Cześć, wszystkim <3 potrzebuję porady od osób które mają podobne doświaczenia.
Z ukochanym jestesmy po 30stce, znamy się parę lat pobieżnie, ale w związku jesteśmy od ponad pół roku; mieszkamy razem, pracujemy, mamy wspólne i osobne pasje, przyjaciół, jestesmy na etapie docierania się po
swoich różnych ciężkich przejściach, nie zawsze jest rożowo, ale wychodzimy z komunikacją na plus; rozwijamy się zarówno osobno jak i jako para, inwestujemy w siebie czas i zaangażowanie, możemy na siebie liczyć, wspieramy się, kochamy , jesteśmy szczęśliwi na codzień i ogólnie wszystko cacy.
Prawie.
Temat alkoholu jest jedynym który raz na jakiś czas powoduje, że wygląda to tak jakbyśmy robili dwa kroki w przód, a potem trzy w tył i odsuwamy się od siebie.
Obydwoje jesteśmy typem rockowych imprezowiczów, nie stronimy od alkoholu, ale mamy granice postawione w innych miejscach.
Przykład sytuację z ostatniego weekendu.
Bylismy w piątek na imprezie; alkohol również lubię i przyznaję, że czasem zdarza mi się wypić tyle, żeby obudzić się nastepnego dnia z kacem. Resztę weekendu spędzam zazwyczaj na regeneracji, bo po przekroczeniu pewnej granicy mam problemy z nerwicą, i unikam tego, staram się dbać o figurę i regularnie trenuję więc to wyklucza częstsze spożywanie.
On tym razem wyszedł również w sobotę - na urodziny kumpla, wrócił w nd rano; ponieważ spędzamy akurat część dnia osobno, liczyłam, że gdy wrócę już będzie ogarnięty; dostaję jednak wiadomości, które wskazują na to, że jednak zbyt trzeźwy nie jest(jak się kogoś zna to się wyczuwa przecież)
Ja od razu jestem zła, mam w głowie NO TAK TRZECI DZIEN Z RZEDU ALKOHOL, martwię sie i mi przykro, bo o ile ukochany po alkoholu jest super kochanym i uroczym misiem, to w momencie gdy pije za często, budzi we mnie traumę - byłam związana z alkoholikiem który mówiac dosadnie się zapił niedługo po tym jak go zostawiłam.
Skala picia była diametralnie inna(pił praktycznie cały czas mocne alkohole+piwo) ale schematy zachowań/komunikacji/usprawiedliwiania sie itp. w temacie są identyczne, więc naturalne jest że wracają do mnie te wszystkie odczucia które miałam wtedy.
Generalnie główie picie w dzień wyzwala mnie aż takie emocje, dopóki wchodzi to w czas weekendowej 'imprezy'/'zabawy' to jest okej, wszystko poza jest dla mnie ciezkie do zniesienia, no chyba, ze mowimy o jednym piwie po pracy, czy grzancu dla smaku, czy lampce w restauracji, jestem zdania, ze wszystko jest dla ludzi ale z umiarem, a nawet jak sie ten umiar przekroczy raz na jakis czas, to trudno, jesteśmy tylko ludźmi,
Ale RAZ NA JAKIS CZAS!
Ponieważ staram się zawsze od razu mówić, co mi nie leży, od razu gdy cos wyczułam napisałam mu, że nie podoba mi się, że pije w ciągu dnia, i wspominam, że poruszaliśmy ten temat wiele razy. Napisałam bez zbędnej agresji, ale i bez głaskania po głowie, bo jak głaskac po głowiek kogos, kto Cię zdenerwował?
On obija piłeczkę i pyta się mnie, co się stało, bo "jestem agresywna".
I w ten sposób, powstaje długa przepychanka słowna, w której ja 'robię z niego alkoholika', i zachowuję się jak 'inna osoba'. Przyjeżdzam do domu - widzę, ze pije piwo. Mowi, że nie pił wcześniej, tylko teraz "wział piwo", bo sie zdenerwowal(ja już nawet słowo 'wziął' uznaję u niego za przejaw zaprzeczenia, bo nie napisał 'piję', tylko 'wziąłem', bo to ładniej wygląda) Teraz będzie ten moment, kiedy zawaliłam sprawę wobec siebie samej- dałam się złapać w poczucie winy, przeprosiłam go, poryczałam się, bo uwierzyłam, że oskarżylam go niesłusznie. Z jego strony nastąpił foch i wyrzut, że źle o nim myślę i teraz to on zamknął się w sobie i mam go zostawić na trochę w spokoju. Schowałam się do pokoju przemyśleć sprawę, bo wiem, że bywam impulsywna i wyniosłam z domu skłonnosci do nakręcania się niewiadomo jak, i dopiero potem analizuję, że aż tak nie trzeba było.
