Bardzo fajny temat 
Znam go w sumie od dwóch stron. Z pierwszej - mój pierwszy chłopak, "wielka miłość", bardzo naciskał na szybki pierwszy raz, na kolejne formy zbliżeń, bo miał duży problem z kontrolą swoich potrzeb. Byliśmy nastolatkami. On po prostu strasznie "świrował" będąc w relacji ze mną, a nie będąc w żaden sposób zaspokojony. Jego zachowanie oscylowało między "do rany przyłóż", kiedy spełniałam te potrzeby, a "cham, prostak i burak", kiedy odmawiałam wciąż typowego seksu. Do teraz dziękuję jakiejś wewnętrznej sile (?), która mówiła "nie jestem gotowa, koniec kropka". Nawet jak w pewnym momencie powiedziałam "tak" (bo tak bardzo "kochałam", a on tak bardzo cierpiał...) to zaraz poczułam jak mocno tego żałuję i się wycofałam, kosztem oczywiście okropnego jego zachowania. Wylałam morze łez, nabawiłam się nerwicy lękowej i mega cierpiałam (bo to ogólnie chora relacja była), ostatecznie na jakiś czas zerwaliśmy z tego powodu kontakt, jego zachowanie przekroczyło wszelkie granice, bo ciągle odmawiałam.
Potem kontakt odnowiliśmy jak byliśmy starsi, było na tyle dobrze, że nawet mieszkaliśmy jakiś czas. Właściwie to przeżyłam z nim w końcu ten pierwszy raz - ale w pełni świadoma zgoda, wszystko było w porządku, bo tego naprawdę chciałam i nie żałuję
. Bo początki to my mieliśmy dobre, jak to bywa zwykle.
Natomiast potem w trakcie związku wielokrotnie bałam się mówić "nie". Z obawy o to, że się obrazi, że się nie przytuli, że będzie oschły, nieczuły - no typowy lęk przed odrzuceniem i mega zależność. A presja na seks była duża, weszło to niemal w "codzienny grafik". Ze dwa razy nawet szłam "po" do łazienki płakać (niedługo po tych akcjach i tak z nim zerwałam). Ja się autentycznie cieszyłam jak miałam okres albo infekcję - bo miałam wiarygodną wymówkę, niepodważalną, żeby odpocząć od tego seksu. Ogólnie mam duże libido i nie zawsze było to jakimś przymusem, ale było męczące na dłuższą metę no i w pewnych momentach nie umiałam mówić "nie".
Więc totalnie rozumiem ten strach i obawy takich dziewczyn. I tak jak jest napisane wyżej - praca nad sobą, nad strachem przed odrzuceniem, poczuciem własnej wartości i asertywnością - to najlepsze lekarstwo.
Teraz dopiero w obecnym związku mam komfort mówienia "nie", bo mam bardzo wyrozumiałego i empatycznego partnera. Od początku badał granice, upewniał się delikatnie, czy może, nigdy na nic nie namawiał i nie naciskał. Jak mówię "nie" to mam wrażenie, że ja robię w głowie sobie z tego wielki problem i mam ochotę się kajać, a on podchodzi do tego zupełnie na luzie. No, zupełnie inne podejście.
Ale też między tymi związkami była terapia, praca nad sobą i wiem, że jeśli komukolwiek by się moje "nie" nie spodobało - to jego problem. Ja już więcej się nie dam wkręcić w spiralę poczucia winy i płakanie w łazience...
Uff, trochę mi się ciężko to pisało. Ale mam nadzieję, że takie doświadczenia będą jakoś pomocne komuś. Mam nadzieję, że coraz więcej dziewczyn będzie pytało, czego chcę ja i stawiało to wyżej od tego czego chce partner (oczywiście w tym konkretnym temacie).