Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 36 ]

Temat: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Ja mam 23 lata i powoli tracę wiarę w miłość, w przyjaźń w sumie też
Niby jestem młoda, ale nigdy nie układało mi się ani w jednym ani w drugim, więc ja cię Efira rozumiem doskonale.
Jakiś czas temu na jakimś kobiecym forum (kafeteria albo wizaż, już nie pamiętam) jedna kobieta (po opowiedzeniu mojej historii) najpierw mi powiedziała, że jestem młoda i wszystko przede mną. Kilka postów później napisała, że mam nierealne wyobrażenie na temat związków. No super, tylko jak mam niby wiedzieć, jak wygląda związek, skoro ja nigdy nie byłam nawet w niezbyt poważnym?
Ostatnio jak byłam w domu rodzinnym rzuciłam się na brata i zaczęłam go przytulać, porwałam go do tańca muzyki z radia. On się roześmiał, żebym znalazła sobie faceta, bo mi go brakuje. Zaśmiałam się i potraktowałam to jako żart, ale on powiedział całą prawdę. Ja się chcę tylko przytulić. Po prostu czasem czuję potrzebę, mocną potrzebę, żeby się do kogoś poprzytulać
Kilka miesięcy temu po raz pierwszy się zakochałam. Wcześniej były tylko zauroczenia, które wygasały, gdyż w większości podobało mi się wyobrażenie chłopaka, a teraz jest na odwrót- chłopak z wyglądu mi się nie podobał, ale poznawałam go coraz bliżej i zauroczył mnie swoim charakterem i zakochałam się w nim. Dawałam mu to do zrozumienia, on się z resztą domyślił, ale nie był zainteresowany i delikatnie mi to sugerował, wielokrotnie, więc załapałam, ale nie do końca mogę się z tym pogodzić.
Kiedy raz na jakimś forum napisałam pewien komentarz, to naskoczył na mnie jakiś facet (dorosły, koło 40stki), że ja na pewno mam wygórowane wymagania, że nie powinnam lecieć tylko na wygląd i kasę, że powinnam spojrzeć na charakter. Napisałam mu wtedy, że tamten chłopak do super przystojnych nie należy, nie jest bogaty, ale ma cudowny charakter. Ten facet sam nie wiedział, co powiedzieć.
Tak samo natknęłam się na komentarz "nie ma faceta, którego nie da się poderwać"- czuję się przez to gorzej, bo ja robiłam sporo, żeby tego chłopaka poderwać. Nie będę opisywać co dokładnie, ale opisałam tą sytuację bratu, to on powiedział, że to dobrze, że nie stałam jak księżniczka i nie czekałam aż sam podejdzie, że na prawdę dużo zrobiłam (nie narzucając się przy tym) i to się ceni i mówi się trudno
Tylko łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Tęsknię za nim, martwię się, jak ma problem, myślę o nim. To ni jest łatwe. Zauroczenia jakoś łatwiej było pokonać jak się było młodszą, ale teraz, jak moje koleżanki się powoli wiążą z kimś, zaręczają, niektóre już są po ślubie to jest mi ciężko, bo ja jestem zielona
Tak samo jak z tym przytulaniem- czuję potrzebę przytulenia się do bliskiej osoby, ale nie mam do kogo
Z przyjaciółmi to samo. Nie wiem nawet, czy mogę powiedzieć, że mam znajomych. Do kina jest problem, żeby iść, bo zawsze ktoś coś ma
I nie ukrywam, że jest mi po prostu przykro

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
katie96 napisał/a:

Ja mam 23 lata i powoli tracę wiarę w miłość, w przyjaźń w sumie też
Niby jestem młoda, ale nigdy nie układało mi się ani w jednym ani w drugim, więc ja cię Efira rozumiem doskonale.
Jakiś czas temu na jakimś kobiecym forum (kafeteria albo wizaż, już nie pamiętam) jedna kobieta (po opowiedzeniu mojej historii) najpierw mi powiedziała, że jestem młoda i wszystko przede mną. Kilka postów później napisała, że mam nierealne wyobrażenie na temat związków. No super, tylko jak mam niby wiedzieć, jak wygląda związek, skoro ja nigdy nie byłam nawet w niezbyt poważnym?
Ostatnio jak byłam w domu rodzinnym rzuciłam się na brata i zaczęłam go przytulać, porwałam go do tańca muzyki z radia. On się roześmiał, żebym znalazła sobie faceta, bo mi go brakuje. Zaśmiałam się i potraktowałam to jako żart, ale on powiedział całą prawdę. Ja się chcę tylko przytulić. Po prostu czasem czuję potrzebę, mocną potrzebę, żeby się do kogoś poprzytulać
Kilka miesięcy temu po raz pierwszy się zakochałam. Wcześniej były tylko zauroczenia, które wygasały, gdyż w większości podobało mi się wyobrażenie chłopaka, a teraz jest na odwrót- chłopak z wyglądu mi się nie podobał, ale poznawałam go coraz bliżej i zauroczył mnie swoim charakterem i zakochałam się w nim. Dawałam mu to do zrozumienia, on się z resztą domyślił, ale nie był zainteresowany i delikatnie mi to sugerował, wielokrotnie, więc załapałam, ale nie do końca mogę się z tym pogodzić.
Kiedy raz na jakimś forum napisałam pewien komentarz, to naskoczył na mnie jakiś facet (dorosły, koło 40stki), że ja na pewno mam wygórowane wymagania, że nie powinnam lecieć tylko na wygląd i kasę, że powinnam spojrzeć na charakter. Napisałam mu wtedy, że tamten chłopak do super przystojnych nie należy, nie jest bogaty, ale ma cudowny charakter. Ten facet sam nie wiedział, co powiedzieć.
Tak samo natknęłam się na komentarz "nie ma faceta, którego nie da się poderwać"- czuję się przez to gorzej, bo ja robiłam sporo, żeby tego chłopaka poderwać. Nie będę opisywać co dokładnie, ale opisałam tą sytuację bratu, to on powiedział, że to dobrze, że nie stałam jak księżniczka i nie czekałam aż sam podejdzie, że na prawdę dużo zrobiłam (nie narzucając się przy tym) i to się ceni i mówi się trudno
Tylko łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Tęsknię za nim, martwię się, jak ma problem, myślę o nim. To ni jest łatwe. Zauroczenia jakoś łatwiej było pokonać jak się było młodszą, ale teraz, jak moje koleżanki się powoli wiążą z kimś, zaręczają, niektóre już są po ślubie to jest mi ciężko, bo ja jestem zielona
Tak samo jak z tym przytulaniem- czuję potrzebę przytulenia się do bliskiej osoby, ale nie mam do kogo
Z przyjaciółmi to samo. Nie wiem nawet, czy mogę powiedzieć, że mam znajomych. Do kina jest problem, żeby iść, bo zawsze ktoś coś ma
I nie ukrywam, że jest mi po prostu przykro


Co robisz na codzien? Jak wyglada Twoj dzien?

3 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-02 17:02:50)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

katie96 Z tego co piszesz, wygląda na to, że masz bardzo silnie rozbudowaną emocjonalnośc i potrzebę bliskości. Choćby w formie przytulania. Jednak nie wsszyscy tego potrzebują, przynajmniej w dość rozbudowanej formie. Ja jestem na przykład Twoim przeciwieństwem. Na pewno przytulenie, pocieszenie słowne czy otucha nie rozwiązuje u mnie problemu, natomiast potrzebę blikośći mam dość mocno ograniczoną, wręcz minimalną. Na pewno objawia się to w tym, że nie potrzbuję przytulania czy bliskiego kontaktu do poprawienia sobie samopoczucia. Dotyki czy czułe gesty nie są w moim odczuciu przyjemne raczej zawsze takie sztuczne czy krępujące. Przy przyjacielskich spotkaniach ze znajomymi, kiedy się z kimś witam, to mi zupełnie wystarczy. Czuję się bardzo niezręcznie, myśląc o regularnym i rozbudowanym okazywaniu czułości, głębszych uczuć drugiej osobie.
Co do uczuć czy potrzeby związku - nie da się zmusić każdego, aby stworzył związek i poświęcił się dla partnera. Nikektórym bardzo ciężko zmienić swoje przyzwyczajenia, tryb życia czy pewne przywary, skoro ludzie się dobrz eczują w swojej strefie komfortu. Dobrze zatem, że ktoś daje Ci wyraźny i stanowczy sygnał, że nie interesuje go nic więcej, niż gdyby miał Cię zwodzić czy oszukiwać. Skoro Ty tak bardzo pragniesz mieć kogoś u boku, ale bliscy mówią Ci, że masz nierealne wyobrażenie, może warto sie nad tym zastanowić? Może jest tak, że szukqsz tego ideału, próbując odszukać w potencjalnym partnerze jak najwięcej perfekcyjności czy doskonałości? Każdy z nas przeżywał jakieś uzcuciowe rozterki. Nikt o Ciebie nigdy nie zabiegał, nie starał się? Jeśli tak, to mozę warto się zastanowić, dlaczego nic z tego nie wyszło..

4

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
Winter.Kween napisał/a:
katie96 napisał/a:

Ja mam 23 lata i powoli tracę wiarę w miłość, w przyjaźń w sumie też
Niby jestem młoda, ale nigdy nie układało mi się ani w jednym ani w drugim, więc ja cię Efira rozumiem doskonale.
Jakiś czas temu na jakimś kobiecym forum (kafeteria albo wizaż, już nie pamiętam) jedna kobieta (po opowiedzeniu mojej historii) najpierw mi powiedziała, że jestem młoda i wszystko przede mną. Kilka postów później napisała, że mam nierealne wyobrażenie na temat związków. No super, tylko jak mam niby wiedzieć, jak wygląda związek, skoro ja nigdy nie byłam nawet w niezbyt poważnym?
Ostatnio jak byłam w domu rodzinnym rzuciłam się na brata i zaczęłam go przytulać, porwałam go do tańca muzyki z radia. On się roześmiał, żebym znalazła sobie faceta, bo mi go brakuje. Zaśmiałam się i potraktowałam to jako żart, ale on powiedział całą prawdę. Ja się chcę tylko przytulić. Po prostu czasem czuję potrzebę, mocną potrzebę, żeby się do kogoś poprzytulać
Kilka miesięcy temu po raz pierwszy się zakochałam. Wcześniej były tylko zauroczenia, które wygasały, gdyż w większości podobało mi się wyobrażenie chłopaka, a teraz jest na odwrót- chłopak z wyglądu mi się nie podobał, ale poznawałam go coraz bliżej i zauroczył mnie swoim charakterem i zakochałam się w nim. Dawałam mu to do zrozumienia, on się z resztą domyślił, ale nie był zainteresowany i delikatnie mi to sugerował, wielokrotnie, więc załapałam, ale nie do końca mogę się z tym pogodzić.
Kiedy raz na jakimś forum napisałam pewien komentarz, to naskoczył na mnie jakiś facet (dorosły, koło 40stki), że ja na pewno mam wygórowane wymagania, że nie powinnam lecieć tylko na wygląd i kasę, że powinnam spojrzeć na charakter. Napisałam mu wtedy, że tamten chłopak do super przystojnych nie należy, nie jest bogaty, ale ma cudowny charakter. Ten facet sam nie wiedział, co powiedzieć.
Tak samo natknęłam się na komentarz "nie ma faceta, którego nie da się poderwać"- czuję się przez to gorzej, bo ja robiłam sporo, żeby tego chłopaka poderwać. Nie będę opisywać co dokładnie, ale opisałam tą sytuację bratu, to on powiedział, że to dobrze, że nie stałam jak księżniczka i nie czekałam aż sam podejdzie, że na prawdę dużo zrobiłam (nie narzucając się przy tym) i to się ceni i mówi się trudno
Tylko łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Tęsknię za nim, martwię się, jak ma problem, myślę o nim. To ni jest łatwe. Zauroczenia jakoś łatwiej było pokonać jak się było młodszą, ale teraz, jak moje koleżanki się powoli wiążą z kimś, zaręczają, niektóre już są po ślubie to jest mi ciężko, bo ja jestem zielona
Tak samo jak z tym przytulaniem- czuję potrzebę przytulenia się do bliskiej osoby, ale nie mam do kogo
Z przyjaciółmi to samo. Nie wiem nawet, czy mogę powiedzieć, że mam znajomych. Do kina jest problem, żeby iść, bo zawsze ktoś coś ma
I nie ukrywam, że jest mi po prostu przykro


Co robisz na codzien? Jak wyglada Twoj dzien?

Właśnie nie mam zbyt ciekawego życia. W większości to nauka. Studiuję stomatologię. Wracam z zajęć np. o 15 i mogę sobie pozwolić na jedzenie, drzemkę, a potem książki. W weekedny po tygodniu bywam tak zmęczona, że nie mam siły wstać z łóżka. Mam jeszcze jeden egzamin do zaliczenia (mam przedłużoną sesję z powodu choroby) i chyba biorę urlop dziekański, bo jestem zmęczona tym wszystkim
Tylko zastanawiam się, co wtedy zrobić na tym urlopie- zapisać się na jakieś zajęcia sportowe? Na języki? Do miasta rodzinnego wracać nie chcę, bo jest małe i nic tam do roboty nie ma, wolę zostać w mieście, gdzie studiuję, tylko nie mam pomysłu, co robić na tej dziekance

5

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

katie96 Z tego co piszesz, wygląda na to, że masz bardzo silnie rozbudowaną emocjonalnośc i potrzebę bliskości. Choćby w formie przytulania. Jednak nie wsszyscy tego potrzebują, przynajmniej w dość rozbudowanej formie. Ja jestem na przykład Twoim przeciwieństwem. Na pewno przytulenie, pocieszenie słowne czy otucha nie rozwiązuje u mnie problemu, natomiast potrzebę blikośći mam dość mocno ograniczoną, wręcz minimalną. Na pewno objawia się to w tym, że nie potrzbuję przytulania czy bliskiego kontaktu do poprawienia sobie samopoczucia. Dotyki czy czułe gesty nie są w moim odczuciu przyjemne raczej zawsze takie sztuczne czy krępujące. Przy przyjacielskich spotkaniach ze znajomymi, kiedy się z kimś witam, to mi zupełnie wystarczy. Czuję się bardzo niezręcznie, myśląc o regularnym i rozbudowanym okazywaniu czułości, głębszych uczuć drugiej osobie.
Co do uczuć czy potrzeby związku - nie da się zmusić każdego, aby stworzył związek i poświęcił się dla partnera. Nikektórym bardzo ciężko zmienić swoje przyzwyczajenia, tryb życia czy pewne przywary, skoro ludzie się dobrz eczują w swojej strefie komfortu. Dobrze zatem, że ktoś daje Ci wyraźny i stanowczy sygnał, że nie interesuje go nic więcej, niż gdyby miał Cię zwodzić czy oszukiwać. Skoro Ty tak bardzo pragniesz mieć kogoś u boku, ale bliscy mówią Ci, że masz nierealne wyobrażenie, może warto sie nad tym zastanowić? Może jest tak, że szukqsz tego ideału, próbując odszukać w potencjalnym partnerze jak najwięcej perfekcyjności czy doskonałości? Każdy z nas przeżywał jakieś uzcuciowe rozterki. Nikt o Ciebie nigdy nie zabiegał, nie starał się? Jeśli tak, to mozę warto się zastanowić, dlaczego nic z tego nie wyszło..

To znaczy jeśli mam być szczera to nie znoszę się przytulać. Nigdy nie lubiłam. Tylko zakochałam się w tym chłopaku (nazywa się Karol, żeby nie pisać cały czas "ten chłopak"). Nie lubię się przytulać (do koleżanek rzadko kiedy się przytulam, wyjątek to brat, ale do niego się przytulam czasem, bo brakuje mi faceta), ale do niego mnie bardzo ciągnie. Nawet w czerwcu zdarzyła się taka sytuacja, za którą teraz w sumie mi trochę wstyd, ale mieliśmy trudny egzamin, ja byłam pewna, że go nie zdam. Jak przyszły wyniki to akurat mieliśmy zajęcia (egzamin był na prośbę mojego roku przed sesją, na początku czerwca, więc jeszcze zajęcia się nie skończyły), kiedy przyszły wyniki okazało się, że zdałam ten egzamin (Karol też), tylko Karol jest lepszym studentem i to było wiadome, że zda. Stałam koło niego, powiedziałam, że zdałam, ucieszyłam się, on też się uśmiechnął i machnął ręką a ja się na niego rzuciłam i go przytuliłam, bo mój mózg zinterpretował to tak, że on odchylając rękę chciał się przytulić. To znaczy to niby nic złego, przytulić kolegę ze szczęścia, ale po kilku miesiącach zaczęło mi być z tego powodu głupio. W każdym razie ja przytulać się nie lubię, nawet nie bardzo lubię być dotykana, ale w tym chłopaku jestem zakochana. Na początku myślałam, że to kolejne zauroczenie, ale sama zaczęłam zauważać, że jak mam stresujący dzień, doła, jestem przygnębiona, a wystarczy, że on podejdzie i coś zacznie mówić a ja już mam uśmiech od ucha do ucha i od razu lepiej się czuję.
Ale czy sygnały daje jasne i stanowcze to nie wiem. Raz, na przerwie między zajęciami jak siedzieliśmy sami przed salą powiedział mi, że on nie wierzy w miłość, że nie warto się zakochiwać, że na studiach nie warto się z kimś wiązać (brat mi dopiero powiedział, że to świadczy o tym, że kiedyś był zakochany i się bardzo sparzył, dlatego nie wierzy w miłość), co było dla mnie tą sugestią, żebym się odczepiła i nie mam czego szukać, ale z drugiej strony jak raz na przerwie między wykładami podeszłam do kolegi z grupy, żeby mi wytłumaczył jedną rzecz to Karol przeszył nas takim wzrokiem, że tu cytuję "gdyby wzrok mógł zabijać". Mój brat to skwitował, że to taki pies ogrodnika- sam nie weźmie, ale drugiemu nie da. Ostatnio pisałam z Karolem na fejsie to zaś pisał, że dobrze mieć obok kogoś, kto nas motywuje i wspiera. Nie mam bladego pojęcia, o co chodzi, ale cały czas mam jednak słowa sprzed pół roki: "miłości nie ma". Poza tym jakby chciał, to by mnie gdzieś zaprosił prawda? Skoro nie sugeruje żadnych spotkań wspólnych to już mówi wszystko samo za siebie. Widujemy się tylko w gronie znajomych.
Moi bliscy mi nie mówią, że mam nierealne wyobrażenia, absolutnie, oni wiedzą, że ja się kieruję charakterem. Tak pisali mi faceci z jakiegoś tam forum internetowego sugerując, że skoro nie mam faceta to mam nierealne wymagania. Tak samo słyszałam zarzut, że pewnie lecę na klasę, wyrzeźbione mięśnie na siłowni, fejm wśród znajomych i na bad boyów, a jak im napisałam, że Karol jest właśnie totalnym przeciwieństwem, ponieważ nie ma mięśni, z wyglądu do najpiękniejszych nie należy (tak jak pisałam wyżej- na początku mi się nie podobał, zakochałam się w jego charakterze, bo przekonałam się, że to dobry człowiek, który jako mąż na pewno by mnie nigdy nie zdradził), pochodzi z raczej biednej rodziny i jest nieśmiały to ich zatkało i nie wiedzieli nawet, co mi odpisać, bo to zaburzyło ich ideologię, że wszystkie kobiety lecą na niegrzecznych i bogatych facetów.
Na prawdę nie mam nierealnych oczekiwań. Nawet jak ktoś nie jest zbyt atrakcyjny z wyglądu to może to nadrobić charakterem, tak jak Karol, który mi się spodobał, gdy poznałam go bliżej. I im bliżej go poznaję tym coraz bardziej jestem w nim zakochana. Po prostu jest zabawny, nie kłócę się z nim, potrafi wesprzeć człowieka na duchu- to cechy, które bardzo cenię u człowieka. Przez to nawet z wyglądu zaczął mi się podobać, mimo że jest totalnym przeciwieństwem tego, co zawsze mi się podobało.
Jeśli nierealnym wyobrażeniem jest to, że chciałabym zabawnego, lojalnego faceta, na którego będę mogła liczyć w trudnych chwilach to tak, chyba będę starą panną
To nie jest tak, że nikt o mnie nigdy nie zabiegał. Wręcz przeciwnie- miałam wielu adoratorów. Jeden kolega z grupy jest we mnie bardzo zakochany. Jedno moje słowo i już mam chłopaka. Inny kolega z uczelni, ale z innego kierunku to samo- bardzo mu się podobałam, ale też nie chciałam wchodzić z nim w bliższe relacje. Tak samo jeszcze z jedną osobą na studiach. Tylko w każdym przypadku nie podobał mi się ich charakter. Jeden przemądrzały, drugi dwulicowy, na trzeciego nigdy nie można było liczyć w trudnych sytuacjach. Nie wyobrażałam sobie całować się z którymś z nich, bo to było obrzydliwe, nic po prostu do nich nie czułam, a gdybym się z którymś z nich związała, to by była już desperacja, prawda?

