Piotr28Kat napisał/a: Dla chirurga takie życie będzie końcem świata i wątpie żeby osiągnął kiedyś taki poziom satysfakcji z niego. Można a nawet trzeba robić ile się da a nie wszystko albo nic, ale to już nie to samo.
Wiem coś o tym, jak trudno jest akceptować zmiany. Czasem sama jestem mocno zafiksowana na określony rezultat, robię wszystko, co w mojej mocy, żeby coś konkretnego dostać, ale z jakichś przyczyn TO nie chce się wydarzyć. Nie bo nie. Czasem np. tracę coś, co było mi cenne, jak ten chirurg swoje sprawne palce. Wtedy jest mi oczywiście bardzo źle...
Tylko: co to znaczy: "źle", skąd się ono bierze?
Z mojej ograniczonej perspektywy. Z zafiksowania na rezultat.
Pewnie znasz tą historię de Mello, w której powtarza się zdanie: "Szczęście? Nieszczęście? Kto wie?". Wiem, wielu nie lubi tej historyjki
, uważając ją za naiwną. Szczególnie ci jej nie lubią, którzy mylą akceptację tymczasowego stanu z całkowitą rezygnacją, z poddaniem się losowi. A tu tylko chodzi o to, że nie wiemy, jakie będą rezultaty pewnych wydarzeń, więc nie ma co oceniać, czy dobrze się dzieje, czy nie. Z wyższej perspektywy po prostu: dzieje się, bez żadnego przymiotnika.
Jeden z moich najkorzystniejszych życiowych przełomów zainicjowany został tym, że zostałam okradziona ze wszystkich pieniędzy, jakie wtedy miałam i które miały zostać zainwestowane w pewien konkretny plan. Na pieniądze te bardzo ciężko pracowałam. Ech, szkoda gadać...
Dziś myślę, że nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć, bo zapoczątkowało to u mnie zupełne nowy rozdział w moim życiu, na który nigdy bym się nie zdecydowała w normalnych, cieplarnianych ("dobrych") warunkach.
Na podstawie podobnych wydarzeń wyrobiłam sobie taką wewnętrzną praktykę, że staram się mówić "dziękuję", za wszystko, co mi się przydarza. Nawet wtedy, gdy cedzę to słowo przez zęby i wcale nie jestem wdzięczna. Robię to w danej chwili wbrew sobie, to prawda. Lecz robię to dla przypomnienia sobie, że NIE WIEM, jakie to doświadczenie ostatecznie będzie miało rezultat...
Jeżynaa napisał/a: Tak aż źle ze mną nie jest. Robię to co do mnie należy. Tylko niestety to co chcą inni. Dla siebie nie robię właśnie nic. Patrzę na durnoty w Internecie. Ten pomysł z dziennikiem może okazać się właściwy.
Hej, no to fantastycznie! Zobacz, w jak dobrej jesteś pozycj wyjściowej - nie musisz walczyć o takie podstawowe sprawy, jak np. wielu ludzi próbujących wyrwać się z depresji. To już bardzo wiele, że "robisz, co do Ciebie należy".
Jeśli chcesz robić to, czego Ty chcesz, a nie tylko słuchać innych, to musisz przede wszystkim wiedzieć, co jest tym, czego chcesz. Wypisać sobie listę rzeczy, które chcesz osiągnąć w życiu, albo w ciągu np. 10, 5 lat. Wtedy durnoty w internecie też powoli staną się bardziej sensowne, bo często da się połączyć przyjemne z pożytecznym - zaczyna się oglądać więcej formatów, które jakoś wiążą się z naszą myślą przewodnią.
Pisz koniecznie o swoich postępach i porażkach. Jestem ciekawa kiedy zaczynasz ten kurs na opiekunkę w żłobku? Jakie masz możliwości? Gdzie możesz zrobić taki kurs?