Witam
Chciałabym opisać swoją sytuację… wiem, że nawet samo opisanie tego troszku mi ulży…no więc jestem ze swoim mężem 8 razem (4 lata po ślubie). Poznaliśmy się mając po 19 lat, bardzo się o mnie starał (choć zdarzały mu się wpadki, jak wspominanie o swojej poprzedniej wielkiej miłości, jednak ona go zostawiła a on jakoś się pozbierał, to była taka licealna miłość, choć długo się zastanawiałam czy czasem mu kogoś nie zastępuje, niby przekonał mnie że nie). Mamy 8 miesięczną córkę – bardziej mąż chciał mieć dziecko, ja też ale nie tak jak on – ale bardzo ją kocham jest moim skarbem nie oddałabym jej nikomu. Mąż pracuje, ja nie mam urlopu macierzyńskiego – opiekuje się osobą niepełnosprawną i dorabiam redagowaniem tekstów. Dziecko to duży obowiązek i wydatek, więc oboje tyramy jak możemy…przed pojawieniem się dziecka uświadamiałam mężowi, że to dużo pracy – trzeba wstawać po nocy, w dzień nie ma czasu na sprzątanie itd…niby że on wie pomoże…a teraz dupa. Coś przybawi, coś pomoże…ale to ja tyram po nocy, ja w dzień sprzątam, gotuje (i to jakieś super rzeczy bo mąż dieta ze względu na złe wyniki), piorę, załatwiam sprawy, doglądam osoby niepełnosprawnej, zajmuje się dzieckiem…a po nocy redaguje teksty…bo jak nie zarabiam to że nie umiem zadać o pieniądze i że ich mało…fakt dziecko kosztuje…ostatnio chorowało, leki i lekarze prywatni kosztowali, teraz trzeba kupić fotelik i inne rzeczy…jak by nie moje tyranie to by brakło na wszystko…ale co mnie boli…to, że mąż nie docenia mojej pracy, tego że mam anemię i śpię po 4 godziny na dobę…ostatni mieliśmy jechać do jego rodziny…ja że umyje sobie włosy bo już tłuste nie mogę już wytrzymać…a on ze złością, że mogłam to w dzień zrobić a nie teraz…a ja, że jeszcze małą przebiorę bo jest cała w soku i rodzina powie, że wygląda jak motłoch…a on, że popatrz najpierw na siebie…wydaje mi się, że mąż widzi już tylko same moje wady…że mną pomiata i nie docenia…seks jest raz na 2 tygodnie jak mu się chce…śpi w salonie, bo mała go budzi i musi się wyspać, ja śpię z córcią w łóżku…co chwilkę ma jakieś pretensje do mnie…kiedyś zwróciłam mu uwagę, że tak dalej być nie może…no to2 dni mi pomagał (ale okazał się strasznie tym zmęczony), przez 2 dni sprzątał po sobie – a potem od nowa…chodzę za nim i zbieram jego rzeczy do prania z całego domu, przekładam rzeczy, które bierze i nie odkłada na miejscę…a na końcu dostaje opierdol, że nie mam kiedy sprzątać…nie wiem, nie poznaje go nie był kiedyś taki…mieszkamy ze sobą prawie od początku związku – po 1,5 roku zamieszkaliśmy razem, przez 4 lata do ślubu był inny…czy da się udawać dzień w dzień kogoś innego? Ja już nie daje rady…mój dzień wygląda tak: 6 rano pobudka, dziecko, karmienie, przewijanie, opieka na babcią, sprzątanie, pranie, gotowanie, dziecko, zakupy, znowu dziecko, wieczorem dziecko śpi, przespie się 2 godzinki, potem pracuje do 2 w nocy nad tekstami, dziecko się budzi nie śpi do 4…od 4 spie do 6 i od nowa…ja już nie daje rady…on mnie nie docenia…a to nic…bo teraz chyba już wiem, że też widzi tyko moje wady…
Dziekuje za wysłuchanie, samo napisanie tego mi pomogło…
1 2016-03-12 00:54:05 Ostatnio edytowany przez magdalenka1811 (2016-03-12 00:57:25)
Hej nie mam dzieci ale Ciebie rozumiem...
U mnie sytuacja była taka sama dosłownie.
Ja się zajmowałem domem,obiady,pranie,gotowanie,praca i wiele innych.