6

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Jeśli jest tak, jak mówisz, to spoko, raczej to normalne potrzeby smile  Czasami, kiedy ktoś piszę, że ma problem ze znalezieniem partnera, choć cały czas próbuje to takie wnioski się nasuwają. Z drugiej strony, ciężko tak długo trwać w stanie zakochania w jednym człowieku, skoro widzimy, że nie daje on nam żadnych wyraźnych sygnałów zainteresowania. Warto wtedy może zwrócić swoją uwagę na kogoś spoza uczelni, skoro kilku pozostałych kandydatów Ci nie odpowiada? A tak cały czas próbujesz doszukać się w tym chłopaku jakichkolwiek oznak, że moze mu sie podobasz.Skoro przez jakis czas nic się w tej kwestii nie dzieje, to możę warto odpuścić? Choć może nagle zacząc zabiegać, gdy Ty się oddalisz..
Fajnie, że szczerze przyznajesz co Cię interesuje w drugiej osobie. Skoro przyciągają Cię faceci z ciekawym charakterem, warto właśnei dalej tym isę kierować i nie przejmowac się nieprzychylnymi opiniami smile Z moim gronie znajomych często bywało i bywa tak, że ktoś się poznaje, utrzymuje się miedzy nimi przyjacielska lub koleżeńśka relacja, choćby z uwagi na wspólne zainteresowania czy częste kontakty. Potem, kiedy z czasem się poznaje tą osobę bliżej, coś w niej nagle odkrywamy, przekoanujemy się do niej i zaczynamy byc razem. Mam wrażenie ,że większa szansa na trwałe i dojrzałe uczucie, to takie które powstaje po dłuższym poznaniu.

7

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Jeśli jest tak, jak mówisz, to spoko, raczej to normalne potrzeby smile  Czasami, kiedy ktoś piszę, że ma problem ze znalezieniem partnera, choć cały czas próbuje to takie wnioski się nasuwają. Z drugiej strony, ciężko tak długo trwać w stanie zakochania w jednym człowieku, skoro widzimy, że nie daje on nam żadnych wyraźnych sygnałów zainteresowania. Warto wtedy może zwrócić swoją uwagę na kogoś spoza uczelni, skoro kilku pozostałych kandydatów Ci nie odpowiada? A tak cały czas próbujesz doszukać się w tym chłopaku jakichkolwiek oznak, że moze mu sie podobasz.Skoro przez jakis czas nic się w tej kwestii nie dzieje, to możę warto odpuścić? Choć może nagle zacząc zabiegać, gdy Ty się oddalisz..
Fajnie, że szczerze przyznajesz co Cię interesuje w drugiej osobie. Skoro przyciągają Cię faceci z ciekawym charakterem, warto właśnei dalej tym isę kierować i nie przejmowac się nieprzychylnymi opiniami smile Z moim gronie znajomych często bywało i bywa tak, że ktoś się poznaje, utrzymuje się miedzy nimi przyjacielska lub koleżeńśka relacja, choćby z uwagi na wspólne zainteresowania czy częste kontakty. Potem, kiedy z czasem się poznaje tą osobę bliżej, coś w niej nagle odkrywamy, przekoanujemy się do niej i zaczynamy byc razem. Mam wrażenie ,że większa szansa na trwałe i dojrzałe uczucie, to takie które powstaje po dłuższym poznaniu.

A właśnie powiem Ci szczerze, że my na studiach mamy łączone grupy tzn ja jestem w grupie 4, ale mam zajęcia też z 3 i 5. Jak rok temu byłam w innej grupie, to widywałam tego chłopaka niemal codziennie. Na koniec października zmieniłam grupę (na taką, która ma trochę bardziej pasujący dla mnie plan) i nie widuję tego chłopaka prawie wcale i właśnie mam wrażenie, że on się bardziej zaangażował w naszą znajomość. Może to mylne, ale no już zaczęłam o nim zapominać, a tu on się więcej odzywa, nawet mnie odwiedził, bo niby czegoś potrzebował (a nie było mu to bardzo do szczęścia potrzebne). I jak tu potem zapomnieć...
Ale staram się nie zamykać na inne znajomości. Nie należę do zdesperowanych, więc no nie chcę nic wymuszać na tym chłopaku, ani na żadnym innym, ale jednak fajnie by było w końcu kogoś mieć. Nie chcę mieć od razu męża i dzieci. Chcę najpierw posmakować, jak smakuje taka młodzieńcza miłość (chociaż i tak nie wiem, czy nie jestem już na to za stara).
Co do pierwszej części tekstu to tak, rozumiem Twój tok myślenia, bo w większości przypadków tak jest. Sporo samotnych kobiet i mężczyzn narzeka, że nikt się nimi nie interesuje. Ja nie mogę na to narzekać, bo jakieś powodzenie mam, ale nie są to ludzie, w których ja gustuję. Jedna znajoma mnie próbowała wielokrotnie do naszego kolegi, który był we mnie zakochany przekonać, ja też się z nim kilka razy spotkałam, ale stwierdziłam, że nic a nic do niego nie czuję, całować bym się go brzydziła, więc ucięłam kontakt. Jak widzisz, desperatką nie jestem, ale boję się, że w końcu nią zostanę jak tak dalej pójdzie.
Jeden facet na takim forum mi napisał, że to, że faceci się starają o kobiety należy włożyć między bajki, bo to kobiety przeważnie uwodzą mężczyzn, wręcz na nich "polują" na porządnych facetów za pomocą ładnego ubioru, makijażu itp. Powiedział też, że mogę się kłócić, że tak nie jest, ale jego koleżanki, singielki, które mają teraz 40 lat potwierdzają jego słowa i wiedzą, że jakby też w odpowiednim momencie znalazły sobie faceta to by nie były same. Co o tym sądzisz? Czy to prawda?

8 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-04 11:43:12)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

No nie wiadaomo, co w takim razie może mu chodzić po głowie. Z jednej strony faceci( podobno) lubią kobiety niedostępne. Z drugiej strony takie przyciąganie i odpychanie mnie strasznie denerwuje i sam tego doświadczyłem, więc dałem sobie kiedyś spokój z jedną znajomością. Przyjemne jest, kiedy ktoś Ci okazuje zainteresowanie, ale grunt to zauważyć  i odpowiednio zareagować smile Gdy trwa to zbyt długo, rośnie frustracja i zrezygnowanie. Co pozostaje? Może uważnie go obserwować w momentach, kiedy się widujecie..Jeśli zależałoby mu, choćby na spotkaniach, to by chociaż raz się odezwał sam i coś zaproponował..
Z drugiej strony wiecznie nie warto czekać i możę wyjść od siebie z inicjatywą, sprawdzając jak zareaguje, czy się zgodzi na spotkanie czy możę zaproponuje inny termin? Nie wiem też jak z czasem na takich studiach, z pewnością trochę zajmuje Wam nauka smile
Czy kobiety polują na facetów? Na na pewno w pewnym sesnsie tak smile na swój sposób niejako zapraszacie nas, okazując subtelne syganły zainteresowania smile pytanie co dalej? Jedne z Was biorą sprawy w swoje ręcę innne z kolei( i chyba jest ich zdecydowana większość) pozzostawiają wolne pole nam facetom.  Te z Was, które budzą się z ręką w nocniku, to raczej takie księżniczki, które raczej nawet nie kiwną palcem, czekając zawsze i wszędzie, na każdym kroku na ruch faceta. Takie osoby nie wzbudzają sympatii, chociażby z uwagi na wybujałe ego, jakie od nich bije. Wszystko na to wskazuje, że Ty z pewnością do nich nie należysz, więc głowa do góry! smile

Czasami jest tak, że do niektórych osób przekonujemy się po czasie dopiero. Ktoś nas na początku zniechęca, gdy go dobrze nie znamy, choćby z uwagi na jakiś pojedynczy incydent w jego życiu. Z czasem powoli odkrywa przed nami swoje karty i staje się w naszych oczach atrakcyjny. Skoro gość, z którym chcieli Cię wsywatać, nie wydawał się odpowiednim kandydatem, to znaczy, że zdecydowanie Cię odrzuca pod pewnym względem. Dobrze zatem zdecydowałaś smile Nie można nikogo kochać na siłę.

9

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

No nie wiadaomo, co w takim razie może mu chodzić po głowie. Z jednej strony faceci( podobno) lubią kobiety niedostępne. Z drugiej strony takie przyciąganie i odpychanie mnie strasznie denerwuje i sam tego doświadczyłem, więc dałem sobie kiedyś spokój z jedną znajomością. Przyjemne jest, kiedy ktoś Ci okazuje zainteresowanie, ale grunt to zauważyć  i odpowiednio zareagować smile Gdy trwa to zbyt długo, rośnie frustracja i zrezygnowanie. Co pozostaje? Może uważnie go obserwować w momentach, kiedy się widujecie..Jeśli zależałoby mu, choćby na spotkaniach, to by chociaż raz się odezwał sam i coś zaproponował..
Z drugiej strony wiecznie nie warto czekać i możę wyjść od siebie z inicjatywą, sprawdzając jak zareaguje, czy się zgodzi na spotkanie czy możę zaproponuje inny termin? Nie wiem też jak z czasem na takich studiach, z pewnością trochę zajmuje Wam nauka smile
Czy kobiety polują na facetów? Na na pewno w pewnym sesnsie tak smile na swój sposób niejako zapraszacie nas, okazując subtelne syganły zainteresowania smile pytanie co dalej? Jedne z Was biorą sprawy w swoje ręcę innne z kolei( i chyba jest ich zdecydowana większość) pozzostawiają wolne pole nam facetom.  Te z Was, które budzą się z ręką w nocniku, to raczej takie księżniczki, które raczej nawet nie kiwną palcem, czekając zawsze i wszędzie, na każdym kroku na ruch faceta. Takie osoby nie wzbudzają sympatii, chociażby z uwagi na wybujałe ego, jakie od nich bije. Wszystko na to wskazuje, że Ty z pewnością do nich nie należysz, więc głowa do góry! smile

Czasami jest tak, że do niektórych osób przekonujemy się po czasie dopiero. Ktoś nas na początku zniechęca, gdy go dobrze nie znamy, choćby z uwagi na jakiś pojedynczy incydent w jego życiu. Z czasem powoli odkrywa przed nami swoje karty i staje się w naszych oczach atrakcyjny. Skoro gość, z którym chcieli Cię wsywatać, nie wydawał się odpowiednim kandydatem, to znaczy, że zdecydowanie Cię odrzuca pod pewnym względem. Dobrze zatem zdecydowałaś smile Nie można nikogo kochać na siłę.

Z tą niedostępnością to właśnie nie wiem, jak to jest. Niby faceci takie lubią, ale jak czytam opinie na różnych forach (odwołuję się do tych forów, bo lubię czytać na ten temat) to większość facetów pisze, że nie lubi zimnych i niedostępnych lasek, tylko uśmiechnięte i ciepłe. Tak przynajmniej twierdzą, chyba że piszą jedno, robią drugie.
Przyciąganie i odpychanie bardzo denerwuje.
Wcześniej temu chłopakowi na pewno się nie podobałam, ale z miesiąc temu razem z kolegą i koleżanką (Piotrek i Gabrysia) zrobiliśmy sobie taką 4-osobową domówkę i już wtedy miałam wrażenie, że inaczej się na mnie patrzy (nie umiem określić), chwycił mnie za ramię tłumacząc coś, pytał o zainteresowania itp.
Kilka dni później była taka sytuacja: była środa późny wieczór. Karol (ten chłopak) napisał do mnie, czy nie pożyczyłabym mu notatek na następną prezentację z pewnego przedmiotu. Ja tą prezentację już miałam i mówiłam mu wcześniej, że jakby potrzebował materiały to ma dać znać. Przy czym była to środa, prezentację miał w następną środę, więc sporo czasu, a zapytał o nie tydzień wcześniej. No ale nic. Byliśmy wstępnie umówieni na następny dzień między zajęciami, ale w trakcie rozmowy zażartowałam, że ma się stawić po te materiały za 15 minut, on napisał, że dobrze. I faktycznie minęło parę minut i słyszę dzwonek do mieszkania i Karola w drzwiach, który się śmiał i mówił, że przecież pisał, że niedługo będzie (oboje wynajmujemy pokoje studenckie, przy czym mieszkamy zaledwie kilka bloków od siebie). Byłam trochę zdziwiona, że chciało mu się specjalnie ubierać i tak szybko przyjść po coś, co nie było pilne na już. Dodatkowo przypomniał sobie nagle, gdzie mieszkam, bo wcześniej nie pamiętał numeru mieszkania. Do tego przyniósł mają bombonierkę czekoladek Merci w ramach podziękowania (taką małą, ale jednak). Mój brat powiedział, że coś musi być na rzeczy, bo chłopakowi by się nie chciało ruszyć tyłka, gdyby nie miał powodu, a jeszcze te czekoladki...
Od tamtego czasu widzę też zmianę jego nastawienia. Wcześniej wielokrotnie powtarzał, że nie wierzy w miłość, teraz, jak kolega na messengerze na naszej konwersacji 4-osobowej wrzucił cytat, że "warto mieć kogoś, kto nas wspiera, motywuje" to Karol napisał, że w sumie to się  tym zgadza (gdzie zaznaczam- kilka miesięcy temu wiele razy słyszałam, że "miłość nie istnieje" itp.). Wcześniej nawet kilka razy sugerował mi, że pewien chłopak do mnie startuje (co było nie prawdą), ja żartowałam, że chyba do niego, on się śmiał, że tak, że jest nim zainteresowany. Za to jakiś tydzień temu na tej naszej grupie podkreślał, że jest zafascynowany urodą dziewczyn i to one mu się podobają (ale jak koleżanka zapytała, czy mu się ktoś podoba, to zbył ją i nie powiedział). Kilka dni przed tym też znowu coś wyszło z konwersacji, to się pytał, czy chciałabym umówić się z jakimś facetem. I ja już nie wiem, czy on tak na serio, czy żartuje. Jednak jak nie tak dawno do mnie napisał w jednej sprawie, ja pociągnęłam rozmowę dalej, trochę popisaliśmy, ale nie jakoś długo i wyczerpująco, a on potem nie ciągnął tej rozmowy, jak ja przestałam. Głównie gadamy ze sobą na tej grupie, gdzie jestem ja, Karol, Gabrysia i Piotrek, gadamy tam też między sobą, ale np. nie piszemy ze sobą prywatnie jakoś bardzo często ani długo, on też mnie nigdzie nie zaprosił jak do tej pory. Tak więc albo ja jestem przewrażliwiona, albo ten chłopak daje bardzo sprzeczne sygnały. Ja rozumiem na ogół ludzi, jego nie mogę rozszyfrować. Tak samo praktycznie zawsze, gdy tylko ktoś z nas wszedł na tematy typu seks itp to on nie bardzo chciał się na ten temat wypowiadać, a od niedawna sam nawet rzuca żartobliwe, dwuznaczne teksty (bez żadnych wulgarnych treści, my sobie tak czasem na tej grupie żartujemy, ale on zawsze był wtedy z boku i się nie udzielał). Dlatego nie wiem za bardzo, co o tym myśleć
Jak napisałeś o tych księżniczkach, to trochę się uspokoiłam. No ja kiedyś byłam bardzo nieśmiała, ale w przypadku tego chłopaka wiedziałam, że on nic nie zrobi, więc delikatnie sugerowałam pewne rzeczy poprzez "przypadkowy" dotyk, inicjowanie rozmowy, był u mnie na obiedzie ze 2 razy, raz go próbowałam gdzieś wyciągnąć, ale wtedy jeszcze dorabiał sobie w weekendy jako kelner (podziwiałam go za to, że godził pracę z uczelnią) i mi napisał, że chętnie, ale ma pracę do 20.30 przez co nie da rady (ale 2 dni później wyciągnęliśmy go z kolegą z domu, żeby nie siedział sam po pracy). Dodatkowo Karol mnie też znał raczej z dobrej strony, jako dziewczynę zadbaną (lekki makijaż, ładne ubrania), z poczuciem humoru, z dystansem (za co sam przyznał, że mnie podziwia za ten dystans do siebie), nie obrażam się też o byle co, więc no nie można o mnie powiedzieć, że jestem "zimna laska"
I nie, nie potrafiłabym się umówić z tym zeswatanym chłopakiem. To nie dla mnie. Jak ktoś mi się nawet odrobinę nie podoba i nie widzę nadziei to nie chcę komuś dawać złych sygnałów

Przepraszam za ten wywód, ale bardzo chciałam się wygadać, w Ty tu tak mądrze piszesz
Co o tym sądzisz?

10

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Nie czuję się jakąś absolutną wyrocznią w tych sprawach smile

W każdym razie wiadomo preferencje są różne, tak jak i u Was smile Jedni faceci wciąż uganiają się za nieodstępnymi obietami inni rezygnują po pierwszej odmowie. Ja osobiście mam takie podejśćie, że gdybym chciał kobietę zaprosić, wyjśc z propozycją spotkania do odezwałbym się raz-dwa razy, czasmi możę  trzy. Nie jestem jednak nachalny to raz. A po drugie akurat nie uważam, że to facet ma poświęcać większość energi i czasu, aby się przypodobać kobiecie, szczególnie, jeśli to kobieta wykazuje większe zainteresowanie, czujac że facet wpadł jej w oko. Skoro ona uważa go za atrakcyjnego i wartego poznania a on mniej, to dlaczego ma nie wyjść z inicjatywą?
Z tego co piszesz, wygląda na to, jakby gość zaczął się powoli ośmielać. Widocznie bada ostrożnie grunt, próbując okazać Ci jakoś zainteresowanie. Niby nigdzie nie zaprosił, ale możę jeszcze czuje się zbyt skrępowany, nie chce się spieszyć. Akurat lepiej chyba, jeśli rozwija się coś takiego wolniej, niż gdyby od razu Ci soię miał oświadczyć smile Może warto na początek zacząć umawiać się w grupie na wspólne wyjsćai. Skoro twierdzisz, że trzymacie się razem w czwórkę, to umawiajcie się w miarę możliwości gdzieś na miasto i obsrwuje jego reakcję i zachowanie w towarzystwie. A nuż w tym czasie sam coś zaproponuje.. Może byc tak, ze zaczyna mu też brakować kogoś bliskiego i toczy jakąś walkę ze sobą? Jeśli dawałaś mu tak wyraźne oznaki zainteresowania, o jakich wspomniałaś, to dziwne, żę nic z tym nie zrobił. Ciężko mu się chyba zdecydować, mozę próbuje jakąś traumę przezwycieżyć, mozę wcześniej jakas dziewczyna go mocno skrzywdziła? Sprawiasz wrażenie wartościowej dziewczyny, więc więcej wairy w siebie! smile
Powodzenia!

11

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Nie czuję się jakąś absolutną wyrocznią w tych sprawach smile

W każdym razie wiadomo preferencje są różne, tak jak i u Was smile Jedni faceci wciąż uganiają się za nieodstępnymi obietami inni rezygnują po pierwszej odmowie. Ja osobiście mam takie podejśćie, że gdybym chciał kobietę zaprosić, wyjśc z propozycją spotkania do odezwałbym się raz-dwa razy, czasmi możę  trzy. Nie jestem jednak nachalny to raz. A po drugie akurat nie uważam, że to facet ma poświęcać większość energi i czasu, aby się przypodobać kobiecie, szczególnie, jeśli to kobieta wykazuje większe zainteresowanie, czujac że facet wpadł jej w oko. Skoro ona uważa go za atrakcyjnego i wartego poznania a on mniej, to dlaczego ma nie wyjść z inicjatywą?
Z tego co piszesz, wygląda na to, jakby gość zaczął się powoli ośmielać. Widocznie bada ostrożnie grunt, próbując okazać Ci jakoś zainteresowanie. Niby nigdzie nie zaprosił, ale możę jeszcze czuje się zbyt skrępowany, nie chce się spieszyć. Akurat lepiej chyba, jeśli rozwija się coś takiego wolniej, niż gdyby od razu Ci soię miał oświadczyć smile Może warto na początek zacząć umawiać się w grupie na wspólne wyjsćai. Skoro twierdzisz, że trzymacie się razem w czwórkę, to umawiajcie się w miarę możliwości gdzieś na miasto i obsrwuje jego reakcję i zachowanie w towarzystwie. A nuż w tym czasie sam coś zaproponuje.. Może byc tak, ze zaczyna mu też brakować kogoś bliskiego i toczy jakąś walkę ze sobą? Jeśli dawałaś mu tak wyraźne oznaki zainteresowania, o jakich wspomniałaś, to dziwne, żę nic z tym nie zrobił. Ciężko mu się chyba zdecydować, mozę próbuje jakąś traumę przezwycieżyć, mozę wcześniej jakas dziewczyna go mocno skrzywdziła? Sprawiasz wrażenie wartościowej dziewczyny, więc więcej wairy w siebie! smile
Powodzenia!

