Drodzy forumowicze zastanawiam się jak to jest z Wami. Sprawa dotyczy statusu singiel (nie mylić z samotnością, ponieważ samotnym można być również w związku). Czy ten stan utrzymujecie z wyboru, z lenistwa, z wygody czy może singiel = wymagający. Będę wdzięczny za poruszenie tego tematu. Singli przybywa a co za tym idzie czym więcej osób wolnych tym większe prawdopodobieństwo znalezienia pary. Jednak tak się nie dzieje.
Nie jest powiedziane ze im wiecej singli tym wiecej szans na poznanie kogoś.
To wszystko zalezy od ludzi i na jakim etapie są ich oczekiwania oraz to czego chcą.
W dzisiejszym swiecie jak piszesz sa single z wyboru,tacy za bardzo wymagajcy,bi,less,geje,trans i wiele takich grupek gdzie jak jesteś panną hetero to już szanse maleją bo zalezy na kogo trafisz jak się spodoba facet w monopolowym a gdzieś ukrycie moze być gejem np. lub nie ma chceci na stały zwiazek.
Ja jestem singlem, bo po prostu szukam konkretnego charakteru u kobiety (oczywiście z wyglądu też musi mi się podobać). Jak ktoś mi nie pasuje pod tym względem albo widzę, że nawet próbując i tak to się za jakiś czas sypnie z powodu różnicy przekonań, to po co sobie nerwy psuć (sobie i drugiej stronie).
Faktycznie singli niby co raz więcej, ale nie zwiększa to szans na poznanie kogoś. Zgadzam się z @jmox, że wszystko zależy od ludzi i etapu na jakim są. Jednak z własnego doświadczenia wiem, że ciężko też poznać kogoś w obecnych czasach, kiedy mamy pracę i wiele innych obowiązków. Ja np. jestem po przejściach i wiem czego chcę, ale nie ma co czarować potrzebne jest też ,,to coś,, pod postacią konkretnego charakteru, uroku osobistego itp. Osobiście nie chcę generalizować, ale mam wrażenie, że mężczyźni nie wiedzą za bardzo czego chcą. Znam sporo facetów, którym nic nie brakuje, mają powodzenie u kobiet , a są singlami ( chyba, że to faktycznie wygoda).
W innym rownoleglym wymiarze singli moze byc i 2x tyle . Poprostu spora czesc ludzi tkwi w relacjach mimo ze sa one bez sensu mecza sie i zyja tak na serio wbrew temu co oczkejuja/chca...tkwia bo dzieci, bo kredyty, bo wygoda zycia, bo swietny seks itp itd.
Kazdy zwiazek to jakies ugody, kompromisy, wyrzeczenia itp....w zamian jestesmy poprostu z kims i raz jest latwiej raz trudniej.
6 2022-06-13 13:08:03 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-06-13 13:10:49)
Ja na przykład jestem singlem, chociaż jeszcze do niedawna miałam do wyboru trzech zainteresowanych mną facetów. Dwóch odstawiłam po kilku minutach namysłu, nad trzecim pochylilam się na dłużej, ale czas oraz pewne wydarzenia pokazały mi, że to nie dla mnie
Przez dwie dekady mieszkałam sama i czułam się z tym fantastycznie, chociaż pierwsza dekada mieszkania w pojedynkę była dla mnie dość trudna. Wcześniej zawsze mieszkałam z rodziną, swoją rodziną, która założyłam.
Druga dekada mieszkania w pojedynkę była dla mnie czymś najlepszym, co mogło mi się zdarzyć. Nie wybrałam takiego życia, to raczej życie wybrało za mnie, ale odnalazłam się w trochę narzuconym mi przez los samotnym życiu.
Teraz nie mieszkam sama, tzn jestem sama, ale za ścianą mam bliskie mi osoby.
Chwilowo ułożyło mi się tak, że mieszkam na kupie. Za kilka miesięcy, po remoncie to się zmieni i znowu będę miała mój super osobisty, prywatny azyl. Nie mogę się tego doczekać.
Na ten moment ani mi się śni wiązać z kimś w takim sensie, żeby z kimś mieszkać.
