Hej, chciałam poprosić o pomoc, "życiową" radę? Pomocną dłoń? Coś w tym guście + potrzebuje się wyżalić, uznałam, że to dobre miejsce.
Pokrótce, mam 24 lata i od ponad 6 lat jestem w związku. Było bardzo dużo wlotów i upadków z winy nas obojga. Było wiele zranień, których ja chyba jeszcze do końca nie przetrawiłam. Nie lubię pisać o tym jaka jestem, do pewnego momentu nie wiedziałam nawet "kim jestem". Teraz to co mogę powiedzieć z całym przekonaniem to, jestem w stanie oddać za drugą osobę wszystko. Doznałam straty, co uświadomiło mi jak bardzo jest cenna każda minuta, teraz boję się marnować czas. Dlatego spędzałam bardzo dużo czasu z swoim chłopakiem. Nie mówię tu o 24h/dobę, pracuje na cały etat, dodatkowo jestem korepetytorką i studiuje, więc mój czas wolny to zazwyczaj noce na sen, które starałam się spędzać z ukochaną osobą.
On ma brata, który nie dawno sprowadził się z powrotem do jego domu rodzinnego gdzie przesiadywałam większość wolnego czasu. Z nim wprowadziła się jego dziewczyna, niestety nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu, a wręcz był to kontakt zerowy, podobnie z dziewczyną. Mój partner również nie miał już od dłuższego czasu mocnego kontaktu z bratem, a dziewczyny wręcz nienawidził. Co chwilę dochodziło do napiętych sytuacji, bardzo lubimy porządek, oni zbytnio nie przywiązywali do niego uwagi. Napięta atmosfera rosła w siłę, aż ostatnio przebrała miarę. Zobaczyliśmy rozrzucone brudne pranie po łazience, okazało się, że dziewczyna wyciągnęła żeby zrobić własne pranie i nie wsadziła ponownie wyciągniętych rzeczy do pralki. Mój chłopak od razu zaczął się denerwować więc stwierdziłam, że poruszę temat, zapytałam dlaczego nie zebrała tego z powrotem tylko pozwoliła żeby ciuchy mamy naszych chłopaków walały się po ziemi. Skończyło się to naskoczeniem na mnie przez brata chłopaka hasłami "ty nie masz tu prawa głosu" "nie odzywaj się, ty tu nie mieszkasz", mój chłopak stając w mojej obronie poszarpał się nieco z bratem. Po wszystkim usłyszałam od jego brata "wypierdalaj, nikt cie tu ku**a nie chce" "przez Ciebie się wyprowadziłem" "przez ciebie się od 3 lat poniewieram" i jeszcze parę tekstów. Chciałabym zaznaczyć, że tak jak wspomniałam nie mam z nim prawie żadnego kontaktu, nigdy nie rozmawiałam z nim poza "rodzinnymi" imprezami. Gdy poznałam swojego chłopaka on już się wyprowadził z swoją pierwszą dziewczyną, gdy im się nie ułożyło wrócił, dopiero wtedy go wgl poznałam.
Po wszystkim dwa dni później usłyszałam od chłopaka "po co zaczynałaś, wiedziałaś jak to się skończy" i wręcz szczęka mi opadła. Nigdy bym nie dążyła do takiego rozwiązania sytuacji, nigdy bym nie pomyślała, że tak to się skończy. Zastanawiam się teraz co dalej? Czuje się jak największy potwór, jakby to wszystko było moją winą, jakbym odpowiadała za każde zło. Nie wyobrażam sobie nawet nigdy jakichkolwiek kontaktów z jego rodziną, a on zachowuje się jakby miał to gdzieś. Od kilku dni nie potrafię zasnąć bez płaczu, myślę tylko o tym że to moja wina.