Hej,
Dziś przychodzę z następującym problemem: mieszkam z dziewczyną od roku, w związku jesteśmy od 2 lat, ja mam 25 lat, ona 28, raczej rzadko wyjeżdżamy gdzieś osobno, natomiast czasami się to zdarza, np. do rodziny, gdy druga strona nie ma czasu/ochoty (moja rodzina mieszka dość daleko od naszego miejsca zamieszkania, jej blisko) i niemalże za każdym razem kończy się to dość dużą awanturą. Ja nie mam problemu z kilkudniową rozłąką, natomiast dla mojej dziewczyny jest to katorga - za każdym razem gdy mam jechać gdzieś sam to przed wyjazdem wszystko zaczyna jej przeszkadzać, kilka dni przed wyjazdem niemal nie mam nic do powiedzenia, bo zawsze kończy się to tekstem "zostawiasz mnie samą, a zachowujesz się tak tak i tak". Szczególny problem ma z odwiedzinami w moim domu rodzinnym, przykładowo, sytuacja z tego weekendu - niedawno miałem urodziny, w związku z czym oboje dostaliśmy zaproszenie do mnie do domu na weekend, z przyczyn niezależnych ona nie mogła pojechać, w związku z czym pojechałem sam, a kilka dni wcześniej musialem pojechać na 2 dni na wyjazd służbowy. I zaczęły się problemy, że "ciągle" ja zostawiam (ostatnio raz byłem w domu w czerwcu, później pojechałem w sierpniu na weekend do dobrego kumpla), że ona czuje się samotna itd. I że mam wracać z samego rana w niedzielę, na co się nie mogłem zgodzić, chciałbym powiedzieć dłużej z rodzicami, poswiętowac urodziny z bliskimi, co oczywiście wywołało historię, ostatecznie umówiliśmy się, że wrócę około 16. W międzyczasie w domu okazało się, że moje siostra może przyjechać dopiero w niedzielę, w związku z czym chcąc i z nią spędzić trochę czasu zapowiedziałem dziewczynie, że wrócę nieco później, ok 19. Oczywiście wyniknęła z tego niemała awantura, mówiła, że jestem żałosny, nieslowny, nie mam własnego zdania i że moja rodzina mnie źle traktuje (??), dowiedziałem się, że mógłbym już tu zostać i najlepiej żebym nie wracal, przeszkadzało jej, że dziś korzystając z okazji, że jestem w mieście, to pomogłem koledze z przeprowadzka i w ogóle to wszyscy są ważniejsi od niej. Trochę mi ręce opadły, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, kocham ją i rozumiem, że ludzie mają różny styl przywiązywania, ale czasami duszę się w takiej relacji, gdzie nie mogę zostawić jej na 2 noce samej... Dodam, że z wychodzeniem że znajomymi też bywały problemy - ona raczej ma niewiele koleżanek, w dodatku wszystkie mieszkają w innych miastach, z rodziną też nie ma najlepszego kontaktu. Nie wiem już totalnie co robić...