W każdym wieku można ułożyć sobie życie calkowicie pod siebie. Gdybym chciała, to jak napisałam wcześniej, dzisiaj wybrałabym jedna z trzech możliwości, jakie podsunęło mi życie i które były w moim zasięgu jeszcze miesiąc temu.
Każda z tych opcji była pod takim czy innym względem beznadziejna, a może ja po prostu lubię mieszkać w pojedynkę?
Tak czy siak jestem zadowolona z tego, co mam, chociaż różnie z tym po drodze bywało.
U mnie sprawa jest bardzo prosta. Po prostu nie znalazłem kobiety, która chciałaby być ze mną w związku i dlatego jestem kawalerem.
Witam.Ja też jestem szczęśliwym, zadowolonym z życia singlem. Po rozstaniu poczułam się świetnie, jak nowonarodzona, jakby jakiś ciężki kamień odpadł mi od nogi. Ja jestem osobą, która ceni sobie prywatność, święty spokój,, nie znoszę fałszywych ludzi. Wymagania też są potrzebne i każdy jakieś ma, bo chyba nikt nie chce być z byle kim. Ja nie szukam w tej chwili nikogo. Cieszę się, że jestem singlem. Nie potrzebuję ani nikogo utrzymywać, ani też być przez nikogo utrzymywana. Jest mi dobrze. Nie zarzekam się, że to nigdy się nie zmieni, bo różne życie pisze scenariusze, ale na ten czas jestem szczęśliwa, cieszę się tym co mam i nie chce niczego zmieniać ani nie mam potrzeby na siłę kogoś szukać. Też słusznie autor wątku zauważył, że to, że się jest w związku nie oznacza, że się nie jest samotnym. Znam takie osoby, które są w niby związku a są tak bardzo samotne. Ja na przykład jestem singlem, ale nie jestem samotna. Z byłym partnerem czułam się bardzo samotna.
Drodzy forumowicze zastanawiam się jak to jest z Wami. Sprawa dotyczy statusu singiel (nie mylić z samotnością, ponieważ samotnym można być również w związku). Czy ten stan utrzymujecie z wyboru, z lenistwa, z wygody czy może singiel = wymagający. Będę wdzięczny za poruszenie tego tematu. Singli przybywa a co za tym idzie czym więcej osób wolnych tym większe prawdopodobieństwo znalezienia pary. Jednak tak się nie dzieje.
Niemal każdy tzw. singiel powie, że jest nim z wyboru, albo że nikt dotąd nie sprostał jego/jej wymaganiom.
Spojrzenie prawdzie w oczy i stwierdzenie, że 'nikt mnie nie chce' byłoby zbyt bolesne.
Równie dobrze możesz pytać biedaków dlaczego są biedni. W większości przypadków usłyszysz jakieś frazesy, że pieniądze szczęścia nie dają.
10 2022-06-14 08:13:01 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-06-14 08:16:01)
Angel83 napisał/a:Drodzy forumowicze zastanawiam się jak to jest z Wami. Sprawa dotyczy statusu singiel (nie mylić z samotnością, ponieważ samotnym można być również w związku). Czy ten stan utrzymujecie z wyboru, z lenistwa, z wygody czy może singiel = wymagający. Będę wdzięczny za poruszenie tego tematu. Singli przybywa a co za tym idzie czym więcej osób wolnych tym większe prawdopodobieństwo znalezienia pary. Jednak tak się nie dzieje.
Niemal każdy tzw. singiel powie, że jest nim z wyboru, albo że nikt dotąd nie sprostał jego/jej wymaganiom.
Spojrzenie prawdzie w oczy i stwierdzenie, że 'nikt mnie nie chce' byłoby zbyt bolesne.
Równie dobrze możesz pytać biedaków dlaczego są biedni. W większości przypadków usłyszysz jakieś frazesy, że pieniądze szczęścia nie dają.
Nie jest tak i się z tym absolutnie nie zgodzę
Nie żyjemy tylko po to "aby nas ktoś chciał". Są ludzie zarówno kobiety jak i mężczyźni którzy bez pary nie potrafią funkcjonować i rzucają się na każdego byle tylko nie być samym. Jednak coraz więcej jest ludzi (chcę mówić o kobietach, bo ten temat jest mi bliższy), którym w ogóle stan "związkowy" nie jest do niczego potrzebny, a wręcz przeciwnie; ogranicza, spowalnia, pozbawia niezależności. Tak, wiem Zaraz przeczytam komentarze, że przecież można żyć w związku a jednak być szczęśliwym. Odpowiem; Można, absolutnie tego nie neguje, ale można też chcieć żyć inaczej i proszę to uszanować.