A moja żona to tylko praca i nic innego według niej wystarczająco...
Do tego w międzyczasie jej flitr i 2 lata kłamstwa...
Rutyna to jedno ale drugie brak zaangażowania moja przez te lata nie doceniaĺa nic nigdy nie usłyszałem swoja dobrego...a tego brakuje..i Ciebie rozumiem.
U mnie dopiero się zmieniło jak powiedziałem swojej że się wypaliłem mam dość już chyba nie kocham i rozwód...
Od 3 miesięcy totalna zmiana pomaga i wogle wiele żałuje tyle że ja wypaliłem się i trochę już za późno i to boli...
Dam radę porozmawiajcie najwazniejsza to komunikacja.Ale szczerze co boli i nie jakieś godzenie seksem bo to na krótką mete ma sens.
A na dłuższą jeszcze gorzej.
A jak nie pomoże spotkanie małżenskie,terapia.
Ewentualnie wstrząs facetem...
Mężowie jak i żony zapominają o wszystkim po ślubie...
Straszne ale prawdziwe...ech
Co za czasy...nawet jak facet romantyczny to i tak zero doceniania
tylko już rozmawiałam z nim dwa razy...że jak coś się nie zmieni, to może oznaczać to koniec...i zawsze poprawił się na 2 dni...a potem od nowa...a przecież wie, że to ciężko bo jak pomagał przez te dwa 2 to był taki wykończony...a ja do tego jeszcze praca po nocy...a on usypiał zmęczony...może wie, że nigdy nie odeszłabym bo go kocham za bardzo nie wiem...czasem mam ochotę zostawić dziecko mu na tydzień i zniknąć, żeby się przekonał jak to jest - ale dziecka mi szkoda...
Najbardziej boli, że by chciał, żebym wyglądała tak jak na początku związku...piękna zadbana studentka....z pieniędzmi, nawet fajnym autem
i zadbana...uraził mnie tym, że powiedział, że wyglądam źle, jakby się mnie wstydził...ale jak mam malować paznokcie i się malować, jak wolę ugotować obiad czy wywiesić pranie...a jak pomaluje paznokcie to on wraca i mówi gdzie obiad...kurde wszystkiego nie dam rady...musiałabym już nie spać tych 4 godzin....
Nie kupuje sobie też tak jak kiedyś ładnych drogich ciuchów, mam ładne długie bląd włosy i tylko je podcinam...a mąż, że może byś się przefarbowało rude są ładne...a na początku mu to nie przeszkadzało...wszystkie pieniądze daje na dzidzię...wolę jej kupić...niż sobie no i też nie mogę już zarabiać tak jak dawniej bo więcej czasu na dziecko niż na pracę - a tyle ile wypracuję tylę mam...nie wydaję na ciuchy, fryzjera i kosmetyczkę...jak trzeba to umiem wyglądać, umalować się i ubrać...wstydu mu na jakiś uroczystościach nie robię - wręcz przeciwnie wszyscy zachwyceni...
Najgorsze jest to, że moja mama, która mieszka daleko nie może przeżyć tego, bo miałam robić po studiach stopień doktora nauk ekonomicznych...ale zgodziłam się na prośbę męża na dziecko...on jejździ sobie po Polsce i jak wraca zachwycony...z kim on to nie rozmawiał, co on to nie widział itd...ja co najwyżej mam czas na porywającą rozmowę z pediatrą na temat zmiany mleka na następne....wogóle odrzuciłam kilku porządnych facetów, którzy błagali na kolanach, żebym nie wychodziła za gościa który ma 30 kg nadwagi i nie ma matury...ale ja go pokochałam i nie patrzyłam na to jak wygląda i czy ma studia tylko jaki jest...wiem, że jego była wytykała mu, że po zawodówce będzie (zostawiła go też dla innego dla pieniędzy)....ja ani razu mnie nic nie wytknęłam....raz mi powiedział, że teraz jak nie mam super fajnych ubrań, przytayłam 10 kg po porodzie i już nie mam 19 lat tylko 27 to jest spokojny - bo nikt mnie inny nie zechce...może faktycznie...dawniej byłam taka radosna, potrafiłam się smiać ze wszystkiego na głos - inni to uwielbiali...ale wystarczylo, że ON zwrócił mi uwagę, że mój smiech jest dziwny...więc dla niego przestałam się śmiać...a z czasem już wogóle cieszyć z małych rzeczy...i moja zaraźliwa radość dla innych przestała istnieć...pytali cos się stało...a ja, że po prostu nie wiem...przecież nie powiem, że własny mąż powiedział, że to durne...nie wiem jak to naprawić...i czy warto, żebym to ja naprawiała...przecież nic nie zepsułam...im bardziej się staram tym on mniej to docenia...
