Przyjaciel do wynajęcia - warto było? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 9 ]

1 Ostatnio edytowany przez jamenicka (2016-05-13 22:50:42)

Temat: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Witam. Dotychczas byłam bierną użytkowniczką tego forum, jednak dzisiejszy dzień zaskoczył mnie na tyle, że muszę się z kimś nim podzielić (do niedzieli w domu pusto).
Temat nie jest przypadkowy, a ocenę zostawiam wam. Nakreślę tylko przebieg zdarzeń.

Dwa lata temu, mój świat się rozsypał. Zaczęło się dość sztampowo - okazało się, że mąż mnie zdradza. Dużo gorszy był fakt, że najlepsza przyjaciółka, która mnie pocieszała, później okazała się tą, z którą mnie zdradzał. Natomiast ludzie ogólnie nazywani przyjaciółmi okazali się zwykłymi pijawkami szepcącymi za plecami.
Jeden punkt prowadził do kolejnego. Wystarczył tylko mały kryzys finansowy i pewien zbieg okoliczności.

I oto ja. Kobieta, lat 30, 171cm wzrostu, 70kg wagi, sama jak palec i to dosłownie.
O ile z problemami firmy dość szybko się uporałam (choć głównie to zasługa wspólnika) o tyle w pozostałych sprawach poległam na całej linii.
Nie mogłam się pozbierać. Żeby uciec spędzałam w pracy po kilkanaście godzin dziennie, po czym wracałam swojego prowizorycznego kuchnio-pokoju, żeby bezmyślnie gapić się cały wieczór w telewizor - tak, nim mój mąż okazał się złamasem wybudowaliśmy duży dom z którym wiązałam wiele jakże bezsensownych planów - niestety był nie wykończony, a ja jakoś nie umiałam się na to zebrać i stąd ta prowizorka (z resztą o ten dom jeszcze długo się kłóciliśmy).
Wspólnik miał mnie już dość w firmie i kazał nie wracać póki się nie ogarnę bo tylko "powietrze marnowałam". Niby próbowałam się jakoś pozbierać, ale ludzi wypełniających dotąd mój czas też nie było, to co wcześniej uważałam za hobby wcale nim nie było, a plany znalezienia nowych kończyły się na planach. Wniosek: sensem mojego istnienia była praca - to jeszcze bardziej dusiło.
I tak wegetowałam bezczynnie przez kolejne półtora miesiąca (najgorsza była właśnie ta stagnacja), aż przyjechała do mnie na weekend siostra (bardzo rzadko się widujemy) wieczna optymistka, co jeszcze bardziej mnie dołowało, ale przynajmniej miałam z kim porozmawiać. Stwierdziła, że idzie wiosna i czas na zająć się domem - to miało być jej panaceum na wszystko, niestety odrazu zaczęła planować mi cały dom i kolejny raz czułam ulgę gdy odjeżdżała. Choć nie rozumiała, że bardziej od remontu potrzebuję czyjegoś wsparcia, to w jednym miała rację - czas na zmiany.
Jej działania miały swój efekt uboczny. Wieczorem gdy szukała w necie ludzi do wykończeń (odruchowo szukała z jej okolic - ale wolałam jej nie uświadamiać) wpadło mi w oko inne ogłoszenie, które wprowadziło mnie na trochę dziwną myśl. Gdy siostrę miałam z głowy odszukałam to ogłoszenie. Tytuł i opis w skrócie sprowadzał się do formułki: "Przyjaciel do wynajęcia + wykończenia + ogrody".
Dziwna myśl po długim rozważaniu skrystalizowała się w ciut szaloną ideę. Skoro ktoś ma na mnie korzystać, to niech to będzie na moich warunkach, w najgorszym wypadku stracę trochę pieniędzy, a przynajmniej wiem, że płacę i nikt nie wbije mi noża w plecy.