Nie znaczy to, że się zyje w celibacie, na bezludnej wyspie, w szarym habicie i nie chce się mieć nic wspólnego z płcią przeciwną Ja lubię męskie towarzystwo i nie narzekam na jego brak, ale związek taki w pełnym tego slowa znaczeniu, czyli wspólnota łoża, stołu, konta w banku... Niestety nie dla mnie. Zbyt sobie cenię niezależność którą zdobylam w życiu z niemałym trudem aby teraz z niej rezygnować dobrowolnie, nawet gdyby chodzilo o jej milimetry. Szanuję fakt, że ktoś żyje w udanym związku i jest szczęśliwy, ale jeśli ktoś takiego szczęścia nie chce i swoje własne widzi zupełnie gdzie indziej? Nie ma to nic wspólnego z tym, czy ktoś mnie chce czy nie (co za tekst
), bo ja NIE CHCĘ. Nie wiem co będzie kiedyś, bo tego nikt nie wie, ale na dzień dzisiejszy jest mi tak dobrze samej (czyt; nie będącej w związku), że musiałabym być masochistką, żeby chcieć to zmieniać.
noben napisał/a:Angel83 napisał/a:Drodzy forumowicze zastanawiam się jak to jest z Wami. Sprawa dotyczy statusu singiel (nie mylić z samotnością, ponieważ samotnym można być również w związku). Czy ten stan utrzymujecie z wyboru, z lenistwa, z wygody czy może singiel = wymagający. Będę wdzięczny za poruszenie tego tematu. Singli przybywa a co za tym idzie czym więcej osób wolnych tym większe prawdopodobieństwo znalezienia pary. Jednak tak się nie dzieje.
Niemal każdy tzw. singiel powie, że jest nim z wyboru, albo że nikt dotąd nie sprostał jego/jej wymaganiom.
Spojrzenie prawdzie w oczy i stwierdzenie, że 'nikt mnie nie chce' byłoby zbyt bolesne.
Równie dobrze możesz pytać biedaków dlaczego są biedni. W większości przypadków usłyszysz jakieś frazesy, że pieniądze szczęścia nie dają.
Nie jest tak i się z tym absolutnie nie zgodzę
Nie żyjemy tylko po to "aby nas ktoś chciał". Są ludzie zarówno kobiety jak i mężczyźni którzy bez pary nie potrafią funkcjonować i rzucają się na każdego byle tylko nie być samym. Jednak coraz więcej jest ludzi (chcę mówić o kobietach, bo ten temat jest mi bliższy), którym w ogóle stan "związkowy" nie jest do niczego potrzebny, a wręcz przeciwnie; ogranicza, spowalnia, pozbawia niezależności. Tak, wiem
Zaraz przeczytam komentarze, że przecież można żyć w związku a jednak być szczęśliwym. Odpowiem; Można, absolutnie tego nie neguje, ale można też chcieć żyć inaczej i proszę to uszanować.
Nie znaczy to, że się zyje w celibacie, na bezludnej wyspie, w szarym habicie i nie chce się mieć nic wspólnego z płcią przeciwnąJa lubię męskie towarzystwo i nie narzekam na jego brak, ale związek taki w pełnym tego slowa znaczeniu, czyli wspólnota łoża, stołu, konta w banku... Niestety nie dla mnie. Zbyt sobie cenię niezależność którą zdobylam w życiu z niemałym trudem aby teraz z niej rezygnować dobrowolnie, nawet gdyby chodzilo o jej milimetry. Szanuję fakt, że ktoś żyje w udanym związku i jest szczęśliwy, ale jeśli ktoś takiego szczęścia nie chce i swoje własne widzi zupełnie gdzie indziej? Nie ma to nic wspólnego z tym, czy ktoś mnie chce czy nie (co za tekst
), bo ja NIE CHCĘ. Nie wiem co będzie kiedyś, bo tego nikt nie wie, ale na dzień dzisiejszy jest mi tak dobrze samej (czyt; nie będącej w związku), że musiałabym być masochistką, żeby chcieć to zmieniać.
