Witam,
Drodzy Forumowicze, mam do Was taką prośbę - o radę w następującej sytuacji:
Na wakacjach nad naszym pięknym polskim morzem poznałam fajnego faceta. Ja byłam z przyjaciółką, on był z przyjacielem. Przyjechaliśmy w tym samym dniu i wyjechaliśmy w tym samym dniu Poznaliśmy się już pierwszej nocy pobytu, na lokalnej potańcówce.
Bawiliśmy się razem pierwszej i drugiej nocy, potem jakoś tak wyszło, ze osobno, a finał nastąpił ostatniego dnia pobytu.
Spotkaliśmy się przypadkiem na obiedzie (mieszkaliśmy nawet na tej samej ulicy), oni przysiedli się do nas, zaczęliśmy rozmawiać, żartować, było super. Umówiliśmy się na wieczór, przyszli do nas, posiedzielismy, powygłupialiśmy sie,a potem poszliśmy w 4 potańczyć.
Następnie odprowadzili nas do domu, pożegnaliśmy się, oczywiscie wymieniliśmy kontaktami.
On do mnie pisze, żartujemy, flirtujemy... Problem jest taki, że dzieli nas 200 km, troszkę dużo, ale nie jest tragicznie. W tych naszych wiadomościach pojawia się temat spotkania (czyli, żeby on przyjechał do mnie) i właśnie nie wiem jak to rozegrać.
Nie chcę wyjść na nachalną czy desperatkę. Nie wiem czy powinnam go zaprosić konkretnie na dany dzien ( wiem, ze w tym tygodnu ma jeszcze urlop i fjanie bylo by to wykorzystać) czy czekać na jego konkretną propozycję?
Chcę po prostu, zeby wyszlo ok, żeby tego na początku nie "spalić".
Co o tym sądzicie?