Czasami tego forum nie rozumiem.
"Gdyby kochał, to by nie odszedł", a jeśli jest inna historia, że to kobieta się z jakiegoś powodu w związku męczy i nie wie co zrobić, bo jednak nadal kocha, to jest często i gęsto "odejdź od niego, znajdziesz jeszcze kogoś odpowiedniego"
No ludzie!
oxa mój były-były (haha, jak to brzmi) był podobny do Twojego faceta - przynajmniej z tego, co piszesz. A ja wtedy te X lat temu byłam bardzo podobna do Ciebie. Też oczekiwałam podkreślania, że mnie kocha i jestem dla niego naj-cośtam. Z czasem zaczęłam sugerować mniej lub bardziej, że może czas na zamieszkanie razem (związek na odległość), jakiś krok naprzód. On wtedy mówił, że mnie kocha, ale nie wie, kiedy będzie gotowy na taką zmianę, na zaręczyny itd. to już w ogóle. W końcu ja się dusiłam, bo przestało mi wystarczać takie jeżdżenie do niego co miesiąc i brak jakichkolwiek zmian, a on się dusił moimi naciskami o potwierdzenie uczuć i zmiany. Pamiętam, że i u nas doszło w końcu do kłótni na tym tle, po której powiedział "Może powinnaś znaleźć sobie kogoś w swoim mieście" i "Nie jestem w stanie dać ci teraz tego, czego oczekujesz". Byliśmy jeszcze razem przez ok. pół roku (ogólnie 2 lata), ale to już była totalna agonia.
Dlatego jeśli cele ludzi w danym momencie się kompletnie od siebie różnią, należy albo iść na kompromis, albo się rozstać. Moim zdaniem męczyliście się ze sobą, a nie samą miłością człowiek żyje i w końcu to wyszło. Może Twój partner potrzebuje czasu, aby ochłonąć i poukładać sobie wszystko. Tobie też radzę przemyślenie i odpoczynek, żebyście mogli porozmawiać na spokojnie, bez złości i pretensji. Pamiętaj, emocje mijają, a słowa zostają.
Co do Twojego podstawowego pytania, czy można odejść nadal kochając - tak, można. Znam kilka takich przykładów, gdzie nie było wypalenia uczuć ani kogoś na boku. Po prostu jedna strona (albo oboje) uznała, że akurat z tym człowiekiem nie zbuduje przyszłości z tego a tego powodu.