Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 33 ]

Temat: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Założyłem wątek na innym forum (w żadnym innym dziale netkobiet) , ale tutaj przy końcu dopisze coś, o czym tam nie wspominałem.
Prawie cztery lata temu zostałem zaatakowany i dźgnięty nożem w brzuch, mogę powiedzieć, że znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i czasie, miałem pecha. Dochodzenie do zdrowia nie było ani krótkie ani przyjemne, ale fizycznie z czasem pozbierałem się do kupy. Psychicznie dużo gorzej, ale do tego zaraz wrócę. Mam partnerkę, o rok starszą ode mnie (jestem 27 latkiem), która jest w ciąży. Mieliśmy plany na przyszłość. Na samym początku miałem opory nawet przy seksie, bo wstydzilem się blizny na brzuchu, ale to jakoś pokonałem w głowie sam. Inny problem leży i tak nadal w mojej głowie, a szkopuł w tym, że zamiast mieć coraz mniejsze lęki mam je coraz większe, a odkąd partnerka jest w ciąży, nasiliły się. Po tym, co się stało, bałem się wychodzić z domu, miałem ciągle koszmary senne, jak wyjątkowo nie jechałem autem tylko szedłem, to wydawało mi się, że za każdym rogiem czy krzakiem ktoś się czai. Nie było mowy o przejściu nieoświetloną ulicą, wolałem iść dłuższą droga niż na skróty, bo skróty "szły" przy parku. Pracuje, ale po pracy najlepiej się czuję, jak mogę wrócić do domu i w nim siedziec. Partnerka mnie czasem gdzieś wyciągała, w jej towarzystwie czułem się bezpieczniej, byliśmy razem to byliśmy zajęci, przez co moja głowa automatycznie wypierala obawy. Ale kiedyś jechałem tramwajem, i to był koszmar: pociłem się ze stresu, miałem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie, wysiadlem jak najszybciej, nie na tym przystanku, co powinienem, bo czułem się jakbym dostał ataku paniki. W partnerce miałem duże wsparcie, ona namawiała mnie na terapię, ja miałem opory, bo nie miałem ochoty z nikim rozmawiać o tym, co czuje i uzewnętrzniać lęków. Dostałem od lekarza jakieś tabletki nasenne, żeby lepiej spać i nie mieć koszmarów, było po tym trochę lepiej. Napisałem, że lęki wróciły ze zdwojoną siłą, odkąd partnerka jest w ciąży i już blisko porodu. I tak jest. Znowu wróciły kłopoty ze snem - budzę się kilka razy w nocy, nie mogę zasnąć, wstaje i idę w nocy sprawdzać, czy na pewno mamy zamknięte drzwi, choć wiem, że przed położeniem się do łóżka zawsze któreś z nas to sprawdza. Boje się o partnerkę, nie lubię, jak wychodzi nawet na krótko. Zamiast się cieszyć z tego, że niedługo urodzi się dziecko, to ja snuje jakieś czarne wizje, że coś się stanie, co gorsza wybiegam lata naprzód i zastanawiam się, jak ochronić dziecko, żeby nie spotkało je nic złego. Jakby się dało to bym chyba rzucił pracę. W pracy nigdy się źle nie czułem, obecnie wygląda to tak, że skupiam się na pracy, staram się koncentrować maksymalnie, ale psycha szaleje. Partnerka denerwuje sie, zaczynają się słowne potyczki. Powiedziała, że zaczynam zachowywać się jak chory psychicznie, drażnią ją moje nieustające lęki. Ona też nie ma się jak wyspac, bo jak ja się budzę, to ona też. Postawiła mi ultimatum, że biorę się w garść i zaczynam zachowywać się jak normalny, zdrowy na umyśle człowiek albo ona woli mieszkać z dzieckiem sama, bo dziecko nie może wychowywać się w domu z kimś, kto żyje w strachu i kto najchętniej zamknąłby siebie i najbliższych na cztery spusty, bo tak "bezpiecznie". Co więcej to ja wiem, że nie da się tak żyć, nie da się zapobiec i uniknąć nieszczęśliwych zdarzeń i uchronić innych, ale ilość lęków jest duża na tyle, że te póki co wygrywają. Wierzyłem, że po czasie te obawy znikną, a ja wrócę do normalnego życia, a jest odwrotnie.
Czy da mi się pomóc? Co powinienem robić (sport może? nie wiem, teraz większość wolnego czasu spędzam w domu, bo tu mam 'bezpieczną bazę"), żeby wrócić do psychicznej równowagi? Czym zająć myśli, żeby wewnętrzne lęki "stłumić"?
Myślałem o pójściu do psychiatry i poproszeniu o leku uspokajające, ale całe życie na prochach ciągnąć?
Czy da się pomóc sobie samemu, bez psychoterapii czy psychoterapia to konieczność i mus (nie chciałbym terapii, mam uprzedzenia, chociaż sam nie wiem, skąd się u mnie wzięły, nie wiem, czego sie po terapii spodziewać)?
Może ktoś tutaj lęki "opanował" sam, bez pomocy terapeuty?
Nie chce do końca życia żyć tak, jakby za każdym rogiem czaiło się zło, a zwłaszcza jak niedługo urodzi sie dziecko, a partnerka jasno dala do zrozumienia, że nie chce takiego życia dla siebie i dziecka.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-11 00:05:37)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Dokladnie przez to samo przechodzi kazda kobieta, ktora zostala zgwalcona lub pobita przez meza.
Wiec proponowalbym poczytac o tym bo pewnie wiecej dobrych materialow znajdziesz.

Oprocz tego lektura PTSD i ksiazki feministek bo kobiety przechodza to co Ty od poczatku historii naszej cywilizacji.

3 Ostatnio edytowany przez Bbaselle (2022-11-11 00:08:32)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Według mnie masz PTSD i powinieneś iść na terapie. Zadnym sportem ani długofalowymi lekami uspokajającymi tego nie zagluszysz. Musisz w końcu przepracować ten temat.

