Postaram się, żeby było krótko. Ja i mój chłopak byliśmy razem przez 1,5 roku. On ma zaburzenia lękowe, zawsze byłam przy nim w najgorszych momentach, zawsze go wspierałam, nawet gdy smucił się z powodu jakichś drobiazgów. Chodził na terapię i brał leki.
On się poprawił, ale ja z kolei niestety u mnie się pogorszyło. Latem przytrafiło mi się coś złego i po tej sytuacji zaczęłam chorować na depresję.
Wiedziałam, że on stara się mi pomóc. Starał się mnie wspierać nawet wtedy, gdy sam źle się czuł. Nie mówiłam mu wszystkiego o tym, jak się czułam, bo nie chciałam go za bardzo martwić. Wiele zachowałam dla siebie. On wiedział, że jest źle, ale nie wiedział jak bardzo.
Tydzień temu zerwał ze mną. Powiedział, że jest zmęczony życiem w ciągłym stresie, że zrobi coś, co sprawi, że będę bardziej smutna niż już jestem. Nie wiedziałam o czym mówi, nie kłóciliśmy się zbyt często i nigdy nie chciałam, żeby się tak czuł. Nigdy mi nie powiedział, że tak jest. Powiedział też, że stresował się utrzymywaniem kontaktu z niektórymi osobami i usuwał wiadomości, na wypadek gdybym znalazła coś, co mnie zasmuci. Nigdy nie przeglądałam jego telefonu i nigdy nie miałam problemu z tym, że utrzymuje z kimś kontakt, więc naprawdę nie wiem, o co chodzi. Ale rozumiem, że ma zaburzenia lękowe, mógł myśleć trochę w inny sposób. Żałuję, że nie powiedział mi o tym wszystkim wcześniej, kiedy mogliśmy jeszcze o tym porozmawiać i to naprawić a nie w dniu rozstania.
Kilka dni temu przyjechał do mnie do domu, żeby zabrać swoje rzeczy. Rozmawialiśmy, ale on nie chciał zmienić swojej decyzji. Powiedział, że musi się teraz skupić na swoim zdrowiu psychicznym i odpocząć od tego całego stresu. Powiedział, że przez jakiś czas nie będzie się z nikim umawiał. Nie był na mnie zły, przytulił mnie i nawet pocałował w czoło. Nie zakończyliśmy tego związku w złości.
Wieczorem zadzwonił, żeby o coś zapytać i rozmawialiśmy jakieś 2 godziny. Śmialiśmy się, wspominaliśmy. Ale on nadal mówił, że nie chce być teraz ze mną. Kiedy zapytałam, czy jest szansa w przyszłości, powiedział, że nie chce, żebym na niego czekała i nie chce mi obiecywać czegoś, czego może nie dotrzymać. Więc myślę, że jest szansa, ale nie jest pewna.
Postanowiliśmy na jakiś czas zerwać kontakt i skupić się na naszej terapii. Oboje. Nie mogę przestać myśleć, że to wszystko moja wina. Tak bardzo go kocham i tęsknię, naprawdę chcę spędzić z nim przyszłość. Jednocześnie czuję się trochę wykorzystana, bo byłam z nim w jego najgorszym momencie, a on zostawił mnie, kiedy to ja potrzebowałam wsparcia. Ale nie jestem na niego zła, rozumiem, że to nie było dla niego łatwe. Chcę, żeby był zdrowy i szczęśliwy, ale chcę też być szczęśliwa z nim.
Czy jest w ogóle szansa, że on będzie chciał do mnie wrócić? Rozstaliśmy się w zgodzie, był naprawdę miły. Co powinnam zrobić? Dać jemu i sobie czas, którego potrzebujemy, a potem może się odezwać? Kupiłam mu już wcześniej prezent świąteczny i on o tym wie, ale zapomniałam mu go dać, kiedy przyjechał. Ten prezent mi się nie przyda, więc może to dobry pretekst, żeby się spotkać po jakimś czasie?