Volver, wiele racji jest w tym, co piszesz, ale - lubię podpierać się przykładami, więc będzie przykład - na przykład w klasie mojego syna, a przypomnę, że jeśli chodzi o rygor i zasady, to szkołę mają z tych liberalnych, choć rzeczywiście chłopcy (jest to generalnie męska szkoła) pochodzą z domów o różnym statusie materialnym, to nikt nie zwraca uwagi na metki, nikt nikogo nie ocenia po tym, co nosi na sobie czy jaki ma sprzęt. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, bo wiele razy o to pytałam, a przede wszystkim obserwują swoje dziecko i jego kolegów także. U nich podziw i szacunek zdobywa się czymś innym.
Jest na przykład chłopak, którego ojciec handluje samochodami, mieszkają w pięknym domu, rodzice jeżdżą luksusowym samochodem, a on sam musiał sobie zarobić na stare auto, żeby mógł nim dojeżdżać do szkoły. Kilku innych chłopaków również już dziś pracuje, by mieć pieniądze na własne potrzeby, a żaden z nich nie pochodzi z ubogiej rodziny. Naprawdę wiele wynosi się z domu, szacunek do pieniądza oraz hierarchię wartości także.
Reasumując: moim zdaniem mundurki krzywdy nie robią, ale też nie sądzę, żeby robiły coś specjalnie dobrego. Niektórzy uważają, że taki rygor i dyscyplina jest nam potrzebny, a ja twierdzę, że o wiele więcej zdziałamy rozmawiając, pokazując, uświadamiając i kształtując jednostkę, która dzięki temu, że ma swobodę, uczy się sztuki wyboru i podejmowania właściwych decyzji.
Jak poprzednio wspominałam, ja sama mam na koncie ukończoną szkołę o dużym rygorze oraz drugą - liberalną, partnerską. O wiele więcej pod kątem kształtowania osobowości dała mi ta druga, a przecież byłam tą samą osobą, z taką samą potrzebą wyrażania własnych poglądów. Dodam, bo to może być istotne, że była to szkoła o profilu pedagogicznym przygotowująca do nauki zawodu, czyli z założenia do pracy z młodzieżą na poziomie ponadpodstawowym.