4 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2022-11-11 00:22:33)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Założyłem wątek na innym forum (w żadnym innym dziale netkobiet) , ale tutaj przy końcu dopisze coś, o czym tam nie wspominałem.
Prawie cztery lata temu zostałem zaatakowany i dźgnięty nożem w brzuch, mogę powiedzieć, że znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i czasie, miałem pecha. Dochodzenie do zdrowia nie było ani krótkie ani przyjemne, ale fizycznie z czasem pozbierałem się do kupy. Psychicznie dużo gorzej, ale do tego zaraz wrócę. Mam partnerkę, o rok starszą ode mnie (jestem 27 latkiem), która jest w ciąży. Mieliśmy plany na przyszłość. Na samym początku miałem opory nawet przy seksie, bo wstydzilem się blizny na brzuchu, ale to jakoś pokonałem w głowie sam. Inny problem leży i tak nadal w mojej głowie, a szkopuł w tym, że zamiast mieć coraz mniejsze lęki mam je coraz większe, a odkąd partnerka jest w ciąży, nasiliły się. Po tym, co się stało, bałem się wychodzić z domu, miałem ciągle koszmary senne, jak wyjątkowo nie jechałem autem tylko szedłem, to wydawało mi się, że za każdym rogiem czy krzakiem ktoś się czai. Nie było mowy o przejściu nieoświetloną ulicą, wolałem iść dłuższą droga niż na skróty, bo skróty "szły" przy parku. Pracuje, ale po pracy najlepiej się czuję, jak mogę wrócić do domu i w nim siedziec. Partnerka mnie czasem gdzieś wyciągała, w jej towarzystwie czułem się bezpieczniej, byliśmy razem to byliśmy zajęci, przez co moja głowa automatycznie wypierala obawy. Ale kiedyś jechałem tramwajem, i to był koszmar: pociłem się ze stresu, miałem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie, wysiadlem jak najszybciej, nie na tym przystanku, co powinienem, bo czułem się jakbym dostał ataku paniki. W partnerce miałem duże wsparcie, ona namawiała mnie na terapię, ja miałem opory, bo nie miałem ochoty z nikim rozmawiać o tym, co czuje i uzewnętrzniać lęków. Dostałem od lekarza jakieś tabletki nasenne, żeby lepiej spać i nie mieć koszmarów, było po tym trochę lepiej. Napisałem, że lęki wróciły ze zdwojoną siłą, odkąd partnerka jest w ciąży i już blisko porodu. I tak jest. Znowu wróciły kłopoty ze snem - budzę się kilka razy w nocy, nie mogę zasnąć, wstaje i idę w nocy sprawdzać, czy na pewno mamy zamknięte drzwi, choć wiem, że przed położeniem się do łóżka zawsze któreś z nas to sprawdza. Boje się o partnerkę, nie lubię, jak wychodzi nawet na krótko. Zamiast się cieszyć z tego, że niedługo urodzi się dziecko, to ja snuje jakieś czarne wizje, że coś się stanie, co gorsza wybiegam lata naprzód i zastanawiam się, jak ochronić dziecko, żeby nie spotkało je nic złego. Jakby się dało to bym chyba rzucił pracę. W pracy nigdy się źle nie czułem, obecnie wygląda to tak, że skupiam się na pracy, staram się koncentrować maksymalnie, ale psycha szaleje. Partnerka denerwuje sie, zaczynają się słowne potyczki. Powiedziała, że zaczynam zachowywać się jak chory psychicznie, drażnią ją moje nieustające lęki. Ona też nie ma się jak wyspac, bo jak ja się budzę, to ona też. Postawiła mi ultimatum, że biorę się w garść i zaczynam zachowywać się jak normalny, zdrowy na umyśle człowiek albo ona woli mieszkać z dzieckiem sama, bo dziecko nie może wychowywać się w domu z kimś, kto żyje w strachu i kto najchętniej zamknąłby siebie i najbliższych na cztery spusty, bo tak "bezpiecznie". Co więcej to ja wiem, że nie da się tak żyć, nie da się zapobiec i uniknąć nieszczęśliwych zdarzeń i uchronić innych, ale ilość lęków jest duża na tyle, że te póki co wygrywają. Wierzyłem, że po czasie te obawy znikną, a ja wrócę do normalnego życia, a jest odwrotnie.
Czy da mi się pomóc? Co powinienem robić (sport może? nie wiem, teraz większość wolnego czasu spędzam w domu, bo tu mam 'bezpieczną bazę"), żeby wrócić do psychicznej równowagi? Czym zająć myśli, żeby wewnętrzne lęki "stłumić"?
Myślałem o pójściu do psychiatry i poproszeniu o leku uspokajające, ale całe życie na prochach ciągnąć?
Czy da się pomóc sobie samemu, bez psychoterapii czy psychoterapia to konieczność i mus (nie chciałbym terapii, mam uprzedzenia, chociaż sam nie wiem, skąd się u mnie wzięły, nie wiem, czego sie po terapii spodziewać)?
Może ktoś tutaj lęki "opanował" sam, bez pomocy terapeuty?
Nie chce do końca życia żyć tak, jakby za każdym rogiem czaiło się zło, a zwłaszcza jak niedługo urodzi sie dziecko, a partnerka jasno dala do zrozumienia, że nie chce takiego życia dla siebie i dziecka.

Każde z tych pogrubionych zdań jest powodem, dla którego będąc na Twym miejscu z prędkością światła biegłabym do dobrego psychoterapeuty.

Rozumiem Twe obawy przed uzewnętrznianiem się przed obcym, ale zapewniam Cię, że psychoterapeuci przyzwyczajeni są i do różnego rodzaju wyznań, i do lęku ich klientów przed kontaktem z nimi. Zresztą, jak stwierdził jeden z amerykańskich psychiatrów i psychoanalityków

Harry Stack Sullivan napisał/a:

Psychoterapia to rozmowa dwojga ludzi, z których jeden boi się bardziej.

Daj sobie szansę. smile Partnerce i dziecku także.

5 Ostatnio edytowany przez Foxterier (2022-11-11 00:28:04)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Bardzo polecam psychoterapię bo ewidentnie przejawiasz syndrom stresu pourazowego - traumy. Nikt Cię tam nie będzie hipnotyzował ani robił prania mózgu. Nikt nawet nie musi wiedzieć że idzies jak się wstydzisz. Daj sobie pomóc.

6 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-11-11 01:22:19)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Przeszłam nerwicę lękową po wydarzeniu w którym prawie straciłam życie.
Pierwszy miesiąc po tym wydarzeniu sądziłam że wariuję, że może już umarłam tylko wszystko mi się wydaje. Bałam się wszystkiego. Miałam derealizację i depersonalizację. Ataki paniki były tragiczne i potrafiły trwać nawet godzinę. Do tego doszło przekonanie, że jestem chora, więc wciąż jeździłam do lekarzy. W środku siebie nie zgadzałam się na to wszystko, bo ja zawsze byłam silna psychicznie, nie rozumiałam lęków, a takie coś mnie dopadło.

Kolejnych kilka miesięcy lęk był mniejszy, ale trwał.

Przez jeszcze jakieś 2 lata miałam okresowo delikatne nawroty lęku. Minęło zupełnie, gdy przeprowadziłam się do innego mieszkania.

U Ciebie to wygląda na stres pourazowy, choć myślę że mechanizm działania był podobny jak u mnie.

I też za wszelką cenę nie chciałam pomocy lekarzy, nie chciałam brać tabletek itd. Dwa razy poszłam (po jednym razie) do dwóch psychologów i uznałam że to "nie moja bajka".
A co mi pomogło? Forum o nerwicy lękowej. Tam było mnóstwo ludzi jak ja, a także takich którzy już z tego wyszli. Tam dowiedziałam się maaaasy rzeczy. Uważam że to było o wiele bardziej pomocne niż psychologowie, którzy nie rozumieją (nie przeszli) nerwicy lękowej z napadami paniki (jeden z psychologów radził mi biegać gdy się boję - to pokazało mi, jak małe pojęcie ma o tym co się dzieje ze mną). Poza tym kupiłam kilka książek o radzeniu sobie z lękami. Bardzo ważna jest też zmiana otoczenia, nawet pokoju w którym śpisz. Warto też "odczarować" miejsca i sytuacje, których się boisz. Powolutku, krok po kroczku. Przykładowo: boisz się iść nieoświetloną ulicą, to wejdź w nią tylko troszkę, chwilę postój i zawróć. Sam sobie powiedz że nic się nie stało. A następnym razem wejdź troszkę dalej. Poza tym - skoro zostałeś zaatakowany, to zgaduję że mieszkasz w dużym mieście? Może warto przemyśleć przeprowadzkę do spokojnej okolicy/miasta/wsi, gdzie nie ma właściwie żadnej przestępczości? To właściwie - dla mnie - byłoby kluczowe.

Ty jesteś wciąż w nastawieniu "walcz lub uciekaj" - to naturalna reakcja na zagrożenie. Tylko Twój mózg nie rozumie, że żadnego zagrożenia już nie ma. On wciąż jest przygotowany, wciąż czuwa.

Ogólnie to przyczyną spotęgowanych lęków jest skupianie się na nich. Sposobem na wyzdrowienie jest akceptacja tego co czujesz, zrozumienie. Brzmi enigmatycznie, ale ja sądzę że czujesz się gorzej, bo nigdy nie zagłębiłeś się w ten problem, nie próbowałeś się "uleczyć". Mi książki oraz rozmowy na tamtym forum dały zrozumienie stanu w którym jestem, przestał mnie on denerwować i straszyć. A gdy się go zrozumie i zaakceptuje, to on mija. Taka to dziwna "choroba"...

To tak w ogromnym skrócie. Bo jakbym miała wszystko opisać to materiał na książkę smile

7

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Ponad pół roku leczę PTSD na terapii. Nie tak duże jak Twoje. Ale to wszystko jest wykonalne. Poszukaj dobrego terapeuty, najlepiej z czyjegoś polecenia i nawet nie będziesz czuł, że to terapia.

8

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Założyłem wątek na innym forum (w żadnym innym dziale netkobiet) , ale tutaj przy końcu dopisze coś, o czym tam nie wspominałem.
Prawie cztery lata temu zostałem zaatakowany i dźgnięty nożem w brzuch, mogę powiedzieć, że znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i czasie, miałem pecha.

Nie przepracowany lęk wraca i do tego objawy somatyczne , to w tym przypadku zapisałabym się do terapeuty. A z lekami to nie wiem czy musiałabyś je wtedy brać.
W przypadku mniej znaczących lęków można przepracować je samemu, nabierając do nich dystansu. Nie wiem, czy potrafiłbyś zdobyć się  na taki dystans i powiedzieć sobie, no i co z tego, że się boję, każdy się boi.
A poza tym na twoim miejscu zrobiłabym podstawowe badania, bo czasem bywa, że coś  się dzieje fizycznie, a dopiero na to reaguje psychika. Ja piszę o swoich doświadczeniach, takiej traumy nie miałam.
Prawda jest taka, że lęki są nieodłączne, a ważne jest, żeby nie zdominowały.

