Tygodnik Osobisty - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Tygodnik Osobisty

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 57 ]

1 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-10-09 01:19:16)

Temat: Tygodnik Osobisty

Cześć! Poznajmy się, jestem Herlina.

Chciałabym, aby ten temat był moim "pamiętnikiem" w drodze, którą teraz idę. Mam pewien plan na życie, i konkretne kroki, które muszę wykonać, by zmienić wszystko o niemal 180 stopni. Chcę zapisywać co czuję w trakcie, jakie problemy spotykam, jak mi idzie, by mam nadzieję jednego dnia móc wrócić do tych momentów i być dumną z tego, kim się stałam i co osiągnęłam.

Mam 23 lata i pracuję jako kelnerka. Zawsze mimo trudności pozostawałam pozytywnie nastawiona do życia, aż do niedawna. Ponieważ niedawno zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam sobie życie. Nie mam wykształcenia, umiejętności, planu, ani spieniężalnego hobby. Do tej pory ślizgałam się jakoś przez życie.
Teraz tak... nie było ono łatwe. Ja wiem, każdy ma swoją historię i każdemu było lub jest ciężko.

ETAP 1: GWAŁT I NARKOTYKI
Ciężko mi nawet to pisać, ja wiem, że to brzmi nierealnie i dziwnie mi się to samej czyta. Zostałam zgwałcona, brutalnie, w wieku 17 lat, przez dwóch kolegów. Na początku jakoś sobie z tym radziłam, udawałam, że nic się nie stało. Później wyjechałam na studia - prestiżowa uczelnia, kierunek inżynierski. Nawet nie zaczęłam się uczyć. Mieszkałam w maciupkim pokoju jednoosobowym, w paskudnej dzielnicy, w obleśnym mieszkanku, a piec przez połowę czasu nawet nie grzał. Czułam się bardzo samotna. Kilka miesięcy wcześniej zerwał ze mną chłopak, z którym byłam 3 lata... Wjechał alkohol, straszne ilości, wychodziłam sama na miasto, w końcu zawsze kogoś spotykałam lub poznawałam. Nocowałam ciągle u siostry i jej chłopaka, byway miesiące kiedy u siebie byłam 2 noce w miesiącu. Zaczęłam brać narkotyki, bywały sytuacje, że kupowałam 40 piguł i przerabiałam je w 2 tygodnie. W nocy śniły mi się potworne koszmary. Nie pamiętałam nawet miesiąca, w którym to się wydarzyło, jakbym miała amnezję. Znalazłam sobie sponsora który mi finansował moje używki, a na koniec rozchorowałam się na poważnie, zapalenie płuc, nieleczone i zapijane. Zerwałam ścięgno na imprezie i nie mogłam chodzić. Były momenty w którym nie jadłam 4 dni bo nie miałam siły wstać i czegoś sobie zrobić, albo nie mogłam jeść.

ETAP 2: ROK WOLNEGO I STABILNOŚĆ
Wtedy odezwał się ex, nagle po pół roku chciał wrócić. Złamał mi wcześniej potwornie serce i naprawdę, po tym czasie już go nie chciałam. Ale on naprawdę urządził kompletną histerię, jak ja na początku, i nie odpuszczał. Przyjeżdżał do mnie, namawiał, a ja po prostu pękłam. Nie wiedział o tym, co się działo. Z tygodnia na tydzień rzuciłam uczelnię, mieszkanie, alkohol, narkotyki, sponsora i wróciłam do rodziców. Chłopak był dla mnie naprawdę dobry w tym czasie. Już do naszego rozstania, z mojej inicjatywy, nie mam mu nic do zarzucenia. Dochodziłam do siebie po tym wszystkim. Została ze mnie zdjęta presja studiów, stwierdziłam, że zawaliłam ten rok, a następny świadomie zrobiłam sobie wolny. Właściwie, to się obijałam, dochodziłam do jakiegoś zdrowia psychicznego. Dorabiałam jako kelnerka, żyłam jak normalna osoba.

ETAP 3: ZAŁAMANIE NERWOWE I TERAPIA
Jednego dnia wszystko runęło jak domek z kart. Nagle podczas zwykłej kłótni rutynowej w związku, coś się stało. Jakbym dostała obuchem w łeb, świat zaczął wyglądać inaczej, przerażająco. W pół zdania przerwałam i nagle nie było dla mnie żadnego bezpiecznego miejsca. Potworny strach, chciałam jechać do szpitala psychiatrycznego, żeby mnie uśpili, żeby to jakoś przeżyć. A mój chłopak, zrozumiałam, nie był dla mnie kimś kto mógł pomóc. Był mi obcy.
Nigdy wcześniej ani później czegoś takiego nie przeżyłam. Dziś wiem, że była to reakcja Flight-or-Fight, której następstwem była silna derealizacja. Świat był ten sam, ale ja go już nie poznawałam. Miałam zaburzenia widzenia. Utrzymywało się to kilka miesięcy.
To spowodowało kilka rzeczy. Po pierwsze, rozstanie, ponieważ pojęłam, że nie kocham mojego partnera. Po drugie, poszłam na terapię.
Sama terapia nie pomogła mi aż tak, jak fakt zdecydowania się na nią, i zawalczenia o moje zdrowie psychiczne. Okazało się, że mam przewlekły zespół stresu pourazowego, spowodowanego nie tylko gwałtem, ale i nadużywaniem narkotyków - były sytuacje, kiedy wzywana była do mnie karetka. Zaczęłam rozumieć mechanizmy, świadomie dbałam o spokój, ucinałam wszelkie dramaty w swoim życiu, robiłam wszystko co należy. Wtedy, w ciągu kilku miesięcy, stałam się niemal zupełnie inną osobą.

ETAP 4: PEWNA SIEBIE JA, I MÓJ CZAS
Czułam się, jakby ktoś mi zapalił światło. Po terapii czułam się naprawdę nie tylko wartościową osobą, ale także dobrą, bardzo samoświadomą. Moje blizny przekształciłam w coś dobrego. Miałam wrażenie, że przez moje doświadczenia bardziej doceniam życie, niż moi rówieśnicy. Moje szczęście nie zależało od tego, co się działo, a ode mnie. Można powiedzieć, że byłam w zgodzie ze sobą.
Tym razem wiedziałam, czego chcę. Poprzednia uczelnia nie była dla mnie. Poszłam znowu na kierunek inżynierski, ale do szkoły ekonomicznej. Byłam bardzo ambitna, zabawowa, wszędzie było mnie pełno. Zbierałam same piątki,  działałam w samorządzie, zdobyłam przyjaciół i masę super-pozytywnych przeżyć. Czułam się, jakbym znalazła w końcu swoje miejsce. Rewelacyjnie zdałam sesję. Miałam przyjaciela, z przyjaciela stał się on moim chłopakiem. Zamieszkaliśmy razem.

ETAP 5: POBICIE I KOLEJNE DNO
Chłopak znał moją historię, z ominięciem sponsora. Dowiedział się, powiedziałam mu prawdę. Było ciężko, ale zdecydował się zostać. Zaczął być wtedy wobec mnie agresywny. Nie wynikało to z jego charakteru, naprawdę, to był bardzo dobry człowiek nawet z perspektywy tego, co się wydarzyło. Niestety to wydarzenie uaktywniło jego problemy psychiczne. Był kompletnie oderwany od rzeczywistości, ale to zbyt rozległy temat na teraz. Wyrzucił mnie z mieszkania w środku nocy, po tym jak mnie mocno poszarpał, woził po mieście, groził rozbiciem auta z nami w środku. Wyrzucał moje rzeczy na podłogę, wyzywał, wręcz brzydził mną. Moi rodzice zabrali mnie ok. 2, całą drogę w aucie płakałam. Po tym incydencie, tydzień później pojechałam odebrać resztę swoich rzeczy ze szwagrem, i był do rany przyłóż. Namówił mnie na pójście do terapeuty - nie dla nas, tego już nie było dla mnie, ale dla niego - bo on sobie nie radził. Mimo, że chciałam się odciąć to moje altruistyczne ja przemówiło i zgodziłam się. Zamiast tego podstępem zwabił mnie do domu, gdzie byłam przetrzymywana 18 godzin, bita, wyzywana. Groził mi, mojej rodzinie, machał nożem. Pluł na mnie, kopał, nogą dociskał moją głowę do ziemi. Udało mi się uciec.
Nie chce mi się nawet pisać tego, co było dalej. Przeżywałam koszmar, rozdarta, nie wiedząc, czy iść z tym na policję, czy nie. Wiedziałam, że on jest nieobliczalny, znał moje tajemnice. I tak powiedział komu się dało, mojej matce, szwagrowi.  Miałam nagrania na telefonie, obdukcję. Odesłałam telefon do firmy która odzyskała dane (Tak, roztrzaskał go). Paczkę zwrotną mam do dziś, nie otworzoną. Jego znajomi zadbali o niego, mieli mi oddać pieniądze za telefon. Targowali się ze mną... Rozumiecie, targowali się, wyszydzali, dostawałam telefony z ich śmiechami i wyzwiskami. Uważali, że mi przecież pomagają. A ja miałam go kryć, nie mówić jego matce, ojcu. Do teraz mnie to strasznie emocjonuje. W tym czasie nie jadłam praktycznie nic, nie żyłam.  Wciąż myślałam, czy iść na policję czy nie, wciąż płakałam. Bałam się go bardzo. Na policji ostatecznie byłam na konsultacji, sporządzono notatkę, ale tydzień później podpisałam oficjalne dokumenty, by zaniechać postępowania.
Do teraz nie wiem, czy słusznie postąpiłam. Czasem żałuję, a czasem nie.

ETAP 6: WALKA
Więc byłam znowu u moich rodziców, w wieku 21 lat. Po tej sytuacji dałam sobie kilka dni na to, by leżeć i cierpieć. Zmieniło się to w 2 tygodnie, ale nie pozwoliłam sobie na więcej. Chciałam wszystkim udowodnić, że nic mi nie jest i dam sobie radę, przede wszystkim sobie. Akurat gdy to się działo, była sesja. Jak pewnie się domyślacie, nie zdałam. Rodzice wyjechali do Włoch, a ja 2 tygodnie z nikim nie rozmawiałam, czytałam, biegałam, płakałam.
Życie ułożyło mi się dość szybko na nowo. Z rodzicami nie dałam rady mieszkać. Zamieszkałam z moimi najlepszymi przyjaciółmi, czyli siostrą i szwagrem. Wkręciłam się w ich paczkę przyjaciół, poznałam nowych, znalazłam pracę. Ale już nie było jak wcześniej. Sporo piłam znowu, wpadałam w dziwne stany, zawalałam sprawy i w pracy, i rodzinne. Znowu sprowadzałam do domu ludzi, na siebie kłopoty, siostra miała dość. Czułam, że tracę kontrolę ale nie potrzebowałam by ktoś mi mówił, że źle się zachowuje. Doskonale wiedziałam. Tak samo jak to, że muszę to przejść, taka kolej rzeczy. W grudniu poznałam kogoś.

ETAP 7: ZWIĄZKOWE FAUX PAS
W Lutym siostra z mężem kupili mieszkanie, a do mnie wprowadził się chłopak. Dla mnie się przeprowadził z innego województwa, zmienił pracę i tak dalej. Od początku nie umiałam mu zaufać, nie wierzyłam w intencje, nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Coś tam mu powiedziałam z tego, co się działo, ale nigdy nie czułam, że mogę więcej. Tyle tylko, żeby rozumiał, dlaczego mam zachowania takie a nie inne. Po 3 miesiącach zaczął wychodzić z niego cham i prostak, straciłam pracę z powodu lockdownu i mieliśmy szansę spędzić dużo czasu razem. Chłopak - kompletna pomyłka. Po 6 miesiącach znajomości zaczął być agresywny, nie mogłam w to uwierzyć, że się znowu dzieje. Kazałam mu się wynosić. Po miesiącu był mi już kompletnie obojętny.

ETAP 8: CHOROBA
Od 2 lat zmagam się z objawami, część z nich przebadałam wcześniej, część niedawno. Diagnozy, co to jest, jeszcze nie mam. Mam natomiast stwierdzone kilka rzeczy i kilka chorób towarzyszących, jak np. tężyczka, anemia, insulinooporność, mioklonie pniowe, osłabienie mięśni i podwyższona kinaza kreatynowa (rozpad białek), parastezje, nietolerancja wysiku. Prawdopodobnie cierpię na jakąś chorobę metaboliczną, mam skierowanie do szpitala na badania, ale muszę przeczekać pandemię. Z ich powodu przeleżałam niemal cały lockdown.

ETAP 9: DOJRZAŁOŚĆ
Od wyprowadzki chłopaka mieszkam sama, z dziarskim kotem Rejentem którego przygarnęliśmy ze schroniska. Na to rozstanie zareagowałam bardzo spokojnie. Czułam, że coś się zmieniło we mnie. Zupełnie nie miałam chęci na żadne imprezy ani facetów. Kupiłam rower, jeździłam nad jezioro czytać. Odcięłam się od toksycznych znajomych, za to bardzo zacieśniłam relacje z bliskimi przyjaciółmi i rodziną, którym poświęcam w sumie większość wolnego czasu. Mimo, że byłam całe życie bałaganiarą, nagle w domu zaczęłam mieć wieczny porządek. Zaczęłam leczyć moje dolegliwości, brać leki, trenować. Mimo osłabienia mięśni i wytrzymałości, zmuszam się do biegania i treningów. Jest bardzo ciężko, ponieważ jest to przeciwko mojemu ciału, ale miesiąc temu przebiegłam półmaraton, zajmując w swojej grupie miejsce na podium. Gotuję sobie pyszności, jem bardzo zdrowo. Zasypiam bez problemu, śpię regularnie po 8 godzin.  Zupełnie sama utrzymuję siebie i dwupokojowe mieszkanie w centrum. Zasadziłam swoje rośliny i zioła, urządziłam dom, zaczęłam zbierać sprzęt domowy. Wszystkie sprawy załatwiam od razu, a w życiu na co dzień jestem spokojna. Czuję się, jakbym naprawdę była dorosła, w końcu doszła do jakiegoś momentu, kiedy ogarnęłam siebie i swoje emocje. Czuję się samowystarczalna, i znowu, wystarcza mi moja osoba do szczęścia. Równocześnie, kiedy doszłam do stabilności, zrozumiałam, że tak będzie wyglądać moje życie.

ETAP 10: PLAN
Nie zrozumcie mnie źle, jest mi generalnie dobrze, po prostu nie wyobrażam sobie robić tak do końca życia. Za miesiąc kończę 23 lata, i nie mam nic. Może chwilowo jest okej, ale ja chcę dążyć do czegoś. Moja praca, choć finansowo dobra, jest cholernie ciężka i bez szans na awans. Zrozumiałam to niedawno, i poczułam, że zmarnowałam życie. Ponieważ zamiast dążyć do czegoś, zmarnowałam czas na te wszystkie przepychanki. Część to moja wina i wybór, część nie, ale czuję się okropnie z tym, że moi rówieśnicy kończą studia, zakładają rodziny, a ja wciąż nie mam żadnych umiejętności. Uczyłam się zawsze z łatwością  i uważam, że stać mnie na wiele więcej.
Dlatego stworzyłam plan, i zamierzam zrobić wszystko, by się spełnił.

Pierwszą i najważniejszą zasadą jest - ŻADNYCH związków! Ewidentnie mam z nimi problem, coś robię nie tak, wybieram nie tak, przez związki traciłam sporo szans.  Najpierw muszę zadbać o siebie, swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, zainwestować czas gdzie indziej, a dopiero potem szukać partnera.
Chcę zachować pracę jako kelnerka przez następne kilka miesięcy, bo choć jest bardzo ciężka, jestem w stanie dobrze zarobić, a od przyszłego miesiąca chcę rozpocząć kurs prawa jazdy. Po znajomości, od przyszłego miesiąca również rozpocznę szkolenie na agenta ubezpieczeń - proces papierkowy trwa. Będę pracować 7 dni w tygodniu - wyrabiając etat cztery dni w tygodniu w lokalu, a trzy przeznaczając na doradztwo.
Prawdopodobnie w sezonie zimowym będę mogła zmniejszyć ilość godzin i pracować w lokalu jedynie weekendowo.
Ciężka praca mi nie przeszkadza, a będę potrzebować pieniędzy na spłatę długów u rodziców z powodu lockdownu i kupić pierwsze auto. Z tego samego powodu szukam współlokatora, żeby obniżyć standard życia, ale oszczędzić niemało.
Siostra zaszła w ciążę, i domyślnie za około pół roku będę mogła zastąpić ją w jej miejscu pracy w banku, które nie wymaga wyższego wykształcenia. To, czy to się stanie, zależy od tego, jak będzie wyglądała praca jako agent. Możliwe, że będę nadal tak dorabiać, możliwe też, że nie będzie to opłacalne. Jest szansa też, że zarobki będą na tyle dobre, że się na to przerzucę całkowicie.
Za rok chcę rozpocząć zaocznie studia inżynierskie, programistykę. Pieniędzy będę potrzebować w sumie tylko na utrzymanie się, więc będę musiała zobaczyć, jakie mam opcje. Wybiorę najodpowiedniejszą,  by móc studiować. Od uczelni mieszkam już 200 metrów, więc mam niedaleko smile Już na poprzednich przerabiałam schematy blokowe, ja wiem, że to bardzo daleko do programowania, ale miałam do tego niesamowitą smykałkę i uważam, że się do tego nadaję. W tygodniu praca, po pracy i w weekendy nauka. Mam nadzieję, że uda mi się dodatkowe kursy robić z programowania oraz z j. angielskiego, który znam na poziomie B2/C1 i naprawdę niewiele potrzebuję, żeby pociągnąć to na maksa, a może otworzyć mi tyle możliwości.
Od przyszłego tygodnia zaczynam treningi i rehabilitację z prywatnym trenerem, a w przyszłym roku chcę domknąć temat mojego zdrowia.
W tym wszystkim, kiedy nadejdzie odpowiednia pora i pieniądze, będę chciała zacząć terapię. Taką prawdziwą, szczerą, i poukładać wszystko to, co mam w głowie i co mnie spotkało.

Wiem, że czeka mnie teraz ogrom pracy i będę musiała wykazać się ambitnością, pracowitością i wytrwaniem, ale jestem absolutnie przekonana, że jestem w stanie poświęcić się moim celom przez następne lata. Trzymajcie za mnie kciuki, będę pisać, jak mi idzie - a tymczasem, pierwsze wyzwanie za tydzień - ponieważ biorę udział w mistrzostwach świata w półmaratonie, a mój stan ostatnio nie zachwyca wink

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Tygodnik Osobisty

Witam znowu smile
Dziś były mistrzostwa świata na dystansie półmaratonu, Gdynia 2020.
Z powodu chorób, nie jestem zdolna do takich wyników jak inni, ale ciężko pracuję. Dziś wydarzył się mini-cud. Jestem diabelnie zawzięta i ostatni półmaraton przebiegłam z zatruciem pokarmowym, po drodze wymiotując, zupełnie odwodniona. Tym razem było zupełnie inaczej. Nie było idealnie, bo biegłam w mocnym deszczu przez cały czas, ale czułam się świetnie tego dnia, a czas zrobiłam lepszy od planowanego.... o 11 minut!! Nie mogłam sama w to uwierzyć, jak dobrze mi poszło. Cały półmaraton biegłam szybciej, niż jeszcze miesiąc temu biegałam 10km. Leki w końcu zaczynają działać.