Ja wiem, że w tych sprawach nikt nie jest wyrocznią, ale mądrze piszesz, dlatego Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy.
"A po drugie akurat nie uważam, że to facet ma poświęcać większość energi i czasu, aby się przypodobać kobiecie, szczególnie, jeśli to kobieta wykazuje większe zainteresowanie, czujac że facet wpadł jej w oko."- no ja okazywałam z pół roku temu zainteresowanie, on się chyba zorientował, ale na pewno nie był zainteresowany, bo kilka razy w rozmowie ze mną wtrącał, że on się wiązać nie chce, nie wierzy w miłość itp. Raczej nie mówiłby tego, gdyby faktycznie był zakochany.
Natomiast od tamtego spotkania, które opisałam wyżej zachowuje się tak, jak już opisywałam- przyszedł do mnie wieczorem, po coś, co mógł odebrać w każdy inny dzień, na tej naszej grupie ze znajomymi pisał, że podobają mu się polskie dziewczyny (kilkukrotnie o tym wspominał, gdzie wcześniej nic na ten temat nie mówił, nawet żartował, że się przerzuci na facetów).
Tak jak piszesz o tych spotkaniach w towarzystwie znajomych, to on sam proponował już dwa wyjścia i jesteśmy wstępnie umówieni (czekamy tylko, aż ten Piotrek zda jedno ważne kolokwium, które ma za kilka dni i musi zdać). No ale zaproponował. Wcześniej trzeba było go wręcz wyciągać z domu na siłę.
Dlatego zastanawiam się, czy mi się wydaje, czy co się stało, ale no przyznaj- to jest dziwne zachowanie
Znamy się ponad rok. Czy to możliwe, aby dopiero teraz coś we mnie zobaczył? Po jednym ze spotkań? To jest możliwe, żebym mu się nie podobała wtedy, gdy okazywałam mu zainteresowanie, a teraz, tak nagle, zobaczył coś we mnie? Bo on od tamtego spotkania zachowuje się inaczej. Może nie jakoś drastycznie, ale ja widzę sporo zmian, które wymieniłam z resztą wyżej

12

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Nie czuję się jakąś absolutną wyrocznią w tych sprawach smile

W każdym razie wiadomo preferencje są różne, tak jak i u Was smile Jedni faceci wciąż uganiają się za nieodstępnymi obietami inni rezygnują po pierwszej odmowie. Ja osobiście mam takie podejśćie, że gdybym chciał kobietę zaprosić, wyjśc z propozycją spotkania do odezwałbym się raz-dwa razy, czasmi możę  trzy. Nie jestem jednak nachalny to raz. A po drugie akurat nie uważam, że to facet ma poświęcać większość energi i czasu, aby się przypodobać kobiecie, szczególnie, jeśli to kobieta wykazuje większe zainteresowanie, czujac że facet wpadł jej w oko. Skoro ona uważa go za atrakcyjnego i wartego poznania a on mniej, to dlaczego ma nie wyjść z inicjatywą?
Z tego co piszesz, wygląda na to, jakby gość zaczął się powoli ośmielać. Widocznie bada ostrożnie grunt, próbując okazać Ci jakoś zainteresowanie. Niby nigdzie nie zaprosił, ale możę jeszcze czuje się zbyt skrępowany, nie chce się spieszyć. Akurat lepiej chyba, jeśli rozwija się coś takiego wolniej, niż gdyby od razu Ci soię miał oświadczyć smile Może warto na początek zacząć umawiać się w grupie na wspólne wyjsćai. Skoro twierdzisz, że trzymacie się razem w czwórkę, to umawiajcie się w miarę możliwości gdzieś na miasto i obsrwuje jego reakcję i zachowanie w towarzystwie. A nuż w tym czasie sam coś zaproponuje.. Może byc tak, ze zaczyna mu też brakować kogoś bliskiego i toczy jakąś walkę ze sobą? Jeśli dawałaś mu tak wyraźne oznaki zainteresowania, o jakich wspomniałaś, to dziwne, żę nic z tym nie zrobił. Ciężko mu się chyba zdecydować, mozę próbuje jakąś traumę przezwycieżyć, mozę wcześniej jakas dziewczyna go mocno skrzywdziła? Sprawiasz wrażenie wartościowej dziewczyny, więc więcej wairy w siebie! smile
Powodzenia!

A zapomniałam jeszcze dodać- kiedyś opisywałam dokładniej całą sytuację mojemu bratu (jesteśmy dosyć blisko) i on właśnie powiedział, to co Ty tu napisałeś, czyli że chłopak ma po prostu jakiś problem np. rodzinny (wiem, że jego tata miał operację w maju, więc raczej poważna sprawa), a przez to, co mówił brat też wywnioskował, że ten chłopak bardzo sparzył się na jakiejś dziewczynie, prawdopodobnie się zakochał bez wzajemności i dlatego też nie był za bardzo zainteresowany żadną znajomością

13 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-10 15:07:45)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

katie96 Powiedz, dlaczego Wy kobiety musicie tak wszystko komplikować i dokładnie rozkminiać każdą możliwą wersję, zastanawiać się nad możliwymi scenariuszami? Planowanie godne rozpoczynania jakiejś wielkiej operacji wojskowej:) Zamiast tego można zwyczajnie iść za głosem serca czy tez sumienia. Skoro widzisz zmianę w jego zachowaniu, to oznacza, że być może zmienia swoje nastawienie. Obserwujesz, wyciągasz wnioski JEDYNIE na podstawie tego, co widzisz. Co innego jest możliwe na tym etapie? Skoro jesteście umówieni to idźcie na to spotkanie i zobacz jak się będzie zachowywał. Skoro on, póki co, nie wykazuje żadnych wyraźnych zachowań, to spóbuj sama coś zaproponować, jak nie w czwórkę to w dwójkę smile Pytasz czy uczucie może rozwijać się stopniowo? Na pewno tak, zresztą osobiście uważam, że takie właśnie powoli rozwijające się relacje lepiej rokują. Nie przepadam za nagłymi uniesieniami i porywami, czy uderzeniami pioruna, bo to bywa złudne. Może przecież być tak, że gość się powoli otwiera na związek, bo jest zwyczajnie ostrożny. Wiem, że mało jest rzeczy, które Was tak bardzo kręcą jak pewność siebie, zdecydowanie i stanowczość.
To w takim razie zadaj sobie proste pytanie: czy rzeczywiśćie coś do niego czujesz czy bardziej wolisz zdecydowane dziąłania i obecna jego postawa Cię zniechęca..?

14

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

katie96 Powiedz, dlaczego Wy kobiety musicie tak wszystko komplikować i dokładnie rozkminiać każdą możliwą wersję, zastanawiać się nad możliwymi scenariuszami? Planowanie godne rozpoczynania jakiejś wielkiej operacji wojskowej:) Zamiast tego można zwyczajnie iść za głosem serca czy tez sumienia. Skoro widzisz zmianę w jego zachowaniu, to oznacza, że być może zmienia swoje nastawienie. Obserwujesz, wyciągasz wnioski JEDYNIE na podstawie tego, co widzisz. Co innego jest możliwe na tym etapie? Skoro jesteście umówieni to idźcie na to spotkanie i zobacz jak się będzie zachowywał. Skoro on, póki co, nie wykazuje żadnych wyraźnych zachowań, to spóbuj sama coś zaproponować, jak nie w czwórkę to w dwójkę smile Pytasz czy uczucie może rozwijać się stopniowo? Na pewno tak, zresztą osobiście uważam, że takie właśnie powoli rozwijające się relacje lepiej rokują. Nie przepadam za nagłymi uniesieniami i porywami, czy uderzeniami pioruna, bo to bywa złudne. Może przecież być tak, że gość się powoli otwiera na związek, bo jest zwyczajnie ostrożny. Wiem, że mało jest rzeczy, które Was tak bardzo kręcą jak pewność siebie, zdecydowanie i stanowczość.
To w takim razie zadaj sobie proste pytanie: czy rzeczywiśćie coś do niego czujesz czy bardziej wolisz zdecydowane dziąłania i obecna jego postawa Cię zniechęca..?

Haha no takie już jesteśmy szalone baby, że musimy wszystko analizować big_smile
Wiesz co, ja tak to analizuję, bo ten chłopak na pewno nie był mną zainteresowany jeszcze kilka miesięcy temu, ba! Nie był zainteresowany jeszcze 1,5 miesiąca temu: powtarzał, że nie wierzy w miłość, razem ze znajomymi musieliśmy go wyciągać, często na siłę, jak odmawiał to nie proponował innych terminów. Teraz jest nawet na odwrót: mówi, że interesują go kobiety, jak odwołał spotkanie naszej paczki (musiał pomóc tacie w bardzo ważnej sprawie- nieważne, długo by opisywać) to zaproponował termin kilka dni później. Zastanawiam się, skąd taka zmiana. Nawet z punktu czysto psychologicznego, czy jest taka opcja, żeby komuś dać lekko kosza (jak ten chłopak mi), a potem się w tej osobie zauroczyć po jednym spotkaniu? Zastanawiam się, czy to jest możliwe...
Jeśli chodzi o spotkania to on sam proponował spotkanie naszej paczki (aż się zdziwiłam), ale tydzień temu zaproponował nawet aż dwa spotkania.
Jeśli chodzi o spotkania w dwójkę to nie proponował, ja też na razie nie proponuję, bo jak zaproponowałam kilka miesięcy temu to zasłonił się pracą (ale no jak piszę- teraz sytuacja się zmieniła)
To prawda, związki oparte na przyjaźni są najlepsze. Mnie raz chciał poderwać mój kolega z roku. Poznałam go na imprezie u wspólnej koleżanki z roku, on od razu mnie trzymał za ręce, przytulał, na drugim spotkaniu już byłam u niego w mieszkaniu. Na początku mi się podobało, ale potem się zraziłam, bo to szło za szybko po prostu
Tzn. ja tam lubię nieśmiałych chłopaków, chociaż on jakiś bardzo nieśmiały. Niezdecydowany też nie. Mam wrażenie, że wcześniej zdawał sobie sprawę, że podkochuję się w nim, ale nic ode mnie nie chciał i teraz coś się wydarzyło, jakiś bodziec i może- jak to określiłeś- bada grunt, czy jeszcze coś do niego czuję, ale mogę się mylić. No jak opisałam dokładnie sytuację bratu, to on stwierdził, że ten chłopak kiedyś się bardzo sparzył i zamknął na miłość, co w sumie może by prawdą, bo on się dobrze dogaduje z dziewczynami, ale umawiać się z nimi nie chce

15

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

W takim razie na co wskazuje jego zachowanie? Ano, że prawdopodobnie zmienia powoli zdanie smile Jest ostrożny, uważny, idzie niejako krok po kroku, żeby tylko się nie potknąć. Skoro sam zauważył, że prawdopoodbnie czujesz cos do  niego, to może się zastanowił, czy warto dać sobie szansę na szczęście? Zna Cię pewnei na tyle dobrze, iż postanowił zmienić całkowicie swoje podejście. Być może chciałby podjąć bardziej zdecydowane kroki, ale ciężkie przeżycia, związane z jego poprzednimi związkami, skutecznie go w tym hamują. Także warto wychodzić razem, obserwować zachowanie drugiej strony i dyskretnie wybadać sprawę. Nawet jak się z nim na początej zaprzyjaźnisz, to może się pojawić i wzmocnić drzemiace uczucie smile Skoro tak bardzo zmienił mu się punkt widzenia, coś musiało się stać. Facet sobie coś przemyślał, może ma dośc samotnośći? Kto wie? Jeśli zacżął robić podchody właśnie do Ciebie, musiał się domyślać, że coś do niego czujesz? Może zwyczajnie sądził, że Ci jeszcze nie przeszło? smile

16

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

W takim razie na co wskazuje jego zachowanie? Ano, że prawdopodobnie zmienia powoli zdanie smile Jest ostrożny, uważny, idzie niejako krok po kroku, żeby tylko się nie potknąć. Skoro sam zauważył, że prawdopoodbnie czujesz cos do  niego, to może się zastanowił, czy warto dać sobie szansę na szczęście? Zna Cię pewnei na tyle dobrze, iż postanowił zmienić całkowicie swoje podejście. Być może chciałby podjąć bardziej zdecydowane kroki, ale ciężkie przeżycia, związane z jego poprzednimi związkami, skutecznie go w tym hamują. Także warto wychodzić razem, obserwować zachowanie drugiej strony i dyskretnie wybadać sprawę. Nawet jak się z nim na początej zaprzyjaźnisz, to może się pojawić i wzmocnić drzemiace uczucie smile Skoro tak bardzo zmienił mu się punkt widzenia, coś musiało się stać. Facet sobie coś przemyślał, może ma dośc samotnośći? Kto wie? Jeśli zacżął robić podchody właśnie do Ciebie, musiał się domyślać, że coś do niego czujesz? Może zwyczajnie sądził, że Ci jeszcze nie przeszło? smile

Właśnie ja się zaczynam zastanawiać, czy on zmienia zdanie, czy to jest tylko mój wymysł? Zaobserwowałam rzeczy, które opisałam wyżej, ale z drugiej strony mam za uszami taki cytat "Nie ma żadnego 'ale', jakby chciał to by zaprosił na randkę", a prawda jest taka, że widujemy się tylko w gronie znajomych. Może tak jak piszesz- robi to małymi krokami, walczy ze sobą, ale to jest taki człowiek, którego bardzo ciężko mi rozszyfrować. Większość facetów potrafię odgadnąć, czy chcą czegoś, czy nie. Z nim mam problem, bo on jest miłym człowiekiem, nie robi ludziom krzywdy, dlatego ja już kiedyś myślałam, że on chce czegoś więcej, a on pisał ze mną tylko dlatego, że mnie lubił, jako koleżankę. Dla innych swoich koleżanek też był miły. Dlatego jestem trochę sfrustrowana, bo nie mam bladego pojęcia, na czym stoję. Do tej pory w moim życiu wszystko było jasne- albo chłopak czegoś ode mnie chciał i mówił mi o tym, albo dawał ewidentne znaki zainteresowania, albo było widać, że ma mnie gdzieś. Tego chłopaka nie potrafię rozszyfrować. Raz jestem cała w skowronkach i czuję, że jest między nami coraz lepiej, a raz mam doła, bo mówię sobie w myślach "przecież on chce być tylko miłym kolegą". Niby mogłabym zapytać wprost, ale to nie jest takie proste. Poza tym, jak kilka miesięcy temu dawałam ewidentne znaki zainteresowania, to mnie zbywał i nie wiem, co teraz siedzi w jego głowie. Z resztą o ile jestem osobą, która nie czeka, aż książę do mnie podejdzie i zagada, staram się działać, dawać znaki zainteresowania, "otwierać" różne drzwi, żeby chłopak mógł zdziałać, ale no nie wyznam słownie facetowi, że się w nim kocham, szczególnie, jeśli nie mam pewności, że coś do mnie czuje. Na to mnie już nie stać
Ciężko go rozszyfrować, nie wiem za bardzo, co robić

17

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Katie W takim razie się nie zastanawiaj tylko podejmij jednocznaczną decyzję smile Bo jaki jest CEL wiecznego rozważania i analizowania? Nakręcasz się tylko w ten sposób. Jeśli rzeczywiście rzez tak długi czas dawałaś mu jednocznaczne sygnały wręcz otwierałaś się dla niego i zachęcałaś do bliższego kontaktu a on nic, to w większości przypadków facet już dawno by coś zdziałał. Jeśli nie oznaczałaoby, że nie jest Tobą zainteresowany. Musisz tutaj chyba wykonać bardziej zdecydowane kroki, jeśli konieczne Ci na nim zależy. Chociaż takie przedłużające się oczekiwanie może chyba doprowadzić do frustracji i zniechęcić daną osobę do nas. Nie będziesz przecież wokół niego ciągle latać i oczekiwać działań, jeżeli nie czuje do Ciebie nic. Zamykasz się w ten sposób na inne kontakty. Gdyby tak ludzie byli wierni swoim jednym, konkretnym uczuciom, to by czekali do śmierci. Zatem jedynym wyjściem jest bezpośrednia konfrontacja z jego uczuciami(lub ich brakiem) wobec Ciebie. Jeżeli jest tak wycofany i nieśmiały, że bada bardzo ostrożnie grunt, żeby się nie sparzyć, to być może potrzebje dość dużo czasu. Pytanie czy Ty te zmasz tyle czasu? smile
Nie ma się zbyt teraz zadręczać, jutro Wigilia, więc warto się odprężyć i nie myśleć za bardzo o swoich rozterkach smile Wszystkiego dobrego i powodzenia! smile

Szczerze to się dziwnie czuję, bo wypowiadam się tutaj tylko ja. Może, jeśli ktoś tutaj zajrzy, doradzi Ci coś więcej smile

18

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Widać,że bardzo podoba ci się ten chłopak,dlatego tak mocno analizujesz jego działania. Znacie się,jest miły,więc w każdym zachowaniu doszukujesz się oznak zainteresowania. Ale jak dla mnie,to on cię lubi jako koleżankę. Nawet ta sytuacja z notatkami,sorki, ale dlatego pewnie zjawił się tak szybko,bo mu na nich zależało, a czekoladki dał w ramach podziękowania. Zresztą ty sama mu zaproponowałaś,że mu je udostępnisz. Nie dopatruj się na siłę,że chwycił cię w rozmowie za ramię,uśmiechał się,czy patrzył,jak gadasz z innym facetem,bo wydaje mi się,że zaczynasz wtedy wszystko nadinterpretować. Macie ze sobą stały kontakt na uczelni,jakby chciał czegoś więcej,to by zadziałał. Nie można wszystkiego tłumaczyć nieśmiałością. Mój partner,gdy się poznaliśmy przez znajomego na koncercie,nawet się do mnie nie odzywał,tylko stał z kolegami w pobliżu. Nawet by mi do głowy nie przyszło,że mu wpadłam w oko,a jednak po kilku dniach,mimo nieśmiałości i swoich osobistych przejściach,odnalazł mnie na fb i napisał. Wy widzicie się niemal codziennie. A jeżeli twierdzisz, że on się wstydzi,to sama zaproponuj wyjście ma kawę,bez reszty znajomych. Wtedy będziesz wiedziała,na czym stoisz. Bo póki co,wzdychasz do niego od kilku miesięcy, a nic się między wami nie dzieje. Może pora zacząć go sobie odpuszczać,rozejrzeć się wokół siebie?

19 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-23 18:58:10)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Dobrze, że w końcu ktoś inny się wypowiedział, bo czułem się wobec Autorki trochę jak psychoterapeuta smile

Nie wiem właśnie dlaczego spora grupa ludzi tak uporczywie trzyma się pewnych swoich wyobrażeń i nadziei, związanych z jedną osobą? Przecież szkoda na to naszego cennego czasu.. Zamiast się rozejrzeć
wokół za innymi opcjami, to w ten sposób blokuje się cżłowiek przed możliwością poznania innej osoby.
Z początku możnaby pomyśleć, że facet jest rzeczywiście dość nieśmiały, skoro prowadzi jakąś wojnę podjazdową. Najpierw uniki potem ruch do przodu. Tylko na dłuższą metę takie podchody stają się
bardzo irytujące. Każdy rozsądny facet już pewnie dawno by zadziałał, gdby jemu samemu spodobała się Autorka lub gdyby dostawał tak częste i wyraźne oznaki zainteresowania czy wręcz flirtu.
Wyszedłby z jakąś propozycją spotkania ,kawa, kino, spacer - cokolwiek. A tutaj nic, tylko wspólne wypady w większym gronie. Opisywane przypadki uprzejmego i miłego zachowania czy pozorne kroki w celu
bliższego poznania - to raczej właśnie oznaka zainteresowania w czysto koleżeńskim charakterze. Samemu się studiowało, to się wie, jak człowieka potrafi przypilić brak odpowiedniego materiału. Jeśli nawet te czekoladki podarował w ramach wdzięczności, to co to więcej może onaczać.Możę uznał, że zwykłe "dziękuję" nie wystarczy..Na studiach tez z wieloma osobami, szczególnie z grupy ćwiczeniowej pozostawałem
w dość dobrych relacjach i takie oznaki były czysto koleżeńskie. Jeśli chcesz Autorko mieć wszystko jasne to kawa na ławę! - bo inaczej to się na nic nie doczekasz..