Tak więc zadzwoniłam i skorzystałam. Początek był trochę dziwny. Podczas rozmowy przez chwilę myślałam, że rozmawiam z kobietą, ale szybko okazało się, że to facet, tylko przez telefon jego głos brzmi wysoko wink. Bardzo zwięźle opisałam swoją sytuację i czego oczekuję, określił co może, a czego nie może, ustaliliśmy podstawowe warunki (tzn. zasadę zachowania poufności; że w każdej chwili mogę zrezygnować lub on zrezygnuje gdy uzna, że jest niepotrzebny; kwestię płatności; że potrzebuje 3-4 m2 na kąt do spania i swoje rzeczy (minimalista) lub jakąś stancję niedaleko; że aby nie wieźć wszystkiego przez pół polski, narzędzia kupi na miejscu jak już będzie wiedział co jest mu potrzebne; oraz kilka innych drobiazgów), a na koniec powiedział, bym się zastanowiła i dała znać.
Najbardziej wahałam się nad tym żeby wpuścić obcego faceta do domu – w końcu niedawno wykopałam męża (z którym wciąż miałam problemy) i oczywiście kłopoty z zaufaniem, ale stwierdziłam, że spotkam się z nim w mieście, a w razie czego zapłacę za fatygę i papa. Tak też zaproponowałam, zgodził się, decyzja zapadła.
Pierwsze spotkanie to też małe nieporozumienie. Czekałam w cukierni, a tu podchodzi jakiś łepek 16 może 18 lat z plecakiem na plecach i się przedstawia. Pomyślałam "Głupia, znów dałaś się zrobić w trąbę" i już zaczęłam się powoli zbierać do wyjścia w miarę grzecznie mówiąc, iż byłam przekonana, że mam do czynienia z kimś starszym i posiadającym umiejętności poparte doświadczeniem, ale dość szybko wyprowadził mnie z błędu. Okazało się, że jest młodszy ode mnie, ale tylko trochę (czy wy też chciałybyście mieć takie geny?). W kwestii umiejętności też szybko mnie przekonał, a do tego wyglądał absolutnie nie groźnie. Ryzyk fizyk - kupiłam to.

Pierwsze kilka dni było trochę dziwnie, wiadomo - dwoje obcych ludzi, musieliśmy się powoli poznać. Raczej mało mówił, choć był dość bezpośredni, za to uważnie słuchał, bardzo dużo mnie obserwował (momentami było to nawet krępujące), ale w końcu uznałam, że tak ma być i dałam się ponieść.
Później poszło już z górki. Dobrze się rozumieliśmy, razem spędzaliśmy czas, rozweselał mnie, gotował, wymienialiśmy się poglądami, graliśmy, oglądaliśmy filmy, robiliśmy wszystko to co robi się z przyjaciółmi, a nawet dużo więcej, z tym, że on mieszkał u mnie na piętrze. W międzyczasie oczywiście robił projekty, wykańczał dom, zrobił meble, załatwił wyposażenie, itd i spisał się świetnie, ponadto - choć w umowie tego nie było - zajął się ogrodem/roślinnością, oczkiem wodnym, postawił płot, saunę i domek gościnno-imprezowy (sam zrobił solary), a nawet samowolnie naściągał zwierzyny. Najważniejsze jednak było, że umiał mnie podciągnąć i był bardzo dobrym doradcą - kiedy trzeba potrafił mnie pchnąć do przodu, a innym razem zastopować (parę razy nawet się "żerliśmy").
Dzięki temu poprawiłam stosunki z rodziną, a zwłaszcza z siostrą, inaczej podchodzę do ludzi, nauczyłam się lepiej żonglować czasem, w pracy spędzam go dużo mniej, jestem asertywna, lepiej rozumiem otoczenie, poszerzam horyzonty, nauczyłam się nie przejmować zbędnymi rzeczami, uważniej patrzeć, analizować, potrafię cieszyć się życiem i otworzyłam się na świat. Po prostu zmieniłam się przez te 4 miesiące i jestem szczęśliwa.
Bardzo wiele mnie nauczył też od strony praktycznej. Nauczył mnie wykonywać drobne naprawy - to daje satysfakcje, dłubać w drewnie, biegać, boksować (i innych technik), strzelać z łuku, teraz lubię sport (rekreacyjnie - wcale nie jest monotonne), polubiłam gry komputerowe, pokazał mi piękno natury zaczynającej się kilka kroków od domu, wyciągnął do lasu, uczył mnie tropić (nie mylić z polowaniem!), uczył rozpalać ogień bez zapałek, obserwować, gotować, robić  konfitury, naczynia i wiele innych - dla większości ludzi - bezużytecznych rzeczy.
Na początku dawał wrażenie dość przeciętnie inteligentnego i trochę ciapy, a jego kogucia waga i młody wygląd wcale powagi mu nie dodawały, ale okruszek po okruszku okazało się, że to tylko pozór. Zadziwiające jak pierwsze, a nawet drugie wrażenie może mylić wink
Okazało się, że choć zwykle bywa niepoważny, bez zbędnych barier/oporów, to gdy trzeba potrafi być elokwentny, delikatny i ostrożny, a nawet czarujący, jest przy tym cholernie inteligentny, ma ogromny zakres wiedzy i genialnie szeroki światopogląd, mówi w kilku językach, ciągle chce wiedzieć więcej, a przy tym wykazywał się zwykłą (a może niezwykłą) życiową mądrością - trochę to żenujące, że jest przy tym młodszy o de mnie.  Jednak, to właśnie dziś mnie zaskoczył najbardziej (w międzyczasie rozmawiałam z nim telefonicznie raptem 3 razy).

