Serwus. Jestem nowym użytkownikiem na forum. Jestem świadom, że to będzie obszerna lektura, dlatego prosiłbym o cierpliwości.
Mam 27 lat. W czerwcu poznałem dziewczynę o 2 lata młodszą od siebie. Straciłem dla niej kompletnie głowę. Przyjechała do mojej rodzinnej miejscowości na wesele koleżanki, poznaliśmy się w czwartek.
Wesele było w sobotę. Na owe wesele zaprosiła "kolegę"(40+ facet z dwójka dzieci). Odprawiła tego kolegę w sobotę i na wesele poszła sama. Powiedziała mi, że z owym kolesiem nic jej nie łączyło, to była tylko stopa koleżeńska - na tej podstawie jej zaufałem i stwierdziłem że mogę w to wejść. Cały wieczór przesiedzieliśmy razem, w niedziele już poszliśmy na poprawiny. Zdecydowaliśmy, że zamieszkamy u mnie w Warszawie. Po poprawinach zostałem u niej, w poniedziałek przyjechała do mnie, poznała rodziców. Pojechaliśmy do Warszawy.
W Warszawie wszystko było spoko, natomiast po kilku dniach przy mnie dostała od tego kumpla smsa. Widziała, że przeczytałem treść (było tam coś pokroju "dlaczego mnie tak potraktowałaś? nie uważasz że należą mi się wyjasnienia?". Zapaliła mi się lampka, a ona się speszyła. Jak się później okazało, to nie był kolega, a facet z którym pomieszkiwała, spała, jadła kolacje, wulgaryzm się (jej słowa). Od tamtego czasu byłem nieufny, zazdrosny. Pewnego wieczoru wypiliśmy, pokłóciliśmy się, powiedziała że się wyprowadza na następny dzień - powiedziałem nie, dzisiaj masz wy* z domu. Spakowała się, gdzieś poszła, ale wrociła. Na ulicy, na imprezie, na fejsie - ciągle pojawiali się jacyś kolesie, kokietowała ich wzrokiem, pozwalała sobie na to by kolesie do niej pisali w stylu: "uważaj, żebym to ja zaraz Ciebie nie wziął".
Do mieszkania mi sie nie dokładała, ani do życia, nie kupywała nic, liczyła się tylko ona i jej zaspokajanie potrzeb. Wyjechała do swojego miasta, po czym napisałem jej po tygodniu by nie robiła głupot bo jest w ciąży (przeczucie). Okazało się, że była. Wróciła do mnie. Tu w grę wkroczyła matka. Matka ma 5 dzieci, każde dziecko z innym facetem. Ma swoich kumpli, z facetami na ogół umawia się po to by ich naciągać. Gdy wyrzuciłem ją z mieszkania, matka napisała mi smsa: "suchej nitki na Tobie nie zostawię chory psychicznie człowieku". Zdobyła numer moich rodziców i zadzwoniła do nich, najpierw pytając o jakiś stolik na sprzedanie(?), potem zadzwoniła drugi raz, informując ich że jest w ciązy i czy nie wiedzą się u nas dzieje bo zabrałem ją do psychiatry.
Zabrałem ją do psychiatry, bo miałem podejrzenia że ma problemy. Osobowość borderline, najpierw mówi że mnie kocha, za chwile że nienawidzi, że dźwiga ja jak do niej mówie, że mam wulgaryzm, że jestem chory psychicznie i jest to potwierdzone przez lekarza, mowila że co ja sobie myślę, że beze mnie sobie życia nie ułoży?". (wiedziała że lecze się z depresji). Takie coś znosiłem przez 2 miesiące. Pewnego piątkowego wieczoru, uciekłem do alkoholu. Opiłem się, ona zamiast wrócić o 20, wróciła o 22. Nie dała znać nic, ani me, ani be, co się z nią dzieje. Przyszła do domu, otworzyłem, zamknąłem drzwi przed nosem. Za 15 minut otworzyłem i wpuściłem ją do domu. Zaczeła się pakować, powiedziałem że nigdzie o tej godzinie nie pójdzie, chciałem ją przytulić, ale była agresja. Wyprowadziła się. Następnego dnia była w pracy, pewnie zatrzymała się w hotelu. U niej w pracy był stary koleś, z którym ewidentnie flirtowała, pisała maile (potem je próbowała usunąc przy mnie), każde pytanie na jego temat = agresja, wyzwiska, zmiana tematu. W nocy potrafiła brać mnie na śpiocha. (zacząłem monitorować sen)
Na miasto nigdy nie mogliśmy razem wyjść, bo zawsze się kończyło kłótnią z powodu osoby trzeciej (zaczepanie wzrokiem, gestykulacja, ruchy ciała). W metrze jadąc ze mną specjalnie kokietowała wzrokiem innych facetów by mnie wyprowadzić z równowagi - wiedziała że zazdrość, to mój konik. Potem już przestałem być zazdrosny i nie robiłem z tego powodu problemów.
Jakkolwiek bym nie próbował rozmawiać, ona nigdy niczego złego nie zrobiła, nie powiedziała, anioł. Za każdym razem gdy próbowałem rozmawiać, to albo agresja, albo odbijanie piłki, albo zmiana tematu, lub kompletna cisza. Na fejsie pisała ciągle z kumplem, który nie ukrywał się z tym że by ją...ekhem (nie jest to pierwszy kumpel, ni epierwsz taka sytuacja), a ona nie ukrywała się z tym, że jej się to podoba. Facet miał na profilowym emotkę, niedawno dodała ona dodała takie same foto z gestem tej emotki (założony palec na usta). Napisałem jej po prostu, że chciałem jej dać szansę, zapomnieć to wszystko, ale wiem, że nigdy się nie zmieni ("wulgaryzm pociągi") i nigdy ma się ze mną nie kontaktować w żadnej sprawie).
Chciałem być ojcem, wspierałem ją w ciązy i chcę dalej ją wspierać, być z nią, ale nie wiem sam co mam zrobić by ją zmienić, albo czy mam zmienić siebie. Nie wiem, czy to jest związek spisany na straty. Nie zachowuje sie kompletnie jakbym był ojcem tego dziecka, nie jest nawet tym zainteresowana bym był obecny w jej życiu.
Z moich obserwacji wynika, że ona powiela zachowania matki. Wykorzystuje facetów by zaspokoić swoje potrzeby, podwyższyć swoją samoocenę. Teraz akutalnie jest w ciązy i ma kompletnie w poważaniu czy będę ojcem jej dziecka, czy nie będę, nie interesuje ją to w ogóle. Co mam w tej sytuacji zrobić? Jedyne rozwiązanie, byśmy do siebie wrócili to żeby zamieszkać razem, co za tym idzie, ona musiała by się przeprowadzić do mnie, lub ja do Niej (w jej środowisku jestem przegrany bo przedstawiła mnie od strony kolesia który ciągle się awanturuje, robi problemy, wyrzuca z domu, a ona przecież jest niewinna i do niczego nie prowokowała, z nikim nie flirtowała, nie wypisywała), a co za tym idzie, moja noga tam raczej nie stanie bo mnie zniszczą.
Czy w ogóle istnieje szansa by to naprawić, jaką postawę powinienem obrać? Termin porodu jest na maj.
Zapomniałem także dodać, że oczywiście, były już wyzwiska w stronę mojej rodziny. Tak reasumując, robiła wszystko, byśmy nie byli ze sobą, ale w taki sposób, żebym to ja był temu winny a ona nie miała poczucia winy.