Czasami mam ochote... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Czasami mam ochote...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 8 ]

1

Temat: Czasami mam ochote...

Trochę o mojej przeszłości.
Pochodzę z rozbitej rodziny.
Rodzice dosłownie się nienawidzą.
Tak że najlepiej to by się zabili.
W liceum od nich uciekłem i od tej pory mieszkam sam.
Zawsze wyznawałem kult nauki.
Nie wiem jak to się zaczęło ale tak było i jest.
To ważne, bo kpiłem  z relacji człowiek z człowiekiem, przyjaciel z przyjaciel, ukochany z ukochaną.
Przeżyłem nieszczęśliwą miłość.
Byłem też zbuntowanym wkurzonym ulicznikiem.
Któregoś dnia uznałem że po za nauką nic się nie liczy, ani miłość która mnie wprawiała w depresje, ani nic innego, miałem swoje filozoficzno-intentelektualne wymowki.
Znow sie zakochalem ale odrzucilem to.


Minelo kilka lat, i nagle poczulem ze zycie w samotnosci jest najgorszym co czlowieka moze spotkac.
Osiagnalem w tym czasie cos niecos, na plaszczyznie zawodowo-intelektualnej.
Ale gdy odkrylem ze moje potrzeby uczuciowe sa we mnie tak silne nie potrafilem temu sprostac, zalamalem sie.
Zrozumialem ze bez milosci w zyciu nie da sie funkcjonowac, a przynajmniej ja nie potrafie, szanuje ogromnie uczciwych ksiezy co tak potrafią, musza byc glebokiej wiary.

Przez kilka lat staralem sie.
Zycie towarzyskie-przyjaciele, kolezanki, koledzy, jakas tam resztka rodziny, to wszystko mam, w tej dziedzinie na bogato, "odrodzilem sie", bo to tez olewalem obsmiewalem.
Ale milosc, to jest to co definiuje moje zycie.

Odkad uznalem milosc za wartosc najwazniejszą.
Spotykalem sie kilka miesiecy z jakas dziewczyną, miałem nadzieje ze ja pokocham, ale nic z tego.
Ale w koncu sie stalo, po tylu latach.
Zakochalem sie w innej.
Pomijam cala historie jak to bylo szczeglowo, a zmiennie.
Grunt ze na poczatku obiecujaco, dziewczyna byla pozytywnie do mnie nastawiona, ale nie wiem czemu, dlugo by rozkminiac, nagle calkowicie zmienila stosunek do mnie,
Warto dodac ze wyjatkowa to osoba, chocby dlatego ze z rodziny wybitnej wiec nastawiona na wybitne osiagniecia.
Odrzucila mnie, a ja sie zalamalem, dlatego to pisze.
Czasem czuje ze moge sie powiesic. Naprawde, nie wiem czy  bym byl w stanie to zrobic, ale tak sie czuje, tylko milosci mi potrzeba, kreca sie wokol mnie dziewczyny, niby to proste, a jak raz na kilka lat trafia sie taka dziewczyna to juz nawet napisac do niej nie moge, jestem prawie jak wrog dla niej, zachowuje sie jakby nie istnial i jak ja mam to wytrzymać, nic jej zlego nie zrobilem, po prostu uznala ze teraz nie chce w swoim zyciu milosci.

Ciezko mi sie z tym zyje,  fatalnie.
Na płaszczyznie zawodowo-spolecznej dalej odnosze sukcesy, ale ile to potrwa... w koncu ktoregos dnia nie wytrzymam tego bolu uczuciowej samotni.
Mam 28 lat i same milosne niepowedzenia, czy to z mojego powodu czy nie...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czasami mam ochote...

Jakbym czytała trochę o moim przyjacielu... ja jestem studentką dwóch kierunków i moim zdaniem ambicje nie mają jednak większego znaczenia jeśli chodzi o związek. Porozmawiałes z nią dlaczego jej stosunek do Cb tak diametalnie się zmienił...? Jeśli nie da się już nic uratować głową muru nie przebijesz... bedziesz musiał przecierpieć. Kiedyś jeszcze trafisz na dziewczynę, która pokocha Cię całym sercem. Świat nie kończy się przez 30. Pamiętaj, że w razie czego możesz zawsze skorzystać z pomocy specjalisty... smile

3

Odp: Czasami mam ochote...

Nie da się uratować. To jest koniec, w zasadzie czuje że od początku miałem marne szanse.

Podstawowy dla mnie problem to taki że nie miałem pola do stałego spotykania się typu szkoła, praca, studia, wtedy zawsze można krok po kroku pracować nad taką relacją, wierzę że mam tu największy potencjał, i był taki moment kiedy zapowiadało się fantastycznie, kiedy miałem takie pole, ale utraciłem tą możliwość i się sypnęło z dnia na dzień.

