Witam,
jestem tu nowa. Ostatnio nie mogę poradzić sobie z własnymi uczuciami i jest mi ciężko. Chodzi o mojego męża. Mam 43 lata - mąż 44. jesteśmy małżeństwem od 22 lat. Ostatnio dopadł nas kryzys i to bardzo poważny. Zapewne wynikał z mojej postawy, ponieważ ostatnio oddaliłam się nieświadomie od niego - ważniejsza była praca, zaniedbałam się. Dawał mi sygnały które niestety zlekceważyłam. Kiedy się zorientowałam, że coś nie gra mąż mój był już w kiepskim stanie. Miał depresję i myślał o samobójstwie. Powiedział mi, że nie wie czego chce i czy chce być dalej ze mną. Rozważał odejście, aby łatwiej mu było ze sobą skończyć. To bardzo przykre i straszne. Po kilku rozmowach na bardzo głębokie tematy podjął decyzję, że zostaje ze mną. To super, bo oznacza, że jeszcze w nas wierzy i chce żyć - zobaczył światełko w tunelu. Ja zresztą też, bo wiem, że przyjął całą winę na siebie za ten kryzys, a tak naprawdę to ja doprowadziłam do tego. Chcę go odzyskać. Zależy mi na nim bardzo. I nawet po tych 22 latach wiem, że na niego "działam" i że mnie kocha. Nie bardzo tylko mogę go rozgryźć. Raz jest czuły, mówi że kocha. Sex jest boski. A następnego dnia czuję jakby trzymał mnie na dystans. Wiem, że z depresji wychodzi się powoli i trzeba czasu. Ponieważ mąż nie jest osobą do końca spełnioną zawodowo, ale lubi wykonywać pewien rodzaj pracy - zaproponowałam, aby się tym zajął, a ja będę go w tym wspierać. No i się zajął. Tylko nie ma czasu dla mnie. Wieczorami jest czuły (nie każdego dnia), opowiada o swojej pasji, co zrobi, jak zrobi ile pracy przed nim. Ale w tym wszystkim chyba zapomniał o mnie. Nie wiem co mam dalej robić. Jest mi ciężko bo czasem czuję się odrzucona, choć wiem, że przecież nie robi nic złego. W jednej chwili wydaje mi się, że wrócił do równowagi jest tak jak powinno być, a w kolejnej zwrot o 180 stopni. Do lekarza nie chce iść. Czasem zastanawiam się, czy to nie ja powinnam pójść. W całym naszym życiu były już kryzys i wyszliśmy z niego silniejsi. Teraz jest inaczej. Nie wiem, czy to przez jego depresję. Staram się. Nie robię mu wyrzutów jak wraca o 22 drugiej, bo wiem gdzie jest i co robi - automatycznie mi się tłumaczy dlaczego tak późno. Ale to przeze mnie. Kiedyś ciągle byłam obrażona na te jego późne powroty. Uśmiecham się, choć mi ciężko. Staram się go wspierać w tym co robi. Ok, ale gdzie jestem ja? Czekam i tęsknię, bo wiem że jeszcze całkiem do mnie nie wrócił. Czasem czuję tą jego miłość, a czasem chłód, choć w nocy przytula się do mnie i głaszcze mnie po włosach. Albo mam w sobie tak wiele niepewności, albo coś nie gra i nie wiem co. Sama nie wiem, ale ta niewiedza mnie wykańcza. Nie wiem czy zacząć rozmowę na ten temat, czy nie. Jak go spytałam czemu się dystansuje, odpowiedział, że nic podobnego. Nic się nie zmieniło. Deklarację miłości usłyszałam trzy dni temu i naprawdę to czułam. Wczoraj - dystans. Czy ja wariuję? Popadam w paranoję?
2 2020-02-06 18:19:55 Ostatnio edytowany przez ja86 (2020-02-06 18:21:56)
Jeżeli chcesz rady to nigdy nie pisz ogolnikowo.
O co konkretnie chodzi. Nie ma czasu dla Ciebie? Tzn wychodzi rano wraca późno wieczorem ? Więc to co robi bo lubi to dodatkowa praca ? Hobby ? A weekendy? Nie chce z Tobą nigdzie wychodzić? Spędzać wolnego czasu jak już go ma ?