20

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Dobrze, że w końcu ktoś inny się wypowiedział, bo czułem się wobec Autorki trochę jak psychoterapeuta smile

Nie wiem właśnie dlaczego spora grupa ludzi tak uporczywie trzyma się pewnych swoich wyobrażeń i nadziei, związanych z jedną osobą? Przecież szkoda na to naszego cennego czasu.. Zamiast się rozejrzeć
wokół za innymi opcjami, to w ten sposób blokuje się cżłowiek przed możliwością poznania innej osoby.
Z początku możnaby pomyśleć, że facet jest rzeczywiście dość nieśmiały, skoro prowadzi jakąś wojnę podjazdową. Najpierw uniki potem ruch do przodu. Tylko na dłuższą metę takie podchody stają się
bardzo irytujące. Każdy rozsądny facet już pewnie dawno by zadziałał, gdby jemu samemu spodobała się Autorka lub gdyby dostawał tak częste i wyraźne oznaki zainteresowania czy wręcz flirtu.
Wyszedłby z jakąś propozycją spotkania ,kawa, kino, spacer - cokolwiek. A tutaj nic, tylko wspólne wypady w większym gronie. Opisywane przypadki uprzejmego i miłego zachowania czy pozorne kroki w celu
bliższego poznania - to raczej właśnie oznaka zainteresowania w czysto koleżeńskim charakterze. Samemu się studiowało, to się wie, jak człowieka potrafi przypilić brak odpowiedniego materiału. Jeśli nawet te czekoladki podarował w ramach wdzięczności, to co to więcej może onaczać.Możę uznał, że zwykłe "dziękuję" nie wystarczy..Na studiach tez z wieloma osobami, szczególnie z grupy ćwiczeniowej pozostawałem
w dość dobrych relacjach i takie oznaki były czysto koleżeńskie. Jeśli chcesz Autorko mieć wszystko jasne to kawa na ławę! - bo inaczej to się na nic nie doczekasz..

Wlaśnie tak jak już koleżanka napisała wyżej z tymi notatkami. Te notatki były potrzebne na za 2 lub nawet 3 tygodnie,a on się zjawił po nie praktycznie od razu i to jakoś po 23 w nocy. To mnie bardzo zdziwiło
Właśnie ja nie wiem, o co chodzi. Sama już sobie tłumaczę, że dopatruję się czegoś, czego nie ma, analizuję, no ale przyznacie- ta nagla zmiana zachowania chyba jednak o czymś świadczy
To nie jest tak, że zamykam się na znajomości. Ja na razie nie mam po prostu innej opcji. Nie poznałam nikogo ciekawszego, niż on
Jeśli bym poznała to zamknięta nie będę na pewno
Tylko to jednak boli
Bo wcześniej też mi się np w liceum czy na początku studiów podobali jacyś chłopacy, ale nawet jak nie wyszło to nie było mi specjalnie przykro. Mówiłam "nie ten to inny"
A teraz znalazłam wreszcie kogoś odpowiedniego, kogoś, kogo wady znam a mimo to mi nie przeszkadzają, martwię się o niego, gdy ma gorszy humor. Po prostu mi bardzo na nim zależy. Próbowałam już o nim zapomnieć. W wakacje prawie się udało, ale przyszedł rok akademicki i jak widać wszystko wróciło, więc to nie jest taka prosta sprawa
Niestety znam siebie i wiem, że nie przejdzie mi to zbyt szybko i będę przez to cierpieć. Już teraz mam oblane kilka ważnych kolokwiów przez to wszystko. Niestety ja to bardzo przeżywam, bo nigdy nie miałam chłopaka na poważnie, ten jest pierwszy i bardzo mi przykro, że nie ma nawet szansy, żeby spróbować
Na różnych forach często czytam, że wystarczy być ładnym, żeby wyrwać faceta. Ja sama widzę w sobie różne rzeczy, ale ludzie mi mówią,  że wyglądam jak modelka. Ludzie, nawet obcy na różnych forach piszą, że po moich odpowiedziach wnioskują, że jestem fajną osobą. Sama o sobie mogę powiedzieć tyle, że mam do sebie dystans, mam poczucie humoru, jestem troskliwa (proponwałam nawet temu chłopakowi, że przyniosę mu lekarstwa, jak był chory w listopadzie, ale podziękował i powiedział, że już zdążył wziąć, ale no chciałam pokazać, że może na mnie liczyć)
Nie łudziłabym się dłużej, ale nie mogę pojąć tej zmiany w jego zachowaniu. Dlaczego nagle zaczął się tak zachować, jak opisywałam wyżej?
To wszystko jest trochę straszne
Najlepiej by mi zrobiła nowa miłość, wtedy bym się wyleczyła, ale nie mam na razie w okół siebie nikogo, kto by mi wpadł w oko. Bardzo mało jest takich chłopaków, jak on, dlatego mi też na nim tak zależy, bo wiem, że drugiego takiego nieprędko mogę spotkać (jak dotąd trafiłam na samych playboyów,  których nienawidzę)
I wiem, że to zabrzmi głupio, ale jak się łudzę, że coś z tego wyjdzie to mam jeszcze nadzieję, a boję się, że jak mówię sobie, że to koniec i nie ma nadziei to po prostu zawalę mnóstwo spraw na uczelni, jak nie rok. Tak mnie to dobija. Już teraz czuję się smutna, przez tą niepewność, trochę sfrustrowana, ale wierzę, że skoro chociaż trochę zmienił podejście i sam proponuje spotkania z nami, to już jest postęp (tak samo te notatki- napisałam przecież, że nie były mu potrzebne na już, nawet moi brat stwierdził, że coś jest na rzeczy, bo nikt od tak nie fatygowałby się po coś, co mógł odebrać kiedy indziej i jeszcze czekoladki, bo według brata zwykłe "dziękuję" by wystarczyło, a dodatkowo to jest taki chłopak, który ma problem żeby na zajęcia punktualnie dojść na które ma blisko, a do mnie przyleciał bardzo szybko, wręcz od razu)
Niestety w naszym przypadku "kawę na ławę" nie wchodzi w grę
Nie mam do tego siły. Boję się, że nie poradzę sobie z ewentualnym odrzuceniem

21

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Chciałam jeszcze cis dodać
Nie skończyłam wątku, w którym pisałam o tym, że ludzie mi mówią, że wyglądam jak modelka, że jestem ciekawą osobą
Moja współlokatorka (która ma chłopaka od jakiś 4 lat) sama odparła z wielkim zdziwieniem ostatnio, że jak to możliwe, że taka osoba jak ja jest sama. Trochę mnie tym zdołowała. Nawet bardziej niż trochę
Bo skoro ludzie chwalą mój wygląd (I bliscy i obcy), mówią też, że jestem fajną osobą. A ja cały czas szukam, co jest ze mną nie tak, że w ciągu ostatnich kilku lat kilku chłopaków chciało ode mnie coś więcej (ale jak pisałam- ie lubię playboyów, a to były wlas nie takie typy), a jak wreszcie trafiłam na kogoś odpowiedniego to taka klapa
Ja jestem z osób, które nie chcą tysiąca adoratowrow. Wolę jednego a porządnego. Niestety jest dokładnie na odwrót. Wielu się podobam, ale to nie ci, którzy podobają się mi. Próbowałam nawet się zmuszać, ale to nie ma sensu na siłę z kimś się wiązać
Czuję się przez o gorsza, mam bardzo zaniżoną samoocenę (bardzo), mam kompleksy. I to wszystko przez tego jednego chłopaka
Gdyby odwzajemnił uczucia byłoby dokładnie na odwrót- czułabym się wspaniale
Nawet się zastanawiałam, czy nie iść z tym do psychologa, ale no czy on nie umrze ze śmiechu jak usłyszy, że nie nastolatek, a pełnoletnia osoba na studiach tak przeżywa niespełnioną miłość
Na razie jestem na etapie, że czuję, że to nie fair, ze moi znajomi się bp zaręczją (a na facebooku widzę, że kilku znajomych z liceum i z uczelni się zaręczylo w tym roku, a ja nadal stoję w miejscu. To mnie wykańcza

22 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-24 23:15:15)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Aż się oderwałem od ostatnich przygotowań przed Wigilią, bo jak to czytam to aż mnie korci...

Każda z płci, często trochę z przymróżeniem oka, wytyka drugiej te niby jej typowe cechy, przez które oboje się nie mogą dogadać. Przynajmniej na żywo. Tutaj, mimo że wirtualnie, to już widać, że Wy nie potraficie bez tego żyć - bez tego ciągłego zadręczania się i rozmyślań. To jest kobieca wizytówka smile

Szczerze to męczy mnie czytanie tego typu wynurzeń. Jak długo i jak wiele można sobie dopowiadać, analizować i rozstrząsać każdą możliwość, opisując przy tym swoje emocje i niespełnione oczkiwania? Powstają potem posty na kilkadziesiąt linijek dotyczące wątpliwości i wahań trapiących użytkowniczki :"Co też może oznaczać jego zachowanie?". To ile razy sie zastanawiasz i rozkminiasz tą sytuację - możnaby książkę napisać. Trzeba po prostu wyciągać wnioski z tego CO JEST a nie z tego co EWENTUALNIE  może być. Rozwiązanie podałaś na samym końcu - jest to nic innego, jak właśnie kawa na ławę. Dlaczego jest niemożliwa? Niemożliwe to jest póki co wzbicie się w powietrze o własnych siłach. Nie rozumiem dlaczego ktoś ma trwać w tym oślim uporze, okopawszy w się w swojej twierdzy, czekając na zbawienie i owego księcia K., który tam wjedzie z hukiem i zabierze swoją wybrankę w ramiona. CO TAKIEGO DOBREGO Ci przyniesie to ciągłe marudzenie i zastanawianie się nad każdym jego ruchem? Ano nic, jedno wielkie NIC! Jeszcze bardziej się będziesz nakręcać, co dodatkowo pogłębi Twoją frustrację i niepewność! Czy nie lepiej będzie, MIMO WSZYSTKO zaryzykować i wyznać mu swoje uczucia? Czemu Was tak bardzo boli, że ktoś Wam może odmówić? Świat się wtedy zawali? Otóż nie! Przynajmniej będziesz PEWNA na czym stoisz, bo o to Ci chodzi prawda? No chyba, że się mylę...
Zadurzyłaś się w tym facecie, to dlatego blokujesz się całkowicie na inne kontakty. Przeciętna osoba to już dawno po takich podchodach miałaby dość i zaczęła się rozglądać za kimś innym. Masz po prostu klapki na oczach i nie widzisz kompletnie innej mozliwości, niż on. Szczerze mówiąc, jak spojrzy się trzeźwo na tą sytuację z notatkami to przecież istnieją dziesiątki wytłumaczeń, dlaczego  tak sie zachował a niekoniecznie wiąże się to z jego uczuciami wobec Ciebie. Może chciał się wcześniej nauczyć, bo ma pewnie inne obowiązki? Bo właśnie życie nie składa się tylko z bycia ciągle przy boku i myślenia o swoje drugiej połówce cały czas. W tym wypadku zamiast drugiej półówki możesz sobie dopisać zabieganie o kogoś czy możę kontakty koleżeńśkie(raczej to drugie).Poza tym, ludzie niebędący w związkach też czasami dają sobie prezenty. Jeśli jest tak jak piszesz, że nie dopuszczasz do siebie innych facetów, to zaczynam się zastanawiać, co Cię tak odrzuca? Masz przed oczami tylko swojego wybranka i nic więcej? Jeśli komuś zależy, to przez ten czas już znalazłby czas i chęci, żeby cokolwiek zoorganizować czy zaproponować wspólne spędzenie wolnego czasu. Przecież ludzie powinnni się zachowywać wobec siebie uprzejmie i miło - niekoniecznie chcąc być razem..

Cenię sobie ogromnie bezpośredniość, otwartość i szczerość u ludzi. Dlatego powiem przykład ze swojego życia. Niedługo po studiach poznałem taką jedną. Otwarta, sympatyczna i serdeczna dziewczyna, do wszystkich się uśmiechała i żartowała - no wprost energia z niej biła. Nie wiedziałem nic o niej, więc zaproponowałem spotkanie - zgodziła się. Widzieliśmy sie parę razy, ale okazało się że ma kogoś. Po prostu była otwarta na kontakty przyjacielskie. Z czasem zerwała z tym gościem, więc sznasa się pojawiła. Do tego czasu już się w niej zadurzyłem tak jak Ty w tym facecie. Żeby OSTATECZNIE rozwiać wszelkie wątpliwości, kiedyś sobie szczerze pogadaliśmy. TAK ZUPEŁNIE OTWARCIE, bez ogródek - właśnie kawa na ławę. Pozostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, bo nie szukała nikogo lub nie przypadłęm jej do gustu. Nie wiem co było prawdą - być może to drugie. Czy mnie dotknęło ewentualne odrzucenie? Wcale nie, bo nie potraktowałem tego w ten sposób, nie wziąłem tego aż tak do siebie. Najbardziej się ucieszyłem z tego, że ostatecznie przekonałem się na czym stoję. Pozostajemy w koleżeńskich relacjach i myślę, że dobrze zrobiłem. Nauczmy się ze sobą rozmawiać, zamiast bawić się w jakieś durne dziecinne podchody i domysły, wzajemnie się przeciągac w tej niepewności, bo to zwyczajnie żałosne i bezcelowe.
Aha i jeszcze jedno: OSTATNIĄ rzeczą na tym świecie, jaką bym zrobił to oglądanie się i wzorowanie na innych, szukając swojej drogi w życiu. Nie przychodzi mi do głowy żadne rozsądne określenie, jakiego miałbym użyć, jeśli chce opisać czym jest zwracanie uwagi na innych lub kierowanie się ich opinią, chcąc ułożyć swoje własne życie. Nie oglądajmy się na innych, bo to jest zwyczajny ABSURD! Do tego dochodzi to poczucie budowania szczęścia w oparciu o drugą osobę. Każdy jest osobnym bytem, oddzielną istotą i musi umieć sam ze sobą żyć i samemu normalnie funkcjonować. Nie dociera do mnie jak można budować poczucie własnej wartości i samooceny o kogoś innego? Jak można uzależniac swoje szczęście, spełnienie i radość z życia od drugiego człowieka? Przede wszystkim to NAM ma być ZE SOBĄ dobrze, mamy się czuć fantastycznie we własnej skórze! Nikt nie steruje naszym życiem tylko my sami! To JA SAM i MOJE ŻYCIE ma przede wszystkim sprawić, że czuję się świetnie, mam dobry humor i mogę robić 1000 rzeczy naraz. Człowiek szczęśliwy sam ze sobą potrafi dopiero wytworzyć wokół siebie taką aurę, że przyciąga do siebie innych? A jeśli się nie powiedzie? No cóż, takie jest życie - ale trochę facetów na tym świecie jeszcze jest. Kazdy przeżywa i przeżywał kiedyś takie porażki. Ale im szybciej się z tym da pogodzić, tym lepiej na tym się wychodzi. Mam 32 lata, miałem do tej pory kilka przelotnych znajomości. Mimo wszystko, czuję się nadzwyczaj dobrze, powiedziąłbym że rewelacyjnie, cieszę się życiem, pracą, pasjami, przyjaciółmi. Nie rozpaczam z powodu braku kobiety, bo wiem, żę ona mi na pewno nie zagwarantuje szczęścia sama w sobie. Muszę SAM do tego SWOJEGO szczęścia dojść a może potem, jak będę chciał, to zaproszę kogoś do swojego życia. Chociaż nie jest to dla mnie żaden priorytet ani najwyższe dobro czy tez nadrzędny cel, do którego mam dążyć.
Także weź dziewczyno ochłoń, otrząśnij się z tego wszystkiego, skoro przez faceta(!) masz zawalić egzaminy. Czytam po prostu to co piszesz i widzę, że szczera rozmowa będzie JEDYNYM  sposobem na poradzenie sobie z tymi niepewnościami, które Cię trapią. I zapewniam Cię, że odrzucenie to NIE JEST najgorsza tragedia jak może człowieka w życiu spotkać. To zresztą ni ejest żadna tragedia, tylko zwyczajne życiowe potknięcie, z którego trzeba się podnieść. Tak jak oblanie egzaminu czy odmowa przyjęcia do pracy. Poczytaj chociażby tu na forum, w watkach o zdradach, krzywdach, upokorzeniach, cierpieniu - to przkonasz się czym tak naprawde są ludzkie tragedie, nie mówiać o jeszcze cięższym kalibrze. Całkowicie rozumiem, że można rozpaczać po utracie kogoś, z kim żyło sie tyle lat i kogo się szczerze kochało. Ale to jest wtedy dojrzała miłość a nie ( sory za określenie) zwykłe dziecinne zauroczenie. Bo naprawdę tak przejmować się JEDNYM facetem, to nie jest oznaka dojrzałości, moim zdaniem, Sory, ale ciężko mi znaleźć sposób, żeby do Ciebie dotrzeć. Nie dajesz sobie szansy na to, żeby rozwiązać sprawę, żyjesz jakimiś złudzeniami, że wszystko się samo ułoży..Otóż nie - nie ułoży się! Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce!

Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli ktoś zechce się tutaj poudzielać, to chętnie włączę się w dyskusję, ale sam już nie będę tego ciągnął, bo czuję się naprawdę jak jakiś terapeuta..


Waracam do ubierania choinki i śpiewania kolęd, bo to coraz bliżej smile Mimo wszystko - spokojnych Świąt smile

23

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Aż się oderwałem od ostatnich przygotowań przed Wigilią, bo jak to czytam to aż mnie korci...

Każda z płci, często trochę z przymróżeniem oka, wytyka drugiej te niby jej typowe cechy, przez które oboje się nie mogą dogadać. Przynajmniej na żywo. Tutaj, mimo że wirtualnie, to już widać, że Wy nie potraficie bez tego żyć - bez tego ciągłego zadręczania się i rozmyślań. To jest kobieca wizytówka smile

Szczerze to męczy mnie czytanie tego typu wynurzeń. Jak długo i jak wiele można sobie dopowiadać, analizować i rozstrząsać każdą możliwość, opisując przy tym swoje emocje i niespełnione oczkiwania? Powstają potem posty na kilkadziesiąt linijek dotyczące wątpliwości i wahań trapiących użytkowniczki :"Co też może oznaczać jego zachowanie?". To ile razy sie zastanawiasz i rozkminiasz tą sytuację - możnaby książkę napisać. Trzeba po prostu wyciągać wnioski z tego CO JEST a nie z tego co EWENTUALNIE  może być. Rozwiązanie podałaś na samym końcu - jest to nic innego, jak właśnie kawa na ławę. Dlaczego jest niemożliwa? Niemożliwe to jest póki co wzbicie się w powietrze o własnych siłach. Nie rozumiem dlaczego ktoś ma trwać w tym oślim uporze, okopawszy w się w swojej twierdzy, czekając na zbawienie i owego księcia K., który tam wjedzie z hukiem i zabierze swoją wybrankę w ramiona. CO TAKIEGO DOBREGO Ci przyniesie to ciągłe marudzenie i zastanawianie się nad każdym jego ruchem? Ano nic, jedno wielkie NIC! Jeszcze bardziej się będziesz nakręcać, co dodatkowo pogłębi Twoją frustrację i niepewność! Czy nie lepiej będzie, MIMO WSZYSTKO zaryzykować i wyznać mu swoje uczucia? Czemu Was tak bardzo boli, że ktoś Wam może odmówić? Świat się wtedy zawali? Otóż nie! Przynajmniej będziesz PEWNA na czym stoisz, bo o to Ci chodzi prawda? No chyba, że się mylę...
Zadurzyłaś się w tym facecie, to dlatego blokujesz się całkowicie na inne kontakty. Przeciętna osoba to już dawno po takich podchodach miałaby dość i zaczęła się rozglądać za kimś innym. Masz po prostu klapki na oczach i nie widzisz kompletnie innej mozliwości, niż on. Szczerze mówiąc, jak spojrzy się trzeźwo na tą sytuację z notatkami to przecież istnieją dziesiątki wytłumaczeń, dlaczego  tak sie zachował a niekoniecznie wiąże się to z jego uczuciami wobec Ciebie. Może chciał się wcześniej nauczyć, bo ma pewnie inne obowiązki? Bo właśnie życie nie składa się tylko z bycia ciągle przy boku i myślenia o swoje drugiej połówce cały czas. W tym wypadku zamiast drugiej półówki możesz sobie dopisać zabieganie o kogoś czy możę kontakty koleżeńśkie(raczej to drugie).Poza tym, ludzie niebędący w związkach też czasami dają sobie prezenty. Jeśli jest tak jak piszesz, że nie dopuszczasz do siebie innych facetów, to zaczynam się zastanawiać, co Cię tak odrzuca? Masz przed oczami tylko swojego wybranka i nic więcej? Jeśli komuś zależy, to przez ten czas już znalazłby czas i chęci, żeby cokolwiek zoorganizować czy zaproponować wspólne spędzenie wolnego czasu. Przecież ludzie powinnni się zachowywać wobec siebie uprzejmie i miło - niekoniecznie chcąc być razem..

