hej,
jestem facetem, ale pomyslalem, ze skorzystanie z kobiecego forum bedzie odpowiednie, aby uzyskac wsparcie w mojej sytuacji. mam pytanie do Was, takie same jak wielu tutaj, ale chcialbym przyblizyc moja historię i dowiedziec się, inni na to patrzą. a więc...
jestem/byłem w związku z kobietą 2,5 roku. jest ona rok mlodsza ode mnie. chemia praktycznie była od razu, od pierwszego spotkania. niecałe dwa miesiące później byliśmy już w związku. na samym początku, przez pierwsze miesiące było świetnie.. często się widywaliśmy, spedzalismy razem ogrom czasu na fajnych aktywnosciach, w sprawach lozkowych bylo cudownie... ogólnie początki w związku jak to początki w związku u większości ludzi. od jakiegoś roku zaczęło się trochę psuć, tzn. bardzo często się kłóciliśmy praktycznie o nic. dowiadywaliśmy się o sobie nawzajem, że wiele rzeczy nas w sobie drażni, ale w dalszym ciągu bardzo lubilismy swoje towarzystwo. tak samo często jak się kłócilismy tak zaraz się godziliśmy i baaardzo dużo rozmawialiśmy. nie było zamiatania czegokolwiek pod stół - na pierwszym miejscu rozmowa. natomiast okres, kiedy nie układało nam się najlepiej nie ograniczał się jedynie do częstych kłótni o nic, ale również wplynela na to monotonia. ja pracuje i studiuje, ona studiuje cięzki kierunek i bardzo dużo się uczy, więc jakikolwiek wyjazd albo zaplanowanie czegokolwiek troche graniczyło z cudem, bo nasze obowiazki pokrywały się na czas wolny drugiej osoby. monotonia również wdarła się do naszego życia codziennego, ciagle robilismy to samo, ogladanie seriali, gotowanie, rozmawianie... a do tego wszystkiego od bardzo długiego czasu partnerka narzekała na nasze zycie seksualne, może nie tyle co na jego jakość (chociaż momentami tak), ale głównie na jego czestosc. prawdę mówiac, moje libido w ostatnim czasie opadło, ale nie bylo to spowodowane nią o czym niejednokrotnie jej mowilem. rownież bardzo często zalila mi sie, ze brakuje jej czułych słów ode mnie i poczucia, ze dalej ją kocham i ze nie daje jej odczuc tego ze mi na niej zalezy. ja zawsze odpowiadalem, bardzo zlewajaco, ze wszystko jest ok i czułem się bardzo pewny tego, ze zaraz jej przejdzie. zawsze mowilem, ze postaram sie to zmienic, ale teraz z perpsketywy czasu mysle, ze nic w tym kierunku konkretnego niestety nie zrobilem... nigdy nie bylo zadnych cichych dni, zawsze mielismy sporo tematow do rozmawiania. i mimo tego, ze od roku klocilismy sie bardzo czesto o najmniejsze glupoty. ja praktycznie przy kazdej klotni zapewnialem ja, ze z mojej strony jest wszystko ok, dalej ją kocham i to poza tym nasz zwiazek wygladal jak zwiazek dwojki bardzo lubiacych sie ludzi.
w poniedziałek, gdy się spotkalismy po 4 dniach niewidzenia się (przy ostatnim spotkaniu bylo super) nic rowniez nie wskazywało na to co po chwili się wydarzyło. normalnie rozmawialismy się, śmialismy i bylo wszystko okej. po jakims czasie dziewczyna oznajmila mi, ze musimy porozmawiac. powiedziała mi, że myslala sobie nad nami i że nie wie czy jeszcze coś do mnie czuje. to był jak strzał prosto w serce i przy okazji w mózg, bo nie moglem w to uwierzyc. powiedziala mi ze obawia sie, ze juz mnie nie kocha, ale nie wyobraza sobie zycia beze mnie i potrzebuje chwili czasu, zeby sobie to przemysleć. dodała, ze musi to zrobic bo nie chce pewnego dnia sie obudzic i dojsc do wniosku, ze jest z osoba, z ktora nie chce być. zapytalem jej, czy "potrzeba czasu" wynika z tego, ze tak naprawde chce ze mną zerwać, ale nie chce mnie ranic dlatego rozklada to na raty czy rzeczywiscie potrzebuje przestrzeni.. powiedziała, ze potrzebuje czasu zeby to sobie wszystko poukladac. przytulilem sie do niej, zaczelismy razem plakac.. mowila mi zrozpaczona, ze naprawde nie wie co ma zrobic... siedzielismy tak objeci dobrą godzinę pogrązeni w smutku i płaczu, po czym wstałem, ubrałem się, jeszcze raz ją przytuliłem i powiedziałem, że gdy wszystko sobie przemysli niech da mi znać i wyszedłem. od tamtego czasu nie mielismy kontaktu.
od tego dnia minely dopiero trzy dni, zero odzewu z jej strony (co jest zrozumiale, wiem ze tego czasu potrzebuje), ale ja zaczynam wariować. bardzo ja kocham i zalezy mi na niej. chcialbym moc zrobic cokolwiek (wiem, ze moglem o tym pomyslec jak mowila mi o tym czego by ode mnie chciala...). bylo to dla mnie mega zaskoczenie bo tak jak mowie - nic na to nie wskazywalo. nie bylo zadnego zmniejszenia kontaktu, nieodpisywania, wycofywania się... nie mam pojecia co mam zrobic. bardzo bym chcial do niej napisac, ale przeciez powiedzialem, zeby to ona sie odezwala jak sobie wszystko przemysli...
co powienienm zrobic wedlug Was?