Sama nie do końca wiedziałam do kogo z tym pójść i pomyślałam, że może najlepiej usłyszeć opinie kogoś obcego. Wiem jednak na pewno, że nie mogę powiedzieć tego nikomu z moich znajomych. Sprawa wygląda tak, że jestem na 3 roku studiów. Ja wiem, że słyszy się o romansach między studentkami, a wykładowcami, ale ja potraktowałam to bardzo personalnie. W tym semestrze moim prowadzącym zajęcia został pewien doktor. Wygląda na 30 lat i myślę też, że więcej nie ma. Na początku oczywiście wpadł mi w oko: jest młody, nawet przystojny, chociaż to pewnie kwestia gustu, widać, że ma podobne upodobania muzyczne jak ja. Niedawno całkiem przypadkiem wpadliśmy na siebie na koncercie. Oczywiście byłam mega zdziwiona. Pamiętał, z którego roku i kierunku jestem, chociaż nie jestem pewna czy z nazwiska. Pożartowaliśmy trochę, wymieniliśmy się poglądami na temat zespołów, które właśnie grają, zapytał mnie kto jest moim promotorem i dlaczego wybrałam akurat tę katedrę. Było kompletnie inaczej niż na uczelni, bardziej na luzie. Chyba wtedy poczułam, że nie patrzę już na niego jak na Pana doktora, tylko jak na mężczyznę, którego mogłam poznać w każdym innym miejscu. Niedługo będę miała z z nim zajęcia i nie jestem pewna jak się zachować. Jak on się zachowa. Pewnie rozpozna mnie, tylko, że co dalej. Na uczelni to jest totalnie inny grunt. Mam wrażenie jakbym nie miała odwagi przez to na jakim jest stopniu (i że mnie uczy) zachowywać się bardziej na luzie, pogadać, zapytać jak mu się koncert podobał, bo chyba wyszedł wcześniej (ja musiałam iść do znajomych i nie zauważyłam tego). A najgorsze jest to, że jestem pewna, że już więcej taka sytuacja się nie powtórzy byśmy się przypadkiem spotkali - ja ,gdy będę sama i on. Śmiem przypuszczać, że nikogo nie ma, bo był wtedy sam. Jak Wy to widzicie? Jest jakiś sens w to brnąć? Czy dać sobie spokój?
Myślę ze to jest ryzykowne, musisz być ostrożna i lepiej rozeznaj się z jego środowiskiem, po za tym uważaj żeby przez Ciebie nie stracił pracy. Nie rób pochopnych kroków na terenie szkoły.
Niedźwiedź chodzi jeszcze po lesie, a ty juz dzielisz na nim jego skórę? Wyluzuj, bo strasznie ponosi cię wyobraźnia.
Myślę ze to jest ryzykowne, musisz być ostrożna i lepiej rozeznaj się z jego środowiskiem, po za tym uważaj żeby przez Ciebie nie stracił pracy. Nie rób pochopnych kroków na terenie szkoły.
Ja jestem osobą, która woli nic nie zrobić niż komuś zaszkodzić. Dlatego wiem, że nie mogę się nikomu znajomemu zwierzyć. Nawet miałam opory przed pisaniem tego posta
Nawiązywanie z wykładowcą rozmowy o koncercie to baaardzo słaby pomysł... I na pewno Ci jego sympatii nie przysporzy, ponieważ postawisz go w dziwnej, niezręcznej sytuacji.
Przecież on nie dał Ci żadnych oznak swojego zainteresowania - miał udać, że Cię nie widzi? Wykładowcy w takich miejscach zawsze widzą swoich studentów, ponieważ bardzo nie chcą ich tam spotkać i mają wyostrzone zmysły jak jednak jakiś pojawi się na horyzoncie
Tak, to jest facet, którego mogłabyś poznać w każdym innym miejscu. Ale poznałaś go na uczelni. Na razie pozostaw więc ewentualną inicjatywę w jego rękach, a jeśli takowa nie nastapi to po zakończeniu semestru z nim możesz się za niego zabierać dowolnymi metodami.
Na najbliższych zajęciach zachowuj się normalnie - dokładnie tak samo jak na poprzednich. Bez prób wykazania zażyłości, której, jak dotąd, nie ma.
ahh jak ja uwielbiam takie tematy poczytaj sobie mój też mam pewien epizod z doktorantem ale mój ciągnie się jak flaki z olejem
według mnie nie dał Ci do zrozumienia nawet w % że mógłby być Tobą zainteresowany, skoro spotkaliście się w tym samym miejscu o tym samym czasie to kultura tego wymaga aby powiedzieć cześć/dzień dobry czy zagadać jeśli jest sie bardziej wyluzowanym...
z tego co "mój" doktorant mi mówił, Ci co mają wiecej oleju w głowie nie schodzą na żadne prywatne relacje przed zakończniem ćwiczeń/wykładów, ewentualnie już po zaliczeniu wysyłają jakieś tam sygnały lub odzywają sie gdy wiedzą że pewna zależność ustała jako student-doktor
więc jeśli Ci sie podoba to nie rób NIC więcej nie zaczepiaj go nie zagaduj bo możesz facetowi tylko problemów narobić ... uśmiechnij się, siedz w 1 ławce, udzielaj sie na ćwiczeniach ale to WSZYSTKO, jeśli coś będzie chciał sam zainicjuje kontakt.
