Cześć piszę o poradę bo sama nie wiem co robić. Rozstałam się z facetem jakieś 2 miesiące temu. Byliśmy ze sobą prawie dwa lata ale nie mieszkaliśmy razem. Ogólnie jest bardzo pomocny, zawsze jak potrzebowałam pomocy to stawał na głowie, opiekuńczy - chwilami nawet nadopiekuńczy, dobrze sie rozumieliśmy, mogliśmy o wszystkim porozmawiać, i naprawdę mnie sluchał ale... po jakimś roku zaczął być hipochondrykiem, ciągle chodził po lekarzach, zauważyłam, że mu tego nie uświadomię więc olałam to i czekałam aż samo mu przejdzie. W między czasie sam mi powiedział że miał nerwice jak był dzieckiem. No ok uznałam, że to nawrót ale niestety nie dał sobie nic wytłumaczyć - tylko "on się z nerwicy wyleczył". Zaczęło czepianie się mnie o wszystko - nie tak ścierka powieszona, nie tak coś odłożone, czemu myje prysznic a nie kuchenkę... ogólnie problemy z dupy. Starałam się to olewać ale sytuacja zaczęła się pogarszać bo zaczął mi wmawiać że ten mój "nieporządek" to objaw choroby psychicznej i jestem psychiczna. Zagroziłam mu rozstaniem jak będzie mi wmawiał chorobę psychiczną. Miarka się przebrała jak wrócił do domu i darł się 3 h że zostawiłam talerz na stole, że wstyd gdzieś ze mną pójść, że to nie jest normalne itd itd... Stwierdziłam, że to koniec ale zatrzymał mnie przepraszał i stwierdził że weźmie się za siebie i pójdziemy razem do psychologa.
Oczywiście nie dało mu się normalnie nic wytłumaczyć, że czepia się o wszystko bez powodu itd. Jak zaczynałam temat to słyszałam że to ja tak robię... Poszliśmy w między czasie do psychologa ale oczywiście stwierdził że był zły ten psycholog....
Uspokoił się na jakieś pół roku. I znowu zaczął mi wmawiać, że ja mam nieporządek że się nie leczę "na wymyślone przez niego choroby moje" że jestem psychiczna, poprosił żebyśmy poszli do psychologa - uznałam to za dobry omen, ale na sesji odniosłam wrażenie że on poszedł tam ze mną, żeby mi uświadomić że naprawdę jestem psychiczna.... wyszłam z płaczem bo wtedy zdałam sobie sprawę, że ta jego chęć do pracy nad nami to wynika chyba z EGO żeby mi coś udowodnić.... jak wróciliśmy do auta to zaczął ambę - ja płacze a on że powinnam się zmienić i sprzątać że przecież to jest takie proste... jak się go spytałam a co on musi zmienić w sobie? to przebąknął że zacząć pracować nad nerwicą ... ale nie widziałam w tym przekonania. Rozstaliśmy się i oczywiście nie daje mi spokoju. Mówi że wszystko zrozumiał że naprawdę teraz widzi że by mnie wykończył, że ma nerwicę i mu wstyd że tak mnie traktował, że pierwszym razem nie przyłożył się do pracy nad sobą...
Nie wiem co robić, to dobry facet ale ciężki do życia w jednym domu bo czepia się o wszystko do przesady... nie codziennie ale ma takie napady... nie wiem co robić, gdyby nie to "wmawianie mi że jestem psychiczna" to naprawdę się dogadujemy, wspierał mnie zawsze, widziałam, że mu zależy .. tylko nie dał sobie nic powiedzieć jak to działa na kogoś takie wmawianie że jest się psychicznym.
Odniosłam wrażenie że próbował mnie sobie podporządkować. A ja się nie dałam dlatego zaczął mi wmawiać że coś jest ze mną nie tak. Łudzę się, że naprawdę to zrozumiał...
Czy to toksyk?