Czuje, że stoję nad przepaścią, ponieważ mam dwa ruchy - tak jak i teraz, dwa możliwe ruchy.
Gdy rzucę się w przepaśc - odejdę od niego, to już nigdy więcej go nie zobaczę, nie usłysze, nie poczuje zapachu ani dotyku. Gdy zrobię krok do tyłu - zostane z nim, musze przygotować się na płacz samotny w nocy, zranienia, niedomówienia.
Jesteśmy razem 3 lata ,od roku zaręczeni.
Zakochałam się w nim w pierwszej chwili kiedy go zobaczyłam, jest moim pierwszym, ale czy będzie jedynym?
Do rzeczy, bo za bardzo jestem romantyczna i opowiadam jak bym pisała wiersz, proszę Was o pomoc, pisze do Was, bo do dyspozycji mam tylko poduszke obok siebie...
Pół roku temu postanowiliśmy razem zamkeszkac,cudowna euforia, tak, codziennie budzenie sie ranem, itp, akurat tak czekaliśmy na mieszkanie, że termin ten wypada za ok tydzien i tak naprawdę mamy się już powoli pakować.
Od paru dni on ma wątpliwości ,ciągle wątpliwości mnóstwo, rozumiem jako mężczyzna boi się o pracę, chcę nowa, dobrze płatna - rozumiemy, jedbak jego oczekiwania godne księcia są tak wysokie, ze nic nie jest odpowiednie dla niego.
Psuje nam się samochód, konkretnie to jest jego naprawa będzie kosztowna, nie stać nas - mój tata wyszedl z inicjatywy, ze da nam swój bo on akurat chce kupić sobie nowy, a to był by dla nas prezent. On go nie chce, powiedział, że nie będzie jezdzic kosiarka ( gdybyście widzieli minę mojego taty, który za darmo chce dać nam swój ukochany samochód - fiata pade 6 latke w idealnym stanie). Za to nie moge słuchać jego jęków na temat, że nie mamy czym jeździć bo on nie ma bmw.
I najgorsze, aż mi łzy lecą, ma wątpliwości czy chce ze mną mieszkać, dosłownie słyszę ból serca jak ukochaną osoba, 2 tygodnie przed zamieszkaniem mówi, że ma wątpliwości czy damy rade jako para, czy się nie rozstaniemy, czy on ze mną wytrzyma. Wcześniej się cieszył, planowal wspólne mieszkanie...
Boi się o to, że się nie dogadamy ze sprzątaniem, bo zwracam mu uwagę, że np prontem nie myje się podłogi ( prontem tym do mebli) tylko mopem woda płynem - tak, nie potrafi sprzątać...
Dziś miał do mnie pretensje, ze go nie rozumiem, że się obrażam, chodź nic się nie obraziłam, pretensje, że nie rozumiem jego uczuć. Gdy go przytuliłam i na ucho wyszeptałam " po mimo tej sytuacji pamietaj, że bardzo Cie kocham" nie odpowiedział nic. A zawsze na każde "kocham Cię" była odpowiedź ja Ciebie tez, standardowo on mi mówił, że mnie kocha.
Od paru dni nie usłyszałam, że mnie kocha co było codziennością. Nie przytula, co uwielbiał się przytulać. Nie dotyka, nawet nie dotknie za rękę jak idziemy, jest mu to obojętne czy go dotknę czy sama wezmę rękę.
Dziś rowniez stałam przed nim zapłakana, mówiłam, że nie mam siły juz, przytuliłam się....powiedział " no widzisz, może lepiej było by Ci be ze mnie ", a czułam się jak bym przytulała manekin.
Nie pozbierm się jak od niego odejdę, miał być moim jednym...tak bardzo go kocham.
Prosze, doradźcie, jakies słowo, cokolwiek...