9

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Psychoterapii boję się (?), na pewno czuje wstyd, bo ogólnie mam kłopot z mówieniem komuś o swoich problemach. Co innego najbliższe osoby, ale nawet tutaj potrafię zamknąć się i coś zataić.  Nie wiem, kto lepszy do takiej terapii - w sensie plci, a jak pójdę i o czymś i tak nie powiem? Czy ma sens terapia wtedy, jak coś ukryje, nie 'wygadam' wszystkiego? Sam nie wiem, na ile patrząc komuś w oczy dam radę się otworzyć.
Wątpliwości mam też z tego, że nie mam pojęcia, jak mnie oceni terapeuta, pisząc bardziej wprost - czy nie wyjdę na słabeusza, który powinien się po takim czasie sam ogarnąć, zamiast latać po terapiach. To wszystko mnie blokuje. Dlatego tak mi zależało na znalezieniu innej formy pomocy.
Do leków też podchodzę ostrożnie, bo nie chce  przez całe życie walic w siebie tabletek na uspokojenie.

10

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Psychoterapii boję się (?), na pewno czuje wstyd, bo ogólnie mam kłopot z mówieniem komuś o swoich problemach. Co innego najbliższe osoby, ale nawet tutaj potrafię zamknąć się i coś zataić.  Nie wiem, kto lepszy do takiej terapii - w sensie plci, a jak pójdę i o czymś i tak nie powiem? Czy ma sens terapia wtedy, jak coś ukryje, nie 'wygadam' wszystkiego? Sam nie wiem, na ile patrząc komuś w oczy dam radę się otworzyć.
Wątpliwości mam też z tego, że nie mam pojęcia, jak mnie oceni terapeuta, pisząc bardziej wprost - czy nie wyjdę na słabeusza, który powinien się po takim czasie sam ogarnąć, zamiast latać po terapiach. To wszystko mnie blokuje. Dlatego tak mi zależało na znalezieniu innej formy pomocy.
Do leków też podchodzę ostrożnie, bo nie chce  przez całe życie walic w siebie tabletek na uspokojenie.

Po to jest terapia, żeby nie brać całe życie tabletek.

Terapia nie ma sensu jak będziesz coś ukrywał. I nie, terapeuta nie uzna Cię za słabeusza. Płeć taka jak wolisz.

Nie zależy Ci na tym, żeby dziecku zbudować zdrową rodzinę?

11

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Ależ bój się. Bój się i idź. tongue

To, że klienci mają kłopot z mówieniem o sobie, swoich przeżyciach i problemach nie jest dla żadnego psychoterapeuty niczym dziwnym.
Płeć psychoterapeuty nie jest istotna, ważnym jest to, z kim - kobietą czy mężczyzną - będzie Ci łatwiej pracować.
Jeśli planujesz ukrywanie, to kiepsko terapia rokuje; dla mnie to strata czasu i pieniędzy. Możesz też nie patrzeć terapeucie w oczy. smile Możesz zaznaczyć, wręcz jest to wskazane, że mówienie o sobie jest dla Ciebie bardzo trudne. Wiem, odkrywanie "miękkiego brzucha" jest wyjściem ze strefy komfortu, ale ukrywanie tego, co z Tobą się dzieje naprawdę jest dla Ciebie komfortowe?

Ocena psychoterapeuty. Hm... . Żaden nie oceni Cię tak, jak się tego spodziewasz, czyli że w oczach żadnego nie będziesz słabeuszem. Owszem, dokonują oceny, by ustalić, co będzie dla Ciebie najbardziej pomocne. I będziesz się, jak to nazwałeś, sam się "ogarniać" (nikt za Ciebie pracować nie będzie), tyle że w bezpiecznych warunkach, pod okiem fachowca.


A propos fachowca. smile
Szukaj psychoterapeuty (nie zaś psychologa, bo nie każdy psycholog jest psychoterapeutą, a nie każdy psychoterapeuta jest psychologiem), wejdź na stronę albo Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, albo Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej, albo Polskiej Rady Psychoterapii (to tylko przykładowe strony, które przyszły mi na myśl), na ich łamach znajdziesz listę licencjonowanych psychoterapeutów.

Trzymam kciuki. smile

12

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

I o to się wszystko rozbija - nie umiem mówić o sobie, nie będę umiał najprawdopodobniej wydusić z siebie wszystkiego, co mi ''dolega''. Nie mam też większej przyjemności wracać do tego, co się wydarzyło te kilka lat temu.

Zależy mi na tym, żeby dziecko miało normalną rodzinę, a nie taką, w której tatuś już teraz, choć dziecko jeszcze się nie urodziło, snuje, co będzie, jak ono będzie miało lat naście. I schizuje, jak sobie wyobraża dzień, w którym samo będzie musiało wyjść z domu.
Zawsze myślałem, że mam silniejszą psychikę i pomocy z zewnątrz nie będę potrzebował.

13

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

I o to się wszystko rozbija - nie umiem mówić o sobie, nie będę umiał najprawdopodobniej wydusić z siebie wszystkiego, co mi ''dolega''. Nie mam też większej przyjemności wracać do tego, co się wydarzyło te kilka lat temu.

Zależy mi na tym, żeby dziecko miało normalną rodzinę, a nie taką, w której tatuś już teraz, choć dziecko jeszcze się nie urodziło, snuje, co będzie, jak ono będzie miało lat naście. I schizuje, jak sobie wyobraża dzień, w którym samo będzie musiało wyjść z domu.
Zawsze myślałem, że mam silniejszą psychikę i pomocy z zewnątrz nie będę potrzebował.

Ale to nic, że teraz nie umiesz. Terapeuci nie takie przypadki mieli, serio.
A wrócić do tego musisz, skoro tak bardzo wpływa to na Twoje obecne życie.

14

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Ze spotkaniem u psychoterapeuty jest podobnie jak ze spotkaniem u dentysty: w trakcie bywa nieprzyjemnie, ale jaka ulga potem. smile

Nie umiesz mówić o sobie? Hm... . Kiedyś nie umiałeś chodzić. smile
Nie, nie kpię z Ciebie, ani z tego, co napisałeś, przekłuwam tylko balon, który z każdym Twym postem rośnie, a który jeszcze trochę będzie tak wielki, że zupełnie przesłoni Ci rozum. Zapewniam Cie też, że każdy ma swą ciemną stronę.

Nieprawdą jest, że szukanie pomocy (także u psychoterapeuty) jest równoznaczne z posiadaniem słabej psychiki.
To, że zależy Ci, by Twe dziecko miało normalną rodzinę, jest dla mnie oczywiste od Twego pierwszego posta.


Proszę, nie pozwól swej wyobraźni szaleć i panoszyć się, weź ją na smycz i nie kręć w głowie horrorów; daj sobie (i całej waszej trójce) szansę.

15

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Ja się na terapii czasami czuję tak jakbym sobie rozmawiała na kawie z koleżanką smile
I to nie dlatego, że terapeutka jest nieprofesjonalna, gorsze momenty też zaliczałam i zjazdy totalne zaliczałam, ale zawsze po spotkanii było mi troszkę lepiej. Ja akurat wychodzę z założenia, że jak płacę za takie spotkanie to mówię to co mam w głowie, żeby jak najlepiej to wykorzystać, ale sama mi terapeutka mówiła, że ma osoby, które milczą, albo tylko płaczą i też jest to do przejścia

Sprawdź po prostu smile idź i sprawdź.

16 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-11-11 13:34:14)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Psychoterapii boję się (?), na pewno czuje wstyd, bo ogólnie mam kłopot z mówieniem komuś o swoich problemach. Co innego najbliższe osoby, ale nawet tutaj potrafię zamknąć się i coś zataić.  Nie wiem, kto lepszy do takiej terapii - w sensie plci, a jak pójdę i o czymś i tak nie powiem? Czy ma sens terapia wtedy, jak coś ukryje, nie 'wygadam' wszystkiego? Sam nie wiem, na ile patrząc komuś w oczy dam radę się otworzyć.
Wątpliwości mam też z tego, że nie mam pojęcia, jak mnie oceni terapeuta, pisząc bardziej wprost - czy nie wyjdę na słabeusza, który powinien się po takim czasie sam ogarnąć, zamiast latać po terapiach. To wszystko mnie blokuje. Dlatego tak mi zależało na znalezieniu innej formy pomocy.
Do leków też podchodzę ostrożnie, bo nie chce  przez całe życie walic w siebie tabletek na uspokojenie.

