Zacznę od tego, że mam 27lat, mieszkam z rodzicami i obecnie jestem zatrudniona na umowę o pracę. Z racji, że nie jestem już taka młoda coraz częściej myślę, żeby się od rodziców wyprowadzić. Jednak niestety moja sytuacja z pracą nie pozwala mi się usamodzielnić.
Przechodząc do sedna, w obecnej pracy pracuję już 2 lata. Przez ten okres, dostałam doceniona i awansowali mnie na pełniącego kierownika. Brzmi dość fajnie, ale prawda jest taka, że pewnie nigdy bym nie została gdyby nie to co się dzieje w firmie. Mianowicie od ładnych kilku lat firma ma poważne problemy finansowe. Zalega masę pieniędzy wielu ludziom, którzy zakładają sprawy i później na koncie firmy siedzi komornik. Oczywiście jak nie trudno się domyślić na tym wszystkim cierpią jedynie obecni pracownicy, którzy też nie dostają kasy. Jedynie mój dział, w którym pracuje dostaje w miarę na czas wynagrodzenie a jest to opóźnienie około 2 tyg. (wcześniej nawet 3tyg.) Wracając do mojej sytuacji przychodząc do pracy, pracowało nas 4 osoby (wraz ze mną i ówczesnym kierownikiem). Było to oczywiście za mało, jak na ilość pracy którą mamy, ale zawsze to lepsze niż jedna. W tym czasie rotacja pracowników w naszym dziale była ogromna, mimo że pocieszeniem był fakt, że jako jedyni dostajemy wynagrodzenie. Były to czasy trudne, bo nawet był moment gdy z 4 osób zrobiły się 2 (ja i kierownik). Jednak zawsze wcześniej czy później kogoś nowego zatrudniali. Nie ukrywam męczące było ciągłe przyuczanie kogoś nowego do pracy. Ale zawsze to była kolejna para rąk do pomocy. Z biegiem czasu nasz zespół jakoś się ustabilizował, mimo tych wszelkich trudności i pracowało nas znów 4 osoby. Dobrze nam się ze sobą pracowało, ogólnie atmosferę w pracy nie mamy najgorszą. Ale jak to kiedyś powiedział dyrektor, nasza trudna sytuacja jakoś nas jednoczy i sprawia, że razem przezwyciężamy problemy. Coś w sumie w tym zawsze było, bo mimo wszystko sporo się śmialiśmy i żartowaliśmy z sytuacji, w której jesteśmy. Wszystko oczywiście do czasu.... pewnego dnia kierownik nasz postanowił zmienić pracę. Było nam ciężko, ale z racji że ja tam pracowałam najdłużej z pozostałych w zespole najdłużej zostałam nominowana do zaszczytnej roli pełniącego obowiązki. Z początku nie chciałam o tym nawet słyszeć, ale ostatecznie zgodziłam się (skusiła mnie jednak większa kasa). Odkąd kierownik odszedł nie było już wszystko tak samo, pracy było full a się ona rozkładała tylko na 3 osoby. Już wtedy zapaliła mi się czerwona lampka, mówiąca że czas szukać czegoś innego. Jednak zbagatelizowałam ją, tłumacząc sobie że po pracy jestem zmęczona i nie chce mi się szukać nowej pracy. Wiadomo przyzwyczajenie robi swoje....
Staraliśmy się ile mogliśmy, żeby wszystko miało ręce i nogi, mimo że nas było mniej. Aż kolejna osoba z naszego zespołu nie wytrzymała i praktycznie z dnia na dzień z tym wszystkim zostałam tylko ja i moja koleżanka. Rozmawiałam z dyrektorem aby kogoś nam zatrudnili, bo fizycznie nie dajemy sobie już rady z pracą. On jednak powiedział tylko, że rozmawiał z generalnym i niestety z racji problemów finansowych nie mogą zatrudnić nowej osoby.
Dałam sobie na spokojnie czas, że po wakacjach zacznę intensywnie szukać pracy, bo póki co nic wielkiego się nie dzieje to jakoś przetrwamy ten trudny dla nas okres. Jednak ostatnio koleżanka z zespołu powiedziała mi, że ona już tego wszystkiego nie może wytrzymać i składa wypowiedzenie.
W związku z tym w tym bagnie obecnie zostałam sama. Nie wiem już zupełnie co mam robić, nie chce zostać z tym sama. Nie mam już na tyle sił aby kolejną osobę przyuczać, która po miesiącu odejdzie widząc co się dzieje. Jedynie co mi przychodzi do głowy to z końcem miesiąca (dniem do kiedy mam umowę) nie przedłużać umowy. Ale czy jest sens uciekać, jak nie mam innej pracy?! Z drugiej strony wiem, że problem firmy się nie zmieni, wręcz od września będzie coraz więcej problemów i ja będę się tym wszystkim mocno stresować. Siedzę obecnie na urlopie, ale mam mega doła, bo już sama nie wiem co ja mam z tym wszystkim zrobić..... Chcę uciec, ale jednak dziwnie się z tą myślą czuje..... jestem na prawdę skołowana. A do tego jeszcze wkurza, mnie fakt że nikomu z mojej firmy nie zależy, aby jakoś poprawić sytuacje finansową firmy. Wręcz nawet odnoszę wrażenie, że zacierają tylko rączki że co miesiąc jakaś kasa wpływa, którą między siebie podzielą, a mnie rzucą ochłapy............. POMÓŻCIE ((((( Zaznaczę, że dotychczas trzymało mnie w tej pracy tylko to, że mam umowę o pracę i szczęście (w nieszczęściu) nie dostaje minimalnego wynagrodzenia