Ktoś może mi to wyjaśnić?
Przecież to drogie, a im mniej się tej śmierdzącej chemii używa, tym jest człowiek ładniejszy i zdrowszy.
Żele pod prysznic, toniki do twarzy, do demakijażu jakieś płyny, balsamy z alkoholem (jak ma to nawilżać skórę?), masła ze składem 50 rakotwórczych chemikaliów...
Przecież wystarczy mydło prawdziwe do umycia się, a do zmywania makijażu jakikolwiek tłuszcz, najlepiej jakiś olej. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby jakikolwiek podkład czy tusz oparł się olejowi.
Najśmieszniejsze są te balsamy "z masłem shea" z "olejkiem arganowym", co jest wymienione w składzie na samym końcu, a na początku 5 potwierdzonych naukowo rakotwórczych chemikaliów. Czemu nie kupujecie masła shea samego? Albo olejów, jakichkolwiek, jeśli uważacie, że po kąpieli skóra potrzebuje nawilżenia?
2 2016-06-21 23:43:24 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-06-21 23:44:54)
Nie uzywamy.
Wlosy myję soda i octem. Twarz ściereczką z mikrofibry/muślinu I wodą albo olejem jojoba.
Do peelingu tez używam ściereczki z mikrofibry.
Ciało myje orzechami myjącymi albo mydłem potasowym.
3 2016-06-22 00:06:24 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2016-06-22 00:09:45)
Ja trochę używam ale niewiele.
Muszę mieć ze sklepu szampon, dezodorant, pastę do zębów, mydło-żel do mycia ciała.
Ostatnio także balsam do ciała Neutrogena ale używam na przemian z olejem kokosowym.
Reszta naturalna, samodzielnie zrobiona z roślin przede wszystkim.
a poza tym melonko czy tusze i podkłady, których używasz to nie są rakotwórcze tak jak reszta?
hm, odezwały się te, które nie używają ;d To mi chyba nikt nie odpowie na to pytanie
makijażu używam bardzo rzadko, raz na dobrych parę tygodni bądź miesięcy. A tusz, błyszczyk zrobiłam ostatnio sama. Kupiłam też parę rzeczy na podkład i pigmenty naturalne na cienie. Na razie jestem zielona w tym, ale chcę ogarnąć.
Ale mówię o dziennej pielęgnacji i o tym, że nie rozumiem, czemu tyle osób używa takiej ilości rakotwórczych produktów codziennie, parę razy dziennie mówiąc, że to dla zdrowia/urody.
Co do dezodorantu - u mnie się sprawdza olej kokosowy zmieszany z mąką kartoflaną i sodą i kroplą oleju miętowego.
Kosmetyków pielęgnacyjnych używam ekologicznych, tudzież aptecznych jak muszę a czasem muszę.
Natomiast codziennie się ostatnimi czasy maluję, bo? Bo lubię, artystyczna ze mnie dusza, a to jednak jest nieco artystyczne Nie będę żyła na tyle długo żeby makijaż zdążył mnie zabić, a wszak wysokiego Indeksu glikemicznego nie ma
6 2016-06-22 22:40:55 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2016-06-22 22:42:58)
Dlaczego? Odpowiem w swoim imieniu, bo udzielanie odpowiedzi za innych wydaje mi się nie w porządku.
Należę do osób które kupują raczej dużo kosmetyków, lwią część stanowią te stworzone do pielęgnacji-ulepszania włosów, są to różnego rodzaju odżywki, jedwabie, olejki itd. Natura wyposażyła mnie w falowane włosy, w dodatku są one u mnie długie. Falowane włosy bez prostowania sprawiają wrażenie niechlujnych (może nie u każdego, ale u mnie owszem), a że częste, mocne prostowanie wyniszcza, muszę bardziej (niż osoba prostowłosa) inwestować w 'produkty naprawcze'. Niektóre z nich są dość drogie (np. serum za 120 zł), dobry jedwab - ok./troche ponad 100 zł, - niektóre tanie (maska/serum/odzywka za 12-15 zł), olejek lniany - 15 zł, szampony muszą być delikatne, dla dzieci, bądź ziołowe itede, itepe. Mogłabym ganiać z niewyprostowanymi, nieodpowiednio zrobionymi, wybłyszczonymi, i nawilżonymi, ale wtedy czułabym się hmmm...brudna (proste włosy dają wrażenie elegancji, czystości, ponadto są w dotyku pieszczotliwie gładkie). Mam ponadto dużo wszelakich pachnideł, oraz rzeczy do makijażu twarzy.
Po co mi to? Bo kiedy tego nie robiłam (czyli w latach nastoletnich, powód - nie miałam wtedy pieniędzy, bo pieniądze z prac dorywczych szły na inne rzeczy) czułam się bardzo niekomfortowo. Lubię wyróżniać się na plus wyglądem (w moim otoczeniu - praca, znajomi, a także droga do mieszkania od sklepu jednego, drugiego - jest mało osób zadbanych w takim stopniu), to sprawia mi przyjemność, nie widzę w tym niczego wstydliwego w przeciwieństwie do innych kobiet. Zawsze chciałam być taką trochę sztuczną lalką w oparach chemicznych woni , co gdy tylko stało się możliwe do zrealizowania, zaczęłam z radością realizować.
Jest też inny powód - dla mnie kosmetyki są czymś w rodzaju fetyszu, jak niegdyś płyty cd/książki. Niektóre wybieram bo spodobał mi się flakonik/opakowanie/kolory Wchodząc do łazienki czuję się często jak w tajemniczym ogrodzie.
Naturalność jest passe Nigdy zresztą nie rozumiałam tej wszechobecnej gloryfikacji naturalności.