Jakiś czas potem zaglądam do kosza, i widzę, ze są tam puszki od piwa, których nie było zanim wyszłam rano z domu....
Poczułam się jak totalna idiotka.
A potem poszedł jeszcze do sklepu po kolejne piwa czyli generalnie olał wszystko co do niego mówiłam, i zamiast mi zaprzeczyć, i udowodnić, że nie ma problemu, to sam go potwierdził.
Ręce mi opadły.
Argumenty które zostały wyciągnięte podczas rozmowy.
-bo ty myslisz o mnie źle, więc ja w to uwierzyłem (i piję)
-robisz ze mnie alkoholika
-może szukasz powodów, zeby ze mną zerwać
-przecież ty też czasem pijesz
Schemat takich rozmów jest zawsze identynczny.
Ja się wkurzam, on wzbudza we mnie poczucie winy, potem ja odpuszczam, bo albo mi się znudzi gadanie, albo on akurat nie pije, czasami zdarzy mu się przyznać, że faktycznie 'za dużo pije' ale nie idą za tym wcale dlugo idące zmiany.
Myślę o tym związku poważnie, ale nie chcę bawić sie w nianię od pilnowania, czy pije czy nie pije i męczyc go 'no weź dzisiaj nie pij', już to przerabiałam i cierpliwość mi się konczy...
Nie wiem już jak z nim rozmawiać, takie sytuacje zdarzają się średnio co 2-3 tygodnie, niszczą wiele z tego, co budujemy pomiędzy tymi kłótniami...
Może pokazanie mu tego posta by coś pomogło, bo jak ja coś mówię, to nie jest w stanie tego przyjąć, tak jakby uważał, że jestem jego wrogiem i mówię to po to, żeby się na nim wyżyć czy coś w tym stylu...
W tygodniu on traktuje piwo jak herbatę - siada po pracy do swoich zajec, majsterkuje, programuje, rozwija pasje, uczy się nowych rzeczy cały czas... ale popijając...niby zachowuje się normalnie i cały jest uchachany, pracuje wydajniej, tylko PO CO TO PIWO???
Zaczynam czuć się jakby pod pewnymi względami było tak samo z nim jak z byłym, różnica to tylko ilość spożywanych trunków, bo on wypije sobie dwa albo 4 piwa a tamtem tyle to wypijal do drugiego śniadania(no i nie dożył 30stki)
Mieszkamy u niego,ale mam swoje mieszkanie, które stoi puste, nie jestem w żaden sposób od niego zależna, zawsze moge odejsc jak sprawa się ubeznadziejni - ale trochę się już znamy, i obawiam się, że jest to typ człowieka,o tak niskim poczuciu wartości, który zamiast przejrzeć na oczy i przywołać się do porządku, to po prostu się załamie i stworzy sobie historię w której ta zła kobieta go zostawiła, bo szukała pretekstu, żeby znależć sobie kogoś lepszego, a on sobie będzie wtedy miał pretekst, żeby calkiem sobie popuścić, jak już ma takie skłonności...
Nie wiem tak do konca w tym przypadku gdzie są granice pomocy, czy walki o kogoś, przyznaję, ze dość mocno się pogubiłam.
Uważam, że akurat o tę relację warto walczyć. W tamtym związku jak zobaczyłam skalę problemu praktycznie od razu odeszłam, tu jest niby zupełnie inaczej, bo normalnie żyjemy - pracujemy, mamy poukładane życie, nic nam nie brakuje, on tez nie można powiedzieć zeby zawalał coś przez popijanie, wręcz przeciwnie, jak pije to jest hiperkreatywny.... mamy normalne rodziny(rodzice nie pija alkoholu), nie wiem czy można położyc cały zwiazek na szali takiego 'popijania'? Pomimo chwil słabości jestem raczej silną babą i jak temat będzie postepował, to wiem co robić, ale na razie...
ktoś ma pomysł w jaki sposób rozmawiać z takim cietrzewiem?
Jak się powinno zachowywać jak taka sytuacja się powtórzy? ;-/