Po udało mi się ogarnąć, i z bólem nóg i stawów udać się do przyjaciół na opijanie. Ale jako, że wszyscy jesteśmy już stare baby i dziady,  prawie nic nie zostało ostatecznie wypite (i dobrze!). W tym momencie, w swojej kategorii, ZAJMUJĘ 14 MIEJSCE NA ŚWIECIE!!! Wsród 8,5 tys. biegaczy! Oczywiście amatorów, jak ja.

Wydarzyło się coś jeszcze, poznałam kogoś, i mam straszny bałagan w głowie. Uważam, że jestem ładna, ale nie na miarę modelki. Natomiast on, to prawdziwy model, i to z fachu. Jednocześnie bardzo mi się podoba (kogo by nie pociągał model niczym z reklamy Calvina Cleina), i odpycha. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj tak ładni ludzie mają pewne nieprzychylne cechy, szczególnie mężczyźni. I często niewiele do zaoferowania jako osoba. Nie wiem, czego może ode mnie chcieć, ale przy nim czułam się jak mała bezradna dziewczynka, gotowa rzucić się na szyję i wyznawać miłość. Ostatni raz czułam się tak przy kimś 10 lat temu, jak poznawałam pierwszą miłość, z którą spędziłam 5 lat. Tym bardziej mnie to martwi, bo życie niestety tak nie wygląda, ja mam plany i cele do zrealizowania i brak czasu na jakieś relacje. Muszę się zastanowić, co jest dla mnie ważne. Zaprosił mnie na kawę, ale nie wiem, czy chcę. Nie jestem gotowa na związki, tym bardziej, że mnie potwornie onieśmiela i mogłabym wpaść jak śliwka w kompot.
Z resztą, czego on może ode mnie chcieć? I czy czułabym się z nim pewnie? Właśnie dlatego chyba zrezygnuję, nie chce mi się w to wszystko bawić, nie nadaję się do tego całego tarła związanego z nowo poznaną osobą, flirtów i tak dalej. Z drugiej strony, mój pierwszy też wydawał mi się fizycznym ideałem (bo był bardzo przystojnym mężczyzną - również fotografowanym swego czasu), a oprócz tego był kochanym, ciepłym chłopakiem, który nigdy nie spojrzał na inną i doskonale o tym wiedziałam.
Nie jestem osobą która patrzy na wygląd, byłam z kimś, kto fizycznie mnie odpychał, ale się zakochałam i znalazłam w nim atrakcyjne cechy. Seks mieliśmy najlepszy ze wszystkich. Wolałam tę przyjaźń, która była najpierw, i naturalny rozwój relacji. Mimo to, nie da się zanegować, że na każdego człowieka zadziała ich fizyczny ideał.

Czy można mieć jedno i drugie?

3

Odp: Tygodnik Osobisty

Herlino, czuję się w obowiązku zauważyć, że jesteśmy na forum - w miejscu, które z założenia służy dyskusji, czyli wymianie poglądów i komentarzy. Do prowadzenia pamiętnika czy bloga stworzono w sieci inne miejsca, przeznaczone dokładnie temu celowi. Tym samym jeśli nie zadajesz pytań, nie oczekujesz komentarzy, nie jesteś zainteresowana dyskusją, to Twój wątek nie bardzo wpisuje się w schemat Netkobiet i funkcję, do realizacji której nasze forum zostało stworzone. Uprzedzam, że jeśli formuła tego tematu nie zostanie zmieniona, może on zostać zamknięty.
Z pozdrowieniami, Olinka

4

Odp: Tygodnik Osobisty

Programowania można się nauczyć nie wydając pieniędzy. Trzeba tylko czasu i mnóstwa czasu.

Nie odrzucaj miłości z tego powodu że nie chesz związku. Można mieć kogoś bliskiego na luzie, bez zobowiązań początkowo.

5

Odp: Tygodnik Osobisty

Olinka - ależ o to mi chodzi, chętnie wejdę w dyskusje, przyjmę rady, odpowiem i odpiszę. Nie ma zainteresowania moim tematem, ale na to już nic nie poradzę.
Gary - wiem, ale w badaniach rynkowych wychodzi, iż programiści bez studiów zarabiają średnio ok 30-40% mniej niż Ci z tytułem. Poza tym to jakaś taka moja wewnętrzna potrzeba, lubię się uczyć i chciałabym skończyć studia.
Na razie się z nim zobaczę na kawę, milion rzeczy może mnie odrzucić, tak samo jak zachęcić. Postanowiłam podejść do tego z dużym dystansem.

6

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

Gary - wiem, ale w badaniach rynkowych wychodzi, iż programiści bez studiów zarabiają średnio ok 30-40% mniej niż Ci z tytułem. Poza tym to jakaś taka moja wewnętrzna potrzeba, lubię się uczyć i chciałabym skończyć studia.

     
Na razie stań się programistą, który zarabia 40% mniej. Jak będziesz pracować, to skończysz studia. Liczy się upływający czas, a na naukę programowania pewnie z pół roku trzeba poświęcić.



Na razie się z nim zobaczę na kawę, milion rzeczy może mnie odrzucić, tak samo jak zachęcić. Postanowiłam podejść do tego z dużym dystansem.

Rozumiem, że nie chcesz się zbliżać, aby nie być skrzywdzoną. Ale można kogoś mieć blisko a jednak zachować dużo wolności aby realizować swoje plany na życie.

7

Odp: Tygodnik Osobisty

Dziś mój dzień był naprawdę szokujący.
Mama jest nauczycielką, chorowała, została skierowana na test. Wyszedł pozytywny. Nie tylko się z nią widziałam, ale zachorowała też moja siostra w ciąży, szwagier, a z nimi spędziłam już masę czasu, w tym świętowałam po biegu.

2 godziny temu się zaczęło, gorączka i ból gardła, dostałam już skierowanie na badania i kwarantannę.
Takie buty.

8 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-10-30 23:09:23)

Odp: Tygodnik Osobisty

Witajcie smile

Było tak jak myślałam, tzn. wykonałam test i wyszedł pozytywny, dlatego teraz spędzam czas w domu. Dziś jest pierwszy dzień praktycznie bez objawów już, natomiast  izolację domową mam do 3 listopada. Większość czasu spałam, z powodu choroby i z nudów też. Nie wiem jak ja kiedyś mogłam spędzać całe dnie w łóżku, ale teraz to jakiś koszmar, szczególnie odkąd się już dobrze czuję.
Pracuję w gastronomi, a jak wiadomo, lokale zostały zamknięte. Nie wiem co ze mną będzie, bo miałam umowę o pracę, ale do końca października... Niedługo się dowiem, czy będzie kontynuowana, czy dopiero po otworzeniu gastro, czy też mi podziękują... Jestem tam potrzebna, więc zakładam, że przedłużą mi umowę po lockdownie. Tymczasem właścicielka mieszkania sama zaproponowała obniżenie czynszu, co mnie ratuje.
Ale związku z tym spodziewam się, że do końca roku będę bezrobotna. Mam wsparcie rodziny, więc finansowo przeżyję, ale bez rewelacji.

Zamierzam wykorzystać ten czas wolny na tyle, na ile mogę. Najchętniej zrobiłabym prawo jazdy w tym czasie, ale nie stać mnie smile Plany mi się trochę pokrzyżowały, bo chciałam ruszyć z całym planem jedzeniowo-treningowo-naukowo-pracującym, ale koronawirus wykluczył dwie pierwsze, a obostrzenia ostatnie.

Natomiast zdecydowałam, że czas ruszyć z j. angielskim, skoro mam tyle czasu. Znalazłam już książkę, którą niegdyś przerabiałam z korepetytorką, taki gruby kolos z słownictwem i gramatyką od a do z. Zamierzam codziennie na kilka godzin do tego przysiąść, a do tego znalazłam fajną apkę na telefon z klasycznymi książkami po angielsku, dzięki której mogę szybko tłumaczyć nieznane zwroty. Oprócz tego moja siostra chodzi na spotkania z angielskiego, na których ludzie po prostu rozmawiają w tym języku, także tego też pewnie za jakiś czas spróbuję.
Znalazłam też fantastyczną książkę z dietą z niskim indeksem glikemicznym (mam insulinooporność) a, że kocham gotować, to chętnie ją przerobię.
Tylko to mi pozostaje w sumie, jak nie mam pracy, to mogę jedynie odpoczywać, trenować, gotować i się uczyć.'

Edit. Do tego niedługo się dowiem, co z tą pracą w banku. Siostra niedługo zaproponuje mnie na to stanowisko.

9

Odp: Tygodnik Osobisty

Juz jakis czas temu przeczytalam ten twoj pamietnik. Jestem taka dumna ze pomimo tego wszystkiego co przeszlas chcesz, masz sile i potrafisz stanac na nogi!!!
Podziwiam serio podziwiam! Mam nadzieje ze wszystko to co zaplanowalas uda ci sie!

Ze swojej strony moge tylko powiedziec ze jesli masz jakies pytania odnosnie angielskiego to mozesz do mnie smialo pisac bo tym sie zajmuje zawodowo:)
Poza tym polecam fajna stronke do sciagniecia wielu, wielu ksiazek w pdf wlasnie z angielsiego - wystaczy wpisac tytul ksiazki i po nim vk. To jakis dziwny portal przypominajacy fejsbuka gdzie nie trzeba sie logowac a mozna wiele fajnych rzeczy za darmo sciagac. ( mam tez nadzieje ze moderacja nie wyrzuci tego traktujac jako reklame- nigdy w zyciu- to moje doswiadczenia w poszukiwaniu ksiazek do nauki angielskego )

Jak sie poczujesz lepiej to koniecznie idz na zajecia do tej grupy co gada tylko po angielsku, podejrzewam ze najwiecej z tego wyniesiesz! smile A w ramach lezenia w lozku polecam ogladac filmy/ seriale po angielski z polskimi ( jesli nie czujesz sie za mocno) albo angielskimi ( jesli chcesz wiecej lapnac i czujesz sie pewnie) napisami.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

10 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-10-31 18:52:24)

Odp: Tygodnik Osobisty

Bbaselle, nie wiesz jak mi miło było czytać twój post smile
Jeśli będę mieć pytania, to na pewno do Ciebie napiszę! smile Tymczasem broń boże nie jestem z angielskiego początkująca! Raz obejrzałam dokument i nie zauważyłam, że napisy są anglojęzyczne, dopiero jak siostrze go polecałam to zwróciła uwagę na to, że nie ma polskiej wersji. Natomiast chcę to pociągnąć do końca, bo niewiele pracy by u mnie wymagało wejście na C1/C2 i chciałabym to poprzeć później certyfikatem do CV.

Zakupiłam w empiku "Advanced grammar in use", oraz "Wielka gramatyka języka angielskiego", coś podobnego kiedyś przerabiałam i chciałabym sobie to przypomnieć, szczególnie te zaawansowane kwestie. Jeżeli chodzi o rozumienie ze słuchu, to od lat korzystam z dobrodziejstw anglojęzycznych mediów i bardziej osłuchana być nie mogę już. Słownictwa mi brakuje, i to w sumie najbardziej paląca kwestia. Czy raczej często słowa znam, bo je rozumiem, ale sama mam problem na nie wpaść. Wypadałoby te słówka powtarzać, potrenować ich używanie. No i zdrętwiałam z mową, niegdyś na korepetycjach dużo rozmawiałam, brałam udział w wymianach uczniowskich i tak dalej. Teraz tylko czasem w restauracji mi się trafi.

I te miny, kiedy kelnerka płynnie opowiada po angielsku o potrawach smile Szkoda, że to się na napiwki nie przekłada, szczególnie ze strony Niemców.
Póki co czekam na zamówienie w podekscytowaniu, jestem pewna, że jak zaatakuję temat wraz z fiszkami, książkami, rozmowami to uda mi się wejść na wyższy poziom i może to też otworzy mi pewne drzwi w życiu smile O, zapomniałabym o aplikacji którą znalazłam do trenowania akcentu.

Edit. Książki zakupiłam, bo musiałabym drukować 500-600 stron, a to się mija z celem, a cena była okazyjna.

11

Odp: Tygodnik Osobisty

Ja tylko mam nadzieję, że ta historia nie jest zmyślona. Jeśli nie - to szczerze kibicuję wychodzeniu na życiową prostą.

12

Odp: Tygodnik Osobisty

Hej, przeczytałam Twoje posty. Bije od Ciebie prawdziwa moc. Napisałaś takie zdanie "mam 23 lata, mam poczucie że zmarnowałam życie" a we mnie wtedy obudził się spontaniczny krzyk! To jakby powiedzieć komuś, kto własnie wrócił z wojny, na której był 6 lat, że zmarnował życie.
Stoczyłaś wielki bój i wiele razy się podnosiłaś. Być może wojna się jeszcze nie skończyła, ale teraz jest czas pokoju i wykorzystujesz go na 120% i to jest wspaniałe. Podziwiam Twoje decyzje i determinację. Robisz super rzeczy, dobrze że planujesz, wychodzisz myślami w przód - rób tak dalej! CUDOWNIE że utrzymujesz aktywność fizyczną - to jest mega lek na współczesność pełną stresu. Wspaniale, że trzymasz dietę, wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak silne są powiązania między zdrowiem a dietą. Myślisz o związkach, facetach - to normalne. Normalne też jest podjąć decyzję "nie teraz, na ten moment to nie dla mnie" - możesz tak zrobić i dać sobie czas na odkrycie nowych rzeczy o sobie, które być może pomogą Ci w  zrozumieniu o co Ci chodzi z tymi facetami.

Mega pozytywne jest to, że widzisz swoje sukcesy i pisz o nich jak najwięcej. Polecam też terapię indywidualną z kimś w nurcie Gestalt albo humanistycznym i podobnych, przy takim poziomie samoświadomości jaki masz, odkrycie kolejnych swoich mechanizmów, przekonań, będzie wyzwaniem prostszym niż dla kogoś, kto broni się przed poznawaniem siebie.
Mam podobnie jak Gary, jeśli masz możliwość zacząć zarabiać już teraz i zbierać miesiące do doświadczenia w CV, to tak rób. Ale oczywiście Ty sama wiesz na co masz siły i chęć. Wiem z doświadczenia że skończenie studiów może być mega ważnym kamieniem milowym dla siebie samej.
Trzymam kciuki.

13 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-11-01 17:52:57)

Odp: Tygodnik Osobisty

Dziękuję wszystkim z całego serca za trzymane kciuki! smile
Bardzo mi się robi miło na duszy jak czuję wsparcie od obcych w sumie osób.
Piegowata - wiem, że brzmi nieprawdopodobnie, i sama chciałabym, żeby była zmyślona, niestety jest jak najbardziej prawdziwa.
Monoceros - terapii jak najbardziej potrzebuję, ale najpierw muszę uporządkować kilka spraw i zabezpieczyć się finansowo, żeby móc sobie na to pozwolić. Dziękuję za naprawdę miłe słowa pod moim adresem.

Dziś zdecydowałam, że koniec choroby wraz z rozpoczęciem Listopada, i lecę zaraz pomachać nóżkami z Chodakowską, skoro nie mogę wyjść biegać. Zobaczymy, czy korona zostawiła po sobie jakieś znaczące piętno smile Uporządkowałam też szafę i powystawiam dziś te ciuchy, których nie noszę na vinted - porządki i oszczędności w jednym. Rozmawiałam też z szefem i stało się tak jak myślałam; umowa zostanie mi przedłużona po ponownym otwarciu lokali. Natomiast mam troszkę odłożone, wsparcie rodziny i obniżony przez właścicielkę czynsz, więc przeżyję te (prawdopodobnie) 2-3 miesiące. Będę mieć sporo czasu na to, żeby codziennie przysiąść do angielskiego i programowania.

W środku nocy dostałam telefon od swojego ex, tego ostatniego. To dziwne, bo od rozejścia się nie mieliśmy żadnego kontaktu. Zaczął mi lamentować, że mu się śnimy z kotem, nalegał na spotkanie i przedłużał rozmowę. Poważnie, komuś tu na głowę padło. Jego mama jest poważnie chora, jest w połowie sparaliżowana, każde zakażenie grozi jej śmiercią, a on nalegał mimo mojego koronawirusa na spotkanie! Żeby później to do domu zawlec. Chwilę z nim pogadałam, i powiedziałam, żeby więcej się ze mną nie kontaktował, bo ja nie mam na to ochoty. Później jeszcze coś tam pisał. Następnym razem go zablokuję, natomiast nie mogę uwierzyć w jego głupotę. I skąd w ogóle pomysł, żeby do mnie o  3 nad ranem, tak z czapy dzwonić?

14

Odp: Tygodnik Osobisty

Na dziwnych ludzi nic nie poradzisz, zamiast się wzruszać można wzruszyć ramionami. Skrajnie nieodpowiedzialny typ, jeśli akurat chciał się teraz po Twojej koronie spotkać.

Jak Cię czytam to mam jeszcze takie pytanie, zupełnie nie podchwytliwe ale tendencyjne: czy robisz dla siebie miłe rzeczy? Piszesz, że ciśniesz ze wszech stron, fizycznie i emocjonalnie i psychicznie i zawodowo. A czy bywasz dla siebie miła i łagodna i dajesz na luz? smile tak pomyślałam, ża mało tego w Twoim opisie ale może w życiu jest na to czas i przestrzeń.

15 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-11-03 23:44:21)

Odp: Tygodnik Osobisty

Monoceros - Tak, spokojnie, generalnie uważam, że mam bardzo zdrowy bilans w życiu teraz. Znajdowałam przed kwarantanną czas i na znajomych, sen, pracę, treningi, gotowanie, rodzinę, odpoczynek. 2 wieczory w tygodniu spędzałam u przyjaciół. Bardzo dobrze na mnie wpływało to, że nie miałam czasu. Wręcz jak miałam czas wolny, to mnie nosiło, nie wyobrażałam sobie zostać w domu. Dlatego ta kwarantanna to była taka mordęga, nie rozumiem jak ja kiedyś mogłam całe dnie spędzać w łóżku! Najnormalniej nic mi się nie chciało, a teraz jest zupełnie przeciwnie. To też mi daje sporo do myślenia na temat mojej tarczycy i leków które zaczęłam na nią brać...
Co do odpoczynku - dziś na przykład boli mnie głowa, może dlatego, że naprawdę dużo siedziałam dziś w książkach, i odpuściłam sobie trening. Zamierzam pooglądać Big Bang Theory z godzinkę i się położyć, to jutro będę mieć więcej czasu i energii. Także to nie jest tak, że na przekór sobie i za wszelką cenę "napierdzielam".

