Wydaje mi się, że to, co napisała blogerka jest przesadzone. Nie zauważyłam, żeby te normalne matki miały jakieś problemy ze strony bezdzietnych lub odwrotnie. Dużo osób denerwują natomiast mamuśki, które opisała Olinka, a to specyficzny rodzaj kobiet. Denerwują mnie np. bezmyślne mamuśki, które pozwalają dzieciakom bezrefleksyjnie rzucać się na obce psy (w tym wypadku moje) i takie zachowanie tłumaczą słowami: "to przecież tylko dziecko". Rozumiem, że gdy pies ugryzie, to mogę to skwitować zdaniem: "to tylko zwierzę"? Bezmyślne mamuśki pozwalają również, by dziecko w supermarkecie obśliniało różne rzeczy i przestawiało je, co później ktoś będzie musiał sprzątać. Bezmyślne mamuśki idą środkiem ścieżki, bo przecież należy im się to. Bezmyślna mamuśka potrafi z małym dzieckiem podczas ślubu usiąść gdzieś z przodu, a później na nagraniu podczas przysięgi słychać jedynie płacz dziecka. To tylko przykłady, gdzie wystarczyłaby odrobina rozsądku i dobrej woli, by nikogo nie irytować. Tutaj należy zaznaczyć, że irytację budzą bezmyślne matki, a nie cały ogół matek z dziećmi. Mnie nigdy nie irytowało grzeczne dziecko, ani nawet dziecko, które źle się zachowuje przez jakiś czas. Mam świadomość, że są różne dzieci i czasami w każdym dziecku budzi się diabeł. Irytuje mnie jedynie brak pomyślunku rodziców.
Podałyście też przykład z przychodzeniem w gości. Nie irytuje mnie, że ktoś przyjdzie do mnie z dzieckiem, że to dziecko biega i coś sobie stłucze. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Zwykle po wizytach dzieci mam kilka rzeczy popsutych, umazane lustra i ściany, choć nawet nie wiem jak i kiedy one to wszystko zrobiły.
Nie denerwuje mnie to. Denerwuje mnie natomiast, gdy mam okazję spotkać się z kimś raz na pół roku (lub nawet więcej), a ta osoba przychodzi wtedy z malutkim dzieckiem, chociaż dobrze wiem, że w danej chwili spokojnie mogła zostawić je u dziadków. I w tym momencie nie denerwuje mnie sam fakt posiadania dziecka, tylko zachowanie rodzica. Tak samo wtedy, gdy urządzam imprezę dla dorosłych, taką z alkoholem i tańczeniem. I mówię wprost jaki będzie charakter imprezy, a mimo tego ktoś ładuje mi się z dzieciakami. Jak nietrudno sobie wyobrazić, cała impreza zamienia się potem w kinder party, bo przecież dzieci trzeba ciągle pilnować, biegać za nimi itp. Takich ludzi po prostu więcej do siebie nie zapraszam. Trudno. Podobnie jest z mówieniem o dziecku. Ani mnie, ani żadnej znanej mi bezdzietnej osoby nie nudzi, gdy ktoś o dziecku mówi nawet 10-15 minut. Bo niby dlaczego? Dziecko jest bardzo ważną częścią świata rodzica, więc to zrozumiałe, że nie będzie on unikał tematu. Jednak znam też rodziców, którzy nie mają umiaru i mówią o dziecku podczas każdego spotkania i przez większość czasu. Okazują takie samo zniecierpliwienie i znudzenie, gdy rozmawia się o czymś innym niż o dzieciach, bo przecież teraz tylko to ich interesuje. Jako bezdzietna nie lubiłam też słuchać o jakichś obrzydliwych rzeczach typu kupy, wymiociny itp. Zresztą nadal nie lubię. Uważam, że nawet o noworodku można dużo ciekawiej porozmawiać.
Czy zmieni mi się zakres tolerancji? Bardzo w to wątpię, bo u mnie to jest brak tolerancji dla głupoty rodziców, a nie ogólnie dla posiadania dzieci. Jeszcze kilka lat temu nie chciałam być w ciąży i mieć dzieci, a mimo tego ciepło robiło mi się na sercu, gdy patrzyłam na niektóre rodziny z dziećmi. I wcale to nie były grzeczne i ciche dzieci, ale miały mądrych rodziców.
Za to wredne i bezmyślne mamuśki lubią tak to sobie tłumaczyć, że ktoś krytykuje ich zachowanie, bo jest bezdzietny, więc nie rozumie jak to jest mieć dziecko.
Uważam, że są rzeczy, które dzielą ludzi dużo bardziej niż fakt posiadania dzieci. Chociażby polityka i religia. Jednak to tylko moje zdanie.