4 2016-03-12 01:45:20 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-03-12 01:51:50)
Łatwo jest nie doceniać gdy przestaje się widzieć partnerkę, a zaczyna dostrzegać niewolnika. Pozwoliłaś na maksymalne przesunięcie granic. On ma prawa, ty masz obowiązki. Zacznij od rozmowy w czasie której powiesz wyraźnie, że od tego momentu jego udziałem są również obowiązki (konkretnie możesz wskazać w czym potrzebujesz pomocy ASAP).
Docenienie tego co robisz będzie możliwe dopiero, gdy przekona się na własnej skórze jak wiele musisz robić. Jeżeli się złamiesz i pozwolisz mu na nowo przesunąć granice, to wrócisz to punktu wyjścia. Trzeba wprowadzić rządy twardej ręki. Problem polega na tym, że zarówno zmiana w układzie sił w waszej relacji, jak i pozostawienie jej takiej jaka jest, może doprowadzić do rozpadu związku. Musisz się z tym liczyć, ale nie oznacza to, że musisz sie poświęcać za wszelką cenę.
Tak czy siak coś trzeba zrobić. Powiedz mu wprost (nie traktując tego jako pogróżki, lecz jako stwierdzenia faktu), że nie wyobrażasz sobie kontynuowania związku, jeżeli nie zmieni swojego podejścia do Ciebie i do obowiązków. Wyjaśnij mu, że uczucia wypalają się nie tylko u niego, nie tylko on widzi wady. Ty też widzisz bardzo wyraźnie jego lenistwo, dziadostwo i brak empatii.
Jego zachowanie i tekst o motłochu świadczą wyraźnie jak bardzo Cię nie tylko nie docenia, ale po prostu nie szanuje jako człowieka i jako partnerki. Nie ma co zniżać się do jego poziomu, ale warto pomyśleć o zdrowym egoizmie. Starać się o dobro swojego dziecka i swojej babci musisz, ale możesz sobie darować dbanie o takiego dziada. Zaoszczędzony czas poświęć sobie i może ten piękny, wyperfumowany, z nadmiarem czasu dostrzeże, że nie ma już niewolnika. Dziad z niego, a nie mężczyzna. Tylko dziad jest zdolny do takiego wykorzystywania kobiety, z którą jest w związku i do takiego braku szacunku dla jej pracy i uczuć. Nie daj się!
Edycja: Podcina Ci skrzydła, bo tylko w taki sposób zyska pewność, że z nim pozostaniesz. Kto tak robi? Tylko niepewni siebie, pseudomężczyźni.
Ty nie potrafisz wyobrazić sobie życia bez takiego skarbu? Szykuje Ci się długi i niesatysfakcjonujący związek.
Winę będziesz jednak musiała podzielić. To nie jest tak, że on Cię zmusza do zaniedbywania siebie i swojego rozwoju. Po części sama się na to decydujesz, sama na to pozwalasz. Jeżeli nie wyznaczysz sobie i jemu jasno granic, to nic się nie zmieni. Straconych szans nikt Ci nie zwróci, ale też nikt za Ciebie ich nie zmarnował.
Pewnie po latach wychodzą z Niego kompleksy, jak brak wykształcenia, nadwaga teraz traktuję Ciebie jak równy sobie, bo nie doktoryzujesz się, pracujesz w domu i parę kilogramów Ci przybyło.
Z tym zabranianiem śmiechu to serio wybuchnęłabym tylko śmiechem i powiedziała, że jak ja nie mogę się śmiać to ja zabraniam puszczać bąków.
Kategoryczna rozmowa i od razu zastrzeżenie, że to nie ma być na parę dni, ale cały czas.
Facet poczuł się pewny i zaczął pokazywać prawdziwe oblicze.