Tak naprawdę, odkąd zaczęłam realizować ten plan i konsekwentnie wykonywać obowiązki, poczułam taki spokój wewnętrzny. Od miesięcy tak żyję, ale nie miałam planu i kierunku i byłam z tego powodu coraz smutniejsza.
Natomiast od miesiąca ten plan już jest, i choć nie idzie tak jak chcę do końca (chociażby - nie wyczaruję prawa jazdy jak mnie na nie nie stać), to czuję przemianę w sobie i determinację, jestem zadowolona z siebie i swojego życia  już teraz. Mam naprawdę święty spokój, prawdziwych przyjaciół z którymi nigdy się nie nudzę,  swój dom i hobby, robię swoje i jestem niezależna, odpowiedzialna, dorosła.  To, ile mam pieniędzy, wykształcenie, osiągnięcia sportowe, czym się zajmuję i wszystko na czym mi zależy to są sprawy istotne, ale nie najistotniejsze, i robię wszystko co mogę, by je poprawić. Jeżeli wciąż będę robić to co robię, to wiem, że za rok, dwa, pięć, będę w zupełnie innym miejscu.
Dziwne, ile sam cel potrafi zmienić w podejściu człowieka do życia. Jeszcze 2 miesiące temu czułam, że przechodzę przez coś emocjonalnie, a teraz czuję błogi spokój. I wbrew pozorom, cała ta presja ze mnie zeszła. Wcześniej czułam się jak w klatce.

Siedzę nad angielskim sporo ostatnie dni, porozmawiałam też sporo z przyjacielem-programistą, który wytłumaczył mi pewne podstawy podstaw, zarzucił kontem na udemy gdzie ma wykupione kursy. Zaczynam od uczenia się HTML i CSS, ponoć powinnam to ogarnąć w tydzień - dwa, a później miałabym się uczyć programowania na JavaScripcie. Jeżeli będę systematyczna, to podstawy w pół roku powinnam ogarnąć i docelowo chcę się przerzucić na Pythona i programowanie Back-endu.
Podejrzewam, że do końca roku nie wrócę do pracy, co w jakiś sposób mnie też cieszy, bo będę miała naprawdę kupę czasu na naukę. Już jutro kończy mi się kwarantanna i wracam do żywych! smile Do biegania niestety jeszcze długa droga, te treningi z chodą to zrobiłam ledwo-ledwo.

Chciałabym wierzyć, że ten etat mogę przekierować na naukę, co dałoby mi 320 godzin do końca roku, ale aż tak zawzięta nie jestem. I muszę wyrobić sobie jakąś etykę pracy, bo będąc w domu cała masa rzeczy mnie rozprasza. Tu ktoś napisze na fb, tu kota pogłaszczę, kawki zrobię, poprzeglądam coś...

16

Odp: Tygodnik Osobisty

Od dłuższego już czasu obiecywałam znajomym, że w końcu wpadnę do Wrocławia, ale ciągle coś się działo u mnie i nie miałam za bardzo kiedy. Natomiast mam niedługo urodziny i zaplanowałam sobie 3-dniowy wypad z tej okazji smile Znajomy tutaj ode mnie ma mieszkanie puste, więc zatrzymam się tam. W piątek jadę na urodziny kolegi, w sobotę rano do znajomego leczyć kaca, w środku dnia odwiedzam przyjaciół z uczelni w akademikach na before party, a wieczorem do przyjaciółki na parapetówkę. W niedzielę zaś lecę zjeść jakiś takeout do kumpla i wracam do do domu.
Dotarło do mnie też, jak bardzo tęsknię za Wrocławiem, ale niestety nie mogę teraz tam wrócić. Mam tutaj ogromne wsparcie psychiczne w najbliższych przyjaciołach (którzy są za starzy na picie - więc i ja tego nie robię) i rodzinie. Tutaj nie mam okazji do imprezowania non stop więc mogę się skupić na tym, co mam do zrobienia.
Może za rok we wrześniu uda mi się zacząć studia jednak we Wrocławiu, nie u siebie, ale to zależy od tego jak daleko będę z programowaniem i angielskim. Chciałabym wtedy już móc robić jakiś staż w tym temacie... Jeśli nie będę na tym poziomie, to zacznę tutaj naukę i spróbuję ją przenieść do Wrocławia w jeszcze następnym roku.
W najgorszym wypadku wrócę tam już po studiach, szukać pracy w IT smile
Żeby tam wrócić, najpierw muszę mieć ogarnięte wszystko tutaj. Póki co muszą mi starczyć odwiedziny tam co jakiś czas.

Trochę mam wyrzuty sumienia, be nie dość, że będzie się lał alkohol, to 3 dni w plecy nauki, ale usprawiedliwiam się odreagowaniem kwarantanny i urodzinami.
Jutro i w piątek przed wyjazdem postaram się zrobić jak najwięcej.

17 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-11-11 05:47:30)

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć! smile Po wypadzie do Wrocka. Baaardzo dobrze się bawiłam i bardzo tęsknię za ludźmi tam. Uświadomiłam sobie, ilu przyjaciół mam tak naprawdę.
Na imprezie u koleżanki poznałam M, kolegę, z którym przegadałam do 6.  W sumie, w ciągu 3 dni spędziłam z nim cały czas. Okazało się, że to kolega tego chłopaka, który mnie pobił, więc jednak świat jest mały i (nie) fantastyczny. Skończyło się na tym, że wrócił ze mną do domu i spędziliśmy razem kolejny dzień. Mam do niego bardzo ambiwalentne uczucia, podoba mi się i nie, ale nawet nie doszło do pocałunku. Bardzo dał mi znać, że jest ogromnie zainteresowany, ja mu dałam  znać, że się boję. Jak pojechał, przypomniałam sobie, że nie chcę! I teraz muszę mu to powiedzieć, choć nie chcę. Ale ciało dało mi znać, nawet prosty dotyk był niekomfortowy. Najdziwniejsze jest jednak to, że miałam tak silne myśli seksualne o nim i to naprawdę odważne.

Jestem bardzo zraniona i nie-gotowa.

Dziś przyjaciele mi przygotowali w domu urodziny -niespodziankę (cudowne) zakończone dziwnym konfliktem.

Mianowicie, udzielam się w hospicjum i w końcu podzieliłam się tym faktem. Początkowe poparcie skończyło się sporą kłótnią?  Okazało się, że siostra i jej mąż mają spore pretensje po usłyszeniu, że pomagam umierającym, ale nie odwiedzam babci. Problem polega na tym, że mieszka między moim starym liceum a domem i odwiedzałam ją 3x w tygodniu minimalnie. Jednak to ona wychowała mojego ojca i jest tak samo podła i bezwzględna. Te spotkania wciąż wygadały tak, że wyprowadzałam jej psa, sprzątałam, robiłam zakupy, a ona mnie krytykowała. Odkąd skończyłam 5 lat miała mnie za bezużyteczną czarną owcę rodziny, która nic nie osiągnie.  I tak jak mój ojciec, zamieniła ze mną może 3 zdania całe życie. Pewnych świąt skarżyła się na samotność, a na wspomnienie, że przecież ją odwiedzam tak często odparła, że może byłam ze 2-3 razy dla PSA. Od tego dnia skończyłam to robić, a ona nawet nie zadzwoniła złożyć mi życzeń urodzinowych.

Teraz jest po wylewie i ma wszelkie pretensje do wszystkich, że jej nie odwiedzam. Tymczasem ilość razy, gdy wyciągałam do niej rękę, przerasta ludzkie pojęcie. Nie rozumiem, dlaczego sam fakt, że umiera, sprawia, że powinnam to wszystko rzucić i jej wybaczać.

Ja nie potrzebuję stetryczałej baby która całe życie mnie miała za gówno odkąd skończyłam 5 lata. Zawsze miała mnie za problem i za czarną owcę rodziny, tak jak mój ojciec. To jedyna osoba którą ją odwiedzała i założę się, że lubili wymieniać się tym, ile nie osiągnę w życiu.

Mój ojciec do tej pory ma jakieś dziwne pojęcie o mnie, nie zna mnie w ogóle, ale uwielbia wyrażać swoje zdanie na mój temat.  Ma mnie za ścierwo w skrócie,
które nie potrafi herbaty zaparzyć ani iść do pracy na 1h, w sumie ma przeciwległe zdanie do tego co ma miejsce i  uwielbia mnie krytykować.
Dawno mi przeszło udowadnianie mu czegokolwiek, ale nie wiem czemu w przypadku jego matki mnie to boli. Wiem, że się dzielą zdaniem, ale ja nigdy wobec niej nie zrobiłam nic źle, wręcz przeciwnie. W sumie to ją odcięłam od siebie ( czego z ojcem nie musiałam robić bo sam to zrobił)

18

Odp: Tygodnik Osobisty

Na zamknięcie ust członkom rodziny, którzy krytykują Twoje zachowanie, często działa terapia szokowa. Możesz im wywalić wszystkie brudy, które pewnie chowasz, bo nie mówi się źle o rodzinie. Najlepiej przy znajomych, żeby wszyscy usłyszeli. A tak naprawdę to wiesz, jak masz sumienie czyste, to nic im do tego, co robisz. Dyskomfort to emocja, możesz zachować się niezależnie od niej, a nie podlegać. Czasem nasze emocje działają w oparciu o przekonania, których nie chcielibyśmy mieć, ale tkwią w nas. To tylko informacja, nie rzeczywistość.

Dobrze, że masz świadomość tego, że nie chcesz mieć teraz kontaktu fizycznego i słuchasz swojego ciała. Gratuluję i trzymam kciuki. Nie ma powodu, żebyś fundowała sobie wzmocnienie objawów, zaczynając coś za wcześnie.

19 Ostatnio edytowany przez Herlina (2020-12-03 02:10:42)

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć! Dawno nie pisałam, więc podzielę się progresem.

Po wyjeździe miałam kilka dni stagnacji, ale zebrałam się w końcu do kupy i ruszyłam z działaniem w końcu. Miałam potwornego pecha, zepsuł mi się i telefon, i laptop. Pierwszy musiałam kupić nowy, drugi naprawić... Kolejne wydatki, na które mnie nie stać...
Ale to nieistotne, podzielę się tym, co udało mi się załatwić.

Otóż, rodzice obiecali mi oddać swojego grata 20-letniego (ale zadbanego!), jeśli zdam prawo jazdy. Zaskoczyłam ich i wobec tego w ciągu 3 dni załatwiłam kurs, badanie lekarskie i PKK. Stwierdziłam, że teraz mam czas, a skoro od razu będę mieć auto to nie ma co zwlekać. Wobec tego w poniedziałek rozpoczęłam kurs oficjalnie.

Oprócz tego, niestety, sportowo wyskoczyła mi kontuzja. Fizjoterapeutka orzekła - poważne zapalenie powięzi. Prawdopodobnie z powodu tego ostatniego półmaratonu. Nie wiedziałam o tym, bo byłam chora (Covid) i przez urodziny nie biegałam, to nie czułam. Wobec tego, chodzę 2 razy w tygodniu na rehabilitację a w domu codziennie ok 40 minut wykonuję zalecane ćwiczenia, w tym z piłkami, poduszkami sensorycznymi, rozciąganiem, skurczaniem, równowagą, gumkami. Tylko bieganie jest wykluczone, tak czy siak prawie codziennie ćwiczę z chodakowską smile)

Dawniej miałam rozpisaną dietę 1800kcal - wobec tego, że nie mogę biegać, mogę chociaż schudnąć. Dlatego wróciłam do niej. Spokojnie, jest zdrowo. Nie przekraczam 500kcal bilansu ujemnego dziennie. Łatwiej mi też rozpisać dietę na 4 dni, i raz na te 4 dni chodzić do sklepu. Jedzenia mniej też się marnuje.
Ogólnie w listopadzie straciłam 6,5cm z obwodów (9) i 0,5-1kg około.

Uczę się systematycznie angielskiego, obwieszam laptopa i  różne urządzenia w domu karteczkami, słówkami i idiomami.

Kupiłam nieprzyzwoitą ilość książek z powodu promocji w Empiku, głównie klasyki jak American Psycho, Folwark zwierzęcy, Nowy wspaniały świat i tym podobne.
Z powodu promocji na Udemy wyposażyłam się też w 6, w tym 2 po angielsku, kursy programowania. Przyjaciel polecał mi zaczynać od HTML i podobnych temu języków, ale to do Frontendu, a ja po zapoznaniu się z tematem jestem pewna, że chcę programować Backend, najlepiej Big Data albo Machine Learning. Wszystkie 6 dotyczy zatem Pythona. Wystartowałam z nim od grudnia, a już udało mi się napisać pierwsze programy (dla mnie) ciekawsze. Czuję cholernie, że mam do tego smykałkę, a przede wszystkim - jestem absolutnie zakochana.
Myślę ciągle o programowaniu,
Czytam ciągle o programowaniu,
Śni mi się programowanie,
Nie mogę spać przez programowanie,
Przesoliłam obiad przez programowanie.

Porzuciłam na razie myśl o studiach. Nie.... To, czego chcę, to uczyć się programowania, i iść do pracy w tym temacie najszybciej, jak się da. Studia zrobię tak czy siak, ale pracując już w zawodzie. Rok-dwa. Tyle sobie daję, poświęcając się temu, żeby zacząć.

Obecnie zdecydowałam, że odkładam angielski na bok, bo za dużo tego... Nie ma czasu na wszystko. Wrócę do niego po zrobieniu kursu na prawo jazdy, ale i tak najważniejszy będzie Python. Mam te kilka lat na zdobycie poziomu C1, więc dam radę! Spotkania ze znajomymi ograniczyłam, nie spędzam wieczorów z nimi... Ale mamy kontakt stały, tu jadąc na rehabilitację wpadam do mamy, tu zajeżdżając do koleżanki na kawę, tu na zakupy z siostrą. Także daję radę!

Oddaję też osocze niedługo, chcę się przydać społeczeństwu na coś. Zaskoczyło mnie, że kolejka do oddania wynosi 2 tygodnie. No proszę smile

Przeraża mnie powrót do pracy (prawdopodobnie za miesiąc) i dostosowywanie się z tym wszystkim do nowych realiów... Będę musiała się wykazać motywacją silną,  ale wizja tego, co mogę osiągnąć, pociąga mnie zbyt bardzo. Widzę ile zrobiłam w ciągu ostatniego miesiąca i sama nie dowierzam.

- Rozpoczęłam kurs na prawo jazdy,
- Rozpoczęłam kurs programowania w Pythonie,
- Przeszłam na rozpisywaną dietę
- Regularnie chodzę na rehabilitację
- Systematycznie ćwiczę i biorę leki

Edit. Chłopaka pogoniłam. Zaczął mi się wywnętrzać i straszne głupoty gadać.

20

Odp: Tygodnik Osobisty

Kobieto masz dopiero 23 lata, DOPIERO DOPIERO, nie nakręcaj się że zmarnowałaś życie bo to jest totalna nieprawda, znam ludzi którzy zaczeli życ i osiągać sukcesy zawodowe czy prywatne grubo po 30, 40stce a nawet 50 i 60stce. To nie jest wyscig zaden, fakt ze radzilas sobie na kierunku inzynieryjnym i ekonomicznym dowodzi ze masz duzy potencjal do nauki, po prostu wybierz co chcesz robic i zacznij to robic, to czy skonczenie Ci zajmie 5 czy 10 lat jest totalnie bez znaczenia, uwierz mi ze potem finansowo to nadrobisz. Niektórzy kilka razy bankrutują zanim zarobią dobre pieniądze.

Odnośnie związków jest złota zasada, która sam późno zrozumiałem i zinternalizowałem: nie wchodzi się w żadne związek póki się nie uporządkuje własnej głowy i demnów przeszłosci, sam zaznałem dużego cierpienia i przemocy w domu będąc nastolatkiem a potem w relacjach z kobietami i mechanizm jest zawsze taki sam bez względu na płeć: uporządkuj wlasną glowe a bedziesz jasno wiedziec kogo i czego chcesz, jakich cech szukasz w drugim człowieku, ludzi dobrej woli o dobrym sercu jest równie dużo jak złych i paskudnych, to nieustana i odwieczna walka dobra ze złem gdzie żadna ze stron nie może uzyskać przewagi, po prostu naucz się czytać ludzi lepiej.

A i zmieniam Twoją perspektywę jak na 23 lata to bardzo dużo osiągnełaś i przeżyłaś i niewatpliwie jestes bardzo silną i empatyczną osoba, ktora pewnego dnia zazna szczescia i doceni to jak nikt inny, bo trudne przeżycia w całym swoim złym niepotrzebnym cierpieniu pozwala też odczuwać na poziomie niedostepnym dla zwyklego smiertelnika, cos o tym wiem, ma to swoje dobre i zle strony ale zdecydowanie wiecej lepszych wink

Powodzenia i sie nie poddawaj, walka trwa i juz dawno wstalas z kolan i wyprowadzasz coraz lepsze kontry, jeszcze troche i siegniesz po medal, tylko sie nie poddawaj w pol drogi wink

21 Ostatnio edytowany przez Herlina (2021-01-19 18:18:19)

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć wszystkim!

Nie było mnie 1,5 miesiąca.

2 tygodnie po ostatnim poście niestety zaczął się u mnie powoli rzut choroby, który nabierał na sile aż po nowym roku byłam na tydzień przyklejona do łóżka bo nie miałam siły z niego wstać. Musiałam się wprowadzić do rodziców na ten tydzień bo nie byłam w stanie podstawowych czynności wykonać. Leki zaczęły szybko działać na szczęście i od 2 tygodni znowu działam jak zwykle.  Wyjątkowo szybko poszło tym razem (na szczęście!)

Gastronomia zamknięta na cztery spusty, a mi nie tylko brakuje pieniędzy ale chciałabym po ludzku pracować. Dlatego zaczęłam szukać pracy i znalazłam ofertę idealną dla mnie. Dziś miałam rozmowę kwalifikacyjną i jutro dostanę odpowiedź, ale poszło świetnie więc nie mam wątpliwości, że będzie pozytywna. Będę mogła pracować od 3 do 6, a czasem nawet 7 dni w tygodniu jeśli będę chciała. 5 godzin dziennie i premie od sprzedaży, a podstawowa stawka jest zaskakująco wysoka. Pracując 5 razy w tygodniu (po 5h), w miesiącu będę zarabiać więcej niż w gastronomii na pełen etat. Ma to wiele plusów, m.in to, że mimo dnia pracy będę mogła zrobić WSZYSTKO co chcę, tj. zakupy, sprzątanie, nauka, trening i tak dalej. W lokalu jednak miałam zmiany od otwarcia do zamknięcia i cały dzień szedł w plecy. Poza tym sama praca jest nieporównywalnie przyjemniejsza - nie fizyczna...  Zobaczymy jak będzie, w razie czego mam otwarte drzwi do dawnej pracy. Bardzo mnie ona jednak ucieszyła, bo pozwoli mi na robienie wszystkiego czego chcę, i starczy mi na życie i na spłatę długów na spokojnie.

Przerażała mnie wizja powrotu go gastro i połączenia tego z tym, co mam do zrobienia, dlatego pozytywnie patrzę na przyszłość.