Serio z fusów niot tu nic nie wywróży
Jeśli chodzi o wąchania nastrojów to to jest efekt depresji. Bez rozpracowania problemu na terapii indywidualnej i grupowej nie ma szans na normalność.
Pytasz się gdzie w tym wszystkim Ty ? Przez tyle lat byłaś tylko Ty. To chcesz ratować to małżeństwo czy nie ? Bo to kim się stal Twój mąż to Twoja wina. A mimo wszystko dalej myślisz tylko o sobie.
kup mu magnez, witaminy k2+d3, b1, b2, b12, to da mu zastrzyk energi, odepchnie depresje, a wtedy dacie rade, dawaj mu nawet podwojne dawki na poczatku
Do "ja86"
OK. Proszę: Mąż miał już kiedyś depresję, dodatkowo chodziło o inną kobietę - nie, nie zdradzał mnie. Po prostu rozmawiał i ganiał jak piesek. Znam ja i oboje wiemy, że pięknie potrafi manipulować, ale dobrze się dogadują. Gadali o wszystkim i o niczym, nasze problemy tez były poruszane. Jak się otrząsnął - wszystko powiedział. Zrozumiałam. Wybaczyłam. Było super. Ponieważ od pół roku mąż mój ma problemy z pracą , a co za tym idzie nie ma bardzo kasy podjęłam dodatkowy etat. Dwa etaty + dom - ciężko. Mąż niby pracował, ale kasy bardzo z tego nie było. No więc wszystko było na mojej głowie. Ale przez to zatraciłam siebie. Nie miałam siły już na nic więcej. dlatego się zaniedbałam. Ochotę na różnego rodzaju figle odsunęłam w kąt. Teraz mąż ma lepsze zlecenia, poprawiło się finansowo. Sfolgowałam z pracą, zadbałam o siebie . I co. Zonk. Mąż ma depresję i znowu rozmawia z tamta kobietą. problem jest o tyle skomplikowany, że cały czas twierdzi że nie chce mnie stracić. Wyznania, czułości, itp. A za chwilę chłód. Ta jego dodatkowa praca to hobby. Zrobił dla mnie piękne rzeczy. Tylko go ciągle nie ma. Jak mam wyciągnąć go z depresji? W tygodniu wraca o 22 , w sobotę też. Pomimo próśb moich o wcześniejsze powroty do domu - bez afery, czy złości. W niedziele gotujemy razem obiad. Nie potrafię po prostu odnaleźć się w tym. Powtarza mi ciągle, że wybór jest między mną a śmiercią. Nie ma siły żyć. Nie chce mnie ranić. Nie potrafi wybaczyć sobie, że mnie krzywdzi. Nie rozumiem tego. Rozmawiamy dużo. Nie jestem egoistką, czy żoną zamęczającą swoja osobą. Pewnie za mało okazywałam mu jak bardzo go potrzebuję. Ale po prostu nie miałam już siły. Nie wiem co mam zrobić, aby tknąć w niego wiarę. Dlatego pchnęłam go w to jego hobby licząc, że odzyska chęć do życia jak coś stworzy. A wiem, że to uwielbia. No i czasem jest ok, a czasem znów źle. Do lekarza nie chce iść. A ja czuję bezsilność i wiem, że go tracę. Moje pytanie gdzie w tym wszystkim jestem ja dotyczyło mojej osoby w jego życiu - nie fizycznie - tylko duchowo. Wysyła sprzeczne sygnały. Nie wiem co mam zrobić, jak reagować, jak żyć.
zastosuj witaminy i magnez, o ktorych pisalemci wczesniej, w przypadku depresji to fundament leczenia
Po pierwsze odbierasz mężowi winy za kontakty z tamtą kobietą. Nazywasz ją manipulantką. A prawda jest taka, że jej działania nie miałyby znaczenia, gdyby on w to nie poszedł.
Po drugie z niczym nie ruszysz, jeżeli nie sprawdzisz, co łączy męża z tą kobietą. Potrzebne jest w tej sprawie śledztwo, bo zatrzymałaś się tylko na jego słowie. Zatem zaczyna się jazda z smsami, FB, sprawdzenie nadgodzin itd. Jeżeli tu będziesz mieć jasność, ocenisz całą sytuację i zapewne będziesz wiedzieć co tak nurtuje i pochłania męża. A sprawa wydaje się niestety dość oczywista.