Pomijając to, tak z nią osobiście nie udało mi się szczerze i całościowo porozmawiać na temat jej stosunku do mnie, może jest bardziej zamknięta i wycofana niż ja.
Mogę się tylko domyślać z tego co wspominała czasem, i główny powód to to że nie chce żadnego emocjonalnego zaangażowania na tym etapie swojego życia, sama przeszła ciężki związek i chce się skupić na swoim życiu. A to że ja mam nature bardzo emocjonalną to ona wie.

I chciałbym żeby to było takie proste-przecierpieć.

Ostatnio 6 lat tak cierpiałem, i dopiero kiedy poznałem ją udało mi się zapomnieć.
Jak mam kolejne 6 lat dzień po dniu cierpieć to chyba za wiele, dla mnie w tym momencie to koszmarny ciężar psychiczny, chyba dopiero jakby mi w oczy zajrzało widmo głodu byłbym w stanie o tym zapomnieć.

"Zarządziła" że urywamy kontakt, nawet na życzenia na dzień kobiet nie odpisze, a na ulicy jak mnie raz spotkała to udawała że nie istnieje. Nie jest tak że źle o mnie myśli, wiem że ma na mój temat dobre zdanie (mam powody by tak stwierdzić), po prostu uznała że tak najłatwiej rozwiązać ten "problem".

Chyba będę regularnie jej składał życzenia na każde święto, na każdą możliwość, w jakiś miły sposób, zapraszał, może któregoś dnia zmieni zdanie.
To dla mnie ostatnia nitka nadziei która pozwoli rano wstać i robić swoje, a nie zostać zniszczonym alkoholikiem, to już nawet nie chodzi o to by coś tu osiągnąć, ale bym potrafił z tym ciężarem żyć.

Specjalista pomoże, a jest jakaś tabletka na brak miłości w życiu?
Ja chodziłem kiedyś do terapeuty, psychoterapeutki, to nie dla mnie, naukowo negowałem sens tego że i tak to wyglądało, na to wydawałem pieniądze. To naprawdę nie trudne, miłości nie mam i tyle. Są ludzie którzy z tego powodu zostają samobójcami albo ćpunami i jestem na granicy tego, a przynajmniej byłem jak wczoraj pisałem.

4

Odp: Czasami mam ochote...

W uzupełnieniu czemu tak wyszło, mogę dodać jak to na samym końcu wygladało.
Nie chciała spotykać się na żywo (a na żywo nasze spotkanie zawsze były super, teraz tak jakby bała się ze mną spotkać z uwagi na moje uczucia), ale przez internet zostawiła mi furtke że mogę z nią pisac.
Problem w tym że jednocześnie nie cierpi pisać przez internet.
W konsekwencji jak do niej pisałem szybko mi przestawała odpisywać-w zasadzie nic nowego, zawsze tak robiła, jeszcze zanim odsłoniłem się z uczuciami, jako jej kolega, było to samo, ale tym razem to przeżywałem bo to była moja ostatnia nadzieja na to że odbuduje z nią relacje. Pisałem jej że bardzo to przeżywam, prosiłem żeby odpisywała (albo zadeklarowała żebym tego nie robił ja), i to była kropka nad i. Denerwowało ją to że nagle dostaje ode mnie takie wiadomości, a przynajmniej tak to ona widziała.
Ja jak to wspominam mogę żałować że pisałem w tym tonie, ale myślę że w tamtej chwili to była logiczna konsekwencja moich uczuć, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zresztą wtedy to już było wszystko skopane, po prostu walczyłem do końca.

5

Odp: Czasami mam ochote...

Może otwórz  się na dobrego  psychoterapeute?
Nie bez powodu  użyłam zwrotu  "otwórz się"
Odnoszę  wrażenie, że podważasz jego prace bo uważasz że wiesz lepiej. 
Dziewczynie  daj spokój,  biegając za nią,  Ty się męczysz a ją  odniechecasz  jeszcze  bardziej

6

Odp: Czasami mam ochote...

[

M_D napisał/a:

Chyba będę regularnie jej składał życzenia na każde święto, na każdą możliwość, w jakiś miły sposób, zapraszał, może któregoś dnia zmieni zdanie.

Nie próbuj upadać tak nisko, bo to bardzo mocno zaboli.