Oto jak mi idzie:

- Skończyłam teorię i rozpoczęłam jazdy - uważajcie na drogach smile
- Przeczytałam jedną z książek które zakupiłam i czytam obecnie "Rok 1984"
- Wciąż uczę się programowania, idzie mi dobrze, jestem na etapie tworzenia własnych funkcji i pierwszych funkcjonalnych programów smile
- Systematycznie trenuję i trzymam reżimu dietetycznego i "lekowego". Ograniczyłam mięso i produkty odzwierzęce, m.in mleko zamieniłam na roślinne, jem więcej fasoli, grochu i roślinnych zamienników mięsa.
- Nie mogę biegać ze względu na (prawie wyleczoną) kontuzję więc kręcę hula hopem!
- Codziennie medytuję przed snem.
- W ostatnim tygodniu zrobiłam porządki generalnie w domu, łącznie z odsuwaniem mebli, praniem tapicerek i myciem szuflad. Mucha nie siada
- Moje relacje rodzinne chyba nigdy nie były lepsze.
- (Prawdopodobnie) znalazłam nową i lepszą pracę!

31 biegnę z WOŚPem, trzymajcie kciuki! smile

22 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-19 18:28:39)

Odp: Tygodnik Osobisty

Takie światełka są bardzo potrzebne w życiu jak Twoje światełko, mnie akurat teraz są smile trochę mroku nadeszło we mnie , jak to w życiu - po prostu noc do przetrwania.

Pozdrowienia i trzymaj się idziesz jak burza, uważaj na siebie i się nie przeciążaj, nie bierz zbyt wiele na raz - wiem jak jest na początku.

23 Ostatnio edytowany przez Herlina (2021-01-19 18:52:13)

Odp: Tygodnik Osobisty
paslawek napisał/a:

Takie światełka są bardzo potrzebne w życiu jak Twoje, mnie akurat teraz są smile

Pozdrowienia i trzymaj się idziesz jak burza, uważaj na siebie i się nie przeciążaj, nie bierz zbyt wiele na raz - wiem jak jest.

Cieszę się bardzo, takie odpowiedzi również są dla mnie światełkiem!
Czuję się silna, niezależna i zdolna do wszystkiego, choć zaskakująco często bierze mnie na płacz. Nie, nie ze smutku. Wzruszam się jak głupia czym popadnie. Taki chyba urok drogi którą teraz przechodzę, tych wszystkich zmian, i celu samego w sobie. Staram się chłonąć wszystkie emocje które odczuwam, czy jest to złość, tęsknota, radość, duma. Targają mną one, nie ukrywam. Zmieniam się i konfrontuję z wszystkim co mnie spotkało. Wracam wyjątkowo często do różnych rzeczy i pozwalam sobie po prostu czuć. Czuję, że się leczę, i jestem cholernie dumna za każdym razem, kiedy kończę kolejne zadanie, nawet jeśli jest to  umycie tapczanu.
Rozwijam się jako człowiek i to jest najpiękniejsze w tym wszystkim. Nie uciekam od emocji do innych ludzi, alkoholu, używek, tylko radzę sobie z tym sama i to świetnie sobie z tym radzę. Czasem czuję się gorzej, ale za każdym smutkiem kryje się radość, bo mam świadomość chwilowości tego stanu i tego co się za nim kryje. Nie mogę się doczekać tego, co mnie czeka na końcu tego wszystkiego, kiedy tym razem ja będę w stanie wspomóc finansowo rodziców.
Będzie tam nowa droga, ale pewnie łatwiejsza.

O, teraz też mnie na płacz ze wzruszenia wzięło smile Jestem naprawdę szczęśliwa ostatnio. I jest to tylko moja zasługa, i tego co jest we mnie, nikogo innego.

24 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-19 18:53:52)

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:
paslawek napisał/a:

Takie światełka są bardzo potrzebne w życiu jak Twoje, mnie akurat teraz są smile

Pozdrowienia i trzymaj się idziesz jak burza, uważaj na siebie i się nie przeciążaj, nie bierz zbyt wiele na raz - wiem jak jest.

Cieszę się bardzo, takie odpowiedzi również są dla mnie światełkiem!
Czuję się silna, niezależna i zdolna do wszystkiego, choć zaskakująco często bierze mnie na płacz. Nie, nie ze smutku. Wzruszam się jak głupia czym popadnie. Taki chyba urok drogi którą teraz przechodzę, tych wszystkich zmian, i celu samego w sobie. Staram się chłonąć wszystkie emocje które odczuwam, czy jest to złość, tęsknota, radość, duma. Targają mną one, nie ukrywam. Zmieniam się i konfrontuję z wszystkim co mnie spotkało. Wracam wyjątkowo często do różnych rzeczy i pozwalam sobie po prostu czuć. Czuję, że się leczę, i jestem cholernie dumna za każdym razem, kiedy kończę kolejne zadanie, nawet jeśli jest to  umycie tapczanu.
Rozwijam się jako człowiek i to jest najpiękniejsze w tym wszystkim. Nie uciekam od emocji do innych ludzi, alkoholu, używek, tylko radzę sobie z tym sama i to świetnie sobie z tym radzę. Czasem czuję się gorzej, ale za każdym smutkiem kryje się radość, bo mam świadomość chwilowości tego stanu i tego co się za nim kryje. Nie mogę się doczekać tego, co mnie czeka na końcu tego wszystkiego, kiedy tym razem ja będę w stanie wspomóc finansowo rodziców.
Będzie tam nowa droga, ale pewnie łatwiejsza.

Dowiesz się i to się nie kończy ,każdy dzień będzie początkiem i końcem to zupełnie inne tu i teraz niż dragi alkohol itp,mimo trudnych momentów ,które są nietrwałe i też przemijają,może usłyszysz kiedyś od kogoś że jesteś , jak balsam ,ja to kiedyś w cięższych chwilach dla bliskiej mi osoby usłyszałem to od niej.
Po prostu nie przestawaj to co robisz jest wielkie największe ,nie pójdzie na marne nawet w cięższych chwilach.
Wolność jest przepiękna, najpiękniejsza potem przychodzi pojawia się miłość której nie powstrzymasz podzielisz się nią z kimś bo Ci wolno i możesz.
Tylko nie przestawaj nie odpuszczaj mimo popełnianych błędów ,chwil zwątpienia ,cięższych czasów nie przestawaj siebie budować .

25

Odp: Tygodnik Osobisty

Chciałabym podzielić się czymś jeszcze i zapytać was, jak to było u was. Bardzo często wracam myślami do mojego pierwszego związku, pierwszej miłości. Minęły 3 lata, ale mimo to mam wrażenie, że wciąż mam do niego ciepłe uczucia. Śni mi się czasem, czasem za nim tęsknię i zastanawiam się co robi i czy jest szczęśliwy. Nie mam ochoty mieć z nim kontaktu, ani tym bardziej wracać, akceptuję ten stan rzeczy i nie chciałabym go zmieniać. Mam wrażenie jednak, że kochałam go tak bardzo całą sobą, a życie doświadczyło mnie za bardzo, że już nie jestem zdolna do takich uczuć. Wiem, że już mnie to nie spotka. Wprawia mnie to w smutek swojego rodzaju, że już tak się nigdy nie poczuję. Zastanawiam się, czy każdy czuje się tak w stosunku do pierwszej miłości?

26 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-19 19:34:39)

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

Chciałabym podzielić się czymś jeszcze i zapytać was, jak to było u was. Bardzo często wracam myślami do mojego pierwszego związku, pierwszej miłości. Minęły 3 lata, ale mimo to mam wrażenie, że wciąż mam do niego ciepłe uczucia. Śni mi się czasem, czasem za nim tęsknię i zastanawiam się co robi i czy jest szczęśliwy. Nie mam ochoty mieć z nim kontaktu, ani tym bardziej wracać, akceptuję ten stan rzeczy i nie chciałabym go zmieniać. Mam wrażenie jednak, że kochałam go tak bardzo całą sobą, a życie doświadczyło mnie za bardzo, że już nie jestem zdolna do takich uczuć. Wiem, że już mnie to nie spotka. Wprawia mnie to w smutek swojego rodzaju, że już tak się nigdy nie poczuję. Zastanawiam się, czy każdy czuje się tak w stosunku do pierwszej miłości?

Wszystko z tobą jest w porządku,tak ma być, z czasem jeżeli ułożysz się z życiem w teraźniejszości, wspomnienia ,tęsknoty zmienią miejsce,pamięci uczuć,emocji w idealny sposób nie da się wymazać ,bo i poco to stanowi cząstkę doświadczania i Twoich zdolności przeżywania, rozwijania tego .Pierwsza miłość jest zawsze pierwsza ,nie musi być jakaś ostateczna, wzorcowa ,czy dodatkowo jakaś tam, jest pierwsza i tyle ,ani najważniejsza ,ani najmniej ważna,ani lepsza ani gorsza była na tamten czas dokładnie taka jak być powinna choć nie ma kontynuacji w więzi ,zostawia coś i może uczyć ,mnie też zajęło parę lat na pogodzenie się ,dojście do momentu w którym odszedł pewien ból ,niczego nie zapomniałem,wspomnienia niektóre zblakły,ale uczucia pamiętam do dziś jak tylko chce sięgnąć wstecz ,a nie żyć przeszłością i w przeszłości ,umysł z czasem i działaniem wyrównuje znaczenie istotność i ważność wspomnień ,robi miejsce i zaprasza do życia z czymś innym i nowym .Warto poznać siebie i jak przezywamy czujemy myślimy.Uśmiechać się będziesz do tego co było ,bez żalu.

Herlina napisał/a:

O, teraz też mnie na płacz ze wzruszenia wzięło smile Jestem naprawdę szczęśliwa ostatnio. I jest to tylko moja zasługa, i tego co jest we mnie, nikogo innego.

Większość spraw zjawisk ,uczuć ,postaw tych szczęśliwych zależy od nas, od nas pochodzi i to szczęście i nieszczęście mamy wybór raz jest on wolny innym razem nie jest ,ale nie izoluj się od wpływu innych ludzi na Ciebie,chociaż ze sobą przeżyjesz życie i na końcu każdej decyzji i wyboru jesteś z tym sama Twój głos autorytet co by nie mówić decyduje to ludzie bywają wsparciem ,wdzięcznym, nawet niby obcy inni
,Ty też możesz rozwiązując swój własny problem wspierać innych,pomagając sobie ,tacy jesteśmy po prostu.

27

Odp: Tygodnik Osobisty

paslawek, bardzo mądry z Ciebie facet, w innych wątkach też z przyjemnością czytam Twoje wpisy smile

Dostałam tę pracę smile

28

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

paslawek, bardzo mądry z Ciebie facet, w innych wątkach też z przyjemnością czytam Twoje wpisy smile

Dostałam tę pracę smile

Dzięki za dobre słowo Herlino.
Cieszę się że dostałaś tę pracę to może fajnie rozszerzyć Twoje możliwości i pomóc w realizacji planów.
Jak widzisz życie nie jest tylko ciemne jest jasne również.
Trzymaj się i nie zapominaj o forum bo to fajne forum .

29

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć, dziś niestety nie mam dla was dobrego postu.
Dziś były urodziny mojego taty. Mamy skomplikowaną relację, ale to nie ma znaczenia chyba... Jego znajomi są po części moimi, bo nasi rodzice mnie i moją siostrę traktują jak dorosłych znajomych i zapraszają ze swoimi do stołu. Jestem zwykle gwiazdą towarzystwa i byłam też tym razem. Opowiadałam już jak wszyscy byli pijani o swoim ex i jeździe jaką mi zrobił dawno temu. Ja wiem, że nie powinno się z tego śmiać, bo chłop robił mi straszne rzeczy, ale niektóre z nich jak ta z biegiem czasu są naprawdę komiczne. Przypomnę, że później chłopak groził mi nożem i bił. Po tym jak opowiedziałam śmieszną historię jak mi wbił do akademika, mój ojciec powiedział, że gdyby mi coś zrobił to by go zabił.

Zastrzelił mnie tym i na głos powiedziałam, że przecież zrobił, a on przecież mu z tego powodu uścisnął dłoń. Tak było. Ojciec zawsze miał mnie za winną wszystkiemu, również temu, że mój ex mnie pobił i wyrzucił z mieszkania w nocy. Nawet gdy po pobiciu szalałam w domu i płakałam 24/7 to przekonywał mnie by nie iść na policję, że przesadzam, że to moja wina. Miałam nagrania, siniaki, wszystko. Widział na swoje oczy jak 2 tygodnie umierałam od środka. A on mojemu ex za to uścisnął dłoń. Doskonale wiedział, co się stało. Wybaczyłam mu to bez słowa ale w życiu nie spodziewałam się, że zacznie się do tego odnosić w ten sposób.

Goście zrozumieli od razu w kontekście tego co mówiłam, o co chodzi i w 5 sekund na szczęście temat został sprawnie "ominięty". To mi uświadomiło jak oczywiste to było. Wszyscy zrozumieli o co chodzi i odczuli ulgę, że "olałam temat". Ponieważ impreza i urodziny to nie miejsce na pretensje do ojca, że potraktował córkę jak szmatę.

Co mam powiedzieć.... To było dziś. Udawałam uśmiech i przy pierwszej okazji się zebrałam do domu. Obiecałam nie pić z emocji ale  nie mogłam się doczekać aż się zabiorę za drink 200ml i kostka lodu i będę mogła to wypłakać. Płaczę odkąd wróciłam. Aż do domu, w aucie, wciąż byłam uśmiechnięta i nie mogłam się doczekać aż wrócę by móc płakać. Miałam te łzy w oczach i myślałam, że pęknę od środka wstrzymując je. Wylałam z siebie potok łez od wrócenia do domu chociaż niby nic się nie stało.

30

Odp: Tygodnik Osobisty

Mam przyjaciela od dosłownie 10 roku życia internetowo. Rozmawiamy przez messengera i telefon. Jest mi najbliższym człowiekiem i jako jedyny wie wszystko, od sponsora, uzależnienia, przez kontakty rodzinne aż do teraz. Nie rozmawialiśmy zawsze systematycznie ale zawsze szczerze. Zna mnie na wylot, od najgorszych do moich najlepszych momentów. Cały czas mieliśmy kontakt i znamy się jak stare konie. Plan jest taki, że w tym roku w wakacje ma się wprowadzić do miasta mojego i ew. do mnie. Różni nas 600km, ale kurczę, kocham go, naprawdę. Wie o mnie wszystko a mimo to ma o mnie dobre zdanie. Tak, jest mi ciężko w to uwierzyć.

To człowiek jak i ja, i czasem ma różne stany. Czasem mi nie odpisuje bo ma gorszy moment. Ostatni tydzień mnie ignorował, ale czułam, że to nie ja, a jego gorsze samopoczucie i nie ma ochoty gadać. Więc pisałam i czekałam aż odpisze jak mu się lepiej zrobi, bo to normalne i ja też czasem tak mam. Ale teraz to coś innego. Czasem obraża się o coś i nie wiem o co, i to jest coś innego niż zwykła niechęć do kontaktu międzyludzkiego  do jakiego ma prawo. On mnie każe teraz za coś, za to że nie odpisałam za szybko, za nie wiem co, i nie mam siły. Wypłakuję oczy z powodu przykrości mojego ojca  i jest mi żal, że nie mogę powiedzieć o tym przyjacielowi, bo gra  w jakąś gierkę, nie wiem jaką. Mam go dość i mam żal, że nie mogę na niego liczyć. Jednocześnie jestem dumna, że daję sobie z tym radę sama, ale to chyba nie o to chodzi... Zawiódł mnie w jakiś sposób. Czuję, że daję sobie radę, ale jest mi przykro, że musze pisać na forum a nie do niego.

31

Odp: Tygodnik Osobisty

Herlino jak dzisiaj się masz ?
Wygląda na to że masz nawrót .
Jak Twój terapeuta zapatrywał się na potencjalne uzależnienie od alkoholu u Ciebie?
Jakiś były zalecenia odnośnie Twojego picia ,abstynencji ,czy sprawa zostawiona na później?

32

Odp: Tygodnik Osobisty

Jesteś otoczona złymi ludźmi... twój były... twój ojciec... twój "przyjaciel"...

Kurczowo się ich trzymasz.... bardzo Ci na nich zależy, na tym aby dobrze o Tobie myśleli.

Trzeba się emocjonalnie zdystansować.

33

Odp: Tygodnik Osobisty
Gary napisał/a:

Jesteś otoczona złymi ludźmi... twój były... twój ojciec... twój "przyjaciel"...

Kurczowo się ich trzymasz.... bardzo Ci na nich zależy, na tym aby dobrze o Tobie myśleli.

Trzeba się emocjonalnie zdystansować.

Nawet odciąć od nich, ciągną Autorkę wstecz zbyt silnie oddziałują za jej wewnętrzną zgodą ,za mało niezależności jeszcze uczuciowej,konfrontacja Herliny z nimi skończyła się jakby zapiciem ,jak znam życie podświadomie skrycie wywołanym i jakby z zaplanowaną możliwością  .Akcja reakcja - skutek użalanie się silne i mocne pod wpływem toksycznych ludzi .
Moim zdaniem zdecydowanie za wcześnie na takie kontakty w takich okolicznościach,zbyt wiele jeszcze mimowolnych reakcji i emocji.

34 Ostatnio edytowany przez Herlina (2021-01-31 17:42:06)

Odp: Tygodnik Osobisty

,Paslawek, w trakcie terapii i po mojej jeździe kilkumiesięcznej z narkotykami i alkoholem byłam kompletnym abstynentem - nawet kawy nie piłam żeby się nie pobudzać. Od alkoholu stronię raczej i piję tylko do okazji - wczoraj na urodziny ojca, poprzednim razem na sylwestra, a następny będzie pewnie dopiero na święta Wielkanocne. Zwykle piję mało jeśli już, a wczoraj tej wódki było za dużo i to widać z resztą po moich postach, bo strasznie tę sytuację wzięłam do siebie i się nad sobą użalałam - nie wszystko jest winą alkoholu ale chyba jednak głównie on był sprawcą wczorajszej sytuacji...

Też nie stało się nic takiego, bo wypiłam jednego drinka później w domu, popłakałam, dogadałam się z przyjacielem i poszłam spać jak przetrzeźwiałam. Czuję się dzisiaj słabo i wolałabym jednak gdybym wczoraj sobie darowała kilka kolejek. Cóż, mam nauczkę na przyszłość i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko odchorować to i następnym razem nie pić.

Gary, coś źle zrozumiałeś - żadnego mojego ex nie ma w moim otoczeniu.  Z ojcem mam skomplikowane relacje - trochę ją lepiej opisałam w czyimś innym temacie, więc to skopiuję poniżej, natomiast mój przyjaciel to jest przeciwieństwo złej osoby a doszło do zwykłego nieporozumienia które po napisaniu tych postów sobie wyjaśniliśmy. Napisałam mu, że mam zły wieczór a nie mogę na niego liczyć i od razu odstawił na bok animozje. Nie pisał nie dlatego, że był zły, tylko sam ma swoje problemy i nie miał ochoty na kontakt częsty ostatni tydzień.