6 2016-03-12 02:04:50 Ostatnio edytowany przez magdalenka1811 (2016-03-12 02:06:15)
Dziękuje za rady.... będe próbować mu uświadomić, że już nie daje rady...przecież dawniej taki nie był...był inny nie wiem czy to już rutyna czy po prostu się tak zmienił...a może po prostu ma kochankę - ja od brudnej roboty a ona od przyjemności...jak tak prędzej czy późnie to wyjdzie a wtedy 100% koniec...na razie spróbuje jakoś to podratować i uzyskać co moje... najgorsze jest to, że jakiś czas temu likwidowałam nasze wspólne konto na starym portalu społecznościowym, z któego chyba już nikt nie korzysta...był popularny z 8 lat temu..i co wchodzę w wiadomości i znajduję taką - rozmowa męża z kolegą (po 2 latach wtedy w związku ze mną)..a u mnie jako tako...miałe dziewczynę (była miłość z liceum), byłem z nią całą szkołę i tu opisuje....a teraz ma nową i jakoś leci...to słowo JAKOŚ mnie rozwaliło...bo zapewniał, że to ja jestem tą prawdziwą miłością....ale teraz dochodzę do wniosku, że on był po rozstaniu a ja głupia się napatoszyłam po drodze...więc wziął co leżało po drodze...w kocu byłam młoda, ładna zdolna i z przyszłością...ale co do ślubu udawał by miłość, był taki cudowny, romantyczny i dbał o mnie..a po ślubie chciał sam dziecko? mam nadzieję, że to po prostu rutynai że to wszystko bo chwilowo przerosło...nie wiem...ale dziękuje, że chiało się wam czytać moje wypociny
7 2016-03-12 04:16:00 Ostatnio edytowany przez Jedentaki (2016-03-12 04:17:05)
Jeju czysta masakra prawdziwa miłość...wiesz Kochać trzeba z umiarem bo to zostaje wykorzystane...
Ja jak się zakochałem drugi raz to stawałem na rzęsach bo nie chciałem stracić co najważniejsze i to był lekki błąd.
Tak jak ty na początku jedna praca po pracy druga praca i wiele innych,ale do czego zmierzam.
Moja kobieta nigdy prawie się nie malowała bo zawsze jej mówiłem że naturalnie jest piękna.
Jeżeli się tak szczerze Kocha to nie ważny jest wygląd drugiej osoby liczy się wnętrze i sama w sobie osoba.
Pamiętajmy z wiekiem uroda przemija a środek zostaje.
Oczywiście to też trzeba zrozumieć i dorosnąć z tym to faceci mają problem.
Mnie to już mineło,
muszę nick poprawić bo źem trochę starszy od Ciebie
Wartościowa z Ciebie kobieta a mąż wgniata Ciebie w podłogę....Kobiety doceniajcie się,wierzcie w Siebie a ty masz z tego co piszesz wiele do zaoferowania,swoją osobę.
Znam kogoś kto też z siebie tak jak ty daje wiele od siebie a mało dostaje...
Dostawać ale też dawać...
Życzę jak najlepiej oby nie zbładził chłop...
W skŕócie zdobył Ciebie ty mu służysz i go nic nie interesuje,podporządkowałaś się...
Magdalenko,
Twoim największym problemem NIE jest to, że Twój mąż Ciebie nie szanuje, nie dba o Ciebie, nie dostrzega Twoich potrzeb, wreszcie nie kocha Ciebie. Twoim największym problemem jest to, że Ty sama siebie nie szanujesz, nie dbasz o siebie, tłumisz swoje potrzeby, nie kochasz siebie.
Twój mąż nie dostrzga w Tobie kobiety i partnerki, bo Ty sama przestałaś, albo nigdy tak naprawdę nie dostrzegałaś w sobie kobiety i partnerki.
Ty próbujesz swoim zachowaniem zasłużyć na miłość i szacunek. A to tak nie działa.
Przede wszystkim Ty sama powinnaś chcieć zadbać o swoje potrzeby, szanować siebie, swoje zdrowie, swój czas i swoje zaangażowanie. Aby to osiągnąć trzeba zobaczyć siebie jako człowieka wartego uwagi, miłości i szacunku i CHCIEĆ postawić granice innym ludziom, mieć wobec nich wymagania i artykułować swoje potrzeby, bez konieczności poświęcania się, aby uzyskać czyjąś wdzięczność.
dokładnie, musisz sobie samej zadać pytanie ; Gdzie w tym wszystkim jestem JA ! walczyć o swoje Ja , a jak facetowi się nie podoba to krótka piłka , albo wóz albo przewóz.