Poznałam kilkanaście miesięcy temu wydawać by się mogło fajnego faceta.Nie wierzyłam,że są jeszcze tacy faceci.
Mniejsza o szczegóły,ale naprawdę nie można było złego słowa powiedzieć.
Sytuacja zaczęła zmieniać się po 7-8 miesiącach związku.Pierwsza poważna kłótnia była po tym jak poszłam na wieczór panieński do mojej przyjaciółki.Miał wielkie pretensje,że ten wieczór odbył się w klubie.Powiedział,że mam nie pić alkoholu na tej imprezie,bo on doskonale wie co się potem wyrabia.Przyjedzie po mnie,ale jak poczuje alkohol ode mnie to nie pójdzie na wesele ze mną.Wkurzyłam się strasznie na niego.Powiedział,że mi ufa,ale nie życzy sobie,żebym piła alkohol na tej imprezie.Jak powiedziałam to przyjaciółce to wyśmiała to i powiedziała,że mam się nie przejmować bo to babska impreza i nie będzie jakiś facet mówił co mam robić.
Dzwonił mniej więcej o północy do mnie,odebrałam i powiedziałam,że wrócimy taksówką na co się wydarł,że wykluczone i o 1 będzie po mnie.Napisałam,żeby się nie ważył przyjeżdżać i nie robił mi wstydu.Kilkanaście razy zadzwonił,ale nie odbierałam już.Wróciłam o 4 do domu i zrobił mi awanturę,że nie uszanowałam jego prośby.Zaczął się drzeć ile wypiłam na tej imprezie i powiedział,że na żadne wesele nie idzie i mam sobie iść sama.
Po kilku dniach zmięknął i w końcu poszedł.Świetnie się bawiliśmy,ale do czasu.Kolega poprosił mnie do tańca,zatańczyłam z nim 3 kawałki,a mój do końca imprezy miał pretensje,że aż 3 kawałki tańczyłam,bo według mnie powinnam po 1 podziękować.Mierzył tego kolegę wzrokiem jakby go chciał zabić.Ten kumpel nieswojo się poczuł,podszedł do nas i zapytał o co chodzi,bo to tylko głupi taniec.Mój powiedział,że on doskonale widział czy to głupi taniec czy nie i ma sobie znaleźć kogoś innego do tańca a nie podrywać zajętych kobiet.Jak się domyślacie atmosfera zaczęła się robić nieprzyjemna,około 2 powiedział,że jedziemy do domu bo mu się już nie chce tutaj siedzieć.Powiedziałam,że to wesele mojej przyjaciółki i zostanę do końca.Siedział więc ze skwaszoną miną,bo na tańce nie miał ochoty.Siedziałam więc z nim jak kołek bo bałam się,że awanturę zrobi jak znowu z kimś zatańczę.
W domu po powrocie oczywiście dogryzanie,że nie szanuję go i nie liczę się z jego zdaniem.
Przeszło mu,ale tylko na moment.Zaczęło się coraz gorzej,pretensje i dyrygowanie mną.Jak nie było po jego to podnoszenie głosu,wrzaski.Wszystko musiało być robione pod niego.Zrobił się złośliwy i chamski.
W Święta mu przeszkadzało,że siedzimy u jego rodziców 1 i 2 dzień świąt,a mieliśmy tam spędzić tylko Wigilię i 1 dzień świąt.Znowu było,że nie liczę się z nim.Jak się wkurzył to potrafił się tak drzeć przez kilkanaście minut.Oczywiście nie zawsze tak było,bo potrafił być miły,czuły i dobry ale takie nieprzyjemne sytuacje zdarzały się zbyt często.
Rozstałam się z nim 3 tygodnie temu,ale on nie odpuszcza i prosi o powrót.Powiedział,że wszystko przemyślał i teraz będzie inaczej.Prosi o szansę.
Myślicie,że jest możliwość,że się zmieni?Chciałabym dać mu szansę,ale nie mam pojęcia czy tacy faceci potrafią się zmienić czy to tylko takie gadanie.Jest tutaj wiele doświadczonych życiowo kobiet,więc proszę o radę.Pozdrawiam.