Dziś rano ktoś zapukał do drzwi. Otwieram, a to jakiś wielki, brodaty facet, wręcza mi paczkę i mówi: "Z pozdrowieniami od B.", po czym odchodzi i odjeżdża motorem.
I tu muszę zaznaczyć, że każdy kto choć trochę mnie zna, wie, że od zawsze chciałam zanurkować z poławiaczami pereł i zobaczyć podziemną rzekę.
Rozpakowuję, a to duży słój z wodą i trzema dużymi małżami w środku. Na słoiku kartka "Wyłów co Twoje i wybierz się w końcu na te wakacje wink B." - trochę głupio, ale jak to zobaczyłam popłakałam się jak małe dziecko. A do tego numer telefonu z dopiskiem "15 lipca - prywatny samolot na Palawan w cenie czarteru".
I jak myślicie? Chyba było warto, nie?

---------
Się rozpisałam wink

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2016-05-13 22:57:23)

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Było warto!!!

Nie boisz się, że będzie Ci Go brakować?

3

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Dla mnie to brzmi jak reklama takich usług.

Bądź nowa...udoskonalona,przerobiona wersja Pretty Woman, czy innego Kopciuszka.

4

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?
Krejzolka82 napisał/a:

Nie boisz się, że będzie Ci Go brakować?

Przez parę dni było trochę dziwnie bez jakiegoś hałasu czy krzątania w domu, ale miałam rodzinę, pracę, znajomych (teraz zupełnie inaczej podchodzę do ludzi), zwierzęta, którymi muszę się zajmować, a znalezienie sobie zajęcia, czy delektowanie się lenistwem to nie problem.  Poza tym fakt, że on nie wykazywał się chęcią zachowania częstszych kontaktów, a rozmowa znim przez telefon to katorga, bardzo ułatwiały sprawę.
A do tego pochwalę się, że teraz jestem ze świetnym facetem, który za mną szaleje i chyba jestem w ciąży  (jakoś mnie to nawet nie martwi) wink

majkaszpilka napisał/a:

Bądź nowa...udoskonalona,przerobiona wersja Pretty Woman, czy innego Kopciuszka.

Pretty Woman? Kopciuszek? Jakoś nie widzę konotacji...

No a teraz wracam do maratonu z Grą o Tron. - świetny serial.

5

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Cóż,każdy korzysta ze swojej wyobraźni.

Okrasiłabym to nawet, mitem o Pigmalionie smile

6

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Nadal Cie nie rozumiem dziewczyno.

7

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Nie za bardzo to rozumiem, trudno mi teraz to ogarnąć, zamierzasz to powtórzyć?

8

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Ciekawe... Nic tylko zakładać ogłoszenie tylko gdzie to takie rzeczy znalazłaś? smile

walne se odrazu takie coś:

OGłOSZENIE napisał/a:

-Przyjaciel do wynajęcia + wszystko dla domu + wszystko dla samochodu + wszystko dla Ciebie smile , możliwość wynajęcia na dłuższy okres*

*kup teraz = małżeństwo


Jakieś zainteresowane???


hehehe

9

Odp: Przyjaciel do wynajęcia - warto było?
Halexandra1 napisał/a:

Nie za bardzo to rozumiem, trudno mi teraz to ogarnąć, zamierzasz to powtórzyć?

Nie, nie widzę takiej potrzeby i wolę żeby już nie wystąpiła.

Adrian89 napisał/a:

gdzie to takie rzeczy znalazłaś?

W lokalnych Adrianku, w lokalnych wink
Swoją drogą ciekawie kombinujesz. Pod pozorem zwykłego ogłoszenia, chciałbyś kobietę w małżeństwo wpędzić. Oj, szowinista z ciebie wyłazi... i to jaki podstępny ;P

Posty [ 9 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Przyjaciel do wynajęcia - warto było?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024