do mnie nawet wykładowca napisał ostatnio z którym miałam egzamin na maila uczelnianego, totalny banał zapytał o jakaś pierdołę ale widać było że wystarczyło pociągnąć temat i juz by był z tego "romansik" jednak poczekał aż skończe z nim mieć zajęcia żeby zagadać.
ahh jak ja uwielbiam takie tematy
poczytaj sobie mój też mam pewien epizod z doktorantem ale mój ciągnie się jak flaki z olejem
według mnie nie dał Ci do zrozumienia nawet w % że mógłby być Tobą zainteresowany, skoro spotkaliście się w tym samym miejscu o tym samym czasie to kultura tego wymaga aby powiedzieć cześć/dzień dobry czy zagadać jeśli jest sie bardziej wyluzowanym...
z tego co "mój" doktorant mi mówił, Ci co mają wiecej oleju w głowie nie schodzą na żadne prywatne relacje przed zakończniem ćwiczeń/wykładów, ewentualnie już po zaliczeniu wysyłają jakieś tam sygnały lub odzywają sie gdy wiedzą że pewna zależność ustała jako student-doktor
więc jeśli Ci sie podoba to nie rób NIC więcej nie zaczepiaj go nie zagaduj bo możesz facetowi tylko problemów narobić ... uśmiechnij się, siedz w 1 ławce, udzielaj sie na ćwiczeniach ale to WSZYSTKO, jeśli coś będzie chciał sam zainicjuje kontakt.do mnie nawet wykładowca napisał ostatnio z którym miałam egzamin na maila uczelnianego, totalny banał zapytał o jakaś pierdołę ale widać było że wystarczyło pociągnąć temat i juz by był z tego "romansik" jednak poczekał aż skończe z nim mieć zajęcia żeby zagadać.
przeczytałam Twój. U Ciebie była inicjatywa. U mnie jej brak. No cóż. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wziąć Twoja radę do serca i nie okazywać większego zainteresowania dziękuję
Sama nie do końca wiedziałam do kogo z tym pójść i pomyślałam, że może najlepiej usłyszeć opinie kogoś obcego. Wiem jednak na pewno, że nie mogę powiedzieć tego nikomu z moich znajomych. Sprawa wygląda tak, że jestem na 3 roku studiów. Ja wiem, że słyszy się o romansach między studentkami, a wykładowcami, ale ja potraktowałam to bardzo personalnie. W tym semestrze moim prowadzącym zajęcia został pewien doktor. Wygląda na 30 lat i myślę też, że więcej nie ma. Na początku oczywiście wpadł mi w oko: jest młody, nawet przystojny, chociaż to pewnie kwestia gustu, widać, że ma podobne upodobania muzyczne jak ja. Niedawno całkiem przypadkiem wpadliśmy na siebie na koncercie. Oczywiście byłam mega zdziwiona. Pamiętał, z którego roku i kierunku jestem, chociaż nie jestem pewna czy z nazwiska. Pożartowaliśmy trochę, wymieniliśmy się poglądami na temat zespołów, które właśnie grają, zapytał mnie kto jest moim promotorem i dlaczego wybrałam akurat tę katedrę. Było kompletnie inaczej niż na uczelni, bardziej na luzie. Chyba wtedy poczułam, że nie patrzę już na niego jak na Pana doktora, tylko jak na mężczyznę, którego mogłam poznać w każdym innym miejscu. Niedługo będę miała z z nim zajęcia i nie jestem pewna jak się zachować. Jak on się zachowa. Pewnie rozpozna mnie, tylko, że co dalej. Na uczelni to jest totalnie inny grunt. Mam wrażenie jakbym nie miała odwagi przez to na jakim jest stopniu (i że mnie uczy) zachowywać się bardziej na luzie, pogadać, zapytać jak mu się koncert podobał, bo chyba wyszedł wcześniej (ja musiałam iść do znajomych i nie zauważyłam tego). A najgorsze jest to, że jestem pewna, że już więcej taka sytuacja się nie powtórzy byśmy się przypadkiem spotkali - ja ,gdy będę sama i on. Śmiem przypuszczać, że nikogo nie ma, bo był wtedy sam. Jak Wy to widzicie? Jest jakiś sens w to brnąć? Czy dać sobie spokój?
Wiesz, to dobra pora by już teraz nauczyć się zasad postępowania - co potem przyda się w pracy. Na uczelni łączą Cię z nim stosunki zawodowe tak jak będą łączyć Cię z przełożonymi w pracy. Nie przekracza się tych granic. W pracy jesteśmy profesjonalistami i zajmujemy się tym za co odpowiadamy. Po pracy stosunki prywatne mogą łączyć Cię z kim chcesz, możesz spotykać się na drinka nawet z przełożonym jeśli zechce przekroczyć on tę granicę - co w praktyce nie zawsze potem dobrze przekłada się na stosunki w pracy.
Pracę od prywatnego życia najlepiej rozdzielić.
Tak więc zagadywanie wykładowcy na jego zajęciach o przypadkowe spotkanie na koncercie i dawanie sobie przyzwolenia na "flirtowanie" to lekka przesada.