Mam dziwną obserwację i pomyślałem że się nią podzielę. Nie wiem czemu, ale wszyskie moje partnerki (a korci mnie żeby napisać “wszystkie dzisiajsze kobiety”) mają parcie na dominację i przemoc w łóżku.
Zaczyna się zawsze podobnie, coś w rodzaju “To nie szkodzi że boli”. A potem to już z górki, lej mnie w tyłek, zwyzywaj, zgwałć, policzkuj, trzymaj za gardło, za włosy mnie szarp...
A mnie tymczasem takie rejony zupełnie nie pociągają! Jestem zwolennikiem współpracy. Kilkakrotnie starałem się dostosować i dostarczyć takiego seksu na jaki było zapotrzebowanie, ale wychodzi to trochę tak jakby koń probował zostać tygrysem. Możliwe że jestem obsadzany po warunkach bo mam paskudny ryj i zainteresowanie ciężarami, ale ileż można cierpieć za ryj.
Mam dwie teorie na ten temat. Jedna, że taki był po prostu standard przez ostatnie dziesięć tysięcy lat, kobiety mają to głęboko wdrukowane nawet nie kulturowo ale biologicznie, i nie da się tego od ręki przez sto lat odkręcić. Albo że niektóre niedawne książeczki i filmiki weszły kobietom tak mocno że nic innego ich teraz nie ekscytuje.
Albo jedno i drugie.