"Słuchaj, Nadia, mogę jedynie powiedzieć, jak było u mnie. Mój ojciec ma zaburzenia ze spektrum autyzmu, nigdy nie usłyszałam od niego, że mnie kocha lub że jest dumny - natomiast słyszałam, że byłam wpadką, że żałuje, że się urodziłam, nic ze mnie nie będzie itp. W wychowaniu moim praktycznie nie brał udziału i tak naprawdę zupełnie mnie nie zna jako osoby. W pewnym momencie po szczerej rozmowie z siostrą uświadomiłam sobie (tak, z dnia na dzień), że nie mam na to wpływu. Dla niej też nie był dobry, choć zawsze miał o niej lepsze zdanie, bo ja byłam emocjonalna a ona opanowana. On jest jaki jest, ja jestem jaka jestem - dlaczego powinnam kierować się opinią osoby, która mnie nie zna? Po co się tym denerwować i przejmować? Kim tak naprawdę dla mnie jest, ile dla mnie znaczy? Zaczęłam zadawać sobie dużo pytań i starać się przy jego nagonkach aby jednym uchem wpadało, a drugim wypadało.

Również chodziłam na psychoterapię i przykro przyznać, ale kiedyś ojciec był chory i podczas imprezy bardzo dużo wypił, byłam wtedy w domu i był w takim stanie, że mama bała się czy nic mu nie grozi. Pomyślałam wtedy, że nie czułabym nic w związku z tym. Każde spotkanie rodzinne bez niego byłoby przyjemniejsze. Mama mogłaby znaleźć kogoś lepszego. Dotarło do mnie, że on przez tyle lat traktował mnie podle, ale koniec końców to on dostał największą karę. Jego obie córki go nie kochają. Ten człowiek ma ogromne szczęście, że wyrosłyśmy na tak wspaniałe osoby (czego nie widzi), że nigdy tego nie odczuł z naszej strony.

Nauczyłyśmy się żyć z nim takim jaki jest, i wiesz co? Od tej pory nasze stosunki są o wiele lepsze. Wcale to nie sprawia, że nagle coś do niego czuję, ale po prostu nie przeszkadza mi już jego obecność. Za każdym razem jak mówi coś nieodpowiedniego - po prostu cała rodzina sprawnie udaje, że tego nie słyszała, kiedy robi jazdy to nikt się tym nie przejmuje, tylko są one od razu uspokajane bo po ludzku jesteśmy mądrzejsze od niego. Kłótnie w rodzinie spadły do zera. Po prostu przyznaje się mu racje albo puszcza mimo uszu, a on żyje w błogiej nieświadomości. Odkąd przestałam wymagać od niego miłości i zaakceptowałam to, jaką jest osobą - wszystko się samo rozwiązało. Pogodziłam się z wieloma rzeczami i  przestałam na siłę chcieć inaczej.

Jesteśmy super zgraną rodziną, widzimy się co tydzień na obiadku, święta są prawdziwie rodzinne, zawsze wszyscy mogą liczyć na wzajemną pomoc - w tym ojca. W sobotę są jego urodziny i piekę mu na nie babeczki i przekąski, a są to urodziny ze znajomymi rodziców - zaliczają nas, swoje dorosłe córki, do tej paczki. Ile osób może tak powiedzieć o swojej rodzinie? Dodam tylko, że ojciec nadal ma o mnie jakieś super-fatalne zdanie i uwielbia je uzewnętrzniać.
Nie czuję żadnej potrzeby kiedykolwiek mu powiedzieć jaka jest prawda, jakim był ojcem, co do niego czuję ani jak to wpłynęło na całe moje życie. Wiem, że to nie ma absolutnie żadnego znaczenia."

No i w sumie to jest prawda i zdanie ojca mnie nie obchodzi, ale wczoraj przebił wszystko nie pamiętaniem, że mnie chłopak pobił - no przyznacie, że to już za wiele. Na miejscu oprócz odpowiedzi jednym zdaniem nic mu nie powiedziałam, po prostu poprzypominało mi to sporo rzeczy i w domu musiałam się wypłakać, wyrzucić z siebie emocje (podsycone alkoholem).

Nie jest też tak paslawek, rozumiem czemu tak to odebrałeś ale uwierz mi, że wokół mnie nie ma żadnych toksycznych ludzi, nie zapiłam się  i niepotrzebnie w emocjach i pod wpływem te posty pisałam po prostu bo wyszły dużo dramatyczniej niż w fakcie było. Ewidentnie alkohol na mnie źle wpływa, teraz w jakiś sposób zmieniam życie i konfrontuję te emocje i powinnam sobie darować takie jego ilości przez ten czas albo najlepiej już w ogóle do końca życia, bo to też nie ma sensu się upijać po prostu. Sama jestem zła na siebie, że tak emocjonalnie do tego podeszłam, bo to nawet nie były do końca prawdziwe emocje a coś bardzo wyolbrzymionego. Rano nie bardzo rozumiałam o co mi chodziło do końca, nie ma we mnie tego żalu wcale.

Też mama do mnie pisała i widać, że ma wyrzuty sumienia, że ojciec tak powiedział, ale no cóż. Nie pierwszy nie ostatni raz, na trzeźwo by mi to wpadło jednym uchem i wypadło drugim jak zawsze.

Masz jednak rację z tym, że wciąż mam zbyt dużo tych emocji w sobie i reakcji których nie kontroluję  - czas, czas i jeszcze raz czas.

35

Odp: Tygodnik Osobisty

Herlino żeby była jasność to napiszę Ci że ja nie jestem strażnikiem,srogim kwakrem działaczem i aktywistą na rzecz prohibicji i powszechnej abstynencji.
Często jak czytam podobne historie do Twojej włącza mi się to co wiem i co znam co przeżyłem w związku ze swoim uzależnieniem od narkotyków i krzyżowo od alkoholu znam też od groma ludzi z tym problemem ich dramaty i historię uwalniania wychodzenia z nałogów.
Nie jestem od tego żeby osądzać to że się napiłaś to się zdarza i poczucie winy jest ostatnią rzeczą która tu jest potrzebna.
Przyjrzyj się po prostu bardziej wnikliwie tej części swojego życia i zdrowienia i co tam robi alkohol z Tobą jaki wpływ mają miały emocje na picie i jaki wpływ wywołuje alkohol jakie ponosisz konsekwencje psychiczne ,alkohol jest depresantem  nawet dla ludzi nieuzależnionych,tylko że jest powszechnie uznanym i legalnym narkotykiem, łatwo ulec iluzji pod wpływem strachu przed konsekwencjami ćpania że alkohol jest mniej szkodliwy.Zajmij się tym proszę na terapii albo w AA NA samej trudniej z czasem radzić sobie z sytuacjami i emocjami a zamienianie substancji,zachowań w uzależnieniach nie jest czymś wyjątkowym i niezwykłym,pustkę trudno wypełnić a praca i sport po czasie przestają być tak nośnym zastępstwem ,łatwo też w uzależnieniach wypierać i minimalizować skutki i przyczyny to część tego zjawiska .
Trzymaj się

36

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć, nie pisałam 3 tygodnie po tym, jak po godzinnym pisaniu post mi się nie władował i straciłam po ludzku motywację.
Opowiem po krótce, co się działo, bo dzieje się dobrze smile

PRACA
Rozpoczęłam tę pracę, którą niedawno zdobyłam i jestem absolutnie oczarowana...  Warunki są dokładnie takie jak pisałam, pracuję oficjalnie 5 godzin dziennie - a w praktyce  niemal 24/7. Wcale nie ze względu na wymagania pracodawców, a moje własne zaangażowanie, ponieważ  jestem zakochana w tej pracy, a do tego KOMPLETNIE i TOTALNIE rozwalam system.

Polega ona głównie na kontaktach międzyludzkich, a że jestem skrajnie ekstrawertyczną i otwartą osobą, to tworzenie relacji jest dla mnie jak bułka z masłem. Zawsze byłam życzliwa, uśmiechnięta i otwarta, a w tej branży to się zwraca w nawiązką. Czuję się w tym jak ryba w wodzie, rano kupuję kilka pudełek muffinek czy innych ciasteczek, a wieczorem mam kolejne 20 numerów do nowych osób. . Po tygodniu, gdy zgłaszają się klienci po produkty, to właśnie te osoby dbają, bym to ja dostała prowizję. Energia, którą z tego czerpię, wręcz mnie rozpiera. Jedna życzliwa osoba ładuje mi energię na cały dzień. Naprawdę i szczerze polubiłam masę osób, a praca poza pracą to między innymi utrzymywanie wszystkich tych kontaktów.

Pracuję również 6 dni w tygodniu, bo po prostu hajs zgadza się tak bardzo, że nie potrafię w tym momencie się powstrzymać. Gratyfikacja finansowa jest w ogóle poza zasięgiem tego, co byłam w stanie osiągnąć w gastronomii. To niesamowite uczucie, gdy jestem w czymś tak dobra i doceniana, a do tego dostaję za to porządne pieniądze, które sprawiły, że z dnia na dzień przestałam czuć się życiowym przegrywem, a w końcu czuję, że coś mi wychodzi.  Robię trzykrotnie większą sprzedaż niż najwyższa premia zakłada. W tym momencie zarobiłam tyle, ile wcześniej zajęłoby mi 3 miesiące. I to chorej harówy po 12h dziennie. To jest dla mnie zupełnie niepojęte, i okazuje się, że ten lockdown to najlepsze co mogło mnie spotkać.

Wiąże się to też z nieustannym zmienianiem miejsca, więc naprawdę cierpię nie mając prawa jazdy! Zdałam już egzaminy wewnętrzne i czekam na państwowe, ale kolejki to jakiś koszmar w tym momencie. Natomiast mi sprawy, które powinny zając kilka godzin, zajmują cały dzień.

ZDROWIE
Podupadło, oj podupadło. Dostałam zapalenia stawów, prawdopodobnie powikłanie pocovidowe, bo boli mnie całe ciało zupełnie jak podczas choroby sad Tydzień czekałam aż samo przejdzie, teraz tydzień biorę leki niesteroidowe i chyba oprócz działania lekkiego przeciwbólowego nie ma różnicy, więc w poniedziałek umówię się do lekarza i zobaczymy co dalej. W tym momencie to jakiś koszmar, w nocy moje ciało gra w ruletkę co będzie mi odmawiało posłuszeństwa. Biodro, ramię, kolana? Who knows!? Sama już nie wiem czy mam 23 lata czy 60.

Trzymam dietę, ale nieco mniej restrykcyjnie niż na początku. W ciągu 2-mscy schudłam 4 kilo i moim zdaniem wyglądam dobrze, jestem szczupła i dalsze efekty mogą być wolniejsze. Teraz przez stawy ciężko o treningi, więc zaczęłam uprawiać jogę, w której się zakochałam. Przynosi mi nie tylko ulgę, ale moje skłony pogłębiły się o dobre 20cm i uczucie elastyczności w ciele to coś wspaniałego. Na pewno zostanie ze mną na dłużej. Rozważam zostawienie biegania na rzecz jogi, bo ciągle jestem połamana i nie mogę trenować tak, jakbym chciała.

ZDROWIE PSYCHICZNE
Jest cudownie. Odkąd pracuję, to codziennie jestem na pełnych obrotach.
Rano wstaję przed 8, mam zwykle jazdy, później ogarniam zakupy, sprzątanie, gotowanie, lecę do pracy, a po pracy szybki trening, joga, prysznic, a następnie ostatnie maile i smsy w sprawach pracy i  przygotowanie na dzień jutrzejszy. Posiedzę godzinkę nad programowaniem i o 24 jestem w łóżku tak wypruta, że nie mam siły ani na książkę ani na medytację. Czasem się zmuszę, a czasem padam na pysk. Zasypiam dosłownie w 5 sekund.

Pamiętam, jak jeszcze 2 miesiące temu miałam problem z zasypianiem i autostradę przez głowę, przez co też rozpoczęłam praktykę medytacji. Wtedy nie mogłam się skupić na więcej niż pół minuty, teraz  nie mam problemu ze zwolnieniem myśli na 10 minut.

Ten tryb życia jest męczący, ale mam wolną niedzielę którą spędzam zazwyczaj z rodziną i na resecie umysłowym, odkładam wszystko na bok i nie mam żadnych obowiązków w ten dzień. Dużo mniej się uczę, ale to też jest chwilowe rozwiązanie na czas robienia prawa jazdy i pracy na rzecz spłaty długów. Za miesiąc - dwa wrócę do tej sprawy która też jest dla mnie priorytetem.

Planuję w tym roku rozpocząć nową terapię, bo zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że pewne rzeczy mnie męczą. Na co dzień nie myślę o tym w ogóle, ale są pewne sytuacje które wyciągają te emocje na wierzch (jak na przykład ta alkoholowa jazda z końca stycznia). Tych spraw jest kilka. O dziwo niektóre mocniejsze mam kompletnie poukładane, a te społecznie uważane za lżejsze coś mi leżą na duszy. To między innymi problemy rodzinne, zakończenie związku 3 lata temu, czy pobicie. Na co dzień nie odczuwam tego, ale doskonale wiem, że to tam jest. Nie są to sprawy gardłowe które przeszkadzają mi w życiu, więc mogą spokojnie poczekać, a ja po prostu nie czuję się gotowa stawić temu czoła. Wiem z czym to się wiąże i po prostu to jeszcze nie jest ten moment. Rozważałam zaczęcie terapii już teraz, skoro znowu mnie stać, ale jednak chcę z tym jeszcze poczekać. Muszę mieć więcej spokoju i kontroli nad całym swoim życiem.

REASUMUJĄC
Jestem z siebie cholernie dumna, ponieważ okazało się, że jestem w czymś naprawdę dobra, i potrafię na tym zarobić! Wiem, że się zafiksowałam trochę na punkcie tych pieniędzy bo powtarzam to kolejny raz, ale zrozumcie, że do tej pory moja ciężka harówa była wynagradzana poniżej minimalnej krajowej i to również obniżało moje poczucia własnej wartości. Tymczasem okazuje się, że moja osobowość WWO która całe życie mnie przytłaczała nagle jest moim talentem smile

Trzymajcie kciuki za to, bym dalej szła w dobrą stronę!

37

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć smile

Wprowadziła się do mnie siostra z mężem na jakiś czas, bo u siebie mają remont, i choć nie daję tego po sobie poznać to mocno mi rozregulowali życie. Mam wieczny bałagan co w środku mnie mocno irytuje, bo uwielbiam mieć porządek. Siostra siedzi w domu, ale za nią muszę sprzątać niestety. Samo zmywanie naczyń dziennie zajmuje mi chyba z godzinę. Tak samo z treningami czy jogą, przeszkadzają mi w tym bardzo, budzą o siódmej, zajęli mi lodówkę i pojemniki tak, że nie mogę pogotować na kilka dni jak zwykle. Mimo to cieszę się ich towarzystwem i swoje niedogodności trzymam gdzieś tam w sobie smile

Dziś miałam ostatni dzień pracy w miesiącu lutym. Udało mi się zarobić dokładnie 6,600zł, a przecież to luty! Wciąż do mnie nie dotarła ta kwota oraz to, że od teraz będę tak zarabiać. To dla mnie po prostu wciąż szok.
Wczoraj dostałam propozycję awansu. Od marca będę odpowiadać za hostessy i hostów w swoim mieście, tzn. za ich szkolenie, pytania techniczne i tak dalej. Będę też jeździć w delegacje weekendowe na różne targi i w różne kurorty promować nasze produkty, wciąż nie wiem jak to będzie wyglądało dokładnie, natomiast wiem, że finansowo wyjdę na tym korzystnie. Szef przyjechał osobiście mi to zaproponować i pochwalił mnie za wyniki. Zakończyłam miesiąc z ponad 400% wyrobionego targetu. JESTEM DUMNA!

Z tego powodu jadę jutro odwiedzić znajomych do Wrocławia, odpocząć i pobawić się trochę. Zawsze miło mnie zaskakują na wieść, że wpadam - czuję, że mam tam tak fajną paczkę bliskich mi osób.  Zawsze są chętni na spotkanie i wychodzą z inicjatywą. Zaczęłam ponownie myśleć nad przeprowadzką... Teoretycznie wiem, że mogłabym przenieść pracę do Wrocławia, mogłabym też tam zrobić nawet lepsze wyniki, a ceny wynajmu nie są teraz wysokie. Tak czy siak chcę tam się przeprowadzić, ale obawiam się, że właśnie przez otoczenie znajomych i okazje do picia mogłabym się "rozregulować" ponownie. Mi naprawdę pasuje moja rutyna, tj. regularne spanie, zdrowe posiłki, ćwiczenia, nauka, praca itd. Obawiam się, że tam miałabym sporo rozpraszaczy. Jednocześnie teraz mam okazję jeszcze zaznać tego "młodego życia", a co jeśli omija mnie coś fajnego? sad
Za 5 lat jak ułożę życie i okaże się, że kapcie mam wsadzone aż po kolana, to będzie za późno na "studenckie życie", którego tak mało zaznałam....
A może da się znaleźć złoty środek pomiędzy tym wszystkim, i żyć zdrowo, pracować, i mieć czas na reset? Pewnie po wyjeździe zobaczę, jak czuję... Mogłabym wynająć mieszkanie z przyjaciółką, niedługo będę mieć prawo jazdy i auto i będzie mi już wygodnie i samodzielnie.

Proszę o poradę w tej kwestii!

38

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć smile

Dziś siostra z mężem wyprowadzili się. Ostatnie 2 tygodnie to był spory chaos, rozregulowali mi moją rutynę i działanie, sam wyjazd też przyniósł sporo zmian i niespodzianek. Wieczny syf w domu, brak miejsca i możliwości do ćwiczeń, gotowania - budzenie z rana i konieczność bycia cicho od 23... Ale okej, i tak działałam swoje.
Sam wyjazd to było znowu to samo; było cudownie i znowu poczułam silną chęć przeprowadzki. Ostatni weekend znowu tam pojechałam i teraz wiem już na pewno.
Mam tam dosłownie kilkanaście bliższych i dalszych znajomych, takich do kawki, trenowania, wyjazdu czy imprezy. Stworzyła się tam taka naprawdę fajna paczka, i przez te dwa tygodnie które minęły zdążyliśmy umówić się już na wyjazd studencki na majówkę, koncert w czerwcu i wylot za granicę w lipcu. Jeżeli chodzi o moich przyjaciół i znajomych, mam ogromne szczęście w życiu, bo otaczają mnie inteligentni, zabawni, dobrzy ludzie na których mogę liczyć. Tacy, którzy mają swoje pasje którymi się dzielą, swoje osobowości i poglądy, które mnie sporo uczą.
Postanowiłam zakończyć tu swoje sprawy i od maja zamieszkać tam. Moją pracę można normalnie przenieść. Nie zamierzam imprezować w tygodniu i trzymać się planu, natomiast sobotni wieczór pozostawić na imprezę. Oczywiście żałuję, że będę mieć dużo mniej kontaktu z rodziną, ale zamierzam wpadać co tydzień/dwa na niedzielne obiadki. Ceny najmu spadły, wynajmę jakąś ładną kawalerkę na obrzeżach miasta.