A przeczytałeś co pisałam?
To nie jest tak, że odradzam wizytę u specjalisty, ale tak naprawdę każdy jest swoim najlepszym psychologiem. Ja wierzę i widzę na swoim przykładzie, że można z tego wyjść samemu (a właśnie często psychologowie gówno wiedzą o tym stanie), ale trzeba się przyłożyć! A Ty siedzisz i czekasz aż minie samo.

Na forum na którym byłam, poznałam przyjaciół z którymi mam kontakt do dziś. Siedzą tez tam psychologowie. Mogę dać Ci link.
Ja akurat za nic w świecie nie chciałam żadnej terapii, ani - tym bardziej - brania leków. To kompletnie nie ja.

Rozumiem że są osoby którym terapia, gadanie z konkretnym specjalistą pomaga, ale rozumiem też że są osoby które tego NIE CHCĄ (jak autor czy ja).

Co do leków...
Nawet gdybyś je brał, to kiedyś trzeba je odstawić. Czyli kiedyś i tak musisz zmierzyć się z tym co czujesz i czego się boisz. Leki są po to że ukoić największe strachy w czasie gdy do siebie dochodzisz. Ale to nie jest tak, że je odstawisz i nagle PYK! czujesz się doskonale. Samo odstawienie może już wzbudzić lęk i niepewność.

17

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Czy da się pomóc sobie samemu, bez psychoterapii czy psychoterapia to konieczność i mus (nie chciałbym terapii, mam uprzedzenia, chociaż sam nie wiem, skąd się u mnie wzięły, nie wiem, czego sie po terapii spodziewać)?
Może ktoś tutaj lęki "opanował" sam, bez pomocy terapeuty?
Nie chce do końca życia żyć tak, jakby za każdym rogiem czaiło się zło, a zwłaszcza jak niedługo urodzi sie dziecko, a partnerka jasno dala do zrozumienia, że nie chce takiego życia dla siebie i dziecka.

Czasami niektórym się udaje. Jednak w Twoim przypadku tak nie jest. Próbowałeś samemu dostatecznie długo i jak widać i jak sam czujesz - nie udało się i nie udaje się.
W korzystaniu z terapii nie ma nic złego, nic wstydliwego, ani nic poniżającego.

18

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

I o to się wszystko rozbija - nie umiem mówić o sobie, nie będę umiał najprawdopodobniej wydusić z siebie wszystkiego, co mi ''dolega''. Nie mam też większej przyjemności wracać do tego, co się wydarzyło te kilka lat temu.

Zależy mi na tym, żeby dziecko miało normalną rodzinę, a nie taką, w której tatuś już teraz, choć dziecko jeszcze się nie urodziło, snuje, co będzie, jak ono będzie miało lat naście. I schizuje, jak sobie wyobraża dzień, w którym samo będzie musiało wyjść z domu.
Zawsze myślałem, że mam silniejszą psychikę i pomocy z zewnątrz nie będę potrzebował.

Z tą nieumiejętnością mówienia o sobie to wielu ludzi na początku ma problem opory, zahamowania
zadaniem psychoterapeuty jest Ci pomóc się otworzyć
mówienie mówieniem ,pisanie nieźle Ci idzie, możesz spisywać swoje myśli i to jak się czujesz
to pomaga poznać swoje własne osobiste działanie uczuć i emocji,układa mysli.

19

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Musisz coś zrobić, bo inaczej będzie tylko gorzej a Wasz związek się rozpadnie. Twoja partnerka ma rację, to nic dobrego dla dziecka i innych przebywać z osobą schizującą i czarnowidzącą. Sam to zresztą wiesz. Powinieneś wg mnie iść najpierw do psychiatry po leki, które Cię wstępnie uspokoją, wyciszą a jednoczenie zacząć psychoterapię.  Inaczej nic nie zmienisz, sam sobie z tym nie poradzisz bo jak wiesz minęły 4 lata a jest, jak jest. Jeśli zależy Ci na rodzinie i sobie, zrób to. Przezwycięż swoje blokady przed mówieniem, opowiadaniem o sobie - skoro tutaj o tym napisałeś to już coś. Dasz radę. Samo się nie zrobi. Musisz w to włożyć wysiłek - warto. Naprawdę.

20

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
madoja napisał/a:
Konrad95 napisał/a:

Psychoterapii boję się (?), na pewno czuje wstyd, bo ogólnie mam kłopot z mówieniem komuś o swoich problemach. Co innego najbliższe osoby, ale nawet tutaj potrafię zamknąć się i coś zataić.  Nie wiem, kto lepszy do takiej terapii - w sensie plci, a jak pójdę i o czymś i tak nie powiem? Czy ma sens terapia wtedy, jak coś ukryje, nie 'wygadam' wszystkiego? Sam nie wiem, na ile patrząc komuś w oczy dam radę się otworzyć.
Wątpliwości mam też z tego, że nie mam pojęcia, jak mnie oceni terapeuta, pisząc bardziej wprost - czy nie wyjdę na słabeusza, który powinien się po takim czasie sam ogarnąć, zamiast latać po terapiach. To wszystko mnie blokuje. Dlatego tak mi zależało na znalezieniu innej formy pomocy.
Do leków też podchodzę ostrożnie, bo nie chce  przez całe życie walic w siebie tabletek na uspokojenie.

A przeczytałeś co pisałam?
To nie jest tak, że odradzam wizytę u specjalisty, ale tak naprawdę każdy jest swoim najlepszym psychologiem. Ja wierzę i widzę na swoim przykładzie, że można z tego wyjść samemu (a właśnie często psychologowie gówno wiedzą o tym stanie), ale trzeba się przyłożyć! A Ty siedzisz i czekasz aż minie samo.

Na forum na którym byłam, poznałam przyjaciół z którymi mam kontakt do dziś. Siedzą tez tam psychologowie. Mogę dać Ci link.
Ja akurat za nic w świecie nie chciałam żadnej terapii, ani - tym bardziej - brania leków. To kompletnie nie ja.

Rozumiem że są osoby którym terapia, gadanie z konkretnym specjalistą pomaga, ale rozumiem też że są osoby które tego NIE CHCĄ (jak autor czy ja).

Co do leków...
Nawet gdybyś je brał, to kiedyś trzeba je odstawić. Czyli kiedyś i tak musisz zmierzyć się z tym co czujesz i czego się boisz. Leki są po to że ukoić największe strachy w czasie gdy do siebie dochodzisz. Ale to nie jest tak, że je odstawisz i nagle PYK! czujesz się doskonale. Samo odstawienie może już wzbudzić lęk i niepewność.

Jakbyś mogła podać link do tego forum, to byłbym wdzięczny.
Ja też nie chce terapii, zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów, którzy pewnie sami mają po kokarde swoich problemów.

21 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-11-11 14:34:52)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Ja też nie chce terapii, zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów

Lekiem na zlo calego swiata jest wzajemne wsparcie w trudnych chwilach.
Moja zona pochodzi z pewnej wyspy na Karaibach gdzie jak ktos ma taki problem jak Ty to cala rodzina i sasiedzi siedza z nim czy wychodza aby czul sie bezpieczny.

To surowosc / znieczulica Zachodniego kapitalizmu niszczy w ludziach resztki normalnych, ludzkich zachowan sprowadzajac kazda relacje do wartosci pienieznej na wolnym rynku.
Droga i czesta psychoterapia jest gorszym zamiennikiem tego co w krajach bardziej ucywilizowanych (w przeciwiestwie do kultury Zachodu) jest za darmo.
Czasami, z braku wyboru, jest jedynym rozwiazaniem.

Ale sprobuj jeszcze te forum madoji.

22 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-11-11 15:38:17)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

[ zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów.

Dokładnie tak.
A szczególnie tu na forum - byle pierdoła i od razu porady "idź na terapię". Swoją drogą, pisałam już o tym:
https://www.netkobiety.pl/t120334.html

A co do rzeczy które mi pomogły.

Link do forum:
https://www.zaburzeni.pl/
(administratorami są ludzie po studiach psychologicznych i kursach właśnie w tym kierunku; ale co najważniejsze - sami mieli epizod zaburzenia, czyli wiedzą co czujesz)
Dodam, że w tamtym okresie byłam na kilku forach o tej tematyce, i żadne nie pomogło mi jak to. Na innych - standardowo "idź do lekarza". Tylko tutaj mieli inne podejście.

