Cześć,
piszę bo już sama nie wiem jak się zachować a moje instynkty podpowiadają mi zwykle źle. Pokłóciłam się ze swoim chłopakiem... zaczęło się od głupiego focha z mojej strony... gdyż on częściej rozmawia ze swoim przyjacielem niż ze mną, na co on stwierdził, że ze mną widuje się cały czas i nie może ze mną pogadać o sporcie itd. Dodatkowo poprosił mnie o pomoc w wykonaniu pewnej pracy pisemnej do pracy, za co od razu się wziełam, ale wg niego robiłam to ostentacyjnie z miną jakby prosił mnie o nie wiadomo co. Nie zdawałam sobie z tego sprawy...
Chciałam przeprosić, ale uniósł się dumą i powiedział, że nie chce mojej pomocy i, że więcej o nic mnie nie poprosi. Wywiązała się kłótnia, w której go przepraszałam za swoje zachowanie i płakałam. Im bardziej przepraszałam i chciałam się pojednać tym bardziej on był zły aż w końcu powiedział, że musi się zastanowić czy chce ze mną być...
Po tym jednak przyszedł do mnie do łóżka i powiedział, że mnie kocha... jednak ja rano naiwnie zamiast 'dzień dobry' zapytałam czy dalej mysli nad rozstaniem. Usłyszałam 'yhym' na co poleciały mi łzy i co go wkurzyło.
Teraz jestem już u siebie, odkąd mnie odwiózł nie odezwał się... ale przed wyjściem powiedział, że jest dobrze ale czułam wyraźną niechęć i brak chociażby pocałunku na pożegnanie...
nie wiem jak zagadać... czy w ogóle zagadać... czy napisać po prostu przed snem dobranoc czy dać mu spokój...i napisać dopiero rano...