Mam pytanie bo jestem załamana i potrzebuje porady. Spotykałam się z chłopakiem 1,5 miesiąca. Super się dogadywaliśmy. Jemu bardzo zależało, podchodził poważnie do naszej relacji bo mówił o mnie swojej rodzinie i czułam ze mnie nie oszukuje. Bardzo szybko chciał ze mną zamieszkać ale ja nie chciałam tak szybko i mowiłam mu to. Jedyne co mu we mnie przeszkadzało to to ze nie umiem gotować. Mieszkam z rodzicami wiec nie za bardzo jestem nauczona obowiązków domowych i jak być kurą domową. Powiedział mi ze jakoś damy radę i nauczymy się. I ze to nie jest rzecz przez którą mógłby mnie skreślić i da się to zmienić. Kilka razy mu gotowałam i coś zepsułam, czasem się wkurzył ale było ok potem. Dodam tez ze przyjeżdżałam do niego na weeekndy i mu sprzątałam. Tydzień temu byłam u niego tez na weekend i zaczął miec pretensje ze o wszystko musi mnie prosić i ze sama do niczego się nie garne. I ze jest chory a ja do sklepu nie ide dla niego. Poszłam i zrobiłam mu śniadanie. Właściwie zawsze ja robiłam nam śniadania. Mial tez pretensje o sprzątanie wiec się wkurzyłam ze ciagle ma o coś problem i tyle wymaga ode mnie i wybuchlam. Zaczęłam się na nim lekko wyżywać. W poniedziałek zaproponował zebym została u niego na tydzień, pracowała zdalnie i pomieszkamy trochę razem. Zgodziłam się i to był mój największy błąd ponieważ zabiło to nasza relacje. Chodził naburmuszony bo obiadu nie było na stole jak wracał do domu i nie było posprzątane a ja tego nie robiłam przez to ze się tak zachowywał i stwierdziłam ze nie przyjeżdżam żeby mu usługiwać. We wtorek zle zrobiłam jedzenie wiec się wydarł na mnie i ja na niego tez bo już nie wytrzymałam. I następne dni był dla mnie oschły i niedostępny. Czułam ze jest coś nie tak. W czwartek po pracy powiedział mi, ze nie widzi ze mną przyszłości bo nie mam żadnych ambicji, ze się nie zmienię i ze nie chce być z kimś kto ciągnie go w dół. Ze on chce dziewczyny z która coś stworzy a nie która nic nie umie i nawet ugotować sobie jedzenia nie potrafi. Ze zyje tak tylko żeby przetrwać. I ze mówi mi to bo nie bawi się mną tylko poważnie mnie traktuje. Odwiózł mnie do domu i nie odezwał się do mnie ani słowem od czwartku. Ja płacze od 2 dni bo mi na nim naprawdę zależało i chciałam się starać dla niego. Nie chce go stracić przez takie rzeczy które moim zdaniem da się zmienić. Napisałam dzisiaj do niego czy mogę jutro przyjechać bo rzeczy które zostały a on ze tak. Chce z nim porozmawiać i poprosić o druga szanse ale bardzo się boje ze będzie nieugięty i ze nie zgodzi się. Świat mi się zawali bo czułam ze nie dałam z siebie wszystkiego. Okres świąteczny się zbliża a ja przeżywam tragedie. Wiem ze krótko się znaliśmy ale ja się otworzyłam przed nim. I nie rozumiem jak z dnia na dzień mozna zakończyć relacje jak taki był zaangażowany.
Myślicie ze da mi ta szanse czy jednak już postanowił, ze nie i koniec? Jakie są szanse? Boje się bardzo