Jeden z administratorów założył swoją stronę:
https://www.odburzanie.pl/

Oraz kanał tych samych adminów:
https://www.youtube.com/channel/UCiWlDE … GFA/videos
Słuchaj sobie tego nawet w pracy czy na spacerze. Naprawdę bardzo pomocne!

Dodatkowo polecam te dwie książki, mi one bardzo pomogły:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/181399/ … ich-nerwow
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/166514/ … o-zmagania
(ta druga jest dostępna jako ebook na chomikuj.pl)

Poza tym ja czasami medytowałam, stosowałam techniki relaksacyjne, szczególnie Jacobsona i Schultza - obie dostępne na youtube:
https://www.youtube.com/watch?v=91BcDWRF-WE
https://www.youtube.com/watch?v=X1HXg6BkKw0

Poszukaj też "Metody 1000 kroków", to system ćwiczeń na 19 dni, które pomagają wyjść z zaburzenia. Jeśli nie będziesz mógł znaleźć, zostaw mail, wyślę Ci. Ja akurat tej metody nie stosowałam, ale miała dobre opinie.

Proponuję, żebyś spróbował najpierw tego wszystkiego i dopiero wtedy - gdy nic nie pomoże, w co nie wierzę - udał się na terapię czy też po leki.

23

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:

Ja też nie chce terapii, zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów, którzy pewnie sami mają po kokarde swoich problemów.

Oczywiście, że terapeuta ma jakieś swoje problemy, bo jest człowiekiem. I ma do tych problemów prawo, natomiast one nie powinny rzutować na relację z pacjentem.

Terapia nie jest lekiem na całe zło, ale u Ciebie akurat sam widzisz, że problem jest poważny i samemu nie udało Ci się go pokonać. Zapierasz się rękami i nogami przed terapią, a nawet nie spróbowałeś.

Dla Ciebie coś może być byle przeszkodą, a dla kogoś innego może być poważnym problemem. Kilka spotkań z terapeutą może taki problem pomóc rozwiązać. Nie oceniaj ludzi ze względu na to, jak błahe wydają Ci się ich problemy.

24 Ostatnio edytowany przez Konrad95 (2022-11-11 17:21:28)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Lady Loka napisał/a:
Konrad95 napisał/a:

Ja też nie chce terapii, zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów, którzy pewnie sami mają po kokarde swoich problemów.

Oczywiście, że terapeuta ma jakieś swoje problemy, bo jest człowiekiem. I ma do tych problemów prawo, natomiast one nie powinny rzutować na relację z pacjentem.

Terapia nie jest lekiem na całe zło, ale u Ciebie akurat sam widzisz, że problem jest poważny i samemu nie udało Ci się go pokonać. Zapierasz się rękami i nogami przed terapią, a nawet nie spróbowałeś.

Dla Ciebie coś może być byle przeszkodą, a dla kogoś innego może być poważnym problemem. Kilka spotkań z terapeutą może taki problem pomóc rozwiązać. Nie oceniaj ludzi ze względu na to, jak błahe wydają Ci się ich problemy.

Nie oceniam nikogo, źle zrozumiałas mój post.

Terapia nie jest dla mnie, wydam duże pieniądze na terapię, napcham terapeucie kieszeń, a jak ona mi nie pomoże? Ty chyba też napisałaś, że terapia, gdzie nie powiem o wszystkim, nie ma racji bytu i jest kasą wyrzuconą w błoto.
Masz racje, nie spróbowałem, ale jak sama widzisz, nie wiem, czy jest sens w ogóle sprawdzać.

25

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Konrad95 napisał/a:

Ja też nie chce terapii, zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów, którzy pewnie sami mają po kokarde swoich problemów.

Oczywiście, że terapeuta ma jakieś swoje problemy, bo jest człowiekiem. I ma do tych problemów prawo, natomiast one nie powinny rzutować na relację z pacjentem.

Terapia nie jest lekiem na całe zło, ale u Ciebie akurat sam widzisz, że problem jest poważny i samemu nie udało Ci się go pokonać. Zapierasz się rękami i nogami przed terapią, a nawet nie spróbowałeś.

Dla Ciebie coś może być byle przeszkodą, a dla kogoś innego może być poważnym problemem. Kilka spotkań z terapeutą może taki problem pomóc rozwiązać. Nie oceniaj ludzi ze względu na to, jak błahe wydają Ci się ich problemy.

Nie oceniam nikogo, źle zrozumiałas mój post.

Terapia nie jest dla mnie, wydam duże pieniądze na terapię, napcham terapeucie kieszeń, a jak ona mi nie pomoże? Ty chyba też napisałaś, że terapia, gdzie nie powiem o wszystkim, nie ma racji bytu i jest kasą wyrzuconą w błoto.
Masz racje, nie spróbowałem, ale jak sama widzisz, nie wiem, czy jest sens w ogóle sprawdzać.

Nie wiesz tego, bo nie próbowałeś terapii. Najpierw spróbuj, tylko spróbuj z otwartością, a nie założeniem, że na pewno nie pomoże.
Tak, terapia jeżeli się nie otworzysz jest bez sensu. Natomiast nikt nie oczekuje, że się otworzysz od razu na pierwszym spotkaniu.
Poszukaj w swoim mieście terapeuty, który specjalizuje się w PTSD, idź i spróbuj, a potem oceniaj.

Bo tak póki co to rozwalasz sobie rodzinę i robisz to na swoje własne życzenie. Skończy się na tym, że partnerka jeszcze Ci prawa rodzicielskie ograniczy, bo nie jesteś w odpowiedniej kondycji psychicznej, aby opiekować się dzieckiem choćby przez jeden dzień samodzielnie.

26 Ostatnio edytowany przez Konrad95 (2022-11-11 20:17:48)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Lady Loka napisał/a:
Konrad95 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Oczywiście, że terapeuta ma jakieś swoje problemy, bo jest człowiekiem. I ma do tych problemów prawo, natomiast one nie powinny rzutować na relację z pacjentem.

Terapia nie jest lekiem na całe zło, ale u Ciebie akurat sam widzisz, że problem jest poważny i samemu nie udało Ci się go pokonać. Zapierasz się rękami i nogami przed terapią, a nawet nie spróbowałeś.

Dla Ciebie coś może być byle przeszkodą, a dla kogoś innego może być poważnym problemem. Kilka spotkań z terapeutą może taki problem pomóc rozwiązać. Nie oceniaj ludzi ze względu na to, jak błahe wydają Ci się ich problemy.

Nie oceniam nikogo, źle zrozumiałas mój post.

Terapia nie jest dla mnie, wydam duże pieniądze na terapię, napcham terapeucie kieszeń, a jak ona mi nie pomoże? Ty chyba też napisałaś, że terapia, gdzie nie powiem o wszystkim, nie ma racji bytu i jest kasą wyrzuconą w błoto.
Masz racje, nie spróbowałem, ale jak sama widzisz, nie wiem, czy jest sens w ogóle sprawdzać.

Nie wiesz tego, bo nie próbowałeś terapii. Najpierw spróbuj, tylko spróbuj z otwartością, a nie założeniem, że na pewno nie pomoże.
Tak, terapia jeżeli się nie otworzysz jest bez sensu. Natomiast nikt nie oczekuje, że się otworzysz od razu na pierwszym spotkaniu.
Poszukaj w swoim mieście terapeuty, który specjalizuje się w PTSD, idź i spróbuj, a potem oceniaj.

Bo tak póki co to rozwalasz sobie rodzinę i robisz to na swoje własne życzenie. Skończy się na tym, że partnerka jeszcze Ci prawa rodzicielskie ograniczy, bo nie jesteś w odpowiedniej kondycji psychicznej, aby opiekować się dzieckiem choćby przez jeden dzień samodzielnie.

Nie, tego by zrobić nie mogła, to tak nie działa.

Jeżeli możesz i chcesz napisać: Tobie psychoterapia pomogła? Dala Ci realne korzyści?

27 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2022-11-11 21:27:12)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Konrad95 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Konrad95 napisał/a:

Nie oceniam nikogo, źle zrozumiałas mój post.

Terapia nie jest dla mnie, wydam duże pieniądze na terapię, napcham terapeucie kieszeń, a jak ona mi nie pomoże? Ty chyba też napisałaś, że terapia, gdzie nie powiem o wszystkim, nie ma racji bytu i jest kasą wyrzuconą w błoto.
Masz racje, nie spróbowałem, ale jak sama widzisz, nie wiem, czy jest sens w ogóle sprawdzać.

