Witam wszystkich.Opiszę tutaj swoją historię i prośba o pomoc.
Z moją partnerką 6 lat i 5 po ślubie tylko cywilny ,była to wielka miłość i przeznaczenie od samego początku to czułem.
Przetrwaliśmy rozłąkę 8 miesięczną ,ja wyjechałem za chlebem.Pomimo wszystko miłość przetrwała.
Żona do mnie przyjechała ,zaczęła pracę po przyjeździe ,ja niestety długo musiałem pracować takie są początki.
W tym czasie poznała kogoś w pracy Pana A. krótko to trwało bo coś jej wtedy zwróciłem uwagę że cały czas A to i tamto ,ponoć tydzień trwało spotykanie całowanie itp.Nic nie zważając ,przecie ufałem i byłem zakochany zrobiłbym dla niej wszystko dosłownie...
Po 2 latach mi powiedziała o całym fakcie ,zabiło mnie to dosłownie nigdy w życiu tak się nie rozsypałem....
Zdrowie mi siadło...
Postanowiłem pomimo wszystko spróbować choć nie wiem czy gorsze kłamstwo czy to że potrafiła się z nim migdalić i wieczorem się położyć koło mnie.
Wybaczyłem ale naprawdę mi długo zeszło z tym wszystkim....
Żona z racji pracy że pracuje długo wyręczałem ją we wszystkim gotowanie,sprzątanie,pranie,formalności dosłownie moja luba chodziła do pracy i przychodziła na gotowe i tak ostatnie 3 lata prawie.
Nawet śniadanie w niedzielę miała gdy ma wolne....
Sama od święta kiedyś mi zrobiła...
Robiłem jej czasami prezenty i kwiatki.
Starałem się na jakieś wycieczki ją zabierać do ludzi z tym zawsze był problem mało towarzyska.
W tamtym roku pewnego dnia usiadłem i zdałem sobie sprawę że nie takiego życia chciałem byłem z kimś ale tak naprawdę żyłem sam....
Żona mi zarzucała że się nie przytulam itp. fakt rzadko bo w tyg. zabiegani i czasu zawsze nam brakło ,wieczorem jak się kładliśmy zawsze wtuleni w siebie,potrafiłem jej codziennie mówić że ją Kocham i zawsze jak wychodziłem do pracy dawałem buzi.
Spędzanie czasu razem ciężko było tą sferę zaniedbałem nie mówię że nie.
Powiedziałem Żonie że chce rozwodu i to koniec....
Żona się wtedy ogarnęła i zaczęła mi w domu pomagać pierwszy raz w życiu jej zaczęło zależeć...
Za namową kogoś postanowiłem zawalczyć i spróbować ,byliśmy na spotkaniu,do kościoła chodziliśmy.
Pokochałem znowu ją tak mocno jak kiedyś drugi raz się oświadczyłem i postanowiłem wsiąść ślub kościelny...
Zrobiłem dzień o którym może nie jedna pomarzyć...moja się popłakała ze szczęścia...
Tyle że po 2 tyg. w wyniku kłótni żona oddała mi pierścionek....
Znowu we mnie pękło całą noc nie spałem....
To już nie na moje siły psychicznie i fizycznie jestem zdruzgotany po prostu mam dość...
Żonie na obczyźnie ciężko się żyje ma problem z językiem...
Jak tutaj zaufać jak pod wpływem chwili wszystko jej jedno ponoć ma być na dobre i na złe....
Powiedziałem że to koniec że chcę rozwodu bo brak mi już sił na to....
Płakała i przygnębiona ...żyje nadzieję że któryś raz z kolei za nią polecę ile można..
Teraz docenia co straci nie mówię że byłem idealny sam popełniłem kilka głupot i błędów w stosunku do niej moim zachowaniem....
Ale się starałem nigdy nie zdradziłem ....Kochałem nad życie tą kobietę oddałem całego siebie i tyle warta jest miłość....
Czy dobrą podejmuje decyzję>?