Cześć, mam problem ze swoim związkiem. Ja 27 lat, ona 26. Od 3 lat razem. Z początku kobieta zakochana we mnie po uszy, teraz okropny kryzys.
Nigdy się na poważnie nie kłóciliśmy. Drobne sprawy. Wierni sobie, oddani. Ja od początku pokazywałem swojego egocentryka. Nikogo nie udawałem, oszukiwałem. Ona wciąż mi mówiła, że mnie kocha tym kim jestem.
Pierwszy kryzys nastał w listopadzie. Zapytałem czy mnie kocha. Ona patrząc w chodnik, że już nie. Kiedy poprosiłem, aby powiedziała mi to wprost w oczy odpowiedziała, że do końca tak nie jest i nie może tego powiedzieć. Powodem rozstania było moje zachowanie: wybuchy, zmiany nastroju, krytyka.
Rozstaliśmy się na 2 tygodnie. Ona z początku pewna swej decyzji o odejściu. Ja walczący, obiecujący poprawę zachowania zapisałem się do psychologa. Wróciła... aż do teraz. Kiedy pierwszy raz w życiu doszło do awantury. Zdenerwowała się ciągłym, głupim zwracaniem jej uwagi. Wstała zaczęła się pakować. Ja wpadłem w histerie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłem. Padło dużo słów, min. nie kocham Cie prosto w twarz, nie chce aby doszło do gorszych rzeczy, jesteś ideałem faceta ale ciągłe zwracanie uwagi i egocentryzm zabiło moje pozytywne nastawienie.
Dziś mija kilka dni od odwiezienia jej do domu. Jestem załamany. Wziąłem się za siebie z grubej rury, działam nad sobą jak nigdy w życiu. Kocham ją ponad wszystko, wiem że jestem często podły, ale nikogo nie oszukiwałem.
W czasie 3 miesięcy między jednym rozstaniem, a drugim. W naszym związku nie było seksu. Ciągle bolała ją głowa. Strofowało mnie. Nie przytulała jak kiedyś. Nie mówiła kocham. Prosiłem o rozmowy, nie chciała sama ich podejmować. Niby było dobrze, ale na pozór. Zdarzały się mini kłótnie. Prosiłem ją, że jak powiem coś przykrego to musimy o tym na bieżąco rozmawiać. Nigdy nie zwracała mi uwagi. Dopiero kiedy sama wybuchła, wtedy dopiero rozumiałem swoje błędy i co robiłem.
Mam wrażenie, że decyzja zapadła już przy pierwszym rozstaniu. Chciała mnie sprawdzić. Jeszcze tydzień przed, mówiłem że czuje że traktuje mnie jak kolege. Zaprzeczała.
Oczywiście to tylko jakaś 1/50 całości naszego związku.
Czy w momencie jak kobieta mówi, że nie kocha to zawsze jest to prawda?