Nie wiesz tego, bo nie próbowałeś terapii. Najpierw spróbuj, tylko spróbuj z otwartością, a nie założeniem, że na pewno nie pomoże.
Tak, terapia jeżeli się nie otworzysz jest bez sensu. Natomiast nikt nie oczekuje, że się otworzysz od razu na pierwszym spotkaniu.
Poszukaj w swoim mieście terapeuty, który specjalizuje się w PTSD, idź i spróbuj, a potem oceniaj.

Bo tak póki co to rozwalasz sobie rodzinę i robisz to na swoje własne życzenie. Skończy się na tym, że partnerka jeszcze Ci prawa rodzicielskie ograniczy, bo nie jesteś w odpowiedniej kondycji psychicznej, aby opiekować się dzieckiem choćby przez jeden dzień samodzielnie.

Nie, tego by zrobić nie mogła, to tak nie działa.

Jeżeli możesz i chcesz napisać: Tobie psychoterapia pomogła? Dala Ci realne korzyści?

Dała mi realne korzyści.
Mamy trochę inne sytuacje, ja przeżyłam coś innego, na terapię poszłam od razu. Miałam spotkania co tydzień, teraz mam co dwa. Ja na bieżąco przeżywałam to, co się działo, więc u mnie nie było grzebania w przeszłości, po prostu mówiłam o tym, co aktualnie miałam w głowie.
Często mam tak, że jak łapie mnie lęk pomiędzy spotkaniami to sobie zapisywałam o czym chcę porozmawiać i to też mi dużo daje, bo wiem, że za kilka dni spotkam się z kimś, komu to wszystko opowiem i kto nie będzie na mnie dziwnie patrzył, tylko wysłucha.
Mam tendencję do stawiania innych na 1 miejscu i do umniejszania swoich przeżyć, więc moment, w którym mogę postawić się w centrum na godzinę i porozmawiać o tym, co aktualnie czuję jest dla mnie mega ważny.
Mam męża i z mężem też rozmawiam, ale to jednak nie to samo. Wiem, że terapeutka nie będzie o mnie źle myśleć, jak będę wałkować przez godzinę jeden temat. Albo jak będę mieć gorszy czas i będę narzekać, że nie widzę światełka w tunelu.
Wiem też, że mogę do niej zadzwonić o każdej porze jakby coś się działo. Nie korzystałam z tej opcji do tej pory, bo wystarcza mi fakt, że wiem, że mam wizytę zaplanowaną.

Wydaje mi się, że gdyby nie to wsoarcie, to nie podniosłabym się tak szybko jak to się stało. Nie wiem czy dałabym radę w pracy i nie wiem czy dałabym radę teraz znowu specjalnie i świadomie wejść ponownie w sytuację generującą ten sam stres.

PS. Ja przed terapią byłam w takim stanie, że moja mama codziennie dzwoniła do mnie z pytaniem czy wstałam z łóżka i zjadłam śniadanie. Bo mąż pracował, ja miałam urlop i ciężko było funkcjonować. Miałam problem z ubraniem się, uczesaniem, funkcjonowaniem. Ja mogłam nie jeść, mogłam cały dzień patrzeć w ścianę. I dalej mam takie gorsze dni, ale lepiej sobie z nimi radzę.
Z lękiem dobrze się pracuje pod okiem specjalisty.

28

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
madoja napisał/a:
Konrad95 napisał/a:

[ zauważyłem, że jest ona traktowana obecnie jako lek na całe zło świata i byle przeszkoda jest powodem, żeby to "przepracować i wyleczyć" z pomocą psychoterapeutów.

Dokładnie tak.
A szczególnie tu na forum - byle pierdoła i od razu porady "idź na terapię". Swoją drogą, pisałam już o tym:
https://www.netkobiety.pl/t120334.html

A co do rzeczy które mi pomogły.

Link do forum:
https://www.zaburzeni.pl/
(administratorami są ludzie po studiach psychologicznych i kursach właśnie w tym kierunku; ale co najważniejsze - sami mieli epizod zaburzenia, czyli wiedzą co czujesz)
Dodam, że w tamtym okresie byłam na kilku forach o tej tematyce, i żadne nie pomogło mi jak to. Na innych - standardowo "idź do lekarza". Tylko tutaj mieli inne podejście.

Jeden z administratorów założył swoją stronę:
https://www.odburzanie.pl/

Oraz kanał tych samych adminów:
https://www.youtube.com/channel/UCiWlDE … GFA/videos
Słuchaj sobie tego nawet w pracy czy na spacerze. Naprawdę bardzo pomocne!

Dodatkowo polecam te dwie książki, mi one bardzo pomogły:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/181399/ … ich-nerwow
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/166514/ … o-zmagania
(ta druga jest dostępna jako ebook na chomikuj.pl)

Poza tym ja czasami medytowałam, stosowałam techniki relaksacyjne, szczególnie Jacobsona i Schultza - obie dostępne na youtube:
https://www.youtube.com/watch?v=91BcDWRF-WE
https://www.youtube.com/watch?v=X1HXg6BkKw0

Poszukaj też "Metody 1000 kroków", to system ćwiczeń na 19 dni, które pomagają wyjść z zaburzenia. Jeśli nie będziesz mógł znaleźć, zostaw mail, wyślę Ci. Ja akurat tej metody nie stosowałam, ale miała dobre opinie.

Proponuję, żebyś spróbował najpierw tego wszystkiego i dopiero wtedy - gdy nic nie pomoże, w co nie wierzę - udał się na terapię czy też po leki.

Czy byłabyś tak dobra i wysłała mi tę "Metodę 1000 kroków"?