Poznałam kogoś. To znaczy... znamy się od 1,5 roku, ale nagle coś między nami zaczęło się (bardzo) niespodziewanie dziać. Czuję się zupełnie inaczej niż przez ostatnie kilka lat gdy spotykałam się z różnymi chłopakami, ten jest czuły, kochany, szczery, otwarty. To bardzo świeża sprawa i nie będę zapeszać, ale chyba chcemy obydwoje tego samego i po raz pierwszy od tych kilku lat nie mam żadnych obaw ani chęci ewakuacji. To, że zaczęliśmy od dłuższej znajomości na pewno bardzo ułatwia sprawę. Piszemy non stop i widzieliśmy się 2 razy w tym czasie, nie odczuwam żadnej presji i wszystko wydaje się być takie - zdrowe?
Zaprosił mnie na Wielkanoc na wyjazd na mazury ze swoimi rodzicami i wiem, że to brzmi ekstremalnie ale w zasadzie jest odwrotnie. Jako, że między nami uczucia jako takiego jeszcze nie ma, to nie będę czuć presji, a jadę jako jego koleżanka. Jego rodzice z tego co zrozumiałam to bardzo zabawowe osoby i de facto jedziemy tam się bawić. Zwykle wśród starszych znajomych moich rodziców świetnie się bawię, znam siebie więc wiem, że cały ten wyjazd będzie super fun.

Jestem podekscytowana, zacznę od nowa w mieście w którym zawsze chciałam mieszkać, będę dobrze zarabiać, mieszkać sama, otoczona przyjaciółmi, być może z pierwszym kochającym chłopakiem w życiu.

Zobaczymy smile

39

Odp: Tygodnik Osobisty

Na szczęście wszystko wróciło do normy - tj. praca, domowe obowiązki, treningi, nauka, dieta.
Co do mojej ostatniej znajomości - z K - nie wiem co się stało. Widzieliśmy się w ostatni weekend i nagle to umarło z mojej strony. Niestety ale nie rozumiem dlaczego poczułam, że to nie to. Weekend znowu spędziliśmy razem i w połowie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Po prostu czułam, że nie ma szans na uczucie. Nie wiem jak to wytłumaczyć, powiedziałam mu, że nie chcę z nim i z jego rodziną jechać na Wielkanoc ( z resztą obostrzenia tego zabraniają). Troszkę mu złamałam serce, myślałam, że się już nie odezwie ale dzień później napisał, że mu się to nie podoba; tzn. moje zerwanie znajomości nagle. Mówiłam wcześniej, że mam sporo systemów obronnych a on mówił, że nie będzie za mną latał a mimo to zawalczył. Zaczęliśmy znowu rozmawiać i szczerze mnie to ucieszyło. Zszedł ze mnie ciężar tego, że ta znajomość zmierza ku związkowi. Natomiast wciąż nie widzę w nim partnera, po prostu nie uprawiałam seksu od prawie roku i to się strasznie odbija na mnie. Widzę w nim typowego FWB. Po prostu dziwi mnie to, że byłam zakochana niemal  i nagle to tak przeszło?
Kilka rzeczy na to wpłynęło, ale mnie wciąż męczy to samo. Ja miałam swoją wielką miłość i coraz bardziej wierzę, że już nigdy nie pokocham nikogo. Miałam zauroczenia, ale nigdy już miłość. Czuję, że jestem typem człowieka, który kocha raz i coraz bardziej przeraża mnie możliwość związku z wygody. Chcę coś poczuć tak bardzo, minęło tyle lat, a nie mogę. Obiecałam sobie nie być ani nie sypiać z nikim, do kogoś nie czuję TEGO i tak żyję w celibacie od roku. Nie wiem już, czy się nie oszukuję, czy może potrzebuję terapii żeby zapomnieć o ex choć to zamknięty temat.
Przeraża mnie opcja w tej drugiej osobie, że też miała tę pierwszą miłość i będziemy dla siebie tymi drugimi, mniejszymi.  Nie wiem sama.... nie chcę być dla kogoś zastępstwem tak jak ta osoba byłaby dla mnie.

40

Odp: Tygodnik Osobisty

Hej. Twoja historia brzmi sensacyjnie. Ale nie tylko… Brzmi też po prostu znajomo. Mój życiorys nie jest może aż tak burzliwy, jak twój, ale obracałam się swego czasu w podobnym towarzystwie. Toksyczne związki, używki, jakieś patologiczne sytuacje to był chleb powszedni. Także nie tylko rozumiem to, co piszesz, ale też to czuję. I tym bardziej chciałabym Ci życzyć powodzenia, bo wiem, jak trudno się z tego wygrzebać. Jednocześnie, jak już się to zrobi, to perspektywy i możliwości są bardzo szerokie. Świadomy człowiek, który dotknął dna, nie zechce już tam wrócić. Będzie dbał o swoje granice i godność, ostrożnie dobierał towarzystwo, z determinacją dążył do polepszenia swojej sytuacji życiowej. Widzę, że Ty właśnie należysz do tej grupy – która wyciągnęła wnioski ze swoich doświadczeń i postanowiła zawalczyć o siebie.  You go, girl!

41

Odp: Tygodnik Osobisty

Niesamowite dla mnie jest, jakie zmiany poczyniłaś w swoim życiu odkąd założyłaś związek. Zaczynam terapię i gdy czytam, co dokonałaś, chcę się na Tobie wzorować!

Nie wiem, co się wydarzyło między Tobą a Twoim znajomym, ale dla mnie w sytuacjach niepewności jest zawsze, zawsze wracanie do siebie: czego ja chcę, co mi służy, czego potrzebuję. Bycie w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami. Jeśli to brzmi abstrakcyjnie to już wyjaśniam: jeśli wierzysz, że FWB to zły dla Ciebie układ, to w niego nie wchodź. Jeśli czujesz, że ta znajomość zmierza w stronę związku, a nie chcesz być w związku - pokaż, że masz tę granicę i jest nieprzekraczalna (niekoniecznie przez zerwanie, ale jak chcesz, przecież nie musisz wchodzić w związek). Jeśli potrzebujesz bliskości, ale nie chcesz ją załatwiać przez seks, idź do przyjaciół innych bliskich. Daj sobie to prawo do bycia sobą, a nie spełnienia oczekiwań. Gdzie widzę Twoje spełnianie oczekiwań? W pytaniach typu "dziwi mnie to, że byłam zakochana niemal  i nagle to tak przeszło?" Czy to ma jakiekolwiek znaczenie, czy wszyscy tak mają, czy może jesteś jedyną osobą na świecie, której nagle przeszło? Nie zmienia to w żaden sposób realności sytuacji: czułaś zakochanie a teraz nie.

Pytanie o to, czy wierzysz w "tę jedną miłość" możesz właściwie zadać tylko sobie smile Naprawdę uważasz, że istnieją ludzie, którzy mają jedną szansę na miłość, a pozostałe związki są "gorsze" bo są drugie, trzecie?
No ale jeśli pojawiają Ci się myśli, że drugi partner jest "zastępstwem" to może wciąż jest coś, czego nie pozwalasz sobie odpuścić z tego poprzedniego związku.

42

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć, minął miesiąc od ostatniego postu, więc zrobię mały update.
Praca - bez zmian, idzie mi rewelacyjnie, w marcu brutto zarobiłam 5 cyfr, a branża jest mocno osłabiona przez pandemię, nie działa sporo naszych punktów w centrach, a żabki przesunęły terminy umów. Mam nadzieję, że od maja to ruszy i powinnam wykręcić naprawdę niezłą sumkę. Ciężko mi teraz sobie wyobrazić, że nie tak dawno tak ciężko pracowałam za 1/3 czy 1/4 tego, bo ta praca jest o wiele przyjemniejsza, prostsza, i pracuję 35 godzin tygodniowo. Nie pojmuję, że pracowałam tak ciężko fizycznie po 12 godzin dziennie; śmieszne, jak szybko człowiekowi zmienia się spojrzenie na życie. Byłam po prostu wykorzystywana, tak to widzę. Jednocześnie to właśnie ta ciężka praca mnie popchnęła do tego, żeby coś zrobić ze sobą i swoim życiem, bo nie wyobrażałam sobie takiego życia.
Przez pandemię straciłam pracę w gastro i zanim znalazłam obecną, czekałam na odmrożenie gospodarki. Korzystałam z czasu trenując, ucząc się itd, ale żyłam bardzo skromnie i pożyczyłam od rodziców niemałą sumkę na życie. To się odbiło na mnie psychicznie, bo teraz co 2 tygodnie dostaję na zmianę pensję i premię, górka oszczędności rośnie, a mi ciężko jest cokolwiek wydać - mam takie poczucie niebezpieczeństwa, zagrożenia. Każdy zakup muszę przemyśleć pięć razy. Nienawidzę być na czyjejś łasce, niezależność jest dla mnie najważniejsza, i chyba musi minąć jeszcze trochę czasu, żebym zaczęła się czuć finansowo stabilnie. Rodzicom, mimo, że nie chcą - spłacam ok. 3 tys miesięcznie, żeby jak najszybciej mieć to z głowy.

Z kolegą - dziwna sprawa, cały czas piszemy ze sobą, widujemy się na weekendy we Wrocławiu, tam zachowujemy jak para. Po tym, jak mi wszystko "wygasło", nie czuję się jakaś zaangażowana w tę relację, ale nie męczę mu tym głowy, po prostu zachowuję swoje tempo, stwierdzając, że w którymś momencie albo poczuję, że chcę się zaangażować, albo nie. Tak to trwa i tak mi to pasuje, po prostu się spotykamy i nie czuję żadnej presji. Generalnie bardzo dużo rzeczy mi w nim pasuje, jest pewny siebie ale nie ma przerostu ego, ma dystans do siebie, jest ostatnią osobą do obrażania się i kłócenia. Prowadził knajpę i świetnie gotuje, jest naprawdę zabawny, ma szerokie horyzonty, potrzebuje podobnie do mnie sporo przestrzeni i wiem, że zapewniłby mi to, co dla mnie najważniejsze. Czyli nie ograniczałby mnie, bo sam tego nie chce. Taki dobry, romantyczny facet, z którym mogłabym się pobawić, zwiedzić świat, kochać. W końcu taki, co mieszka sam, sam zarabia dobre pieniądze, ogarnia życie. Natomiast ja oprócz imprez, które naprawdę uwielbiam, mam też swoje... zainteresowania? Schlać się to nie zawsze szczyt moich marzeń, natomiast od ostatnich dwóch tygodni nie wiem czy był dzień kiedy tego nie zrobił. Ostatnio na imprezie wiem, że latał jakiś towar i teraz mam to gdzieś, ale gdyby był moim chłopakiem to na pewno bym się bardzo martwiła. Nie czuję tego połączenia emocjonalnego, nie mieliśmy żadnej... głębszej rozmowy, żebym mogła się przed nim otworzyć, nie wie o mnie za wiele. Przez to takie płytkie mi się wydaje maksymalnie. Tydzień temu po spotkaniu mnie zszokował, proponując związek - bo jak dla mnie jesteśmy na etapie może nieco więcej niż znajomi. Zdziwiło mnie, że tak bez poznania mnie, uczucia, chciał związku. Widać, że mu troszkę bardziej zależy ale mimo to sprawiło to na mnie wrażenie, że chyba jest mało słowny smile Póki co sytuacja rozwija się dla mnie na nie...

Jeżeli chodzi o zdrowie, to jest bardzo źle. W końcu zrobiłam badania, wyszły fatalnie, niektóre normy jak np. opisujące uszkodzenie mięśni miałam przekroczone o..., 150 RAZY. Moja doktor podejrzewała zapalenie skórno-mięśniowe, poważną chorobę, teraz są inne typy po badaniach.  Od zapalenia stawów o którym wspominałam kilka miesięcy temu, towarzyszy mi wieczny ból mięśni i stawów, kości. Boli wszystko, co kilka dni zmieniają się miejsca. Jestem wiecznie zmęczona, potrafię spać po 16 godzin dziennie, normą jest 10, aby funkcjonować. Praca 5h dziennie to jest maksimum tego co mogę zrobić, nie ma szans na trening czy gotowanie. Nie mam siły prysznica brać wieczorem, tylko rano. Palce potrafią spuchnąć mi dwukrotnie, a skurcze mięśni zwiększyły się do jakichś kilkuset dziennie. Węzły chłonne są niemal cały czas powiększone. Na pewno moje weekendowe wypady mi nie pomagają. Objawów jest więcej i więcej, dni są różne, ale są też takie kiedy nie wiem, ile dam radę mieć wolę życia z czymś takim.
Dziś wykonałam bardzo ważne badania, na sporo chorób autoimmunologicznych, boleriozę itp. Teraz najbardziej prawdopodobny jest Toczeń rumieniowaty i właśnie neurobolerioza. 6 maja się dowiem. Obojętne, co to. Chcę tylko zacząć to leczyć.

Trzymajcie kciuki, aby się coś wyjaśniło smile

43

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć! Melduję się. Dziś tak krócej smile
Prawko się przeciąga niemiłosiernie, praktykę zdałam i 18 mam teorię, trzymajcie kciuki.
Przyznaję się bez bicia - nauka, treningi i dieta odeszły na bok, pracuję 6 dni w tygodniu, czuję się źle i ciężko to wszystko ogarnąć, motywacja padła. Natomiast umówiłam się wraz z otwarciem dzisiejszym siłowni z moim trenerem, i mam nadzieję wrócić back on track, również z nauką.
W pracy wszystko dobrze, odłożyłam górkę pieniążków i zainwestowałam oszczędności na rynku. Po raz pierwszy odkąd zarabiam ok, z jutrzejszej premii zamierzam kupić sobie kilka rzeczy - dla kotka, perfumy, rzeczy do domu, umówiłam się na zabieg medycyny estetycznej.
Z tym chłopakiem nadal rozmawiamy, w przyszłym tygodniu wpada w końcu do mnie, spędzimy razem 4 dni, zamierzam poznać go lepiej i trochę się otworzyć, po tym będę w stanie się bardziej określić, bo jestem bardzo ostrożna.
Zapalenie skórno-mięśniowe wykluczone, mam następne badania i lekarzy na dniach, ja już zupełnie nie wiem i nie będę prorokować. Wiem tylko, co mi dolega i, że nie funkcjonuję jak normalne osoby po 20.
Siostra urodziła wcześniaka, Zosię, z którą jest wszystko ok. Bywam u nich często i śpię przytulona z małą.
Jestem ostatnio dużo bardziej stabilna emocjonalnie, chociaż spędzam dużo czasu na kontemplacji i winszowaniu smutku. Takie to dla mnie terapeutyczne. Nie jestem gotowa na terapię jeszcze. Wiem, że mam rzeczy do poukładania, ale dopóki jest naprawdę ok, to nie chcę tego tykać jakoś tak i rozgrzebywać.
20 ściągam aparat z zębów, kolejna sprawa będzie ukończona.
To tyle, wiem, że niedużo osób to czyta, ale życzę wam zdrowia i szczęścia.

44

Odp: Tygodnik Osobisty

Cześć! Wracam po dłuższej przerwie.

Dalej pracuje w tej firmie, wszystko idzie dobrze, zarabiam cały czas dobrze.
Zdałam prawo jazdy, zdjęłam aparat.

Zdrowotnie nie jest za dobrze, niestety mam bardzo mało sił na co dzień, ręce trzęsą się jak oszalałe. Najnowsza diagnoza to podejrzenie Parkinsona.
Nie obchodzi mnie to, serio, od dawna wiem, że jestem poważnie chora. Co się okaże, to się okaże. Nie zamierzam się więcej bać na przekór, bo już tyle rzeczy miało być, a się okazywało nieprawdą. A nawet jeśli, to naprawdę, są gorsze rzeczy. Wciąż żyję i funkcjonuję.

Tyle tylko, że moje możliwości na co dzień są ograniczone. Jako, że muszę odpoczywać ponad 12h dziennie to nie mam czasu na wszystko.
Natomiast bardzo wciągnęłam się w naukę angielskiego, w tym momencie oglądam już normalnie programy naukowe bez napisów rozumiejąc wszystko, czytam książki w tym języku, teraz na zamówienie Close Calls w temacie który mnie bardzo interesuje.

Z tym chłopakiem nie wyszło, ale mamy nadal kontakt kumpelski i bardzo mnie to cieszy. Jakiś czas temu odnowiłam kontakt z starą znajomą, i spędzamy codziennie masę czasu razem. Byłyśmy razem nad morzem, w górach, jeździmy razem na badmintona.

Zawarłam niecodzienną przyjaźń i rozwinęłam jedno z moich hobby. Mianowicie zaczęłam grać w szachy, i dosłownie po mięsiącu grania właśnie z tą znajomą trafiłam do baru, gdzie odbywał się turniej szachowy. Zajęłam drugie miejsce, przegrywając z właścicielem, 70-letnim panem Stasiem. Od tamtej pory przychodzę do niego dwa razy w tygodniu, przerabiam książki i przygotowuje mnie do pierwszego turnieju szachowego.  Okazało się, że jest mistrzem krajowym, a ja ucząc się od 2 mscy mam punktację na poziomie 3 kategorii szachowej. Widać, że jestem mu potrzebna do spełnienia jakiegoś marzenia, natomiast ja odkryłam coś w czym mam prawdziwy talent. Oprócz tego, naprawdę w jakiś sposób go potrzebowałam.

Tak szybko staliśmy się sobie bardzo bliscy, podziwiam go a on mnie traktuje jak członka rodziny. Słynie z szachów, wiele osób do niego przychodzi ale póki jestem ja na miejscu, to nikt z nim nie zagra, nie ma dla niego takiej opcji. Gdy zdałam prawko, napiliśmy się bimru jego  produkcji i wymieniliśmy wspomnieniami. Nie wiem dlaczego, ale bardzo potrzebowałam takiej ojcowskiej figury w swoim życiu, takiej relacji. Pan Staszek to teraz mój priorytet co każdy poniedziałek i środę.

Jednocześnie moje kontakty z ojcem uległy dramatyczemu polepszeniu. Na wakacje wyjechaliśmy rodziną i zaprzyjaźnionymi rodzinami nad jezioro, tam odbyłam bardzo szczerą rozmowę z siostrą na temat tego, dlaczego zawsze traktował ją lepiej. Wydawało mi się,  że to dlatego, że ona jest ułożona, ma studia, męża. Ja zawsze byłam po  ojcu, ze sportem, fizyką, zainteresowaniami. To on za dziecka mnie szachów uczył. Ona mi uświadomiła, że jest na mnie tak cięty, bo mu bardziej zależy. Ma autyzm i nie potrafi tego pokazać inaczej. Od tamtego momentu podchodzę do niego inaczej i nasze relacje zupełnie się zmieniły. Faktycznie, o co go nie poproszę, to to zrobi. Byłam mocno ślepa. Jego gadanie to jedno, a to co czuje to inna sprawa.

Ostatecznie, moje życie w ciągu ostatniego roku zmieniło się nie do poznania. Nie osiągnęłam wszystkiego, co chciałam, ale nadal sporo, a mam wciąż czas. 