Cenię sobie ogromnie bezpośredniość, otwartość i szczerość u ludzi. Dlatego powiem przykład ze swojego życia. Niedługo po studiach poznałem taką jedną. Otwarta, sympatyczna i serdeczna dziewczyna, do wszystkich się uśmiechała i żartowała - no wprost energia z niej biła. Nie wiedziałem nic o niej, więc zaproponowałem spotkanie - zgodziła się. Widzieliśmy sie parę razy, ale okazało się że ma kogoś. Po prostu była otwarta na kontakty przyjacielskie. Z czasem zerwała z tym gościem, więc sznasa się pojawiła. Do tego czasu już się w niej zadurzyłem tak jak Ty w tym facecie. Żeby OSTATECZNIE rozwiać wszelkie wątpliwości, kiedyś sobie szczerze pogadaliśmy. TAK ZUPEŁNIE OTWARCIE, bez ogródek - właśnie kawa na ławę. Pozostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, bo nie szukała nikogo lub nie przypadłęm jej do gustu. Nie wiem co było prawdą - być może to drugie. Czy mnie dotknęło ewentualne odrzucenie? Wcale nie, bo nie potraktowałem tego w ten sposób, nie wziąłem tego aż tak do siebie. Najbardziej się ucieszyłem z tego, że ostatecznie przekonałem się na czym stoję. Pozostajemy w koleżeńskich relacjach i myślę, że dobrze zrobiłem. Nauczmy się ze sobą rozmawiać, zamiast bawić się w jakieś durne dziecinne podchody i domysły, wzajemnie się przeciągac w tej niepewności, bo to zwyczajnie żałosne i bezcelowe.
Aha i jeszcze jedno: OSTATNIĄ rzeczą na tym świecie, jaką bym zrobił to oglądanie się i wzorowanie na innych, szukając swojej drogi w życiu. Nie przychodzi mi do głowy żadne rozsądne określenie, jakiego miałbym użyć, jeśli chce opisać czym jest zwracanie uwagi na innych lub kierowanie się ich opinią, chcąc ułożyć swoje własne życie. Nie oglądajmy się na innych, bo to jest zwyczajny ABSURD! Do tego dochodzi to poczucie budowania szczęścia w oparciu o drugą osobę. Każdy jest osobnym bytem, oddzielną istotą i musi umieć sam ze sobą żyć i samemu normalnie funkcjonować. Nie dociera do mnie jak można budować poczucie własnej wartości i samooceny o kogoś innego? Jak można uzależniac swoje szczęście, spełnienie i radość z życia od drugiego człowieka? Przede wszystkim to NAM ma być ZE SOBĄ dobrze, mamy się czuć fantastycznie we własnej skórze! Nikt nie steruje naszym życiem tylko my sami! To JA SAM i MOJE ŻYCIE ma przede wszystkim sprawić, że czuję się świetnie, mam dobry humor i mogę robić 1000 rzeczy naraz. Człowiek szczęśliwy sam ze sobą potrafi dopiero wytworzyć wokół siebie taką aurę, że przyciąga do siebie innych? A jeśli się nie powiedzie? No cóż, takie jest życie - ale trochę facetów na tym świecie jeszcze jest. Kazdy przeżywa i przeżywał kiedyś takie porażki. Ale im szybciej się z tym da pogodzić, tym lepiej na tym się wychodzi. Mam 32 lata, miałem do tej pory kilka przelotnych znajomości. Mimo wszystko, czuję się nadzwyczaj dobrze, powiedziąłbym że rewelacyjnie, cieszę się życiem, pracą, pasjami, przyjaciółmi. Nie rozpaczam z powodu braku kobiety, bo wiem, żę ona mi na pewno nie zagwarantuje szczęścia sama w sobie. Muszę SAM do tego SWOJEGO szczęścia dojść a może potem, jak będę chciał, to zaproszę kogoś do swojego życia. Chociaż nie jest to dla mnie żaden priorytet ani najwyższe dobro czy tez nadrzędny cel, do którego mam dążyć.
Także weź dziewczyno ochłoń, otrząśnij się z tego wszystkiego, skoro przez faceta(!) masz zawalić egzaminy. Czytam po prostu to co piszesz i widzę, że szczera rozmowa będzie JEDYNYM  sposobem na poradzenie sobie z tymi niepewnościami, które Cię trapią. I zapewniam Cię, że odrzucenie to NIE JEST najgorsza tragedia jak może człowieka w życiu spotkać. To zresztą ni ejest żadna tragedia, tylko zwyczajne życiowe potknięcie, z którego trzeba się podnieść. Tak jak oblanie egzaminu czy odmowa przyjęcia do pracy. Poczytaj chociażby tu na forum, w watkach o zdradach, krzywdach, upokorzeniach, cierpieniu - to przkonasz się czym tak naprawde są ludzkie tragedie, nie mówiać o jeszcze cięższym kalibrze. Całkowicie rozumiem, że można rozpaczać po utracie kogoś, z kim żyło sie tyle lat i kogo się szczerze kochało. Ale to jest wtedy dojrzała miłość a nie ( sory za określenie) zwykłe dziecinne zauroczenie. Bo naprawdę tak przejmować się JEDNYM facetem, to nie jest oznaka dojrzałości, moim zdaniem, Sory, ale ciężko mi znaleźć sposób, żeby do Ciebie dotrzeć. Nie dajesz sobie szansy na to, żeby rozwiązać sprawę, żyjesz jakimiś złudzeniami, że wszystko się samo ułoży..Otóż nie - nie ułoży się! Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce!

Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli ktoś zechce się tutaj poudzielać, to chętnie włączę się w dyskusję, ale sam już nie będę tego ciągnął, bo czuję się naprawdę jak jakiś terapeuta..


Waracam do ubierania choinki i śpiewania kolęd, bo to coraz bliżej smile Mimo wszystko - spokojnych Świąt smile

Nie chciałam Cię odrywać od przygotowań sad
Mam nadzieję, że święta miałeś udane

Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc, ale nie wiem, czy mi się pomóc w ogóle da, czy sprawę by załatwiła po prostu nowa miłość

Jeśli chodzi o zadręczanie się i rozmyślanie to jest niezależne od płci. Znam też facetów, co są jeszcze "lepsi" w tym niż ja hmm
To znaczy masz rację, muszę postawić kawę na ławę. Tylko niestety muszę z tym poczekać do lutego, bo jeśli teraz powie, że nic do mnie nie czuje, to sesję zimową mam z głowy, a mam trudne egzaminy i muszę chociaż połowę z nich (2 z 4) zdać w styczniu, a resztę na poprawę, a jeśli będę przechodzić miłosny kryzys to koniec, ale mimo to przekonałeś mnie, żeby to zrobić. Tak będzie najłatwiej. A będę miała jeszcze miesiąc, żeby go poobserwować.
Nie patrz na wszystkie dziewczyny przez mój pryzmat. Ja tak wszystko analizuję, bo bardzo mnie interesuje psychologia związków. Czytałam sporo książek i artykułów na ten temat (oglądałam też filmy), gdzie właśnie każdy ruch jest analizowany (w tym też przez facetów), dlatego ja też to robię trochę z pasji, bo siedzę w tym od wielu lat i czytam rzeczy, gdzie jeszcze dokładniej wszystko analizują, więc tak mi zostało hmm

"Zadurzyłaś się w tym facecie, to dlatego blokujesz się całkowicie na inne kontakty." to akurat nie jest prawda. Wiesz czemu tak jest? Bo nie mam nikogo innego. Nie poznaję nowych facetów. Dom rodzinny mam jakieś 40 km od Kielc. Same Kielce trochę lepsze miasto niż moje małe 25-tysięczne miasteczko, ale to nie jest jednak Warszawa czy Wrocław. Zawsze chciałam studiować w jakimś dużym mieście, bo powtarzałam sobie, że "duże miasto to duże możliwości". Moim marzeniem był wyjazd do Wrocławia na studia, ale nie dostałam się tam. Dostałam się na studia, ale nie tam, gdzie chciałam. Studiuję niby w dużym mieście, ale sporo mniejszym niż te wcześniej wspomniane. Prócz mojej uczelni medycznej jest jeden uniwersytet (bardziej humanistyczny, gdzie są same kobiety), który jest słaby (i o którym nikt nie słyszał, jeśli nie jest z tego miasta) oraz jakieś wyższe szkoły z kierunkami zaocznymi). U mnie na uczelni medycznej jest zdecydowana przewaga kobiet. Na jednym roczniku faceci stanowili połowę roku kierunku lekarskiego, to było wielkie zdziwienie, ale tak to faceci to przeważnie 20-35% roku). Co najlepsze ci faceci to takie "ciepłe kluski", nie potrafią podjąć sami decyzji, nie potrafią załatwić jakiejś sprawy, wszystko trzeba za nich ogarniać (takie większe dzieci). A są jeszcze inne kierunki na mojej uczelni, jak pielęgniarstwo i kosmetologia, gdzie facetów nie ma wcale (te 20-35% to na tych trudniejszych kierunkach typu lekarski farmacja, i moja stomatologia). Ten chłopak, który mi się spodobał był jako jeden z nielicznych w miarę ogarnięty, dlatego się zauroczyłam, ale on to jeden z nielicznych, reszta tych chłopaków to takie duże dzieci, często są chamscy, bo myślą, że jak ich jest mniej to wszystko mogą
Chciałam coś z tym zrobić, że nie poznaję innych facetów. Zapisałam się na basen, bo od zawsze kocham pływać. No ale na basenie są albo dzieci albo ludzie starsi o 20 lat. Ostatnio nawet sobie wymyśliłam, bo był kiedyś okres, dokładnie 3 lata, że jeździłam konno. Całkiem nieźle mi szło, chociaż to było dawno, bo z 7 lat temu, ale myślałam, że może by sobie to przypomnieć, zapisać się do stadniny na jazdy, bo byłam kilka razy na obozach jeździeckich i z tego co pamiętam, chłopaków tam było sporo. No ja wiem, że to brzmi desperacko, ale wiesz, kiedy ja w moim mieście studenckim poznałam nowych chłopaków? 2 nowych poznałam 2 lata temu na 2 roku studiów. I tyle. Jak jest jakaś impreza studencka (na których też bywam) to znowu albo przeważnie są laski, albo chłopaki, którzy są zajęci, albo chłopaki, którzy przychodzą z laskami i tak w koło. Nie ma możliwości poznania nikogo innego, więc to nie jest tak, że ja jestem zamknięta na jedną osobę, wręcz przeciwnie, lubię poznawać nowych ludzi. Tak jak już pisałam- moja współlokatorka i zarazem koleżanka sama ze zdziwieniem mi kilka razy powiedziała, że jak to możliwe, że "ty taka ładna i fajna dziewczyna jesteś sama?". To był okres, że chciałam zapomnieć o tym zauroczeniu i powiedziałam jej, że jak miałam 19 lat robiłam kursy na ratownika wodnego. Kurs trwał jakieś 10 dni. Zajęcia prowadziło kilku instruktorów, niewiele starszych od nas. taki jeden, który miał wtedy z 25 lat wpadł mi w oko, ale miał dziewczynę, więc nie próbowałam podchodzić nawet, ale teraz z facebooka wiem, że dziewczyny nie ma. Mówiłam jej nawet o tym, a ona entuzjastycznie "to napisz do niego!", ale jak jej powiedziałam, że mieszka jakieś 300 km od miejsca, w którym teraz mieszkam i studiuję i że z nim nie gadałam od 4 lat ani razu to sama była zmieszana i nie wiedziała co powiedzieć. A tak na serio on by do mnie bardzo pasował, dużo bardziej, niż obecny obiekt westchnień. Na tym przykładzie chcę pokazać, że nie zamykam się tylko na niego.

"Szczerze mówiąc, jak spojrzy się trzeźwo na tą sytuację z notatkami to przecież istnieją dziesiątki wytłumaczeń, dlaczego  tak sie zachował a niekoniecznie wiąże się to z jego uczuciami wobec Ciebie." to jest właśnie dziwne. Wcześniej byłam pewna, że nic do mnie nie ma, ale te notatki mnie zmyliły. Bo gdyby to było na kolokwium czy egzamin, coś bardzo pilnego, to nie byłoby dziwne, ale my byliśmy umówieni na południe następnego dnia, ale napisałam w żartach, że ma przyjść teraz i on przyszedł w ciągu 10 minut, gdzie to jest chłopak, który nie lubi wychodzić z domu, na zajęcia i wykłady przychodzi zawsze na styk albo z opóźnieniem, więc mnie to zdziwiło, w dodatku że to nie było nic pilnego do nauki, tylko materiał, który był do skopiowania na slajdy, na przedmiot typu "zapchajdziura", który miał w następnym tygodniu i jak sam przyznał zaczął to robić rano w dniu prezentacji, kiedy prezentację miał na 14. Tak więc to jest dziwne, że po co po to tak szybko przybiegł? Potrafisz to jakoś realnie wytłumaczyć?

"Czy mnie dotknęło ewentualne odrzucenie? Wcale nie, bo nie potraktowałem tego w ten sposób, nie wziąłem tego aż tak do siebie." i prawidłowo zrobiłeś. U mnie przyczyną jest chyba zbyt duży stres na studiach. Widzisz, wyobraź sobie jakąś stresującą sytuację ze swojego życia np. maturę, egzamin na prawko. I wyobraź sobie teraz, że taki stres czujesz prawie codziennie, bo codziennie masz kolokwia i wejściówki, od których zależy, czy zdasz ten semestr i czy cię nie wyrzucą z wymarzonych studiów. Przez ten stres nabawiłam się nerwicy (potrafię obgryzać paznokcie z nerwów tak, że wyglądają strasznie), mam zaniżoną samoocenę, jestem niepewna siebie. I od tego całego stresu nie ma jeszcze ucieczki, jakiś miłych chwil dla równowagi. Moja koleżanka jakoś ten stres znosi, bo w weekend wraca do chłopaka, ma się do kogoś przytulić, wygadać. Ja wtedy siedzę sama w mieszkaniu, ewentualnie z drugą współlokatorką, która też ma sporo nauki, więc nie ma nawet kiedy wyskoczyć na piwo. Zastanawiam się nawet, czy nie iść z tym do psychologa

"Przede wszystkim to NAM ma być ZE SOBĄ dobrze, mamy się czuć fantastycznie we własnej skórze! Nikt nie steruje naszym życiem tylko my sami! To JA SAM i MOJE ŻYCIE ma przede wszystkim sprawić, że czuję się świetnie, mam dobry humor i mogę robić 1000 rzeczy naraz. " oczywiście, że my sami kierujemy swoim życiem, ale nie znam zbyt wielu samotnych i szczęśliwych osób. Jak ktoś nie ma miłości, ale ma rodzinę i przyjaciół- okej, jeśli ktoś nie ma przyjaciół, ale ma rodzinę i miłość- też dobrze, ale jak ktoś nie ma- jak w moim przypadku- ani miłości ani bliskich przyjaciół, z którymi mógłby pogadać na poważniejsze tematy, wyżalić się, poradzić, zamyka się w 4 ścianach, cisza potrafi dobić, sam się zmaga ze swoimi problemami. Jest to dobre na pewien czas, żeby poznać siebie, ale na dłuższą metę może nawet zabić. Wiesz, do czego mnie doprowadziła przewlekła samotność? Chodziłam cały czas zła jak osa, byłam niemiła dla ludzi, plułam jadem, płakałam po nocach zamiast spać, miałam wrażenie, że moje problemy są największe na świecie i nie radziłam sobie z nimi (bo nie znałam problemów innych), nie miałam kogo się poradzić (do dzisiaj nie umiem się ludziom zwierzać z tego, co myślę). Byłam tak samotna, że miałam tylko jedną koleżankę, z którą może 4 razy do roku (z mojej inicjatywy) gdzieś wychodziłyśmy w czasie ferii czy wakacji. W pewnym momencie zaczęłam zazdrościć ludziom, którzy zginęli w jakiś wypadkach np. samochodowych i mają już spokój, a ja nadal tylko stres, nauka i obowiązki, bez alternatywy i równowagi w postaci nastoletnich przyjaźni czy miłości, tylko ciągły stres. Wyobrażasz sobie to?
"Poczytaj chociażby tu na forum, w watkach o zdradach, krzywdach, upokorzeniach, cierpieniu - to przkonasz się czym tak naprawde są ludzkie tragedie, nie mówiać o jeszcze cięższym kalibrze. Całkowicie rozumiem, że można rozpaczać po utracie kogoś, z kim żyło sie tyle lat i kogo się szczerze kochało. Ale to jest wtedy dojrzała miłość a nie ( sory za określenie) zwykłe dziecinne zauroczenie. Bo naprawdę tak przejmować się JEDNYM facetem, to nie jest oznaka dojrzałości, moim zdaniem" to co dla jednego jest tragedią nie musi być tragedią dla drugiego. Poza tym dzielenie problemów na gorsze i lepsze jest bardzo płytkie. Powiadasz, że odrzucenie to tylko "potknięcie", więc powiedz to mojej koleżance, która nabawiła się tachykardii (która może prowadzić nawet do zawału), gdy ją jej pierwsza miłość odrzuciła. Powiedz to mojemu koledze, który cały czas wymiotował z nerwów, jak rzuciła go dziewczyna, biedak aż do szpitala trafił, bo nic nie mógł zjeść. Inny kolega przez następne kilka lat dawał kosza wszystkim dziewczynom, bo właśnie zamknął się tylko na tą jedną. Koleżanka oblała ostatnią sesję letnią, musi powtarzać rok, bo zerwał z nią chłopak. Serio? Odrzucenie to takie nic powiadasz? A ja, jak na forach czytam "Mam 35 lat, 2 dzieci, facet mnie zdradza" nie czuję takiego ucisku żalu co jak czytam "Mam 28/30 lat i od wielu lat jestem sama"- to mnie o wiele bardziej rusza, bo sama wiem, jakie to przykre, gdy życie przelatuje przez palce. Ja też mogę powiedzieć, ze "zdrada to nic takiego, bo ludzie umierają przecież z głodu", ale tak nie mówię, bo nie znoszę dzielić problemów. Dla mnie nieszczęśliwie zakochana 14-latka nie powinna być bardziej bagatelizowana niż zdradzona 40-latka
Tak więc widzisz, problemy zależą tylko i wyłącznie od perspektywy i dzielenie ich nie ma sensu