29 Ostatnio edytowany przez Johnny.B (2022-11-15 05:40:10)

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Wiesz co... psycholog Ci pomoże, ale trochę da tabsy i to w sumie tyle dużo zależy od Ciebie. Twoja partnerka urodzi zaraz. Hormony jej odwalą do głowy i twoje schizy będą ja jeszcze bardziej wkurwiac czyli doprowadzi to do awantur. To, że twoja narzeczona powiedziała, że się wyprowadzi było mega huyowe z jej strony z drugiej strony zrozumiałe ona nie chce Cię niańczyć tylko mieć pomoc, której możesz nie dać. Ona potrzebuje wsparcia będąc w ciąży i Ty też mając uraz. Ja też mam schizy, koszmary też wielki uraz, ale mnie nikt nie poczęstował nożem. Ja dochodziłem po... nie wiem jak to nazwać (Stracie dziecka, które pokochałem, zerwaniu w bardzo brzydki sposób i to jak rodzina dziewczyny mnie potraktowała) do siebie dochodzilem przez 3 lata. Leżałem w łóżku trząsłem się, płakałem i spałem też bałem się wychodzić z domu. Musisz to przetrawić nie bać się. Może zamiast sie bać postaraj się zabezpieczyć, uwierzyć w siebie i pomyśleć sobie w głowie, że zamiast się bać muszę być gotów obronić sie. Nie idź na skróty i przy latarni gdzie świeci swiatełko idź tam gdzie jest najciemniej nie bądź ofiarą stań sie łowcą. Spróbuj wyjść z domu i pomysł, że tym razem to Ty załatwisz napastnika lub napastników, że poprostu będziesz gotowy na atak i się obronisz i innych. Pomyśl, że to Ty tym razem zaatakujesz to napastnik dostanie tym razem kose a nie Ty. Uciekając przed tym co się stało nigdy nie zapomnisz i to spiepszy Ci życie, związek i zawsze będziesz żyć w strachu. Zamiast uciekać i wpadać w kompleksy pomyśl będę ojcem musze to dziecko obronić będę jak Punisher. Wezme się w garść i jeśli znów spotkam takich gości to zrobię im z dupy jesień średniowiecza. Uciekajac i kryjąc się tylko pogłębiasz swój lek. To zabrzmi brutalnie, ale w świecie panuje selekcja naturalna albo jesteś ofiarą albo łowcą. Jeśli masz leki, że może stać się takie coś drugi raz przygotuj się staw czoło lekowi a nie uciekaj możesz uciekać całe życie. Ja powiem szczerze też byłem napadnięty kilka razy. Dostałem w ryj 3 vs 1 i nie czulem lęku czulem wkurwienie, że nie obrobiłem się, że leżałem jak pizda i miałem twarz we krwi na środku ulicy gdy miałem 18 lat i też byłem w szpitalu. Potem też dostałem wpierdol i gdy mnie bili śmiałem się, że jak dorosne ich zajebe oczywiście bili mocniej. (Napadły mnie jakieś 30-40letnie ćpuny) Wtedy mając 20 lat powiedziałem sobie, gdy ktoś mnie napadnie obronie sie. Ćwiczyłem dbalem o siebie i nie balem się. Chodzilem tam gdzie było najciemniej ja byłem łowcą ja obserwowałem. Aż mając 25-26 lat przed klubem wieczorkiem napadło mnie 2 gości. W sumie jeden a kolega typa stał obok potem dobiegł. I co? Dojebalem pierwszemu, że do dziś nie ma połowy zębów. Drugiemu już nie dałem rady go położyć szybko. I gdy pierwszy wstał i było 2 vs 1 uciekłem. Bo wiedziałem, że dwum na raz nie dam rady. Ale byłem dumny koszulka we krwi, ręką rozjebana jeden gość dostal pamiątkę na całe życie drugi kilka solidnych bomb. I co obroniłem się pokazałem, że jestem łowcą a nie ofiarą. I teraz pomyśl masz tyle samo lat co ja wtedy. Spotyka Cię taka akcja i mówisz chłopakom: Zostawcie mnie mam leki boje się? Czy mówisz: Jedziemy z tematem rozjebe was? Pomysl jeszcze, że możesz iść wtedy z kobieta i dzieckiem i co wtedy? Ja wiedziałbym co zrobić. A Ty? Chłopaku masz wszystko to czego ja w życiu nie mam. Ale brakuje Ci jednej rzeczy w sumie dwuch. Pewności siebie i jaj. Porozmawiaj z tym problemem z ojcem zapewne powie Ci to samo. Mój ojciec mnie jebał codzienie za byle gówno. Dałem Ci tylko sugestię co możesz zrobić. Byłeś na tyle odważny by zrobić dziecko mimo iż wiedziałeś, że jesteś chory psychicznie. To teraz niestety widzę dwie drogi.  Albo żyjesz tak jak teraz kobieta się wkurwia, wyprowadza zostajesz sam i siedzisz w chałupie bo się boisz. Twoja laska znajduje innego męskiego typa i wiesz co dalej się dzieje? On z nią fiku-miku a Ty płacisz alimenty. Albo szukasz w sobie siły wkoncu jesteś ojcem ja jak miałem być ojcem byłem Bogiem. Stawiasz czoło swoim lękom bunkrowanie sie w domu bycie cykorem nie przystoi głowie rodziny. Twoja kobieta daje Ci już znaki, że nie potrzebuje pizdeusza w domu tylko faceta. Wiem, że jest cieżko boli ciało i psychika, ale nie pozwól by przeszłość zmarnowała Ci to co masz teraz. Nie mówie Ci tego by Cie obrazić czy zdołować super, że byłeś u psychologa ja też byłem. Mówię Ci to bo nie chce byś rozjebał sobie rodzine. Musisz stawić czoło problemowi twoje dziecko też nie chce ojca co się boi tylko no super gościa. Powiedz dziecku kiedyś dostałem kose żyje ponieważ jestem jak superman i niczego sie nie boje i chętnie dostałbym druga kose by Cie obronić. Twoje dziecko chce silnego taty i twoja kobieta też. Więc jedyne wyjście to praca nad soba albo zobaczysz swoja kobiete z innym gościem. Moja kolezanka była w zwiazku z takim wlaśnie chlopakiem jak Ty on mial 32 lata ona 26 i on miał też coś w tym stylu. Odeszła od niego i jeśli nie zawalczysz o siebie twoja kobieta też odejdzie bo nie potrzebuje dużego i małego dziecka w domu. Wiem, że to bolesne przed Toba dużo pracy.

30

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Psycholog nie daje leków.

31

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Johnny.B napisał/a:

Wiesz co... psycholog Ci pomoże, ale trochę da tabsy i to w sumie tyle dużo zależy od Ciebie. Twoja partnerka urodzi zaraz. Hormony jej odwalą do głowy i twoje schizy będą ja jeszcze bardziej wkurwiac czyli doprowadzi to do awantur. To, że twoja narzeczona powiedziała, że się wyprowadzi było mega huyowe z jej strony z drugiej strony zrozumiałe ona nie chce Cię niańczyć tylko mieć pomoc, której możesz nie dać. Ona potrzebuje wsparcia będąc w ciąży i Ty też mając uraz. Ja też mam schizy, koszmary też wielki uraz, ale mnie nikt nie poczęstował nożem. Ja dochodziłem po... nie wiem jak to nazwać (Stracie dziecka, które pokochałem, zerwaniu w bardzo brzydki sposób i to jak rodzina dziewczyny mnie potraktowała) do siebie dochodzilem przez 3 lata. Leżałem w łóżku trząsłem się, płakałem i spałem też bałem się wychodzić z domu. Musisz to przetrawić nie bać się. Może zamiast sie bać postaraj się zabezpieczyć, uwierzyć w siebie i pomyśleć sobie w głowie, że zamiast się bać muszę być gotów obronić sie. Nie idź na skróty i przy latarni gdzie świeci swiatełko idź tam gdzie jest najciemniej nie bądź ofiarą stań sie łowcą. Spróbuj wyjść z domu i pomysł, że tym razem to Ty załatwisz napastnika lub napastników, że poprostu będziesz gotowy na atak i się obronisz i innych. Pomyśl, że to Ty tym razem zaatakujesz to napastnik dostanie tym razem kose a nie Ty. Uciekając przed tym co się stało nigdy nie zapomnisz i to spiepszy Ci życie, związek i zawsze będziesz żyć w strachu. Zamiast uciekać i wpadać w kompleksy pomyśl będę ojcem musze to dziecko obronić będę jak Punisher. Wezme się w garść i jeśli znów spotkam takich gości to zrobię im z dupy jesień średniowiecza. Uciekajac i kryjąc się tylko pogłębiasz swój lek. To zabrzmi brutalnie, ale w świecie panuje selekcja naturalna albo jesteś ofiarą albo łowcą. Jeśli masz leki, że może stać się takie coś drugi raz przygotuj się staw czoło lekowi a nie uciekaj możesz uciekać całe życie. Ja powiem szczerze też byłem napadnięty kilka razy. Dostałem w ryj 3 vs 1 i nie czulem lęku czulem wkurwienie, że nie obrobiłem się, że leżałem jak pizda i miałem twarz we krwi na środku ulicy gdy miałem 18 lat i też byłem w szpitalu. Potem też dostałem wpierdol i gdy mnie bili śmiałem się, że jak dorosne ich zajebe oczywiście bili mocniej. (Napadły mnie jakieś 30-40letnie ćpuny) Wtedy mając 20 lat powiedziałem sobie, gdy ktoś mnie napadnie obronie sie. Ćwiczyłem dbalem o siebie i nie balem się. Chodzilem tam gdzie było najciemniej ja byłem łowcą ja obserwowałem. Aż mając 25-26 lat przed klubem wieczorkiem napadło mnie 2 gości. W sumie jeden a kolega typa stał obok potem dobiegł. I co? Dojebalem pierwszemu, że do dziś nie ma połowy zębów. Drugiemu już nie dałem rady go położyć szybko. I gdy pierwszy wstał i było 2 vs 1 uciekłem. Bo wiedziałem, że dwum na raz nie dam rady. Ale byłem dumny koszulka we krwi, ręką rozjebana jeden gość dostal pamiątkę na całe życie drugi kilka solidnych bomb. I co obroniłem się pokazałem, że jestem łowcą a nie ofiarą. I teraz pomyśl masz tyle samo lat co ja wtedy. Spotyka Cię taka akcja i mówisz chłopakom: Zostawcie mnie mam leki boje się? Czy mówisz: Jedziemy z tematem rozjebe was? Pomysl jeszcze, że możesz iść wtedy z kobieta i dzieckiem i co wtedy? Ja wiedziałbym co zrobić. A Ty? Chłopaku masz wszystko to czego ja w życiu nie mam. Ale brakuje Ci jednej rzeczy w sumie dwuch. Pewności siebie i jaj. Porozmawiaj z tym problemem z ojcem zapewne powie Ci to samo. Mój ojciec mnie jebał codzienie za byle gówno. Dałem Ci tylko sugestię co możesz zrobić. Byłeś na tyle odważny by zrobić dziecko mimo iż wiedziałeś, że jesteś chory psychicznie. To teraz niestety widzę dwie drogi.  Albo żyjesz tak jak teraz kobieta się wkurwia, wyprowadza zostajesz sam i siedzisz w chałupie bo się boisz. Twoja laska znajduje innego męskiego typa i wiesz co dalej się dzieje? On z nią fiku-miku a Ty płacisz alimenty. Albo szukasz w sobie siły wkoncu jesteś ojcem ja jak miałem być ojcem byłem Bogiem. Stawiasz czoło swoim lękom bunkrowanie sie w domu bycie cykorem nie przystoi głowie rodziny. Twoja kobieta daje Ci już znaki, że nie potrzebuje pizdeusza w domu tylko faceta. Wiem, że jest cieżko boli ciało i psychika, ale nie pozwól by przeszłość zmarnowała Ci to co masz teraz. Nie mówie Ci tego by Cie obrazić czy zdołować super, że byłeś u psychologa ja też byłem. Mówię Ci to bo nie chce byś rozjebał sobie rodzine. Musisz stawić czoło problemowi twoje dziecko też nie chce ojca co się boi tylko no super gościa. Powiedz dziecku kiedyś dostałem kose żyje ponieważ jestem jak superman i niczego sie nie boje i chętnie dostałbym druga kose by Cie obronić. Twoje dziecko chce silnego taty i twoja kobieta też. Więc jedyne wyjście to praca nad soba albo zobaczysz swoja kobiete z innym gościem. Moja kolezanka była w zwiazku z takim wlaśnie chlopakiem jak Ty on mial 32 lata ona 26 i on miał też coś w tym stylu. Odeszła od niego i jeśli nie zawalczysz o siebie twoja kobieta też odejdzie bo nie potrzebuje dużego i małego dziecka w domu. Wiem, że to bolesne przed Toba dużo pracy.

