Zostałam zatrudniona do cukierni, która specjalizuje się w cukiernictwie artystycznym, na bardzo wysokim poziomie- monoporcje, monodesery, makaroniki. Pracują tam pasjonaci… ale nie wszyscy.
Na rozmówie kwalifikacyjnym powiedziano mi że trzeba „podciągnąć jakość” tortów.
Cukiernia jest na rynku Ok 12 lat, ale zwykle torty biszkoptowe wprowadzili 2-3 lata temu.
Cukiernia w czasie pandemii miała być zamknięta, przetrwali ale zostali nieliczni pracownicy. Zaczęłam pracować z dziewczyną która byłam druga w hierarchii jeśli chodzi o dział tortów (deserownia i piecownia to oddzielna działka).
Dziewczyna do której dołączyłam uważa że to tylko torty, nie chce się jej „dopieszczać” produktu - bo, po co. Tak było i po co coś zmienić, tak było to i taki kupią.
Jestem między młotem a kowadłem. Z jednej strony kasa się zgadza, a z drugiej strony zostałam zatrudniona do poprawy tego działu a mam związane ręce jej podejściem. Nie ma powiedziane wprost- Ty jesteś od przekładania tortów, Ty od dekoracji. Ale nawet jeśli ja dorwę się do dekoracji to ona tak złoży ten tort lub przesączy, że już mi się odechciewa,
Bo z tortu wypływa nasącz lub zle zostały wymieszane składniki i tort po prostu się wali.
Co weekend praktycznie moja praca polega na ratowaniu tortów, albo właścicielka wzywa ją w weekend aby łatać pęknięcia. Są to torty za kilka tysięcy złotych…
Ona Dekoruje byle jak, tynkuje byle jak, torty do gabloty „ a powciskaj same kwiaty” i tak to kupią…. I mówi to głośno.
Co ja mam robić? Pracuje tu 3
Miesiąc, podoba mi się, ale problem pojawia się w każdy weekend gdy tort wyglada jak spod ręki jakiegoś przedszkolaka.
To nie jest typ osoby co chce się doszkalać, który ma ambicje, ona wprost mówi że jej się nie chce.
Jej podejście wpływa na nasze torty,
Mój wizerunek jako osoby która miała własna cukiernie i miała tu przyjść i poprawić.
Oni nie zdają sobie sprawy z jej podejścia, nie widzą jak torty są
Przez nią tynkowane, widza efekt
Końcowy, gdy ja już kwiatami pozakrywam pęknięcia.
Czasami po kryjomu chodzę do chłodni i poprawiam bo dosłownie szkoda mi klienta.
Gdy były jakieś bardzo uszkodzone torty to prosiłam Kierowniczkę by przyszła. Delikatnie dawałam znać że gdzieś leży problem, Mówiłam która składała tort ale jakby na tym etapie koniec jest refleksji.
Aby podnieść jakość tortów do mediów społecznościowych do zdjęć zrobiłam kilkanaście atrap. Wyglądają jak wypieszczone małe arcydzieła (takie robiłam u siebie jako prawdziwe). Torty z postów (czyli atrapy) maja się nijak do tego co dostaje klient. To jest totalna porażka.
Jestem tu nowa, bardziej cukierniczo wykształcona i doświadczona niż dziewczyna która „rządzi”. Jestem tu zatrudniona na zasadzie B2B firma firma.
Powinnam swoją prace wykonywać jak najlepiej . A nie mogę.
Mam dobry kontakt z dziewczyna z która pracuje, dogadujemy się na codzień,
Ale ona ma gdzieś klienta.
Ja tego nie komentuje.
W Sumie nadal obserwuje i sprawdzam na ile ja sobie mogę pozwolić,
Kto z kim Trzyma i do kogo iść na rozmowę. Pierwsze dni gdy zobaczyłam jej podejście były dla mnie katorgą, nie rozumiem jej, a ona nie rozumie dlaczego właściciele chcą ciagle lepiej. Ona nie miała nigdy doczynienia z własna firmą i tego jak trzeba się starać by pozyskać klienta.
Nikt jej nie zwolni. Pracownik na zlecenie lub B2B jest jak złoto. Nie chce też źle z nią żyć bo jesteśmy we dwie na tym
Samym dziale. Jak mi trzeba wolnego to ona zostaje i to także działa w druga stronę.
Źle się czuje z tym że umiem lepiej a z naszego działu wychodzą „takie” torty.
Inni pracownicy też widzą jej podejście, nawet ironicznie skomentują, ale ona nie bierze tego do siebie. Nie widzi problemu.
Doradźcie coś bo to męczące potrafić coś dobrze zrobić, a jednocześnie mieć związane ręce.