24

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

I dodam jeszcze, że bycie singlem z wyboru jest jak najbardziej okej, pod warunkiem, że to wybór swój, a nie dlatego, że nam nie wychodzi, bo to co innego.
Piszesz, że najlepiej czujesz się sam. Tylko jestem prawie pewna, że Ty byłeś w jakiś związkach, choćby krótszych, więc masz porównanie. Natomiast ja, kilka osób, które znam na żywo oraz osoby z różnych forów, które mają te dwadzieścia pare, trzydzieści lat i przenigdy nie były w żadnym związku są po prostu sfrustrowane. Ty wiesz, że związki nie są dla Ciebie, że dobrze czujesz się sam, bo to sprawdziłeś, a jeśli ktoś cały czas był sam, to skąd może wiedzieć, czy dobrze się czuje przy kimś czy sam?
"Najpierw trzeba nauczyć się cieszyć samemu, żeby cieszyć się z kimś"- powiedz to ludziom w związkach, bo single (szczególnie wieczne single) mogliby na ten temat pisać pracę doktorską (serio, ciekawy temat, interesowałam się nim kiedyś)
Podam przykład, żebyś wiedział, o co mi chodzi. Człowiek X spróbował w życiu czekolady, wie, jak smakuje, ale nie odpowiada mu ona, więc jej nie je, z własnego wyboru. Człowiek Y nigdy nie miał w ustach czekolady, nie wie, jaki ma smak, czy w ogóle będzie mógł jej kiedyś spróbować, mimo że bardzo chce, wmawia sobie, że przecież jemu czekolada nie jest do szczęścia potrzebna, że najlepiej mu bez niej, mimo że dookoła widzi mnóstwo ludzi jedzących czekoladę, której on nigdy nie próbował, mimo ze chciał
Ciocia mi powiedziała ze 2-3 lata temu "Kasia, znajdź sobie jakiegoś chłopaka, nie chodzi od razu o męża, ale potem będziesz sfrustrowana i zdesperowana rzucać się na pierwszego lepszego". Nie wierzyłam jej, bo jak to ja? Miałam wtedy koleżankę, która miała 22/23 lata i robiła dokładnie to, co ciocia mówiła: w każdym facecie widziała potencjalnego kandydata na męża, nie mogła wyjść z mieszkania bez makijażu, bo "co jeśli spotka miłość swojego życia w autobusie", dawała się wykorzystywać na pierwszych etapach znajomości chłopakom typu bad boy, który ją potem zostawił a ona płakała i tak w koło. Dlaczego? Bo nigdy chłopaka nie miała, a bardzo chciała go mieć. Ja co prawda nie widzę u siebie aż tak desperackich zachowań, ale czuję, że delikatnie obniżyłam standard i zaczęłam przyglądać się facetom, o których bym nawet nie pomyślała. To wina tego, że obracam się w środowisku, gdzie facetów prawie nie ma, przez co nie mam nawet wyboru, nie ma nikogo nowego do poznania. Myślałam, że na studiach się to zmieni, a tu cały czas to samo- środowisko bez facetów
Więc widzisz, nie wszystkie sytuacje w życiu są tak proste, jakby mogło się wydawać

25 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-06 19:33:41)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Kasiu, jeśli mogę się tak do Ciebie zwrócić.. smile

Widzę, że wciąż się zadręczasz..Jeśli w jakikolwiek sposób Ci pomogłem, to się cieszę, ale nie wiem na czym ta pomoc ma polegać. Po Twoim ostatnim poście widzę, że musisz się chyba udać do specjalisty, gdyż nawet chwilowe zazdroszczenie ludziom, którzy zginęli, jest niepokojącym objawem. Rozumiem, że interesują Cię różne niuanse związków, ale jak sama widzisz, w praktyce, gdy to dotyczy Ciebie, jest to rozwiązanie raczej wątpliwe. Jeśli zależy Ci na zaliczeniu egzaminów, to rzeczywiście poczekaj.
Wiadomo, że na niektórych kierunkach jest zdecydowana przewaga dziewczyn. Zatem można oczywiście spróbować szukać poza uczelnią. Skoro jednak studia są ciężkie( a z pewnością tak jest) to może właśnie warto skupić się na razie na studiach? Wyglądasz na kogoś, komuy zależy na wybranym zawodzie, więc już to powinno dać Ci motywację do walki smile Ze stresem jest tak, że ludzie różnie reagują. Świadomość, że wybrany kierunek jest wyjątkowo trudny powinna ułatwiać zmierzenie się z trudnośćiami. Akurat mam znajomych po medycynie, farmacji czy weterynarii i tam też jest ciężko: kolokwia, wejśćiówki, ogrom materiału. Wychodzę z założenia, że skoro ludzie taki kierunek wybrali, to mają w sobie naprawdę dużo samozaparcia i potrafią sobie poradzić ze stresem. Każdy ma też inną metodę na naukę. Ja jestem po biologii. Wiadomo, że to nie tak ciężki kierunek, ale też nieraz bywało niewesoło, tym bardziej jak się człowiek angażował w sprawy poza zajęciami. Tak czy inaczej, poza paroma wyjątkami, wiedzę jakoś chłonąłem jak gąbka. Samo napisanie i obrona magisterki wydawało mi się jakimś niebotycznym osiągnięciem, ale jakoś poszło smile
Nie wiem, na czym ma polegać zachowanie typu "ciepłe kluski". Człowiek na studiach MUSI sobie samemu radzić, nie ma po prostu wyjścia. Ciężko jest mi sobie wyobrazić kogoś, kto nie potrafi się zdecydować w najprostszej sprawie czy coś zoorganizować...Przecież ludzi w tym wieku nie prowadzi się za rączkę! Gdzieś tutaj na forum, jakaś dziewczyna żaliła się, że facet nie był w stanie odnaleźć sie w obcym mieście, zarezerować noclegu w hostelu czy zaplanować czas na wieczór..No kurcze, takich nawyków nabuywa się w wiku 15 lat smile Imprezy studenckie, kółka tematyczne, zajecia spotowe - właśnie to jest to! Trzeba uważnie obserwować i szukać, nie zniechęcająć się po kilku niepowodzeniach. Widzę, ze trochę z powodu Twojego uczucia do tego gościa, szukasz niejako ukojenia, żeby chociaż z kimś pogdać i strasznie podchodzisz do tego na poważnie. A co stoi na przeszkodzie, żeby się odezwać do tego ratownika, jeśli tylko Ci się spodobał? No chyba, że zniechęcają Cię związki na odległość. Jak sama przyznałaś, czujesz się atrakcyjną, wartościową dziewczyną więc wykorzystaj to w pełni smile W sprawie tych notatek nie miałbym ochoty nic tłumaczyć ani domniemywac - po prostu bym go zapytał smile Twój problem polega chyba na tym, że źle znosisz stres. Tak po prostu bywa, różnimy się przecież różnymi cechami, w tym wrażliwością na sytuacje stresowe. Też to przechodziłęm też bywało różnie, ale wiedziało się, że człowiek musi to przejść..Z czasem,  wtrakcie samych studiów, cżłowiek się przyzwyczaił do tej cąłęj sytuacji. Jeśli się z tym czujesz źle, to możesz się skonsultować ze specjalistą. Jeśli nie masz możliwość i czasu w okresie roku akademickiego, to zawsze możesz sobie odbić podczas wakacji czy ferii. Musisz nad sobą popracować, bo sporo ludzi tak żyje, że nie miewa praktycznie czasu na rozrywki, są ciągle w biegu, miewając ciągły stres. Nie jest oczywiście komfortowe, ale powoli do takiego życia się ludzie dostosowują, choćby właściciele firm, dziennikarze, politycy itp. Przyjaźnie czy miłośći( co najmniej przyjaźnie) niejako powstają często samoczynnie. Od wczesnej szkoły pzez studia aż po znajomych z pracy nawiązuje się przeciez kontakt z ludźmi. Nie każdy ma w gronie bliskich przyjaciół całą rzeszę osób, ale zawsze ktoś się znajdzie, choćby współlokatorzy z akademika smile Ja, chociaz jestem sam i jest mi z tym dobrze, to raczej jak gdzieś wychodzę, to staram się być uprzejmy dla ludzi, uśmiecham się, zagaduję, czasami nawet panią sprzedawczynię w sklepie smile Ty możesz zrobić to samo, choćby przez niewinny flirt smile

Przechodząc do sedna: w ciągu swojego życia miałem zaledwie kilka przelotnych znajomości, z których dwie niemal zakońćzyły się powstaniem związku. Może mnie to zniechęciło, ale właśnie na podstawie tych doświadczeń, coś mnie od związków odpycha. Te pewne istotne i kluczowe filary związku, które zwłaszcza dla kobiet sa niezbędne, wydają mi się uciążliwe i nieatrakcyjne. Przywiązanie( nie w sensie dośłownym), poświęcanie czasu i energii, dzielenie swojego życia z drugą osobą, czułość, troska, bliskość, poświęcana uwaga, tzw. "staranie się", "zabieganie" - to wszystko, co pownno być podstawą relacji, jest dla mnie zniechęcajace, choćby obserwując to u innych. Świadomość, że miałbym to okazywać i pamiętac o tym, do tego mając świadomość, że trzeba ciagle coś urozmaicać, wprowadza mnie w zakłopotanie i niezręczność.
Nie mówiąc chociażby o zaręczynach: jakoś ciężko przychodzi mi myśl, o klękaniu przed kobietą..Z radzeniem sobie z kłopotami po egzaminie czy innym stresującym wydarzeniu nie potrzebuje koniecznie drugiej osoby, żeby się wyżalić, wygadać czy wypłakać. Sam muszę sobie z tym poradzić, drugi człowiek nie psrawi, ze przejdą mi złe emocje, bo to moje emocje a nie jego. Porównując to do jedzenia choćby czekolady, to mimo, że nigdy jej nie jadłem, to pewne jej właściwości skutecznie mnie odrzucają od próby podjęcia wyzwania. Najlepsze jest to, że niechęć do wyzwań zupełnie nie dotyczy innych sfer życia.

Natomiast jeśli chodzi o poczucie ważności ludzkich tragedii, to absolutnie nie mogę sie z Tobą zgodzić. Przecież nawet ta sama osoba, przeżywszy w młodości zawód miłosny, może z czasem się zaśmiać z tego, jęśli w dorosłym życiu dsoświadczy zdrady, oszustwa, przemocy czy innych poważniejszych krzywd. W pewnym stopniu obiektywne traktowanie problemów jest niezbędne, żebyśmy sobie wytworzyli pewną skalę. Nie wyobrażam sobie porównywać zdradzania, upokorzenia, przemocy czy chociażby gwałtu do niespełnionych miłości. Nastolatka, którą odrzucił ukochany to zupełnie inny kaliber niż kobieta, która narzeczony zdradza przed ślubem z najlepszą przyjaciółką lub tuż po ślubie albo narodzinach dziecka. Zresztą sama wspomniałaś o osobach, które się rozstawały, więc JUŻ BYLI w związku. Wtedy nie ma w tym nic dziwnego, że osoba odczuwa rozpacz i smutek, że coś straciła, tym bardziej, że przecież wcześniej ze swoim partnerem spędzała mnóstwo cudownych chwil. Odrzucona miłość to zwykle co innego, bo przecież NIC nie tracimy, nie byliśmy z tą osobą, więc nie wiemy jak mogło być. Nie tracimy na miłości tylko na zakochaniu.Ci ludzie też najprawdopodobniej zbyt silnie reagowali na stres, bo większość osób raczej się tak nie zachowuje.
O hierarchii wartości w życiu można dyskutować w sytuacjach krytycznych. Mimo, że generalnie zdecydowanie bardziej interesują mnie nauki przyrodnicze, biologia i medycyna, to zainteresowałem się niedawno trochę historią Polski. Czytałem o czasach wojny i okupacji. Mamy naprawdę szczęście, że żyjemy w takich czasach. Wtedy, zamiast obaw o zdanie egzaminu czy prawka, ludzie żeganali się z rodziną wychodząc po chleb do sklepu, bo mogli zostać osaczeni w łąpance na ulicy. Potem albo zostać rozstrzelanym na miejscu, wysłanym do obozu albo na roboty przymusowe czy tez zginąć w katowni gestapo. Do tego musieli jakoś przeżyć, często na głodowych racjach żywnościowych a jednoczęśnie patrzyli na przeysłową zagładę innego narodu. Ludzie, którzy przeżyli obóz koncentracyjny, powstanie, getto czy wojnę na froncie mogą dopiero mówić o traumie, która się utrzymuje nawet kilkadziesiąt lat. W kwestii odrzucenia miłości: był zanotowany z okresu okupacji przypadek, kiedy dziewczyna, którą odrzucił wymarzony obiekt westchnień, będący członkiem Polskiego Podziemia, wydała go Niemcom. Gość, młody chłopak, zginął zamęczony na skutek tortur przez gestapo. Potem ta dziewczyna została zlikwidowana przez oddział egzekucyjny Armii Krajowej - za zdradę ojczyzny. Wyrok nie uwzględniał tego, jak gość zginął, ale tylko dlatego, zę doniosła na niego do Niemców. Świadomość, że chłopaka torturowali w bestialski sposób przechodzi wyobrażenie. Jak człowiek czyta, w jaki sposób niemiecki czy potem sowiecki aparat terroru wymuszał zenzania, to się włos na głowie jeży. Widzisz zatem, że jednak jakaś skala hierarchii ludzkich problemów istnieje.

Życzę Ci zdecydowanie więcej optyzmizmu, nadziei i pozytywnego myślenia. Uśmiechaj się częściej, ceisz się z drobnych rzeczy i sukcesów a będzie znacznie lepiej! smile Powdzenia w zbliżającej się sesji!

Jeśli chcesz mozęsz napisać wiadomość na maila, bo tutaj już się nikt chyba nie udziela..

26 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-01-07 13:31:08)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

katie96, zamiast rozkminiać i analizować, o co mu chodzi, to może po prostu warto cieszyć się tą znajomością? wink Zarówno z tym chłopakiem, jak i z pozostałymi osobami z Waszej "czwórki". A może jeszcze kogoś nowego poznasz? Warto być otwartym na nowe znajomości smile Domyślam się, że skoro się razem spotykacie, robicie różne wspólne wypady itp, to jest fajnie i wesoło. Nie przegapiaj tych chwil, doceniaj je wink Odnoszę wrażenie, że zamiast cieszyć się na jego widok, gdy się spotkacie, jesteś w środku sfrustrowana, że nie zaprasza Cię na randkę. Gdzieś wygasła Twoja młodzieńcza radość. I tak, wiem, że chciałabyś, żeby Cię przytulał itd., ale skoro póki co tak nie jest, to czy Wasza znajomość traci na wartości? Wydaje mi się, że przez te różne Twoje oczekiwania brakuje naturalności w Waszej relacji, jest taka wewnętrzna presja z Twojej strony. Niech to się rozwija tak na spokojnie, naturalnie, po kumpelsku, na luzie smile Może z czasem rozwinie się z tego związek wink A może nie. Tego nie wiadomo. Ale jeśli nie, to czy ta znajomość, wspólnie przeżyte studenckie chwile, nie mają wartości?

Jeszcze teraz masz zaliczenia, zbliża się sesja - naprawdę bierzesz pod uwagę to, że mogłabyś zawalić egzaminy, bo nie wiesz, czy ten chłopak odwzajemnia Twoje uczucia? To trochę takie melodramatyczne. Taki brak chęci do życia ma niby świadczyć o sile uczucia, ale mogę Ci tylko powiedzieć, że to nie jest miłość.

Jeśli chcesz, to mu powiedz wprost, co czujesz. Jednak ja bym tego nie robiła. Już mu dawałaś jasne sygnały, których nie odwzajemnił. A jeśli coś się zmieniło w jego uczuciach, to na pewno da Ci znać wink I nie będziesz musiała się zastanawiać, czy coś jest na rzeczy, bo to będzie oczywiste. Teraz po prostu ciesz się perspektywą wspólnych lat studenckich wink No chyba że jesteś nastawiona tylko na związek i inne formy znajomości Cię nie interesują.

I od razu mówię, że też nigdy nie byłam w związku. A mam dużo więcej lat, niż Ty. I też jestem mocno stęskniona za przytuleniem...............

27

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Chwała Bogu, że ktoś tutaj sie jeszcze udziela :-)

Możę Autorka w końću zauważy, że proste rozwiązania bywają najlepsze i naprawdę nie trzeba tu wiele wysiłku.
Też sobie nie wyobrażam, żeby studia zawalić przez nieodwzajemnioną miłość( już prędzej pzez nagłe zerwanie). Notorycznym problemem w takich sytuacjach jest chyba niedocenianie tego, co się ma, połaczone z uporczywą chęcią natychmiastowej zmiany sytuacji. Skoro facet nie darzy uczuciem, to już wszystko przepada, cały sens życia, radość i cele życiowe. Ta silna presja sprawia,że człowiek mozę roztaczać wokoło siebie jaką nienaturalną i odpychającą aurę. Wyjścia są zatem dwa: albo powie otwarcie co czuje do tego gościa, albo pogodzi się z charakterem relacji, jednocześnie pozwalając, żeby się powoli rozwijała. Rozkminy i analizy nic nie dadzą.

28 Ostatnio edytowany przez Kamcia132 (2020-01-07 13:27:32)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Umajona i bagiennik mają rację,musisz trochę zacząć się cieszyć,że masz wartościowych ludzi obok siebie,bo chyba lubisz spędzać z nimi czas. A Ty,przepraszam,że tak napiszę,ale tylko użalasz się nad sobą. Ja studiowałam edukację wczesnoszkolną i przedszkolną i na moim kierunku nie było ani jednego faceta,ale nie robiłam z tego dramatu. Nie było i już. Ale poznałam wiele fajnych koleżanek. Na facetów i tak przyszedł czas. Też mi czasem było przykro,że ktoś tam mi się podobał,ale bez wzajemności. Uwierz,dziś wiem,że tamte platoniczne zauroczenia nie miały nic wspólnego z miłością. Za bardzo patrzysz na innych,za bardzo zazdrościsz im ich życia, zapominając,że życie póki co w pojedynkę,też jest w porządku. Serio zawalisz egzaminy,bo jakiś koleś nie odwzajemnia Twoich uczuć? Naprawdę to trochę dziecinne. Nie analizuj jego spojrzeń, uśmiechów,gestów,bo w stanie takiego zauroczenia,łatwo nagiąć rzeczywistość pod własne pragnienia. Co do wyłożenia kawy na ławę,to przecież nie wyskakuj od razu z wyznaniem,że się w nim zabujałaś,tylko może przy okazji zdanej sesji,gdy wyjdziecie gdzieś w większym gronie,to podejdź do niego,zacznij rozmowę i zaproponuj,że musicie w końcu wyskoczyć na kawę,żeby na spokojnie pogadać. Czy to by było takie straszne? Spędzisz z nim trochę czasu, poznasz lepiej, bo w sumie teraz, to zapewne więcej rzeczy na jego temat sama sobie wyobrażasz,nie wiesz,jaki jest naprawdę. I wyluzuj. Nie zawsze wszystko układa się tak,jak tego chcemy. Czasem trzeba więcej cierpliwości.

29

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Więcej, oby więcej opinii innych użytkowników..:)

30

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

umakona- właśnie też to zauważyłam, że zamiast cieszyć się tym, że się widzę ze znajomymi to trochę mi smutno, że się z nim nie widzę sam na sam, ale pochwalę się, że powoli to zwalczam i jestem coraz bliżej celu, ale nie, nigdy na nim żadnej presji nie wywierałam
I tak, jestem bardzo otwarta na nowe znajomości
Możliwe, że to nie jest miłość. Tak jak mówię- nie jestem pewna, czy miłość w ogóle istnieje. Mój wujek ma 38 lat, nie ma kobiety, ja już z takim zwątpieniem zapytałam go, czy wierzy w to, że obie strony mogą jednocześnie czuć to samo, a on na to "Nie ma mowy, zawsze ktoś angażuje się bardziej" i ja się chyba z tym zgodzę, bo jak ktoś podoba się mi, to jest niedostępny, jak ja podobam się komuś, to ten ktoś nie podoba się mi.
To prawda, dawałam jasne sygnały i już chyba więcej dawać nie będę. Tylko ślepy by nie zauważył, nawet znajomi wokół zaczęli coś podejrzewać. Gdyby chciał to by coś zrobił w tym kierunku
Przykro mi, że nie byłaś w związku. Mogę zapytać, jak sobie radzisz z samotnością?