M_D napisał/a:

Nie chciała spotykać się na żywo (a na żywo nasze spotkanie zawsze były super, teraz tak jakby bała się ze mną spotkać z uwagi na moje uczucia), ale przez internet zostawiła mi furtke że mogę z nią pisac.
Problem w tym że jednocześnie nie cierpi pisać przez internet.
W konsekwencji jak do niej pisałem szybko mi przestawała odpisywać-w zasadzie nic nowego, zawsze tak robiła, jeszcze zanim odsłoniłem się z uczuciami, jako jej kolega, było to samo, ale tym razem to przeżywałem bo to była moja ostatnia nadzieja na to że odbuduje z nią relacje. Pisałem jej że bardzo to przeżywam, prosiłem żeby odpisywała (albo zadeklarowała żebym tego nie robił ja), i to była kropka nad i. Denerwowało ją to że nagle dostaje ode mnie takie wiadomości, a przynajmniej tak to ona widziała.
Ja jak to wspominam mogę żałować że pisałem w tym tonie, ale myślę że w tamtej chwili to była logiczna konsekwencja moich uczuć, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zresztą wtedy to już było wszystko skopane, po prostu walczyłem do końca.

Dla mnie tak pisać to sobie można z dziewczyną/żoną na zasadzie co ci kupić, kiedy wracasz, jak tam było i takie tam różne luźne gadki. A na rozkręcanie relacji damsko - męskich i ew. inne uzewnętrzniania to się przeznacza spotkania twarzą w twarz. Raz że tego typu e-konwersacje ogólnie wyglądają słabo, takie gimbazowe chciałabym a boje się. Dwa - same litery nie przekażą tego co aparycja i mówione słowo, ba! - czasem w takim suchym komunikacie intencje rozmówcy mogą zostać odczytane zupełnie błędnie, o czym poniekąd sam wspominasz. Skoro ona nie chce się spotykać face to face- komunikat jasny, nie ma co tego ciągnąc. Pomyśl o tym w kategoriach cybernetycznych- ta kobieta już nie jest tym samym systemem, którym była kiedy coś ją z Tobą łączyło. Jej już nie ma. Jest inna, nowa, która nie chce sobie z Tobą układać życia, więc Twoje uczucia kierowane są w pustke, bo adresat de facto nie istnieje.
A jak będziesz się trzymał się klamki od tej zostawionej furtki, to zrobi się z Ciebie zabiedzony kundel w za ciasnej obroży, który w końcu zdechnie.

7 Ostatnio edytowany przez Ysja (2020-03-29 10:32:56)

Odp: Czasami mam ochote...

Wiesz wydaje mi się że mamy ze sobą sporo wspólnego. Poza tą ambicją niestety, ponieważ mnie szkoła zawsze się na tyle źle kojarzyła że ucierpiała na tym także nauka. Zawsze miałam z nią pewne trudności i kiedy dochodziły do tego jeszcze problemy z rówieśnikami, jak tylko opuszczałam mury szkoły marzyłam tylko o tym zapomnieć o wszystkim co mi się z nią kojarzy. Przez to wszystko nigdy nie znalazłam też swojego kursu życiowego i pogubiłam się w tym wszystkim. Nie jesteś więc w aż tak złej sytuacji. Jak to się mówi kto nie ma szczęścia w miłości ten ma szczęście w ekonomii. Tylko w moim przypadku to się jakoś nie sprawdza.
I nawet jeśli masz 28 lat i w tym wieku żadnego udanego związku, przynajmniej masz o czym opowiadać. Jakkolwiek te historie źle się nie skończyły masz choć z ich początku jakieś miłe wspomnienia. Ja np. mam 29 lat i nie dane mi było ani przez chwile być z kimś blisko. Długo była na to zbyt dziecinna a przede wszystkim nieśmiała. Taka nieśmiałość może zabić wszystko. Zwykle kończyło się na tym że ktoś do mnie zagadywał, okazywał zainteresowanie, ale kiedy i mi wpadał niedajborze w oko zamieniałam się w głupią nie myślącą blondynkę. Albo tą osobę unikałam, wzdychając do niej po kątach, albo kiedy już chcąc nie chcąc dochodziło do rozmowy byłam zdystansowana i zupełnie nie umiałam z tą osobą wejść w normalny dialog.A o flircie to już w ogóle nie było mowy. Dopiero kilka lat temu na nieśmiałość nieco zmalała. Ale już nie spotkałam odpowiedniej osoby. Czyli takiej która fascynowałaby nie tak samo jak ja ją. A jeśli już, to była zajęta albo nie zainteresowana. I dupa.