Zgadzam się z Tobą @Salomonka Każdy ma prawo żyć jak chce i jak mu się podoba, więc tekst wyżej napisany typu ,, nikt mnie nie chce,, chyba był nieprzemyślany. W obecnych czasach jest bardzo wielu singli i to, że jeden chciałby być w związku ale nie znalazł odpowiedniej połówki nie oznacza, że drugi tego wgl chce. Bo jak dużo ludzi na świecie, tak wiele osobowości i każdy pragnie czegoś innego.
Napisałam, że moja diagnoza dotyczy NIEMAL każdego, a nie każdego.
Ty, Salomonko, jeśli dobrze kojarzę, z innych wątków, jesteś po prawdziwych (a nie urojonych-jak większość) przejściach i u Ciebie akurat niechęć do związku zapewne jest szczera. Chociaż z drugiej strony - wizja związku, jaką nosisz w sobie (zawłaszczenie, patologiczna wspólnota, ograniczenie itp.) każe przypuszczać, że ta niby wolna decyzja, to zwyczajny strach, a więc zupełnie inna kategoria.
Rozumiem oczywiście, że trafiają się sporadyczne przypadki osób fundamentalnie niezainteresowanych związkiem: jakiś playboyowaty piłkarz, czy świeża rozwódka z nastawieniem na 'odreagowanie'.
Co nie zmienia faktu, że jednak większość tzw. singli po prostu nie ma z kim stworzyć związku.
Jak ktoś się sparzył, miał bardzo nieudany związek, wyszedł z niego cały poturbowany, to będzie sobie chwalił status wiecznego singlostwa, bo związek, jeśli to nawet nie był skrajnie o kant d.. rozbić, czyli facet lał, zdradzał na lewo i prawo i uprawiał hazard, to związek kojarzy mu się z ograniczeniem wolności, dopasowywaniem do potrzeb partnera, brakiem niezależności i podporządkowaniem się drugiej osobie. Dlatego nie tyle stan singlostwa będzie dla niego super jako sam w sobie, co wyzwolenie się z nieudanego bardzo związku i w końcu odetchnięcie jako singiel.
Osoba w naprawdę udanym związku w życiu Ci nie powie, że lepiej jest jej samej, ani,że związek ją ogranicza, bo związek wtedy dodaje skrzydeł a druga osoba też motywuje do rozwoju.
14 2022-06-14 13:21:00 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-06-14 13:26:22)
Wszystko to prawda, co piszecie, ale zapominacie o tym, że do życia w pojedynkę można po prostu się przyzwyczaić.
Człowiek wypracowuje sam dla siebie sposób prowadzenia domu, jak spędzać czas wolny i jak spędzić urlop czy święta.
Po pewnym czasie w ogóle nie myśli się o tym, że przyszło mieszkać samej /samemu.
Przyjmuje się to po prostu do wiadomości, akceptuje, a potem nawet pokochuje taki styl życia.
Ja na przykład uwielbiam być w domu sama i raczej nigdy się nie nudzę. Zawsze znajdę jakieś zajęcie dla siebie i cenie sobie, że robię absolutnie to, na co mam ochotę i nie robię tego, czego nie chce.
Faktem jest, że jestem bardzo aktywna osobą, szybka i energiczną, więc zajęć poza domem zazwyczaj mam mnóstwo, więc to nie jest tak, że za towarzystwo mam cztery ściany i telewizor, telewizji zresztą nie oglądam od kilku lat.
Naprawdę można polubić mieszkanie w pojedynkę.
Lubię mieć święty spokój, gdy jestem w domu.
Napisałam wcześniej, że takiego życia wcale sobie nie wybrałam ani nie zaplanowałam. Po prostu tak wyszło.
Początkowo w ogóle tego nie akceptowałam, ale po kilku latach zaczęłam nawet lubić. Dziś doszłam do etapu, że nawet nie wyobrażam sobie, bym mogła znieść stała obecność innej osoby pod moim dachem. O zamieszkaniu u kogoś innego nawet mowy nie ma, o czym całkiem niedawno miałam okazję przekonać się naocznie.