Kamcia132- ja wiem, że oni mają rację, ale to nie jest tak, że ja mam paczkę przyjaciół na dobre i na złe. To są tylko znajomi, z którymi spotykam się na mieście raz na miesiąć albo dwa (jedyne co, to gadamy przez internet codziennie i to tylko dlatego, że to nie wymaga od nich wysiłku). Pod koniec maja zeszłego roku zmarł mój kotek, z którym byłam związana. Dodatkowo miałam problem z jednym przedmiotem na mojej uczelni. Miałam trochę doła, oni o tym wiedzieli, bo ich poinformowałam co się u mnie dzieje i chciałam zorganizować wycieczkę do sąsiedniego miasta, dojazd to rzut beretem i w dodatku tani. Nikt nie chciał. Rozumiesz? Jak na filmach i w książkach jest paczka przyjaciół, ktoś przechodzi kryzys i wszyscy próbują tą osobę pocieszyć to tu na odwrót: ja miałam doła i próbowałam jakoś spotkać się z ludźmi, to ludzie mnie olali. A wiesz czemu? Bo odwołali piątkowe zajęcia, prowadzący był chory i chcieli wrócić wcześniej do domu, a dodam, że do domu wracają do tydzień, co 5 dni właściwie. Tak, olali koleżankę w potrzebie, żeby wrócić dzień wcześniej do domu, do którego i tak wracają co chwilę. Jak mam się z tego cieszyć? Tak samo jak ktoś zapytał, co tam słychać, a ja napisałam, że jestem z dziadkiem na badaniach u lekarza, bo jest chory, to myślisz, że ktoś się zainteresował i zapytał jak się dziadek czuje? Tak więc to są tacy znajomi o tyle o ile. W rzeczywistości czuję się bardzo samotna
"Za bardzo patrzysz na innych,za bardzo zazdrościsz im ich życia, zapominając,że życie póki co w pojedynkę,też jest w porządku" chyba jednak nie jest w porządku, jeśli miałam przez to tyle nieprzyjemności
Serio, uważasz zawalone egzaminy z powodu złamanego serca za dziecinne? To jak moja koleżanka, mało nie kopnęła w kalendarz, bo chłopak nie był nią zainteresowany to też jest dziecinne? Nie no, w sumie co tam, że miała tachykardię i to w takim stopniu, że mało jej serce nie stanęło, aż lekarz był przerażony, no to przecież dziecinne. Dziecinne jest to, że ja przez samotność w liceum wpadłam w bulimię, niemal cały czas było mi niedobrze i wymiotowałam z nerwów. To dziecinne. Poza tym egzaminy na moim kierunku studiów są o wiele trudniejsze niż na innych kierunkach. U mnie ludzie zawalają egzaminy, są wywalani z tych studiów nawet będąc w pełni szczęśliwymi i zdrowymi i siedzącymi całymi dniami nad książkami. Niestety taki urok moich studiów. Niespełniona miłość to taki bodziec do zawalenia tych egzaminów, a u nas jest to bardzo łatwe. To nie są studia, na które wystarczy przyjść na egzamin, podpisać się i 3 do indeksu. Tutaj, aby dostać 3 trzeba zakuwać praktycznie na bieżąco, bo potem człowiek nie wyrobi. Także to nie jest wcale takie łatwe, jak się wydaje. Teraz trochę ochłonęłam po tym chłopaku. Nie widziałam go od 3 tygodni (święta plus nie mieliśmy zajęć łączonych ostatnio), zaczęłam pisać na różnych forach z różnymi ludźmi, więc już lepiej, ale dalej czuję się samotna. Człowiek potrzebuje kogoś, na kogo będzie mógł zawsze liczyć, do kogo zadzwonić. Miałam taką jedną koleżankę, to po 1 roku studiów stwierdziła, że ma nowych znajomych, a ja pójdę w odstawkę

bagienni_k- pewnie, tyle mi tu porad udzieliłeś, że serio jestem Ci mega wdzięczna. Dzięki Tobie wszystko sobie przemyślałam i nie zadręczam się tym chłopakiem. Dalej mi ciąży uczucie samotności, ale już mi przeszła niespełniona miłość. Teraz przestawiam mózg, że to tylko mój kolega, nikt więcej i że są o wiele lepsi od niego- wmawiam to sobie i trochę mi przez to lepiej. Właśnie wiem, że ludzie różnie radzą sobie ze stresem. Dla mnie najlepszym sposobem jest rozmowa z bliską osobą. Gorzej, jeśli tej bliskiej osoby nie mam. W czerwcu ubiegłego roku miałam egzamin, mega trudny i mega ważny u wymagającego profesora. Bardzo się bałam. Dzień przed, zamiast się uczyć, dzwoniłam tylko naprzemiennie do mamy, babci, brata pod byle pretekstem, zagadywałam, żeby tylko usłyszeć głos kogoś bliskiego. Kogoś, komu na mnie zależy, bo w mieście studenckim takiej osoby nie ma, nawet jednej. Przeprosiłam babcię, że jej zawracam głowę, tłumaczę, że chciałam tylko mieć kogoś do rozmowy, na co babcia odparła "A nie masz ty tam jakiegoś fajnego chłopaka do rozmowy?". No właśnie. Tyle w temacie. Ale to prawda, co napisałeś- bardzo źle znoszę stres. Egzamin oblałam, miałam z niego poprawki
Biologia to też trudny kierunek, ale i ciekawy, moi znajomi z uczelni zrobili licencjaty z biologii zanim przyszli na naszą uczelnię i to jedni z lepszych studentów.
"Ciepłe kluski"- to 95% facetów na mojej uczelni. Niestety co fajniejszy to zajęty. Ciepła klucha to ktoś, kto nie potrafi nawet zdecydować, jaką pizzę zamówić. Miałam taką sytuację, że chłopak nie mógł się zdecydować, było "ty zdecyduj", jak zamówiłam to było "ale dlaczego akurat tą". Jak na zajęciach trzeba było zrobić pewną czynność fizyczną, to spadło na chłopaków, a chłopaki zdziwieni, czemu niby to oni mają robić. W drzwiach się pchają, nie przepuszczą. Inne decyzje typu wyjście do kina też trzeba za nich podejmować. To jest straszne. Bardzo nie lubię czegoś takiego. No to właśnie co piszesz o tej dziewczynie z forum- mam podobnie, tylko u nas nie ma innego wyboru
Imprez studenckich nie ma na moim kierunku, ludzie wolą wracać co tydzień albo do rodziców albo do narzeczonych. Kółka tematyczne jakieś tam były, bardziej w formie wykładów, ale pamiętam, że tylko w zamkniętej grupie, nie było wstępu dla każdego. Zajęcia sportowe? Właśnie myślałam, czy by nie zapisać się na zumbę, szukam w moim mieście jakiegoś klubu, ale tam zaś pewnie same dziewczyny będą
"Widzę, ze trochę z powodu Twojego uczucia do tego gościa, szukasz niejako ukojenia, żeby chociaż z kimś pogdać i strasznie podchodzisz do tego na poważnie."- no tak, to prawda, rozmowa, taka szczera tutaj z Wami, trochę anonimowo bardzo mi pomaga, bo na prawdę nie mam nikogo, z kim mogłabym o tym pogadać. Bratu się wyżaliłam, to powiedział tylko, że "trudno, bywa"
|A co stoi na przeszkodzie, żeby się odezwać do tego ratownika, jeśli tylko Ci się spodobał?"- byłam jego uczennicą, jest jednak starszy i bardziej doświadczone ode mnie. Nigdy z nim nie gadałam....to by było dziwne, gdybym nagle, po kilku latach się odezwała
"Ja, chociaz jestem sam i jest mi z tym dobrze, to raczej jak gdzieś wychodzę, to staram się być uprzejmy dla ludzi, uśmiecham się, zagaduję, czasami nawet panią sprzedawczynię w sklepie smile Ty możesz zrobić to samo, choćby przez niewinny flirt smile"- i prawidłowo big_smile Tak, staram się robić to samo. Ludzie mnie lubią, nie powiem, ale nic więcej
"Zresztą sama wspomniałaś o osobach, które się rozstawały, więc JUŻ BYLI w związku."- tylko jedna z opisanych osób była w długim związku, reszta to niespełnione miłości. Co lepsze ta dziewczyna, która rozstała się z chłopakiem znosiła to dużo lepiej, niż ja czy inni znajomi niespełnione miłości. Dla mnie złamane serce to złamane serce i nieważne czy to zdrada czy rozstanie. Ja nawet nie wiem, co to jest rozstanie, nie miałam "przyjemności" tego doświadczyć, ale boli pewnie tak samo mocno. No ja przez samotność w czasach szkolnych potrafiłam nie spać po nocach, było mi niedobrze, plułam jadem, chciałam się położyć i nie obudzić, dlatego ciężko mi wyobrazić sobie, że ktoś może być w gorszym stanie
"Mamy naprawdę szczęście, że żyjemy w takich czasach"- oczywiście, zgadzam się w 100%. Nie wiem, jak można narzekać na dzisiejsze czasy, kiedy ludzie kiedyś umierali jeden po drugim. Smutna jest ta historia, którą opisałeś sad
Piszesz, że rozstanie po czasie jest o wiele gorsze niż niespełniona miłość. Powiem tak- ja nie dzielę rzeczy na gorsze i lepsze. Tak samo, jak wszyscy się śmieją z nastolatków, które popełniły samobójstwo przez nieszczęśliwą miłość, a ja całym sercem współczuję ich rodzicom, co oni musieli czuć.. to jednak byli ludzie, którym po prostu nikt nie pomógł, bo "to tylko niespełniona miłość, nie teraz to przyjdzie później". Dla nich szansy już nie ma
Ja sama w liceum miałam taką depresję, że nie miałam siły umyć naczyń po obiedzie. Najchętniej bym tylko leżała. Cały czas byłam smutna, przygnębiona, wyżywałam się poprzez hejt na różnych stronach internetowych (z czego wtedy nie zdawałam sobie sprawy), miałam dość wszystkiego i wszystkich. Dlaczego? Bo nie czerpałam żadnej przyjemności z życia. Nie miałam miłości, nie miałam nawet znajomych (3 może 4 razy do roku wychodziłam do kina z jednym kolegą i to z mojej inicjatywy). O moich urodzinach pamiętała (miałam wyłączone powiadomienia o urodzinach) tylko jedna koleżanka (wyżej opisana, która olała mnie po tym, jak poszła na studia). W szkole moi rówieśnicy byli bardzo dwulicowi np. koleżanka X zaprosiła koleżanki A i B na urodziny, a ja potem słyszałam, jak A i B ją obgadują na korytarzu. Nauczycieli też miałam wyjątkowo paskudnych (tylko jeden przedmiot był taki, który lubiłam, bo miałam fajnego nauczyciela bez kompleksów), Tak więc ani w miłości, ani w przyjaźni, ani w szkole. Jedynym sukcesem było zdanie prawda i to wszystko. Czułam się źle psychicznie, miałam głęboką depresję, jeszcze nieleczoną, potem zaczęłam odczuwać też ból fizyczny. Generalnie nie widziałam ani trochę sensu życia
Tak więc proszę mi nie mów, że zerwanie jest gorsze niż niespełniona miłość. Ja zazdroszczę tym po rozstaniu, że chociaż mają jakieś miłe wspomnienia, doświadczenie w związku. Ja tego nie mam i niedługo nie będę potrafiła nawiązać żadnej normalnej relacji, bo jednak uczymy się współpracy z drugim człowiekiem, a ja zauważyłam, że z roku na rok jestem coraz większym egocentrykiem, tak z przyzwyczajenia

31 Ostatnio edytowany przez Kamcia132 (2020-01-12 15:09:12)

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Kurde,jak ja uwielbiam ludzi,którzy twierdzą, że mają najgorzej w życiu. Po tym,co opisałaś,widzę,że lubisz użalać się nad sobą i to bardzo. Ja w swoim życiu miałam pełno takich platonicznych miłostek,też mi było przykro,że to były nieodwzajemnione uczucia,ale nie robiłam z rego dramy. Jak musiałam uśpić moją kotkę,to płakałam sobie za nią w domu,nie zawracałam innym głowy,bo to dla mnie było bolesne,a dla znajomych to był tylko kot. Koleżanek też miałam kilka,czy w liceum,czy na studiach. Ty masz dopiero 23 lata,jeszcze wszystko przed Tobą. Aha,nie musisz też mi tłumaczyć jak debilce,co może nieść ze sobą duży stres,bo ja po rozstaniu z moim byłym zaczęłam tracić przytomność, chociaż żadna choroba nie została potwierdzona w badaniach,muszę brać leki na padaczkę,bo bez nich padam. Trzy tygodnie temu miałam operację,a ty mi tłumaczysz,co to może zrobić platoniczna miłość z człowiekiem. Jestem starsza od ciebie o 10 lat i przeszłam dużo więcej,a nie użalam się tak nad sobą i nie robię najbiedniejszej i najbardziej pokrzywdzonej przez los. Tak jak napisałam wyżej,trochę cierpliwości, bo w życiu nie zawsze układa się tak,jak byśmy tego chcieli. Czasem życue rzuca nam kłody pod nogi,ale trzeba pokonywać trudności i iść dalej. Studiuj, zdawaj egzaminy,poznawaj ludzi,nie nastawiaj się tylko na poznawanie facetów. Zapisz się na tę zumbę,możesz tam poznać wiele fajnych,nowych koleżanek. Baw się,nie płacz nad sobą,na poznanie wartościowego człowieka przyjdzie odpowiedni czas. Ja swojego poznałam po 30-tce. A jeśli czujesz,że nadal masz depresyjne stany,to poszukaj terapii. I to tyle ode mnie. Pozdrawiam i więcej optymizmu życzę.

32

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
Kamcia132 napisał/a:

Kurde,jak ja uwielbiam ludzi,którzy twierdzą, że mają najgorzej w życiu. Po tym,co opisałaś,widzę,że lubisz użalać się nad sobą i to bardzo. Ja w swoim życiu miałam pełno takich platonicznych miłostek,też mi było przykro,że to były nieodwzajemnione uczucia,ale nie robiłam z rego dramy. Jak musiałam uśpić moją kotkę,to płakałam sobie za nią w domu,nie zawracałam innym głowy,bo to dla mnie było bolesne,a dla znajomych to był tylko kot. Koleżanek też miałam kilka,czy w liceum,czy na studiach. Ty masz dopiero 23 lata,jeszcze wszystko przed Tobą. Aha,nie musisz też mi tłumaczyć jak debilce,co może nieść ze sobą duży stres,bo ja po rozstaniu z moim byłym zaczęłam tracić przytomność, chociaż żadna choroba nie została potwierdzona w badaniach,muszę brać leki na padaczkę,bo bez nich padam. Trzy tygodnie temu miałam operację,a ty mi tłumaczysz,co to może zrobić platoniczna miłość z człowiekiem. Jestem starsza od ciebie o 10 lat i przeszłam dużo więcej,a nie użalam się tak nad sobą i nie robię najbiedniejszej i najbardziej pokrzywdzonej przez los. Tak jak napisałam wyżej,trochę cierpliwości, bo w życiu nie zawsze układa się tak,jak byśmy tego chcieli. Czasem życue rzuca nam kłody pod nogi,ale trzeba pokonywać trudności i iść dalej. Studiuj, zdawaj egzaminy,poznawaj ludzi,nie nastawiaj się tylko na poznawanie facetów. Zapisz się na tę zumbę,możesz tam poznać wiele fajnych,nowych koleżanek. Baw się,nie płacz nad sobą,na poznanie wartościowego człowieka przyjdzie odpowiedni czas. Ja swojego poznałam po 30-tce. A jeśli czujesz,że nadal masz depresyjne stany,to poszukaj terapii. I to tyle ode mnie. Pozdrawiam i więcej optymizmu życzę.

A ja uwielbiam ludzi pozbawionych empatii. I to jest problem w naszym kraju. Dlatego jest tyle samobójstw. Moja koleżanka studiuje prawo. Miała "przyjemność" być w prosektorium. Powiedziała, że śmierć naturalna to tam może 1/4, większość to młodzi samobójcy. Powiedziała, że ludzie sobie z tego nawet nie zdają sprawy, bo jest to nienagłośnione.
A wiesz co jest najlepsze? Jestem nauczycielem. W wakacje pracowałam jako instruktor pływania z młodzieżą do lat 18. Dzieciaki czasem miały problemy, ja wysłuchiwałam, ewentualnie radziłam, pocieszałam. Jako nauczycielowi byłoby mi po prostu wstyd komuś powiedzieć "Jestem 10 lat starsza i mam większe problemy". Każdy ma problemy. To, co dla jednego jest problemem dla drugiego może być błahostką. Z resztą jakbyś przeczytała całość to byś wiedziała, że moim problemem nie jest platoniczna miłość, tylko ogromny stres i brak formy relaksu (i nawet możliwości zrealizowania tego) i to jest problem naszego społeczeństwa, bo wiele osób tak myśli, więc nie jestem jakoś szczególnie zdziwiona. Jak chcesz się licytować, kto ma gorzej, to ja mogę powiedzieć, że miałam mnóstwo zwierzątek, które umarły (taka kolej rzeczy) i mam chorych bliskich członków rodziny (sama okazem zdrowia też nie jestem), nie wspominając już, że jestem na okropnie ciężkich studiach, że edukacja przedszkolna przy nich nie stoi (wiem, bo kolega, który nie wytrzymał presji na moim kierunku przeniósł się na pedagogikę i twierdzi, że to wakacje w porównaniu do studiów medycznych) i tak samo mogę powiedzieć- jestem 10 lat młodsza i mam dużo gorzej (w ogóle co to za bzdura z tym wiekiem, to, że ktoś starszy czy młodszy to nic nie znaczy). Jednak tego nie powiem, bo jestem osobą bardzo empatyczną (czasem nawet za bardzo) i staram wyobrazić sobie, że sama jestem w sytuacji tej osoby (w Twojej też, bo też masz problemy i też nie masz lekko)- zaręczam Ci, że wtedy wydaje Ci się, że Ty wcale nie masz najgorzej na świecie, bo dostrzegasz problemy i sytuację innych.
Rozumiem, że jak rozstaliście się z chłopakiem to bardzo bolało, jestem to sobie w stanie wyobrazić. Bardzo współczuję, serio, ale nie możesz mówić, że ktoś, kto się "tylko" zakochał to tylko dziecinna miłość. Dziecinne jest mówienie, że zauroczenie to nic w porównaniu do rozstania czy zdrady. Tak samo mi ktoś wyżej napisał, że ja się "tylko" zauroczyłam blabla. Tylko ja się pytam- skąd ktoś to może wiedzieć, co ja czuję? Wiecie co jest nie tak? Ja nie twierdzę, że niespełniona miłość jest gorsza niż zdrada czy rozwód, a Wy twierdzicie, że niespełniona miłość to błahostka. Widzicie teraz tą różnicę? Ja nie rozdzielam problemów na gorsze i lepsze. Dla każdego jego problem jest najgorszy. Jak nie wierzycie to macie dwa przykłady: znajoma w wieku lat 33 rzuciła faceta po 7 latach związku i wreszcie była szczęśliwa, bo nie musiała sprzątać, gotować, wolała być singielką. Mój kolega, lat 25 zakochał się rok temu w dziewczynie. Wpadł po uszy. Dziewczyna nie odwzajemniła uczuć. Chłopak najpierw miał myśli samobójcze, ale odwiodłam go od tego. Wielokrotnie mi się żalił na ten sam temat, ale próbowałam doradzić, albo po prostu wysłuchać. Mimo to tak się tym wszystkim stresował, że dostał zawału. Tak zawału! Przez to, co dla Was jest "błahostką". Lekarz był przerażony jego stanem, powiedział, że nie jest to normalne w tym wieku, kolega się nie przyznał, że to nie stres związany z niezaliczonym rokiem (oblał egzamin i musi powtarzać rok) tylko nieszczęśliwa miłość. Po wypisaniu ze szpitala ja się nim zajmowałam. Lekarz, już prywatnie nawet do niego dzwonił każdego wieczora, żeby się zapytać, jak kolega żyje
Gdybym wtedy go nie pocieszała, nie wysłuchała, waliła teksty typu "Przestań biadolić, inni mają gorzej" to prawdopodobnie już by nie żył. Sam mi to powiedział, że jakby nawet nie popełnił samobójstwa to wykończyłby go ten zawał (ja go zmusiłam, żeby poszedł do lekarza). To tylko jeden z kilku przypadków, które opisałam wyżej- moja koleżanka z sąsiedniego kierunku też miała przez to problemy z sercem (na szczęście już jest lepiej)
Spróbujmy się czasem postawić w sytuacji innej osoby, a nagle się okaże, że nie mamy wcale najgorzej
Z drugiej strony nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale osoby z przewlekłą depresją stają się egocentrykami, nie interesują ich problemy innych, bo sami czują się przybici i są w extra dołku, a przeważnie ludzie nie widzą ich problemów.