A jeśli chodzi o ciebie. Twoich problemów doszukiwałabym się już od pierwszych zdań tego tematu. Mówisz że twoi rodzice się nienawidzą. Nie wyniosłeś więc z domu dobrego modelu tworzenia związku. Ja mam podobnie. Moi rodzice nigdy się nie rozwiedli, ale też naoglądałam się ich kłótni i wiem że nigdy nie byli ze sobą tak na prawdę szczęśliwi. Jak więc mamy wierzyć że i nam się uda stworzyć zdrowy szczęśliwy związek? Że w ogóle coś takiego istnieje. Że ktoś cię może pokochać tak bezinteresownie i bezwarunkowo. Gdzieś tam jednak w środku odczuwamy potrzebę bliskości. To jest w jakiś sposób niezależne od nas. Chociaż wiem że tak naprawdę to tylko nasze myśli i dzięki ciężkiej pracy nad sobą, odpowiednim osobami i materiałom obok a przede wszystkim podjętym przez nas konkretnym decyzją jesteśmy w stanie wygrać z wszelkimi takimi podszeptami naszego umysłu. Ale to inna sprawa. W każdym razie na tym etapie żyjąc w świecie pełnym podtekstów seksualnych i prorodzinnych sami chcemy to przeżyć. No bo gdybyśmy żyli w środku lasu ze zwierzętami. Bez dostępu do neta i telewizji marzylibyśmy o tym wszystkim? Raczej nie. Żyli byśmy tylko tym co ans w danej chwili otacza.
Z tego co też widzę uciekłeś w świat nauki starając się tym zagłuszyć inne potrzeby których właśnie realizowania się bałeś. Ale jak sam się przekonałeś to na dłuższą metę nie pomogło. Tak na prawdę równie dobrze mogłeś wpaść w alkoholizm. Na szczęście dla ciebie wybrałeś jednak zdrowsze rozwiązanie. Dlatego moim zdaniem powinieneś nie leczyć objawy a przyczyny. Jak to mówią lekarze. Chodzi o to byś przede wszystkim nie stawiał na pierwszym miejscu jakiejś niezależnej od siebie rzeczy. Czyli czy to nauki czy miłości, czy nawet konkretnej dziewczyny. Ale raczej to co zmieniać możesz. Czyli samego siebie. Zamiast patrzeć na to co ci nie wychodzi zobacz w czym jesteś dobry i co dobrego masz. Mnie ta moja nieśmiałość też nie odpuściła tak po prostu. Ja po prostu któregoś dnia zauważyłam że moja inność wcale nie jest gorsza, tylko po prostu inna. I też może mieć swoje plusy. Wtedy zawsze znajdą się takie osoby które te plusy dostrzegą. Związku mi to nie przyniosło, ale tu wchodzą w gre tez inne moje osobiste problemy których ty prawdopodobnie nie masz.
Ale jedno co na pewno bym doradziła to odpuść sobie z tą dziewczyną. Jeśli na prawdę coś do niej czujesz oznacza to że chcesz by była szczęśliwa. A to czy to szczęście znajdzie z tobą czy z kim innym to już nie jest zależne od ciebie. Dla ciebie powinno być ważne tylko i WYŁĄCZNIE czy jest szczęśliwa. Bo jeśli jest inaczej, jeśli na pierwszym miejscu stawiasz to żeby ona była z tobą i tylko z tobą to znaczy że przemawia przez ciebie nie miłość a czysta potrzeba bliskości. Nasz pierwotny instynkt a nie uczucie głęboko z serca. Tak na prawdę to uważam że ona też powinna szczerze wyjaśnić jak jest. Ale ludzie tego nie robią. Milion razy się z tym zetknęłam. Czasem wprost cię unikają a czasem są mili tylko akurat nie mają czasu. A potem okazuje się że jednak go mieli tylko nie dla ciebie. Przykre to cholernie. Ale w takim świecie żyjemy i nie warto wzdychać do takich osób.
Swoją drogą to chyba oboje mamy syndrom zakazanego owocu. Tzn.najłatwiej myśleć o tych którzy są dla nas niedostępni i samemu sobie wkładać kłody pod nogi.

A nad tą terapią to ja bym się na twoim miejscu jednak zastanowiła. Masz pewne problemy do rozwiązania i sam sobie z nimi nie poradzisz. Choć byłbyś geniuszem intelektualnym. Tylko też nie każdy psycholog nadaje się do swojego zawodu. Tak samo jak z nauczycielami. Jeden sprawia że nienawidzimy danego przedmiotu a drugi że go pokochujemy. Czyli albo pozwoli nam go zrozumieć albo nie. Ale papiery dostaje każdy z nich. I tak jest też z psychologami, czy psychoterapeutami. Trzeba tam też oczywiście iść z odpowiednim nastawieniem. Nie że będę musiał rozmawiać z jakimś debilem co będzie myślał że wszystko o mnie wie. On sam nam nie pomoże. On jest po to by wskazać nam drogę do pomocy samemu sobie. Tego się nie kalkuluje matematyką wink

8

Odp: Czasami mam ochote...

Ysja napisała dużo dobrych i przemyślanych rzeczy więc i ty to sobie przemyśl. Czasem po prostu w życiu nie wychodzi tak jak byśmy chcieli i tyle i nie jest to twoja wina czy jej. Zły moment życia, złe wydarzenie na które nie mieliście wpływu, różnie bywa. Daj dziewczynie żyć i sam żyj. Mi bardziej wygląda to na zauroczenie niż miłość z twojej strony.

Posty [ 8 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Czasami mam ochote...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024