Prawie dwa lata temu poznałam swojego byłego faceta. On mieszkał w Anglii, ja byłam w Polsce, ale przyjechał tu na wakacje, więc spędziliśmy trochę czasu razem. Później byliśmy cały czas w kontakcie telefonicznym kiedy on wrócił do UK i specjalnie dla mnie przyleciał, żeby mi towarzyszyć na weselu kuzyna, czym mnie ujął. Zawsze był uśmiechnięty, szarmancki, otwierał drzwi przede mną, podsuwał krzesło, nie miał problemów z zagadywaniem do ludzi. Przedstawiał siebie jako pokrzywdzonego przez los, zostawionego przez żonę a że mam miękkie serce chciałam mu pomóc i być przy nim.
Specjalnie dla niego rzuciłam pracę w Polsce, zrezygnowałam ze szkoły, z wolontariatu, zostawiłam tu rodzinę, bliskich i znajomych i poleciałam do Anglii, żeby z nim zamieszkać. Było mi cholernie ciężko uporać się z tęsknotą ale obiecywał, że zawsze będzie przy mnie i że mogę na niego liczyć. I tak było, ale tylko przez pewien czas. Zakochałam się, zaczęliśmy planować ślub na ten rok bo wydawało mi się, że znalazłam mężczyznę swojego życia.
Ale on okazał się cholernie nieogarnięty. Zbierał się do wyjścia dwa razy dłużej niż ja, zawsze się przez niego spóźniliśmy, liczył się dla niego tylko jego pies, nie płacił rachunków na czas, nie gotował, nie chodził na zakupy, bo zawsze ja je robiłam a on nigdy nie zwracał mi pieniędzy, choć co chwilę zapewniał, że to zrobi… Rzadko spełniał obietnice, ale po kilku rozmowach trochę się poprawił- przynajmniej na chwilę.
Jego pies był agresywny, niszczył dekorację, które robiłam, a on stawał po jego stronie nie po mojej. Znosiłam to, bo go kochałam i miałam nadzieję, że się zmieni. Ale przez to że miał psa, musieliśmy co chwilę zmieniać mieszkanie i nie mogliśmy niczego znaleźć, więc wylądowaliśmy w końcu w hotelu na miesiąc a pies u znajomych.
W pracy poznałam mnóstwo cudownych ludzi, dostałam umowę , zaczęłam się tam czuć jak w domu i spełniać. Ale jemu to chyba nie pasowało, bo wpadł na pomysł, żebyśmy się przeprowadzili do innego miasta, tam gdzie on ma przyjaciela niby po to, żeby odłożyć więcej pieniędzy na ślub a faktycznie chodziło mu o to, żeby mnie odciąć od znajomych na których mogłam liczyć… Chciał zniszczyć to na co tak długo pracowałam i jechać w nieznane beż żadnego dachu nad głową i bez pracy…
Zgodziłam się, bo kochałam…Pojechaliśmy i zamieszkaliśmy na chwilę z jego przyjacielem. To wtedy zaczęło się najgorsze. Odkąd pamiętam wmawiał mi, że działam chaotycznie, że nie potrafię nic zrobić ani załatwić, więc powoli zaczynałam w to wierzyć… Mówił, że będzie najlepiej, jeśli w ogóle nie będę wychodzić z pokoju, żebym najlepiej się nie odzywała niepotrzebnie i nie wchodziła nikomu w drogę… Zawsze wszystko wiedział najlepiej a do mnie zwracał się jak do idiotki. Czepiał się o wszystko nawet gdy zamieszkaliśmy w innym miejscu: o to, że ścierka w kuchni wisi krzywo; o to że 3 ziarenka proszku do prania gdzieś się usypały a ja ich nie zauważyłam i nie posprzątałam; o to, że mam nie wymalowane paznokcie; że nie liczę się z jego zdaniem… Gdy rozpłakałam się u jego znajomych powiedział, żebym przypadkiem nie ubrudziła im poduszki…
Kiedyś wróciłam zmęczona z pracy i zasnęłam. Gdy się obudziłam była już 21 i chciałam wziąć prysznic, to powiedział, że nie mogę bo już późno i że nie będę się teraz tłuc w łazience bo jego znajomi mogą już spać…A gdy poszłam wziąć ten prysznic to później mnie kopnął i mówił, że mam go w dupie i w ogóle go nie szanuję..