Pozdrawiam
Miłego dnia życzę

33

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Zabawne jest,że to ty zarzucasz mnie licytowanie się, a sama TY to robisz już od dawna. Moją sytuację opisałam ci dla porównania i dopisałam,że mam 10 lat więcej od ciebie i przeszłam więcej,bo tak jest,bolesnego rozstania, operacji i padaczki jeszcze na szczęście nie miałaś,dopisałam tam wyraźnie,że mimo tego nie użalam się nad sobą! Gdzie napisałam,że mam najgorzej? To ty to zobaczyłaś,żeby móc dalej mi tłumaczyć jak debilce,jaką to ty masz tragiczną sytuację. Ja lubię swoje życie,swoją pracę, a też nie raz leżałam na ziemi i nie mogłam się podnieść. Ale wstawałam,za każdym razem. Dyżo pisałam  tu,na  forum,w dziale o rozstaniach i ja słuchałam,co ludzie pisali, potrafiłam przyznać,że ktoś miał gorzej ode mnie,gdy ktoś opisywał rozpad kilkuletniego związku.  Nawet o tych zwierzętach, na gwizdek mi wymieniasz,ile ich pożegnałaś? Napisałaś o swoim kocie,to ja napisałam o swoim,a pożegnałam też dużo więcej. I co w związku z tym? Jestem empatyczna,ale ty tu chyba nie przyszłaś tylko po głaskanie po główce,tylko przyszłaś po rady,które olewasz ciepłym moczem,bo już kilka osób radziło,byś coś zrobiła z tym chłopakiem, umówiła się z nim,to ty się chowasz za swoimi nieziemsko trudnymi studiami. Próbowano też lekko dać ci kopniaka na motywację, to ty dalej przy swoim,że masz tak strasznie ciężko. Co robisz,by to zmienić? No nic nie robisz,nawet nie cieszysz się tym,co masz. Poszłabyś na zumbę,ale nie,bo tam są tylko dziewczyny,nie ma facetów, umówiłabyś się z tym chłopakiem,ale nie,bo masz trudne egzaminy i je zawalisz. Jak sama nic nie zrobisz,to nic się nie zmieni. I powtórzę,jeśli odczuwasz u siebie depresję,to idź do terapeuty. Jeżeli Ty tak mówisz do ludzi,jak do mnie tu piszesz,to masz odpowiedź,dlaczego za długo z tobą nie siedzą. Masz strasznie pouczający i wywyższający się ton,empatii tu nie widać. Zawsze ludzie będą wyczuwać,jak druga osoba na siłę stara się być miła i sympatyczna,a w rzeczywistości jest sfrustrowana,a ty sfrustrowana jesteś,nie da się tego ukryć. Jesteś młodziutka, ciesz  się życiem, a jak nie potrafisz,to terapia. Ale co ja tam głupia mogę wiedzieć,w sumie jestem tylko nauczycielką,po badziewnych studiach big_smile

34

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

katie96, wbrew pozorom bardzo Ci współczuję. Wierzę, że mocno to wszystko przeżywasz i że to nieodwzajemnione zauroczenie mocno Cię boli. Chodzi jednak o to, żebyś sobie uświadomiła, że Twoim problemem nie jest to nieodwzajemnione zauroczenie tylko to, że nie radzisz sobie ze swoimi uczuciami i emocjami.
Pamiętam, jak kilka lat temu, gdy byłam mocno zakochana w pewnym chłopaku bez wzajemności, pewna osoba powiedziała mi w rozmowie, że tęsknić za kimś to coś złego i nie ma nic wspólnego z miłością. Moją reakcją na te słowa był bunt. No bo jak to? Przecież to, że tak bardzo tęsknię, cierpię, nie umiem żyć bez niego świadczy o sile mojego uczucia! Bardzo dużo czasu zajęło mi zrozumienia, że tamta osoba miała rację. Mam nadzieję, że kiedyś też to zrozumiesz smile Życzę Ci tego.
Tak przy okazji - nie warto zawalać studiów i innych spraw. Ja przez to, że tak bardzo się skupiałam na tych swoich nieodwzajemnionych uczuciach, zaniedbałam sporo ważnych rzeczy i dziś zmagam się z tego konsekwencjami. Nie popełnij tego błędu. Pomyśl sobie, że może po prostu to nie ten chłopak, albo może ten, tylko to jeszcze nie jest czas dla Was. Poznawajcie się na spokojnie, bez spiny smile Bądź cierpliwa smile Też możesz czasem do niego zagadać/napisać, zaproponować spotkanie. Tak po prostu, na luzie. I uśmiechnij się! smile

Co do znajomych, to też kiedyś wpadłam w pułapkę filmową. Ale życie to nie filmy. Zresztą pomyśl - film trwa niecałe dwie godziny i przez to wydaje się, że wszystko się tam szybko dzieje, ludzie się ciągle ze sobą spotykają i mają dla siebie czas, zakochują się w sobie i za dwie chwile już są razem. Ale to tylko złudzenie. Normalne życie to długie godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata.
To po pierwsze. A po drugie takie "filmowe" idealne przyjaźnie to zdarzają się może raz na milion. Ja długo nie doceniałam swoich znajomości, bo oczekiwałam nie wiadomo czego. Dziś tego żałuję, dlatego zachęcam Cię do tego, żebyś doceniała tych ludzi, którzy są wokół Ciebie, choć niby tak zwyczajnie, bez fajerwerków. Aha, powiedziałabym nawet, że im bardziej ktoś Ci słodzi, tym byłabym mniej ufna wobec tej osoby. Warto się też zastanowić, czy nie ma czegoś, nad czym mogłabyś w sobie popracować? Czy nie jesteś na przykład typem narzekacza i marudy, bo raczej nikt nie lubi zgorzkniałych osób. Czy jesteś osobą, w której towarzystwie fajnie jest przebywać? Czy chciałabyś taką przyjaciółkę? To już sobie sama na to musisz odpowiedź i ewentualnie potem nad sobą popracować.

Jak sobie radzę z życiem bez związku? Tak po prostu wink Nie zależy mi na tym, żeby być z kimkolwiek, byle być. Więc nie jest tak źle. Gorzej jest, gdy się zakocham w kimś. Wtedy mi trudno, bo z tą konkretną osobą już chciałabym coś więcej. Ale do tej pory moje uczucia zawsze były bez wzajemności, więc co mogę zrobić? Nic. Jedynie zaakceptować to. Pozwalam sobie czasem na łzy w poduszkę, ale to tylko tak na chwilę, a potem wstaję i żyję sobie dalej wink Rozpaczanie i użalanie się nad sobą niczego nie zmieni, nie sprawi, że komuś zacznie na mnie zależeć. A poza tym szkoda życia na takie dołowanie się wink I to nie znaczy, że mi na danej osobie nie zależy.


Kochać kogoś, to chcieć szczęścia tej osoby, nawet jeśli to nie jestem ja.

35

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
Kamcia132 napisał/a:

Zabawne jest,że to ty zarzucasz mnie licytowanie się, a sama TY to robisz już od dawna. Moją sytuację opisałam ci dla porównania i dopisałam,że mam 10 lat więcej od ciebie i przeszłam więcej,bo tak jest,bolesnego rozstania, operacji i padaczki jeszcze na szczęście nie miałaś,dopisałam tam wyraźnie,że mimo tego nie użalam się nad sobą! Gdzie napisałam,że mam najgorzej? To ty to zobaczyłaś,żeby móc dalej mi tłumaczyć jak debilce,jaką to ty masz tragiczną sytuację. Ja lubię swoje życie,swoją pracę, a też nie raz leżałam na ziemi i nie mogłam się podnieść. Ale wstawałam,za każdym razem. Dyżo pisałam  tu,na  forum,w dziale o rozstaniach i ja słuchałam,co ludzie pisali, potrafiłam przyznać,że ktoś miał gorzej ode mnie,gdy ktoś opisywał rozpad kilkuletniego związku.  Nawet o tych zwierzętach, na gwizdek mi wymieniasz,ile ich pożegnałaś? Napisałaś o swoim kocie,to ja napisałam o swoim,a pożegnałam też dużo więcej. I co w związku z tym? Jestem empatyczna,ale ty tu chyba nie przyszłaś tylko po głaskanie po główce,tylko przyszłaś po rady,które olewasz ciepłym moczem,bo już kilka osób radziło,byś coś zrobiła z tym chłopakiem, umówiła się z nim,to ty się chowasz za swoimi nieziemsko trudnymi studiami. Próbowano też lekko dać ci kopniaka na motywację, to ty dalej przy swoim,że masz tak strasznie ciężko. Co robisz,by to zmienić? No nic nie robisz,nawet nie cieszysz się tym,co masz. Poszłabyś na zumbę,ale nie,bo tam są tylko dziewczyny,nie ma facetów, umówiłabyś się z tym chłopakiem,ale nie,bo masz trudne egzaminy i je zawalisz. Jak sama nic nie zrobisz,to nic się nie zmieni. I powtórzę,jeśli odczuwasz u siebie depresję,to idź do terapeuty. Jeżeli Ty tak mówisz do ludzi,jak do mnie tu piszesz,to masz odpowiedź,dlaczego za długo z tobą nie siedzą. Masz strasznie pouczający i wywyższający się ton,empatii tu nie widać. Zawsze ludzie będą wyczuwać,jak druga osoba na siłę stara się być miła i sympatyczna,a w rzeczywistości jest sfrustrowana,a ty sfrustrowana jesteś,nie da się tego ukryć. Jesteś młodziutka, ciesz  się życiem, a jak nie potrafisz,to terapia. Ale co ja tam głupia mogę wiedzieć,w sumie jestem tylko nauczycielką,po badziewnych studiach big_smile

"Jeżeli Ty tak mówisz do ludzi,jak do mnie tu piszesz,to masz odpowiedź,dlaczego za długo z tobą nie siedzą"- zmartwię Cię, ale nie będę wchodzić łaski komuś, kto mnie obraża. Gdzieś w jakimś wątku dziewczyny pisały pewnej dziewczynie, że jak będzie miła dla wszystkich, to nikt jej nie będzie szanował. Tobie za to nie spodobała się moja wypowiedź, bo podałam kontrargumenty, prawdziwe z resztą....ale są ludzie, którzy nie obrażają się za odmienne zdanie poparte argumentami. A myślisz, że mi się podoba, jak się do mnie odzywasz? Oczywiście, że nie. Można coś powiedzieć na spokojnie, bez tony jadu (nawet jeśli niespecjalnie, to ja to tak odebrałam).
Ja się z Tobą nie licytuję, napisałam tylko, żebyś nie mówiła, że jak jesteś starsza to masz na pewno gorzej. Znam dzieci 10 lat młodsze ode mnie, które mają w życiu prawdziwe piekło i dużo gorzej ode mnie, mimo że są dekadę niżej jak ja (patologiczna rodzina, przemoc, alkohol). Po prostu uważam, że argument "Jestem od ciebie 10 lat starszy, więc na pewno mam gorzej" nie jest według mnie dobrym argumentem. Ja nie twierdzę, że mam najgorzej, staram się poprawić swoją sytuację. Zarzucasz mi, że się nad sobą użalam, okej przyznaję się, jęczę strasznie, bo nie wiem co robić i szukam porady wśród osób, które czuły się w życiu podobnie. Przyznaję. Tylko Ty też to robisz choćby tym, co wyżej napisałaś, może nie zdajesz sobie sprawy z tego, ale tak to można właśnie odebrać
Ale co ja tam mogę wiedzieć, taka głupia 20latka, która nic o życiu nie wie

36

Odp: Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń
umajona napisał/a:

katie96, wbrew pozorom bardzo Ci współczuję. Wierzę, że mocno to wszystko przeżywasz i że to nieodwzajemnione zauroczenie mocno Cię boli. Chodzi jednak o to, żebyś sobie uświadomiła, że Twoim problemem nie jest to nieodwzajemnione zauroczenie tylko to, że nie radzisz sobie ze swoimi uczuciami i emocjami.
Pamiętam, jak kilka lat temu, gdy byłam mocno zakochana w pewnym chłopaku bez wzajemności, pewna osoba powiedziała mi w rozmowie, że tęsknić za kimś to coś złego i nie ma nic wspólnego z miłością. Moją reakcją na te słowa był bunt. No bo jak to? Przecież to, że tak bardzo tęsknię, cierpię, nie umiem żyć bez niego świadczy o sile mojego uczucia! Bardzo dużo czasu zajęło mi zrozumienia, że tamta osoba miała rację. Mam nadzieję, że kiedyś też to zrozumiesz smile Życzę Ci tego.
Tak przy okazji - nie warto zawalać studiów i innych spraw. Ja przez to, że tak bardzo się skupiałam na tych swoich nieodwzajemnionych uczuciach, zaniedbałam sporo ważnych rzeczy i dziś zmagam się z tego konsekwencjami. Nie popełnij tego błędu. Pomyśl sobie, że może po prostu to nie ten chłopak, albo może ten, tylko to jeszcze nie jest czas dla Was. Poznawajcie się na spokojnie, bez spiny smile Bądź cierpliwa smile Też możesz czasem do niego zagadać/napisać, zaproponować spotkanie. Tak po prostu, na luzie. I uśmiechnij się! smile

Co do znajomych, to też kiedyś wpadłam w pułapkę filmową. Ale życie to nie filmy. Zresztą pomyśl - film trwa niecałe dwie godziny i przez to wydaje się, że wszystko się tam szybko dzieje, ludzie się ciągle ze sobą spotykają i mają dla siebie czas, zakochują się w sobie i za dwie chwile już są razem. Ale to tylko złudzenie. Normalne życie to długie godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata.
To po pierwsze. A po drugie takie "filmowe" idealne przyjaźnie to zdarzają się może raz na milion. Ja długo nie doceniałam swoich znajomości, bo oczekiwałam nie wiadomo czego. Dziś tego żałuję, dlatego zachęcam Cię do tego, żebyś doceniała tych ludzi, którzy są wokół Ciebie, choć niby tak zwyczajnie, bez fajerwerków. Aha, powiedziałabym nawet, że im bardziej ktoś Ci słodzi, tym byłabym mniej ufna wobec tej osoby. Warto się też zastanowić, czy nie ma czegoś, nad czym mogłabyś w sobie popracować? Czy nie jesteś na przykład typem narzekacza i marudy, bo raczej nikt nie lubi zgorzkniałych osób. Czy jesteś osobą, w której towarzystwie fajnie jest przebywać? Czy chciałabyś taką przyjaciółkę? To już sobie sama na to musisz odpowiedź i ewentualnie potem nad sobą popracować.

Jak sobie radzę z życiem bez związku? Tak po prostu wink Nie zależy mi na tym, żeby być z kimkolwiek, byle być. Więc nie jest tak źle. Gorzej jest, gdy się zakocham w kimś. Wtedy mi trudno, bo z tą konkretną osobą już chciałabym coś więcej. Ale do tej pory moje uczucia zawsze były bez wzajemności, więc co mogę zrobić? Nic. Jedynie zaakceptować to. Pozwalam sobie czasem na łzy w poduszkę, ale to tylko tak na chwilę, a potem wstaję i żyję sobie dalej wink Rozpaczanie i użalanie się nad sobą niczego nie zmieni, nie sprawi, że komuś zacznie na mnie zależeć. A poza tym szkoda życia na takie dołowanie się wink I to nie znaczy, że mi na danej osobie nie zależy.


Kochać kogoś, to chcieć szczęścia tej osoby, nawet jeśli to nie jestem ja.

O jejku jejku ja coś pomyliłam, przepraszam.
Zaczęłam się rozwodzić nad tym chłopakiem, ale wbrew pozorom to nie on jest przyczyną mojego skutku. Wiele razy się zauroczyłam, nie ten to będzie inny. O nim wtedy dużo myślałam, dlatego tyle pisałam, ale na początku stycznia udało mi się zamienić z koleżanką z innej grupy, przez co prawie w ogóle go teraz nie widuję i jest o wiele lepiej. Nie widuję, ograniczam rozmowy nawet na naszej kilkuosobowej grupie i widzę już go tylko jako fajnego, bliskiego kolegę. Mój problem jest inny. Mam niby znajomych, na korytarzu zawsze jest z kim pogadać. Jednak nie mam przyjaciół. Ta nasza 4osobowa paczka to tylko znajomi. Jak ostatnio wystawiła mnie do wiatru jedna koleżanka, leżało mi to na sercu i chciałam się wygadać, napisałam to na tej grupie (miałam potrzebę wygadania się) i jedna osoba tylko dała reakcję smutnej buźki, a potem temat został zmieniony. Żadnych pytań, żadnych pocieszeń...generalnie po roku znajomości sporo tych "znajomych" z uczelni nawet nie wie, czym się interesuję, jaki lubię kolor, jakiej muzyki słucham. Jednemu koledze z roku mówiłam, że kocham pływać. Po kilku miesiącach jak mu to znowu napomknęłam to był bardzo zdziwiony
Nie mam z kim jechać np. teraz na ferie zimowe na narty, bo albo nie lubią albo nie potrafią jeździć. Na wakacje też nie.
Czuję się po prostu samotna, bo jak jest mi smutno z jakiegoś powodu, to na pocieszenie mogę liczyć tylko ze strony rodziców, brata, babci. Do nich telefon mogę wykonać. Reszta odpada. Nawet jak się komuś z czegoś zwierzam, to mam wrażenie, że wylatuje im to drugim uchem. To pokazuje, że nie jesteśmy bliskimi znajomymi. Tak samo jak miałam mega doła w zeszłym roku. Mówiłam o tym, że źle się czuję. I jak w tych wszystkich filmach pokazują, że grono znajomych wyciąga smutną osobę z domu, żeby się nie martwiła (tak, wiem, że to tylko film, ale wiem też, że w rzeczywistości też się takie sytuacje zdarzają może nie tak przesłodzone, ale nie wierzę, że każdy w życiu jest pozostawiony sam sobie); za to ja tu sugerowałam wyjazd do pewnego miasta obok, żeby pozwiedzać, połazić, bilet 4 zł studencki. To usłyszałam odmowę, bo odwołali w piątek jakieś tam zajęcia (czy coś tam, nawet nie pamiętam), więc oni chcieliby wrócić do domu w czwartek po południu a nie w piątek rano. Gdyby jeszcze tego domu nie widzieli ze 2 miesiące, ale oni wracają do domu co tydzień lub dwa. Tak więc w takich chwilach widzisz, ile znaczysz dla innych
Nie chcę być nie wiadomo jak popularna, wystarczyłyby mi 2, 3 bliższe osoby, ale takie na prawdę bliskie, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa przy nich, że mogę liczyć na nich w trudnych sytuacjach (i oni na mnie też), że możemy sobie wyjawiać tajemnice, że mogę np. wyjechać z nimi na jakąś wycieczkę, jak to mają studenci w zwyczaju...a tak to ci moi znajomi, w tym ta 4osobowa grupa to ludzie, którzy- odnoszę takie wrażenie- kolegują się, bo nie mają wyjścia. Sama nie wiem i nie umiem sobie z tym poradzić
"tęsknić za kimś to coś złego i nie ma nic wspólnego z miłością"- i tak i nie, zależy o jakiej miłości mówimy. Za rodzicami i zwierzątkiem bardzo tęsknię, jak mnie długo w domu nie ma i nie uważam, żeby było to coś złego, ale jeśli mówimy o tym, że ktoś nie odwzajemnia naszego uczucia, a my o nim myślimy, tęsknimy, zawalamy sprawy to tak, popieram, to głupota. Chociaż fakt, jeszcze nie do końca to rozumiem
"Czy nie jesteś na przykład typem narzekacza i marudy, bo raczej nikt nie lubi zgorzkniałych osób"- przez to, że mam ostatnio trochę problemów stałam się introwertykiem. Mało się odzywam, wyglądam, jakbym dała sobie wejść na łeb. Ludzie mi mówią, że jestem zawsze miła, ale mam wrażenie, że przez to nie traktują mnie poważnie. Jestem taka "low energy", bo za dużo myślę o problemach, jestem niepewna siebie i mam mega kompleksy (serio mega, mam nieustanne wrażenie, że nic mi się nie udaje, że jestem do niczego). Zamierzam zapisać się do psychologa, bo chciałabym być głośna, zabawna, charyzmatyczna, a sama nie wiem, jak do tego dojść
"Gorzej jest, gdy się zakocham w kimś. Wtedy mi trudno, bo z tą konkretną osobą już chciałabym coś więcej. Ale do tej pory moje uczucia zawsze były bez wzajemności"- o nie nie nie wolno się wiązać z kimś, byle by być, bo oszukujemy i siebie i drugą osobę i to i tak raczej nie przetrwa. Ja nigdy nie związałam się z nikim na siłę i jestem z tego zadowolona. Dla mnie to trochę obleśne się całować z kimś, do kogo niczego nie czujemy (może jestem dziwna), a miałam wiele okazji

Posty [ 36 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Powoli tracę wiarę w miłość i przyjaźń

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024