No właśnie nie jest oczywista. FB nie ma. Rozmawiają, Z tego co wiem sms-ów nie ma. Przerabiałam już to, ale tym razem jest inaczej. Nie biega do niej, przez telefon rozmawiają raz na tydzień. Nie chodzi tu zdradę. Zapewniam. To jest osoba z jego młodzieńczych lat. Sam przyznaje, że nic dla niego nie znaczy, ale mam wrażenie, że rozmowy z nią go dołuja, choć on twierdzi, że mu pomagają.
"Po pierwsze odbierasz mężowi winy za kontakty z tamtą kobietą" - nie rozumiem
Witaminy kupiłam. Wziął bez jakiegokolwiek sprzeciwu.
To jest osoba, która nie robi nic bez świadomości, że będzie miała z tego jakieś korzyści. Kiedyś powiedziała jasno, że doprowadzi do tego, abym nie była z mężem. I dąży do tego. Z przerwami, kiedy mój mąż jest silny i nie daje się zmanipulować. Ona mnie nie lubi. Byli kiedyś razem, potem ona go zdradzała z innymi. Zaszła w ciążę wzięła ślub. Jej małżeństwo się rozpadło. I co jakiś czas, jak mój mąż ma czas słabości wykorzystuje to.
"Po pierwsze odbierasz mężowi winy za kontakty z tamtą kobietą" - nie rozumiem
To znaczy, że go chronisz.
Awantury tu nic nie dadzą. Rozmawiałam z nim na ten temat i postawiłam sprawę jasno. Zdeklarował się. Tylko z wykonaniem gorzej. No i dochodzi depresja.
Nie naciskam, nie wymuszam. Czekam, aż sam dokona wyboru (chodź już się zadeklarował). Czekam. Zaznaczyłam, że tak się nie da żyć. On o tym wie. Problem jest bardzo delikatny. Powiedział, że chciałby czasem zrobić coś złego (np. zdradzić mnie), żebym czuła do niego nienawiść, aby było mu łatwiej odejść z tego świata.
Albo ja jestem naiwna i wierzę a on sprytnie mną manipuluje - nie wykluczam. Albo jest szczery - tutaj mam chyba dowody, bo łzy w jego oczach i mówienie, że nie chce mu się żyć - to chyba coś znaczą. A jest osobą bardzo wrażliwą.
Teraz sytuacja wygląda następująco:
Wczoraj chłód. Przywitałam go po pracy czule - on oschły. Zapytał co u mnie słychać, ja spytałam co u niego. Rozmawialiśmy. Potem poinformował mnie, że nic się nie zmieniło. Nadal czuje pustkę w sobie. Przytulił się do mnie tylko wieczorem przed spaniem. I usnęliśmy w uścisku. Rano powiedział, że musi wstać, by walczyć o to co powinien. Przytulił mnie, całował. Było super. Czułam jego uczucia. Potem dałam mu tabletki (wit d3, b12, itp - na depresję) i powiedziałam: weź bo muszę jechać do pracy. I wielka gafa. Jak to ja potrafię. Zapytał: nie ufasz mi? Odpowiedziałam, że ufam, życzyłam miłego dnia, przytuliłam i wyszłam w poczuciu winy, że znowu nawaliłam.
Takie sytuacje ciągle się powtarzają. Zmienia nastrój nawet w ciągu dnia. Rano czuły - wieczorem nie, lub na odwrót. Rano oschły wieczorem wulkan. Co o tym myśleć? Jak mu pomóc złapać wiatr w żagle. Jestem osobą cierpliwą, ale za każdym jego chłodem czuję jak go tracę, odzyskując go potem w czułościach. I tak w kółko. Ja odchodzę od zmysłów. Czekam cierpliwie, wiem że nie powinnam wywierać nacisku, ale czy nie lepiej nim wstrząsnąć? Rozmawiałam z nim, że jak nie chce ze mną być to ja odejdę, aby tylko żył dalej - nie chce. Cytuję: "jak się wyprowadzisz to dostaniesz smsa o treści: wróć bo jesteś potrzebna; i to nie będzie sms ode mnie." I co mam zrobić żeby mu pomóc? Jak wypełnić jego pustkę? Jak nim ewentualnie wstrząsnąć? Wiem,że mnie kocha. Razem (teraz) ciężko - osobno - źle.