- Zrobiłam prawko
- Znalazłam super pracę
- Skończyłam temat zębów
- Spłaciłam długi
- Znam angielski na poziomie bardzo zaawansowanym
- Poprawiłam dramatycznie relacje rodzinne
- Jestem spokojna i szczęśliwa
- Rozwinęłam hobby (szachy, badminton)
- Jestem w 100% samodzielna
- Zdobyłam przyjaciół

45

Odp: Tygodnik Osobisty

Ja cię... dziewczyno kurde jesteś w moim wieku, byłaś na kompletnym dole, a w ciągu dosłownie kilku lat wystrzeliłaś jakby ponad swój wiek. I jak ty to robisz, że z wszystkiego czego się chwytasz, zaraz robisz hobby / pasję na poziomie zaawanswoanym / zawodowym yikes. Jesteś mega po prostu, w życiu nie usłyszałam takiej historii.

46 Ostatnio edytowany przez Herlina (2021-10-06 01:40:55)

Odp: Tygodnik Osobisty

Nie przesadzajmy....
Ostatnio znowu jest mi ciężko, ponieważ wiem, że termin mojej pracy niedługo się kończy. Miał to być rok, i za 3 miesiące to się skończy. Moje CV jest całkiem ok, jeśli nie zaproponują mi czegoś nowego w firmie (na co są duże szanse, jako, że jestem top 10 w Polsce), to w sprzedaży raczej znajdę pracę - czy to będą nieruchomości, fotowoltaika, czy cokolwiek innego. Mogę liczyć na list polecający w firmie z forbes 500... Natomiast wiem, że ciężko będzie mi znaleźć coś gdzie będę średnio zarabiać na rękę 6.000 pln jak to ma miejsce teraz. Już się martwię na zapas... Nadal oceniam siebie i swoje umiejętności bardzo nisko, bez studiów czuję się jak taki... nie wiem, oszust? Nie wiem skąd te pieniądze. Nie mam kwalifikacji ani umiejętności na papierze.
Moje życie teraz to taki schemat, marnuję masę czasu na nic, ciągle walczę ze sobą. Jestem szczęśliwa, serio, czerpię z każdej chwili, a jednak martwię się przyszłością. Czuję, że nie wykorzystuję potencjału tak jak powinnam. Zamiast siedzieć z książką oglądam netflixa.

Związki? Nie mam pojęcia co się stało, ale mój lęk przed bliskością i zaangażowaniem sprawił, że moje życie obywa się bez mężczyzn. WSZYSTKIE znajomości kończę, nie odpowiadają mi, znajduję coś, co mi nie pasuje. Moje doświadczenia są bardzo negatywne wobec czego patrzę na związki jako coś bardzo ograniczającego. Jestem singielką od 1,5 roku, i był to wyzwalający czas dla mnie. Nie czuję się gotowa na miłość i jednocześnie jej pragnę, doceniając samotność i wolność która wiąże się z jej brakiem. Nawet jakbym chciała to ciężko mi wyobrazić sobie mężczyznę w moim życiu, najpierw chcę zrobić masę rzeczy a  na wspierającego partnera nie  mam co liczyć. Tacy to rzadkość.

Czuję, że przeszłam tak dużo i jestem tak dojrzała jako osoba, że nie mam szans znaleźć partnera równego mi, który by mnie motywował. Na to muszę poczekać jeszcze trochę lat.

Nie mam problemu z byciem samą, wręcz przeciwnie. Uwielbiam spokój i własne towarzystwo, tak w sumie bawię się najlepiej. Wzrusza mnie przyroda i muzyka, literatura piękna i rozmyślania wszelkiej natury. Czuję, że druga osoba by to zaburzyła, jako, że mam tendencję do wchodzenia bardzo mocno w związki.

Odnajduję siebie w sporcie, dosłownie w katowaniu siebie. Uwielbiam wyrzeczenia i ból, biegam długie dystanse. Uwielbiam to uczucie, kiedy nie powinnam mieć sił a psychicznie walczę i daję radę zrobić coś, czego nie podejrzewałam, że mogę. Zdarzyło mi się przebiec 80km za jednym razem.

Cały czas spędzam na szachach i bieganiu, mam mentalność która pozwoliłaby mi pewnie dojść na topke tych dyscyplin w świecie gdybym się im poświęciła ( i robię sporo w tym temacie) a jednocześnie olewam rzeczy które pomogłyby mi na co dzień, jak angielski, programowanie itd. Chciałabym mieć do tego takie serce jak do biegania czy szachów.

Moje ostatnie marzenie to wygrać w loterii i móc robić co chcę, czyli grać i biegać.
Niestety trzeba pracować, zarabiać i zdobywać kolejne szczeble w życiu.
Naprawdę marzę o przerwie, by wyjechać na miesiąc i nie mieć kontaktu z nikim, tylko z własnym umysłem.
Od tak dawna chcę się z nim skonfrontować.

BTW> zainwestowałam w bitcoina, dokładając tam pieniądze od ponad pół roku. Rozporządzam też aktywami od rodziców i siostry, którzy mi zaufali w tej kwestii. Obecnie włożyłam tam 20 tys zł, i dokonałam  3 znaczących sprzedaży, finalizując ostatnie na 47,5 tys DOL (co było błędem, jako że wynosi teraz 51,5) zwiększając aktywa do 26 tys zł.

47

Odp: Tygodnik Osobisty

Spoczko, pogadaj z Twoim przyjacielem Billem Gatesem. Mitomania nie pomoże Ci iść dalej przez życie.

48 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2021-10-07 22:49:14)

Odp: Tygodnik Osobisty
Nostradamus92 napisał/a:

Spoczko, pogadaj z Twoim przyjacielem Billem Gatesem. Mitomania nie pomoże Ci iść dalej przez życie.

No ale dlaczego zaraz mitomania? big_smile Kryptowaluty działają podobnie jak giełda, raz się zarabia a raz traci. W tym przypadku autorka sobie zarabia.
Sam nigdy bym w to nie inwestował bo dla mnie te wszystkie giełdy/krypto jest jak rzucanie lotkami na chybił-trafił.
Wystarczy pierwszy lepszy krach na rynku i już do widzenia z oszczędnościami.

Autorka raz zarabia 6 koła a raz +10 koła i super
(osobiście uważam, że mówienie o zarobkach ma sens tylko i wyłącznie, gdy podaje się również ilość przepracowanych godzin - a o tym ludzie już często wolą nie mówić)

Zobacz jak ratownicy medyczni mieli w czasach covida te wszystkie dodatki covidowe, niektórzy wykręcali po 15 koła miesięcznie robiąc 300-400 godzin.

Podobnie to co się teraz dzieje w transporcie. Zrób kategorię C+E i pracując na międzynarodówce zarobisz spokojnie 10 koła w podwójnej obsadzie.
(Tylko, że już nikt nie mówi, że jest to w systemie 6 tygodni w kabinie i 1 tydzień w domu) big_smile

Ja pracuję jakieś 20-25h tygodniowo. Myślę by zejść do 15-20h utrzymując takie same zarobki jak teraz (czyli idę w drugą stronę - skracania czasu pracy)
A mimo to stać mnie było by kupić 3pok mieszkanie w dużym mieście w większości za gotówkę big_smile

Ludzie jakby mogli to siedzieliby w robocie 24/7

49

Odp: Tygodnik Osobisty

Zarabianie na BTC jest dość proste. Kupuje się przy spadkach rzędu -10, -20%, a następnie sprzedaje gdy wzrośnie o te kwotę. Raz zarobiłam 15% w 10 dni, innym razem czekałam 3 miesiące będąc na stracie.
Gdy się nie sprzeda kiedy jest na minusie, to się nie straci. Oczywiście to bardzo uproszczone smile

Ja z uwagi na chorobę  nawet nie potrafię usiedzieć w robocie na etacie, zwykle robię w tygodniu 25h-30h, i tak, 6 tys to uśredniona kwota.
Teraz właśnie jeżdżę codziennie w delegacje i nagle mi doszły godziny dojazdowe po 2 dziennie, więc będzie ich więcej znacząco.

50

Odp: Tygodnik Osobisty

Dzisiejszy wpis będzie troszkę gorzko - słodki.

Od strony mojego ojca miałam babcię, z którą nigdy nie byłam blisko. Jako dziecko byłam bardzo hiperaktywna, a ona ze swoimi staroświeckimi poglądami miała mnie za czarną owcę rodziny. Był czas, kiedy chciałam naprawić z nią kontakt, jako że była samotna. Mieszkała między moim domem a szkołą gdy chodziłam do liceum, więc wracając wpadałam do niej ok. 3 razy w tygodniu. Robiłam zakupy, sprzątałam, wyprowadzałam psa, rozmawiałam z nią. ZAWSZE byłam oceniana i musiałam uważać na słowa. Albo miałam jej zdaniem za ciemne brwi, za krótką spódniczkę, zbyt złe oceny, złe wybory życiowe - ah, cokolwiek, byle coś. Trwało to ok pół roku, gdy babcia powiedziała mi przy rodzinie coś bardzo chamskiego i stwierdziła, że "wpadłam może raz czy dwa". Wtedy ucięłam te wizyty natychmiast.

Babcia niedługo później miała mały wylew, przestała wychodzić z mieszkania. Należy tu wspomnieć, że miała należytą opiekę. Moja ciocia to osoba majętna, więc babcia miała opiekunki i sprzątaczki. Razem  z moim ojcem odwiedzali ją codziennie, ale - co dość istotne - sama wychowała ich w geście, że rodzina nie jest istotna, więc nie byli blisko ani  ze sobą, ani z nią. Te odwiedziny trwały 10 minut i były mocno z przymusu. Była samotna. Twierdziła, że moja matka stała  za moim nagłym brakiem odwiedzin.

Nawet chyba tu gdzieś wspominałam o planach naprawienia z nią relacji, ale nie czułam, że tak ujmę, motywacji. Z tą kobietą nie byłam zżyta w żaden sposób a całe życie była dla mnie wredna. Dlaczego jej choroba miała to zmienić? Natomiast moja siostra namówiła mnie do próby, ponieważ sama stwierdziła, że olewa jej teksty albo odpowiada tak samo chamsko i nagle babcia zmienia się w uprzejmą osobę, nawet całkiem zabawną. Więc zaczęłam wpadać. Nie często, może co 2 tygodnie, albo jak byłam w okolicy. Zachowywała się inaczej. Była miła i cieszyła się.

Nagle zasłabła i trafiła do szpitala z COVIDEM. Zaraziła ją opiekunka. 3 dni później zmarła. Szok, trochę łez uleciało, ale kurczę  - poczucie miałam typu "no znam ją, ale w sumie jest mi obojętna". Najgorsze, że nikt się specjalnie nie przejął. Wstrząsnęło mną to, gdyby moja matka umarła to bym się nie zebrała do końca życia, a mój ojciec dziś ma się tak samo jak dzień przed jej śmiercią. Ja wiem, że to jej zachowania za życia do tego doprowadziły, i nie ma co żałować, ale to szokujące.

Do czego zmierzam... Babcia zostawiła mieszkanie. 1/2 dla ciotki i mojego ojca. Ciotka wyceniła je na 200 tys i żąda 100, jego wartość rzeczywista to ok 400 tys. Rodzice ich 100 tys podzielili między mnie i siostrę, więc do spłaty mam 150 tysięcy. Dziwne, że będzie moje,  jako, że ma dosłownie dziesiątki zdjęć w tym mieszkaniu, a nigdzie mnie. Jakbym nie istniała. Całkiem spore, w kompletnym centrum miasta wojewódzkiego. Oczywiście, jestem bardzo ucieszona, ale przeraża mnie ilość zobowiązań teraz i pracy.  Jest do kompletnego remontu, paskudnie brudne, dramat. Staramy się zorganizować to bez kredytu, mam trochę oszczędności i rodzice również. Nie chcę płacić odsetek, ale oczywiście zapłacę jeśli będę musiała. Obecnie zostało mi 60 tysięcy do zebrania, ale jeszcze trochę opcji.  Natychmiast ucięłam wszelkie wydatki, wyjazdy itd. Najgorsze, że ja pracuję na zleceniu, więc mam ZEROWĄ zdolność kredytową. Muszę liczyć na pomoc rodziny.

Natomiast - tak czy siak, z kredytem i "umowami słownymi" np. z siostrą, jestem zdolna bez problemu spłacać po 4000 zł miesięcznie. Zdecydowałam się wynająć jeden pokój.
Tu przechodzimy do kolejnej sprawy. Dostałam kolejny awans, m.in będę reprezentować firmę na dużych eventach jak np. sylwester z polsatem itp. Dostałam inną ofertę pracy, ale byłabym w wyjazdach 3 tygodnie w miesiącu. Za to miałabym ok 10-15 tys miesięcznie, oczywiście opłacone hotele i diety żywieniowe. To chyba najlepsze wyjście by jak najszybciej spłacić mieszkanie i je wyremontować. Gdybym wynajęła pokój, mogłabym obniżyć czynsz za opiekę nad kotem i roślinami.

Tak czy siak, jestem w kompletnym szoku. Gdy zaczęłam temat, byłam w tak totalnej dupie - bez wykształcenia, kompletnie zdołowana, tyrająca jako kelnerka albo bez pracy z powodu covida, w długach, tuż po rozstaniu. Nie miałam nic. Byłam załamana moim życiem. MINĄŁ ROK I NIECAŁY MIESIĄC.

Teraz okazuje się, że dopiero co skończyłam 24 lata, a mam dobrą pracę z zarobkami rzędu 6-7 tysięcy (od prawie roku), niemal idealne relacje rodzinne i przyjacielskie, jestem w najlepszym stanie psychicznym  mojego życia, przebiegłam półmaratony, mam prawko, auto, a do tego będę mieć całkowicie własne mieszkanie i mam ofertę pracy w prawdziwej karierze i z niewyobrażalnymi wcześniej zarobkami. Autentycznie przeszłam z wyniku "masz za mało jak na swój wiek" do "masz dużo więcej niż twoi rówieśnicy".
To nie przechwalanie się, a autentyczny kamień z serca. Większość moich problemów została po prostu rozwiązana. Mam co robić, zarabiam, mam gdzie mieszkać. Teraz trzeba to wszystko utrzymać i dążyć do tego, by było tak jak w moich marzeniach.

Jeszcze trochę mnie czeka; zmiana pracy, zaciskanie pasa i remonty, natomiast  jestem bezpieczna. Daję radę.  Nie mam mężczyzny, mam pomoc rodziny, ale tak czy siak, nikt nie zrobi mi już krzywdy. Wiem jak się bronić i nigdy nie będę zależna finansowo od partnera. Tylko tego chciałam.

Poznałam kogoś, ale ah, nie ma co pisać nawet. Jak zwykle mam masę ale i mało za, ale znając siebie śmiało to ignoruję. Chłopak jakby czytał mi w myślach, bo mnie zostawia w spokoju całkowicie. Widzimy się, zostaje na noc, a rano nie mogę się doczekać aż pójdzie bo mi za dużo. Wychodzi po czym nie rozmawiamy w ogóle. Pierwszy dzień się cieszę, bo już mam plany jak to skończyć, następne mija następny dzień i już bym mogła się spotkać, jeszcze następnego dnia już mi brakuje rzeczy które bym mu chciała powiedzieć, a następnego myślę o nim bardzo często i to zwykle czas gdy napisze zaproponować spotkanie.

Jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, nieagresywny i spokojny. A to naprawdę wszystko czego mam wrażenie, że teraz potrzebuję. Jedyne moje ALE to to czy ja w ogóle powinnam się teraz wiązać, bo mam dużo do zrobienia i mało głowy do zaangażowania po ludzku. On jest kompletnie zdecydowany i mi oświadczył, że chce być oficjalnie w związku, ale mu powiedziałam, że ja jeszcze nie i  więcej nie poruszył tematu. On nie wie nic, co mi się w życiu przytrafiło, żadnego problemu nie zna. Chcę, żeby tak zostało, jednocześnie on jest taki niewinny i uroczy w tym, jak nie zna życia. Dosłownie przeszedł przez życie bez jednego, większego problemu i to robi między nami taką przepaść w doświadczeniu życiowym. Ale może ja potrzebuję kogoś takiego, kto by nie miał zmartwień? Kogo największym zmartwieniem byłabym ja i moje dziwne przeżycia?

Oczywiście żartuję, a jak zwykle, czas pokaże jak będzie. Do usłyszenia.

51 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2021-12-02 00:04:48)

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

On jest kompletnie zdecydowany i mi oświadczył, że chce być oficjalnie w związku, ale mu powiedziałam, że ja jeszcze nie i  więcej nie poruszył tematu. On nie wie nic, co mi się w życiu przytrafiło, żadnego problemu nie zna. Chcę, żeby tak zostało

Jak dla mnie możesz zarabiać nawet 10k euro miesięcznie ale ukrywanie przed swoim chłopakiem własnej przeszłości (narkotyki, "sponsor"???) to jest już szczyt chamstwa.

52 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-12-03 20:45:03)

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

Poznałam kogoś, ale ah, nie ma co pisać nawet. Jak zwykle mam masę ale i mało za, ale znając siebie śmiało to ignoruję. Chłopak jakby czytał mi w myślach, bo mnie zostawia w spokoju całkowicie. Widzimy się, zostaje na noc, a rano nie mogę się doczekać aż pójdzie bo mi za dużo. Wychodzi po czym nie rozmawiamy w ogóle. Pierwszy dzień się cieszę, bo już mam plany jak to skończyć, następne mija następny dzień i już bym mogła się spotkać, jeszcze następnego dnia już mi brakuje rzeczy które bym mu chciała powiedzieć, a następnego myślę o nim bardzo często i to zwykle czas gdy napisze zaproponować spotkanie.

Jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, nieagresywny i spokojny. A to naprawdę wszystko czego mam wrażenie, że teraz potrzebuję. Jedyne moje ALE to to czy ja w ogóle powinnam się teraz wiązać, bo mam dużo do zrobienia i mało głowy do zaangażowania po ludzku. On jest kompletnie zdecydowany i mi oświadczył, że chce być oficjalnie w związku, ale mu powiedziałam, że ja jeszcze nie i  więcej nie poruszył tematu. On nie wie nic, co mi się w życiu przytrafiło, żadnego problemu nie zna. Chcę, żeby tak zostało, jednocześnie on jest taki niewinny i uroczy w tym, jak nie zna życia. Dosłownie przeszedł przez życie bez jednego, większego problemu i to robi między nami taką przepaść w doświadczeniu życiowym. Ale może ja potrzebuję kogoś takiego, kto by nie miał zmartwień? Kogo największym zmartwieniem byłabym ja i moje dziwne przeżycia?

Oczywiście żartuję, a jak zwykle, czas pokaże jak będzie. Do usłyszenia.