Myślę, że właśnie takich słów potrzebował autor - autorze posłuchaj tej rady.

32

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Johnny.B napisał/a:

Wiesz co... psycholog Ci pomoże, ale trochę da tabsy i to w sumie tyle dużo zależy od Ciebie. Twoja partnerka urodzi zaraz. Hormony jej odwalą do głowy i twoje schizy będą ja jeszcze bardziej wkurwiac czyli doprowadzi to do awantur. To, że twoja narzeczona powiedziała, że się wyprowadzi było mega huyowe z jej strony z drugiej strony zrozumiałe ona nie chce Cię niańczyć tylko mieć pomoc, której możesz nie dać. Ona potrzebuje wsparcia będąc w ciąży i Ty też mając uraz. Ja też mam schizy, koszmary też wielki uraz, ale mnie nikt nie poczęstował nożem. Ja dochodziłem po... nie wiem jak to nazwać (Stracie dziecka, które pokochałem, zerwaniu w bardzo brzydki sposób i to jak rodzina dziewczyny mnie potraktowała) do siebie dochodzilem przez 3 lata. Leżałem w łóżku trząsłem się, płakałem i spałem też bałem się wychodzić z domu. Musisz to przetrawić nie bać się. Może zamiast sie bać postaraj się zabezpieczyć, uwierzyć w siebie i pomyśleć sobie w głowie, że zamiast się bać muszę być gotów obronić sie. Nie idź na skróty i przy latarni gdzie świeci swiatełko idź tam gdzie jest najciemniej nie bądź ofiarą stań sie łowcą. Spróbuj wyjść z domu i pomysł, że tym razem to Ty załatwisz napastnika lub napastników, że poprostu będziesz gotowy na atak i się obronisz i innych. Pomyśl, że to Ty tym razem zaatakujesz to napastnik dostanie tym razem kose a nie Ty. Uciekając przed tym co się stało nigdy nie zapomnisz i to spiepszy Ci życie, związek i zawsze będziesz żyć w strachu. Zamiast uciekać i wpadać w kompleksy pomyśl będę ojcem musze to dziecko obronić będę jak Punisher. Wezme się w garść i jeśli znów spotkam takich gości to zrobię im z dupy jesień średniowiecza. Uciekajac i kryjąc się tylko pogłębiasz swój lek. To zabrzmi brutalnie, ale w świecie panuje selekcja naturalna albo jesteś ofiarą albo łowcą. Jeśli masz leki, że może stać się takie coś drugi raz przygotuj się staw czoło lekowi a nie uciekaj możesz uciekać całe życie. Ja powiem szczerze też byłem napadnięty kilka razy. Dostałem w ryj 3 vs 1 i nie czulem lęku czulem wkurwienie, że nie obrobiłem się, że leżałem jak pizda i miałem twarz we krwi na środku ulicy gdy miałem 18 lat i też byłem w szpitalu. Potem też dostałem wpierdol i gdy mnie bili śmiałem się, że jak dorosne ich zajebe oczywiście bili mocniej. (Napadły mnie jakieś 30-40letnie ćpuny) Wtedy mając 20 lat powiedziałem sobie, gdy ktoś mnie napadnie obronie sie. Ćwiczyłem dbalem o siebie i nie balem się. Chodzilem tam gdzie było najciemniej ja byłem łowcą ja obserwowałem. Aż mając 25-26 lat przed klubem wieczorkiem napadło mnie 2 gości. W sumie jeden a kolega typa stał obok potem dobiegł. I co? Dojebalem pierwszemu, że do dziś nie ma połowy zębów. Drugiemu już nie dałem rady go położyć szybko. I gdy pierwszy wstał i było 2 vs 1 uciekłem. Bo wiedziałem, że dwum na raz nie dam rady. Ale byłem dumny koszulka we krwi, ręką rozjebana jeden gość dostal pamiątkę na całe życie drugi kilka solidnych bomb. I co obroniłem się pokazałem, że jestem łowcą a nie ofiarą. I teraz pomyśl masz tyle samo lat co ja wtedy. Spotyka Cię taka akcja i mówisz chłopakom: Zostawcie mnie mam leki boje się? Czy mówisz: Jedziemy z tematem rozjebe was? Pomysl jeszcze, że możesz iść wtedy z kobieta i dzieckiem i co wtedy? Ja wiedziałbym co zrobić. A Ty? Chłopaku masz wszystko to czego ja w życiu nie mam. Ale brakuje Ci jednej rzeczy w sumie dwuch. Pewności siebie i jaj. Porozmawiaj z tym problemem z ojcem zapewne powie Ci to samo. Mój ojciec mnie jebał codzienie za byle gówno. Dałem Ci tylko sugestię co możesz zrobić. Byłeś na tyle odważny by zrobić dziecko mimo iż wiedziałeś, że jesteś chory psychicznie. To teraz niestety widzę dwie drogi.  Albo żyjesz tak jak teraz kobieta się wkurwia, wyprowadza zostajesz sam i siedzisz w chałupie bo się boisz. Twoja laska znajduje innego męskiego typa i wiesz co dalej się dzieje? On z nią fiku-miku a Ty płacisz alimenty. Albo szukasz w sobie siły wkoncu jesteś ojcem ja jak miałem być ojcem byłem Bogiem. Stawiasz czoło swoim lękom bunkrowanie sie w domu bycie cykorem nie przystoi głowie rodziny. Twoja kobieta daje Ci już znaki, że nie potrzebuje pizdeusza w domu tylko faceta. Wiem, że jest cieżko boli ciało i psychika, ale nie pozwól by przeszłość zmarnowała Ci to co masz teraz. Nie mówie Ci tego by Cie obrazić czy zdołować super, że byłeś u psychologa ja też byłem. Mówię Ci to bo nie chce byś rozjebał sobie rodzine. Musisz stawić czoło problemowi twoje dziecko też nie chce ojca co się boi tylko no super gościa. Powiedz dziecku kiedyś dostałem kose żyje ponieważ jestem jak superman i niczego sie nie boje i chętnie dostałbym druga kose by Cie obronić. Twoje dziecko chce silnego taty i twoja kobieta też. Więc jedyne wyjście to praca nad soba albo zobaczysz swoja kobiete z innym gościem. Moja kolezanka była w zwiazku z takim wlaśnie chlopakiem jak Ty on mial 32 lata ona 26 i on miał też coś w tym stylu. Odeszła od niego i jeśli nie zawalczysz o siebie twoja kobieta też odejdzie bo nie potrzebuje dużego i małego dziecka w domu. Wiem, że to bolesne przed Toba dużo pracy.

Myślę, że właśnie takich słów potrzebował autor - autorze posłuchaj tej rady.

33

Odp: Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?
Lady Loka napisał/a:

Psycholog nie daje leków.

No tak psychiatra. Ja mówię na obu lekarzy "Psycholog" autor musi udać się do tych dwóch lekarzy i pogadać.

Posty [ 33 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jak samemu "wziąć się w garść i ogarnąć"?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024