Utrwalony w kulturze wizerunek Chrystusa nie jest "tak naprawdę" jego prawdziwym przedstawieniem. Jeżeli uznać Jezusa za postać historyczną, to oczywiście - nie mógł mieć europejskich rysów i łagodnych, niebieskich oczu. Jako osoba z rodu dawidowego zapewne był niski, krępy, śniady, z czarnymi, kręconymi włosami i.. dużym nosem.
Zatem kim jest człowiek na tym obrazie?
W renesansie postanowiono przedstawić Jezusa w wersji europejskiej. Wiadomo, że to, co jest "swojskie", zostaje łatwiej zaakceptowane. Podobnie jest z ludźmi. Szybciej zaufamy komuś o naszym kolorycie skóry, niż np. Eskimosowi. Wizerunek na miarę europejczyka jest nam bliski i dzięki temu - "łatwiej" w niego wierzyć.
Artyści zaczęli rywalizować ze sobą w tej kwestii, ostatecznie wygrał Leonardo da Vinci.
Na tronie papieskim siedział wtedy Aleksander VI, czyli Rodrigo Borgia "najgorszy papież w historii", znany między innymi z urządzania orgii i licznego potomstwa.
Aby przypodobać się papieżowi maestro Leonardo za modela do namalowania wizerunku Chrystusa wziął sobie Cezara Borgię, syna Rodriga. Model podobno uderzająco przystojny, zresztą widać na obrazach, Jezus jest na nich pięknym mężczyzną. Wizerunek spodobał się i został świetnie przyjęty. Zaczęto go rozpowszechniać, stał się ważnym elementem kultury. Przedstawiona postać na obrazie zaczęła się "powielać"..
Warto jednak pamiętać, że Cezar rzekomo wcale nie był wzorem cnót, miał być mordercą i utrzymywać kontakty płciowe z własną siostrą. A teraz sobie w kościele patrzy z obrazu.
Co najdziwniejsze, często podczas objawień Chrystusa opisuje się właśnie tak, jak tego z obrazów, czyli jak kogoś o wyglądzie Cezara Borgii, a nie mężczyznę śniadego o ciemnych oczach. Skłania do refleksji? (;