Potrafił mnie zostawiać obcym miejscu na weekendy a sam spotykał się ze znajomym. Pojechał raz po nasze rzeczy do poprzedniej miejscowości i od dawna ustaliliśmy że pojedziemy tam razem, żebym mogła spotkać się z przyjaciółmi. To godzinę przed wyjazdem, jak już się poumawiałam, powiedział, że nie jadę i zostawił mnie w domu do którego dopiero się wprowadziliśmy i w którym mieliśmy tylko płatki do mleka do jedzenia… Nie powiedział gdzie jest najbliższy sklep i jak do niego dojść… Zabrał ze sobą komputer więc nie miałam jak tego sprawdzić. Nie miałam kogo zapytać.
Gdy byliśmy w Polsce na Boże Narodzenie zrobiłam kilka stroików. Wszystkim się podobały, nawet on mnie zachwalał przy rodzinie, ale gdy wróciliśmy do UK czepiał się, że mogłam się bardziej postarać i że wcale mu się nie podobały… Więc w ogóle przestałam tworzyć, bo po co skoro nie potrafię?
Często się zdarzało, że najpierw coś mówił lub robił. Później mi wmawiał że wcale tak nie było i że coś sobie wymyślam... I że się nakręcam, aż sama się w tym gubiłam. Nidy w życiu nie czułam się tak niepewnie jak będąc z nim. Cały czas się zastanawiałam co znów spieprzy. Albo co głupiego znów wymyśli.
Płakałam non stop, ale on i tak miał to gdzieś… Nie potrafiłam od niego odejść po tym wszystkim bo nadal go kochałam… Wpadłam w depresję i od kilku tygodni nękały mnie myśli samobójcze bo nie widziałam wyjścia z tej sytuacji… I tylko myśl, żeby nie krzywdzić w ten sposób mojej mamy trzymała mnie przy życiu. Nie miałam apetytu, miałam problemy ze snem, schudłam 8kg z tego stresu..
Mieliśmy wpłacone zaliczki za lokal, za fotografa, DJa, kucharkę. Sukienka już się szyła. Ale on na każdym kroku utrudniał przygotowania i miał je gdzieś…
W połowie stycznia planowaliśmy krótki wyjazd do Londynu, żeby spotkać się ze znajomymi. On wszystko planował, nawet mnie w to nie wtajemniczając i znów pojechał sam, zostawiając mnie w domu… Nawrzeszczał na mnie, że on się stara a ja mam to gdzieś. Rozpłakałam się i schowałam pod kołdrę, którą on ze mnie ściągał siłą. Był tak wkurzony, że mało brakowało żeby mnie uderzy… Przestraszyłam się i to nie na żarty. On pojechał do Londynu a ja z pomocą znajomych musiałam od niego uciekać zabierając tylko najważniejsze rzeczy. Musiałam się spieszyć, bo bałam się, że jak wróci to wpadnie w szał, że się pakuję… Zostałam na noc u znajomych a później wróciłam do Polski.
Nigdy w życiu nie czułam się tak zrujnowana psychicznie.
Odwołałam ślub, ale jeśli nikt nie znajdzie się na nasze miejsce to wg umowy musimy zapłacić karę 7 tys złotych.. I pewnie to spadnie na mnie bo ten idiota nawet nie wspomina o tym, że coś zapłaci. Tylko że ja wtedy zostanę bez niczego, bo wpakowałam mnóstwo pieniędzy w pobyt w UK, w to, żebym miała w czym gotować, w jedzenie za które on nie płacił… Nawet nie chce odesłać mi reszty rzeczy i dokumentów, które trzymał w storadgu a ja bez nich nie mogę podjąć pracy tu na miejscu i on doskonale o tym wie i się mści… Powiedział że jak będzie miał ochotę to za miesiąc je odeśle, tylko że przez miesiąc nie mogę podjąć pracy tutaj. Nie stać mnie na to, żeby jechać do UK po te dokumenty.
Rodzinie naopowiadał, że to ja go zostawiłam bez powodu, a on taki był święty.
Mam kontakt z jego byłą żoną i dopiero teraz się dowiaduję jaki był i że traktował ją tak samo…