Da się fajnie żyć, oby tylko zdrowie było.
" do życia w pojedynkę można po prostu się przyzwyczaić."
Tak jak we dwójkę... A, że ciężko przechodzi się z jednego przyzwyczajenia do drugiego, to niektórzy wchodzą z jednego związku w drugi... aby tylko z kimś być, albo tkwią w związku, który im nie odpowiada.
" do życia w pojedynkę można po prostu się przyzwyczaić."
Tak jak we dwójkę... A, że ciężko przechodzi się z jednego przyzwyczajenia do drugiego, to niektórzy wchodzą z jednego związku w drugi... aby tylko z kimś być, albo tkwią w związku, który im nie odpowiada.
Właśnie, mnóstwo osób nagle zmuszonych do mieszkania w pojedynkę nie wytrzymuja psychicznie, załamują się, a dom kojarzy im się tylko z samotnością i smutnym życiem. .
Niektórzy więc na siłę biorą, nawet byle kogo, żeby tylko zagłuszyć ciszę w mieszkaniu.
A przecież można nauczyć się tak żyć i z czasem wręcz polubić.
Działa to też w drugą stronę, bo gdy ktoś długo mieszka sam i dobrze mu z tym, to w razie konieczności zamieszkania z kimś może mieć problem i nie wyobrażać sobie, żeby ktoś inny non stop był w domu i zmuszał do zmiany nawyków. Już sama obecność obcego w domu mogłaby kogoś wyprowadzić z równowagi.
"Samotność ze samym sobą, czasem zgorzkniała, czasem tylko melancholijna, zawsze wyczuwająca obcość nie wyciągniętej przez kogoś ręki. Próbujemy ją zaludnić postaciami wszystkich napisanych kiedykolwiek dramatów i komedii, wszystkich przeczytanych książek, obrazami i rzeźbami, poezją i muzyką, próbujemy znaleźć pokrewieństwo z twarzami twórców, którzy chcą nam bezinteresownie pomóc. Przywołujemy tych, którzy je stworzyli w ciągu kilkudziesięciu wieków od Biblii, a może i przed nią, aż po dni dzisiejsze. W każdej postaci coś znajomego, lecz zawodzi całość. Szukamy pomocy w dźwiękach, w mowie muzyki, w milczących dziełach znanych i nieznanych malarzy, w zatrzymanym ruchu rzeźb i kamiennym milczeniu bogów i ludzi, ale wszędzie samotność." - Władysław Krygowski, W litworowych i piarżystych kolebach
wieka napisał/a:" do życia w pojedynkę można po prostu się przyzwyczaić."
Tak jak we dwójkę... A, że ciężko przechodzi się z jednego przyzwyczajenia do drugiego, to niektórzy wchodzą z jednego związku w drugi... aby tylko z kimś być, albo tkwią w związku, który im nie odpowiada.
Właśnie, mnóstwo osób nagle zmuszonych do mieszkania w pojedynkę nie wytrzymuja psychicznie, załamują się, a dom kojarzy im się tylko z samotnością i smutnym życiem. .
Niektórzy więc na siłę biorą, nawet byle kogo, żeby tylko zagłuszyć ciszę w mieszkaniu.
A przecież można nauczyć się tak żyć i z czasem wręcz polubić.Działa to też w drugą stronę, bo gdy ktoś długo mieszka sam i dobrze mu z tym, to w razie konieczności zamieszkania z kimś może mieć problem i nie wyobrażać sobie, żeby ktoś inny non stop był w domu i zmuszał do zmiany nawyków. Już sama obecność obcego w domu mogłaby kogoś wyprowadzić z równowagi.
Dokładnie, podobnie jak z dziećmi, trudno sobie wyobrazić, że już nie będą z nami, jak się do tego przyzwyczaimy, to później nie wyobrażamy sobie, żeby miały wrócić
19 2022-06-15 00:09:04 Ostatnio edytowany przez JustynaGodzisz (2022-06-15 00:22:53)
Ja rozumiem pojęcie singla jako osoby samotnej z wyboru, której nie śpieszy się do stałych związków.