Spotykam się z dziewczyną 3 miesiące. Dla mnie to pierwsza prawdziwa miłość, ona ma za sobą niezbyt przyjemne doświadczenia z poprzednich związków. Nie twierdzę, że jej nie zależy, ale ona ma problem z bliskością. Nie okazuje uczuć, wszystko wychodzi ode mnie. Sama zresztą zdaje sobie z tego sprawę i sama wie, że ma ze sobą naprawdę spory problem mentalny. Bardzo różnie się zachowuje, często narzeka, mówi, że jakoś wszystko jej obojętne. Że nie wie czy jest w stanie mieć wobec kogoś zobowiązania że czuje się wypalona. Tego typu teksty trafiają się często, choć z drugiej strony przyznaje, że jestem kochany i też czuję, że jestem dla niej ważny. Tylko ta bliskość i zaangażowanie. Dla mnie to trwa za długo, ten problem. Ja się staram, a ona olewka. Nie taka do końca, ale po prostu czuje się rozczarowany. Gdy patrzę na to pod względem rozumu to powinienem sobie dać spokój i poszukać dziewczyny, która będziesz chciała tej bliskości, która będzie dawać od siebie więcej. Ale ja ją naprawdę kocham, zależy mi na niej. I łudze się, że coś ruszy z miejsca.
Po poniedziałkowym spotkaniu na którym kolejny raz musiałem wysłuchiwać jej problemów, wątpliwości i odczułem kompletny brak bliskości... nie piszę do niej. Ona tego samego dnia wieczorem napisała jeszcze z jakąś pierdola, odpisałem jej i tyle. Cisza, z jej strony tylko snapy. Szczerze mówiąc momentami naprawdę mam dosyć. Po ludzku zastanawiam się po co mi to, gdy ta druga osoba żyje jakby w innym świecie. I widzę, że nie czuje do końca tego co ja.
Najgorszy jest jednak fakt, że te jej teksty i zachowania w głębi serca mnie nie odrzuciły. Tylko czasem trzeba chyba na to spojrzeć inaczej.