W dziewictwie tak naprawdę chodzi o spełnienie pewnej "baśni". Praktycznie każda nastoletnia dziewczyna marzy o "księciu z bajki", czyli tym jednym, jedynym mężczyźnie na całe życie. I każdy mężczyzna marzy o swojej "pięknej", którą może uratować. To pragnienie prawdziwej i wyłącznej miłości jest wpisane w człowieka na stałe. Nikt nie chce być tym drugim, piątym, czy piętnastym... Ale życie to nie jest taka prosta bajka, w której zawsze wszystko się dobrze układa. Czasami zdarza się, że robimy coś pod wpływem chwili, że zaufamy komuś, komu nie powinniśmy ufać... I oddajemy swoje ciało i duszę osobie, która na to nie zasługuje. Każdy czlowiek nosi w sobie pewne zranienia, jest ukształtowany przez swoje środowisko, przez kulturę i wcześniejsze doświadczenia. Czasami w seksie nie tyle chodzi o seks, co np. o poczucie akceptacji, złagodzenie strachu przed samotnoscią, a nawet różne zachowania autodestrukcyjne.
Jesteśmy tylko ludźmi i możemy się mylić, ale od nas zależy, co z tą pomyłką zrobimy. "Dziewictwo nie jest ważne" - tak krzyczą osoby, które juz je straciły i chcą odebrać mu wartość, żeby poczuć się lepiej. I to jest jedna droga - stwierdzić, że to nie ma znaczenia i wchodzić w kolejne związki, uprawiać seks z kolejnymi partnerami i okłamywać siebie, ze taki jest dzisiejszy świat i tak nalezy robic. Ale coś, co głęboko w środku nas zostało zranione, nadal bedzie tam tkwiło. To takie zamiatanie śmieci pod dywan. Druga mozliwość, to uznać własną pomyłkę, wybaczyć sobie i nie popełniać więcej tego błędu. Szanować siebie i swoje ciało, pójść w ślad za pragnieniem tej jedynej, prawdziwej miłości. Myślę, że tylko taki sposób postępowania pozwala na wyleczenie tego zranienia i późniejsze otwarcie się na inną osobę.
Problem postawiony w tym temacie postrzegam bardziej jako wyraz stereotypu, który uzależnia wartość kobiety od bycia dziewicą. Nie widzi się innej możliwości, tylko albo dziewica, albo szmata. Denerwuje mnie ta nierówność społeczna, że mężczyzna ma przyzwolenie na uprawianie seksu z wieloma partnerkami (nawet "wymaga" się od niego doświadczenia), natomiast kobieta ma być tą "czystą", gdy tymczasem oboje powinni być mierzeni ta sama miarą.
Jestem zaręczona. Mój ukochany mężczyzna był z kilkoma kobietami wcześniej. I mnie to boli. Bardzo boli. Domyślam się, że taki sam ból odczuwa mężczyzna, który wie, że jego ukochana była wcześniej z kimś innym, że inna osoba dotykała jej w tak głęboki i intymny sposób. Jedyna metoda na poradzenie sobie z tym, to szczera rozmowa i przebaczenie. Nie jest to łatwe, ale tylko w ten sposób można sobie z tym poradzić. Udawanie, że liczba partnerów ukochanej osoby nie ma znaczenia, to jak zamiatanie śmieci pod dywan. Rośnie złość i gniew, zaczynają draznić różne "drobiazgi", w końcu związek się rozpada. Oczywiście nikt nie powie, ze to z powodu liczby partnerów, tylko znajdzie inne wytłumaczenie, bo przecież jesteśmy "wyzwoleni" i "racjonalni".
Oczywiście moga istnieć pary, które będą miały po wielu partenrów wcześniej, które aktualnie "bawią się" w trójkąciki i inne takie, a mimo to są zadowolone z życia, ale nie o takim typie związku toczy się ta dyskusja, prawda?