Naturalność jest passe
Nigdy zresztą nie rozumiałam tej wszechobecnej gloryfikacji naturalności.
???
Odnoszę wrażenie, że z każdej strony napastuje człowieka gloryfikacja sztuczności...
Ja kupuję kosmetyki chyba z lenistwa Nie umiem (i nie chce mi się poświęcić czasu na naukę
) ich robić z naturalnych składników. Kiedy postanowiłam skierować sie w stronę natury to nakupiłam sobie w zielarni różnych olejków. Wcale nie jestem przekonana czy one są takie znowu naturalne, ale wrażenie sprawiają
No i ...średnio mi się podobają. Czuję się jak naleśnik okapujący tłuszczem, lepka i błyszcząca
Nie zauważyłam żadnych korzystnych rezultatów - wprost przeciwnie, wydaje mi się, że one się w ogóle nie wchłaniają i mam skórę bardziej suchą niż miałam (oczywiście jak tłustą warstwę zmyję ).
A że skórę mam wściekle suchą i nie znam na nią naturalnych sposobów - paćkam ją więc regularnie wszelkimi mazidłami jakie dają nadzieję, że zrobi się nieco mniej sucha
Żele pod prysznic kupuję tylko dlatego, że pachną. Bo poczucie czystości daje mi już umycie się samą wodą. Ale sama woda jest strasznie nudna...
8 2016-06-23 02:41:39 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2016-06-23 02:43:07)
Od czasu do czasu kupuję kosmetyki, gdzie jest chemia, ale staram się, by było jej nie tak dużo lub nie było takich najgorszych składników (tzn to kwestia umowna, tak po prostu sprawdzam), no i najlepiej jak składniki aktywne są jak najbliżej początku składu. Nie zawsze tak kupowałam, ale faktycznie, tam gdzie jest sama chemia i na końcu składniki aktywne nie ma zbyt dużo efektów, a czasem jest podrażnienie, a gdy jest chemia, ale za to są też składniki aktywne w miarę na początku to efekt już jest. A czasem też kupuję kosmetyki Nacomi (jeśli można wymienić firmę), bo są rewelacyjne, nie takie drogie, a przy tym polskie i skład rewelacyjny Nie ma żadnej chemii itp. Same naturalne składniki np masło shea, olej kokosowy, a przy tym pięknie pachną, nie sądziłam, że naturalne kosmetyki mogą tak fajnie pachnieć
No i działają świetnie, efekty są długotrwałe, duże, a nie takie średnie i na krótko. Balsamy do ciała np fajne są też Isany, jeden co mam ma sporo mocznika, działa bardzo dobrze. Także nie jest to sama chemia co używam.
bo to im poprawia samopoczucie., jak kazde zakupy? No moze poza spozywczymi... Niektore lubia jak im sie polki w lazience uginaja. Moze od tego czuja sie piekniejsze...
Przecież to drogie, a im mniej się tej śmierdzącej chemii używa, tym jest człowiek ładniejszy i zdrowszy.
Śmierdzącej? Przecież to właśnie ta chemia sprawia, że one ładnie pachną, a naturalne już niekoniecznie .
melonka, myślę że przesadzasz... Kosmetyki z Twojego opisu jawią mi się niczym stężone kwasy.
Lubię naturalną pielęgnację, interesuje mnie to, chociaż w ciągu roku nie mam dostatecznie dużo czasu, by robić sobie mydła itd. Najważniejszy jest umiar i zachowanie równowagi - jeśli o mnie chodzi korzystam z dobrodziejstw naturalnej pielęgnacji, jak i tej 'kupnej'. Czasem to ta trująca drogeryjna odżywka może okazać się skuteczniejsza niż domowe mazidełko.
ps. a propos chemii, radzę Wam uważać na monotlenek diwodoru. Skubany jest wszędzie.
Ze zwykłego chciejstwa. Ja nie zawsze kupuję dlatego, bo potrzebuję. Czasem nawet zasugeruję się reklamą w TV i tak rosną zapasy w szafce i sterta napoczętych kosmetyków:))
Temat wątku przypomniał mi żart-zagadkę...
-Dlaczego kobiety noszą szpilki, malują się i perfumują?
-Bo są małe, brzydkie i śmierdzą.
A bardziej w temacie - jestem okropnym leniem. Kompletnie nie chciałoby mi się samej tworzyć jakichś cudów, kombinować ze składnikami, mieszać i te pe. Lubię gotowe. Lubię mój krem, który sprawia, że nie sypie mi się skóra z twarzy, lubię moje specyfiki do włosów, które sprawiają, że nie przylegają do mnie jak sierść do mokrego Azorka. Niektóre z nich sprawiają, że muszę rzadziej wykonywać czynności, których nie cierpię albo zmniejszają rzeczy, które dokuczają mi w moim wyglądzie/codzienności.
Bardzo chciałam się kiedyś przestawić na naturalną pielęgnację, dokształciłam się, pokupowałam jakieś oleje i inne naturalne dyrdymały. jak systematycznie pogarszał mi się stan skóry/włosów mówiłam sobie bzdury typu - "dobrze, organizm oczyszcza się z toksyn, w końcu będzie lepiej". No więc nie było:/ eksperymentowałam z masą ziółek i innych badziewi z mądrości blogosfery, żeby wreszcie po 2 latach wrócić do normalnej kosmetyki. Miło znowu słyszeć na ulicy, że wyglądam jak licealistka pomimo powolnego zbliżania się do trzydziechy.
Tak więc z sodą, mydłem potasowym czy aleppo, octem, olejami itp nie lubimy się bardzo, a inteligentne podjeście do składów kosmetyków aptecznych/drogeryjnych to inna para kaloszy.