hejka dziewuchy. Na wstepie mowie wiem co bedziecie mowic, ze sie nie godzi, ze zdrada i w ogole. Ja to wszystko wiem. I wiem ze tak nie powinno byc ale jest i nic na to nie poradze. Mam 32 lata i meza od 6 lat, jedno dziecko. Niby ok bylo, niby fajnie ale on nigdy nie byl wylewny, nigdy nie bylo z nim o czym pogadac, jakas pustka intelektualna (wiem, okrutne). Jednak lubilismy aktywnosc fizyczna, imprezy i tak jakos mi to dlugo nie przeszkadzalo. Poznałam jednak przeciwienstwo mojego meza - fajnego chlopaka, uczuciowego, wylewnego, romantycznego, starajacego sie, ambitnego, oczytanego. Ciagle mamy o czym gadac, choc paplamy non stop. Jest strasznie milo. DLugo opieralam sie spotkaniu z nim bo wiedzialam ze tak nie mozna, ale w koncu sie spotkalismy. Raz, drugi, trzeci, czwarty. Bardzo powoli mnie zdobywał, nie chciał seksu i tak mnie chyba ugotował. W końcu wylądowalismy w lozku i tutaj tez dwa zupelnie światy i....oba uwielbiam.
Miałyście tak kiedyś? z jednej strony facet dobrze zbudowany, z dużym penisem ale taki beznamiętny, mocny i intensywny seks (mąż), a z drugiej slabo zbudowany, maly czlonek a jednak wulkan emocji, z pomysłami, kapitalnymi pieszczotami gdzie całowany jest kazdy cm2. Wniosły seks, moze sama penetracja nie jest imponujaca, ale nadrabia ogromnym zaangazowaniem i finalnie i tak doprowadza mnie do ekstazy.
I w ten oto sposob mam totalny zjazd w glowie bo w sumie moglabym miec ich razem, na zmiane bo kazdy daje w zyciu i lozku zupelnie inne rzeczy a z drugiej wiem ze nie moge i tylko krzywdze innych ; (
w kazdym razie dlugo myslalam ze bez duzego penisa nie da sie miec satysfakcji a jednak zostalam rozwalona na łopatki