Jestem w dużym chaosie i potrzebuję rad osób mi obcych. Jestem osobą zaburzoną, w terapii (już trzeciej) oraz w paroletnim związku. Moje główne zaburzenie to osobowość chwiejna emocjonalna z pogranicza. Niestety.
Terapia idzie powoli, a moje zaburzenie ma się "świetnie". Mam lepsze i gorsze chwile. Męczy mnie ostatnio, zjada od środka, kwestia mojego związku. Partner jest super, wyrozumiały, oddany, poświęca mi dużo uwagi. Ba, stawia mnie często ponad sobą, co oczywiście nie jest do końca zdrowe. Kocham go, ale niekiedy się oddalam. Gdy go nie ma przy mnie fizycznie, to mentalnie też wyłączam się z tego związku. Idealizuje i dewaluuje, poruszam się między biegunami.
Chodzi mi o to, że na przestrzeni lat widzę dużą zmianę w partnerze. Widzę, że na niego oddziałowuje, również źle. Częściej traci nerwy, popada w skrajne stany, niekiedy płacze z mojego powodu. Widzę, że go eksploatuję. Niestety on nie przechodzi tak płynnie z stanu do stanu jak ja to robię, tylko to wszystko zostawia na nim piętno, że rani. Nie wiem, co robić. Rozmawiałam z nim wielokrotnie, w chwilach rozpaczy mówił, że BYWA ze mną szczęśliwy, gdy mój stan jest dobry. Łamie mi to serce.
Chciałabym puścić go wolno, żeby był szczęśliwy, spokojny. Równocześnie kocham go i nie chcę, żeby go nie było. Potrzebuję miłości i bliskości. Czuję się jak przyczyna wszelkiego zła. Jestem niestety toksyczna. Przykro mi to mówić, ale tak jest. Sama nie wiem czego oczekuję tutaj na forum. Może po prostu wyrzucić na to z siebie.