No ja myślę że to żarty smile
Jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, nieagresywny i spokojny. A to naprawdę wszystko czego mam wrażenie, że teraz potrzebuję.

raczej błąd niewiele jest takich osób chyba że chłopak wychowywany był pod kloszem ale to też dysfunkcja
,możesz Ty się bardzo pomylić ,są cwańsi i sprytniejsi od Ciebie naprawdę
Ta intuicja to trochę idealizowanie jest życzeniowa takie moje wrażenie niestety
jedno wkrótce będzie płakać gorzko
trochę niebezpieczna to zabawa z ludźmi ludzie to nie zabawki a możesz Ty poczuć się skrzywdzona ,Twoje doświadczenie nie jest jedynym wzorem i nie jest wyjątkowe jednocześnie ,

"a jak zwykle, czas pokaże jak będzie."
mądrala tongue big_smile

53

Odp: Tygodnik Osobisty
paslawek napisał/a:
Herlina napisał/a:

Poznałam kogoś, ale ah, nie ma co pisać nawet. Jak zwykle mam masę ale i mało za, ale znając siebie śmiało to ignoruję. Chłopak jakby czytał mi w myślach, bo mnie zostawia w spokoju całkowicie. Widzimy się, zostaje na noc, a rano nie mogę się doczekać aż pójdzie bo mi za dużo. Wychodzi po czym nie rozmawiamy w ogóle. Pierwszy dzień się cieszę, bo już mam plany jak to skończyć, następne mija następny dzień i już bym mogła się spotkać, jeszcze następnego dnia już mi brakuje rzeczy które bym mu chciała powiedzieć, a następnego myślę o nim bardzo często i to zwykle czas gdy napisze zaproponować spotkanie.

Jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, nieagresywny i spokojny. A to naprawdę wszystko czego mam wrażenie, że teraz potrzebuję. Jedyne moje ALE to to czy ja w ogóle powinnam się teraz wiązać, bo mam dużo do zrobienia i mało głowy do zaangażowania po ludzku. On jest kompletnie zdecydowany i mi oświadczył, że chce być oficjalnie w związku, ale mu powiedziałam, że ja jeszcze nie i  więcej nie poruszył tematu. On nie wie nic, co mi się w życiu przytrafiło, żadnego problemu nie zna. Chcę, żeby tak zostało, jednocześnie on jest taki niewinny i uroczy w tym, jak nie zna życia. Dosłownie przeszedł przez życie bez jednego, większego problemu i to robi między nami taką przepaść w doświadczeniu życiowym. Ale może ja potrzebuję kogoś takiego, kto by nie miał zmartwień? Kogo największym zmartwieniem byłabym ja i moje dziwne przeżycia?

Oczywiście żartuję, a jak zwykle, czas pokaże jak będzie. Do usłyszenia.

No ja myślę że to żarty smile
Jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, nieagresywny i spokojny. A to naprawdę wszystko czego mam wrażenie, że teraz potrzebuję.

raczej błąd niewiele jest takich osób chyba że chłopak wychowywany był pod kloszem ale to też dysfunkcja
,możesz Ty się bardzo pomylić ,są cwańsi i sprytniejsi od Ciebie naprawdę
Ta intuicja to trochę idealizowanie jest życzeniowa takie moje wrażenie niestety
jedno wkrótce będzie płakać gorzko
trochę niebezpieczna to zabawa z ludźmi ludzie to nie zabawki a możesz Ty poczuć się skrzywdzona ,Twoje doświadczenie nie jest jedynym wzorem i nie jest wyjątkowe jednocześnie ,

"a jak zwykle, czas pokaże jak będzie."
mądrala tongue big_smile

Był zdrowy i spokojny. Nie pomyliłam się co do tego, ale było nam nie po drodze. Mam wrażenie, że się mnie bał, był zbyt niezdecydowany i dopóki go nie dotknęłam to bał się to zrobić pierwszy. Taki chłopek roztropek, jeszcze za młody dla mnie. Zerwał ze mną, bo nie miałam czasu na częste spotkania ze względu na remont. Dobrze, bo chciałam to zrobić tak czy siak, także chyba dobrze wyszło.

U mnie bez rewelacji. Skończyłam remont, a zostały prace wykończeniowe. Od kwietnia chciałam wynajmować, ale myślę nad przyjęciem uchodźców z Ukrainy pod dach. Trochę się tego boję i mam jeszcze 3 tygodnie na namysł. Póki co przelewam regularnie na schronisko i też na UNICEF więc jakoś mam tę namiastkę mnie chcącą pomóc zaspokojoną. Mam trochę zobowiązań finansowych, i nie wiem czy na przyjęcie kogoś tak koniecznie mnie stać, bo odbyłoby się to kosztem kredytów u bliskich.

Związkowo cisza.

Ostatnio miałam bardzo ciężki czas. Bardzo. Zebrało się sporo rzeczy. Zaczęło się od remontu i kłótni z siostrą. Innej, niż zazwyczaj. Zawsze sobie wszystko wyjaśniałyśmy, a tym razem konflikt narastał długo i nie wprost. Siostra prowadziła wobec mnie kampanię nienawiści, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Przez miesiąc możnaby rzec, że wszystko jest ok, bo wobec siebie nie powiedziałyśmy nic złego, a wszystko słyszałam od matki i jej męża, który u mnie robił remont. Po prostu bez słowa wyjaśnienia odmówiła mi spotkań, pomocy z remontem, przeprowadzką itd. Nawet nie mogła mi doradzić co do farby do pokoju. Czemu? Ciężko powiedzieć, bo nie wiem. Jej powody są śmiesznie i w końcu napisała mi list. Bardzo obraźliwy i niemający wiele wspólnego z rzeczywistością. Wywnioskowałam, że niestety chodzi o mieszkanie. Nie pisałam tego tutaj, ale pokłóciłyśmy się wcześniej o spadek. Zachowała się bardzo, bardzo, BARDZO nie w porządku i niestety ciągnie się tego kontynuacja.

Już minęło trochę czasu i emocje opadły, ale przez 24 lata mojego życia nigdy nie zrobiła mi gorszych rzeczy niż raz za razem przez ostatnie miesiące. Zawsze zależało mi bardziej, i myślałam, że nic nas nie rozdzieli. Mówiła, że jak będę mieć trupa w bagażniku to mam do niej jechać, bo pomoże kopać.

Czułam się jak po rozstaniu bolesnym. Wiedziałam, że musimy się rozstać bo nie ma racji i nie dojdziemy do konsensusu. Musiałabym kompletnie stracić swoje poczucie wartości i dumy, by być dalej jej siostrą mimo tego. Niestety jestem przekonana, że wina leży po jej stronie, i to WINA a nie wina, bo powinnam z nią zerwać kompletnie kontakt po tym co zrobiła. I dopóki nie będzie przepraszać na kolanach, nigdy nie puszczę tego w niepamięć. Kompletnie zmieniłam zdanie o niej, po 24 latach znajomości z nią.

Bardzo mnie to przybiło. Płakałam dzień w dzień. Do tego doszło to, że musiałam u rodziców mieszkać miesiąc ze względu na remont. Najgorszy miesiąc od lat. Słuchałam codziennie godzinami tego co powinnam a czego nie, w SWOIM mieszkaniu ZA SWOJE pieniądze. Do tego pracowałam dużo żeby to sfinansować, a po godzinach robiłam na mieszkaniu.
"Robiłam" oznacza ciężką harówę, czyli kucie, noszenie dosłownie ton gruzu, gładziowanie, szlifowanie, malowanie, i wszystko co trzeba było zrobić. Harowałam nieziemsko a jak tylko siadałam u rodziców na dupie to słyszałam, że powinnam robić więcej i ciężej. A nie daj boże dzień wolny! Nie było opcji odpoczynku fizycznego ani psychicznego, bo byłam budzona z rana i jak tylko śmiałam odpoczywać, były wieczne komentarze doprowadzające do płaczu. Musiałam NEGOCJOWAĆ kilka godzin zamknięcia w pokoju rodziców na sesje PŁACZU.

Było mi ciężko, a doszło to, że nie miałam komu się wygadać. Matka i ojciec mnie masakrowali psychicznie, siostra była skłócona, jej mąż a mój przyjaciel uważał, że takie jest życie (w sensie ciężkie) i jak on remontował mieszkanie to pracował 20h dziennie i ja nic nie wiem o życiu. Ten chłopak z którym się spotykałam w delegacji ze mną zerwał, a przyjaciółka się obraziła bo nie chciałam iść w warszawie na kluby, ale się wyspać mimo obietnic.

Zostałam sama, więc piłam codziennie i płakałam.
Chciałabym tylko zaznaczyć, że nie jestem osobą zdrową i zostałam w końcu hospitalizowana bo zasłabłam w pracy poważnie. Nikomu nie powiedziałam, bo nie czułam, że mam jakiegokolwiek sprzymierzeńca. Wyniki wskazywały na znaczną anemię i tężyczkę, dostałam zastrzyki i recepty.

Myślałam nad lekami na depresję, ale się powstrzymałam i dobrze.
W końcu się przeprowadziłam, odpoczęłam. Powoli wszystko wraca na swoje tory. Z pracą i hajsem jest ok, z siostrą nie mam kontaktu, reszcie rodziny nie zamierzam uświadamiać co się działo ani co czułam, bo nie widzę sensu. Z przyjaciółką się pogodziłam. Po prostu bardzo się od nich oddaliłam, sama z siebie, bo mnie zawiedli. Przypomniało mi się, dlaczego warto zawsze liczyć tylko na siebie.

Czuję, że moje emocje miały sens i nie były wymyślone, jak próbowano mi wmówić. I niestety nie miałam wsparcia od najbliższych. Coś się we mnie zmieniło, nie wiem. Moje zdanie na temat naszej rodziny jest już inne.

Wciąż to trawię i niestety - mam wrażenie, że mam zalążki problemu alkoholowego.

54

Odp: Tygodnik Osobisty
Herlina napisał/a:

Wciąż to trawię i niestety - mam wrażenie, że mam zalążki problemu alkoholowego.

Niestety to prawdopodobne Herlino i się zdarza bardzo często osobom z taka historia jak Twoja
ja nie jestem obiektywny ,często wydaje mi się że przesadzam i trochę na siła szukam ,znajduje inne osoby uzależnione od czegoś tam
ale nie w Twoim wypadku,uciekłaś ewidentnie w pracę ,sporty to nagminne, teraz po dłuższej przerwie zamieniasz dragi z którymi masz kiepskie wspomnienia i przykre konsekwencje na alkohol ,który wydaje się bezpieczniejszy,tylko to nie substancje są największym problemem,ale właśnie to co robisz z emocjami i uczuciami ,wszystkie dla Ciebie są prawdziwe to fakt, tyle że istota takich problemów jest albo ich tłumienie albo ,wypieranie lub uciekanie znieczulając się czymś tam .
Różnie to bywa u osób które miały kontakt z narkotykami ,czasem uzależnienie od alko przebiega  niby wolniej bez większych konsekwencji ,nie wiem co Ci napisać  więcej ,szkoda ze zrezygnowałaś z terapii na rzecz kariery ale to nic wyjątkowego i nadzwyczajnego w sumie ,niektórzy koniecznie za wszelką cenę chcą sami sobie poradzić i wywarzają ciągle otwarte drzwi
Co dalej z Tobą co zamierzasz w związku z tym wrażeniem ,jeżeli to tak zostawisz to wierz mi będzie srogo i kiepsko prędzej czy później wrócisz do stanów takich jakie miałaś z prochami i alko ,to samo nie mija wzorzec nałogowej regulacji uczuć masz wypalony w neuroprzekaźnikach.Oczywiście zrobisz to co zrobisz niby po swojemu tylko że to też jak potem się okazuje nic wyjątkowego .
W każdym bądź razie wybierasz na moje oko znacznie trudniejszą i cięższą drogę nie wiadomo dokąd , nie straszę Ci i nie chce zniechęcać do życia i już nie przynudzam .Trzymaj się po prostu bo może być więcej cierpienia i bólu znając życie nie tylko swoje.

55

Odp: Tygodnik Osobisty
paslawek napisał/a:
Herlina napisał/a:

Wciąż to trawię i niestety - mam wrażenie, że mam zalążki problemu alkoholowego.

Niestety to prawdopodobne Herlino i się zdarza bardzo często osobom z taka historia jak Twoja
ja nie jestem obiektywny ,często wydaje mi się że przesadzam i trochę na siła szukam ,znajduje inne osoby uzależnione od czegoś tam
ale nie w Twoim wypadku,uciekłaś ewidentnie w pracę ,sporty to nagminne, teraz po dłuższej przerwie zamieniasz dragi z którymi masz kiepskie wspomnienia i przykre konsekwencje na alkohol ,który wydaje się bezpieczniejszy,tylko to nie substancje są największym problemem,ale właśnie to co robisz z emocjami i uczuciami ,wszystkie dla Ciebie są prawdziwe to fakt, tyle że istota takich problemów jest albo ich tłumienie albo ,wypieranie lub uciekanie znieczulając się czymś tam .
Różnie to bywa u osób które miały kontakt z narkotykami ,czasem uzależnienie od alko przebiega  niby wolniej bez większych konsekwencji ,nie wiem co Ci napisać  więcej ,szkoda ze zrezygnowałaś z terapii na rzecz kariery ale to nic wyjątkowego i nadzwyczajnego w sumie ,niektórzy koniecznie za wszelką cenę chcą sami sobie poradzić i wywarzają ciągle otwarte drzwi
Co dalej z Tobą co zamierzasz w związku z tym wrażeniem ,jeżeli to tak zostawisz to wierz mi będzie srogo i kiepsko prędzej czy później wrócisz do stanów takich jakie miałaś z prochami i alko ,to samo nie mija wzorzec nałogowej regulacji uczuć masz wypalony w neuroprzekaźnikach.Oczywiście zrobisz to co zrobisz niby po swojemu tylko że to też jak potem się okazuje nic wyjątkowego .
W każdym bądź razie wybierasz na moje oko znacznie trudniejszą i cięższą drogę nie wiadomo dokąd , nie straszę Ci i nie chce zniechęcać do życia i już nie przynudzam .Trzymaj się po prostu bo może być więcej cierpienia i bólu znając życie nie tylko swoje.

Nastąpiła kulminacja wszystkiego.
Zostałam zwolniona. Powód - absurdalny. W skrócie - za dużo musieli mi płacić! Widać w sprzedaży nie powinno się być ani za słabym, ani za dobrym.
Czy to będzie szok, jeśli powiem, że mi trochę ulżyło?
Ta praca była wspaniała, miałam świetnego przełożonego i team, nigdy nie miałam tak przyjaznej atmosfery pracy. Miała ogrom zalet i jasne, że mi przykro to zostawiać, ale od jakiegoś czasu już myślałam co dalej. To wszystko było dla mnie jakoś za proste. Sama bym nie odeszła, bo miałam za dobre warunki by to zrobić, to byłaby głupota czysta, a chciałam więcej wyzwań. Wiem, że znalezienie kolejnej pracy będzie bułką z masłem przy tym, jakiego doświadczenia nabrałam (próbowano mnie podkupić). Przełożony wystawił mi rewelacyjną referencję i zezwolił na użyczenie numeru, by mógł osobiście zapewnić o moich kompetencjach w razie potrzeby. Chcę więcej obowiązków, innego rynku i nowych wyzwań. Pierwszą myślą był szok i strach, ale zaskakująco dobrze to zniosłam i w zasadzie uważam, że wyszło bardzo dobrze. Dzięki temu nie musiałam ponosić ryzyka odejścia by się dalej rozwijać i zostało to na mnie wymuszone.

To brzmi jak coachowski bełkot, ale naprawdę tak się czułam. Jestem kompletnie gotowa na nowy rozdział.

Póki co, odstawiłam alkohol całkowicie i nie ciągnie mnie do niego w ogóle - ja wiem, że jeszcze przyjdą dni słabości. Już znam ten schemat.
Mam teraz wolne 3 tygodnie, bo za 2 wyjeżdżam na upragnione wakacje.  W tym czasie chcę skończyć remont i znaleźć pracę. 

W końcu z siostrą się pokłóciłam na tyle, by umówić się na spotkanie by spróbować wyjaśnić sobie sytuację, ale szczerze nie liczę na sukces w tej materii. Jej podejście pozbawia mnie prawa do emocji i wyrażania swoich uczuć, jedynie ona ma do tego prawo. Oczywiście ma racje, ja nie dopuszczam do siebie takiej możliwości, nie próbuję jej zrozumieć itd itc. Czyli pisze mi co chce, a gdy ja zaczynam, to mówi "zamierzasz znowu napisać mi cały wywód?", "I tak mnie teraz zaatakujesz", "nie podoba mi sie sposób Twojej komunikacji' itd. Więc zamiast moich uczuć odpisuje "
Co mam Ci powiedzieć, skoro nie  interesuje cię co myślę o tej sprawie?" i zawsze kończy się  tym, że nic nie odpowiadam, bo i tak zanim to zrobiłam zostało już określone, że nie mam racji, nie mam powodu, zamierzam atakować i ogólnie ona wszystko wie. Nie chcę tego napędzać i rezygnuję. Cokolwiek nie zrobię, to jej daje tylko argumenty przeciwko mnie. I to trwa od bardzo dawna, a ona wciąż twierdzi, że wyciąga do mnie rękę. Jednocześnie jej sposób na pogodzenie się to brak jakichkolwiek żali i roszczeń z mojej strony, przeproszenie jej, i nie wracanie nigdy do tematu. Czyli "zdradziłem cię, mogę wrócić ale nie masz prawa nigdy tego wspominać". Baaardzo realne i na pewno na to pójdę.

56 Ostatnio edytowany przez Herlina (2024-11-03 03:47:22)

Odp: Tygodnik Osobisty

Hejka!

To ja, Herlina, i chciałam napisać  update.

Obiecuję, że wszystkie co piszę to sama prawda i tylko prawda, bo ciężko będzie uwierzyć. 

Nawet nie czytam postów na górze. 
Nie pamiętam co myślałam,  mogę powiedzieć jedynie jak jest teraz. 

W sierpniu  minęły 2 lata, od kiedy poznałam mojego obecnego narzeczonego. Jest to absolutnie wspaniały człowiek i pierwszy mój zdrowy związek w życiu.  Nigdy,  ale to nigdy ten człowiek mnie nie zawiódł i jest absolutnie moim ride or die. Po raz pierwszy doznaje miłości kompetnej i czułej.

Zapisałam się na studia zaoczne, licencjat będę zdawać tej zimy. Nam stypendium naukowe i radzę sobie wspaniale.

Dostałam po babce mieszkanie,  w którym mieszkam obecnie, które wyremontowałam i które niedługo skończę spłacać. 

Z siostrą relacje są słabe. Przyjaźń umarła,  odseparowalam się emocjonalnie i kontakt mamy sporadyczny.


Dostałam pracę,  w niej awans po 3msc, a potem po 12. Możecie wierzyć lub nie ale jestem regionalnym kierownikiem sprzedaży w bardzo dużym projekcie, swietnie radzę sobie na tym stanowisku i zarabiam 10k+ brutto miesięcznie. Mam pod sobą ponad 400 osób. 

Za niedługo  kończę 27 lat, mam  cudownego partnera,  plan na edukację, świetne stanowisko, własne mieszkanie i przede wszystkim  jestem szczęśliwa. 

Udowodniłam sobie, że mogę wszystko.

Odp: Tygodnik Osobisty

Super, bardzo fajnie, że Ci się udało, pozdrawiam.

Posty [ 57 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Tygodnik Osobisty

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024