś zjazdów rodzinnych raz na pół roku.

Jak dołożymy prace, obowiązki, dojazdy i inne rzeczy to zostaje mało czasu na życie towarzyskie. Więc rodzice trzymają się z rodzicami, single z singlami i tyle. Przecież tak samo jest z parami: jak wszyscy wasi znajomi to pary, jeszcze bez dzieci, to też zostajecie 5 kołem u wozu. Prawda etapu.

54

Odp: Rodzic vs bezdzietny

To wszystko, o czym piszesz Znerx jest OCZYWISTE smile
Niektórzy po prostu nie dopuszczają do siebie myśli, że można zrezygnować z wartości, jakie rodzicielstwo przynosi, mimo wiadomych trudności. Człowieka zaczyna denerwować to, kiedy ktoś próbuje Cię na siłę przekonać i pokazać zalety takiego czy innego wyboru. Wmawia Ci, że będziesz na pewno szczęśliwy, jak będziesz mieć dzieciątko w łóżeczku, karmić go czy przewijać, patrząc jak dorasta itd. Tak więc, skoro JĄ to tak cieszy, to dlaczego usilnie innych próbuje nawracać? Sam, poza skrajną niechęcią do poświęcania czasu, sił i środków wszelakich na dziecko, woląc je przeznaczyć na bardziej wartościowe cele, przyznam się, że samo towarzystwo dzieci jest dla mnie irytujące. Oczywiście ich nie unikam, ale nawet podczas spotkań rodzinnych dłuższe przebywanie z dzieciakami przyprawia mnie o roztrój nerwowy - hałasy, krzyki, bieganie wokół, nieustająca wręcz konieczność skupienia uwagi nad nimi, bez możliwości odpoczynku, bo ja je spuścisz z oka, to nieszczęście gotowe.

Przerażają mnie nieraz spotykane opinie roszczeniowych rodziców, które swoje dziateczki stawiają zawsze na piedestale i nie potrafią przywołać ich do porządku w krytycznej sytuacji. Po tej słynnej historii z poznańską knajpą, która ogłosiła strefę wolną od dzieci , podniósł się taki szum wśród rodziców, że wtedy miałem ochotę paść na kolana i dziękować siłom wyższym, że dzieci nie mam. Ewidentnie widać było podejście "dzieciatych", gdzie byli oburzeni samym pomysłem, że gdzieś w ogóle dzieci mogą nie mieć wstępu, nie wspominając o chęci odczuwania komfortu przez osoby nie wchodzące tam z dziećmi, którzy chcą po prostu odpocząć w ciszy i spokoju. Teraz, jeśli takie dziecko w knajpie wpadnie na kelnera niosącego gorący posiłek, to zamiast przywołać dziecko do porządku, rodzice prędzej zrugają kelnera, który ośmielił się znaleźć na drodze ich pociechy, która sobie "spokojnie" latała między stolikami.

55 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-05-17 13:33:57)

Odp: Rodzic vs bezdzietny

Ciekawy temat, pamiętam jak mialam coś około 25 lat te pytania starych ciotek i wujków, ewentualnie znajomych rodziców "a Ty kiedy będziesz miała swoje dzieci, na co czekasz?". Koło 30 stki pytania były, a może raczej nie pytania ale stwierdzenia "ojej już 32 lata, to już ostatni dzwonek, spiesz się, bo to najwyższy czas". Zbliżając się do 40stki pytań było coraz mniej. Teraz mam 43 lat a i jest wielki plus tego wieku, bo nikt już nie śmie powiedzieć "kiedy dziecko, zrób sobie dziecko, bo na starość zostaniesz sama".
A tak naprawdę ludzi mało obchodzi Wasze życie, czy macie dzieci czy nie. Jakbyście mieli dwójkę, to pytali by się, ojej a dlaczego takie liceum dla córki a nie takie, a dlaczego pozwoliliście synowi na tatuaż, ojej nie szkoda wam pieniędzy  na obóz dla dzieci? Za tą cenę byłby remont kuchni.... Ludziom nie dogodzisz. smile Z resztą palną coś, a potem moment o tym zapominają. Taka osoba, która np spyta "a kiedy będziesz miała dzieci, bo już jesteś w takim wieku, ze nie ma na co czekać" - ona wieczorem już nie pamięta tej rozmowy, bo jest zajęta swoimi sprawami. Tylko, że osoba zapytana będzie tyo przeżywała kolejne 3 dni. Zupełnie niepotrzebnie.
Co do przyjaźni, to moje doświadczenie jest takie, ze w 90 procentach koleżanek, które wyszły za mąż i mają dzieci kontakt się urwał. W pewnym momencie zrobiłam eksperyment, przestałam inicjować spotkania, dzwonić pierwsza, myślę, że pewnie za jakiś czas one zaczną dzwonić. Błąd. Nie zadzwoniły nigdy. Także ja bym przyjaźni nie nadawała tak wielkiego znaczenia. Jest jakaś fajna koleżanka - to fajnie . Nie ma - to trudno. Najlepszym przyjacielem jesteś sam dla siebie, albo Twój partner (ale to jeśli dobrze się dobierzecie).

aha EDIT:
Sama chciałam mieć dzieci, 2je jeszcze przed 30ką. Dlatego tak mnie ruszały te pytania, bo jakbym nie chciała dzieci, to spływałyby po mnie jak po kaczce wtedy.

56

Odp: Rodzic vs bezdzietny

rossanko W takim razie sam jestem niepomiernie wdzięczny, że mogę rozmawiać ze swoimi znajomymi o duuuużo ciekawszych tematach niż pieluszki, kolor ścian w pokoju, szkoła czy tatuaże dziecka smile

57

Odp: Rodzic vs bezdzietny
rossanka napisał/a:

Błąd. Nie zadzwoniły nigdy. Także ja bym przyjaźni nie nadawała tak wielkiego znaczenia. Jest jakaś fajna koleżanka - to fajnie . Nie ma - to trudno. Najlepszym przyjacielem jesteś sam dla siebie, albo Twój partner (ale to jeśli dobrze się dobierzecie).

Strasznie to wszystko smutne.
Tęsknienie za idealnymi przyjaźniami z dzieciństwa, które pwnie nie były takie idealne, i się raczej nie zdarzają w życiu dorosłym.

Posty [ 57 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024